W kuchni nie ma zgodnie z założeniem żadnych przedmiotów działających na prąd. Nad płytą gazową (w miejsce kury) stoi poruszająca się, malutka figurka Bazyliszka, która pełza sobie po półce i raz na jakiś czas zaryczy.
Łazienka
Łazienka z pozoru wygląda na zwyczajną, jednak po wejściu część kafelek na podłodze zamienia się w poruszającą się fototapetę. Stwarza ona pozory okienka akwarium, w którym pływa rekin. Bestia się od czasu do czasu szczerząc kły i próbując "rozbić" szybę.
Salon
W salonie (w miejscu telewizora na zdjęciu) znajduje się sporych rozmiarów terrarium w którym mieszka wąż dziewczyny - Rogogon. Przechodni z kuchnią.
- Współlokatorzy? Może być - odparł z małym przekonaniem, ale w sumie kiwnął głową na znak, że się zgadza. Wolał coś takiego niż żyć z nią na zasadach na jakich żyją ze sobą stare małżeństwa. Nie był w stanie jednak sobie wyobrazić w jaki sposób uda mu się traktować ją tak, jak traktuje swoich kumpli z dormitorium. Nie w momencie, kiedy leżał tak blisko niej, kiedy miał w pamięci wszystkie ich pocałunki. - Wtedy ugotujesz mi go na obiad - zdecydował Casimir. Oczywiście żartował: Rogogon może spać spokojnie. Uśmiechnął się szeroko, żeby sobie nie pomyślała, że naprawdę gryfon chce posmakować wężowej skóry. - Nie ma mowy... - Nie zdążył powiedzieć, że będzie miała okazję podszkolić się u największego krytyka kulinarnego w Wielkiej Brytanii. Była sprytniejsza. Nie dała mu szansy zgłosić sprzeciwu. Zrobiła coś, przez co zapomniał całkowicie o tym, że powinien negocjować ten warunek wprowadzenia się do mieszkania Tori. Zamiast tego całkowicie skupił się na Tori. Nim się obejrzał był już nad nią, nakręcony jak nigdy wcześniej. Pożądanie widoczne było w sposobie, w jaki na nią spojrzał oraz w jego zachowaniu. Prawa jego dłoń powędrowała wzdłuż jej ciała aż zatrzymała się na biuście kobiety. Delikatnie go ścisnął, jakby w tym całym pożądaniu jednocześnie obawiał się, że ją popsuje, po czym sięgnął za ramiączko jej bluzki. Bardzo chciał zobaczyć tego węża wirującego wokół jej ciała.
Widziała, że wątpił w tych całych współlokatorów. Sama gdy usłyszała swoje sowa zaczęła w to wątpić. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić grafika w myciu łazienki, czy dyskusji na temat podziału czynszu w danym miesiącu. W tej chwili to wszystko nie miało jakiegoś większego znaczenia, bo tak na prawdę najważniejsze było, by po prostu mieć gryfona przy sobie i tyle. A miała go obecnie na prawdę blisko i chciała tą chwilę zatrzymać na bardzo, bardzo długo. -Albo Ciebie ugotuje dla niego na obiad - Zaproponowała drugą możliwość szczerząc się do niego. Dalsza rozmowa już nie miała szans na kontynuacje, bo w końcu... Właściwie pierwszy raz odkąd między nimi zaczęło iskrzyć, pozwoliła sobie na całkowite zatracenie. Nie pilnowała się. Nie myślała o tym, że może go przecież zahipnotyzować, że pewnie już tak jest Skupiała się raczej na tym, że dobrze jest jej przy Dżinie i ma to wszystko jeszcze nie wykorzystując swojego ostatniego życzenia. Był dokładnie tam, gdzie chciała. Mogła leżeć sobie pod nim kładąc jedną dłoń na karku chłopaka i delikatnie drażniąc opuszkami jego skórę. Drugą natomiast co jakiś czas głaskała jego policzek. Pocałunek szybko przestał być zwykły i przerodził się we francuski. Miała wrażenie, że tym razem to ona zapomina jak się oddycha i traci oddech. Gdy odsunęła się do niego na krótką chwilę był bowiem płytki i zwiastował, że w ich głowach chodzą bardzo podobne myśli. Jednak z jej strony był pewien problem. Moment, w którym chłopak tak śmiało ją dotknął wywołał w jej głowie coś, o czym chciałaby zapomnieć...
Jesteś pustą, bezwartościową suką, która jest pozbawiona jakiegokolwiek grama charakteru. Brzydzę się Tobą. Czy Ty naprawdę myślałaś, że ktokolwiek mógłby się Tobą zainteresować? Daj spokój. Przeleciałem Cię tylko dla zabawy, bo chciałem się zemścić za to jak traktujesz ludzi. Jesteś niczym. Śmieciem który każdy mógłby chcieć co najwyżej zaliczyć, bo nie oferujesz nic więcej, nic sobą nie reprezentujesz. Jesteś po prostu żałosną, łatwą, płytką zdzirą, Tori Lacroix
Usłyszała to tylko raz, ale znała to praktycznie na pamięć. I dlatego bezwolnie zerwała się nagle do pozycji siedzącej sprawiając, że zderzyli się czołami. Nie bolało to jakoś bardzo, ale na tyle by skutecznie spławić namiętną atmosferę wokół nich. Złapała się za swoje czoło rozmasowując je. - Przepraszam - Wyszeptała od razu. To dziwne, że nie musiał jej tym razem do tego zmuszać. Miała za dużo na sumieniu, by mieć tym razem problem z użyciem tego słowa. Siedziała więc przed nim trzymając się na czoło i starając się opanować oddech. I łzy, które cisnęły jej się do oczu. To, że przez tą sytuację zmieniła to, jak się zachowywało nie sprawiała, że nie było to najgorsze przeżycie jakie kiedykolwiek ją spotkało. Tylko dlaczego musiało jej się przypomnieć to właśnie teraz?! Kiedy miała okazję na przyjemności z kimś, komu ufała... Cóż. Jemu też zaufała. Skończyła jak skończyła. Naiwna idiotka.
Całe pożądanie, cała żądza, całe pragnienie bycia jednością z Tori zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chłopak naprawdę nie spodziewał się, że dziewczyna nie jest gotowa i zareaguje smutkiem oraz wycofaniem się. Wszystko wydawało mu się iść dobrze i w odpowiednim tempie. Moment wydawał mu się odpowiedni na wykonanie śmielszego ruchu. A jednak się mylił! Po co pchał się z łapami! Głupi! Zły na siebie zacisnął zęby. Odczuwał wiele emocji gdy podnosił się by ostatecznie przykucnąć przy niej. Niektóre były ze sobą całkiem sprzeczne, lecz miały wspólny mianownik. Wszystkie były negatywne. Rozczarowanie, smutek, złość, rozgoryczenie, wstyd... Najgorsze w tym było to, że przez to, że na chwilę stracił rozum doprowadził dziewczynę na której mu zależało do bardzo złego stanu. - To ja przepraszam - odparł cicho nie wiedząc do końca, co jeszcze mógłby zrobić. Objąć ją, złapać za rękę? A może lepiej zachować dystans? Nie chciał jeszcze bardziej pogarszać sytuacji i sprawić, by przez swoją nadmierną odwagę poczuła się jeszcze bardziej niekomfortowo. - To moja wina. Krew na chwilę odpłynęła mi od głowy. Przestałem myśleć. Przepraszam - kontynuował nadal przekonany, że przyczyną jej smutku było zbyt śmiałe zachowanie Cassa. - Pójdę już. Przepraszam za zrujnowanie Ci wieczoru - stwierdził uznając, że nic dobrego nie zdziała i dziewczyna prędzej dojdzie do siebie jeśli nie będzie miała przy sobie macacza biustów. Wstał i nim się obejrzała już go nie było.
