Tym razem czarodzieje na swój użytek otrzymują kompleks domków umieszczonych na drzewach. Każdy domek jest piętrowy. Na jego górnym poziomie znaleźć możemy pięcioosobową, przestronną sypialnię, utrzymaną w jasnych kolorach. Duże łóżka otoczone moskitierą nie tylko zapewniają odrobinę prywatności, ale chronią przed owadami, których na tym kontynencie nie brakuje. Na dolnym poziomie można znaleźć dużą łazienkę, oraz mały taras z mostem prowadzącym do kolejnych domków. Widoki są stąd niezapomniane, a bliskość lasu i drzew sprawia, że w ciągu dnia nie tylko mogą do nas zawitać zaciekawione małpy, ale i różnobarwne, egzotyczne ptaki. Dodatkowo każdy domek wyposażony jest w magiczny świstoklik, którego użycie powoduje przeniesienie do miasteczka oddalonego o paręnaście kilometrów. Czego chcieć więcej?
Lokatorzy:
Nolan Torin Keane Electra C. O'Keeffe Gregers Colton Marcellus Dunphy Liam S. Dear
Liam przyjechał później - do samego końca zastanawiał się, czy to na pewno dobry pomysł. Wiedział, że spotka tu mnóstwo hogwarckiej młodzieży - a on już do tej kategorii się nie zaliczał. Już niedługo miał zostać nauczycielem, wkroczyć w zupełnie nowy etap i zobaczyć, jak wygląda życie w takiej wersji. Pomimo swoich wątpliwości, zwyczajnie nie był w stanie odmówić wyjazdu na Kolumbię. Nie miał ochoty na dłuższe spacery po mieście - targanie kufra przy boku do najwygodniejszych nie należało, a poza tym doskwierał mu głód. Wszedł do domku pewnym krokiem, ze świadomością, że jego współlokatorzy najprawdopodobniej już się tutaj znajdują. Nikt nie powitał go jednak nikt na progu, odstawił więc kufer niedaleko drzwi i udał się do kuchni. Rozpakowywanie musiało zaczekać, teraz czas było wrzucić coś na ząb. Dear nie był szefem kuchni. Zwykle robił sobie dania proste, nie wymagające większych zdolności kulinarnych. Całkiem wystarczało mu takie postępowanie. Większe eksperymenty kuchenne zazwyczaj kończyły się małym pożarem, albo (jeśli miał wyjątkowo dużo szczęścia) po prostu tragicznym smakiem potrawy. Otworzył lodówkę, czując przyjemny chłód bijący z jej wnętrza. Ku jego ogromnemu zaskoczeniu, na jednej z półek znalazł kilka butelek piwa. Najwyraźniej domki dorosłych zostały zaopatrzone nieco bardziej w ich gusta. Upił kilka łyków schłodzonego napoju, robiąc dla siebie prowizoryczną kanapkę z serem. Powinno wystarczyć, stwierdził w myślach.
Electra cieszyła się na wakacje i jeszcze przed wyjazdem obiecała sobie, że w domku czas będzie spędzała jedynie w ostateczności. No i w nocy, bo spanie na zewnątrz nie wyglądało na dobry pomysł... Ta "ostateczność" pojawiła się po wycieczce do dżungli. Koniecznie musiała się odświeżyć i nieco odpocząć. Wspięła się po schodach do sypialni, biorąc przy okazji bagaż, który porzuciła wcześniej. Jej wyobraźnia wyprzedziła jej ruchy... Już czuła jak zatapia się w miękkiej pościeli, jak wzdycha z radością... - Cholera - pisnęła na chwilę przed tym, jak jej nos zderzył się z podłogą. Merlinie, jak ją bolało! Pewnie ledwie uniknęła złamania! Uderzyła w podłogę lekko pięścią, jakby grożąc za znokautowanie i podciągnęła się do góry. Przeszła jej ochota na marzenia, dlatego tylko wyjęła ze swojego kufra potrzebne rzeczy i tym razem patrząc pod nogi, zbiegła na dół. Już miała się zamknąć w łazience i oddać całkowicie przyjemności, jaką gwarantował jej prysznic z zimną wodą, kiedy dostrzegła stojący obok drzwi kufer. Nie miała pojęcia, jak wcześniej mogła go pominąć. Czyżby zmęczenie odebrało jej wzrok? Z ręcznikiem i ubraniami pod pachą, skierowała swoje kroki w kierunku kuchni. Wraz ze zmniejszająca się odległością coraz wyraźniej słyszała odgłosy wydawane przez jakiegoś kucharzyka. Zdecydowała, że niegrzecznie byłoby się nie przywitać, bez względu na to, jak nieciekawie po swojej wyprawie musiała wyglądać... i cóż, pewnie pachnieć. Przyozdobiła usta uśmiechem, który niemal natychmiast zmatowiał, gdy zauważyła, że włosy jej współlokatora były zupełnie czarne, ścięte w sposób, którego nie lubiła. Że jego ramiona były umięśnione, podobnie zresztą jak cała sylwetka... oczywiście nie w sposób, który uważała za atrakcyjny. Skąd. Po prostu, że skądś kojarzyła te ponad sto osiemdziesiąt centymetrów przygotowujące sobie jedzenie. Oparła się o ścianę, kręcąc głową. - To się nazywa niespodziewane spotkanie, co Liam?
