Tym razem czarodzieje na swój użytek otrzymują kompleks domków umieszczonych na drzewach. Każdy domek jest piętrowy. Na jego górnym poziomie znaleźć możemy pięcioosobową, przestronną sypialnię, utrzymaną w jasnych kolorach. Duże łóżka otoczone moskitierą nie tylko zapewniają odrobinę prywatności, ale chronią przed owadami, których na tym kontynencie nie brakuje. Na dolnym poziomie można znaleźć dużą łazienkę, oraz mały taras z mostem prowadzącym do kolejnych domków. Widoki są stąd niezapomniane, a bliskość lasu i drzew sprawia, że w ciągu dnia nie tylko mogą do nas zawitać zaciekawione małpy, ale i różnobarwne, egzotyczne ptaki. Dodatkowo każdy domek wyposażony jest w magiczny świstoklik, którego użycie powoduje przeniesienie do miasteczka oddalonego o paręnaście kilometrów. Czego chcieć więcej?
Lokatorzy:
Cándida Feliciana Miramon Dulce Reina Miramon, Keith Parker William O'Connor Angela Moretti
The author of this message was banned from the forum - See the message
Biedna, mała Dulce zaraz po tym jak znalazła się w parnej, słonecznej Kolumbii poczuła się tu niemal jak w domu. Klimat był nieco zbliżony do tego w Hiszpanii, bo przecież i tu i tu bywało piekielnie gorąco, a nagrzany asfalt tylko potęgował spiekotę. W Kolumbii było dodatkowo wilgotno, przez co ciężko się oddychało. Ogromne palmy, mahoniowce, czy też paprocie przetkana z rzadka wysokimi trawami, bambusami. To wszystko upewniało w tym, że to zupełnie inny, egzotyczny świat. Z oddali było słychać kwilenie kusaczki oliwkowej, wzburzony trel, strzyżyka kolumbijskiego czy też popularniej zwanego stokowczyka rdzaworzytnego. Dulce pociągnęła kuferek za sobą i ciągle kręcąc głową za pięknymi okolicznościami natury podreptała do swojego domku. Wsadziła klucz w zamek, otworzyła. Nikogo jeszcze nie było to tym lepiej dla niej, popędziła na górę zająć, którekolwiek łóżko, najlepiej to z brzegu, bo jak wyczytała, ma mieszkać z siostrą. Tą podłą jędzą. Miała statystycznie wtedy mniejsze szanse na to, że właśnie obok niej będzie musiała spać. Zaraz po zadokowaniu się w nowej chatce dziewczyna wyszła udając się na plażę.
Keith dotarł do domku dosyć wcześnie. W krótkich, czarnych spodenkach, błękitnej koszuli z krótkim rękawem i w granatowych trampkach, z dużym plecakiem turystycznym na plecach przekroczył próg domku. Już doń zmierzając miał wrażenie, że to będą wspaniałe wakacje, podobało mu się otoczenie, pogoda, świeże powietrze i spokój tutaj panujący, a teraz, widząc domek w całej okazałości - wręcz się zakochał. Było niezwykle przyjemnie, czuć było ten wakacyjny luz, coś pięknego. Obejrzał dolne pomieszczenia, w duchu zastanawiając się po co komu tak duża łazienka. Uśmiechnął się do siebie wchodząc po schodach do góry - nie wiedział, czy ktoś już jest, czy nie, to nie miało teraz znaczenia. Zaczął eksplorować górne pomieszczenia i spostrzegł, że ktoś już swoje rzeczy zostawił - miło, że będzie miał towarzyszy, pozytywnie nastawiony chłopach chciał poznać nowych ludzi, bo z tego co się orientował nie ze wszystkimi miał przyjemność. Wybrał sobie łóżko przy oknie, wziął prysznic, a potem w szortach kąpielowych położył się na tarasie z błogim uśmiechem na twarzy.
Angela trochę spóźniła się z przyjściem do domku, bo trzymała się z tyłu grupy, która szła, żeby obejrzeć tymczasowe mieszkania. I na dodatek szła wolno, bo nie chciała nikomu przeszkadzać, ani wdawać się w żadną interakcję. W końcu jednak dotarła na miejsce, ubrana w kraciastą koszulę, zwyczajną bluzeczkę i krótkie spodenki. Zazwyczaj się tak nie ubierała, ale ostatnio namówiła ją koleżanka, że nie będzie przecież lata spędzała w długich swetrach i spodniach po kostki, choć pewnie tak najłatwiej byłoby ukryć blizny. Jednak ta sama znajoma kupiła specjalnie dla niej magiczne plastry z odpowiednim zaklęciem, które, nałożone na skórę, ukrywają niedoskonałości w danym miejscu, sprawiając, że blizny będą wyglądać tak, jakby wcale ich tam nie było. I do tego były wodoodporne! Dlatego Angela postanowiła zaszaleć raz jeszcze i ubrała czarny kostium kąpielowy, odsłaniający dużo więcej, niż zazwyczaj dziewczyna pokazywała, ale w końcu wakacje to wakacje. Czuła się trochę niekomfortowo w takim stroju, ale zignorowała to, chcąc sprawdzić, czy naprawdę to sprawi, że w końcu przestanie wstydzić się własnego ciała. Weszła do domku i od razu ruszyła na górne piętro, znowu pogrążając się w swoich myślach. Rozejrzała się po pokoju, ledwo co zauważając inne rzeczy poza łóżkiem na środku, tuż pod ścianą. Od razu poszła je zająć, kładąc przy jego nogach swój kufer i machnięciem różdżki się rozpakowując. Wiedziała, z kim będzie mieszkać, ale kojarzyła tylko Keitha Parkera, z którym zdarzało jej się rozmawiać. Poprawiła dłonią włosy i westchnęła cicho, po czym zsunęła z ramion koszulę, było na nią zdecydowanie zbyt gorąco. A potem, uznawszy, że jest sama w pokoju, zdjęła także bluzkę i spodenki, zostając w samym kostiumie - uznała, że to dobry sposób, by się ochłodzić. Miała tylko nadzieję, że nikt teraz nie wejdzie, bo chyba spaliłaby się ze wstydu, gdyby ktoś ją tak zobaczył.
