Znajdująca się w Hogsmeade cukiernia przyciąga już z daleka osoby, które pragną spróbować różnych słodkości, siadając przy tym w ciepłym miejscu. Można tu skosztować przeróżnych lodów, ciastek, czy napić się pysznej gorącej czekolady. Do tego wnętrze utrzymane jest w bardzo cukierkowych barwach, co sprawia, że po przekroczeniu progu owego budynku, można się poczuć jak z zupełnie innej krainie. Do tego wszystkiego roznoszący się w powietrzu zapach wanilii i cynamonu... Każdy kto raz tu wejdzie, miewa problemy z szybkim opuszczeniem tego przytulnego miejsca.
No dokładnie, nawet, jak już wcześniej się będą taplać w pieniądzach, to złodziejstwo jest miłą odskocznią, eheheh. A im bardziej coś jest nielegalne, tym bardziej kusi, nie da się zaprzeczyć. Może dlatego Janek przystał na szalony pomysł z obrabowywaniem cukierni? Nie, wcale nie miały znaczenia te wszystkie wchłonięte do organizmu procenty, NO SKĄDŻE ZNOWU. Po prostu wiecie, Gavrilidis hardkorowiec, lubi czasem żyć na krawędzi... więc kradnie lody. To całkiem zwyczajne wytłumaczenie, nie ma w tym nic dziwnego. Oczywista oczywistość. Tym samym zapewne kierowała się raverinowa parka - oczywistą oczywistością płynącą z adrenaliny podczas kradzieży. - ... zatruł się zbukami! - dokończył superancką zwrotkę Ceda, wciąż drąc japę. Ech, biedni mieszkańcy Hogsmeade! I jeszcze biedniejsza właścicielka przybytku, do którego próbowali się dostać niezbyt teraz ogarniający krukoni. Ale... tak przyjemnie szumiało w uszach i ogółem zrobiło się tak lekko i bezproblemowo, że czemu by nie? Choć niewątpliwie brakowało tu sióstr Saunders, eheheh. Nie da się ukryć, że to był jego PIERWSZY RAZ, w sensie włamania i buchnięcia czegoś, co należy do kogoś innego. Dlatego pomimo, iż był pijany, odczuwał wyraźne dreszczyki emocji związanych z popełnianiem przestępstwa. I niech mi ktoś przypomni, czy któryś z nich nie był przypadkiem prefektem czy coś...? Tak jakoś obiło mi się o uszy! Tak więc rozbił tę przeklętą szybę, a potem wysłuchał jakże bełkotliwych instrukcji swego zioma, by ostatecznie wzruszyć ramionami i nieporadnie wgramolić się wraz z nim do środka. Aż dziw, że się nie pokaleczyli, no ale głupi to zawsze ma szczęście. W każdym razie potem podeszli sobie jak gdyby nigdy nic do lady, by zacząć przeszukiwać tamtejsze półki i tak! Znaleźli jakieś lody. Nie wiem, czy były o smaku białej czekolady, ale musieli się szybko zwijać, bo ktoś mógłby ich przyłapać czy coś tam. Więc wzięli swoje pakunki, a potem zwinęli się z powrotem na zewnątrz. Rechocząc głupkowato i próbując się dostać do ich kamienicy w Londynie. A tam doczołgali się do mieszkania Bennetta, gdzie też pałaszowali smakołyki, robili sobie kolejne porcje Niepijanych Zdjęć, a potem zasnęli, ubrudzeni wszystkim, czym się dało, gdzie się dało i jak się dało. Zapewne jutro będą mieć kaca mordercę.
Wakacje dobiegły końca i trzeba było wracać do szkoły, ale Blaise, o dziwo, wcale nie rozpaczał z tego powodu. Gdy wszyscy marudzili i narzekali, że będą musieli wyjechać z pięknej Japonii on miał to zwyczajnie gdzieś. Nie podziwiał bowiem okolicy, a Samuela. Prawie codziennie gdzieś razem wychodzili, a to do pobliskiego baru, a to do gorących źródeł i Blaise zakochiwał się w nim coraz bardziej i bardziej, o ile było to jeszcze w ogóle możliwe. Nie wierzył w swoje szczęście; Samuel z nim w pokoju! Pierwsze kilka nocy nie mógł spać, przewracając się z boku na bok, bo świadomość, że znajduje się tak blisko niego sprawiała, że chciał skakać z radości. Skakać, tańczyć, krzyczeć. Miał tyle okazji, by powiedzieć mu o swoich uczuciach, ale wciąż tego nie zrobił. Samuel też nie wydawał się do tego skory, co troszkę dobijało naszego Puchona, bo obawiał się, że drugi chłopak po prostu nie czuje tego samego. A odrzucenie ze strony Samuela na pewno złamałoby mu serce! Dlatego nie zrobił żadnego kroku w jego stronę podczas wakacji, bo wtedy oboje mieliby popsute humory. Ale teraz, gdy byli już w szkole, Blaise jakby nabrał odwagi. Bo w szkole, jeśli Sammy go odrzuci, będzie mógł go unikać. Będzie mógł udawać, że nic się nie stało. Tak, był tchórzem. Zaprosił go więc do cukierni, która wydała mu się najodpowiedniejszym miejscem. Zwłaszcza do TAKIEJ rozmowy. Jak nie wyjdzie to mogą zatopić smutki w lodach albo cieście! Przyszedł nieco przed czasem i zajął miejsce gdzieś w rogu sali (zawsze zajmuje się miejsce w rogu!) i zdjął z głowy czapkę, zaczynając bawić się nią na stole w oczekiwaniu na Samuela. Był strasznie zestresowany. Czapka spadła mu z trzy razy i zauważył, że nerwowo przebiera nogami. -No, pospiesz się- mruknął pod nosem, tupiąc nóżkami.
