Jedno z najbardziej tajemniczych i przesyconych niezwykłą aurą pomieszczeń, stanowi Sala Przyszłości. Ten średnich rozmiarów pokój, znajdujący się na trzecim piętrze został wybudowany ku celom wróżbiarskim. Zawsze w powietrzu czuć tu zapach delikatnych kadzideł. Nie ma tu żadnych ławek czy krzeseł, każdy natomiast może zająć miejsce na wielkich poduszkach rozłożonych na ziemi. Pod sufitem widzą przeróżne materiały, tworząc bardzo przytulny wystrój. Całość zachęca do medytacji, bądź spróbowania swoich wróżbiarskich zdolności na jednej ze szklanych kul, których tutaj na pewno nie brakuje. Można tu także znaleźć filiżanki, herbatę, książki dotyczące chiromancji czy numerologi. Jednym słowem, wszystko co tylko może się przydać do szukania odpowiedzi na pytania dotyczące nie tylko przyszłości.
- Napisałabym list, a ty zapewne byś nie odpisała. - Stwierdziła z wyrzutem przysiadając na jednym z małych krzesełek ustawionych pod samą ścianą tej dużej sali i wydęła pełne wargi w stronę brunetki. - Łatwiej jest Cię znaleźć, wtedy przynajmniej nie uciekasz, choć sądzę, że z uprzejmości. Hanna darzyła Rose pewną nutką sympatii, bo pomimo całej nieprzyjemnej osłony jaką starała się prezentować czuła, że jest osobą przemiłą, pełną uroku i charyzmy. - Dobrze, że postanowiłaś się tu zjawić.Dziwnie bym wyglądała siedząc tu sama i wpatrując się w uczniów z wymiany po to aby wyłapać fragmenty ich rozmów. - Podsumowała z uśmiechem przenosząc wzrok z Rosjan na Francuzów, którzy wydawali się jej o wiele bardziej interesującymi postaciami. - Mam sok. - Wskazała na szklankę w swojej dłoni, ale zaraz potem zrozumiała, że Rose chodziło raczej o alkohol, który większość osób w tej sali zaczęła już sączyć. - Stawiam raczej na abstynencję. Zapach i smak mnie odrzucają.
Widząc, że Dimitri sam zabiera się za spożywanie alkoholu podszedł do rozłożonych na stole butelek Tamary i zaczął sprawdzać każdą po kolei. Wzruszyła ramionami na słowa Ridleya, gdyż właśnie upatrzył sobie odpowiednią wódkę. - To pij swoje - powiedział, po czym pociągnął łyk, krzywiąc się nieznacznie. Jego przyjaciel właśnie odprowadzał wzrokiem śliczną pół- wilę, Orlov podszedł do niego i uśmiechnął się, po czym szturchnął niezbyt delikatnie i kiwnął głową w stronę Igora i dziwnego Francuza, gadającego wcześniej z pięknością z Hogwartu. - Czy to nie dziwne, że odchodzi od pół- wili do jakiegoś chłopaka? Piękna para, nie powiem. - Na wszelki wypadek powiedział to w ojczystym języku, żeby Colette nie wzburzyła się kiedy oszkaluje jej przyjaciela. Nie to, że miał coś do osób homoseksualnych, lesbijki na przykład były cudowne, on miał coś do Igora. Stuknął flaszką o butelkę Dimitra. - Życzę szczęścia, Petrov - krzyknął, wciąż po rosyjsku w stronę blondyna, uśmiechając się do niego z szaleńczym błyskiem. Odszedł od przyjaciela i podszedł w stronę Tamary, stanął za nią, złapał za ramiona i odwrócił w stronę stojącą już samotnie wilą, którą porzucił Francuz. - Zakład, że trafię w jej papierosa trzyma zapałkami pod rząd - powiedział jej do ucha i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć trzy zapałki poszybowały w stronę blondynki, wcelowane idealnie w papierosa. - Wygrałem, wymyśl mi jakąś nagrodę - poprosił z uśmiechem, wrócił w okolicę Colette, by móc jeszcze dotknąć jej dłoni, włosów lub czegokolwiek, popijając wysokoprocentowy napój.
Dimitri obecnie niezwykle zajęty był spożywaniem alkoholu i od czasu do czasu wodzeniem wzrokiem po zebranych w całej sali studentach jak i młodszych uczniach. Był także niezmiernie ucieszony faktem, iż impreza nie została uwieczniona wizytą żadnego z Hogwarckich nauczycieli, tudzież wykładowców czy samego dyrektora.Był bowiem pewny, że Ci nie odpuścili by Grigoriemu zabaw z ogniem, a im przemycania mocniejszego alkoholu do sali gdzie zapewne akceptowane były tylko piwa kremowe, ewentualnie poncz. - Nie spieszę się Tamaro, takie tempo nie przeszkodzi mi w picu całą noc. - Stwierdził uśmiechając się delikatnie i nachylając się nad nią by pieszczotliwie pocałować jej policzek, choć w rzeczywistości bardziej chciał odwrócić jej uwagę od faktu, że odebrał jej z dłoni butelkę alkoholu i ponownie skosztował jego smaku. Oczywiście przeczucie brunetki było jak najbardziej trafne.Wszak nie ma lepszej metody powitania nowej szkoły jak solidne opicie jej. - Do jakiegoś ? On idzie do Petrova. - Odparł również w języku ojczystym krzywiąc się nieznacznie - Nie zostawiłbym dla niego nawet Patrici czy nawet tego idioty Wooda, a co dopiero półwillę. Obserwował jak przyjaciel zapałkami celuje idealnie w jasnowłosą piękność, co było dla niego faktem nieco dziwnym z racji, iż była ona naprawdę urodziwa, jednak zaraz widział też jak patrzy na Colette, co udowodniło mu, że Orlov nie widzi poza nią nikogo innego.