Nie spojrzała na niego gdy ten wstawał i gdy jej się tłumaczył. Nawet nie wiedziała co mu ma powiedzieć. To nie była jego wina. Wszystko przez błąd, który popełniła. Nic złego nie zrobił. Wręcz przeciwnie. Była przekonana, że chłopak jest doświadczony i byłby z wym świetny. I byłaby to jedna z najlepszych, jak nie najlepsza, noc w jej życiu. Wszystko zepsuła. Wszystko. - Poczekaj nie, ja... - Nie zdążyła. Chłopak zniknął jej z oczu. Nie zamierzała go gonić. To byłoby żałosne i głupie. Jednak wiedziała, że musi mu napisać list, albo spotkać się z nim i wyjaśnić mu. Nie mógł czuć się za to winny. Cholera... Przez następne kilka godzin błąkała się bez sensu po mieszkaniu nim usnęła na kanapie wpatrując się tępo w ścianę i starając się zapomnieć o tym, co niszczyło jej ostatnie dni.
Mogłoby to się wydawać dziwne. Półtorej godziny po tym, jak otrzymał informację o tym, że nie miała co jeść, już stał pod jej drzwiami z torbą w ręku. Wystające z niej opakowania wskazywały na to, że wewnątrz są same produkty żywnościowe. Szybko się zjawił, gdy pojawiła się okazja do zostania rycerzem w lśniącej zbroi i uratowania Tori przez głodem, a także poprawienia się po ostatniej, niefortunnej wizycie. Na dnie torby leżał krawat koloru czerwonego. Nie wiedział po co. Doszedł do wniosku, że lepiej tym razem nie ignorować tego, co dziewczyna pisze, bo może się okazać to ważne. Tak jak to było w przypadku szczoteczki. Zapukał kilka razy. Gdy zamieszka z blondynką dostanie pewnie własny klucz, lecz na razie musiał czekać, aż zostanie wpuszczony.
Nie spodziewała się pukania do drzwi. Tak po prostu pisała jakiś czas z Casimirem, potem kręciła się po mieszkaniu bez sensu. Ostatecznie jedyne, co jej pozostała to zabawa w chowanego z Rogogonem. Próbowała się też zmusić po to by udać się po jakieś zakupy - bezskutecznie. Dlatego w tym wszystkim nie mogla dostrzec momentu, w którym to umawiała by się z kimś. Podeszła więc do drzwi spodziewając się jakiś reklam czy innych głupot, które czasem się zdarzały. Otworzyła je będąc ubrana w jakąś męską koszulkę rozmiar XL (dzięki czemu sięgała jej kawałek za pośladki) oraz włosy spięte w niestaranny kok. Typowy strój po domu, gdy to jedyne co ją zdobiło to lekki makijaż. Nie można było jej jednak odmówić uroku nawet teraz. Choć nie do końca wynikało to z bycia wilą. Widząc Casimira rozszerzyła oczy w zaskoczeniu i przekrzywiła lekko twarz w bok. Przyszedł? Tak po prostu? Gdyby była pieskiem, to ze szczęścia zamerdała by ogonkiem. Strasznie się cieszyła, że się tu pojawił. Wystarczyło powiedzieć, że się nudzi. Nikt nigdy tak bardzo nie przejmował się jej byle kaprysem. Na prawdę ten chłopak był cudowny. - Dżin, hey! - Przywitała się z wielkim uśmiechem i od razu doskoczyła do niego, by podarować mu na wejściu szybkiego cmoka. Powinien się przyzwyczajać do tego, że jest ktoś, kto zawsze chętnie go w ten sposób przywita. Pewna ślizgonka, która na jego widok po prostu nie mogła się opanować. - Co masz? - Niemal od razu dostrzegła torbę chcąc koniecznie dowiedzieć się co takiego tajemniczego skrywała. Wydaje jej się, czy jakoś ładnie z niej pachniało? Zaciekawiona wpuściła swojego przyszłego współlokatora do środka i jeszcze raz przyjrzała się torbie. Jedzenie? - Czyżbyś mnie planował nauczyć gotować? - Zagaiła wchodząc przewidująco do kuchni i podsadzając się, by usiąść na kuchennym blacie i czekać, aż ten do niej doczłapie. Wpatrując się w niego starała się jak najczęściej dopaść jego źrenice. Nawet zagryzła lekko wargę dając mu do zrozumienia, że to krótkie powitanie, to było dla niej trochę mało.
Od razu zrobiło mu się gorąco. Wystarczyło jedno spojrzenie na nią. Mogła nie być tego świadoma, ale jej strój, choć przykrywał wszystko co trzeba, był atrakcyjny jak diabli. Zaniemówił, czego przyczyną tym razem nie był jej wilowy urok, lecz po prostu pobudzający wyobraźnię widok. Nasuwało się tylko pytanie skąd miała męską koszulę, ale, skoro już zaniemówił, to nie zapytał o to. Kiwnął półprzytomnie, gdy zgadła, że będą razem gotować. Poszedł za nią do kuchni, gdzie odłożył swoje zakupy. Nie były ciężkie i w brew pozorom nie było tego wcale tak dużo. - Jeśli nic nam się nie uda, to zrobimy jajecznice - stwierdził w końcu wyjmując będące na wierzchu torby opakowanie jajek. Był to plan B, na wypadek, gdyby jego bardziej fikuśny pomysł nie wypalił. Zerknął w jej stronę. Z pewnością ciężko będzie mu skupić się na gotowaniu przy niej. A musiał cały czas pamiętać, by zachować dystans i nie zaliczyć takiej samej wpadki jak ostatnio. - Lubisz smocze naleśniki? - spytał wprost wyciągając dalej składniki. Pędy magicznych roślin, papryczki, szereg warzyw. To wszystko miało złożyć się na farsz. Po drugiej stronie stołu ułożył zaś to, co miało być użyte do ciasta: mleko, mąka, jajka. Na koniec wyłożył na wierzch krawat.