Samuel nie do końca wiedział co myśleć o tych wakacjach. Prawie zjadła go pirania, zatruł się sushi, nadepnął na kolczatkę i zrobił jeszcze mnóstwo dziwnych rzeczy. A jeszcze parę innych dziwactw mu się przytrafiło. Gdyby był sam na tych wakacjach, pewnie narzekałby strasznie, a na Japończykach wieszał psy. Ale ktoś chciał żeby spędził je z Blasiem. I bez względu na to jak bardzo chłopak by się zapierał- były to najlepsze wakacje w jego życiu. Nawet biorą pod uwagę fakt tych wszystkich dziwnych przeżyć. Było super. Samuel do tej pory oglądał zdjęcia, z uśmiechem na ustach tak szerokim i szczerym jak w czasie gwiazdki. Ogólnie ta ich znajomość była jakaś taka bardzo dziwaczna. A szczególnie dla Samuela. Znali się listownie, i to można rzecz dość dobrze. Samek traktował go jak najlepszego przyjaciela, jeszcze przed wyjazdem do Japonii, a teraz... Teraz sam nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Nie sądził że tak szybko można się zakochać. Zakochać? Tak to chyba właściwe słowo. Nie wiedział co ma z sobą zrobić. Chciał spędzać z Blaisiem jak najwięcej czasu, najlepiej 24/7. Ale z drugiej strony bał się że Coppy traktuje go jak brata. Nie chciał żeby przez jego zauroczenie, a może miłość? W każdym bądź razie nie chciał żeby coś się zniszczyło między nimi przez to uczucie, o! No ale wakacje się skończyły, trzeba wracać do szarej rzeczywistości. Nie ma co ukrywać, Samuel bał się że był Blasiemu potrzebny tylko na wakacje, a jak wrócą do Hogwartu, zapomni o nim. Tak się jednak nie stało. Ledwo zdążył wejść do swojego mieszkania, gdy przez okno wleciała sowa! Myślał że to z rozpiską książęk, na nadchodzący rok szkolny. Czekała go jednak miła niespodzianka. To jego ukochany przyjaciel zaprosił go do cukierni. Na ustach Loewa od razu wykwitł uśmiech. Ubrał się szybko w jakieś czyste ubranie, i pognał jak na skrzydłach do cukierni. Co prawda nie wolno mu było jeść słodyczy, ale herbatkę zawsze może wypić. Wszedł do pomieszczenia, i rozejrzał się. Nie trudno było go zauważyć. Siedział w kącie, i nerwowo przebierał nogami. Na mordkę naszego Gryfona wszedł uśmiech, którego trudno było się pozbyć. Podszedł do stolika i usiadł na przeciwko Puchona: -Cześć Blaise, nie masz mnie jeszcze dość- uśmiechnął się jeszcze szerzej. Tak na marginesie, puchon był szalenie przystojny...
Obaj byli więc kompletnymi kretynami, jeśli o to chodzi. Jeden bał się drugiemu powiedzieć o swoich uczuciach w obawie, ze drugi go odrzuci, podczas, gdy ten drugi bał się zrobić jakikolwiek krok, bo też się bał, że ten pierwszy... I tak dalej. Sami rozumiecie. A pomyśleć, że wszystko zaczęło się od głupiego listu, który sowa Blaise'a dostarczyła nie tam, gdzie powinna. A może właśnie dokładnie tam? Och, jak romantycznie! No, ale, zaczęło się od zwykłego listu i na początku naszemu Puchonowi było strasznie głupio. Myślał, że Samuel go za to zabije albo coś... Tak się jednak nie stało i chłopcy zaczęli pisać do siebie coraz częściej i od tamtej pory blaise'owa sowa już ani razu się nie pomyliła. Dziwna sowa. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, zwłaszcza, że przez ten cały czas ani razu się nie spotkali. Ale z czasem Coppy zaczął czuć dziwne "coś" w żołądku; ekscytację i zdenerwowanie, gdy przychodził kolejny list od chłopaka, a także jakąś melancholię, gdy nie dostawał odpowiedzi. Nie tak szybko jednak zorientował się, że to miłość. Na początku w ogóle nie dopuszczał do siebie tej myśli, no bo jak to? Zakochać się w facecie, którego nawet się na oczy nie widziało? To przecież niemożliwe. Ale już pierwszego dnia wakacji, gdy uścisnął mu dłoń wiedział. Chyba. Tak przynajmniej myślał o tym teraz. -Czeeeeeść- uśmiechnął się szeroko, natychmiast przestając bawić się czapką i tupać nogami. Całą swoją uwagę skupił na Gryfonie. -No coś ty. Ciebie? Nigdy- wyszczerzył zęby w uśmiechu, sięgając po menu i przeglądając je pobieżnie. -Może weźmiemy jakieś ciasto na spółę? Albo pucharek z lodami?- zagadnął, dobrze wiedząc, że Samuel nie może sobie pozwolić na cały kawałek (co było jakąś głupotą, według Blaise'a), ale może skusi się chociaż na połowę! -Dzisiaj ja stawiam, więc nie możesz mi odmówić- dodał, w tym samym momencie, gdy do ich stolika podeszła kelnerka, chcąc przyjąć zamówienie. Puchon, bez czekania na decyzję Samuela poprosił o dwie herbaty i kawałek ciasta czekoladowego z wiśniami, uśmiechając się do dziewczyny. Ejejej! Gdzie ona patrzy? Nie wolno gapić się na Sammy'ego! Nie TAKIM wzrokiem. Blaise od razu spoważniał, rzucając jej spojrzenie typu "A sio" i znów uśmiechnął się do towarzysza. -Chyba jej się spodobałeś.