Zdążył pochłonąć już dwie kanapki i poważnie zastanawiał się nad trzecią, gdy usłyszał na górze jakiś hałas. Zamarł na chwilę, wciąż jeszcze żując, po czym popił jedzenie. Miał nawet iść sprawdzić, czy nic tam się nie wydarzyło, ale usłyszał kroki. Cóż, jego współlokator najwyraźniej był całkiem żywy i prawdopodobnie zamierzał tu niedługo zejść. A Liam naprawdę chciał zjeść trzecią kanapkę. Przygotowywał ją sobie zupełnie automatycznie, bo przez okno wołała go panorama Kolumbii. Nie mógł się oderwać od tych niesamowitych widoków i nic dziwnego, że gdy ktoś nagle wyrwał go z tego letargu, niemal podskoczył z zaskoczeniem. Nóż ześlizgnął mu się o kromce chleba tak, że milimetry dzieliły go od palca Liama, po czym z brzękiem wylądował na blacie. Mężczyzna odwrócił się i wbił pełne zdziwienia spojrzenie w opartą o ścianę kobietę. Piękna blondynka z nieco wyblakłym uśmiechem na ustach, czarujących oczach i pełnej niedowierzania postawie. Stała tak, jakby miała jakąś przewagę - jakby Liama nie powinno tu być. - Nawet bardzo. - przytaknął trochę niewyraźnie, bo w przełyku miał jeszcze kawałek sera. - Nie mów mi, że mieszkamy w tym samym domku.
Zaśmiała się drażniąco, widząc reakcję mężczyzny na jej przybycie. Gdyby wiedziała, że aż tak go tym zaskoczy, bez wątpienia spróbowałaby go bardziej nastraszyć. A po swoim widowiskowym upadku myślała, że straciła element zaskoczenia. -Widzę, że cieszysz się na to równie mocno jak ja - przytaknęła, podchodząc bliżej i klepiąc go z udawanym podekscytowaniem po policzku. Szczegół, że musiała wspiąć się wysoko na palce, żeby tego dokonać. Szczegół, że ich różnica wzrostu była trochę kompromitująca dla Electry. Odchrząknęła, przenosząc wzrok na produkty na blacie i delikatnie się o niego oparła. - Och, robisz sobie jedzenie. Może byłbyś tak miły i zrobił też coś dla mnie, proszę? Może Electra wykorzystywała sytuację i fakt, że ciężko było się jej oprzeć, szczególnie gdy wzmacniała swój urok rozpraszającym dotykiem. I to, że uwielbiała wzmagać ich wzajemną niechęć. Ale czy ktoś mógł ją winić? To było naprawdę bardziej ekscytujące niż udawanie grzeczności.
Liam był tolerancyjny. Nie interesowała go czystość krwi, nie miał nic do mugolaków, a wszelakie zdolności poza klasycznymi uważał za ciekawe. Legilimencja, oklumencja? Brawo! Metamorfomagia? Gratulacje! Animagia? Witaj, przyjacielu! A jedna, kapka krwi wili i Dear natychmiast się spinał. Nie potrafił zaufać Electrze, to zawsze był jego największy problem. Nie obrzucał zaufaniem przypadkowych ludzi, ale ją przecież znał całkiem dobrze. Zawsze jednak miał wrażenie, że go wykorzystuje - nie wiedział, czy uśmiecha się po prostu uroczo, czy chce go omamić. Stał twardo niczym głaz, gdy blondynka poklepała go po policzku. Koncentrował się w pełni na tym, żeby nie patrzeć jej w oczy, a zarazem nie pokazywać jej, jak bardzo chce uniknąć kontaktu wzrokowego. Czuł, że puls mu przyspieszył i nie wiedział czy to dlatego, że Electra go denerwowała, czy dlatego, że była zdecydowanie zbyt blisko. W końcu spojrzał na nią z góry, poważnie i powtarzając sobie w myślach, że jej nie lubi. Może i była piękna, ale zamierzał ją teraz zbyć, w pełni świadomie. Nie będzie bawił się w jej kucharza, takiej opcji nawet nie było. - Jasne. - odpowiedział, unosząc kącik ust do góry. Wrócił do przygotowywania jedzenia i dopiero po dobrych kilkunastu sekundach dotarło do niego, że miał się przecież nie zgodzić. Przygryzł wewnętrzną stronę policzka, czując się zdecydowanie zbyt głupio, żeby teraz się wymigać.
Kiedy była młodsza, Electra bardzo nie lubiła zachowania chłopców, którzy traktowali ją jak największe zło na świecie i unikali jej wzroku, jakby co najmniej była wcieleniem mitologicznej Meduzy. Jeśli kogoś lubiła, nigdy nie ośmielała się go mamić. Może to był zatem jakiś uraz z młodszych lat, ale kiedy czuła raczej nieodwzajemnioną sympatię, natychmiast przestawała ją obchodzić etyka. Jeśli ktoś uważał ją za złą, dlaczego nie miała dla niego taka być? Wręcz mogła zobaczyć, jak zaciętą walkę toczy w sobie Liam. Może zauważała to dlatego, że wcześniej obserwację jego gestów brała sobie głęboko do serca. W końcu spędzili ze sobą trochę czasu, a Electra lubiła posiadać wiedzę, nieważne czego dotyczącą. Zagryzła mocno usta, aby powstrzymać wybuch śmiechu. Niby nie miała wątpliwości, że się zgodzi, a mimo to w lekkim napięciu oczekiwała na reakcję. Zawsze istniała jakiś margines błędu. A Electra nie lubiła ponosić porażek. - Och, jak miło z twojej strony. Jednak dobry z ciebie facet - oznajmiła, po czym odsunęła się na stosowną odległość. Częścią ich znajomości były też docinki Liama w jej stronę, przecież nie chciała go tego zupełnie pozbawiać.