Keith chwilę poleżał na tarasie, ale niedługo zmęczyło go troszkę słońce i postanowił wrócić do, niewiele bo niewiele, ale jednak chłodniejszego domku. Wziął zimny prysznic - ok, kąpał się niedawno, ale to słońce sprawiało, że najchętniej nie wychodziłby spod prysznica. Wytarł się niedbale i założył czarne spodenki kąpielowe. W taki upał koszulka we własnym domku byłaby przecież grzechem! Przewiesił sobie przez ramię ręcznik i wrócił do sypialni. Troszkę się rozpakował, nie miał ogromnej ilości rzeczy więc niewielka półka w szafie i kilka wieszaków w zupełności wystarczyły na jego potrzeby. Zajął swoje łóżko w pozycji półleżącej, włożył słuchawki do uszu i nie myśląc właściwie o niczym leżał i napawał się wakacjami, czasem wolnym i wizją najbliższych tygodni spędzonych w tym wspaniałym miejscu. Był niezwykle kontent z faktu, że miał możliwość takiego wyjazdu, jednak co innego samemu kombinować, a co innego gdy tak wszyscy razem są w jednym miejscu. Uwielbiał Hogwart dlatego tym bardziej cieszył się, że spotka tutaj tylu znajomych, z którymi normalnie nie byłoby możliwości spędzić wakacji. Z rozmyślań wyrwała go dziewczyna, która pojawiła się w pokoju. Momentalnie wyłączył muzykę i wyjął słuchawki, przyglądając jej się. Rozpoznał, że to Angela Moretti, mieli okazję raz czy dwa porozmawiać. W oczach Keitha była śliczna, dokładnie taka uroda, jaka zachwyca chłopaka w płci pięknej - dziewczęca, uśmiechnięta. Najwyraźniej jednak gryfonka nie zorientowała się, że jest w pokoju sama, bo nie spojrzała w jego stronę, nie rzuciła żadnym "cześć". Ni z tego ni z owego zaczęła zdejmować kolejne części garderoby odsłaniając szczupłe ciało. Keith nie należał do przedmiotowo patrzących facetów, nie miał też raczej złych chęci i otaczał dziewczyny należnym im szacunkiem, jednak uczucia miał i widok ślicznej dziewczyny o pociągającym ciele, w seksownym bikini zrobił na nim wrażenie. Można powiedzieć, że zaparł mu dech w piersi. Po krótkiej chwili jednak odetchnął i skarcił się lekko w myślach, jego wzrok błądził po ciele Angeli by zatrzymać się na jej twarzy - chyba wypada jednak dać o sobie znać - Hej, witam w naszym domku! - radośnie wykrzyknął wstając. Dobrze, że było tak ciepło i że byli na wakacjach, to przynajmniej troszkę zmniejszało niezręczność sytuacji - ostatecznie oboje byli raczej skąpo ubrani, dziewczę w bikini, o tylko w krótkich spodenkach.
Kiedy pozbyła się już ubrania, od razu zrobiło jej się lepiej i westchnęła zadowolona pod nosem. Oj tak, zdecydowanie mogłaby spędzać tak swój każdy dzień - nie licząc tego, że lubiła szkołę i nie chciała wieczynych wakacji. Już miała położyć się na łóżko i wyjąć jakąś książkę, kiedy usłyszała radosny głos i zamarła, zaś jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia i przerażenia. Od kiedy nie była tu sama? Dlaczego, Merlinie, dlaczego, nie rozejrzała się, zanim zdjęła to przeklęte ubranie? Natychmiastowo złapała kraciastą koszulę i narzuciła ją na siebie, próbując zrobić to tak, żeby nie wyszło, że spanikowała. Powoli odwróciła się w stronę, skąd dobiegał głos i zamrugała, widząc chłopaka. Na pewno był Puchonem, ale zdecydowanie się nie przyjaźnili. Keith? Tak, to był Keith Parker, czasami z nim rozmawiała i wydawał się być całkiem miły. Lubiła go, chociaż ledwo się kolegowali i nigdy nie chciała mu sobą zawracać głowy, bo sądziła, że ma ważniejsze sprawy. Zawsze tak było i dlatego praktycznie z nikim się nie przyjaźniła. - Cześć. - odezwała się cicho i nieśmiało, opuszczając wzrok na podłogę i próbując jakoś ukryć rumieńce zażenowania. - Przepraszam, że musiałeś to oglądać. Myślałam, że jestem sama. Zerknęła na niego i ciaśniej okryła się koszulą, niepewnie przestępując z nogi na nogę. Dobrze, że miała te plastry maskujące - bez nich pewnie Keith zareagowałby ciut inaczej. Zamilkła, niezbyt wiedząc co jeszcze może powiedzieć i zaczęła narastać w niej panika, że zaraz zostanie wyśmiana lub posypią się kpiny, choć udawało jej się zachować w miarę spokojny wyraz twarzy. Odgarnęła włosy z buzi, zakładając je za ucho i tym razem popatrzyła się chłopakowi w oczy, decydując, że musi też wykazać jakąś inicjatywę. Jeśli ma mieć przyjaciół, to nie może wiecznie milczeć. - Co tam u Ciebie? - zapytała po dłuższej chwili, co z jej strony było dość poważnym i odważnym krokiem, bo zazwyczaj stała tylko jak słup i nic nie mówiła. Chociaż może nadal próbowała ukryć swoje zażenowanie.
Chłopak zauważył, że dziewczę wpadło w popłoch. Cóż, w zasadzie nie miała się zupełnie czego wstydzić, ale ostatecznie był to w stanie zrozumieć. Nie wiedział za to co powiedzieć na jej przeprosiny - oczywiście, że nie miała za co przepraszać, ale komplement dotyczący jej ciała raczej chyba nie byłby na miejscu w przypadku tak krótkiej znajomości - Nie, nie, nic się nie stało, yyy - zająknął się lekko zakłopotany - który facet peszy się na widok ślicznej dziewczyny w bikini? Nie chciał jej zawstydzać - Bardzo ładny kostium - dodał z delikatnym uśmiechem, ale komentarz nie miał w sobie nawet cienia podtekstu. Keith po prostu taki już był - nie potrafił nie pochwalić, gdy coś mu się podobało. Czy to były kolczyki, samochód, czy bikini. Angela narzuciła koszulę i to może rzeczywiście nieco zmieniło atmosferę, bo gryfonka odzyskała nieco pewności siebie. Parker również sięgnął po jakiś T-shirt i szybko narzucił - może jednak w pełnym ubraniu łatwiej będzie przełamać pierwsze lody? Gdy dziewczyna spojrzała mu w oczy dostrzegł w nich coś... niezwykłego. Jakby gdzieś głęboko było jakieś cierpienie, rana, która przykryta jest grubą warstwą uprzejmości i sympatycznego podejścia. Było w tych oczach coś intrygującego. Puchon w ogóle wiele potrafił wyczytać z oczu i jego błękitne także zdradzały często emocje i uczucia. - Ucieszyłem się, że mamy razem domek, jak to miło spotkać znajome twarze - odparł uśmiechając się, troszkę nieśmiało. Sytuacja i zachowanie dziewczyny sprawiły, że nie wiedział tak do końca jak się zachować, więc dodał jeszcze - Jest tak ciepło, może chciałabyś napić się czegoś? Włożyłem już trochę do lodówki - dodał zmierzając w jej kierunku - dobrze, że taką niewielką mieli w pokoju.