To u ludzi chyba normalne że boją się miłości. Może nie tyle co miłości, co odrzucenia. Fakt faktem, że ich historia już prawie miłosna miała dziwny początek. Samuel nie myślał nawet na początku że mógłby się od tak zakochać w kimś z kim dzielił tylko literki na pergaminie. I to dość koślawe, bo żaden z nich talentu nie miał. No ale Japonia wszystko zmieniła. Co prawda chłopak do tej pory nigdy z nikim się nie wiązał, i to z konkretnych powodów. Chodziło o balet który pożerał właściwie cały jego wolny czas. I tu właśnie pojawia się kolejne ale co do wyznawania uczuć przez Samka. Nie był pewien czy Blaisie tak czysto hipotetycznie jakby mieli być razem, czy by potrafił to zrozumieć... -Przecież wiesz że ja nie zjem! Już za dużo zjadłem na wakacjach, znów muszę schudnąć! Blaisie...- westchnął, gdy przyjaciel złożył zamówienie. Nie potrafił mu się oprzeć, nie potrafił się na niego gniewać. Mógł tylko na niego patrzeć. Gdyby Puchon go poprosił ten poszedłby z nim na koniec świata, zajadając się ciastem czekoladowym. Tak, fani, to moment na rzyganie tęczą. No. Z tego całego zachwycania się wyrwał go głos "Chyba jej się spodobałeś". Aż lekko podskoczył. On? Spodobał? Komu? Jak? Gdzie? Zauważył kelnerkę. AAAAAAAAA, że niby o nią chodzi? Szczerze w to wątpił. Skąd ta myśl u jego towarzysza?: -Czy ja wiem? Nawet jeżeli, to nie jest jakoś szczególnie ładna. Mądra też nie koniecznie, i zabawna tym bardziej nie. Odpada. Nawet za całe złoto Gringotta. A, a za to ciasto- będziesz musiał się zrywać o 5 i ze mną biegać!- zarobił groźną minę, lecz po chwili ponownie się szczerze uśmiechnął.
Blaise do tej pory był jedynie w dwóch związkach i wciąż był prawiczkiem, choć wiele osób zapewne myślało inaczej. No ale wiecie! On był taki nieśmiały i wstydliwy. I naprawdę potrzebował czasu, by się zakochać, by oddać się komuś w pełni. Dosłownie i w przenośni. To nie było takie proste! Chłopak, z którym kiedyś był okazał się strasznym zazdrośnikiem i naciskał na seks, jakoby miałby to być dowód miłości. Blaise się nie zgodził i chyba każdy już wie, jak to się skończyło. Za to jego dziewczyna (tak, tak, dziewczyna!) była wręcz nietykalna. Pobożna i urocza, co na początku strasznie podobało się naszemu Puchonowi. Ale, gdy nie pozwoliła mu się złapać za rękę publicznie raz i drugi, zaczął podejrzewać, że coś tu nie gra. O całowaniu nie było mowy! Blaise w końcu miał dość, no bo rety, ileż można? No i się rozstali. I od tamtej pory nie miał nikogo. W nikim nawet nie był zakochany. A już z pewnością nie tak, jak w Samuelu. To było takie... dziwne. Ktoś mógłby im zarzucić, że w ogóle się nie znają. Bo Blaise nie wiedział, jaki kolor jest ulubionym Gryfona, nie wiedział, jakie przedstawienie lubi najbardziej i co je na deser, skoro nie może jeść ciastek. Nie wiedział, ile w tygodniu ćwiczył, nie wiedział, która drużyna Q była jego ulubioną i jakie książki czytał. Czy lubił deszcz, czy wolał się opalać. Czy tak jak on nie miał ręki do roślin i potrafił zabić nawet kaktusa. Jaki rozmiar buta miał i czy jego włosy były naturalnie tak czarne, jak smoła. I nie miał pojęcia o wielu innych sprawach, ale chciał, naprawdę chciał się dowiedzieć! Chciał wiedzieć wszystko. Chciał wiedzieć, co sprawia, że jego serce szybciej bije i co go martwi, chciał wiedzieć i czuć, że kocha go tak bardzo, jak on jego. -Ty?! Schudnąć?! Głupi jesteś. Nic z ciebie nie zostanie, jak schudniesz. I co wtedy? Nie zostawiaj mnie tutaj- jęknął teatralnie, udając zrozpaczonego myślą, że Sammy mógłby naprawdę zniknąć z powierzchni ziemi, jak tylko nie zje tego ciastka. -Poza tym, mówiłem ci, że nie słucham wymówek i masz żreć- wyszczerzył zęby w uśmiechu. -Ej, była śliczna...- powiedział cicho, oglądając się za kelnerka. Skoro ona nie podobała się Samuelowi to on nie miał u niego najmniejszych szans! -Wiesz- roześmiał się wesoło. -Nie wiesz, czy nie jest mądra ani zabawna. Nawet jej nie znasz. Ale skoro ci się nie podoba.... to jaki jest twój typ, co? I czemu nic o tym jeszcze nie wiem?- zapytał, niby to poważnie, choć na ustach wciąż igrał mu ten łobuzerski uśmieszek.