- To tylko i wyłącznie twoja zasługa, Electro. - burknął z odpowiedzi, podsuwając jej niedbale talerz z dwiema kanapkami. Może i ją lubił. W jakiś sposób te docinki sprawiały mu przyjemność. Poza tym, podczas rozmowy - było na co popatrzeć! Fakt faktem, starał się tego unikać, bo nie chciał skończyć jak zagapiony w kobietę, śliniący się idiota. Może i wszystko byłoby naprawdę fajnie, gdyby nie fakt, że Liam czuł się w towarzystwie Electry nieswojo. Pilnował się, chodził spięty. Przypominało mu to w jakiś sposób nerwową atmosferę, którą miał w domu rodzinnym. To właśnie takich sytuacji unikał, z takich sytuacji szukał ucieczki. A od blondynki ani nie miał jak uciec, ani nawet w pełni nie chciał. W jakimś chorym sensie czuł się jednocześnie źle i dobrze. Wgryzł się nienawistnie w swoją kanapkę, posyłając uważne spojrzenie swojej rozmówczyni. Cóż, przynajmniej się odsunęła. Poważnie rozważał szybką przemianę i ucieczkę przez okno, ale... Nie chciał zachowywać się chamsko, to nie było w jego stylu. W końcu Electra nie była aż tak okropna. - Zwiedzałaś już coś? - zagaił, bo cisza zaczęła mu ciążyć. Teraz, kiedy już pierwszy szok minął, mógł nieco lepiej przyjrzeć się dziewczynie. Wyglądała na zmęczoną. Pomimo swojego ogólnego uroku, dostrzegał jej skórę łagodnie podrażnioną przez słońce, czy włosy przylepiające się do skóry na ramionach. Mógł się bardzo starać, aby znaleźć coś, co w jakiś sposób ją obrzydzi. Niestety, jak narazie nie wpadł na żaden genialny pomysł i Electra wyglądała tak świetnie, jak zawsze.
Poważnie pokiwała głową, rozważając słowa Liama. - Masz rację. Potrafię inspirować ludzi - stwierdziła z samozadowoleniem, przyjmując kanapki. Czuła na sobie przez chwilę wzrok mężczyzny, jednak ona swoją uwagę rozproszyła pomiędzy jedzenie i panoramę rozpościerającą się za oknem. Kim była, żeby przeszkadzać mu w możliwych wyobrażeniach jej dławiącej się kanapką? - A ty jesteś lepszym kucharzykiem niż się spodziewałam. Nie żeby to wymagało ogromnych umiejętności. To był komplement. Miał nim być. Sęk w tym, że usta Electry w połowie zdania o tym zapomniały, przyzwyczajone do innych słów, kierowanych w jego kierunku. Miała jednak nadzieję, że Liam odczyta intencję. To w końcu ona się liczy, a jej była tak czysta jak łza feniksa, naprawdę. - Chłoszczyść - rzuciła, żeby w ramach rekompensaty chociaż posprzątać. Nie była niewdzięczna. Talerze i pozostałości po produktach poleciały na swoje miejsce, a ona zwróciła się do mężczyzny. - Nic szczególnego, wszędzie tłumy. Musiałam uciekać aż do dżungli. Przez chwilę zapomniała, że jej skóra pokryta jest cienka warstwą potu, a ubrania zupełnie wymięte. Zdała sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy Liam zdecydował się jej poprzyglądać. Potarła ramiona z lekką krępacją. Mimo wszystko, był przystojnym mężczyzną i tym razem na polu wyglądu wygrywał. To sprawiło, że znowu zaczęła myśleć o prysznicu. - A ty? Gdzie już byłeś?
Liam przypilnował wzrokiem naczynia, zastanawiając się, czy Electra naprawdę chciała go skomplementować. Wolałby, żeby robiła to w sytuacjach bardziej... Heroicznych, niż zrobienie prostych kanapek z serem. Nieznacznie sposępniał, ale na szczęście Electra przeszła zgrabnie do tematu zwiedzania. Przy okazji zaczęła sprawiać wrażenie... Zakłopotanej. Jego wzrok ją peszył? Zaśmiał się w duchu, bo nawet w jego głowie ta myśl brzmiała niedorzecznie. - Ja dopiero przyjechałem, więc nic mi się nie udało zwiedzić. Może jak słońce zajdzie, trochę pospaceruję... - tak naprawdę, miał na myśli latanie. Uwielbiał przed snem zmęczyć się trochę, machając skrzydłami. Nie lubił jednak mówić o tym ludziom... Mało kto w ogóle wiedział, że Dear jest animagiem, a Electra nie zaliczała się do tej garstki uświadomionych. Oderwał się od wgapiania w niebo widoczne za oknem, bo mógł wyglądać nieco dziwnie. - Swoją drogą... Gdzie reszta naszych współlokatorów? - zainteresował się - Już ich odstraszyłaś? - dodał żartobliwym tonem.