Męskie koszulki były najwygodniejsze do spania i do chodzenia po domu, więc wystarczyło po prostu kupić ją w pierwszym, lepszym sklepie. Aczkolwiek jeśli Casimir będzie o to zazdrosny, to raczej nie wyjaśni mu tego tak szybko. Ostatnio to z niej była niezła zazdrośnica, teraz zdecydowanie jest jego kolej. Jednakże obecnie chłopak wydawał się być znowu pozbawiony oddechu, więc na wszelki wypadek przyglądała mu się uważnie. Nie musiała go nawet pytać, co też zamierza zrobić z tych pyszności, które chował w swojej torbie. Najwyraźniej miał już pełen plan co i jak zrobić. To natomiast oznaczało jakąś pyszną kolację. - Jajecznica to przy mojej jednej parówce zdecydowanie luksus - Poinformowała go, jednak moment w którym wypowiedział te dwa słowa... Smocze naleśniki. Oczy zabłyszczały jej się jak dwa diamenty. - Jeszcze pytasz? To potrawa mojego dzieciństwa. Nie jadłam tego od 10 lat! - Z podekscytowania aż zeskoczyła z blatu (może to i dobrze, bo było jej widać koronkowe majtki) i wcisnęła się przed chłopaka tak, jakby to ona miała jednak gotować. Zamiast jednak dotykać cokolwiek obejrzała się na niego przez ramię. - To co robimy? - Spytała czekając na jakiekolwiek polecenie z jego strony. Chyba nie myślał, że będzie mógł tak po prostu zrobić wszystko sam. Musiała mu się wtrącić, co by też mieć nad tym jakąś kontrolę. Ten typ tak ma. W międzyczasie zauważyła krawat. - Hm... - Widać było, że ogląda go i nad czym się zastanawia - Musisz kupić trochę jaśniejszy - Skomentowała nagle kompletnie nic mu nie tłumacząc. I jak na razie nie wpadła na to, by wyjaśnić mu o co dokładnie chodzi z tym całym krawatem.
Uśmiechnął się szelmowsko... Teraz nikt nie miał prawa powiedzieć, że nie nadawali się na parę. Intuicja go nie myliła z smoczymi naleśnikami. To musiało coś znaczyć. - A co powiesz na to, że dzisiaj dowiesz się, jak zrobić naleśniki o niebo lepsze od wszystkich, jakie kiedykolwiek jadłaś? - zaproponował jej obejmując ją ramieniem i posyłając jej buziaka w policzek. Kiedy znalazła się między nim a blatem miał ogromną ochotę objąć ją od tyłu i z takiej pozycji, wciśnięty w jej ciało, dyrygować ruchami Tori. Aż się prosiło. Pamiętał jednak doskonale gdy ostatnim razem zbliżył się do niej za bardzo. O nie, nie chciał by gotowanie skończyło się rozpaczą blondynki, dlatego też z bardzo ciężkim sercem obszedł dziewczynę i pojawił się po jej prawej stronie. Wskazał na czerwone, podobne do papryki chili warzywo. - Najpierw umyjmy nasiona salamandry - powiedział samemu nie ruszając niczego. Dał jej okazję by się wykazała. W międzyczasie przyjrzał się krawatowi. - Co jest z nim nie tak? Po co mi jaśniejszy?
Kiedy chłopak powiedział, że będą mieli okazje zrobić najlepsze naleśniki na świecie... Teraz oczy nie błyszczały jej się jak gwiazdeczki. Raczej jak dwa wielkie słoneczka, które nie mogły się doczekać nawet tej najprostszej czynności jak rozbicia jajek do odpowiedniej miseczki. Poza tym ten miły gest z jego strony sprawił jej na prawdę wielką przyjemność. Ot zwykły buziak i objęcie, ale wywołał czułe spojrzenie skierowane w twarz chłopaka. Jej zdaniem kompletnie do siebie nie pasowali. Poważnie. Byli skrajnie różni. Ale wiecie co? Miała to gdzieś. Dobrze jej było obok gryfona. - Jasne. W końcu musisz mi udowodnić, że lepiej gotujesz niż ja - No cóż. Na prawdę nie byłaby sobą, gdyby w pewien sposób mu się nie odgryzła za to jak to ostatnio obraził jej biedne ciasteczka, które zostaną do powieszenia na choinkę jako ozdoba, bo do jedzenia się nie nadawały. Jej reakcja dotyczyła samego dotykania jej w ten określony sposób. Przytulenie, nawet taka intymność by jej nie wywołało. No, ale skąd miał to wiedzieć. To takie cudowne, że tak na nią uważał. Jakby była piórkiem. Jednak jestem ciekawa, kiedy zacznie ją to irytować. Choćby dlatego, że nie rozumiała dlaczego wolał stać obok niej, niż ją przytulić - poniekąd dlatego właśnie tam stanęła. - Dobra - Kroić akurat umiała. Chyba. W każdym razie zabrała się za to do momentu, gdy zadał jej pytanie o krawat. Wtedy też uśmiechnęła się tajemniczo, podała mu nóż i przemyła szybko ręce w zlewie, by zniknąć w sypialni. Stamtąd rzuciła jeszcze "zaraz wracam!" i cisza. Słychać było tylko jak się porusza po pomieszczeniu, trzaska szafami. Rzuciła nawet jakieś przekleństwo, ale ostatecznie wydostała się z pokoju. Swoimi dużymi oczkami zerkała na chłopaka w stojąc przed nim na czarnych szpilkach... Ale to nie wszystko. Była w przepięknej sukni. Przez chwilę stała do niego przodem by chwilę później odwrócić się tyłem i zerkać tylko na niego przez ramię. -Musisz do mnie pasować na ślubie - Wyszeptała najwyraźniej chcąc go w ten sposób zaprosić. A raczej uświadomić mu, że idą razem. Jako para. Chyba. Ona nadal nie miała pojęcia jak Casimir na to wszystko patrzy. Nie rozmawiali tak na prawdę o uczuciach, ale to pewnie dlatego, że z niej jest jeden wielki niedorozwój w tych sprawach.
- To nie powinno być trudne - kiwnął głową jakby w ogóle nie dowierzał, że dałoby się zrobić coś gorszego niż ciastka Tori. Chociaż w sumie nie myślał aż tak źle o wypiekach dziewczyny: wydawało mu się, że brakowało jej tylko trochę wprawy, by przyrządzić coś znośnego. Mimo tego wykorzystał okazję by jeszcze trochę podroczyć się z nią. Przez chwilę obserwował pracującą Tori, ale nie trwało to długo. Dosyć szybko dziewczyna zostawiła go z nożem. Nie pogonił jej z powrotem do pracy nad naleśnikami, bo jednak dużo bardziej ciekaw był o co chodziło z krawatem. Z wprawą człowieka, który robił to kilka razy w życiu chwycił pozostałe składniki i zaczął przygotowywać z nich mieszankę dzięki której naleśniki są na tyle ostre, by umożliwić czarodziejom zionięcie ogniem. Nim przeniósł na nią spojrzenie gdy przebrana weszła do pokoju najpierw odłożył nóż. Było to bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności, bo gdyby najpierw ujrzał zjawiskową blond-piękność, to mógłby zrobić sobie krzywdę próbując zapanować nad dłońmi. Momentalnie przestał myśleć o czymkolwiek innym, tylko o pełnej wdzięku powierzchowności Tori. Nie przejmując się brudnymi łapami zostawił za sobą rozłożone składniki posiłku i zbliżył się do kobiety. - Nie powinnaś w tym iść - powiedział choć gołym okiem widać było, że bardzo mu się podobała jej sukienka. Jego spojrzenie wędrowało po jej kształtach jak szalone. Już łatwiej byłoby mu w tym momencie polecieć na księżyc w tą i z powrotem niż utrzymać kontakt wzrokowy z swoją wybranką - Kto będzie w stanie skupić się na młodej parze kiedy będziesz tam ty? - Chłopak zatrzymał się tuż przed nią. Jego dłoń powędrowała w kierunku jej talii i w tym samym momencie życie po raz kolejny pokarało go za to, że postanowił dotknąć dziewczyny. Tym razem nie za pomocą reakcji półwili, lecz śladzie jego brudnej łapy na materiale sukni.