Stała obserwując jakiś ludzi po drugiej stronie sali. Najprawdopodobniej stanowili grupkę Amerykanów. Jednakże zaraz przerwała swoje rozmyślenia, bowiem ktoś z pobliska rzucił w jej papierosa zapałkami. Najpierw przeszło jej przez myśli, jakim cholernym cudem, trafił. Kolejno spojrzała w kierunku, z którego przyleciały, jak się okazało, stał tam chłopak, który wcześniej podpalił podłogę. Zlustrowała go, ciągle nieco zaskoczonym wzrokiem. Zaraz jednak spokojnie zaciągnęła się jeszcze parę razy papierosem. - Twoja kulturalność jest wprost zaskakująca. - Uznała mówiąc do niego. - Może to jakiś nieznany mi obcy zwyczaj kulturowy? Rzucanie zapałkami. Chyba powinnam rozważyć rzucanie w obcych papierosami - stwierdziła spoglądając na owego nieznajomego chłopaka od zapałek. Jednakże postanowiła postanowiła, że zachowa nieco inną kulturę i póki co nie będzie rzucać papierosami. Odwróciła więc tylko wzrok zajmując się swoją własną butelką piwa, a dokładniej smakowaniem jej zawartości.
Grigori zaśmiał się kiedy usłyszał jak przyjaciel wypowiada się na temat Amerykaninie. Zawsze straszliwie go bawiło jak podchodził to tego przeciętnie inteligentnego człowieka, jest tyle mądrych osób, które mogły go denerwować, a ten akurat nie przepada za Ridleyem, zresztą jak wiele ludzi. Ku swojemu zdziwieniu zorientował się, że blondynka, wcześniej rozmawiająca z Francuzem mówi coś do niego. Przez chwilę patrzył na nią, miał zamiar ją zignorować, ale w końcu ta impreza jest, żeby integrować się z Anglikami! - Zakład - powiedział podchodząc do niej parę kroków bliżej, by słyszeć co mówi. - Udowodniłem, że potrafię trafić trzema zapałkami pod rząd w papierosa z takiej odległości - wyjaśnił, nawet nie starając się ani trochę ukryć swojego rosyjskiego akcentu, zaciągając dość specyficznie wyrazy. - Uraziło cię to? - zapytał na odwracając się w jej kierunku. On sam nie widział w tym nic obraźliwego. Upił kolejny łyk wódki i po chwili zastanowienia wyciągnął flaszkę w stronę dziewczyny. Drugą ręką spokojnie odpalał kolejnego papierosa. Stwierdził, że kobieta jest faktycznie piękna, ledwo mógł oderwać od niej wzrok... Co go straszliwie denerwowało. Nie zna jej, nie podobała mu się, była zbyt idealna, promieniejąca, zwracająca uwagę wszystkich. Jego spojrzenie powędrowało do Colette, która nie świeciła jak słońce, ale była piękną gwiazdą. Jednakowo nie mógł zaprzeczyć, blondynka z Hogwartu przyciągała jego uwagę. Był poirytowany tym faktem, w jego oczach nawet zabłysła nutka dezaprobaty, z czym blondynka z pewnością nie spotykała się kiedy patrzyli na nią mężczyźni.