Samuel nie był zbyt wylewny. Mógł godzinami rozmawiać o tym jak fajny jest balet, o tym co ostatnio czytał, o tym kiedy są najlepsze przedstawienia, albo o tym gdzie w Londynie można zjeść najsmaczniejsze lody. Ale nie mówił o sobie. Uciekał zawsze od rozmów na swój temat. Było naprawdę niewielu ludzi, z którymi dzielił się sobą. Było parę powodów. Po pierwsze, zawsze bał się że ludzie robią sobie z niego jaja, a on im podsuwa tylko tematy do żartów. A po drugie, trenował na przyszłość. Bo jak już będzie sławny i bogaty, nie chciał żeby jakiś głupi paparazzi (czy jak to się pisze) wchodził mu z buciorami w życie. No. Wywrócił tylko oczami, gdy Blaisie zaczął się użalać nad tym że Loewe chce schudnąć. Na wakacjach na zbyt dużo sobie pozwolił. Przyszło mu za dużo centymetrów. Fakt, jak tak myślał, brzmiał strasznie zniewieściale, ale wiedział za co płaci tak wysoką cenę. Jego trenerka, była bardzo wymagająca, i nie chciał wylecieć z grupy. Tak czy siak patrzyła na niego spod łba bo opuszczał parę występów w ciągu roku szkolnego. Więc gdyby zobaczyła go w takim stanie, wyleciałby z sali, na zbity pysk. Nie oczekiwał od nikogo zrozumienia. Bo żeby to zrozumieć trzeba by to kochać. Czy dziewczyna była śliczna? Może faktycznie była? Samuel w sumie się jej nawet nie przyjrzał dokładnie. Nie znał się na gierkach miłosnych, a nie ma co ukrywać że zależało mu na puchonie, i nie chciał żeby ten pomyślał że on Samuel woli jakąś blond kelnerkę. Tłumaczenie się też nie miało sensu, bo tylko by się pogrążył. Moment, moment, moment... Czy Blaisie właśnie spytał go o jego ideał?! Matko kochana, co on miał mu odpowiedzieć? Że jego obecnym ideałem jest chłopak cały w tatuażach z boskimi zielonymi oczami?! Litości... Przez te jego głębokie przemyślenia Coppy musiał poczekać na odpowiedź parę minut. A może sekund. Nasz "odważny" gryfon w końcu zebrał się w sobie i odpowiedział: -Hmmm... ideał? W sumie to nie mam czegoś takiego. Żeby mówić o ideale, ta osoba- oh, jak mądrze powiedziane- musi mieć w sobie to coś, to coś przez co drgnie mi serce. Musi mnie rozumieć i akceptować. Wygląd nie jest najważniejszy. Poczucie humoru, dystans do świata. To jest ważne. Wtedy wygląd tej osoby też będzie odpowiedni- proszę państwa, trzeba go pochwalić. Powiedział to wszystko patrząc się Blaisiemu prosto w oczy. Mamusiu...