No przepraszam bardzo, jemu też się musiało zdarzyć przesypać mąkę! Nikt nie jest idealny jak już wcześniej stwierdzili i nawet ktoś tak zjawiskowy jak ona musi mieć jakąś wadę. Z drugiej jednak kiedy miała nauczyć się gotować, skoro w domu dostawała posiłki pod nos, a sama mieszkała bardzo krótko no i było widać czym się żywi na co dzień. Jeśli Casimir z nią zamieszka, to będzie miała okazję faktycznie podpatrzeć to i owo, więc może jej następny kulinarny wymysł będzie przepyszny. Lub choć znośny. Jezu, nawet nie pomyślała o tym nożu, a uzdrowicielem była marny. Dobrze, że chłopak był inteligentny. Poza tym chyba powoli wyrabiał sobie już pewne nawyki uważania przy niej, żeby nie powtórzyła się już żadna zagrażająca jego zdrowiu sytuacja. Na prawdę nie chciała by go skrzywdzić nawet, jeśli postanowiła sobie, że nie będzie się aż tak przejmować jego stanem - wtedy zaczynała ograniczać im kontakt, a za dobrze jej było z Casimirem. W pierwszym momencie nie zrozumiała czemu nie powinna. Widok jego twarzy i jego oczu był dla niej ostateczną odpowiedzią. Zaśmiała się pod nosem. Podobało mu się. Bardzo mu się podobało i cieszyło ją to niesamowicie. -Chciałam żebyś mógł się mną chwalić skoro jesteśmy... Hm... No, mam nadzieję, że mi się udało - Odpowiedziała mu z lekkim zakłopotaniem. Nawet jeśli wiedziała, że wygląda cudownie, to jednak jego reakcja było najlepszym możliwym komplementem. Widząc jego odbitą łapkę na swojej sukni zabrała jego rękę dwoma dłońmi. Nie gniewała się. Od czego mamy magię? Jedno zaklęcie i będzie po sprawie. Ale tak czy siak lepiej ją było zdjąć. To nie był tani wydatek. Odwróciła się zamkiem w jego stronę, który okazał się być z boku, po prawej stronie. Bez problemu zrobiłaby to sama, ale po co? - Odepniesz? - Wyszeptała czekając na reakcję chłopaka. Szczególnie, żę to sukienka, którą nosi się bez stanika. Nie wiem, czy mądre jest go tak prowokować. Chciała jednak wciąż widzieć ten zachwyt na jego twarzy. Szkoda, że to wynikało z bycia wilą. To zawsze odbierało jej trochę przyjemności z tego. Cóż, jaki już jest jej los. Ważne, że chyba gryffon widział w niej też charakter, choć tego nigdy nie mogła być pewna w 100%.
//Wybacz. Przedawnił się, a mi potrzebne mieszkanie. Jak wrócisz to pomyślimy, co dalej.
Dobrze że Tori całkiem sprawnie radziła sobie z teleportacją łączną - jemu to akurat umykało, zresztą zawsze wolał teleportować się samotnie - po teleportacji z kimś czuł się trochę dziwnie, ale to w końcu była jego siostra, więc mógł to znieść bez większych problemów. Specjalnie namówił ją żeby nie znaleźli się od razu w mieszkaniu i czekał ich mały spacerek żeby do niego dotrzeć - miał bowiem plan na kolejną perfidną zabawę. Przez całą drogę dyskretnie ją obmacywał i zupełnym przypadkiem ocierał się o nią, przy każdej okazji odwracając od niej wzrok - sprawa była prosta, brąz jego soczewek był zbyt wymowny. Kiedy znaleźli się w końcu w tym miejscu, poczuł pewnego rodzaju satysfakcje wynikającą z jego pierwotnego instynktu - właśnie był na terytorium innego samca, w końcu Casimir też tu mieszkał, prawda? To było definitywnie satysfakcjonujące. Kiedy już weszli, wpadł na jeszcze jeden pomysł - wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko, po czym otworzył je i wyjął wprawnym ruchem soczewki z oczu, chowając je do "opakowania" wypełnionego płynem do konserwacji. Był zadziwiająco spokojny jak na uczucia które nim targały. - Całkiem tu przytulnie - rzucił chłodno i popatrzył Tori w oczy. Mimo że znali się od dawna i bywali już bardzo blisko, to właśnie mogła przeżyć kolejny pierwszy raz - jeszcze nigdy, nie widziała jego prawdziwych oczu, ba - praktycznie nikt nie widział ich od dawna. Jego stalowobłękitne spojrzenie zdradzało o nim zbyt wiele, zbyt wiele wyrażało - zwykle można było w nim ujrzeć jedynie depresję i ból skryte we wnętrzu tego pana, jednakże nie tym razem. Tym razem, gdy patrzył na nią, jego wzrok pełen był tego dziwnego uczucia, które ostatnimi czasy było coraz bardziej natrętne. Zbyt ciepły jak na Gillesa - tak jakby przez tą krótką chwilę chciał przelać na nią wszystko, co do niej czuł, nawet jakby sam tego nie rozumiał. - Zgłodniałem - stwierdził spokojnie, odwracając od niej spojrzenie po czym cały czas trzymając ją za rękę wyruszył na poszukiwanie kuchni. Miał prawie pewność, że po ich krótkiej przechadzce każda sekunda w której każe jej czekać jest swojego rodzaju udręką - ba, obawiał się nawet że zaraz go zdzieli. Gdy już znaleźli się w wyżej wymienionym pomieszczeniu, stanął przy blacie kuchennym, cały czas ciągnąc ją za sobą, dbając o to by stać do niej tyłem by nie zauważyła jego lekkiego uśmieszku. Stwarzał pozory że naprawdę zamierza coś ugotować. Nie odwracał się do niej przodem z jeszcze jednego powodu - sama sytuacja i to co miał w głowie wystarczyło, by jego spodnie były wybrzuszone w strategicznym miejscu. Nagle puścił jej rękę i szybkim ruchem zrzucił wszystko co było na blacie, równocześnie obracając się w jej stronę.