Zauważyła, że na jego twarzy nie było sarkazmu, złośliwości, czy też kpiny. Był tam szczery uśmiech, który sprawił, że serce przez sekundę zabiło jej mocniej, niemalże obijając się o mostek. Czyżby naprawdę Keithowi nie przeszkadzało to, że jest taka wycofana i nieśmiała? Czy może po prostu jeszcze nie wiedział o tych cechach charakteru Angeli? Speszyła się, gdy chłopak pochwalił jej kostium i niepewnie zagryzła wargę, ale po chwili sobie odpuściła męczenie jej. - Dziękuję. - powiedziała, spoglądając na kostium, który i tak było widać spod koszuli. A może naprawdę nie było się czego wstydzić i niepotrzebnie panikowała? Ale jakoś nie umiała tak otwarcie siedzieć tylko w bikini, kiedy naprzeciwko siedział taki chłopak jak Keith. Kiedy narzucił na siebie T-shirt, zrobiło się jakoś luźniej i przestała tak kurczowo ściskać wierzchnie ubranie, mniej nieśmiale przyglądając się już swojemu towarzyszowi. Przez jedną długą chwilę patrzyli sobie w oczy i dziewczyna w końcu całkowicie się rozluźniła, wpatrując się w błękit tęczówek chłopaka. Były naprawdę piękne i mogła w nich odczytać uczucia chłopaka. Wydawał się być czymś zainteresowany, szczęśliwy i jednocześnie przejęty. Ale potem magiczna chwila prysła, kiedy Keith zaproponował coś do picia, choć Angeli jeszcze chwilę zajęło otrząśnięcie się z tego wszystkiego. - To chyba lepsze, niż mieszkanie z kompletnymi nieznajomymi. - zgodziła się, kiwając głową i założyła włosy za ucho, próbując sprawić, że nie będą jej wpadać do oczu. - Chętnie, jeśli to nie problem. U Ciebie wszystko w porządku z zaliczeniami i tym wszystkim? Ruszyła za nim, nie chcąc tracić tego nawiązanego kontaktu z obawy przed tym, że mogłaby stracić kolejnego potencjalnego przyjaciela. Wiedziała, że to było głupie i dziecinne, ale nieważne jakby się starała, nie mogła się pozbyć tego irracjonalnego strachu. Odkąd jej brat zginął w pożarze, taka już była i chyba nie dało się tego zmienić. Ale szybko odegnała te myśli i wpatrywała się z napięciem w Keitha, czekając na odpowiedź.
Oczywiście, że nie miała się czego wstydzić. Dlaczego dziewczyny mające tyle powodów do pewności siebie są tak wstydliwe, a te, które jednak mogłyby się nad sobą trochę zastanowić panoszą się myśląc, że są najlepsze na świecie? Oczywiście nieśmiałość była według Keitha uroczą cechą i ją cenił, ale peszenie się w takich sytuacjach oznaczało brak pewności siebie, a do tej Angela miała pełne prawo. Z drugiej strony to miłe, że wśród wyzwolenia seksualnego są dziewczyny, które potrafią się zarumienić i zachowywać w taki sposób. Może gryfonka jednak nadmiernie zareagowała, ale Parker cenił takie cechy. Jemu jako tako brak koszulki nie przeszkadzał, facet jak to facet - jak nie ma się czego wstydzić pod koszulką to jej brak mu nie doskwiera, ale nie należał do szpanerów no i też jakiś wybitnie napakowany nie był, a poczuł, że to chyba dobrze zrobi atmosferze dlatego postanowił dopełnić swój strój. Jakby na to nie spojrzeć nie mieszka tu sam więc należy liczyć się z komfortem współlokatorów. Jeśli o puchona chodzi to mógłby bardzo długo patrzeć dziewczynie w oczy, ale chwila się przedłużała, a to może nie byłoby stosowne dlatego postanowił zaproponować coś do picia. - Częstuj się - zachęcił otwierając lodówkę wypełnioną przeróżnymi napojami - od coli i soków, przez piwo, na walijskich whisky kończąc. Przy okazji zerknął na dziewczynę. Musiał sobie przyznać, że w tej koszuli wyglądała naprawdę słodko. - Ach, gorzej niż chciałbym, ale jakoś to poszło - odparł, bo nie był przesadnie zadowolony ze swoich ocen, przez to że musiał pracować i zajmować się wieloma sprawami nauka zeszła na nieco dalszy plan i troszkę kilka rzeczy zaprzepaścił, ale już sobie obiecał, że na trzecim roku mocno podniesie swoje wyniki - Najważniejsze, że wszystko już z głowy i wreszcie jest trochę czasu na wszystkotylkonienaukę - skwitował z niekłamanym zadowoleniem.
Do dzisiaj nie wiedziała, gdzie jadą na wakacje, dlatego została mile zaskoczona, kiedy wreszcie dopłynęli statkiem do wybrzeży Kolumbii. Widziała, jak niektórzy wieszają się na burcie z powodu mdłości. Jej na szczęście żadna choroba – czy to lokomocyjna, czy morska – niestraszna być może dlatego, że od zawsze podróżowała różnymi środkami transportu. Jej, w przeciwieństwie do innych, przeszkadzały magiczne sposoby podróżowania. W Kolumbii najbardziej podobało jej się to, że będzie mogła dogadać się z tubylcami. To miła odmiana w porównaniu do dziecięcych podróży do obcych krajów i porozumiewania się na migi. Już planowała, co będzie robić, gdy tylko pozwolą im rozejść się we własne strony. Planowała, dopóki nie zobaczyła w tłumie niskiej, czarnowłosej dziewczyny, która, mimo że stała tyłem, niebezpiecznie przypominała jej siostrę. Tylko co ona mogła robić na hogwarckich wakacjach? Jeszcze gdyby ją spotkała w czasie oglądania okolicy, to uwierzyłaby, że jest z rodzicami na wycieczce, ale teraz? @Dulce Reina Miramon właśnie losowała kluczyk. Gdzieś daleko, gdzieś daleko! – myślała gorączkowo. Co te kluczyki w sobie mają, że to akurat od nich zależy, gdzie trafią? Nie chciałagonić za siostrą, wierzyła, że ktoś inny wylosuje jej kluczyk i będzie mogła spędzić spokojne dwa tygodnie wakacji. Rękę po swój wyciągnęła jako jedna z ostatnich i z nadzieją ruszyła do swojego domku. Było tu zdecydowanie goręcej niż w Anglii, dlatego Candy cieszyła się, że założyła granatową spódnicę i bladożółtą koszulkę – trochę za szeroką, przez co spadała jej z jednego ramienia. Problematyczna okazała się wspinaczka do domku. Sandały ślizgały się po szczeblach, ale wreszcie dziewczynie udało się wejść do środka. Wciągnęła za sobą torbę zaklęciem Accio na pierwsze piętro, a kiedy zorientowała się, że tutaj znajduje się jedynie łazienka i taras, wspięła się wyżej. Pierwsze, co zrobiłaby, gdyby była sama, to rozejrzała dookoła, ale gdy tylko spojrzał w bok, dostrzegła dwójkę obcych nastolatków. Żadnego nie kojarzyła, co wcale dobrze nie wróżyło ich wspólnemu mieszkaniu. Brakowało tego, żeby okazali się parą, która uwielbia okazywać uczucia. Gdy przywoływała torbę zaklęcie, ukradkiem rozejrzała się dookoła. Pięć łóżek i żadnych ścian… czyli wspólna sypialna. Tragedia. Nie mogła jednak od razu dać się znielubić, muszą tu jakoś koegzystować. Powstrzymując się przed niemiłą uwagę, rzuciła: – Hej. Chyba się trochę ociągałam, bo widzę, że zdążyliście się zadomowić. – Nie uśmiechnęła się zbytnio przekonująco, ale co miała zrobić. Myślała, że może te klucze wyczuwają, z kim powinno się być albo coś podobnego… Dlaczego więc ona trafiła do nieznajomych?
