Strumień spływa powoli po kamieniach, którymi wyłożone jest dno. Nie jest zbyt długi, jednak przyjemny szum wody sprawia, że mieszkańcy bardzo lubią przychodzić w to miejsce i spędzać tu długie godziny na odpoczynku. Jeżeli bardzo dokładnie rozejrzeć się po okolicy, da się odnaleźć kilka rodzajów specyficznych ziół i roślin. Najbardziej wyjątkowa, głównie przez swoją niedostępność w innych miejscach, jest języcznik migocący. Rozpoznają je tylko wprawieni w zielarstwie, gdyż niewiele różnią się od zwyczajnych paproci. Wprawna obserwacja pozwala zauważyć delikatny pyłek, unoszący się bardzo powoli spiralami - jest tak subtelny, że trzeba na nim bardzo skupić wzrok, aby dostrzec choćby lekkie migotanie. Spomiędzy kamieni, unosząc się nieznacznie nad powierzchnię wody, wyrastają żabieńce strumykowe. Te miniaturowe roślinki ciężko znaleźć gdzie indziej. Podobnie jest zresztą płomiennicę drzewną, wyrastającą na drzewach bliskich strumieniowi. Prawdopodobnie to woda ma jakieś specyficzne właściwości. Kiedy ma się trochę szczęścia i ochotę na wejście do strumienia, między śliskimi głazami da się znaleźć kruszyny kamieni szlachetnych. Można je spokojnie wymienić na galeony.
Rzuć trzema kostkami, aby sprawdzić, czy udaje ci się znaleźć kamienie.
► Pierwsza kostka definiuje, czy udaje ci się coś znaleźć: 1, 5 - Udaje ci się znaleźć kamień; 2, 3, 4, 6 - Nie udaje ci się znaleźć kamienia.
► Druga kostka - jeśli pierwsza zakłada, że coś znalazłeś, wskazuje, jaki to kamień: 1 - Ametyst 2 - Rubin 3 - Szafir 4 - Szmaragd 5 - Kwarc różowy 6 - Onyks
► Trzecia kostka określa, w jakim jest stanie oraz na ile galeonów możesz go wymienić: 1 - Marne okruchy - nie dostaniesz za nie nic 2 - Drobne cząstki - niezbyt dużo warty - 10 galeonów 3 - Pomniejsze kawałki - 30 galeonów 4 - Jeden, większy kawałek - 70 galeonów 5 - Bardzo brudny spory kawałek - 120 galeonów 6 - Cały kamień - może lepiej go zachowaj? Dostaniesz za niego 250 galeonów!
Kamieni możesz szukać raz w miesiącu! Z racji tego, że miejsce znajduje się w Dolinie Godryka szukać kamieni mogą wyłącznie studenci i dorośli!
Po spotkaniu z Li, mała Alice nie była w stanie się skupić. Cały czas przed oczami miała młodą puchonkę, której ciało przeobraża się w ułamku sekundy w małą wiewiórkę. Przypominała sobie jej słowa. Co dokładnie mówiła? Jak powinna się czuć? Jak powinna się zachować. Było to dla niej nie małym wyzwaniem. W przeciągu tych wszystkich lat nauki, Alice udało się zamienić tylko trzy razy. Każda kolejna próba okazała się być niepowodzeniem. Jej ciało zapomniało już o wszystkim, a ona czując natłok wydarzeń i myśli, nie mogła się skupić. Każda kolejna tragedia utrudniała jej możliwość przemiany. Nie mogła na to pozwolić. Odseparowała się na jeden dzień od wszystkiego, od zgiełków i słów. Przybyła nad strumień z nadzieją, że to właśnie tutaj odzyska spokój ducha. Puchonka zrzuciła z siebie biały płaszcz, pozostając jedynie w długiej, białej sukni z długimi rękawami. Była luźna, właśnie dlatego mogła poruszać się tak lekko, a wyglądała… no cóż, trzeba przyznać, że dojrzale, wyniośle, łagodnie. Jak inny człowiek. Nie zwracając uwagi na zimno, przeskoczyła z jednego kamyka na drugi zatrzymując się na środku strumienia i uklękła zamykając oczy. Nie zważała na to, że jej suknia przemaka, ani na to, że robi się coraz zimniej. Wzięła głęboki oddech i wsłuchała się w szelest wiatru, szum wody uspokajając się i wyczyszczając umysł. Nastała pustka, ciemność przechodząca z jednego momentu na drugi. Przypomniała sobie pierwszą przemianę, przypomniała sobie drugą i trzecią. Przypomniała sobie jak czuło się jej ciało. Poczuła przyjemny dreszcz, który przemierzał po jej skroniach, przechodził przez ramiona, aż po czubek palców. Łaskotał ją w brzuch zatrzymując się w stopach. Kiedy otworzyła oczy otrzepała się cała nie mogąc znieść mrowienia. Jej dłoń… Dziewczyna spojrzała w nierówną taflę, nie znajdując tam mokrej sukni, a jedynie swoje odbicie, małpie odbicie.
