Znajdująca się w Hogsmeade cukiernia przyciąga już z daleka osoby, które pragną spróbować różnych słodkości, siadając przy tym w ciepłym miejscu. Można tu skosztować przeróżnych lodów, ciastek, czy napić się pysznej gorącej czekolady. Do tego wnętrze utrzymane jest w bardzo cukierkowych barwach, co sprawia, że po przekroczeniu progu owego budynku, można się poczuć jak z zupełnie innej krainie. Do tego wszystkiego roznoszący się w powietrzu zapach wanilii i cynamonu... Każdy kto raz tu wejdzie, miewa problemy z szybkim opuszczeniem tego przytulnego miejsca.
Na te jakże słodkie powitanie gotowa była opowiedzieć swoją, hmm... powiedzmy niezbyt chwalebną przygodę. Wszak Kolinowi mogła powiedzieć. Zrezygnowała po powitaniu Dżoela, który zwrócił w ten sposób jej uwagę. Miała coś powiedzieć, najpewniej pociągnąłby się za tym słowotok już większości jej znajomych znany, gdyby nie jakże urocza scenka w wykonaniu studenta. Oddaliła się nieco, by w przypływie uczuć czy to jednego, czy drugiego nie być niechcianą poszkodowaną. Nie mogąc się oprzeć jednak zajrzała przez ramię Dżoela i lukneła na koszulkę. Jakże słodko, jakże słodko! Coś jej to przypominało, ale co? No tak, miała przecież koszulkę w podobnym guście dla nich jako prezent dla młodej pary (mwahaha). Dziewczyna musiała pochwalić się za swe zapominalstwo i roztrzepanie. Bo jakże by to wyglądało? Na plagiat by to wyglądało, o. A tak, może jutro kupi im coś bardzie oryginalnego. Już miała się odezwać, ale nie chciała burzyć ich tej chwiili czułości. Świat jest pełen miłości!
- Tylko pamiętaj, jak co, to nie zwalaj winy na mnie. - Próbowała to powiedzieć z poważną miną, ale uśmiech uporczywie pchał jej się na usta. Po chwili walni z nim, w końcu pozwoliła mu na zaistnienie. Otóż to. - Co chciałbyś wiedzieć? Od razu mówię, że nie na wszystkie pytania odpowiem. - Trochę tajemniczości jej się chyba należy, prawda? W sumie mogłaby mu powiedzieć wszystko, ale nie będzie mu tego wykładać na tacy. Nie, nie. Niech się chociaż trochę pomęczy. Właśnie się zorientowała, że nie słyszy muzyki. Nie, żeby przestała grać. Pierwszy raz w życiu zamknęła na nią uszy, żeby lepiej kogoś słyszeć. Toż to karygodne! Chociaż... parę minut jej nie zbawi, prawda? Przecież jej mogła słuchać ciągle, tego chłopaka nie. Możliwe nawet, że tylko dzisiaj. Chociaż... szkoda by było.
No cóż więc najwyraźniej całe szczęście, że Grig nie słyszał ani o gazetce, ani o tym co Effie wyprawia po przeczytaniu paru nieszczęsnych plotek. On raczej nie był zbyt odporny na krytykę, ale zapewne trochę by się pozłościł po przeczytaniu danego artykułu, a po chwili już o tym zapomniał. Szczególnie jeśli by chodziło o jakieś przestarzałe romanse. No tak wymarzony wybawca, na dodatek którego zna i z którym świetnie się dogaduje, jak było widać ostatnio na imprezie. - Dzięki, jak wiadomo często zapominam ognia we wszelkiej postaci do podpalenia papierosów, więc pewnie będę się do ciebie często zgłaszał - powiedział spokojnie, kiwając głową i zaciągając się wyżej wymienioną używką. - Nawet jakbym się zmienił choćby w małym stopniu, rozmowa ze mną nigdy nie straciłaby na jakości - powiedział uśmiechając się skromnie. Co prawda on jeszcze nie znał cech charakteru wszystkich czterech domów, gdyż po prostu jakoś średnio go to interesowało. Jednak jeśli chodzi o zmiany w charakterze, nigdy nie wierzył w głębsze przemiany kogokolwiek. I dlatego jeśli chodzi o niego, może być pewna, że nie zmieni w najbliższym czasie swojego sposobu bycia oraz stylu w jakim ta dwójka prowadzi konwersacje. Grigori zorientował się, że stawia przed nim tymi słowami jakieś wyzwanie, dlatego przez chwilę zamyślił się, podając jej alkohol i patrząc jak pije łyk, przy czym skrzywiła się znacznie. No cóż, faktycznie wódka bez jakiejkolwiek popity to raczej nie był przysmak anglików. Zresztą nawet Rosjan przy tym z pewnością mocno skręcało. Kiedy