Keith również nie odczuwał dolegliwości związanych z podróżami, choć pewnie gdyby przyszło mu żeglować kilka dni zmieniłby zdanie. Podczas podróży na wakacje jednak miał spokojną okazją by napawać się pięknem otoczenia. Gdy w pokoju pojawiła się kolejna osoba Keith w duchu ucieszył się, że nie przyszła kilka minut wcześniej, bo wtedy zrobiłoby się maksymalnie niezręcznie. Teraz jednak uśmiechnął się do nowobrzybyłej dziewczyny. On w przeciwieństwie do niektórych bardzo lubił zawierać nowe znajomości i podchodził do ludzi z natury pozytywnie i ufnie. Już nie raz mocno na tym stracił, ale wciąż miał w sobie tę właściwość. Oddalił się od otwartej lodówki, z której Angela wyjmowała picie i podszedł do krukonki. Wydawało mu się, że gdzieś już ją widział, ale ona nie wskazywała jakoby mieli się kiedyś poznać, dlatego stwierdził, że wypada się przedstawić - Hej, jestem Keith - powiedział z uśmiechem wyciągając rękę. Pamiętał, że nie powinien tego robić, że to ona pierwsza powinna podać swoją jeżeli chciałaby, ale jakoś nie bardzo wiedział jak ma się zachować więc w ten tradycyjny sposób przedstawił się nowej koleżance. - Coś Ty, też przyjechałem niedawno, Angela niedługo po mnie - odpowiedział na jej uwagę o późnym przybyciu. Dziewczyna nie wyglądała na przesadnie zadowoloną z tego, co i kogo zastała w domku, ale może po prostu nie lubi nowych sytuacji? Albo nie spodobało jej się w mieszkaniu? Parker zazwyczaj w ten sposób próbował wszystkich usprawiedliwiać, bo nigdy nie znamy całej prawdy, czyż nie? Szczerze powiedziawszy on też był zdziwiony, że sypialnia jest wspólna i koedukacyjna ale raczej na zdziwieniu się skończyło, bo nie przeszkadzało mu to wcale. Jak był mały, jeszcze przed Hogwartem to rodzice wysyłali do na mugolskie kolonie, więc był przystosowany do koegzystowania po pierwsze z tłumem osób, a po drugie - nawet z największymi indywidualistami. - Chyba nawet jeszcze nie wszyscy przyjechali - dodał jakby na potwierdzenie wcześniejszego zapewnienia i wskazał na to, że dwa łóżka są jeszcze wolne. - Napijesz się czegoś? - zaproponował nowej koleżance wskazując na lodówkę. Sam również ponownie się do niej zbliżył uśmiechając się do Angeli, która wyglądała nadal na niezbyt zdecydowaną. No, dziewczęta! czas na decyzję.
/ustalamy jakąś kolejkę kto kiedy pisze? :) chyba się wcisnąłem bo wychodziło na Angelę ;c
Zerknęła na lodówkę, kiedy ta została otwarta i kucnęła, żeby móc sobie wybrać coś do picia, ale długo nie mogła się zdecydować, czy może sobie pozwolić na jedno piwo, czy lepiej w ogóle nie tykać alkoholu. Prawie podskoczyła, kiedy usłyszała obcy głos i instynktownie okryła się koszulą bardziej, na nowo czując się nieswojo, a jej mięśnie spięły się jakby do obrony. Uniosła głowę i napotkała wzrokiem postać czarnowłosej dziewczyny z granatowymi oczami. Wyglądała trochę jak Latynoska, ale Angela nic na ten temat nie powiedziała, bo nie chciała popełnić głupiej gafy. - Cześć. - odezwała się cicho do nowoprzybyłej dziewczyny i wróciła do wybierania napojów, w końcu decydując się na puszkę coli. Podniosła się z kucek i szybko otworzyła napój, biorąc kilka łyków przed tym jak spojrzała na nową koleżankę. Kojarzyła ją ze szkoły, ale na pewno nie znała imienia, więc nawet nie trudziła się z udawaniem, że ją dobrze zna. - Jestem Angela. Większość mówi mi Ange. - znowu speszyła się na uśmiech Keitha i przez chwilę zastanawiała się, czy by go nie odwzajemnić, ale nie umiała jakoś zmusić swoich kącików ust, by choć trochę uniosły się do góry. Przypomniało jej się, co ze sobą przywiozła i podeszła do swojej torby podręcznej, po czym wyciągnęła paczkę ciasteczek i nieśmiało uniosła je trochę do góry. - Mam ciastka jakby ktoś chciał. - odezwała się i położyła opakowanie na małym stoliku, po czym niepewnie przestąpiła z nogi na nogę, niezbyt wiedząc, co jeszcze powiedzieć. Poczuła się znowu jak małe dziecko tuż po stracie brata i serce zabiło jej mocniej z powodu paniki, że zrobiła coś źle. Ścisnęła w dłoniach materiał koszuli, żeby jakoś uspokoić drżące ręce i opuściła wzrok na ziemię, mając nadzieję, że nikt nie uzna jej za niepoczytalną. Nie była przyzwyczajona, że musiała rozmawiać aż z tyloma osobami na raz (tak, jeśli Ange była wciągnięta w konwersację z więcej niż jedną osobą, zaczynała się strasznie stresować i izolować, choć robiła to bardziej odruchowo, niż zamierzenie), więc nie wiedziała, co ma robić i spojrzała na Keitha z niemą paniką w oczach. Może on byłby w stanie uratować ją z tego położenia? Wydawał się być całkiem miły.
//EDIT : Wydaje mi się, że może zostać tak, jak jest - czyli wpierw Candy, potem Keith i ja na końcu?
Ostatnio zmieniony przez Angela Moretti dnia Nie Lip 17 2016, 16:01, w całości zmieniany 1 raz
The author of this message was banned from the forum - See the message
To właśnie ona, największe nemezis Cándidi Feliciany Miramon, z resztą z wielką i odwzajemnioną "miłością", niejaka Dulce Reina Miramon, zbliżała się z każdym krokiem do domku, wdrapała się na do tego domku niczym jaguar do wysoko położonego gniazda z jajami, by je zrzucić i pożreć nienarodzone pisklęta. A przynajmniej to jedno. Jej bardzo znienawidzoną siostrzyczkę. Oczywiście słyszała już, że ma z nią zamieszkać, ale nie widziała w tym problemu, będą się najwyżej unikać przez cały pobyt. Wolała się nie pakować z nią w jakiekolwiek konflikty, w końcu nie będą mieszkać same a wolała nie zakłócać spokoju innym mieszkańcom kwatery numer sześć. Ubrana, w jasną sukienkę na ramiączkach o kwiatowych motywach pojawiła się w kuchni. Zmierzyła tylko ostrym wzrokiem siostrę. -Cześć Candy.-przywitała się tylko grzecznie, nienachalnie. Ot już więcej nie zawracała sobie nią głowy tylko zajęła się lustrującą Gryfonki, która najpierw majstrowała coś w lodówce, a później zaproponowała ciastka. Oczywiście na część, w której się przedstawiała nie zdążyła. -Witam, jestem Reina.-podała jej dłoń na przywitanie i uśmiechnęła się serdecznie bardzo zadowolona z tego, że poznała kogoś nowego na tej piekielnej wyspie. Również zauważyła chłopaka, któremu także się przedstawiła podając mu dłoń. -Bardzo chętnie, poczęstuję się ciasteczkiem. A właśnie, to moja siostra, może skoro pieczesz, to znajdziecie jakieś wspólne tematy? Też gotuje i piecze, więc możecie się wymienić przepisami.-chciała jak najbardziej zachować pozory, że między nią a Candy jest normalnie. Zachowywała się nieco sztucznie, bo bardzo oficjalnie i grzecznie wobec nowych znajomych, ale takie właśnie chciała wywrzeć na nich wrażenie.