Jak już wcześniej wielokrotnie wspominałem - lubiłem w wolnym czasie wybrać się na wyprawę krajoznawczą na miotle lub na motorze. Tak było i tym razem. Zabrałem więc swojego Nimbusa i ruszyłem w stronę horyzontu. Lecę nad polami, nad lasami, nad rozległymi łąkami porastającymi tereny wokół Doliny Godryka i cieszę się, że mogę mieszkać właśnie tutaj, gdzie czuję się swojsko, gdzie ludzie mnie znają i nie traktują już jak egzotyczną istotę, którą trzeba poprosić o autograf czy postawić piwo. Minęła już pierwsza i druga, a nawet trzecia fala natrętów, która przesiadywała pod moim domem, czekając aż wyjdę, żeby mnie zaczepić. Był w końcu proszek fiuu, którego nie lubiłem, ale który okazał się zbawieniem. Pomieszkiwałem u przyjaciela w Hogsmeade - tak, to ten u którego byliśmy tej nocy, kiedy się poznaliśmy. Wiesz, że to Liam? Ten, który pokazał mi quidditch i dzięki któremu odkryłem, że to jest moje powołanie? Chyba ci tego nie mówiłem? Jeszcze o nim porozmawiamy, bo coś złego się z nim ostatnio dzieje i chciałbym o tym komuś powiedzieć... Muszę odpocząć. Jest bardzo zimno i gdybym tylko umiał czarować, to byłoby mi łatwiej. Trochę się rozgrzewam robiąc w powietrzu kilka szalonych pętli, a następnie ląduję w pobliżu strumienia. Zeskakuję z miotły i podchodzę do rzeczki. Klękam i nabieram lodowatej wody w dłonie, a następnie opryskuję nią swoją twarz. Jej chłód jak sztylet wbija się w pory mojej twarzy, powietrze wyrywa mi się z płuc, natychmiast zmieniając w parę. Słyszę coś dziwnego... Dźwięk dobiega z mojej lewej strony. Spoglądam w tamtym kierunku i nie widzę nic niepokojącego. Chociaż... Nagle śnieg na jednym z kamieni, którymi usłane jest koryto strumienia, zaczyna się poruszać. Zaraz... Co to za czary? Podnoszę się i marszczę brwi. Coś tu jest nie tak! Zbliżam się i nagle zauważam, że to nie śnieg, ale jasna, puchata małpka siedzi na kamieniu pośrodku strumienia. - Oooooo - Wyrywa mi się, kiedy spogląda w moją stronę. - Co tutaj robisz maleńka? - To chyba nie jest naturalne środowisko dla takich zwierzaczków? Wydaje mi się, że małpy raczej wolą cieplejszy klimat! Prawdopodobnie ktoś ją tutaj zostawił... Tylko jak to możliwe?! Trzeba ją zabrać, zanim się cholerstwo małe wyziębi! Po tym wszystkim, czego się nauczyłem od sióstr Findabair miałbym do końca życia rysę na sumieniu, gdybym ją porzucił! A już na pewno nie mógłbym spojrzeć siostrom w oczy... Wyciągam ręce i zaskoczeniem odkrywam, że zwierzak nie ucieka. - No tak...- Wymrukuję - Ewidentnie oswojona... Co to za bydlak Cię tu zostawił maleńka? - Ma przyjemne futerko i jest cieplutka. Dobrze, że nie uciekła, bo bez czarów na pewno bym jej nie dogonił. - Trzymaj się, dobrze? - Instruuję ją patrząc w jej oczy i jestem zaskoczony, bo zauważam w nich błysk zrozumienia i coś... coś znajomego. Nie! No przecież to niemożliwe, żebyś rozumiała co do ciebie mówię! Wsiadam na miotłę - na dzisiaj koniec wycieczki! Lecę do domu, a po południu skoczę do dziewczyn, pewnie będą wiedziały co z nią zrobić...
[z/t]x2
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Padme od pewnego czasu nie zapuszczała się w rejony Doliny, wiedząc, że gdy tylko jej noga przekroczy bezpieczny "próg", to zrządzeniem losu napatoczy się na kogoś, kogo do tej pory bardzo chciała unikać. A jednak czuła podświadomie, że powinna wyjaśnić i dokończyć pewne sprawy z Shawnem, bo miała wrażenie, że zachowała się jak skończona małpa i chłopakowi należały się wyjaśnienia lub najzwyklejsze przeprosiny. Było dość późno, ciemno i przede wszystkim - w jej odczuciu - cholernie zimno, kiedy znalazła się na miejscu. Kręcąc się w kółko wzdłuż ulicy między domkami, po dłuższej analizie sytuacji uznała, że może lepiej przejdzie się jeszcze na spacer, nim dotrze pod drzwi Reeda. Bijąc się z myślami, Naberrie przemaszerowała dość nieobecnie przez pół Doliny, aż w końcu zboczyła z drogi, docierając niewiele później nad strumień. Wprawdzie nie zauważyła, że znalazła się nad strumieniem, dopóki w niego nie wlazła, z głośnym trzaskiem krusząc zamarzniętą taflę. Zimna woda mocząca jej buty i kawałek spodni podziałała na nią jednak jak pastuch elektryczny, bo wróciła myślami na ziemię klnąc na głos. W normalnej sytuacji by po prostu wyszła z wody, lecz zainteresowanie Walijki przykuły szczególnie mieniące się w blasku księżyca kawałeczki, które nie przypominały z pewnością zwyczajnych kamieni. Jednak małe kawałeczki nie zaspokajały ciekawskiej duszy Krukonki - z uporem maniaka przemaszerowała po strumieniu, nie czując prawie stóp, a gdy wdrapała się niezbyt inteligentnie na jeden z głazów, jej oczom ukazał się spory kawałek różowego kamienia. Nie była pewna co to za rodzaj a jednak intuicja podpowiadała jej, by lepiej go zabrała, bo albo na nim zarobi albo będzie mieć ładną ozdóbkę w domu. Wyciągnęła się, chwyciła po kilku próbach a potem cofnęła do tyłu i... tak po prostu spadła na ziemię do wody, obijając sobie tyłek, plecy i chyba kawałek głowy a przy tym mocząc całe ubranie. Zapomniała przecież, że jest zima, ujemne temperatury a co za tym szło wszystko było śliskie i zamarznięte, jednak szok termiczny jakiego doznała przez moment sprawił, że leżała osłupiała na kamieniach nie mogąc złapać oddechu. Ale kto by się tym przejął, skoro trzymała w rękach spory kawałek różowego kwarcu, który był dla niej w tym momencie prawie jak garniec złota?