Nie miała pojęcia dlaczego, ale po tym nieudanym pseudo-komplemencie Liam zmarkotniał nieco bardziej. Chociaż może tylko jej się wydawało i była to zwykła gra świateł? No bo bez przesady, nie mogło chodzić o te słowa. Electra nie potrafiła czytać w myślach, więc wszystko pozostawało wyłącznie domysłem. - Wiesz, na ogół lepiej widać za dnia, ale co kto lubi. - Wzruszyła lekko ramionami, automatycznie spoglądając przez okno. Chodziło oczywiście o sprawdzenie, za ile czasu będzie się mogła pozbyć współlokatora.Electra nie była fanką wycieczek po zmroku, głównie przez swoją wadę wzroku. W ciemności było jeszcze gorzej i każdy niespodziewany dźwięk przyprawiał ją o palpitacje serca. - Och, wiesz, trzeba było włożyć w to nieco wysiłku, ale wszystko, żeby mieć więcej czasu na dręczenie ciebie - wyznała tylko w połowie rozbawiona. Żarty żartami, ale naprawdę byłaby do tego zdolna. - Nie mam pojęcia, może zabłądzili po drodze do jakiegoś baru, a skoro już jest szarówka, postanowili tam zostać? Może zrezygnowali z wyjazdu? Nawet nie wiem, z kim jeszcze mieszkamy.
Liam pokiwał głową ze zrozumieniem. Nie wymagał, by Electra o wszystkim wiedziała. - Tak tylko się upewniam, że nie utknę tu tylko z tobą... - zaśmiał się cicho. Ciemność nie była dla nim problemem. Zawsze lubił włóczyć się po zmroku, a jako nietoperz sprawiało mu to nawet więcej frajdy. Latało się nawet lepiej, niż w pełnym świetle, poza tym nie zwracał na siebie uwagi. Same plusy! Odepchnął się lekko od blatu, czując że energia z każdą chwilą rozpiera go coraz bardziej. Chyba powinien przestać nakręcać się na latanie, bo miał ochotę zostawić Electrę bez słowa i po prostu czmychnąć. - Hm, wycieczka do baru nie taki głupi pomysł... Ale może kiedy indziej. - postanowił. Zerknął raz jeszcze za okno, nieco zbyt tęsknie. - No dobra, ty chciałaś się chyba odświeżyć, a ja chętnie się przespaceruję. Nie możemy przedłużać naszego pierwszego spotkania, Electro, jeszcze dostaniemy szoku... Dawkujmy tą przyjemność. - uśmiechnął się lekko, kierując do wyjścia.
Prychnęła cicho, ale nie mogła zaoponować - przynajmniej ten raz Liam miał rację. Wakacje spędzone tylko z nim? Chroń Merlinie. Rzuciłaby się z drzewa w dżungli. Dlatego skwitowała jego słowa jednym półuśmiechem. Westchnęła znużona, w tym samym momencie, kiedy Liam odepchnął się od blatu. Ironicznie, on wyglądał jakby połknął jakąś kulkę czystej energii. Skrzywiła się i pokręciła głową. Co za człowiek? - Równie dobrze możesz tu nie wracać całą noc. Albo nigdy. A jeśli coś cię zaatakuje to będę się śmiała nad twoim martwym ciałem -poinformowała go słodko, kiedy już wychodził. Przeciągnęła się leniwie i skierowała wreszcie do łazienki. Czy ona naprawdę zmarnowała tyle czasu dla Liama? Tego Liama? Ledwie po przekroczeniu progu łazienki, zrzuciła z siebie brudne ubrania i znacząc nimi drogę, weszła pod prysznic. Uśmiechnęła się błogo, kiedy woda spłynęła po jej ciele, przyprawiając ją o gęsią skórkę. Przymknęła oczy, ciesząc się tym uczuciem. Nie zamierzała z niego rezygnować przez co najmniej najbliższe dwadzieścia minut. Takie były plusy samotnego przebywania w domku.
Och, ten lot był fantastyczny. Co jakiś czas powiewał delikatny wiatr, ale poza tym wciąż było ciepło i przyjemnie. Liam nie spotkał na swojej trasie zbyt wielu ptaków, ani innych latających stworzeń, nie miał się więc czym przejmować. Poza tym, miał zupełnie inną perspektywę podziwiając widoki. Gdy doleciał do domku, bardzo zdziwił się, nie widząc nigdzie zapalonych świateł. Możliwe, że ktoś był w łazience, a może na górze? Szybko jednak uznał, że Electra prawdopodobnie wyszła na jakąś imprezę. W najgorszym wypadku już śpi. Wleciał radośnie przez otwarte okno. Kusiło go, by zasnąć w nietoperzej pozycji, ale nie chciał straszyć współlokatorów nagłym zniknięciem. Chociaż... O'Keeffe pewnie by się ucieszyła. Sama powiedziała, że nie musi wracać na noc. Przysiadł na chwilę na krawędzi krzesła jadalni, chcąc jeszcze chwilę nacieszyć się swoim drobnym ciałkiem. Owinął się szczelnie skrzydłami, jak to mają w zwyczaju nietoperze, po czym zastrzygł czujnie uszami.