Orlov wziął butelkę i napił się również nie opanował delikatnego skrzywienia. No cóż w zasadzie to, że przyjaźniła się głównie z mężczyznami nie było dziwne. W końcu większość kobiet kipiała by zazdrością przy pięknej wili. I dobrze, że jej priorytetem nie jest uwodzenie mężczyzn, tak jak jasne jest, że to często ułatwia życie. Właśnie to, że według Griga Effie miała prościej, jako tak piękna kobieta, nie podobało mu się. Starał się nie myśleć o jej urodzie, ale kiedy wchodziły do środka kolejne osoby i mijały ich, mało kto potrafił nie spojrzeć na panienkę Fontaine. Orlov wziął kolejny łyk wódki. - Ja też podejmuje każde wyzwanie. A to co przed chwilą powiedziałaś, było chyba właśnie wyzwaniem. Że niby nie potrafię po raz kolejny rozkręcić imprezy? - Girigori pokręcił głową nad jej niewiarą w Rosjanina. - Zrobimy tak. Dam Ci znać kiedy będę na dachu. Ty wtedy wchodzisz do środka i gasisz wszystkie światła. Ja mówię odpowiednie zaklęcie, a cała sala stanie w białej mgle. Nawet jak zapalą światło nie będzie nic widać. Piękny walentynkowy klimat. Potem musimy raczej szybko się ulotnić, więc lepiej od razu wymyśl gdzie - Kiedy tłumaczył jej wszystko przybliżył się i mówił dość cicho tak, by nikt przypadkiem nie mógł usłyszeć co mówi. Zanim Ślizgonka zdążyła odpowiedzieć wsadził jej w ręce wódkę. - To na odwagę - powiedział i już wskoczył z powrotem za barierkę by znaleźć dogodne miejsce do wejścia w okolice komina.
Wyszedł z zamku i ruszył w stronę Hogsmeade na imprezę z okazji Walentynek. Szedł w swoim zwyczajnym stroju, czyli w bojówkach moro, czarnej bluzie z kapturem i glanach dziesiątkach. Miał tylko jeden dodatek. Gitarę na plecach, żeby się czymś zająć jak będzie nudno. W końcu doszedł do miejsca przeznaczenia. Otworzył drzwi i w twarz uderzyła go fala ciepła. wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Zaczął chodzić po cukierni w poszukiwaniu znanych mu osób.
Jak zawsze spóźniony ... Wszedłem do środka rozglądając się po zebranych we cukierni ludziach. Wciąż czułem się jak po ostrej emocjonalnej jeździe część mojej duszy która powinna pozostać głęboko pogrzebana rwała się do życia na zewnątrz... Otrząsnąłem się szybko widząc w tłumie Sigrid tak różniąca się i wybijającą ponad większość dziewczyn będących góra do 170 cm wzrostu. Ruszyłem przed siebie odziany w staromodny smoking osłaniając twarz prostą wenecką czarną maską . - Witaj nieznajoma ... Uśmiechnąłem się tajemniczo do uroczej krukonki odzianej w balową suknię godną jej statusu a uśmiech przeciął mą twarz gdy podziałem grację jej ruchów. Poszedłszy skłoniłem się lekko i odezwałem z rozbawieniem w głosie, Ujmując jednocześnie delikatnie jej dłoń swoją i wręczając szkarłatną lekko płonącą różę. - Przyjmij proszę jako mój skromny wyraz uczuć jakie do ciebie żywię i wybacz śmiałość lecz czy zgodzisz się zatańczyć z twym cichym wielbicielem?
Miała poważne wątpliwości, czy Hancia rzeczywiście czuje się tak dobrze jak mówiła, gdyż kołysała się nieco szybciej niż sugerowała muzyka. Ale co tam! Skoro mówiła, że cudownie, to niech tak będzie. Irek, Irek, gdzie Irek? chciała spytać, kiedy dziewczyna go zobaczyła... ale go przecież nie było. Spojrzała podejrzliwie na Holdenka. - Czy ja o czymś nie wiem? - spytała, miziając drugie ucho Kefira. Już się do niego zdążyla przyzwyczaić i o wiele fajniej było go trzymać, więc przytuliła zwierzaka, pewna, że teraz go nie zgniecie. Jak bardzo żałowała, że nie miała teraz aparatu by uwiecznić tę chwilę! Co prawda Vercia mogłaby nie być z tego zadowolona, ale później Hanka pamiętałaby przynajmniej co robiła i mogłyby się śmiać, hyhy. - Zjadłaś już wszystkie lizaki, Ingrid? - zapytała z nadzieją, że może pomyślała, żeby chociaż ze dwa dla niej zostawić. Jakoś tak się złożyło, że wtedy dla siebie nic nie kupiła. - Naprawdę? Więc co to jest? - zapytała cwanie, postanawiając zrobić Ingrydce mini test.