Wieczorne spacery... Tak. To po nich miał najlepsze wizje. Nie chodziło o ich ostrość czy o to, jak bliskie były rzeczywistości. Chodziło o to, że ukazywały lepsze kobiety. O pełniejszych kształtach, ładniejszych twarzach, a w dodatku skąpiej ubrane. Ostatnio nawet widział Padme. Pamiętał ją doskonale... Tylko szkoda, że okazała się zwykłym tchórzem. Zephyr jednak wiedział, że i tak się jeszcze kiedyś spotkają. Widział ją w swojej przyszłości, jeszcze piękniejszą i odrobinę odważniejszą. W tej wizji była lekko pijana, a Murray czuł, że to będzie dziś. A gdy szedł nad strumieniem, czuł też, że to wszystko zacznie się właśnie tutaj. Jego kariera się rozwijała, coraz więcej ludzi kojarzyło go na ulicy, a pieniądze też były coraz większe. Kupi jej kiedyś kwiaty. Dużo czerwonych róż. I upiecze jej ciasto. Będzie jadła, tak rozkosznie jak w tamte lato, okruszki będą jej wpadać za dekolt, a on pozbędzie się ich językiem, cały czas patrząc w te piękne, złote oczy. Była słodka, niezdarna i nieprzyzwoicie śliczna... Nawet gdy zszokowana leżała w lodowatej wodzie, w tych pięknych, malutkich rączkach trzymając różowy kamień. Na początku chciał ją wyciągnąć zaklęciem, ale wtedy by go nie zauważyła i nie mógłby jej dotknąć, więc w końcu w butach wszedł do strumienia i pochylił się nad nią, by dokładnie mogła obejrzeć swojego wybawcę. - Twoje usta nadal smakują lukrem, Padme? - spytał z niewinnym uśmiechem, po czym delikatnie wziął ją na ręce i sprawnie wyszedł ze strumienia, uważając, by po drodze się nie poślizgnąć ani o nic nie potknąć. Nogą zgarnął śnieg z dużego kamienia na brzegu i posadził ją na nim, cały czas ją podtrzymując, w międzyczasie zdejmując płaszcz, by okryć to biedne, zmarznięte stworzenie. Miał nadzieję, że zaklęcie rozgrzewające trochę jej pomoże. - Powinienem cię tam zostawić, tchórzu, ale to słodkie, że taka płochliwa z ciebie sarenka. Szkoda tylko, że nadal widzę cię w swojej przyszłości... Przede mną nie uciekniesz, Padme - dodał szeptem tuż przy jej uchu, bo siedzenie za nią pozwalało na swobodny dostęp do jej ciała. Trzymanie rąk przy sobie wymagało zbyt dużej siły boli, więc nie tyko pozwolił, by odzyskiwała siły oparta o jego tors, ale też delikatnie odgarnął włosy z jej policzka.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Dreszcze na ciele dziewczyny pojawiły się bardzo szybko i bynajmniej nie były spowodowane widokiem jej wybawcy ani zadaniem jej ciut złośliwego pytania o smak ust. W zasadzie na widok Zephyra zrobiła chyba najgłupszą minę jaką mogła i jednocześnie tak zszokowaną, jak nigdy dotąd. Gdyby miała wskazać kilka osób, których nie chciałaby spotkać na swojej drodze, to Murray znalazłby się w czołowej piątce a gdyby miała wskazać najgłupszą osobę na świecie, to ona zajęłaby pierwsze miejsce. No bo przecież jak mogła skwitować ich znajomość obietnicą, że dokończą to co zaczęli podczas kolejnego spotkania, które miało się nie odbyć? Po rozstaniu z Leonardo, podczas wakacyjnego wyjazdu, wyrobiła roczny limit głupot, które mogła zrobić, a ten chłopak był jedną z nich. Mądrzy szkolni mędrcy mówili też, że to co dzieje się na wakacjach - zostaje na wakacjach. Gówno prawda. Trzymając w drżących z zimna dłoniach sporej wielkości skarb, bez słowa dała się wziąć na ręce i wynieść z wody, zastanawiając się nad tym co powiedzieć i czy w ogóle powinna się odezwać. Rozważała przez moment szybką teleportację do domu, jednak w związku z tym, że chłopak nie wypuszczał jej z objęć, plan wziął w łeb. Nie chciała narazić ani siebie ani jego na rozczłonkowanie podczas nieudanej teleportacji łącznej, do której jej nawet nie dopuścili na egzaminie mówiąc, że i tak indywidualny egzamin zdała cudem, dlatego siedziała grzecznie na kamieniu zaciskając sine z zimna wargi i szczękające zęby. A jednak na kolejną zaczepkę Zephyra odsunęła się instynktownie, odwracając się nerwowo przez ramię. - Serio? Dalej wyrywasz laski na ten tekst? To się robi nudne - uznała półszeptem, bo podniesienie głosu zamarzając na żywca graniczyło z cudem i przeczuwała, że dorobi się w końcu zapalenia krtani albo płuc. Gdy jednak przechwyciła spojrzenie pięknych oczu chłopaka, przepadła na moment, wpatrując się w nie. Ale szybko przypomniała sobie, że to właśnie wtedy przez te hipnotyzujące oczęta ich krótka znajomość była tak intensywna i owocna. - Siedzisz zdecydowanie za blisko - poinformowała go w końcu o tym, że chyba nie bardzo odpowiada jej ta nagła bliskość, a potem równie szybko odwróciła głowę w przeciwnym kierunku.
Czasami kobiety na jego widok głupiały. Nic nadzwyczajnego - nawet się do tego przyzwyczaił. Wprawdzie nie miał na czole wypisanego Zephyr Murray, „Hedera”, ale widocznie intensywna promocja robiła swoje. Mało kto wiedział, że prawdziwa Hedera była jeszcze piękniejsza, niż w książce, ale nawet Hedera się tym nie przejmowała, więc Zephyr machnął na to ręką i po prostu nadal wysyłał jej czekoladki z likierem, od których już miała malutką fałdkę tłuszczu na udach. Nie przeszkadzało mu to. W końcu była kobietą i nawet miała coś w głowie, a to rekompensowało wszelkie niedogodności. Czy kolejną książkę powinien zatytułować Padme? Nie, to by było zbyt proste. Lukier. W tamte wakacje smakowała lukrem. Szkoda tylko, że teraz wydawała się gorzka i nie tak apetyczna, jak ostatnim razem. To pewnie wina wody. Czuł, że nie odpowiadała jej ta bliskość, ale się tym nie przejmował. Obiecała mu to, a Murray uważał, że obietnic należy dotrzymywać. I zamierzał nauczyć pannę Naberrie, że jemu nie można uciekać i odmawiać. Roześmiał się ochryple, nisko, gdy tak nagle i nerwowo się odsunęła. Naprawdę była urocza. - Nie narzekaj, Padme. Ostatnio na to poleciałaś - mruknął z łagodnym, ale lekko dwuznacznym uśmiechem, sunąc wzrokiem po linii jej ślicznej szyi. W krótszych włosach wyglądała równie dobrze, co w długich. A jej oczy... Nadal były złote. Mogła go mieć, tylko czemu nie chciała? Zadbałby o nią. Umiał sprawić kobiecie przyjemność. Kwiaty, kolacje, czekolada, komplementy. Opowiadałby jej, jakie piękne rzeczy widzi w jej przyszłości. Na przykład siebie. - Tak? Więc odsuń się, Padme. Chciałem ci zaproponować herbatę, ciasto i trochę procentów na rozgrzewkę, ale widzę, że wolisz taplać się w zimnej wodzie i zbierać kamienie. Zawsze wiedziałem, że samotność nie działa na kobiety zbyt dobrze... - Ostatnie zdanie wypowiedział ciszej, jakby do siebie, ale nadal nie odrywał od niej wzroku. Była ładniejsza niż Hedera, mogłaby stać się większym hitem. Dać mu większe pieniądze. A przecież wcale nie potrzebował do tego jej zgody...