Czysta i odświeżona Electra czuła się o niebo lepiej. Zupełnie jak inna osoba. Ubrała się w krótkie spodenki w groszki i czarną koszulkę, a wciąż mokre włosy zawinęła w turban z ręcznika. Wiedziała, że wystarczyłby prosty czar, żeby były idealnie ułożone, ale Electra lubiła tradycyjne sposoby. Była zatem zadowolona, że Liam wolał nocne spacerki, przynajmniej nie musiała się niczego krępować. Zaklęciem przywołała sobie z sypialni książkę Kod Sam-Wiesz-Kogo i stwierdziła, że na dobry sen przyda się jeszcze kubek gorącej herbaty. Zaczęła sobie cicho nucić pod nosem i przeszła do jadalni, żeby w spokoju zwinąć się na krześle i sobie poczytać. Niestety ktoś ją ubiegł... Po całym pomieszczeniu przeszedł stłumiony huk, gdy książka Electry upadła na podłogę. Zaraz potem wypełniło się jednak innym dźwiękiem - pełnym czystego przerażenia krzykiem. Oczy O'Keeffe powiększyły się do rozmiaru spodków, a ręka nerwowo odnalazła różdżkę wetkniętą w gumkę od spodenek. Okazało się, że ten pomysł wcale nie był taki głupi... -Accio... Accio - coś, czym można zabić to bydle - miotła! Dwie sekundy później Electra dzierżyła w dłoniach przedmiot zagłady. Wycelowała nim w siedzącego na oparciu krzesła nietoperza i mocno pchnęła, strącając go z niego. Potem zamachnęła się po raz kolejny i kolejny, chcąc wypchnąć potwora przez okno. - A masz, znikaj stąd.
Cudowny wieczór. Lot z niesamowitymi widokami, pyszny drink, chwila odpoczynku w ciszy... A na koniec trochę wrzasków i morderczej miotły! Liam kompletnie się tego nie spodziewał. Electra weszła do pomieszczenia pogwizdując, światło zapaliło się gwałtownie i nieszczęsny nietoperz na chwilę oślepł. Ten przeklęty wzrok był bardzo kapryśny. No rozumiał, ma być czarno-biało i wcale nie jakoś fantastycznie, ale... Chyba nawet echolokacja nie mogła mu w pełni wynagrodzić faktu, że ciężko reagował na takie zmiany. Dotarł do niego niemal nieludzki wrzask i zaraz potem poczuł, jak coś w niego z impetem uderza. Zaskoczony nawet nie zdążył zareagować - runął z krzesła, rozwijając skrzydła tuż nad podłogą. Z przerażeniem wzbił się nieco wyżej, mając nadzieję, że pod sufitem zabójcza miotła do nie tknie. Electra chyba bardzo starała się wyrzucić go za okno, ale machała tą swoją bronią w ten sposób, że zupełnie nie miał jak polecieć w tamtym kierunku. Chciał sprawdzić inne okna, ale spuszczenie wzroku z miotły groziło potężnemu wypadkowi. - Opanuj się, kobieto! - wrzasnął w końcu, zupełnie zapominając, że nie może mówić. Wydał z siebie jedynie przeraźliwy, nietoperzy pisk i zatrzepotał jeszcze agresywniej skrzydłami. Nawiasem mówiąc, jedno trochę go bolało od tej cholernej miotły. Nie miał teraz głowy do tego, by zastanawiać się, o co chodzi O'Keeffe. Pewnie po prostu się wystraszyła - może nawet chciała go uratować poprzez wypchnięcie na zewnątrz. Gdyby tylko myślał normalnie, nie zdziwiłby się ani odrobinę. Większość ludzi nie lubiła nietoperzy, on sam przed zostaniem animagiem nie należał do fanów tych zwierzaków. Teraz jednak, patrząc na to histeryczne zachowanie Electry, odczuwał jedynie irytację. Próbuje go zabić, czy jak?! Podjął heroiczną decyzję o przebiciu się do okna, ale niestety nie zadziałała ona tak, jak miał nadzieję. Z całą swoją złością postawił na szybkość, a nie precyzję - nic dziwnego, że zawadził skrzydłem (tak, niestety tym bolącym) o przecinającą raz za razem powietrze miotłę. Zatoczył się i niezgrabnie przysiadł na ziemi... No, delikatnie upadł na niej, nieszczególnie planując takie awaryjne lądowanie. Koniec tej zabawy, stwierdził, odskakując jeszcze bardziej pod ścianę. Błyskawicznie zmienił swoją postać, rozciągając się na podłodze w swoim ludzkim ciele i nieco pobrudzonym już teraz ubraniu. Trzymając się za zaczerwienione ramię, z naprawdę mocno niezadowoloną miną i drżącym ze złości głosem, wbił spojrzenie w Electrę. - No ty to chyba nie masz ręki do zwierząt. - wyrzucił z siebie z furią.