- Oh, nie śmiałbym! - Namida również chciał być poważny, jednak w takiej sytuacji było to trudne, szczególnie, kiedy widział tak piękny, dziewczęcy uśmiech. Zastanowił się przez krótką chwilę, co chciałby wiedzieć o dziewczynie... Mógłby zapytać się, z jakiego Domu jest... Nie znał wielu puchonek, ani krukonek, więc pewnie miałby problem... Mógł się założyć, że nie była z Domu Węża, wtedy na sto procent by ją rozpoznał. Nie znał też wielu dziewczyn z Gryffindoru, ale to w sumie ułatwiałoby nawet sprawę- mniej opcji do wyboru. - Jaką muzykę lubisz? - spytał zamiast tego. Cóż, muzyka była częścią jego życia, więc lubił znać opinie innych na ten temat.
Szedł tak przez tłum, aż w końcu dostrzegł Bell. O nie nie zapomniał jak go potraktowała przy Wrzeszczącej Chacie z tym Rogerem. Nie zamierzał do niej podchodzić rzucił jej trochę smutne i trochę poirytowane krótkie spojrzenie,że raczej nie mogła tego zauważyć i oparł się o ścianę. Osunął się po niej, już z gitarą w ręku i zaczął coś sobie brzdąkać.
- I prawidłowo. - Zaśmiała się. Musiała przyznać, spodziewała się trochę innego pytania, ale chłopak ją zaskoczył. I to pozytywnie. - Cóż... w sumie każdą. Bo przecież w każdej piosence można znaleźć coś magicznego, coś co poruszy duszę. Chociażby pojedynczy dźwięk, ale zawsze. Chociaż mam sentyment do rocka. - To pytanie jej się spodobało. I jej też coś powiedziało o chłopaku. Muzyka to jego pasja. Inaczej zadałby jakieś inne pytanie. Stawia ją na pierwszym miejscu. Tak jak ja. Bo muzyka to naprawdę mocny narkotyk. Może cię zatruć, podnieść na duchu lub sprawić, że rozchorujesz się, nie wiedząc, dlaczego. Ot co. - Teraz moja kolej. - Postanowiła nie odbiegać od tego przyjemnego tematu, tylko wpić się głębiej. - Czym dla ciebie jest muzyka?
Cieszył się, ze dziewczyna ma podobny gust do niego... Kto wie, moze mogłoby z tego wyjść nawet coś więcej?! ... Miał ochotę zdjąć już tą przeklętą maskę, ale... To zaczynało robić się naprawdę ciekawe... - Muzyka to dla mnie... - zamyślił się na moment, szukając odpowiednich słów, ale w końcu postanowił polecieć spontanem - Muzyka to dla mnie całe życie. Coś więcej, niż pasja; muzyka, to moja miłość. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że jestem od niej uzależniony. Gram, śpiewam, tworzę, jestem związany z nią całym sobą. I to właśnie chcę robić w przyszłości. - wyznał, chyba nawet trochę się zagalopowując. Ale przynajmniej powiedział całą prawdę.
Może i by go nie zauważyła, ale akurat Kefir się zaczął wyrywać, więc siłą rzeczy musiała się nieco odwrócić. Powędrowała ku niej urażone spojrzenie Maxa, a prawdę mówiąc, nie za bardzo rozumiała o co może mu chodzić. Był zły na nią, za co? Za nic nie skojarzyła by sobie tego z sytuacją pod chatą, była dla niej tak odległa... wtedy po raz ostatni widziała Rega. Wciąż z Kefirem na rękach podeszła do niego i oparła się obok o ścianę. - Stało się coś, Max? - spytała, patrząc jak jego palce błądzą bo strunach gitary i coś grają. Prawie nie słyszała co, przez muzykę wypełniającą pomieszczenie, ale przecież ważniejsze było to, co powie. Złapała królika za uszy, bo coś znowu zaczął się wiercić. Pewnie się bał, biedaczek.
W pewnym momencie usłyszał nad sobą głos. Podniósł głowę do góry i wstał. - Nie skądże. Powiedział, jednak nie dało się wyczuć goryczy w jego głosie. Postawił gitarę pod ścianę i wyprostował się. Dopiero teraz zauważył, że Bell trzyma królika. Po chwili jego wzrok powrócił na twarz Bell. - Może według ciebie nic się nie stało. Powiedział oschle. Wylewał teraz z siebie całą gorycz, która towarzyszyła mu przez ostatni miesiąc. Jednak nie potrafił się długo złościć, więc gniew powoli ustępował. Odrzucił włosy z twarzy i ponownie spojrzał na królika a potem zaraz na jego właścicielkę.