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
W zasadzie nie pamiętała już, dlaczego ostatnim razem stchórzyła i nie zastanawiała się nad tym, aż do teraz. Za to bardzo dobrze pamiętała chłopaka, który w roli pocieszyciela sprawdzał się idealnie, choć oficjalnie go tak nigdy nie nazwała. Bardziej skłaniała się ku wersji przygody wakacyjnej, która miała się nie powtórzyć, a jednak siedziała tutaj teraz z nim. Zdarzyło jej się nawet napisać krótkie opowiadanie na ten temat, które leżało pewnie gdzieś na stercie innych papierów w jej mieszkaniu. Ale o tym Zephyr miał się nie dowiedzieć. - Ostatnio miałam depresję - stwierdziła spokojnie, nie siląc się nawet na miły ton głosu, czy uśmiech, którym czarowała niejednego a który dodatkowo w połączeniu z jej (ładniejszym) spojrzeniem topił serduszka. Pamiętała jak mówił, że o nią zadba i że będzie szczęśliwa, ale kobiecie po rozstaniu chyba niewiele było potrzebne do pocieszenia się. I jednocześnie do obracania wszystkich pięknych słów w zwyczajne kłamstwo, sferę opowieści z mchu i paproci. Czuła się niekomfortowo a jednak faktycznie było jej cieplej, kiedy siedziała tak blisko i to był chyba jedyny argument przemawiający za tym, żeby się nie odsuwała. Ale jego ostatnie słowa, wypowiedziane ciszej, usłyszała aż za dobrze. - Na Merlina - podniosła się z kamienia na proste nogi, odwracając się przodem do Murraya. - Dlaczego uważasz, że jestem samotna? Pisarze od teraz są nadwornymi psychologami? - zaciekawiona tą kwestią wlepiła w niego wyczekujące spojrzenie, by niewiele później pochylić się nad uchem Murraya, zaczepnie przesuwając mokrymi puklami włosów po jego policzku. - Nie jadam ciast od nieznajomych, a póki co zamarzam, więc musimy się pożegnać - stwierdziła półszeptem. Jakby nigdy nic odwróciła się na pięcie, dzielnie maszerując w przeciwną stronę, tym samym kradnąc płaszcz chłopaka. Sama nie była pewna czy faktycznie chce sobie iść, czy się z nim tylko droczy, ale wiedziała, że powoli nie może ruszać palcami z zimna.
Nie pisał o niej. Sława trochę mu uderzyła do głowy i pisał już głównie o kobietach, z którymi sypiał. Ich historie najlepiej się sprzedawały - w końcu Murray wybierał sobie te najpiękniejsze i najbystrzejsze. Ostatnio w modzie była Hedera, ale już mu się przejadła jej egzotyczna uroda. Nie musiała jednak wiedzieć o Madge, Violet, Elettrze i Isleen. Niestety, Zephyr doskonale wiedział, że powoli czas ich wszystkich dobiegał końca, bo wizje dotyczące Czwórki Wspaniałych nie były satysfakcjonujące, a wizji dotyczących Najwspanialszej w ogóle nie nie było. Dlaczego więc miał nie wymienić którejś z nich na przykład na Padme? Rozczulała go do tego stopnia, że w pewnością utrzymałaby się na szczycie listy ulubionych dłużej niż Hedera, Julia czy Titania. Titania... Miała już w ogóle osiemnaście lat? Chyba tak. Ale nawet jako szesnastolatka nie była tak słodka i urzekająca jak Padme. - Schlebia mi, że przy mnie z niej wyszłaś - odparł z zadowolonym uśmiechem, bawiąc się przez chwilę kosmykiem jej ciemnych włosów. Tylko przez chwilę, bo w strefę jej komfortu zamierzał wejść dopiero za kilka minut. Znów się roześmiał, gdy wstała. Teraz mógł podziwiać jej zgrabne ciałko. Pewnie pod ubraniem miała sztywne z zimna sutki. - Po prostu dobrze cię znam, Padme - mruknął, patrząc w te jej złote oczy. A gdy pochyliła się w jego stronę, z trudem powstrzymał odruch przygarnięcia jej do siebie. Rozbroiła go tą marną prowokacją. Mógł jej zostawić tę kurtkę, ale nie mógł zostawić jej w spokoju, dopóki nie spełniła swojej obietnicy. Bezszelestnie podniósł się z kamienia i w mgnieniu oka ją dogonił i wyprzedził, by chwycić mocno w talii i bezceremonialnie przerzucić sobie przez ramię, podtrzymując pod kolanami, po czym ruszył w przeciwną stronę, niż ona sobie życzyła. Naiwne dziewczę... Ale słodkie. - Dobrze, będziesz głodna. Zamarznąć ci nie pozwolę, a żegnać się nie lubię... Obiecałaś mi coś ostatnio - dodał, szybkim krokiem idąc w tylko sobie znanym kierunku. Do domu miał pewien kawałek, ale wiedział, że jak dziewczyna trochę zmarznie, to z pewnością spokornieje. Jemu natomiast zimno zbytnio nie przeszkadzało, zwłaszcza gdy miał przy sobie gorącą Walijkę. Miał co do niej pewne plany, ale nie musiała o tym wiedzieć.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Ona wcale nie była naiwna. Nie sądziła, że Murray ją tak po prostu puści, ale jak inaczej miała mu zasugerować, że cholernie jej zimno i że wolałaby już zmienić miejsce pobytu? Wprost? Nigdy w życiu. Przecież teraz była oschłą, niegrzeczną i niepokorną Krukonką. Nie podejrzewała jednak, że chłopak przerzuci ją sobie przez ramię jak jaskiniowiec i uniemożliwi jej tym samym wierzganie się. - POGIĘŁO CIĘ?! - drąc się wniebogłosy zaczęła okładać go pięściami po plecach, w zasadzie na oślep, bo włosy i szalik znajdowały się teraz na jej twarzy, w ustach i oczach. - Odstaw mnie na ziemię, mam dwie zdrowe nogi i umiem jeszcze chodzić - jej argumenty najwidoczniej wcale nie były tak przekonujące, bo chłopak był obojętny na jej zawodzenie. - Cieszy cię to? Nienormalny jesteś - w końcu zaczęła machać nogami, jednocześnie odsłaniając sobie widoczność. Myślała, że szli do domu a tymczasem znajdowali