Położona u zbocza góry, z wejściem oznakowanym, ale trudno dostępnym. Trzeba się nieźle nagimnastykować, aby dostać się do środka. Ale warto! Wnętrze groty przepełnione jest kryształami przebijającymi się przez skały. Sklepienie upstrzone jest dziurami, przez które wpada światło, a jego promienie odbijając się od kryształów sprawiają, że powietrze mieni się drobinkami. Jest to magiczny, niezapomniany widok.
Kryształowa Grota była pierwszym miejscem, które Prudencia odkryła naprawdę sama. Nikt jej go nie pokazał, nikt też jej do niego nie zaprowadził. Jak zwykle kierując się swoim przeczuciem po prostu któregoś dnia trafiła do niej. A potem trafiała tu już całkiem nie przypadkiem. Stało to się jednym z jej ulubionych miejsc, bo czyż nie miało w sobie pełno dostojności owleczonej w wolalkę zrobioną magii? Ostatnio w grocie był z rok temu. Teraz powróciwszy na Gaztelugatxe wiedziała, że do jedne z wielu miejsc, które musi odwiedzić. Wiązało się z nią tyle pięknych i ciepłych wspomnień, że samo przebywanie w niej wyzwalało w niej napływ myśli, które zabierały ją do tamtych chwil. W ciągu roku jej życie zmieniło się tak diametralnie. Ze złotego kanarka zamkniętego w klatce zmienił się w pannę młodą. Miała mężczyznę, którego kochała i który kochał ją. Takiego, który to troszczył się o nią i który ją wspierał. Nie raz przesiedzieli razem całe noce rozmawiając, gdy nie mogła spać po jednej z nawiedzających ją wizji. Był jej przyjacielem, był całym światem, a już jutro miał zostać jej mężem. Pru weszła do groty, przysiadła na ziemi podwijając pod siebie nogi. Odchyliła się lekko do tyłu i podparła dłońmi całe ciało. Tylko na chwilę przymknęła oczy. Potem uchyliła je, by móc podziwiać wspaniałość jaką odznaczało się to miejsce.
Czarnkowski przybył na wyspę już dzień przed weselem z dwóch powodówpierwszym był fakt, że został partnerem na jutro pewnej wyjątkowej dla niego osoby, a drugi powódto Marcel, któremu to obiecał, że już dzisiaj rozłoży się z sprzętem, by nie bawić się z tym jutro, tylko szybko zainstalować się na scenie i rozgrzać parkiet do czerwoności, nigdy nie wątpił w umiejętności wokalne swojego rodaka. I choć bardzo często się z nim droczył i wyśmiewał to oboje wiedzieli, że Czarek lubił jego piosenki. Więc kiedy to uporał się ze sprzętem chciał jakoś pomóc też w organizacji samego wesela. Przeważnie kierowano go do pana młodego i jego jeszcze nie żony. Postanowił raczej poszukać tej drugiej gwiazdy jutrzejszego dnia. Zauważył jej sylwetkę jak się gdzieś oddalała, więc ruszył za nią, wpierw szybko chcąc ją dogonić, jednak po kilku pokonanych metrach zaciekawiło go to o wiele bardziej, więc skradając się i już śledząc Pru doszedł do jakiejś groty w której to chyba zniknęła mu z oczu. Zawahał się przez moment, ale ciekawość zwyciężyła, zwłaszcza, że teraz cofnięcie się i odpuszczenie takiej okazji było by największą głupotą jaką mógłby zrobić. Wszedł więc do środka i to co go zaskoczyło to fakt, że im głębiej się kierował tym było jaśniej, aż w końcu wszedł do groty. Zatrzymał się otwierając lekko usta z zaskoczenia. Wpatrywał się we wszystko łapczywie. Nie chcąc niczego przegapić a zwłaszcza dziewczyny która to siedziała w centrum tego światła, wyglądała jednocześnie przepięknie, a z drugiej strony drapieżnie, jakby wchłaniała rozproszone światło. - J..jejjku ale piękna - odezwał się w końcu, czując, że już trochę odzyskał zdolność mowy, chociaż nadal powiedział to cicho i przez ściśniete gardło.
Dzisiaj wyznaczyła Bobo do innych zajęć. W sumie ostatnimi czasy, mając przy sobie narzeczonego Bobo często bywał zwalniany z obowiązku towarzyszenia jej na każdym roku. I choć w pierwszej chwili czuła pewną ulgę mogąc zostać kompletnie samą, tak po jakimś czasie zaczęło brakować jej tego małomównego mężczyzny, który podążał za nią jak cień. Nadal nie udało jej się namówić go na jakąkolwiek "głębszą" rozmowę. Ale czuła w głębi serca, że pewnego dnia uda im się w końcu porozmawiać. Tak więc Prudencia nie poddawała się. Nadal odzywając się do Bobo i zadając mu wiele pytań, mając nadzieję, że na któreś z nich w końcu odpowie jak człowiek, a nie jak jakiś bezmyślny stwór, którym przecież nie był. I choć zdawać by się mogło, że Pru zajmował sporo miejsca w rozmyślaniach Pru, to jeszcze więcej zajmował w nich Lope. Była pewna ich miłości i wiedziała, że jutro wszystko pójdzie dobrze. A jednak jej myśli niestrudzenie wracały do niego za każdym razem gdy miała tylko wolną chwilę. W końcu miała chwilę oddechu. Choć nie musiała pilnować wszystkiego na weselu, lubiła mieć takie rzeczy pod kontrolą i chciała, żeby było idealnie. Jonatan powiedział jej o tym, że o weselu mówią w Hogwarcie. Ktoś wywinął im kawał z biciem rekordu Guinessa, ale Hiszpanki nie przejęło to ani trochę. Było ją stać na huczną uroczystość, a i tak większość zaproszonych przez ich rodziny ludzi będzie dla niej kompletnie obcymi osobami. Słyszała kroki zbliżającej się osoby. Ale nie ruszyła się z miejsca. Nie sięgnęła też po różdżkę, co niektórzy mogliby nazwać igraniem z ogniem. Pru miała jednak przeczucie, że nic złego jej nie grozi. Gdy usłyszała męski głos minęło kilka sekund zanim zwróciła twarz w jego kierunku a i to zrobiła bez pośpiechu. Spojrzała na niego uważnie lustrując go niebieskimi ślepiami, po czym przekręciła głowę w lewo i posłała w jego stronę uśmiech. -Spokojnie można określić ją cudem tego świata. - odpowiedziała z hiszpańskim akcentem i potwierdzając jego słowa. Grota sprawiała wrażenie, jakby była z innego świata, zdecydowanie aż zbyt piękna, by mogła być prawdziwa. A jedna była i można było ją podziwiać. Matka natura doprawdy była nieprzeciętnie uzdolniona, skoro tworzyła takie miejsca.