Oj, ileż to razy ona chciała zrobić to samo. Ale Bal Maskowy, to Bal Maskowy. Tu nie ma zdejmowania masek. Trzeba się inaczej domyślić, z kim się rozmawia. I w sumie... bardzo dobrze. Przynajmniej jest swobodnie. - Bo muzyka to najsilniejszy narkotyk ze wszystkich. No... może miłość jeszcze mogłaby się z nią równać, choć na dłuższą metę i tak pewnie by przegrała. - Bo miłość raz jest, a raz jej nie ma. Muzyka za to zostaje z tobą na całe życie. Uśmiechnęła się zadowolona. - Widzę, że łączy nas coś więcej, niż orientacja. Sama też kochała śpiewać, grać i tworzyć. Choć to pierwsze wychodziło jej gorzej niż pozostałe czynności. Może i miała jakiś tam głos, ale nie był wyćwiczony.
Nie skądże, czyli tak, wszystko się stało, jestem zrozpaczony, bla bla, bla, zły i tak dalej. A to podobno kopbiety mówią "tak" kiedy mają na myśli "nie", a "nie" kiedy "tak". - A... stało się? - zmarszczyła brwi i spojrzała Maxowi w oczy, skoro już nie mogła obserwować jak gra. Wciąż nie wiedziała o czym mówi i miała nadzieję, że jej dokładnie wytłumaczy, a zapowiadało się, że właśnie ma zamiar to zrobić. Przytuliła teraz Kefirka do siebie, bo ten otworzył szeroko ślepia i zaczął szybko oddychać, jakby zaraz miał dostać zawału serca! Zaczęła go wolno kołysać i głaskać po jedwabnym futerku, chcąc, żeby się uspokoił. - Spokojnie, Kefirku, spokojnie - szepnęła do jego ogromniastego ucha.
Ona chyba naprawdę nie pamięta co się stało, więc warto jej przypomnieć. Oczywiście nie zrobi jej tu burdy na kółkach. -Powiem krótko. Zajście z Rogerem mówi ci coś? Powiedział już spokojnie bez żadnego chłodu i goryczy. Zobaczył, jak przytula królika i uspokaja go. Swoją drogą nie wiedział co to stworzonko napadło. Postanowił nie zwracać na nie uwagi, bo go rozpraszało. - No więc to się stało.
Kiedy usłyszała z ust Bell pytanie ,,Zjadłaś już wszystkie lizaki, Ingrid" dziewczyna strzeliła głupią minkę. Fakt! Połowę lizaków zeżarła sama, ale drugą połowę wysłała swojemu bratu. No przecież świecie mugoli nie produkują takich lizaków. -Czy wiesz ile dzieci głoduje w Sudanie? - zapytała bezsensowne, retoryczne pytanie. Patrzyła się na nią wielkimi, brązowymi, żabimi oczyma. No już nie mogła tak wytrzymać. Chyba z tego całego towarzystwa była najniższa. Ale wpadła na pomysł. Zauważyła, że w kącie stoi drewniany, mały taboret. Ingrid bez wahania go wzięła po czym stanęła na nim i wreszcie dorównywała wzrostowi innym. następnie zaczęła uporczywie szukać czegoś w torebce. I znalazła. Małe bombonierki. Tylko się zastanawiała dać Bell, czy nie? Eh! Te dylematy.
Hm, może, rzeczywiście... nie było wtedy zbyt przyjemnie, szczególnie jeśli chodzi o wymianę zdań pomiędzy Rogerem a Maxem, ale przecież to nie był powód, żeby był na nią zły... chyba. W końcu to przez nią w ogóle do czegoś takiego doszło. Westchnęła. - Och, no tak. Rzeczywiście to spotkanie do najlepszych nie należało... ale to przecież wy się prawie pobiliście, nie ja - wypaliła, uznawszy, że nie powinien już dłużej stroić fochów, bo było to wyraźnie wkurzające. Co z tego, że tamten incydent tak bardzo go przygnębił, nie była leglimentką, nie czytała w myślach, więc zwyczajnie o tym nie wiedziała, a Max jakoś nie kwapił się mówić o swoich uczuciach. I nic dziwnego, sama postępowała podobnie. - Więc to się stało - powtórzyła. - I co w związku z tym? Oczekujesz, że cię teraz przeproszę... za coś czego do końca nie rozumiem?