Blaise także był raczej skryty. Mało mówił o sobie, bo... bo tak i już. Nie był bardzo towarzyski, raczej stronił od ludzi, ale przecież miał Samuela, więc who cares? No i był jeszcze Lamar, jego ślizgoński przyjaciel. Nie potrzebował więc nikogo innego. Był jednym z tych, co to stawiali na jakość, a nie na ilość. Bo co mu po gronie przyjaciół, jeśli żaden z nich nie rzuciły się za nim w ogień ani nie poszedł na drugi koniec świata? Co mu po przyjacielu, który zawsze znajdzie wymówkę, by się z nim nie spotkać? Dlatego tak niewielu osobom pozwalał się poznać, tak niewielu do siebie dopuszczał. Puchon nie rozumiał tego całego zwariowania na punkcie zgrabnej, szczupłej sylwetki. Zwłaszcza u dziewczyn, które mimo iż ważyły niewiele więcej niż piórko to wciąż uparcie twierdziły, że są grube i wszystkiego sobie odmawiały. Jadły tylko, bo musiały. A przecież jedzenie to sama przyjemność! Jedzenie pobudza zmysły! To najlepszy afrodyzjak na świecie. Blaise nie miał zamiaru niczego sobie odmawiać, nawet jeśli miałby przytyć przez to kilogram, czy dwa. Ale on miał to do siebie, że bardzo szybko spalał kalorię, chyba nawet leżąc na kanapie. Miał po prostu dobrą przemianę materii. Farciarz. Ale w wolnych chwilach starał się też ćwiczyć! Mięśnie same mu jednak nie urosły. -To było... głębokie- uśmiechnął się zaczepnie, próbując nie czerwienić się przy tym, jak szalony. Rety, rety, a jak Samuel jednak go lubi? No wiecie, w TEN sposób. Tak lubi lubi. Nie no, to chyba niemożliwe. Blaise nie może mieć tyle szczęścia. -Jesteś wyjątkowy- wypalił, nim zdołał ugryźć się w język. -No bo wiesz! W dzisiejszych czasach dla większości ważny jest tylko wygląd albo randa, czy coś. A ty... ty taki nie jesteś. Nie jesteś płytki. Dlatego właśnie tak bardzo cię lubię. Ja... -był już naprawdę bliski wyznania Sammy'emu miłości, gdy nagle zjawiły się przed nimi filiżanki i talerze i cały romantyczny nastrój prysł, wraz z odwagą Puchona. -Zjesz trochę, co nie?- zapytał, biorąc widelczyk i wbijając go w ciasto. Pierwszy kawałek wsunął sobie do ust, a kolejny, na widelcu, wyciągnął w stronę Gryfona i zaczął mu nim machać przed buzią, coś w stylu "leci samolocik". -Musisz zjeść! W imię naszej przyjaźni- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
No tak, ale Blaisie nie tańczył w balecie. I nie słyszał przez całe życie, że ma się ebić w ciasne portki rozmiaru S i stać na palcach nie wiadomo jak długo. W sumie to nie do końca wiem co on widział w tym całym balecie. Obciskało mu jaja, bolały go palce i nigdy nie był w KFC. Liczył kalorie, jak jakaś baba. No i chodził w leginsach. Nie raz słyszał że jest pedałem. Może dlatego zamykał się na całe dnie w lustrzanej sali? Ale to teraz nie temat na rozmowy. O tym kiedy indziej. Patrzył się na niego, kurcze patrzył cały czas. Nie odrywał swoich brązowych oczu. O rany. Co on robił. przecież Blaisie się połapie. To na razie miało być platoniczne uczucie. Miał się nie dowiedzieć. Sam Samuel nie wiedział co ma z tym zrobić. O rany, rany. W sumie to go nie słuchał. Tylko się na niego gapił jak głupi. Gdzieś tam mu w umyśle zostało, ze jest wyjątkowy. Bardziej jego podświadomość to zarejestrowała. Dopiero filiżanki go ocknęły, i widelec przed nosem.: -Proszę Cię! Robiłeś mi tak całe wakacje! Dobrze wiesz jak mi zagrać na uczuciach... No dobra, już dobra. Zjem. Ale będę cię budził na bieganie ze mną!- uśmiechnął się i złapał ustami widelec jedząc ciasto. Było pyszne
Zapewne masz rację. Co nie zmieniało faktu, że Blaise nie rozumiał tej całej pogoni za pięknem i szczupłym wyglądem. Każdy był, jaki był i dlatego świat był taki fajny, bo różnorodny. Nudno by było, gdyby po ziemi chodzili tylko chudzi i piękni, o bladej cerze i olśniewającym, prostym uśmiechu. Puchon uważał, że mała szpara między zębami jest całkiem urocza, a kilko kilo w tą, czy w tamtą nie robi wielkiej różnicy, o ile osobowość się nie zmienia. Ale cóż, Samuel wybrał sobie właśnie takie hobby, to był jego konik i Blaise całkowicie to rozumiał. To było częścią jego samego; balet. Bez tego Samuel, którego znał, już nie byłby taki tam. Tak jest zawsze! No po prostu zawsze. Gdy dwie osoby są w sobie tak bardzo zakochane to nie ma szans, by sobie to nawzajem wyjawiły. Miłość jest głupia. Zwłaszcza, gdy ma się naście lat. Bo Blaise nigdy by nie wpadł na to, że Samuel może się w nim podkochiwać i dlatego teraz TAK na niego patrzy. I że chodzi z nim prawie wszędzie, śmieje się z jego żartów i uśmiecha się do niego tak, tak wspaniale, jak chyba nikt na świecie, bo jest w nim zakochany. On musi mieć wszystko czarno na białym. -Jak dla mnie, nie ma problemu. Mogę wstać z samego rana- wyszczerzył zęby w uśmiechu, z zadowoleniem przyglądając się, jak Samuel pochłania ciasto. To był tylko niewielki kawałek, ale zawsze coś! Dobry początek. -Zresztą,czy w Japonii nie było fajnie? Moglibyśmy pojechać tam jeszcze raz! Albo w Alpy. I do Rzymu. I jeszcze do Wenecji, koniecznie musimy zobaczyć Wenecję. I Pragę. No i Berlin. Wszędzie pojedziemy! Obiecuję- wyciągnął do niego mały palec i uśmiechnął się lekko. Mógłby zabrać Samuela wszędzie, gdzie ten by tylko sobie wymarzył, bo tak go kosiał! Poważnie. Mogliby żyć jedynie miłością i powietrzem. -Poza tym, obiecaj mi, że kiedyś zaprosisz mnie na swój koncert. I na występ baletowy. Obiecaj.