To była prawdziwa bitwa. Electra sądziła, że podobnie czuli się rycerze w zamierzchłych czasach, walcząc ze smokami. Właściwie wszystko się zgadzało. Jedna latająca bestia? Zrobione. Broń? Na miejscu. Trochę strachu i przelanej krwi? Cóż, w trakcie. Pomiot szatana uleciał pod sufit i brakowało tylko kilku centymetrów, żeby Electra go dosięgnęła. Nie przeszkadzało jej to jednak w heroicznym wymachiwaniu miotłą. Kiedyś musiała go trafić. Wzdrygnęła się nerwowo, gdy nietoperz wydał z siebie przerażający pisk, brzmiący nieco jak okrzyk bojowy i jeszcze agresywniej zaczął łopotać skrzydłami. Rzuciła błyskawiczne spojrzenie na różdżkę, która została na stole. Jak łatwo byłoby miotnąć w potworka jakimś zaklęciem... W tym samym momencie stworzenie opuścił instynkt przetrwania, bo rzucił się wprost na miotłę Electry. Czarodziejka ponownie wrzasnęła, stwierdzając, że to ją chciał zaatakować. To była walka na śmierć i życie... Rzuciła się w ślad za nietoperzem, żeby raz na zawsze to zakończyć... Gdy stało się coś dziwnego. Zamiast obrzydliwego małego potwora na podłodze leżał równie obrzydliwy, ale już trochę większy Liam Dear. Electra zatrzymała się w bezruchu, całkowicie skonfundowana. Mężczyzna trzymał się za ramię i gdy na nią spojrzał, wyglądał, jakby planował na niej mord. - Ja... nie rozumiem. Skąd ty... ten nietoperz - wymamrotała, upuszczając miotłę na podłogę i przez chwilę analizując, co się wydarzyło. A że nie była w najlepszej formie, przez jakąś minutę musiała jak głupia wgapiać się w Liama. Po chwili jednak coś przeskoczyło w jej umyśle. - Jesteś animagiem! To było zaskakujące. Electra chwyciła się za włosy i mocno pociągnęła. Ręcznik zgubiła gdzieś podczas walki. Musiała wyglądać trochę jak wariatka. - Jesteś animagiem - powtórzyła już spokojniej, po czym nagle chwyciła książkę i mocno uderzyła nią Liama w niezaczerwienione ramię. - Jesteś cholernym animagiem! Nie przyszło ci kurwa do głowy, że może powinieneś mnie uprzedzić zanim wleciałeś tu w tej ohydnej postaci i prawie przyprawiłeś o zawał serca?! Ciesz się, że nie użyłam cholernego zaklęcia eksplodującego! Ty. Bezczelny. Cholerny. Debilu. - Po każdym słowie następował kolejny cios. Electra czuła jak jej oczy wypełniają się czystą furią. Miała ochotę rwać i kopać, niszczyć wszystko co wpadnie jej w ręce. Zwłaszcza Liama! Osunęła się na podłogę i schowała twarz w dłonie. Wdech, wydech. Nie zabije go. Wdech, wydech. Nie zabije go, naprawdę. Wdech, wydech. - Nie zabije cię - wymamrotała niechcący na głos. To jednak poskutkowało. Poczuła jak gniew spowodowany skorą do wybuchów krwią wili wygasa. Spojrzała na ramię, za które trzymał się Liam i skupiła się tylko na tym. Przynajmniej na moment była tylko uzdrowicielką, nie wściekłą Electrą O'Keeffe.- Pokaż mi, co z tym. Może mogę pomóc.
Liama po prostu zatkało. Miał zamiar dalej się denerwować, może też trochę pokrzyczeć? Chciał szybko obwinić Electrę o swoje bolące ramię, ale ta wpadła w taki szał, że kompletnie zamilkł. Nawet jeśli cała sprawa była okropnie głupia, to dziewczyna wyglądała przerażająco. Dał jej wystarczająco dużo czasu, by poskładała sobie kawałeczki i wymyśliła, że jest animagiem. Kiedy postanowiła go zaatakować, nawet nie próbował się bronić, a w pewnym momencie nie wytrzymał i wybuchnął. Nie, nie złością. Śmiechem. - Ty wiesz, jak ty panikowałaś?... - wykrztusił, już nawet nie trzymając się za ramię - teraz oba były równie czerwone i bolące. Właściwie, cała sytuacja nie była aż tak zabawna, ale stres musiał opuścić go w jakiejś formie. Z bliżej nieznanego powodu, wściekły już nie był. - Nie mam obowiązku informowania cię o wszystkim, Electro. Myślałem, że nikogo tu nie ma... Nie uwzględniłem histeryczki z morderczą miotłą. - dodał, dalej chichocząc. -A, no i wypraszam sobie tą ohydną postać. Usiadł wygodniej i machnął lekceważąco ręką, gdy O'Keeffe uspokoiła się i zaoferowała pomoc z ramieniem. Albo ramionami. Ciężko stwierdzić. - Nic mi nie jest. Nie wiedziałem, że tak boisz się nietoperzy. - przygryzł dolną wargę, starając się powstrzymać uśmiech.
Jak on w ogóle śmiał się... śmiać? Sądziła, że będzie starał się ją przekrzyczeć, w końcu nieźle go poturbowała. Ale nie. On bezczelnie się śmiał... A może uderzyła go zbyt mocno i coś mu się poprzestawiało w tym małym móżdżku...? W tym momencie tak bardzo miała ochotę zrobić to znowu! - A czy ty wiesz, że nietoperze mogą przenosić różne groźne choroby, wściekliznę? Że mogą gryźć? - oburzyła się O'Keeffe, ale jej wyraz jej twarzy niepokojąco zaczął balansować w okolicach rozbawienia. - Jesteś taki głupi. Ciągle dajesz mi nowe powody, by cię nienawidzić. Nie powinna się śmiać, ale dobry humor Liama był zaraźliwy i Electra nic nie mogła poradzić. Przekręciła się w taki sposób, by siedzieć obok mężczyzny. Odchyliła nieco głowę i wygodnie się oparła. - A ja wypraszam sobie histeryczkę. To była strategia obronna - odparła, wciąż z szerokim uśmiechem na ustach. Dawno nie była w bardziej kompromitującej sytuacji, której w gruncie rzeczy nie żałowała. Ponownie spojrzała na ramiona Liama i westchnęła, podnosząc się po swoją różdżkę. - Ja nie pytałam. Powiedziałam, żebyś mi to pokazał. To proste zaklęcie, spokojnie. Uczą się go studenci. Nie uszkodzę cię bardziej. Episkey. - Wybrała nieco trudniejsze z zaklęć leczniczych w razie, gdyby obrażenia były większe niż sądziła. Wątpiła w to, ale wolała nie dawać sobie wiary, gdy była w takim stanie. Zaczerwienienia powoli zaczęły znikać ze skóry Liama. - Spróbuj o tym komuś powiedzieć, a już jesteś martwy - zaśmiała się, przyjacielsko go szturchając. Naprawdę postradała zmysły!