+18:
W jego oczach płonęło pożądanie, pragnienie tak silne że wydawał się nim emanować. Było tak silne, że mogło wręcz przytłaczać, przyduszać. - Danie główne właśnie przybyło - stwierdził cicho po czym złapał ją za biodra i usadził na blacie. Nie był w stanie prowadzić tej gierki już ani chwili dłużej. Ba, nawet nie chciał pozbawiać jej sukienki - to by trwało zbyt długo. Szybkim ruchem ściągnął jej majtki i rzucił nimi o ścianę, po czym podwinął jej sukienkę odsłaniając jej krocze. Tęsknił za tym widokiem, mimo że nie było to dla niego coś rzadkiego, mimo to - tęsknił. W pośpiechu zsunął z siebie spodnie i bokserki. Chwycił ją za gardło, nieznacznie podduszając po czym wtargnął w nią. Tutaj już nie było żadnej przesadnej delikatności - wszedł w nią mocno, głęboko i bez ceregieli, z lubością czując jak jego członek rozpycha ciasno oplatające go ścianki pochwy jego największego skarbu.
Ta teleportacja łączna bardzo się przydawała. W końcu już raz uratowała im... Jemu życie. Gdyby wtedy się nie przenieśli razem do domku medyka, to możliwe, że ślizgon już nigdy by nie otworzył oczu. Nie miałby okazji spacerować z nią i denerwować ją każdym swoim kolejnym dotykiem. No bo powiedzmy sobie jasno, ten facet to jest po prostu drań! Najpierw wyciąga ją ze studia tatuażu, gdzie na wizytę czekała od dłuższego czasu, a potem nagle wymyślił sobie "Różyczko, przespacerujmy się". Co on sobie do cholery myślał? Dlatego szła obok niego wyraźnie poirytowana. Ewidentnie po tym wszystkim liczyła na coś... Coś innego. Nawet udało jej się przywyknąć do myśli, że miała zamiar pieprzyć się z braciszkiem w mieszkaniu. Przestało to być dla niej jakoś szczególnie nieprawidłowe. Coraz bardziej zaczynało być pociągające. Ta adrenalina zakazanego owocu... Dlaczego on musiał to wszystko odwlekać? Nic więc dziwnego, że co jakiś czas przyspieszała kroku ewidentnie chcąc się jak najszybciej pojawić z nim w mieszkaniu. Tym bardziej, gdy się do niej przybliżał, by się drażnić. Kiedy weszli na spokojnie poczęła ściągać buty. Zostając w bosych stopkach zerknęła w jego stronę chcąc coś powiedzieć. Wtedy zauważyła, jak chowa soczewki do pudełeczka. Nigdy nie widziała, żeby to robił. Nigdy. Nawet go o nie nie pytała. Zastanawiała się wprawdzie dlaczego tak mu zależy, by zawsze mieć je na sobie. Teraz jednak ważniejsze było pytanie, dlaczego je zdjął? Wpatrywała się w jego oczy, a to... To co w nich widziała sprawiło, że mimowolnie się uśmiechnęła. Nie wiedziała co to konkretnie jest, ale zrobiło jej się jakoś cieplej. Jakby właśnie to było największą prawidłowością na świecie. I co zabawne, nawet nie wiedziała, że w tym momencie tak samo na niego patrzy. Nie trudno to było dostrzec. -Nie boisz się? - Zagaiła go cicho, po czym od razu wyjaśniła o co chodzi - Że teraz byłoby mi łatwiej Cię zahipnotyzować? - Dodała będąc ciekawa, co jej na to powie. Oczywiście nigdy by tego nie zrobiła. Jednak te soczewki stanowiły zawsze dla nich pewnego rodzaju placebo. Wydawało im się, że przeciwdziałają temu całemu urokowi Tori, który mógłby kazać Gillesowi robić cokolwiek. Tak, jak kiedyś wykorzystała to na nim Adagio, będąca jednak tylko ćwierć wilą. Moc Tori była większa i zdecydowanie mniej kontrolowana. Gdy nagle oświadczył jej, że zamierza pójść coś zjeść ledwo powstrzymała się przed tym, żeby go zamordować. Wykorzystała tylko fakt, że stał chwilę później tyłem do niej, by unieść rękę i zainscenizować na powietrzu próbę uduszenia go. No nie... Ona się tak bawić nie będzie. Idzie stąd. Idzie go poszczuć Rogogonem. Niech go dziabnie w tyłek i.... I dalej jej wszelkie pomysły nie mogły już zostać planowane, bo poczuła, że ją puszcza. To spojrzenie... Było tak oczywiste, że nie mogła się nie domyślić, co się zaraz stanie. Dopiero potem dotarły do niej jego słowa.
+18:
Gdy usadził ją na blacie jedyne, o czym myślała to żąda jaką widziała w jego oczach. Zastanawiała się przez chwilę, czy sama również tak na niego patrzy. Raczej nie była taka, jednak nie trudno było zauważyć, że go pragnęła. Po pierwsze dlatego, że nawet nie próbowała mu się sprzeciwiać. Wręcz przeciwnie. Chętnie by mu pomogła, gdyby nie fakt, że wszystko działo się tak szybko. Po drugie, wszedł w nią jak w masło. Była tak mokra, że nie musiał się o to ani odrobinę starać. Zresztą znajomy ból tak szybko zamieniający się w przyjemność kręcił ją jeszcze bardziej. Nie obchodziło ją gdzie są jej majtki, ani co Gilles zrobił ze spodniami. Tęskniła za tym. Za jego agresją, w której jednak zawsze wyczuwała zdecydowanie więcej. To nie było tylko pieprzenie się z pustą lalką. Oboje doskonale wiedzieli co robią i z kim robią. Po prostu fascynowało ich robienie tego "porządnie". Postanowiła, że i ona ubarwi mu trochę ten seks, skoro on najwyraźniej przez cały czas to planował. Dlatego spróbowała złapać z nim kontakt wzrokowy, a gdy tak się stało rzuciła chyba najseksowniejszym głosem, jaki tylko potrafiła wydobyć z siebie, krótki szept "Rżnij mnie, Pyszczek". Miała wielką nadzieję, że to nie skończy się kilkoma pchnięciami na blacie kuchennym. W końcu tu im nikt nie wlezie. Mogli robić wszystko, na co mieli ochotę.
- Zaryzykuję na jedno oko - odparł tylko i mrugnął do niej. Oczywiście że nie bał się zawilowania - mimo że wiedział że to potężny urok, o czym miał już okazję się przekonać w wypadku jego przygody z Adagio, to jednak był całkowicie pewien że te soczewki nie zmieniały absolutnie nic. Po prostu zbyt dobrze już ją znał, by do tego dopuścić, a w każdym razie nie zamierzał zmienić się w zombie - jego psychika i bez tego miała się dość ciekawie, więc nic chyba dziwnego że wolałby tego uniknąć - chociaż...nie można ukrywać że myślał już o tym, jak się przed tym bronić.