Q weszła do środka i zajęła stolik w kacie. Spojrzała na Maxa, który usiadł naprzeciwko niej. Zawołała barmana i zamówiła ognista butelkę. - Co ty na to aby się nachlać tego dziadostwa ile tylko się da ?-zapytała unosząc brew. Nie wiedziała czy tym da się upić ale jeśli okaże się że się nie da to najwyżej przeniosą się gdzie indziej. Quinn miała dzisiaj wielką ochotę się upić i nie myśleć co robi tylko robić wszystko tak spontanicznie. Barmana przyniósł butelkę i dwa kieliszki. Q nalazła sobie i od raz wypiła.
Oczywiście Max nie miał nic przeciwko, że wybrała akurat takie miejsce, przecież co do miejsca to nie miało żadnego znaczenia, bo zawsze miał jakoś na wszystko nijakie nastawienie. O tak, ognista to bylo coś czego ostatnio mu bardzo brakowało. Nie miał nawet z kim się tego napić, bo jego towarzysze od ognistej gdzieś sobie poszli i nie miał za bardzo z kim. - No nie wiem, bardzo interesująca myśl. - powiedział uśmiechając się do niej. Od razu się tak upić ? Z Quinn wszystko było możliwe, dziewczyna była zawsze spontaniczna i to się mu najbardziej podobało.
Q zaczęła bawić się bransoletka na swojej ręce. Spojrzała na chłopak-A czemu nie?- zapytała.- Nikt nam raczej nie zabroni więc droga wolna... do zabawy- uśmiechnęła się wskazując na butelkę ognistej. Przeczesała ręką włosy . - Wiesz, moje życie stała się ostatnio jakieś takie nudne- powiedziała napełniając kolejny raz kieliszek - Muszę je trochę ubarwić -powiedziała kładąc ręce na stole.
- No wiesz. Oczywiście nie żebym miał coś przeciwko, ale jednak nie lubię za bardzo alkoholu. - powiedział do niej. Nie kochał alkoholu, ale na pewno nie jest to dla niego jakiś wróg. Chociaż dzisiejszego dnia chciał się czegos napić, ale po prostu chciał jakoś zdenerwować Quinn czy po prostu się z nią trochę podroczyć. - Nudne, a co masz na myśli? - zapytał. Co? Chyba nie przyszła pora na jakieś dziwne zwierzenia, jak on tego bardzo nie lubił. Nie lubił się nikomu zwierzać.
Q przewróciła lekko oczami- Jak raz więcej wypijesz to nic ci się nie stanie- powiedziała. Podsunęła mu pusty kieliszek- Pij, bo jak ja będę sama pić to będzie dziwie wyglądać- uśmiechnęła się. Wzruszyła ramionami - Nie słuchaj mniej- zmarszczyła lekko nos- Po prostu jakoś tak - już miała się zapytać czy Max będzie jakoś walczyć o Gwen jednak się powstrzymała. Może Puchon nie chce o tym rozmawiać. jeszcze by doszło do tego że Q będzie pomagać Maxowi odzyskać Gwen. So sweet.
- No niby i masz rację. - przyznał jej rację. Może i tak. Wcale mu się nic nie stanie jak napije się kilka kieliszków, ale jak to mówią zawsze zaczyna się od tych pierwszych kieliszków, a potem nie wiadomo na czym się to kończy i właśnie tego się obawiał. Nie, Max uważał, że między nim a Gwen jest już wszystko skończone. Nie miał zamiaru już o nią walczyć, bo już się w tej kwestii dogadali, zakończyli wszystko i tak chyba będzie lepiej dla wszystkich, a na pewno dla Gwen. - Powiem Ci, że czuję się dziwnie będąc wolnym. - mruknął. Chyba się już trochę przyzwyczaił do stanu zajętego.
Uśmiechnęła się- Pamiętaj, ja zawsze mam racje- pokiwała głowa. Nie warto kłócić się z Q gdyż ona i tak zawsze postawi na swoim. Jeśli uważa że ma racje to nie odpuści dopóki nie przekona kogoś że ma racje. - No ale masz teraz więcej możliwości przed sobą- powiedział- Związek to nie jest taka dobra rzecz. - pokiwała głową. Powiedziała ta, której najdłuższy związek trwał tydzień, a i tak podczas jego trwania miała powoli dosyć.
- No jasne, przecież Ty zawsze masz rację. - sam też się do niej uśmiechnął. No z tym to by się kłócił, no ale niech jej będzie. Niech ta sobie mówi co chce. Nikt jej przecież tego nie zabroni. - Sam nie wiem, ale może nie nadaję się do bycia w związku. - mruknął. Może faktycznie to w nim tkwił ten problem, a nie w nikim innym. Co miał dziewczynę to ten związek padał, jego wina? Pewnie tak, ale co miał na to poradzić. Taki już był i nic tego nie zmieni. Nie kiedy czuł się jak prawdziwy ślizgon, więc dlaczego jest puchonem?