Chłopak wyglądał na odrobinę zaniepokojonego, jakby Hiszpanka prawie ich na czymś nakryła. W takim razie dobrze, że tak bardzo ociągała się z losowaniem, bo gdyby miała uczestniczyć w czymś niezręcznym, to jak najszybciej musiałaby szukać nowego mieszkania. Ciemnowłosa dziewczyna, która właśnie zaglądała do lodówki, również zachowywała się dziwnie – w popłochu zakrywała się koszulką. Candida postanowiła zignorować dziwną sytuację – w końcu teraz wszystko wydawało się normalne. Picie nie wydawało jej się niczym krępującym. Wtaszczyła torbę dalej od zejścia, a żeby nie mieć z nią później problemów, od razu dociągnęła ją do wolnego łóżka. Wybrała to, które z jednej strony sąsiadowało z niezajętym posłaniem, a z drugiej widziała już bagaż. Dwójka, która zdążyła się zadomowić, zaczęła się przedstawiać, a Candy starała się chociaż na chwilę zapamiętać ich imiona albo chociaż twarze tak, żeby nie palnąć gafy już na wstępie. Keith i Angela… Ilu ona Keithów i Angel poznała w całym swoim życiu! Uścisnęła chłopakowi rękę z uśmiechem, zanim sama się odezwała. – Candida – odparła, jak na dobrze wychowaną kobietę przystało. – Nie jestem Angielką, dlatego znajomi z Hogwartu mówią do mnie Candy. Podobno ładnie brzmi i łatwiej im to zapamiętać. A przede wszystkim poprawnie wymówić – wyjaśniła. Sama nie mogła się wypowiedzieć, bo zanim przyzwyczaiła się do swojej nowej ksywy, wydawała jej się ona obca i brzydka. Teraz też nie zawsze wymawiała ją poprawnie, szczególnie problemy miała z akcentem i pewnie wielokrotnie Anglicy wyśmiewali jej sposób mówienia. Uważała jednak, że jak na rok intensywnej nauki udało jej się opanować język całkiem dobrze, a przez kolejne lata nabyła sporo angielskich naleciałości. – Trochę zwlekała z odebrania kluczyka. Po drodze też rozglądałam się jak typowy turysta, ale jestem mile zaskoczona, że nie tylko ja. – Spodziewała się, że części już od dłuższej chwili nie będzie w domku, przecież zwiedzanie jest o wiele ciekawsze. A mogła zboczyć z tej ścieżki po drodze! Dopiero teraz pomyślała, że torbę wystarczyło pomniejszyć i schować. Głupota szlam nie zna granic. Teraz nie miała wyjścia i musiała już teraz zaprzyjaźnić się z nowymi. – Podobno mamy tu jakiś świstoklik do miasta – dorzuciła z jednej strony po to, aby zachęcić znajomych do ulotnienia się stąd, a z drugiej dlatego, że sama była ciekawa, co jest owym świstoklikiem. Stali tak we trójkę na środku pomieszczenia i spoglądali na siebie ukradkiem. Niezręczna sytuacja, ale przecież Candy powinna sobie poradzić, to nie pierwszy raz, kiedy zaczyna od zera i na zerze kończy. Wystarczyło zacząć rozmowę o niczym, o czymś tak neutralnym, że nie można się nie wypowiedzieć. A potem należało zapomnieć. Zawsze tak było. – Mogę prosić sok? Niestety zabrałam ze sobą tylko wodę, a picie wody może człowiekowi może wreszcie zbrzydnąć. Przyjachała na tę wycieczkę tak nieprzygotowana, że ratuje ją jedynie znajomość hiszpańskiego i jakiś zapas gotówki dzięki pracy w księgarni. Musi wreszcie iść zrobić kurs na kucharza. Praca wśród książek nie była straszna, pozwalała spędzać dziewczynie czas na czytaniu, ale jednak Candy chciała spełniać się w kuchni. Popatrzyła na ciasteczka, ale żołądek skutecznie zacisnął jej się w supeł, więc zmuszona była podziękować. Mogło to wydawać się niegrzeczne, szczególnie że Angela wyglądała na strasznie przejętą i zagubioną, a takie osoby wydawały się kruche jak bańki mydlane. Jednakże Candy nie zamierzała aż tak się poświęcać, aby za chwilę iść wymiotować. Znowu zapadłaby cisza, gdyby nie dźwięki dochodzące z niższego piętra. Czyżby kolejny współlokator odnalazł do drogę do właściwego domku? Możliwe, że odnalazł się ten zaginiony, bo spośród pięciu tylko jedno zostało wolne. Krukonka odwróciła się do wejścia i spojrzała szeroko otwartymi oczami na dziewczynę. Ona naprawdę tu była. Chodziła przecież do Calpiatto, więc czemu znalazła się na tej wyspie jako uczeń Hogwartu? Nie mogła wydobyć z siebie słowa. Głupie cześć, Dulce wydawało się nie na miejscu. Odetchnęła głęboko, aby nie dać się wyprowadzić z równowagi, po czym odezwała się do siostry, która już poznawała współlokatorów. – Miło cię widzieć, Dulce. Ile razy ci będę powtarzać, że nie mówi się witam, jeśli nie jesteś we własnym domu? – Nie mogła się powstrzymać przed złośliwością. Nie mogli chociaż wiekowo ich w tych domkach lokować? Miała dwadzieścia lat, Dulce ledwie piętnaście… Jeden pokój w żadnym wypadku nie będzie im służył, a współlokatorzy będą kazali im się prędzej czy później wynieść.[/b]
To się tłum zebrał w domku! Ale Keitha to cieszyło, miło poznać wszystkich już pierwszego dnia! Gdy w pokoju pojawiła się dziewczyna wyglądająca na najmłodszą z towarzystwa dało się wyczuć, że chyba istnieje jakiś konflikt pomiędzy dziewczętami. Uroda wskazywała, że pochodzą z jednego kraju i Parker domyślił się, że to jednak nie zbieżność nazwisk, a po prostu będą siostrami. Cóż, różnie to bywa w rodzeństwach, najwyżej będą jakoś tutaj łagodzić konflikty. To na pewno nie będzie w stanie zepsuć nikomu wakacji, już on o to zadba. - Keith - przedstawił się Reinie z szerokim uśmiechem. Obdarzał nim z resztą wszystkie współlokatorki bo autentyczną radość sprawiała mu ich obecność. Ange coś zrzedła mina i zastanawiał się co jest tego powodem - może źle się poczuła pod wpływem upału? Ostatecznie podjął męską decyzję i wyjął z lodówki, wodę, trochę soków i jakieś napoje gazowane, położył na znajdującym się w pokoju stoliku, a Candy podał sok, o który prosiła. Trochę dziwne było to, że wszyscy stali, jakby zawieszeni w próżni nie wiedząc co teraz powinni zrobić - Może usiądziecie na chwilę? Pewnie jesteście zmęczone po