+18:
To już nie było zwykłe pożądanie czy pragnienie - to była obsesja, obsesja seksualna na jej punkcie. On nie pragnął, on potrzebował - potrzebował każdej chwili spędzonej w jej wnętrzu, każdego momentu w którym byli tak blisko, każdej sekundy w której czuł że głębiej już nie da rady wejść zaś czubek jego prącia obija się o jej "tylną ściankę". Po prostu potrzebował tego, jak tlenu, pożywienia czy snu - w tej chwili właśnie, ta potrzeba eksplodowała i owładnęła nim. Gdy nawiązali kontakt wzrokowy i usłyszał jej szept, poczuł coś dziwnego. Po chwili dopiero poznał to uczucie - Tori nieświadomie go zawillowała i to z jakim dumnym poleceniem. Gdyby był kimś innym, w innej sytuacji...cóż, teraz byłby po prostu bezmózgim zombie z jednym tylko celem, pozbawionym tego ciepła, tego pożądania...jednakże szczerze mówiąc, gdy zdejmował soczewki liczył na to, że jej urok zadziała - z jej woli czy też nieświadomie. Ba, wręcz się na to przygotował. Gdy tylko poczuł jak jego mózg oddaje się w objęcia jej willowych sztuczek a jego oczy na moment zamgliły się nieprzytomnie, nie zamierzał się bronić - ba, wręcz przyjął to dziwnie znajome uczucie z otwartymi ramionami...i po prostu je przyswoił. To nie miało logicznego wytłumaczenia, to nie miało najmniejszego sensu, jednakże jego umysł nie należał do logicznych - zupełnie jakby choroba głęboko utkwiona w jego psychice właśnie zaabsorbowała "czar" który jego siostrzyczka przypadkiem na niego nałożyła. Efekt takiego "własnego wchłonięcia" tego wszystkiego mógł być tylko jeden. W jego duszy znów eksplodowała namiętność, tym razem znacznie bardziej paląca, znacznie bardziej ogarniająca go - najzwyczajniej w świecie użył tego "polecenia" by zwiększyć swoje możliwości. Zwiększył tempo. Mimo że od początku, pchany do przodu pożądaniem, zdecydowanie nie brał jej wolno, to teraz przyśpieszył w stopniu który i jego samego zdziwił. Penetrował ją tak głęboko, że czuł jak jego jądra obijają się o nią, czuł że zagłębia się w niej tak, jak nigdy dotąd. Zdarł z niej sukienkę, aby odsłonić resztę jej nagiego ciała, by mógł ujrzeć jej falujące piersi...gdyby tylko mógł. Cały czas utrzymywał z nią kontakt wzrokowy, a jego wzrok wyrażał wszystko, co tylko mogło kłębić się w jego głowie. Chwycił ją za włosy i pociągnął, odchylając jej głowę w tył po czym zaczął ją całować z języczkiem - namiętnie, wręcz agresywnie.
Cieszyła się, że jej wilowatość go nie przerażała. Na prawdę. Był jedną z niewielu osób, które nie bały się, że jakiekolwiek jej spojrzenie i jakikolwiek dotyk mogą sprawić, że człowiek straci rozum. Wiedziała, że Gilles i tak ma problemy ze sobą i NIGDY nie zrobiłaby nic, by spowodować w jego głowie jeszcze większy bajzel. I tak martwiła się o niego codziennie od tego dnia, gdy tak strasznie bełkotał. Mówił tak wiele rzeczy. Wciąż o wiele chciała go zapytać, jednak nie znajdowała na to odpowiedniej chwili. Każda wydawała się być zła, by dowiedzieć się czegoś o rodzinie chłopaka. O jego przeszłości. Myślę, że oboje mieli na swoim punkcie obsesję. U niej objawiało się to ciągłym myśleniem o ślizgonie. Nie było chwili, by chłopak nie gościł w jej głowie. Raz jako troskliwy braciszek, innym razem jako namiętny kochanek. Zawsze zajmował miejsce na piedestale i był dla niej najważniejszy. Dlatego oddała mu siebie. W całości. Postanowiła zostać czymś w rodzaju jego własności. Jego zabawki. A on był jak mały chłopczyk, który kocha swoją przytulankę najbardziej na świecie. Choć nie w taki sposób pokazywał tę miłość, jak Gilles teraz. Nie miała pojęcia, że na niego zadziałała. Ona tylko chciała podrażnić jego zmysły. Wywołać burzę myśli, w której dominującą pozycją zajmowało by jej imię. Tori. To właśnie na tym polega hipnoza jednak marzyła, by on robił to świadomie. By to pożądanie, które odczuwali w stosunku do siebie nie wynikało z magii. A przynajmniej nie tego rodzaju. W każdym razie nie wiedziała i to pozwoliło cieszyć jej się zbliżeniem coraz bardziej, gdy przyspieszył. Było cudownie. Tak cudownie, że nie obchodziło ją czy sukienka przeżyje ich spotkanie. Nie obchodziło ją nic, poza chłopakiem, który tak gwałtownie w nią wchodził powodując, że co jakiś czas przymykała oczy i wydawała z siebie przeciągłe jęki, krzyki. Na pewno było ją słychać w sąsiedztwie. Nawet miała wrażenie, że któryś z sąsiadów uderzył czymś w ścianę, by zasugerować im by byli ciszej. Gówno ją to obchodziło. Była zbyt zapatrzona w jego prawdziwe oczy. W niego, choć o tym wszyscy wiedzieli - w stosunku do ślizgona była bardzo naiwna. I bardzo zakoc... Właściwie, to nie wiem czy to dobre słowo. Nigdy nie pojawiło się w jej głowie. Odwzajemniła jego pocałunek, który tylko wzbudził większy żar sprawiając, że odczuwała pierwsze dreszcze, zwiastujące to, co pewnie niedługo się wydarzy. Był jedynym facetem, który potrafił tak szybko doprowadzić ją do najwyższej rozkoszy i to bez jakiś dodatkowych starań. Jedyne co obecnie psuło wszystko to fakt iż plecy zaczynały ją powoli boleć od obijania się o kafelki. Dlatego oderwała się od jego pocałunku na krótką chwilę, tylko na parę milimetrów bo nie mogła dalej gdy trzymał jej włosy. -Przenieśmy się... - Wyszeptała między kolejnymi, ciężkimi oddechami. Wiedziała, że jest kilka opcji. Kanapa. Dywan. Jej łóżko. Wanna. Ogromna ilość, którą można było wykorzystać, by tego dnia nigdy nie mogła wyrzucić z pamięci. On też będzie miał z tym problem przez jakiś czas choćby dlatego, że na jego torsie widniały czerwone ślady po jej paznokciach. Nawet nie pamiętała kiedy to zrobiła. Była jak w amoku. Cudownym amoku.