się w lesie. Już widziała jutrzejsze nagłówki w gazetach. - Zgwałcisz mnie i zamordujesz? Kiepski plan - obrażona na cały świat nie przerywała wyrzucania z siebie gorzkich żali. - Poza tym, co obiecałam? Zabierz się do tego jak facet, to sobie może przypomnę co obiecałam - prowokując go ewidentnie do zatkania jej ust, odnosiła wrażenie, że Zephyr czerpie wielką przyjemność z jej zdenerwowania. Ostatecznie zamknęła się, wzdychając sobie od czasu do czasu. Po jakimś czasie jednak faktycznie spokorniała, trzęsąc się nie na żarty z zimna. - Zefirku, odstaw mnie na ziemię, proszę - uśmiechając się słodko i nie wykazując już szczególnej agresji oczekiwała reakcji Murraya albo szybkiej śmierci, która była z pewnością lepsza niż bolące z zimna palce i sine wargi. - Daleko jeszcze? Może faktycznie mnie zamorduj, bo długo nie wytrzymam... - nie miała siły na dalszą walkę, więc poddała się i uspokoiła. Jakiś czas później dotarli do celu, ale Krukonka była w tak złym humorze, że miała ochotę wykastrować Zephyra gołymi rękami.
O owym miejscu opowiadała mu kiedyś matka, jeszcze za czasów, gdy lubił słuchać jej historii. Pewnie dlatego miał z nim dobre wspomnienia, bo nie uderzały o jego ambicje i cele. Nawykiem stało się, że odwiedzał je czasem, gdy chciał mieć chwilę tylko dla siebie. Zwłaszcza w taką porę roku, jak ta, gdy nie można było znaleźć spokojnego kąta w szkole, by nie natknąć się na hałasujące dzieciaki. Wycieczki te nie trwały długo, ale były miłą odskocznią od obowiązków. Przeszkodą była oczywiście pogoda. Nie było mowy o tym, by usiąść wygodnie na ziemi i cieszyć się przyrodą. Już idąc tu odczuł szczypiący mróz i wiedział, że długo tu nie pobędzie. To, co tak na prawdę go przyciągało, był wspomniany przez matkę klejnot, który rzekomo tutaj znalazła i nie tylko jej przydarzyła się taka przygoda. Armstrong nigdy jednak nie miał takiego szczęścia. Okrążyć staw i wrócić do ciepłego dormitorium, tak postanowił i tego się trzymał.. Do czasu, gdy w połowie drogi nie dostrzegł błysku pod cienką lodową pokrywą. Tak zamarznięta woda nie odbijała światła, a po sprawdzeniu jego źródła znalazł różowy kwarc. Szczęście jednak potrafi dopisać.
Na miejsce przywiały ją plotki okolicznych mieszkańców. Pulchniutkie mordki, obwisła skóra i tona zmarszczek rozmawiała ze sobą, opowiadając o jakimś mistycznym miejscu pełnym, różnorodnych kamieni. Młoda studentka, nie mając zbytnio okazji do zarobku oraz posiadając w zanadrzu kupę czasu, postanowiła go roztrwonić na poszukiwaniu skarbów. Może i za dzieciaczka nie marzyła o zostaniu piratem, ale zawsze pragnęła natknąć się na jakieś cud, miód znalezisko. Taka okazja nadarzyła się właśnie dzisiaj. Gdy słoneczko ślicznie przygrzewało, a ona w końcu założyła swój słomkowy kapelusz i przeciwsłoneczne okulary, udała się do pożądanego miejsca. Znajdując się prawie przy strumieniu, zaczęła się rozglądać po miejscu, szukając, w sumie to czego? Na kamieniach znała się tak jak bezdomny na modzie. W takim razie, postanowiła, iż poszuka wszystkiego co błyszczy. Tego było od trochę, gdyż nawet kapsel gdzieś wypatrzyła. Chodziła tak bez celu, przeszukując drzewa i zarośla, nawet dla pewności zaglądała pod kamienie, przez które omal czegoś nie zbombardowała. Mała glizda, przemieszczająca się pomiędzy jednym odcinkiem, a drugim wywołała w niej taki atak paniki, że aż na końcu jej różdżki pojawiło się niebieskie światełko. - Omal bym Cię nie zabiła, uważaj jak pełzasz - parsknęła, a następnie po kamieniach spróbowała przeskoczyć na drugą stronę. Niefortunnie się okazało, iż jeden z nich był bardzo śliski. Tym samym, skończyła w wodzie. Z niezadowoleniem uznając, że gorzej być nie może, ale jak to mówią: ,,Z deszczu pod rynnę". Tak też było. W jej kostkę zaczęło coś drapać, co sprawiło, iż ta wdrapała się na płaski kamyk, a następnie sięgnęła drapiące coś. Mieniący się kawałek krzemu z domieszką, sprawił, iż ta z zachwytu się omal nie udusiła. Czy to.. Skarb?! - Chyba Ametystem to zwali... - powiedziała do siebie, chowając swoje znalezisko. Była tak wniebowzięta, że z uśmiechem wyszła z niebezpiecznej strefy i prędko się osuszyła. Następnie pognała do miasta, musiała to sprzedać! Kostki: 1,1,4 [z/t]
Niklaus kiedy był w dobrym humorze, lubił spędzić chwilę wolnego czasu spacerując. Dlaczego zjawił się przy strumieniu? Słyszał o nim opowieści od kilku osób, zaczynając od rodziców, kończąc na niektórych znajomych ze Slytherinu. Czy liczył, że coś znajdzie? Nie nastawiał się aż tak optymistycznie, przecież szanse mogły być równie dobrze znikome. Zamiast tego, bardziej skupił się na widokach i krajobrazie, pozwalając by ten ukoił jego dusze i odganiał wszystkie troski z umysłu. Nie trwało to długo, kiedy jednak przez pewien moment zaświeciło. Skupił swój wzrok i zaczął powoli kucnąć, chcąc mieć pewność, że nie jest to wymysł jego wyobraźni. Tak.. gdzieś pod taflą wody znajduje się jakiś obiekt. Uśmiechnął się delikatnie a następnie włożył prawą rękę, chcąc po to sięgnąć. Zignorował zimną temperaturę, gdyż w jego przypadku była to jedna z najmniejszych niedogodności jakie były mu znane. Nie minęło kilka sekund a w dłoni trzymał duży kawałek.. kwarcu różowego? Ciekawe, po ile może stać..