podróży - zwrócił się do wszystkich, bo właściwie tylko on miał już dłuższą chwilkę by odpocząć, wykąpać się i troszkę poleniuchować. Jakby na potwierdzenie swoich słów usiadł na kanapie - była trzyosobowa, oprócz tego przy stoliku znajdowały się trzy fotele. Przyjrzał się teraz uważniej (choć nie nachalnie) swoim nowym współlokatorkom. Miał chłopak szczęście, że trafił do takiego domku! Najpierw z troską zwrócił wzrok ku Angeli - wyglądała, jakby coś było nie tak, może speszyła się, że ma na sobie jedynie koszulę? Z drugiej strony - czym tu się spinać, jest gorąco, są wakacje, każdy ubiera się jak chce. A może po prostu słabiej się poczuła? Z pewnością powie, jeśli będzie nie tak. Najwyższą z dziewcząt była Cándida - na oko mogła mierzyć około 1,8 m, a to wcale wśród płci pięknej za często się nie zdarzało. Keith jednak lubił, gdy czasem ktoś sięgał mu nieco wyżej niż do połowy ramienia, dlatego zdecydowanie ta cecha była na plus. Gryfonka również nie należała do niskich, ale między nią, a Hiszpanką istniała jednak spora różnica wzrostu. Najniższą była Reina, ale zapewne dlatego, że prawdopodobnie, o ile pozory nie myliły w tym wypadku, była najmłodsza z towarzystwa. Parker zwrócił uwagę na oczy starszej z sióstr - miały niezwykłą, wręcz granatową barwę, rzadko spotykane zjawisko, za to niesamowicie piękne. Puchon z resztą zwracał wielką uwagę na oczy - były według niego odbiciem duszy i potrafił z nich wyczytać naprawdę wiele. Bystry obserwator i w jego błękitnych potrafił dostrzec emocje i uczucia. Mimo pozornej uprzejmości atmosfera w domku zrobiła się dosyć gęsta, siostry najwyraźniej siliły się na grzeczność, ale pałały do siebie zgoła odmiennymi uczuciami. Angela była spięta, właściwie tylko Keith chyba czuł się komfortowo, ale też do czasu - teraz niezupełnie wiedział, jak rozładować atmosferę, liczył, że usiądą, pogadają i trochę się zapoznają - wtedy na pewno okaże się, że jest w porządku! On z kolei chętnie poczęstował się ciasteczkiem dziękując przy tym dziewczynie. Zapomniał już, jak bardzo był głodny! Chyba niedługo przyjdzie czas na jakiś obiad, gdy tylko o tym pomyślał jego organizm zareagował, dosyć głośnym niestety, burczeniem w brzuchu - Przepraszam! - powiedział zawstydzony, ale zaraz potem parsknął śmiechem - burczenie tak bardzo nie pasowało do tej sytuacji (bo i z resztą do jakiej pasuje) że nie wiedzieć czemu naprawdę rozbawiło puchona.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Dulce kiedy usłyszała nie dość swoje pierwsze imię to jeszcze uwagę starszej siostry zgromiła ją groźnym wzrokiem, a atmosfera zdawała się, być jeszcze bardziej napięta niż dotąd. Nie poczyniła, nic, zupełnie nic, żadnej uwagi w kierunku Candy z tego powodu, ale przecież chciała zachować pozory normalnej, kochającej się rodziny. Tym razem się jej upiekło. By nie sprawiać nikomu najmniejszych problemów uśmiechnęła się, tylko delikatnie do chłopaka i postanowiła poczęstować ciastkiem od Angeli. Nikomu nie zamierzała przeszkadzać czy wadzić, więc chciała się trzymać, tego postanowienia. Zasiadła za stołem wpatrując tępo w sylwetkę, siostry, nic od niej nie chciała, ale tak bardzo lubiła na chwilę wyłączyć mózg i gapić się bez celu. Zignorowała nawet fizjologiczny odruch żołądka chłopaka. -Candy?-zapytała przeciągle nadal po angielsku, co miała za chwilę zmienić. W tym momencie jej wzrok wyostrzył się, skupił na siostrze. -Pomóc ci w rozpakowaniu się?-zapytała bardziej z powodu tego, że chciała pobyć z nią chwilę sama i nie przeszkadzać współlokatorom. Dojadła ciasteczko i uśmiechnęła się do niej delikatnie. Miała jak najbardziej neutralne zamiary wobec niej, a chciała jasno nakreślić, że nie ma zamiaru się z nią sprzeczać, wojować i zamieniać wakacji innych w piekło na ziemi. Poza tym nie wypadało też mówić przy innych osobach w hiszpańskim języku.
To nie tak, że czuła się niekomfortowo w towarzystwie. Łatwo przychodziło jej adaptowanie się do nowych warunków. Przebywanie wśród obcych ludzi też nie sprawiło jej trudności. Nie była nieśmiała albo zagubiona, chociaż inni mogli tak pomyśleć, szczególnie, że niechętnie o sobie mówiła. Aczkolwiek to bardziej dla zasady niż wstydu. Jednak i tutaj są wyjątki, a Dulce mogła zrujnować wszystko to, co udało jej się wybudować przez trzy lata mimo konfliktu a Aaronem. Nie było zmęczona, pewnie dlatego, że przywykła do długich wypraw i braku odpoczynku (matka, gdy tylko coś ją zainteresowało, zapominała o tak przyziemnych sprawach jak chociażby przerwa na posiłek), dlatego dopóki chłopak nie zaproponował, żeby usiadła albo wzięła prysznic, nawet o tym nie pomyślała. Teraz przysiadła obok Keitha na kanapie i oparła głowę o wezgłowie. Wtem chłopakowi głośno zaburczało w brzuchu i na ten dźwięk niemal od razu zaczął się śmiać, a w Candidzie odezwała się wewnętrzna potrzeba, aby zaspokoić to pragnienie. – Jak długo nic nie jadłeś? – Prawie zaproponowała, że coś ugotuje, ale nie wiedziała nawet, gdzie tu można znaleźć kuchnię ani czy cokolwiek w niej będzie, aby mogła wyczarować posiłek. – Może pójdziemy na miasto? – zaproponowała w ostateczności. Dulce natomiast wydawała się o wiele bardziej niechętna do interakcji międzyludzkich niż jej starsza siostra i usiadła samotnie za stołem i wpatrzyła tempo w jedno miejsce. Może coś się stało w Calpiatto i to dlatego zdecydowała się przenieść? – Nie będę się rozpakowywać – odparła. Nie miała aż tak dużo rzeczy, zresztą odezwała się jej natura leniwca i Candy wiedziała, że nie będzie chciało jej się tego sprzątać. Wieczorem wyjmie kilka najważniejszych rzeczy, aby nie szukać ich w bagażu. Nawet nie dostrzegła, że Dulce chciała porozmawiać z nią na osobności.