Kto by pomyślał, że tak wprawnie przejmie władzę nad szaleństwem, które oplatało jego umysł, a nawet posunie się do tego by wykorzystywać to na swoją własną korzyść? On sam by nie był w stanie tego wywróżyć, mimo że na wszelki wypadek wolał się przygotowywać do ewentualnej walki z tym uczuciem, które chciało mu odebrać wszystkie pokłady jego własnych myśli i zastąpić je irracjonalnym, sztucznie wywołanym pragnieniem - mimo to, nie spodziewał się że mu się uda, ba, że uda mi się to tak łatwo. Prawdopodobnie sprawę ułatwiał fakt, że "polecenie" które dostał, nie miało znaczenia bowiem i tak zamierzał to zrobić - tego właśnie potrzebował, tego właśnie pragnął ponad wszystko. Nic nie mogło mu przeszkodzić w realizowaniu tego, w końcu był świadom że jego siostrzyczka chce tego samego, że chce czuć go w sobie - nie raz i nie dwa. Gdyby mógł, prawdopodobnie by z niej nie wychodził, jednakże obawiał się że w końcu rozerwałby ją na kawałeczki - cóż, momentami wyglądało to jakby faktycznie próbował to zrobić. Z niechęcią się zatrzymał - przenoszenie się było marnowaniem czasu, zajmowało go tak dużo...ech. A do tego wilowy przykaz nakazywał mu nie przerywać, brać ją tak jak tylko to sobie wymarzył, dlatego też resztkami rozumu wyszedł z niej na chwilę, choć bardzo niechętnie. Następnie błyskawicznie zrzucił z siebie spodnie i bieliznę, które przecież dalej miał na wysokości kolan, w końcu one zapewne bardzo utrudniłyby mu chodzenie. Wziął ją na ręce i postanowił zgodzić się na przeniesienie, a co mu tam, skoro jej tu niewygodnie. Miał szczerą chęć by po prostu iść. Złamał się dopiero tuż przed wyjściem z kuchni - to było tak daleko, przerwa już była zdecydowanie zbyt długo. Zmienił chwyt i obrócił Tori do góry nogami, trzymając ją mocno tak, że jej głowa znalazła się na wysokości jego członka, który dalej był twardy i naprężony, aktualnie celując w twarz dziewczyny. W końcu skoro chciała by się przenieśli, to przeniosą się, jednakże potrzebował racjonalnych przystanków - zbyt długie przerwy, mogłyby doprowadzić wręcz do frustracji seksualnej, prawda? Z radością włożył głowę pomiędzy jej nogi i zatopił usta w jej soczkach, smakując je - może to dziwne, ale naprawdę lubił smak jej krocza. Zaczął od kilku pocałunków, po wielu różnych stronach jej kobiecości, by następnie wysunąć język. Tym razem jednak nie był ani powolny, ani subtelny - nie był w stanie. Dokładnie wylizywał jej płatki, łechtaczkę, co jakiś czas wsuwając w nią język, jednakże robił to szybko, namiętnie, wręcz można by rzec że "agresywnie" - zupełnie jakby nie mógł znieść kolejnej chwili, w której nie będzie jej lizał, używając tak ust równie często co samego języka, by czasem wsunąć jej łechtaczkę pomiędzy wargi i zassać czy też po prostu złożyć pocałunek. Łapczywie - tego słowa tutaj brakowało. Pieścił ją oralnie w bardzo łapczywy sposób, w końcu skoro już robili przerwę w penetracji, to powinni robić to dobrze.
Fakt iż zgodził się na przeniesienie bez słowa trochę ją zaniepokoił. Spodziewała się, że raczej nie będzie chciał jej opuścić. Że będzie mu zależało na tym, by siedzieć w niej przez cały czas. Nawet przez chwilę przemknął jej przez głowę pomysł, że jego uległość mogłaby w tej chwili wynikać z czegoś więcej, niż oddania i sympatii do niej. Szybko jednak wyrzuciła tą myśl z głowy. Gdyby dłużej a niej się skupiała mogłaby wszystko popsuć, a zamierzała wykorzystać ten czas z nim jak najbardziej efektywnie. Z każdą chwilą coraz bardziej zależało jej na tym, by Gillesowi było dobrze. Pragnęła słyszeć jego ciężki oddech. Kto wie, może udało by się nawet spowodować u niego jakiś jęk? To zdecydowanie sprawiło by jej ogrom satysfakcji. Jednak nie dało się tego zrobić na blacie w kuchni. Tu praktycznie nie mogła się nim zająć, choć to jak w nią wchodził dawało jej nieziemską przyjemność. Poza tym mogła na niego patrzeć, a fakt iż był na prawdę przystojny tylko dodatkowo ją podniecał sprawiając, że im dłużej w nią wchodził, tym była bardziej mokra. Nawet gdy ją podniósł na blacie zostało po niej trochę śluzu. Czekała, aż ślizgon zadecyduje, gdzie teraz ma ochotę ją wziąć. Spodziewała się iż bardzo szybko przejdzie do kolejnego miejsca, byle by tylko móc znowu ją pieprzyć. Marzyła o tym. Czekała, by znów mieć go w sobie. Swojego wielkiego, twardego braciszka. Ten jednak ewidentnie miał inne plany i moment w którym postanowił ją nagle odwrócić był dla niej ogromnym zaskoczeniem. Kompletnie się tego nie spodziewała, że w krótką chwilę jej dłonie będą się zaciskać na jego biodrach, a on postanowi zakosztować jej strategicznego miejsca. Po raz kolejny udowodnił jej, jak świetny był w sprawianiu przyjemności. Szczególnie, że na stymulację tego miejsca była bardzo wrażliwa i nigdy nie potrzebowała wiele, by dojść. Jednak w tym wszystkim nie chodziło tylko o nią. Jak mogłaby przeoczyć to, co dumnie prężyło się przed jej twarzą? Nie dało się. I dlatego bez nawet chwili zastanowienia wzięła go do ust. Pozycja, w której była pozwalała jej na to, by brała go do siebie aż po samo gardło. Na pewno to czuł, gdy jego czubek stykał się z tylną ścianką. Poza tym nie przestawała go lekko ssać licząc, że może tym razem będzie na tyle dobra, że poczuje rozlewające się po gardle nasienie chłopaka, zanim się przeniosą. I będzie miała okazję do tego, by pobudzać go tak długo, aż znowu będzie mógł z całym impetem w nią wejść.