Jeśli Ruth miałaby wybierać, gdzie chciałaby mieszkać do końca życia bez możliwości jakiejkolwiek przeprowadzki to poza Szwecją byłaby to bez wątpienia Dolina Godryka. To miejsce było dla młodej kobiety absolutnie magiczne i czasem oczami wyobraźni widziała siebie, przechadzającą się po tutejszych parkach - roześmianą, z głową pełną spokoju i stabilizacji. Niestety, choć cechowało ją całkiem spore opanowanie i umiejętność chłodnego podchodzenia do każdej sytuacji, ostatnio było już tak źle, że nogi same poniosły ją do miejsca, w którym mogłaby być wyłącznie sama, bez konieczności tłumaczenia się z zaczerwienionych oczu i niewyraźnego wyglądu. Jeszcze miesiąc temu wszystko układało się idealnie - praca, ukończenie obiecanego stażu, dwójka ukochanych przyjaciół u boku i kochający chłopak. Była po prostu szczęśliwa i nic nie zapowiadało porażki. Do czasu. Obiecany etat w ministerstwie stanął pod znakiem zapytania, nagle (a właściwie z bardzo konkretnej przyczyny) pogorszyły się jej oceny i przede wszystkim - co było nożem w serce młodej Szwedki, który sprawiał ból taki, jakby ktoś chwycił za rękojeść i obkręcał ją niespiesznie w jej ciele - zakończyła kolejny związek, nim jeszcze dobrze zdołała go zacząć. To ukłuło ją tak, że chwilami trudno było powstrzymać jej łzy, jednak kiedy podczas swojego uspokajającego spaceru natrafiła na tę magiczną scenerię, na chwilę zapomniała o przyziemnych troskach. Woda była lodowata, choć temperatura na zewnątrz sięgała już kilkunastu stopni, stąd w pierwszej chwili dziewczyna tylko przycupnęła przy strumieniu i w milczeniu zaczęła wsłuchiwać się w jego tony. Chłonęła krajobraz i jego nienachalną pomoc, grzejąc się jednocześnie w kwietniowym, łagodnym słońcu. Siedziała tak dobre kilkanaście minut, kiedy pośród obłych kamieni wysadzających dno coś jej mignęło. Słyszała, że ludzie potrafią tu znaleźć jakieś drogie kamienie, ale nie spodziewała się, żeby to była prawda, bo o ile dobrze pamiętała, takie cuda kotwiczyły się w skałach, a nie na dnie jakiegoś małego, niepozornego strumyczka. Postanowiła jednak sprawdzić, boso wchodząc do nieprzyjemnej wody i sięgnęła po brudny, śliski kawał kamienia, żeby sprawdzić, czy to pod nim błyszczał jakiś ametyst czy inny rubin. Akurat. Nic tam oczywiście nie było, więc dziewczyna zdegustowana swoją naiwnością szybko wyskoczyła z wody i rzuciła jedno po drugim zaklęcie osuszające i rozgrzewające. Wsunęła buty na nogi, nawet na nie nie patrząc i dopiero po chwili zorientowała się, że wciąż trzyma w dłoni ten brudny, brzydki, ale wyjątkowo ciemny, jakby osmalony kamień. Włożyła go z powrotem do strumienia, żeby pozbyć się osadu, a następnie, zdziwiona jego ciemną, szklistą poświatą podsunęła pod światło. Pręgi wewnątrz kamienia układały się z niemal chirurgiczną precyzją w równoległe pasy i chyba to był powód, dla którego Ruth postanowiła sprawdzić to znalezisko u jubilera.
Po oczyszczeniu onyks - jak zdążyła zostać poinstruowana - wyglądał pięknie. Błyszczał, był regularny i przyciągał wzrok tymi niesamowicie układającymi się pasami, ale młoda Wittenberg nie była jedną z osób, które zbierały bibeloty, kurzące się w mieszkaniu, więc nie miała w planach go zatrzymywać. zt [1,6,5]
Pierwszy raz była w tym miejscu. Nigdy wcześniej nie przebywała na terenie Doliny Godryka. Teraz jednak musiała. Chciała pobyć sama i pomyśleć. Czemu Max ją okłamał? Czemu dopiero Des powiedziała jej prawdę? Dlaczego wróciła teraz? Nawet spotkania z Conallem były niemożliwe. Nie widziała go od ostatniej lekcji, a zaraz po niej nie były żadne prowadzone przez niego. Sądziła, że wyszła już na prostą drogę. Że pierwszy raz, od dłuższego czasu, może być szczęśliwa i nie martwić się jakimiś problemami. Było to niestety niemożliwe. Z takimi oto pytaniami mącącymi jej w głowie doszła do strumyka. Strumień spływał powoli po kamieniach, którymi wyłożone było dno. Nie był zbyt długi, jednak przyjemny szum wody sprawiał, że można było tutaj spędzić długie godziny na odpoczynku. Z delikatnym uśmiechem na twarzy kucnęła zaraz przy brzegu zanurzając swoją słoń w wodzie. Nie spodziewała się, że może być ona tak przejrzysta i dawać możliwość dojrzenia jej dna. Pewnie gdyby nie to, nie znalazła by nigdy Ametystu. Skąd wiedziała, że miała do czynienia z tym kamieniem? Kiedyś jej ojciec kazał jej przeczytać książkę na temat kamieni szlachetnych. Zawsze uważała ten kamień na najpiękniejszy. Może i kochała zieleń, jednak łagodny odcień fioletu dawał jej... Sama nie wiedziała co. Po prostu lubiła ten odcień. Natychmiast wyciągnęła kamień z wody i zabrała z sobą w dalszą wędrówkę.