Keith cieszył się z takiego obrotu sprawy - dziewczyny usiadły i mimo wyczuwalnego dystansu pomiędzy Hiszpankami, zrobiło się nieco przyjemniej. O co chodzi między dziewczynami - mieszkając razem na pewno prędko się tego dowie, więc teraz nawet nie snuł wyobrażeń na ten temat. Młodsza z nich wydawała się bardziej spięta, a gdy coś mówiła wyraźnie skupiała się na budowaniu zdań - czyżby nie czuła się pewnie w angielskim? To by wiele wyjaśniało, bo nie kojarzył jej twarzy z Hogwartu. Reina usiadła przy stole, nieco dalej, a Candida postanowiła zająć miejsce na, wygodnej swoją drogą, kanapie. Nawet sympatycznie, że tak mu w tym brzuchu zaburczało - kiepski bo kiepski, ale zawsze temat do dalszej rozmowy i lekkie rozluźnienie sytuacji. Dulce zupełnie to zignorowała pogrążając się chyba w swoich myślach, bo wyglądała jakby się zawiesiła - W zasadzie to chyba długo - odpowiedział zastanowiwszy się. Zdarzało mu się zapomnieć o zaspokajaniu głodu i dziś trochę tak było. Znalazł się w nowym miejscu, tyle rzeczy było tu do zobaczenia i poznania że nie zawracał sobie głowy jedzeniem. Poklepał się po brzuchu - Jasne, chętnie! - entuzjastycznie zareagował na propozycję dziewczyny. Wstał też od razu, meldując gotowość do wyruszenia. Spojrzał też pytająco na pozostałe koleżanki, w ostateczności gdyby nie chciały jeść to zadowoli się ciastkami i innymi przekąskami a zje wieczorem, takie życie.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Tak bardzo się przyzwyczaiła do obecności obcych ludzi, że zupełnie automatycznie przestawiła się na myślenie po hiszpańsku nie angielsku, właściwie to katalońsku, a kiedy ktoś wspomniał o wyjściu na miasto rzuciła z aprobatą do siostry. -Ja to bym zjadła paelle z krewetkami i dużo chilli, a ty?-zapytała się siostry zupełnie naturalnie, w jej rodzimym języku. Może to nie było zbyt grzeczne, ale to przecież wynikało z tego, że nie mieszkała od zawsze w Anglii i nie przyzwyczaiła się jeszcze mówić o wszystkim do wszystkich po angielsku. Zwłaszcza, że przecież była tu Candy. -Jak chcecie to idźcie, zaproszenie chyba obejmuje tylko Keitha, ja sobie coś tam zjem z lodówki. Poza tym wiesz, że nie cierpię na nadmiar pieniędzy, jestem niewypłacalna i spłukana.-wiedziała, że pewnie zaraz dostanie od niej burę, za to, że to "arcy niegrzecznie zwracać się przy innych osobach w obcym im języku." Szczerze miała to w nosie, chyba wolała zostać teraz sama ze swoimi dziwnymi myślami i melancholijnym nastrojem, który nie sprzyjał zapoznawaniu się z kimkolwiek. Sięgnęła tylko po kolejne ciastko i zaczęła je jeść by nie przeszkadzać nikomu. Wyciągnęła z torebki książkę i zaczęła czytać. Oczywiście podręcznik do nauki języka francuskiego, nad którym obecnie pracowała i się go starała nauczyć.
Czekała chwilę, aż pozostali wypowiedzą się na temat wspólnego wypadu na miasto, ale skoro Angela wydawała się żyć w innym świecie, zignorowała jej osobę. Najwyżej zostawią ją tutaj sama albo zaprowadzą do jakiegoś medyka, który mógłby pomóc jej z dolegliwościami, bo jak się Candidzie wydawało, dziewczyna nie czuła się najlepiej. Właściwie było z nią coraz gorzej, dlatego obserwowała Angielkę, aby w razie potrzeby móc szybko zareagować. Keith szybko przytaknął na propozycje wyjścia, a żołądek Hiszpanki zacisnął się mocno. Nie tylko chłopak był głodny, nawet ona zaczęła myśleć o jakimś dobrym obiedzie. Hiszpańskie jedzenie było pyszne, charakterystyczne dla regionu i to, co podawali w Hogwarcie, odbiegało od tego, co przyzwyczaiła się jeść, dlatego teraz z uśmiechem myślała o tym, co tu znajdą. Wreszcie będzie mogła pochwalić się znajomością ojczystych potraw albo chociaż wytłumaczyć, co niektóre nazwy oznaczają. Najwyraźniej nie tylko ona rozmarzyła się nad jedzeniem, bo Dulce z wrażenia aż zaczęła mówić po hiszpańsku. Candida nie zwróciła jej nawet uwagi, wyobrażając sobie paelle z krewetkami. Dobrze, może niekoniecznie z krewetkami, ale paelle brzmiało świetnie. Pytanie tyko, czy tutaj znajdą coś tak dobrego. Komentarz o niewypłacalności skwitowała wywróceniem oczami. To dziecko potrafiło tylko narzekać. Na nią, na kieszonkowe, na produkty w sklepie, na temat zajęć… Dulce to chyba najbardziej pesymistyczne dziecko w rodzinie Miramonów, a rodzice nigdy nie skąpili im pieniędzy ani rozrywki. Starali się – jak tylko potrafili – aby dzieciaki miały udane dzieciństwo i jakiekolwiek wspomnienia. Ale po co takie rzeczy pamiętać… Możliwe, że na złość siostrze, ale Candy celowo, z odpowiednią intonacją, odezwała się po angielsku do nowego znajomego: – Mówi, że zjadłaby paelle z krewetkami i chilli. Przyznam, że paelle jest świetne, ale nie wiem, czy tutaj dostaniemy. W każdym razie warto poszukać. Pominęła tłumaczenie dalszej wypowiedzi, uznając ją za nic niewnoszącą do tematu. Nie zamierzała iść nigdzie sama z chłopakiem. Jeśli już mowa o nim, to zdążył wstać i z pytającą miną spoglądał to na jedną, to na drugą dziewczynę, a Candy nie potrafiła mu odmówić. Zresztą wyjście na miasto dostarczało więcej wrażeń niż siedzenie w krępującej ciszy. Również się podniosła. – Idziemy – przytaknęła. Odwróciła się, aby poszukać świastoklika. – Podróż świstoklikiem? – zapytała, a potem jeszcze zwróciła się do siostry: – Idziesz, czy wolisz zapchać się ciastkami?
Parker był wyraźnie zadowolony z takiego obrotu sprawy - ewidentnie nie tylko jemu doskwierał głód. Angela rzeczywiście nie wyglądała najlepiej, ale to mogło być spowodowane zmęczeniem po podróży, dlatego Keith był zdania, że jeśli dadzą jej spokój, trochę odpocznie to będzie jej lepiej. Miał przynajmniej taką nadzieję, bo chętnie spędziłby z nią później trochę czasu, ale teraz? Oczywiście nic na siłę. Chłopak z hiszpańską kuchnią zupełnie nie był obeznany, kilka razy był tam więc owoce morze głównie kojarzył, ale był otwarty na nowe smaki. I dobrze - tutaj raczej walijskich tatwsów nie doświadczy, ale tyle się ich w domu najadł że nie tęsknił przesadnie - wolał, by jednak kojarzyły mu się z rodziną, wakacjami i pewną beztroską niż by wszędzie miał je na wyciągnięcie ręki. Poza tym - nikt nie robił tego tak dobrze jak jego matka, z ogrodowych warzyw, dobrze oporządzonego przez Keitha i Maxa, mmm, niebo w gębie. Młodsza z dziewcząt zaczęła mówić po hiszpańsku, ale puchon nic nie zrozumiał - niby kiedyś podłapał jakieś podstawy, ale w pamięci długotrwałej pozostały pojedyncze zwroty jak przedstawienie się czy zapytanie o drogę oraz kilka niezbyt cenzuralnych zwrotów - tak to bywa, gdy uczysz się od znajomych. Założył jednak że być może rozmawiają o czymś dla niego nieistotnym - gdy usłyszał swoje imię to trochę zbiło go to z tropu, ale nie należał do podejrzliwych dlatego szybko puścił to w zapomnienie. W szybkiej mowie mogło mu się przecież przesłyszeć. Dulce jak gdyby nigdy nic wyciągnęła książkę i zaczęła czytać - cóż, może niekoniecznie chciała się bratać ze współlokatorami, i tak bywa - Chyba nigdy tego nie jadłem - skomentował, gdy Candida przetłumaczyła słowa, ale brzmiało dobrze, więc już wyobrażał sobie ten smak. Również zaczął wzrokiem szukać świstoklika, ostatecznie zawsze można się teleportować, ale po co skoro można łatwiej.