Po chwili uśmiechnął się do niej. - Nie dostałem to czego oczekiwałem, więc może puścimy to w niepamięć pójdziemy zatańczyć? Spytał jej, po czym skłonił się lekko i wystawił swą dłoń, czekając, aż Bel pozwoli poprowadzić się na parkiet. Teraz całe jego przygnębienie znikło. Miał ochotę tańczyć do upadłego czyli przysłowiowo aż mu nogi w dupę wejdą.
No więc Margaret w końcu wypatrzyła. Jej potencjalną zdobyczą był chłopak stojący pod ścianą. Zupełnie z boku. W sumie zdobycz nie brzmiała tutaj dobrze. Chciała nie być tak samotna jak była w tej chwili. Najwidoczniej chłopak z nikim nie przyszedł, ani tez na nikogo nie czekał. Nie było przy nim żadnej dziewczyny i nie trzymał w ręku kwiatka czy jakiegokolwiek innego prezentu. Przedostała się przez tańczące pary na parkiecie i oparła się o ścianę obok chłopaka. Stała tak dość długi czas, obserwując zakochane pary. Kiedy już wiedziała, że chłopak na pewno na nikogo nie czeka obróciła się w jego stronę opierając się o ścianę tylko i wyłącznie ramieniem. - Cześć. - Powiedziała cicho i spoglądając w jego jedno odsłonięte oko rozpoznała w nich kogoś. Tylko musiała dobrze sobie przypomnieć. Cholera. - Jak się bawisz? - Postanowiła kontynuować.
Zaskoczył ją, naprawdę. Ona tu zaczyna powoli zmieniać całą atmosferę, jakby zaraz miała zamiar zacząć krzyczeć, a ten jakby nie zauważył tego wszystkiego, tonu jej głosu... chce o wszystkim zapomnieć. Bo wtedy nie dostał tego co chciał, aham. Nie zastanawiała się o co może mu chodzić. Chciał to puścić w niepamięć, proszę bardz, ona nadal do końca nie rozumiała o co chodzi. Może to nawet lepiej... - Pewnie, ale mam Kefira - powiedziała, zerkając na królika który chyba nieco się uspokoił pod jej czułym dotykiem. Wątpiła by był idealnym trzecim partnerem do tańca, więc to za bardzo w grę nie wchodziło, a znowu Hance nie mogła go oddać, bo ona uznała, że Holdenek to Irek i się do niego kleiła. - Nie wiem co z nim zrobić, jak go zostawię to jeszcze ktoś go nadepnie i wtedy Han mnie zabije jak już dojdzie do siebie...
Pan Jerome nie mial ochoty zaprzestawac gierki w, ktorej to niby on sam wierzyl w wrozenie z ponczu i udawal naiwniaka, majac przy tym niezly ubaw. Moze powie pannie Toxic, ze tylko udaje, a moze i nie. Nie, no raczej powie, bo plotka o Felixie strasznym naiwniaku rozniesie sie szybciej po Hogwarcie niz rozniosla sie wiadomosc po Swiecie, ze sami-wiecie-kto zostal pokonany. A wytykania palcami przeciez nie chcemy, oooj niee. Brooklynka nie znalazla sobie nikogo? to raczej nikt nie znalazl jej- nie ona szukac powinna, ot co! Przekrzywil glowe, gdy dziewczyna przestala na chwile sie odzywac-byc moze i popadla w jakis letarg, albo po prostu zabraklo jej slow. Na pozniejsze pytanie zareagowal niemal wypluwajac piwo- Jednak tylko zakrztusil sie. -Wybacz Powiedzial, ale takiego pytania od owej panny sie nie spidziewal. Wydawalo mu sie, ze po prostu spedza wieczor na rozmowie, oboje bez partnera. -Z przyjemnoscia, ale zaraz po tym mi powrozysz. Puscil do niej oczko swietnie udajac naiwnego chlopca. Sklonil sie po czym wyprostowal w dworskim stylu i podal reke Brooklyn. -Czy zechce panna ze mna zatanczyc, panno Toxic? W duchu sie smial. Niby jak on F e l i x zgodzil sie na taniec. No coz... raz na Ruski rok nie zaszkodzi.