Liam westchnął ciężko, uderzając lekko tyłem głowy w ścianę, o którą się opierał. No dobra, to wszystko było męczące. Chyba jeszcze w pełni nie ochłonął, a i tak uważał za niesamowity sukces, że przemienił się tak... Nagle. Z biegu. W stresie. Sekundy przed oberwaniem miotłą, znowu. - Tak samo kotki, pieski, myszki, czy co tam ludzie uwielbiają. - zauważył - A chyba nie próbujesz zabić bezdomnego szczeniaczka, który się do ciebie przypałęta? Z zadowoleniem dostrzegł, że Electra już się uspokoiła. Teraz nawet wyglądała na trochę rozbawioną - chyba udało mu się załagodzić sytuację. - Strategia obronna? Zwariowałaś? Zacząłem się już zastanawiać, czy to siebie nie próbujesz zdzielić tą miotłą. Mało precyzji było w tym twoim szale mordu, kochana. - zaśmiał się, po czym zrozumiał, co dokładnie powiedział. Nie zmył jednak uśmiechu, mając nadzieję, że w kontekście nie brzmi to aż tak dziwnie, jak w jego głowie. Może nie zauważyła? To było z całą pewnością bardzo ironiczne 'kochana'. Tak, z pewnością nie zauważyła. - No nie, gdzie moje bojowe rany? Gdzie ślady zbrodni? - zasmucił się teatralnie, patrząc na swoje ramiona. Ból mijał - i tak był znikomy, nie oszukujmy się. Może i miotła miała większą siłę rażenia na nietoperza niż człowieka, ale wciąż nie była zabójczą bronią. - Nie martw się, nikomu nie zamierzam o tym wspominać. I ty zresztą też nie powinnaś. - dodał na wszelki wypadek, by miała stuprocentową pewność, że nie chce aby wszyscy z okolicy dowiedzieli się o jego zdolności. A to przyjacielskie szturchnięcie? Tak, całkiem przyjemne.
- To zupełnie coś innego - zaoponowała natychmiast, czując jednocześnie, że brakuje jej argumentów. - To nie jest zwierzę domowe. Jak możesz porównać szczeniaka z krwiożerczym nietoperzem? To niedorzeczne. Zacisnęła usta, nie chcąc kontynuować tego tematu. Nie znosiła nietoperzy i nie zamierzała dać się do niczego przekonać, nieważne jakie argumenty Liam by wysuwał. - Zabawne, że miałeś czas analizować trajektorię ruchów miotły. I kochany - wyraźnie zaakcentowała to słowo - na ogół wolę jednak "Electra". Nie pozwalaj sobie, bo wciąż cię nie lubię. Nie mogła przecież zapominać o oficjalnej wersji wydarzeń. Nie lubiła Liama. Nie mogła na niego patrzeć. Co z tego, że miał zaraźliwy śmiech i czasami dobrze się z nim gadało? Nic. Nie lubiła go. - Myślę, że jeszcze będziemy mieli okazję zrobić ci kilka innych, nie przejmuj się. Wystarczy, ze poprosisz, a cię uderzę - zapewniła natychmiast. - Co ty mówisz? To jak ja teraz zawrócę te dziesięć sów, które już posłałam? Liam! Przewróciła oczami. To było oczywiste, że mógł ją o to podejrzewać, ale Electra nie miała powodu, żeby robić coś takiego. Pewnie mogło się przydać kiedyś w jakimś szantażu, ale generalnie rozpowiadanie tajemnic Electra zazwyczaj zostawiała ich właścicielom. - Mam takie głupie pytanie... Animagia to trudna sztuka i pewnie długo się uczyłeś tej przemiany... Ale czy naprawdę twoim wewnętrznym zwierzęciem jest nietoperz? Nie powinna się śmiać, ale to po prostu było komiczne! Spośród tylu dzielnych albo chociaż zachęcająco wyglądających stworzeń Liam był nietoperzem. Jak to o nim świadczyło?
Zdecydowanie za bardzo lubił, gdy Electra krzyczała jego imię - jakkolwiek by to nie brzmiało. - 10 sów? Ty nie masz tylu znajomych... - odparł bez zająknięcia, uśmiechając się uroczo. - I wybacz, ja czuję się mocniej związany z krwiożerczymi nietoperzami, niż udomowionymi szczeniaczkami... Ku swojemu własnemu zaskoczeniu, Liam ufał O'Keeffe pod względem nie wyjawienia tajemnicy. Może i czuł się niepewnie z ich relacjami i nie zawsze wiedział, czego dziewczyna chce... Ale teraz miał przeczucie, że naprawdę zachowa dla siebie jego sekret. Oj, czekał na prztyka związanego ze swoim 'wewnętrznym' zwierzęciem. Sam z początku był zawiedziony, więc nie było się co dziwić. Wszyscy oczekiwali niedźwiedzia, tygrysa, albo psa. Nietoperz nie był ani zbyt waleczny, ani nie kojarzył się z pozytywną cechą, ani nie wyglądał jakoś widowiskowo. Lata, ale tak samo lata jastrząb, czy orzeł. - Najwyraźniej. - przytaknął krótko. Ciężko było zrozumieć, czemu nietoperz nie był taki zły, jeśli nie znało się historii Liama. Jak uciec? Stać się czymś małym, niepozornym. Jak poczuć się wolnym? Latać. Dear wolał swojego nietoperza, niż niepozornego, latającego wróbla.