No smutek i żałość. Przypadek? Nie sądzę. Szczególnie jeśli do cukierni wchodzi mężczyzna, który wygląda jakby się urwał z pogrzebu i jeszcze niesie wieniec. No cóż, co kto lubi. Nic nie poradzisz. Od razu podszedł do stolika zajętego przez Puchona i Ślizgonkę, przy czym bezczelnie swój nowy nabytek położył im na stole. - Schowajcie ten alkohol. - Powiedział szorstko mając nadzieję, że posłuchają go bez zbędnych pyskówek, bo przysięga, że chłopaka pozbawi męskości, a dziewczynie obetnie zachętkę na facetów. No trudno. Po prostu trzeba się godzić z tym, że za błędy się płaci. I oto po tym zdaniu zastukał w stolik, aby zamówić trzy kawy. Kawa to i tak był napój, który pili dorośli, a nie takie dzieci jak oni. Przecież trzeba wspomnieć, że facet wyglądał na grubo po pięćdziesiątce, a do tego miał wypracowane rysy twarzy przez intensywną pracę. - Wypijecie po kawce i zaprowadzę was grzeczne do zamku. Koniec szlajania się i sprzedawania ciała za byle knuta. Jasne? Wszystko wiem, o was. Głupich dzieciakach, które piją ten cholerny eliksir, żeby sobie dobrze zrobić. Może to wy jesteście Lunarnymi?! - Zagrzmiał zdenerwowany ni z gruchy ni z pietruchy.
Wzruszyła lekko ramionami. Spojrzała na faceta, który stanął koło nich. Spojrzała na Maxa unosząc prawą brew- Znasz go?- zapytała lekko poirytowana. No kurde to co to za świat gdzie jakiś ogromny facet przychodzi do kogoś i każe przestać pic? W końcu Q i Max są już dorośli wiec mogą pić i w ogóle. Poza tym są poza terenami Hogwaru. Przeniosła wzrok na faceta - Nie, nie jesteśmy Lunarnymi -powiedziała marszczą brwi.
Nagle w cukierni ni stąd ni z owąd pojawił się jakiś mężczyzna. Kazał schować im alkohol, dlatego też Max szczerze się do niego zaśmiał. Max miał już swoje lata i na pewno nie będzie nikt zabraniał mu pić alkohol. Wiedział chyba co robi, tak? Zresztą Quinn na pewno była takiego samego zdania jak i puchon. Kiwnął jedynie przecząco głową do Q, skąd miał znać faceta? Czyżby to był jakiś szpieg czy coś w tym stylu? Miał ich odprowadzić do Hogwartu, on sobie chyba żartuje. - Do Hogwartu z pewnością trafimy sami, nie potrzebujemy niczyjej pomocy... - spojrzał na niego nieco złowrogim spojrzeniem. Lepiej, żeby sobie stąd poszedł. Kolejne pytanie faceta nieco wytrąciło go z transu. - Tak, właśnie nie jesteśmy Lunarnymi. - powiedział do niego.
Nadish Narayanan
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
Wchodząc do cukierni został oślepiony przez jasne światło.Wdychając zapach. Tu było pełno wszystkiego! Różne torty, ciastka, ciepłe napoje, a nawet mocne trunki. Nie była noc, a wieczór, jednakże to przeszkadzało jemu to było nawet miło.Zdjął gruby, wełniany szalik w żółtym kolorze. Rozpiął również czarną kurtkę. - Dzień dobry! - przywitał się entuzjastycznie. - Poproszę czekoladę na gorąco dwie i dwa kawałki ciasta Odłożył szalik na krzesło, podchodząc do kasy. Pogrzebał w kurtce w poszukiwaniu drobnych. Szybko się „rozgościł i zasiadł przy jednym ze stolików mając na talerzyku po porcji dwóch ciast – murzynka i sernika. - Brzydka dziś pogoda! Nawet pospacerować nie można... - westchnął czekając na napój. Do popicia miał gorącą czekoladę Łącznie 12 g w sumie rozsądna cena. Mierzono go spojrzeniem wiele razy– młody, choć niekoniecznie wyglądał aż tak młodo, a był o tej porze sam Niby mógł na kogoś czekać, i tak oczywiście było, Nie rozglądał się za bardzo – spokojnie konsumował ciasto spokojnie popijając czekoladą.
Puchonka dość nie mogła ochłonąć po rozmowie z Anthonym. Jej bardzo na nim zależało, ale na szczęście wiele osób o nich nie wiedzialo. Zresztą jak mogli wiedzieć, skoro dziewczyna się nikomu nie chwaliła, a Ci co wiedzieli byli bardzo zaufanymi osobami. Sarah ją ostrzegała, ale nie żałuję tego, że jej nie posłuchała. To jeszcze nie był koniec. Ona musiała to doprowadzić tak, ażeby wszyscy byli szczęśliwi. Była przecież w nim zakochana. Może i to była ślepa i naiwna milość, ale wierzyła, że w głębi serca i Anthony coś do niej czuje. Ale wracając do sytuacji która teraz miala miejsce. Dostała kilka sów od Nadisha. Chłopak dość często odzywał się do dziewczyny. Był jej przyjacielem. Jednak nie mówila mu wszystkiego. Sama nie wiedziała dlaczego, może wlaśnie ona taka jest, że nie potrafi rozmawiać ze wszystkimi. Sarah ją znała dość dobrze i ona zauwazyła kiedy coś się z nią dzialo. Nadish nie zauważał, bo być może dlatego iz był facetem, a oni wiele rzeczy nie potrafią dostrzec. Ruszyła z miejsca gdzie spotkała się ze ślizgonem czyli ze Wrzeszczącej Chaty i ruszyła prosto pod cukiernie, bo tam umówila sie z puchonem. Sarah również miała do niej dołączyć, przecież wszyscy sie dobrze znali, byli z tego samego domu i klasy, owszem z tego co wiedziała to Sarah spędzala mniej czasu z Nadishem, ale jeśli się pojawi na pewno nie będzie miała nic przeciwko. Zresztą jej chwila to parę chwil. Po dłuższym momencie pojawiła się w cukierni. Weszła rozwiązując szalik z ozdobami Hufflepuff, rozejrzała się w poszukiwaniu chłopaka i odnalazła go wzrokiem po czym lekko się uśmiechnęła i ruszyła w jego kierunku, aby po chwili usiąść na przeciwko niego. - Co Nadish? Tak bardzo się za mną stęskniłeś? Kolejny będziesz mial pretensje, że bez słowa wyjechałam do Francji? Jeśli tak to sobie daruj. - powiedziała od razu go ostrzegając, że nie miała zamiaru drugi raz tego wysłuchiwać.