Tak, tak zdecydowanie wyglądało na to, że Grig nie ma w zwyczaju pamiętać o ogniu. Swoją drogą, był to strasznie dziwny człowiek. Spotkała w zamku przeróżne persony, ale nigdy nie miała okazji wpaść na jakiegoś piromana. Może w Rosji wszyscy byli jacyś dziwni? Właściwie patrząc na przyjezdnych ta teoria miała ręce i nogi, ale i tak to Orlov na ich tle, jak dla niej przynajmniej, wybijał się najbardziej. Choć ta dziewczyna z którą się całowała, też chyba nie była zbyt zwyczajna, jej chłopak natomiast wyglądał jakby nie umiał już żyć bez rosyjskiej wódki. A oczywiście to nie byli wszyscy przyjezdni. Swoją drogą Narciss przecież też był Rosjaninem... to tylko potwierdzało jej teorię. - O tym, jeśli tylko będzie okazja, dopiero przekonamy się z czasem - odparła zupełnie spokojnie na jego stwierdzenie, iż rozmowa z nim nigdy nie straciłaby na jakości. Póki co znała go dość pobieżnie, jednakże czy jego słowa są takie trafne, zamierzała sprawdzić, a na pewno nie wierzyć zaledwie w stronnicze zapewnienia. Oczywiście nie wiedziała, czy rzeczywiście będzie jak sprawdzać, wszakże zbyt często z nim nie rozmawiała. No cóż, czas pokaże. Oczywiście, że kobiety kipiały zazdrością, dlatego też czy zaskoczeniem było, że jej jedynymi kobiecymi przyjaciółkami była inna wila, oraz siostra? Zapewne było to zupełnie przewidywalne. Swoją drogą Alexis też raczej częściej widywała przy mężczyznach niż kobietach. Nic dziwnego. Zajęta paleniem papierosa i spoglądaniem na zasypane miasteczko, nie zwracała uwagi na wchodzące do cukierni osoby. Dopiero odwróciła wzrok, kiedy Grigori wspomniał, że ta daje mu kolejne wyzwanie. W istocie tak było. Jeszcze nie wiedziała dlaczego, ale ta znajomość cały czas rozgrywała się w jakiś rywalizujący sposób. Jedno drugiemu uparcie pokazywało, że się nie zawaha i wiele potrafi. Może gdyby nie fakt, że była w tym całkowicie pochłonięta, uznała by to za coś totalnie niepoważnego. Jednak dumnie w to brnęła, a do tego Effie potrafiła być niebywale uparta. Wysłuchała jego kolejnych słów, po czym wyrzuciła resztkę papierosa w śnieg. Spojrzała ostatni raz na niego od dołu do góry, po czym pewnie skierowała się w stronę wejścia do cukierni. Nim na dobre tam ruszyła, wzięła od niego jeszcze butelkę, którą jej dał. Napiła się kolejnego łyka, po czym mu ją oddała. - Nie potrzebuję nic na odwagę - dodała jeszcze tylko, po czym szybko się obróciła i weszła do budynku. Napiła się z ochoty, nie z faktu, że mogłaby potrzebować jakiegokolwiek wspomagacza. Pannie Fontaine odwagi raczej nie brakowało. Tak czy owak, nawet jeśli kiedyś by jej nie miała, na pewno by się do tego nie przyznała. W tym wypadku jednak czego się miała bać? W środku grała jakaś muzyka, a Effie szybko prześlizgnęła się miedzy różnymi osobami. Starając się nie zwracać na siebie uwagi, zatrzymała się przy stoliku z ponczem. Nieopodal stała jakaś Gryfonka, Effie więc cicho zakradła się w jej kierunku, a kiedy zobaczyła, iż jej różdżka wystaje nieco z drobnej torebki, szybko i bardzo zwinnie po nią sięgnęła. Odeszła ze zdobyczą parę kroków, po czym zatrzymała się za jakimś wysokim filarem, tuż nieopodal wyjścia. - Nox maxima - szepnęła celując w jedną z lamp. Efekt był bardzo zadowalający. Nagle w całej cukierni zapanował totalny zmrok. Blondynka szybko rzuciła różdżkę dziewczyny gdzieś tam na stolik, po czym na oślep skierowała się do wyjścia z budynku. W międzyczasie potknęła się lekko o krzesło, jednak całe szczęście drzwi były zaraz obok, Effie więc momentalnie wydostała się na zewnątrz. Rozejrzała się szybko za Rosjaninem, który miał dokończyć owy plan.