- Hej! To nieprawda. - Oczywiście, że miała tylu znajomych... Na pewno. Pacjenci ze Świętego Munga teoretycznie już się do tego grona zaliczali. O, poznała też przecież tylu sklepikarzy i barmanów. Miała dziesięciu znajomych. - Powinnam się odsunąć? Zaczynam się bać, że mnie ugryziesz. Cóż, może "bać" to było dużo powiedziane. Na pewno zaczęła się nad tym zastanawiać w różnych kontekstach. Zmarszczyła brwi na tę krótką odpowiedź, ucinającą całą rozmowę. Liam był trochę tajemniczy, zresztą sama zazwyczaj nie ufała ludziom, więc nieszczególnie ją to dziwiło... Ale przeżyli razem przygodę! Nie mógł się tak teraz od tego odciąć. - No nie, nie. Nie odpuszczę ci tego, wiesz? To zagadka, którą muszę rozwiązać. - Spojrzała na niego prosząco i lekko szarpnęła. - Liam no, jak mi powiesz to nie będę cię dręczyć już nig... no dobra, poniosło mnie. Przez jakiś czas, słowo. Nie zamierzała go do niczego zmuszać, ale przecież taka oferta piechotą nie chodzi! Przepuściłby ją...?
- Spokojnie, nie gryzę. Nie w tej formie. Kiedy już się zmienię... No wiesz, wyskakuje ze mnie bestia. Przepotworny, krwiożerczy nietoperz, który wpada w szał i próbuje zagryźć wszystko, co napotka. - wyjaśnił ze stoickim spokojem. Widział zaciekawienie w oczach blondynki, a jej wypowiedź świadczyła o tym, że niemal desperacko szukała wyjaśnienia. Czemu? Nie mogła zaakceptować, że po prostu był takim 'nijakim' zwierzakiem? Dłuższą chwilę milczał, zastanawiając się nad jej ofertą. Przecież on w jakiś chory, niepojęty sposób lubił, gdy go dręczyła. Co mieliby robić bez tego? A jednak kusiło Liama, by powiedzieć swojej towarzyszce, czemu nietoperz jest dobrą opcją. - Co mam ci powiedzieć? Nie dostałem instrukcji obsługi wewnętrznego zwierzęcia z wyjaśnieniem, czemu to nietoperz, a nie puma. - wzruszył łagodnie ramionami. - Poza tym skoro to zagadka, to powinnaś rozwiązać ją sama, prawda? To nie było trudne. Wystarczyło podliczyć sobie nietoperze cechy i przełożyć na sytuacje, które mogą spotkać człowieka. Electra była z całą pewnością na tyle sprytna, by wyłapać jakieś ukryte metafory w tym całym bałaganie.
Electra wychodziła z założenia, że wszystko miało swoje wytłumaczenie. Przyczyna i skutek. Jedno nie mogło istnieć bez drugiego, więc i wytłumaczenie gdzieś pomiędzy musiało się zagubić. Lub celowo zostać ukryte. O'Keeffe nie wierzyła, żeby Liam nie potrafił jej tego wytłumaczyć. - Pewnie tak, ale nie dziś. Nie mam na to siły. - Ziewnęła przeciągle, coraz mocniej odczuwając skutki minionej walki. Przeszłość Liama, która musiała na niego jakoś wpłynąć na pewno nie zamierzała uciec do rana. - Przez ciebie nie wypiłam herbaty. Będziesz mi zatem robił za poduszkę. Zamknęła oczy, przekręcając się tak, by opierać się o mężczyznę. Electra bywała zbyt obcesowa, a to żądanie było bez sensu, skoro na górze czekała na nią miękka pościel w ogromnym łóżku. Ale nie filtrowała już wszystkiego, co przechodziło jej przez umysł i skoro już tak postanowiła, nie było mowy, by ją odwieść. Liam decydował najwyżej, czy jej głowa znajdowała się na nim, czy też na podłodze.
Liam uśmiechnął się lekko, widząc zmęczenie na twarzy Electry. Spacer w dżungli, czy walka z małym zwierzakiem? Gdy oparła się o niego (zupełnie bezpodstawnie łącząc herbatę z poduszką... Chyba naprawdę potrzebowała snu!) był tak zaskoczony, że nie odezwał się ani słowem. Dopiero po chwili zarzucił na nią swoją rękę, by mieć ramię w nieco wygodniejszej pozycji. Mógł ją zrzucić, mógł ją zanieść na górę, mógł się zwyczajnie zbuntować. Ale po co? Nie było mu może wyjątkowo komfortowo, ale było w porządku. Co więcej, coś w posiadaniu drugiej osoby tak blisko sprawiało, że czuł się lepiej. Electra miała ładny zapach, była drobna i biło od niej przyjemne, delikatne ciepło. Jej wciąż nieco wilgotne włosy z kolei chłodziły bark Deara, a to przecież zalicza się do plusów. Skoro zdecydowała, że woli jego i podłogę od łóżka, to nie zamierzał sprzeciwiać się jej decyzji. Przymknął powieki, oddając się powoli ogarniającej go senności.