Nadish Narayanan
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
Zauważył kątem oka znajomą twarz, która lekko się uśmiechała w jego kierunku siadając na krześle. Nie lubił ciszy. Może jednak wyjście nie było dobrym pomysłem? Chociaż może wpadnie jemu jakiś pomysł na strój typowo dla swojego kraju.O, właśnie, spytam dziewczyn. Mogła by pomóc. Po chwili ciszy i wewnętrznego zastanowienia nad tak ważną sprawą jaką był strój postanowił w te słowa odezwać się do kolezanki z domu, bo prócz niego była tam tylko ona. Nikt więcej. Postanowił zaryzykować -Zamowiłem ci goraca czekolade i sernik -odrzekł podsunął jej talerzyk z kubkiem Smacznego i zaczął jeść ciasto -hej, jak leci -Chciał zacząć jakąś rozmowę, ale kompletnie nie wiedział, o co może zapytać. - No ja nie jestem i nie bede Kolejnym ktory pretensje, że bez słowa wyjechałaś do Francji? spoglądając na zewnątrz. Tak, brakuje tylko takiej pogody -Czy jeszce na kogoś czekamy - puścił jej oczko.
Nadish był bardzo dobrym kolegom z domu, często to na jego ramieniu się wypłakiwała, ale tylko wtedy jeśli chodziło o jej przybrane rodzeństwo, o jej miłostkach nie wiedział i nie miała zamiaru mu tego mówić. To jest tylko i wyłącznie jej sprawa. Za to Adrienne uwielbiała cisze, ale zależało od jej samej, nie kiedy brakowało jej hałasu kogoś przy kim będzie musiała zatykać uszu, ale niestety takowych osób nie znała, jedynie Sarah była dość głośną osóbką i wszędzie jej było pełno. Była bardzo ciekawa jak tam teraz u niej jest. Bo od kiedy wrócila z Francji nie rozmawiały dość długo, jedynie przelotna pogawędka z której nic tak na prawde nie wyniknęło, bo rozmawiały jedynie o szkole. A co jak co, ale takie tematy są dość dziwne w jej mniemaniu. Owszem, na ocenach jej bardzo zależało, no ale bez przesady, nie miała zamiaru rozmawiać z nią na każdym kroku o szkole skoro o wszystkim sobie mówią? Nie mają przed sobą żadnych tajemnic. Przynajmniej Adrienne nie miała, bo na prawde jej ufała, a Sarah, chciała to mówiła nie to nie. Nie o wszystkim Adrienne musiała wiedzieć, prawda? - Oj nie musiałeś. Czekolady z chęcią sie napiję, bo trochę zmarzłam. Ale sernik zostawiam Tobie. Jeszcze tego mi brakuje, ażeby ktoś mi powiedział, że przytyłam. - powiedziala do niego wystawiając mu język. - No to masz szczęście. - mruknęła. Sama przeniosła wzrok za okno. - Nie, a co? - zapytała z czystej ciekawości. Owszem mogla powiedzieć, że lada moment moze się tutaj zjawić Sarah, ale z nią nigdy nie wiadomo, a nie chciała go okłamywać.
//no nie powiem, bo trochę mialem trudności z odczytaniem Twojego postu.
Nadish Narayanan
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
Spojrzał za okno a nie nic tak tylko myślałem,że może pogoda zmieni dziś jakoś bardziej zachmurzone niebo jest ,nie bardzo za taką pogodą przepadam nie to co w Indiach. - Miło sernik chociaż mały kawałek - uśmiechnął się, jedząc zaczęte ciasto. Pyszny! Wszystko było dobrze przytyć ty wcale nie,zresztą ładna jesteś jak na przyjaciółke z którą o wszystkim można czasem pogadać po wygłupiać w granicach oczywiście - powiedział do niej radośnie - Nadish spokojnie, nie musisz się przy każdej dziewczynie tak denerwować, naprawdę - mruknął pod nosem uśmiechając się słodko i spojrzał głęboko w jej zielone oczy. - Siedzimy tutaj, później może pójdziemy znów się rozgrzać do pokoju wspólnego? - To co robimy? Dokąd idziemy? - Zapytał onieśmielającej go towarzyszki. Puchon nie wiedział jak ma się rozluźnić. W życiu nie był tak spięty.