W zasadzie Grigori nawet w Rosji nie spotkał drugiego piromana, dlatego teoria, że Rosjanie to dziwny naród, musi być błędna. Chociaż w Rosji można było spotkać więcej osób które miały podobny charakter do nadpobudliwego Rosjanina. Orlov zdarzył już zauważyć ze Anglicy są flegmatycznym narodem w porównaniu do rodzinnego kraju. Tutaj nawet sierota Igor był duszą towarzystwa. Zaś co do dziwności jego znajomych możliwe, że byli nietypowymi personami, ale w jego szkole za to nie szwendały się po korytarzy wile, a tutaj można było spotkać ponoć aż dwie. Co w jego mniemaniu nie było zbyt fajne. Grigori jedynie wzruszył ramionami na jej odpowiedź. On był przekonany, że rozmowy z nim zawsze będą wyjątkowe, bo w końcu sam był niezwykłą osobowością. - To raczej powinniśmy się zastanowić czy rozmowy z idealną wilą w końcu nie stracą na jakości – mówiąc to poruszył szybko brwiami uśmiechając się cwaniacko. Co do tego, że Effie nie znała go dobrze to i tak powinna się zorientować przez jego specyficzność, że raczej nie jest to możliwe, iż nastąpi moment w którym Orlov zatraci tą iskrę dzięki której ich konwersacje będą za każdym razem równie ciekawe i zaskakujące. Grigori niezbyt znał się na kobietach, a przynajmniej on tak uważał, chociaż w porównaniu do innych przedstawicieli płci brzydkiej, potrafił je całkiem nieźle rozpracowywać. To, że domeną każdej kobiety była zazdrość o drugą w mniejszym bądź większym stopniu, zdążył już dawno zauważyć. Dlatego nie dziwił się tego, jak rozkładały się relacje panny Fontaine. To, że ich relacja przybierała taki a nie inny kierunek wynikało prawdopodobnie z ich dominujących charakterów. Zarówno jedno jak i drugie było uparte i w jakiś sposób czuło się lepsze od innych. O ile w przypadku Ślizgonki mogło to być usprawiedliwione niebywałą urodą, to fakt iż Grigori uważał się za kogoś niezwykłego raczej był dość irracjonalny. Faktycznie ich zachowania daleko odbiegały od wieku, tak miały w zwyczaju bawić się małe dzieci pokazując, które jest lepsze, a nie dwójka dorosłych, młodych ludzi. Ale skoro rozsądniejsza panna Fontaine w to brnęła, to czegoż możemy wymagać, od mniej roztropnego Orlova? Również wyrzucił niedopałek papierosa i przygniótł go delikatnie butem, patrząc jak Effie pije rosyjski trunek. Uśmiechnął się pod nosem na jej słowa, ale ponownie nic nie odpowiedział, tylko przyjął pokornie butelkę. W końcu to czy jest odważna pokaże wykonując jego niecne polecenia. Rosjanin wsadził butelkę na swoje poprzednie miejsce, czyli do wewnętrznej kieszeni płaszcza i zaczął okrążać budynek szukając dogodnego miejsca na swoją planowaną wspinaczkę. Ponieważ nie znalazł miejsca, w którym byłaby dogodna powierzchnia do wejścia na dach, musiał skorzystać z rynny, która była po drugiej stronie budynku. Złapał przedmiot i zaparł się mocno o ścianę cukierni. Zaczął powoli wdrapywać się na szczyt budynku. Nie było to łatwe, gdyż zmarznięte palce odmawiały mu posłuszeństwa. Ale dzięki wrodzonej zwinności udało mu się dotrzeć na dach. Powoli stąpał po nierównej i śliskiej powierzchni dopóki nie znalazł się przy kominie. Wyciągnął różdżkę z tylniej kieszeni spodni i wsadził dłoń do brudnego komina. - сделать туман – wypowiedział zaklęcie, a w tym samym czasie Effie wyłączyła w pomieszczeniu wszystkie światła. Całą cukiernie zalała gęsta biała mgła, która Grigiori miał nadzieje, ze będzie ciężko usunąć ich angielskimi zaklęciami. A z reszta kiedy nawet przywrócą światła, mało co będzie widać przez mleczno białą mgłę. Orlov szybko zaczął zsuwać się po dachu. Kiedy znalazł się na krawędzi dostrzegł wybiegającą Effke. Uśmiechnięty poprawił czarna maskę i zeskoczył z niego. Wyładował tuż obok zaskoczonej jego pojawieniem się dziewczyny. Jego szelmowski uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Złapał blondynkę za rękę i szybko pobiegł przed siebie. - Nie znam zupełnie tych okolic, a sadze ze jeśli wykryją, że to my, będziemy mieć przypał – powiedział nie zwalniając tempa i ciągnąc za sobą dziewczynę. - Wiec lepiej wymyśl jakieś miejsce, albo znajdziemy się w głębi lasu, w środku nocy.