W moim śnie byłam dzielnym podróżnikiem, który odkrył nowe miejsce na Ziemi. Przede mną znajdowała się ogromna łąką, na której rosły niezwykłe kwiaty. Były bardzo wysokie, różowe oraz błękitne. Różowe łapały muchy, natomiast błękitne były niebezpieczne także dla ludzi. Jedyną możliwością by ominąć te niezwykłe przeszkody było przejście po tęczowych kamieniach, które znajdowały się na strumyku płynącym przez całą łąkę. Także i on był niezwykły, zamiast szmeru wody słychać było cichutką piosenkę, która towarzyszyła mu gdy płynął. Przechodząc po kamieniach miałam okazje zobaczyć tamtejsze zwierzęta. Fioletowe leopardy polujące na granatowe bażanty, zielone flamingi i żółte krokodyle zamieszkujące brzegi strumyka, kolorowe pawiany, które zwisały z niezwykłych kwiatów oraz malutkie, złote ptaszki, które bezustannie krążyły w powietrzu. Po przejściu przez łąkę znalazłam chatkę. Była niewielka, zbudowana z zielonego drewna, a jej dach był fioletowy. Za turkusowymi drzwiami mieszkał stary mędrzec. To on był panem tej niezwykłej krainy. Opowiedział mi o niej oraz pogratulował odwagi. Byłam pierwszym śmiałkiem, który zapuścił się, aż tak daleko. Na samą myśl o tym dziewczyna miała ochotę się śmiać. Nigdy wcześniej nie doświadczyła podobnej historii. W szczególności jeśli chodziło o sny. Z jednej strony było to bardzo dziwne. Ona? Podróżnikiem? Prychnęła cicho i odsłaniając kolejne gałęzie zagradzające jej drogę doszła do niewielkiego strumienia. Przypominał jej ten ze snu, z tym wyjątkiem, że nie rosły tutaj nadzwyczajne rośliny. Bardziej zwykłe, choć z właściwościami magicznymi. Przez chwilę przyglądała się im odgadując ich nazwy. Matka nie raz pokazywała jej co nowe gatunki. Znała się na tym, tak samo jak na zwierzętach. Była kochaną osobą i dziewczyna nie zamieniłaby jej nigdy na nikogo innego. Od niechcenia spojrzała w toń wody. Niby nic nadzwyczajnego tam nie zobaczyła. Od zwykła woda z paroma rybami płynącymi po jej dnie. Mimo to zachwyciła ją swą czystością. Postanowiła pokazywać się w tym miejscu raz na miesiąc. Tak dla rozrywki.
// Rzecz działa się w przeszłości, jako że rzuciłam sobie Nebraską i kompletnie nie pomyślałam, że ona jeszcze nie może się teleportować ani nic xD
Wystarczyło kilka dni w Dolinie Godryka i do uszu Nebraski dotarły pogłoski o niesamowitym strumieniu, który potrafił sprawić, że jednego dnia na koncie przybywa prawie 300g. Oczywiście brała wszystkie te historie przez pół i patrzyła na rozmówców z przymrużeniem oka, bo zwyczajnie w świecie uważała ich za głupców, którzy chcą ją nabrać na jakieś swoje żarty. Anglicy mieli dziwne poczucie humoru, dziewczyna nie wiedziała, czego może się po nich spodziewać. Postanowiła jednak sprawdzić na własnej skórze, czy ta rzeczka jest faktycznie taka niesamowita. Wstała z samego rana (nie specjalnie na łowienie kamieni, obudziła ją zbierająca się na trening matka), zjadła śniadanie i wyruszyła w podróż na obrzeża wioski. Nie powinna się jeszcze oddalać na takie odległości, w ogóle nie znała okolicy ani ludzi mieszkających nieopodal, toteż było to dość niebezpieczne posunięcie z jej strony. Nic się nie stało, spokojnie dotarła do brzegu strumienia. Okolica była naprawdę piękna i malownicza, gdyby miała choć odrobinę talentu malarskiego, na pewno wróciłaby tu jeszcze raz ze sztalugami. Uklękła przy brzegu i zaczęła przyglądać się przejrzystej wodzie - tym samym lustrowała całe dno strumyka w poszukiwaniu cennych kamieni. Przez moment wydawało jej się, że widziała coś błyszczącego, ale okazało się, że to zwykła muszelka. Zanurzyła rękę i zaczęła wodzić palcami po kamienistym dnie, wzbijając w górę drobinki piasku. Teraz to już nic nie widziała, więc przemieściła się nieco w prawo i zaczęła szukać od nowa. Brak rezultatów sprawiał, że zaczynała się frustrować. Od początku wiedziała, że to pic na wodę i tak naprawdę nie da się tu nic znaleźć. Zła, że dała się wrobić, wstała, otrzepała kolana z ziemi i ruszyła z powrotem do domu.
kostki: 6, 5, 4 (żeby na lekcjach takie były...)
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Pewnego wiosennego popołudnia odwiedziłam moją koleżankę w jej rodzinnym domu w Dolinie Godryka. Po zjedzeniu obiadu w towarzystwie jej przemiłych rodziców pożegnałam się i wyszłam z ich domu. Miałam zamiar od razu się teleportować, jednakże zaskoczył mnie dziwny dźwięk dochodzący z niedaleka - był to szum strumyka. Poszłam w jego stronę i już po chwili moim oczom ukazało się niewielkie, bardzo ładne źródełko. Podeszłam do niego i zamoczyłam w nim dłonie. Ku mojemu zdziwieniu gdy tylko je wyciągnęłam na jednej z nich znalazł się nieduży, czarny kamień. Nie znałam się za bardzo na minerałach, ale wydawało mi się, że to onyks. Gdybym wtedy wiedziała, że u jubilera dostanę za niego aż 250 galeonów pewnie pogrzebałabym w strumieniu jeszcze trochę, lecz nie miałam takiej świadomości, więc z radością chwyciłam kamyk i teleportowałam się do Hogsmeade.