z/t x3
Ostatnio zmieniony przez Keith Parker dnia Nie Lip 31 2016, 16:32, w całości zmieniany 1 raz
The author of this message was banned from the forum - See the message
Nie oderwała wzroku z książki dopóki Candy nie zwróciła się do niej osobiście. Jak zawsze po angielsku. -Pewnie, że idę, ty płacisz, jedzenie za darmo. Jedzenia za darmo się nigdy nie odmawia!-zawołała uradowana i zamknęła książkę. Mała Dul i jej zdolność przechodzenia z dziwnej apatii do entuzjazmu. Candy jak zawsze była powściągliwa, ale miała to gdzieś młoda czarodziejka. -Myślicie, że powinniśmy naszą nową znajomą zostawić samą? Nie wygląda najlepiej, ale to zmęczenie po podróż, zmiana klimatu. Cóż sama się odzwyczaiłam od takiego upału.-zwróciła się bardziej do siostry niż współlokatora. Poza tym on z nią też nie bardzo rozmawiał, więc chyba wolała go nie zaczepiać. Kto wie, może to jakiś dobry znajomy Candy, którego ona namówiła by był dla małej Dul nieprzystępny. -Hej, hej, myślisz, że mają tu kraby, kraby są pyszne Candy! W zasadzie, gdyby nie chęć zwiedzenia miasta, to bym cię poprosiła byś sama coś ugotowała, tak dobrze przecież gotuje, prawda?-nad wyraz młoda dziewczyna była podekscytowana, a gdyby miała ogon machałaby nim radośnie jak pies na widok właściciela. Uśmiechnęła się podejrzliwie do siostry i miała ochotę ją przytulić przy wszystkich, jednak wiedziała, że skończy się to wielką wojną i tylko burą. Cóż pewnie znajdzie się jeszcze okazja by podokuczać jej, ale teraz wolała coś zjeść prócz ciasteczek.
Adoria nie miała problemu z odprowadzeniem Dulce. Skoro dziewczyna słabo się czuła, to przemęczanie się nie miało sensu. Poza tym, Dora nie miała jak narazie nic lepszego do roboty... A z 6 do 20 wcale nie tak daleko! - Myślę, że jak chwilę odpoczniesz, to poczujesz się lepiej. - stwierdziła, rozglądając się po domku swojej towarzyszki. Nie różnił się prawie niczym od 20, ale Ana uznała to za plus. Wszyscy wylądowali w takich samych, rajskich warunkach. - Opowiedz mi więcej o swoim rodzeństwie. - zaproponowała po krótkiej chwili namysłu, opierając się lekko o blat kuchenny. Wbiła pełne zaciekawienia spojrzenie w Reinę. Interesowało ją wszystko - wiek, predyspozycje... - Ja jestem niestety jedynaczką... Oh, jak narazie, to tylko słucham cię z zazdrością. Musimy znaleźć coś, co ja mam, a ty nie. - zażartowała. Prawdę powiedziawszy, już przeglądała w myślach swoje cechy i zdolności. Przecież coś musiała mieć!
The author of this message was banned from the forum - See the message
Dziewczynie nadal się kręciło w głowie, dlatego szły dosyć wolno. Kiedy w końcu dotarły pod domek, w którym mieszkała brązowooka, ta otworzyła go kluczykiem i zaprosiła gościa do środka. Sama tak jak ona udała się do kuchni. Zasiadła przy stole. -Nalejesz mi wod do szklanki, strasznie chce mi się pić. Z pewnością się poczuję lepiej, dziękuję, że mnie odprowadziłaś- uśmiechnęła się i poprosiła ją grzecznie w rodzimym języku dla obu dziewczyn. Na pytanie Ad przeszył ją lekki dreszcz. -Cóż moja siostra to Cándida Feliciana Miramon, a brat Valentín René Miramon. Cóż więcej o nich mówić, jeśli chodzi o brata to mam z nim średnie, raczej dobre relacje, a z siostrą cóż... Nie dogadujemy się zbytnio.-zamyśliła się na chwilę i znowu patrzyła gdzieś w dal tak jak ostatnio.
- Jasne, już ci podaję... Nie ma sprawy, to nic takiego przecież. - uspokoiła swoją towarzyszkę łagodnym uśmiechem, wypełniając szklankę czystą wodą. Podała naczynie Reinie i usiadła naprzeciwko, słuchając jej opowieści. Chyba faktycznie nie miała zbyt dobrego kontaktu z rodzeństwem, nie wyglądała na zadowoloną, że ten temat został poruszony. Adoria drgnęła gwałtownie, słysząc znajome imię. - Cándida to twoja siostra? - zapytała z niedowierzaniem. Nie znała zbyt dobrze starszej Miramon... No, bardzo się starała, ale nie miała nigdy zbyt dobrej okazji, by w pełni ją poznać. Kojarzyła ją ze szkoły... Podziwiała ją na wiele sposobów. Oj tak, jeśli Nymphia miała do kogoś wzdychać, zdecydowanie byłaby to właśnie Cándida. - Jest tutaj? Na wakacjach? - zaczęła dopytywać. Nie chciała być wścibska, po prostu... Cándida była jedną z niewielu osób, które potrafiły onieśmielić Adorię. Było w niej coś innego, specyficznego, a Amparo nie mogła tego rozgryźć.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Podziękowała grzecznie za wodę i napiła się. Prawdę mówiąc wypiła wszystko co było w szklaneczce. Nieco to polepszyło jej samopoczucie dopóki dziewczyna nie zapytała o jej siostrę. -Tak, niestety to moja siostra. Nie jesteśmy do siebie podobne, ale jednak. Chociaż czasami się łudzę, że mnie albo ją podmienili w szpitalu.-przewróciła teatralnie oczami. Czemu ona pytała akurat o nią. Przecież to bez sensu. Candy była, jest i zapewne będzie jej wrogiem numer jeden na tym świecie. Nie znosiła jej pychy, protekcjonalnego podejścia do ludzi a ponad wszystko nie znosiła, że traktuje ją jak głupie dziecko, którym nie jest. Zawsze potrafiła tylko uszczypliwie zwracać jej uwagę i to najlepiej w towarzystwie, aby mogła się czerwienić. Chyba osoby o podobnych charakterach nigdy się nie dogadują. O nie, nie, nie. Dul nie chciała mieć nigdy jej charakteru, był okropny! -Niestety jest, na dodatek mieszkamy w jednym domku, więc może się ze mną znęcać przez całe wakacje.-burknęła. Bardziej była zirytowana, na ten fakt mieszkania razem, niż na dziewczynę, lecz wzmianka o Candy skutecznie zepsuła jej jakikolwiek humor.