Tą uroczą, walentynkową atmosferę niespodziewanie przerwało jakieś zamieszanie. Nagle w całej cukierni zgasło światło, a większość uczniów zaczęła szukać różdżek, aby choć nieco oświetlić zaklęciami wnętrze. Jednakże to na nic, bowiem w tej samej chwili w sali zaczęła pojawiać się bardzo gęsta i nietypowa mgła. Mimo, iż uczniowie mogli mieć światła dzięki różdżkom, nadal widoczność była niebywale ciężka przez dziwną mleczną osłonę. Wypełniła ona całe wnętrze, co w połączeniu z brakiem głównego światła, dawało bardzo tajemnicze\y i nieco nieprzyjemny klimat. Kto za tym stał? Nie było wiadome, wszak sprawców, na pewno nie było już w pobliżu.
- Bardzo mnie to cieszy. - powiedział z uśmiechem. Mimo maski mógł stwierdzić od razu, że tańczy z naprawdę piękną dziewczyną... Chociaż, chyba się nieco zagapił, bo zamiast tańczyć, po prostu stali przy sobie, jedynie ustawieni do tańca. Zaśmiał się z własnej gapowatości... Lizak, towarzyszka wieczoru, czy może po prostu atmosfera... sam nie wiedział, co na niego tak wpływało, ale czuł się całkowicie rozluźniony i w sumie nie miałby nic przeciwko jakiejś większej zabawie. No i stało się! Kiedy zgasło światło, Namida natychmiast odzyskał jasność myślenia [jak to beznadziejnie zabrzmiało o_O] . Przez kilka sekund rozglądał się, jednak kompletnie nic nie było widać. Wyciągnął różdżkę z nogawki spodni, unosząc ją do góry, drugą dłonią trzymając przy sobie kurczowo dziewczynę, by jej przypadkiem nie zgubić. - Lumos. - rzucił zaklęcie... Jednak to wcale nie pomogło... W pomieszczeniu było dosłownie mleczno biało, tak bardzo zamglone, że niemalże nie widział swojej ręki, a światło z różdżki jedynie się rozmywało... - Coś jest stanowczo nie tak... - mruknął, bardziej do siebie, odwracając się do Towarzyszki. Nawet z tak bliskiej odległości miał problem, aby dojrzeć jej oczy, tak więc dalej trzymał ją blisko przy sobie.
Byłem oczarowany tym co zobaczyłem, bal niczym nie przypominał przyjęć z moich rodzimych stron, kreacje oraz maski zostały wręcz zapożyczone z baśni i legend o których wspominały mi siostry. Rozpoznanie tu kogokolwiek mogło być ciekawym wyzwaniem, które zamierzałem podjąć za jakiś czas. Kiedy nacieszyłem swój wzrok, przyglądając się tańczącym parom i chłonąc wielobarwność ich ubrań oraz masek, przymknąłem oko i pozwoliłem by rozbrzmiewająca muzyka spowodowała radosne dreszcze na całym moim ciele. Słuchanie muzyki pochłonęło mnie na tyle, że nie zauważyłem dziewczyny, która nagle pojawiła się koło mnie, a może to nie było nagle? No świetnie! Gdzie się podziała moja wrodzona ostrożność? Z naskakiwania na samego siebie wyrwał mnie znajomy głos. - Cześć......Jak się bawisz? - głos był znajomy, te oczy tak że, a włosów to już na pewno nie mogłem zapomnieć, radosny błysk pojawił się w moim oku, wyprostowałem się i lekko ukłoniłem. - Witaj Margaret Gate....wybacz nie wiem czy wolisz bym zwracał się do ciebie imieniem i nazwiskiem czy też samym imieniem? Fascynująco, oraz zmysłowo wyglądasz. – przyglądałem się dziewczynie z nieskrywanym zainteresowaniem, widziałem ją wcześniej nawet wymieniliśmy kilka zdań, a teraz praktycznie jej nie poznałem. - Cóż jeśli chodzi o moją zabawę? Nie oczekiwałem zbyt wiele po tej uroczystości, więc nie mogę powiedzieć że jestem niezadowolony lub rozczarowany, ale nadal nie pojmuję całego tego święta. Ale dość o mnie jak ty się bawisz? ….... W czasie naszej rozmowy ciemności okryły całą salę i spowodowały nie lada zamieszanie. Szybko zasłoniłem dziewczynę swoim ciałem a w mojej prawej ręce pojawił się nóż. Jej bezpieczeństwo było moim priorytetem w tej chwili. Dlaczego nie próbowałem rozświetlić otoczenia? To proste, po pierwsze nie przywykłem do używania magii, a co ważniejsze widziałem, że nie jest to skuteczny sposób na poprawienie widoczności. Może moje oko nie pozwalało niczego dojrzeć w ciemnościach, ale od czego posiadałem pozostałe zmysły, jeśli ktokolwiek zaatakuje dowie się co to znaczy mierzyć się z wojownikiem rodziny Hyjandal.