To w jaki sposób jego siostrzyczka zajmowała się jego członkiem, to jak głęboko tkwił w jej gardle, to jak bardzo się do tego przykładała - to było wręcz wyuzdane, bardzo sprośne i notabene cholernie go podniecało, doprowadzając do tego że czuł dziwne mrowienie. Przyjemne mrowienie, które tylko dopełniało radość płynącą z jej ust obejmującą jego przyrodzenie. Czuł że długo tak nie wytrzyma, była w tym definitywnie zbyt dobra, dając mu zbyt dużo satysfakcji z dokonywanych czynów. Dodatkowo po wcześniejszym intensywnym stosunku dalej był strasznie nabuzowany, więc po dłuższej chwili poczuł dreszcze obejmujące jego jądra. Efektem było ciepłe nasienie, które z dość głośnym westchnięciem uwolnił do jej gardła. Gilles zawsze miał dość obfite wytryski, więc było tego naprawdę sporo - wystarczająco dużo, by w połowie szybko odsunąć się i resztę ulokować na twarzy swojej kochanej siostrzyczki, pokrywając jej policzki i usta. Zmienił chwyt, by teraz trzymać ją po prostu na rękach i spojrzał na nią. Szczerze mówiąc, zawsze lubił widok dziewczęcia pokrytego jego spermą, więc ten widok sprawiał że jego naganiacz uparcie nie chciał się uspokoić i ułożyć się grzecznie. To był najbardziej wymierny dowód na to, że jej ciało i cała jej osoba, doprowadzała go do wręcz chorego podniecenia, bowiem nawet po orgazmie jego krew nie zamierzała powrócić do mózgu i opuścić jego krocza. Cóż, najwyraźniej czy chciał czy nie, był już gotowy na drugą rundę. Bez słowa zaniósł ją do innego pomieszczenia, a jego wybór (chociaż nie do końca świadomy, bo nie orientował się w rozkładzie mieszkania) na salon - było niedaleko, więc nie musiał zbyt długo czekać. Tylko jedna rzecz sprawiała że ten wybór był nieodpowiedni - biedny Rogogon będzie musiał na to wszystko patrzyć. Trudno się mówi. Nagle rzucił ją na kanapę, tak by wylądowała na brzuchu. Na subtelność i delikatność będzie czas później, aktualnie czuł się jakby zażył jakieś środki wspomagające erekcje - cóż, czy urok wili mógł działać jak viagra? Nie wiadomo, jednakże w tym wypadku na pewno pomagał, bowiem w głowie dalej miał zakodowane słowa "rżnij mnie". Rozsunął jej nogi i przywarł do niej, będąc lekko niżej niż ona, jednakże z racji na różnicę wzrostu, ta pozycja była możliwa i niezbyt trudna. Złapał ją za ręce i "założył jej je" za plecy, po czym oparł o nie swoją klatkę piersiową. Siostrzyczka więźniem namiętności, całkiem niezły pomysł. Pomógł sobie ręką, by nakierować swoje członka i po raz kolejny tego dnia zaczął ją brać w szaleńczym tempie - aż sam był zaskoczony, że jego kondycja na to pozwala. Napierał na nią mocno całym ciałem, a szybkie i agresywne ruchy bioder sprawiały, że mimo że ledwo skończyli to już znajdował się tak głęboko jak tylko pozwalała na to ta pozycja. Tori cały czas mogła słyszeć jego ciężki oddech, bowiem jego usta były tuż obok jej ucha.
Dostała to, co chciała. To o co się tak mocno starała, gdy pieściła jego członka z wielkim zaangażowaniem. Oznakę jego najwyższej przyjemności. Dzięki temu sama czuła się spełniona i nie potrzebowała by już nic więcej gdyby nie fakt, że Gilles był w tym wszystkim tak dobry, że naturalną rzeczą było pragnięcie tego, by wszystko działo się dalej, głębiej, szybciej, mocniej. W tej chwili jednak myślała przede wszystkim o jego spermie, której połknięcie było w tej pozycji trochę problematyczne, jednak udało się już, gdy się z niej wysunął. Nie spodziewała się jednak, że to nie wszystko. Że ten będzie zamierzał pozostawić swoje ciepłe nasienie również na jej twarzy. W pierwszym momencie poczuła się jak dziwka - coś takiego właśnie tak się kojarzyło. Zaraz potem jednak stwierdziła jedno. Chętnie zostanie prywatną dziwką swojego braciszka. Taką z którą będzie mógł robić wszystko, co tylko zapragnie. Która będzie mu w zupełności wystarczać. Słowo "braciszka" nadal kompletnie tutaj nie pasowało, ale jej mózg i myśli już na to nie reagowały. Gdy wziął ją normalnie na ręce stwierdziła, że tak jest zdecydowanie wygodniej. Szczególnie, że dzięki temu iż był silny miała spokojnie jedną rękę wolną. Drugą dla bezpieczeństwa trzymała się jego siły. Jednak po co ta pierwsza łapka? Ona zbliżyła się do policzka. Wpatrywała się w Gillesa by mieć pewność, że ten na nią patrzy. Patrzy na to, jak palcem ściera ze swojej skóry odrobinę spermy, a potem bierze go do ust i z zlizuje jakby to była najpyszniejsza rzecz na świecie. Rzeczywistość była inna. Nie przepadała za tym smakiem i zapachem, pewnie większość kobiet tak ma. Jednak faceci nie muszą o tym wiedzieć. Najważniejsze było by po prostu robić to, co ich rajcuje. Gdy ruszył w dalszą drogę skorzystała z momentu by resztę płynu z jej twarzy również zetrzeć ręką (przynajmniej tyle, ile mogła) i strzepnąć gdzieś na ziemię. Przez to iż przez chwilę się tym zajęła kompletnie nie zauważyła, że Gilles najwyraźniej chce kontynuować zabawę. Że jest w stanie to robić tak szybko po dojściu... Dlatego zamrugała zdziwiona, gdy tak po prostu upuścił ją na kanapę, a następnie zrobił wszystko, żeby nie zdążyła z niej wstać. Żeby nawet nie próbowała. Unieruchomił ją poprzez zabranie rąk. Mogła jedynie odwrócić twarz bokiem i kątem oka na niego patrzeć. Jednak nie wiele jej to dało, bo przede wszystkim czuła, jak ten majstruje coś między ich nogami. Nie trudno się było domyślić. Pełna zaskoczenia, że ona na prawdę będzie dalej ją pieprzył przyjęła go z wielką radością i głośnym jękiem. Wejścia zawsze były dla niej lekko bolesne, gdy on to robił. Jednak to zawsze było niesamowicie przyjemne. Sprawiało, że nakręcała się już od samego wejścia. Niestety w tej pozycji jedyne co mogła, to poddać mu się w pełni. Słuchać jego niesamowicie podniecającego oddechu. Jeśli wcześniej była mokra, to z każdą chwilą stawała się jeszcze bardziej. Poza tym czuła, że tym razem skurcze nadchodzą bardzo szybko. Już po jakiejś minucie czy dwóch jej ciało drżało, a ona była pewna, że nie wiele jej już brakuje do tego, by dojść. Nie mogla przestać jęczeć. Jedynymi przerwami było wypowiedzenie jego imienia chcąc podkreślić z kim to robi i jak świetny jest w tym ślizgon. Ostatecznie jednak na prawdę nie trzeba było jej wiele, by szczelnie zacisnąć na nim ścianki pochwy i powitać najmocniejszy skurcz zwiastujący o orgazmie. Aż na chwilę straciła oddech, by po chwili wznowić go w płytki sposób. A co jeszcze zabawniejsze, z napływu przyjemności aż jej się oczy zaszkliły. Nie było to jednak łzy smutku, tylko na prawdę wielkiego zachwytu. - Boże... Gilles... Uwielbiam Cię... - Wyszeptała między kolejnymi szybkimi oddechami - Chciałabym nie robić nic więcej, tylko ciągle się z tobą pieprzyć - Dodała już trochę sprawniej, aczkolwiek nie była pewna, czy teraz tak po prostu rozejdą się każdy w swoją stronę. Coś jej podpowiadało, że nie.