Spacerowałem po okolicy i zupełnie przypadkiem przeszedłem obok małego strumienia. Gdy promienie słońca padły na wodę zobaczyłem dziwne odbijający się czerwony blask. Podszedłem do wody i wsadziłem dłoń lekko pod powierzchnię. Wyciągnąłem mały, czerwony kamień. Był bardzo piękny. Uśmiechnąłem się i wsadziłem go do kieszeni. Następnego dnia u jubilera dowiedziałem się, że to rubin. Mężczyzna odkupił go ode mnie aż za dwieście pięćdziesiąt galeonów! Byłem bardzo zadowolony z tego nagłego przypływu gotówki - nie ukrywam, że miałem w tym okresie dość dużo wydatków.
Jeszcze nigdy nie była w tym miejscu. Przechadzała się nieopodal gdy usłyszała szum wody i nogi same ją tutaj zaniosły. Jej oczom ukazał się strumyk. Woda w nim była przejrzysta i dziewczyna podeszła niego, spoglądając na dno. Nie wiedziała, czemu tak postępuje. Czy miała nadzieję znaleźć w nim coś cennego? Przecież to tylko zwykłe źródełko. Schyliła się i nabrała w dłonie chłodnej wody, aby po chwili ją wypuścić. Jakby od niechcenia przejechała palcami po piasku na dnie i, otrzepawszy ręce, podniosła się. Omiotła spojrzeniem jeszcze raz okolicę i oddaliła się.
Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Dostrzegłam płytki strumyk, którego woda była krystalicznie czysta. Postanowiłam podejść do wody, a nawet ściągnąć buty i zamoczyć stopy w zimnym nurcie. Dno było wyłożone kamieniami, ale nie przeszkadzało mi to. Byłam już w tylu miejscach na świecie, że nie raz przechadzałam się po kamieniach. Szum wody był przyjemny, wiał także lekki wiatr. Roślinność dodawała uroku temu miejscu. Nie zagrzałam tam jednak długo miejsca. Chwilę jeszcze pochodziłam i postanowiłam wracać. Zakodowałam sobie w głowie, że kiedyś jeszcze tu moja stopa postanie. Takich miejsc się nie zapomina.
kostki - 3, 6, 5
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Przyszedłem w to miejsce, nie zupełnie zdając sobie sprawę gdzie się znajdowałem. Dostrzegłem płytki strumień. Musiałem przyznać, że był uroczy. Krystaliczna woda płynęła spokojnym nurtem, a na dnie można było zauważyć kamienie. Nie pamiętałem bym kiedykolwiek tutaj był. Usiadłam pod jednym z drzew i pozwoliłem sobie na krótką drzemkę. Wybudziłem się może po godzinie i stwierdziłem, że nic tutaj po mnie. Jeszcze raz spojrzałem na wodę i zakodowałem sobie w głowie, że muszę kiedyś tutaj wrócić.
Do Doliny Godryka wybrałam się latem, żeby odwiedzić mojego najstarszego brata - to były naprawdę przyjemne dni. Większość czasu spędzałam albo w jego domu, albo spacerując po okolicznych terenach. Dużo słyszałam o pewnym strumieni, w którym można było znaleźć kamienie szlachetne, jednakże nie traktowałam tych historii zbyt poważnie. Mimo to, gdy odnalazłam strumień postanowiłam zaryzykować. Podeszłam bliżej i zanurzyłam dłoń w wodzie. Jakie było moje zdziwienie, gdy wynurzyłam rękę, a w moich palcach znajdował się przepiękny, zielony kamień. Nie spodziewałam się jak wiele może być wart, mimo to licząc na jakieś drobne pieniądze poszłam z nim do jubilera. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jest warty 250 galeonów!
Przybył tu mając wolne od szkoły, mieszkał obecnie u Alice więc musiał zapoznać się z okolicznymi terenami. Przechadzał się tutaj bez większego celu, w sumie to po prostu z nudów bo nie miał nic lepszego do roboty. Idąc tak spojrzał na mały strumyk, nic specjalnego pomyślał Lucas. Podszedł do niego i zanurzył w nim dłonie przepłukując tym samym twarz. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby na dnie przed sobą nie zauważył czegoś dziwnego, jakiś czarny kamień? Podniósł go momentalnie zanurzając dłoń w wodzie i obejrzał go pod światło patrząc na sporawy kawałek. Nie należał do olbrzymów, ale Lucas myślał że coś da się z tego wyciągnąć dlatego też schował ów kamyk do kieszeni, przepłukał ręce i wrócił do domu by coś zjeść. Na dzisiejszy dzień wystarczy podróży, gdyby wiedział że kamyk warty jest 70 galeonów sprzedałby go od razu.
Po jakimś czasie ponownie zawitałem w to miejsce licząc, że uda mi się ponownie coś tu znaleźć. Włożyłem dłonie do wody kilkakrotnie jednak nie udało mi się niczego znaleźć. Nie chciałem się jeszcze poddawać - biorąc pod uwagę jak cenny zastrzyk gotówki otrzymałem po moim ostatnim pobycie tutaj miałem nadzieję, że tym razem też mi się poszczęści. Rozejrzałem się w okół i gdy upewniłem się, że nikt mnie nie podgląda zacząłem przegrzebywać palcami dno - jak się okazało to był bardzo dobry pomysł. Już po chwili trzymałem w ręce duży, brudny odłamek. Gdy go oczyściłam dostrzegłem znajomą czerwień - czyżby rubin? Upewniłem się w mojej opinii po pójściu z kamieniem do jubilera, który dał mi za niego aż sto dwadzieścia galeonów!
Kostki: 5, 2, 6
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Nie zamierzałam specjalnie tu przyjeżdżać tylko po to by szukać kamieni, jednakże podczas mojej następnej wizyty u koleżanki postanowiłam poświęcić kilka minut na spacer do strumienia i jeszcze raz sprawdzić czy nie ma w nim jakichś cennych kamieni. Nie zawiodłam się - po chwili przeczesywania wody palcami wyciągnęłam z niej piękny i dość duży różowy kamień. Byłam pod tak wielkim wrażeniem jego urody, że miałam ochotę go zatrzymać, po chwili jednak uświadomiłam sobie, że może być dużo wart i że znowu mogę zarobić jakąś większą gotówkę, więc z żalem postanowiłam iść do jubilera by go tam odsprzedać. Żal zelżał jednak gdy otrzymałam od mężczyzny całe dwieście pięćdziesiąt galeonów!