Nie spodziewała się, że Rosjanin postanowi kontynuować tą rozmowę, dlatego też ze zdziwieniem odsunęła butelkę piwa od ust, kiedy podszedł nieco bliżej. Przyjrzała mu się wówczas odrobinę dokładniej. Miał nieco poszarpane włosy i jakieś, jakby szaleńcze spojrzenie. Dziwne, to na pewno. Może odrobinę niepokojące? Kiedy wspomniał o zakładzie, zaklaskała w ręce, uważając, aby przy tym nie rozlać napoju. Właściwie nie musiała specjalnie tego pilnować, bowiem butelka była niemalże pusta. - Brawo, należy Ci się order za to osiągnięcie. Zastanawia mnie, czy często rzucasz w nieznajomych różnymi rzeczami. Gdybym postanowiła rzucić papierosem w twoją butelkę, podobałoby Ci się to? - Zapytała unosząc lekko brwi, a przy tym patrząc na wódkę, którą trzymał. - Nawet mogłabym właściwie rzucić trzema, tylko musiałbyś się tego nie spodziewać. - Dodała niezmiennie obserwując go. Upiła parę łyków swojego piwa, po czym, gdy się okazało, iż butelka jest już pusta, odstawiła ją na stolik znajdujący się tuż obok. Skrzyżowała ręce, badając wzrokiem nieznajomego. Jej uprzednia teoria na temat najdziwniejszych person, chyba miała całkiem mocne uzasadnienie. - Jeśli szukasz określenia, na to, co takiego to we mnie wywołało, myślę, że najtrafniejszym będzie, zirytowało - powiedziała, jednak zaraz ponownie się zdziwiła, bowiem nieznajomy podsunął jej butelkę wódki. Prawdę powiedziawszy w pierwszej chwili chciała powiedzieć, że nie ma zamiaru tego pić. Tylko, że zrobiła coś totalnie odwrotnego. Wzięła od niego tą butelkę i zrobiła dość niewielkiego łyka. Miało to zupełnie mocny smak. Z resztą czegoż innego spodziewać się po Rosyjskich specyfikach? Oddała mu ją od razu i sięgnęła po jakiś sok stojący na stole, aby zrobić coś z palącym uczuciem w gardle. Przepiła dyniowym sokiem, czując, że aż cieplej się jej od tego alkoholu zrobiło.
Zauważył, że dziewczyna jest dość nim zaniepokojona, przyzwyczaił się do tego, dlatego postanowił robić to co zawsze w sytuacjach, kiedy obdarzany jest zaskakującymi spojrzeniami. Skupić uwagę innych na ogniu. - Prawdopodobnie zwróciłbym na Ciebie uwagę, uznał za interesującą, aczkolwiek zapytał co robisz. Jakbym dowiedział się, że to zakład, postawiłbym ci kolejne zadanie. Jakbyś zaś strzelała do mnie bez powodu, prawdopodobnie roznieciłbym niedopałek, którym we mnie rzuciłaś i podpalił coś należącego do ciebie. Tłumaczył jej to z całkowitym spokojem. W czasie monologu wziął parę serwetek ze stołu. Zapalił zapałkę i zaczął wypalać od dołu dziurę w swoich zdobyczach. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać, tworząc idealne kółko, dzięki ruchom ręki Grigoriego. Wzmagał machaniem ręką ogień, poświęcając palce zatrzymywał go w niektórych miejscach. Kiedy zapałka się wypaliła podrzucił ją do góry. Przeskoczyła przez kółko i poleciała gdzieś do przodu. Na podłodze wylądowała zaś serwetka z idealnie wypalonym kółeczkiem. Orlov szybko ją zgasił, delikatnie przyklepując butem. Jego monolog skończył się dokładnie w momencie, w którym zgasił serwetkę. - Zirytowało? Cóż, na początku faktycznie może być to dość typowy objaw, kiedy ktoś czymś w Ciebie rzuca. Zaśmiał się krótko i chrapliwie, kiedy zobaczył jak szuka picia, aby popić jego alkohol. - No ładnie - powiedział niechcący po rosyjsku. Wypił kolejny łyk bez popitki. - Chcesz jeszcze? - zapytał machając buteleczką z owym "rosyjskim specyfikiem", czyli jego zdaniem najzwyklejszą wódką.
Podążając jednym z korytarzy w zamku natknęła się na drzwi, zza których wydobywały się odgłosy, świadczące o tym, że musi tam być dużo osób. Wprawdzie C. nie przepadała za imprezami (szczególnie takich, na których litrami lał się alkohol czy po prostu było złe towarzystwo), ale na tą postanowiła wejść. To znaczy ona tylko podejrzewała, co się tam dzieje. Nie była jasnowidzem i wcale nie żałowała. Uchyliła drzwi pchnięta ciekawością i zaniemówiła. Atmosfera panująca w klasie wydawała się przyjazna, a i panna Anderson zauważyła kilka znajomych twarzy, a do tego zapach kadzideł przyciągał. Indie. Z chęcią kiedyś się tam wybierze. Może jeszcze za rok, kiedy będzie zwiedzała Europę? Przemknęła się cicho w stronę stołu i zabrała stamtąd poncz. Nie przepadała za alkoholem w żadnej postaci, ale wręcz musiała spróbować indyjskiego specyfiku! Chociażby łyczek. Stanęła pod ścianą, mocząc wargi w napoju. Najpierw się trochę rozejrzy, a potem z kimś porozmawia.
Może nie tyle zaniepokojona, co po prostu badawczo i z pewną dozą dystansu do niego podchodziła. Choć kto wie, właściwie być może, kryło się za tym właśnie zaniepokojenie. Tłumacząc jej swoje zachowanie obserwowała, jak wziął ze stołu serwetki, po czym je podpalił. Przypatrywała się, jak bawił się z ogniem. Chyba miał całkiem spore doświadczenie z tym żywiołem, a przynajmniej takiej odniosła wrażenie. Nawet była dziwnie przekonana, że nie mylne. - W takim razie, pozostaje mi uznać, że brak mi stoickiego spokoju, który pozwoliłby mi zadać te wszystkie pytania, nim ogarnęłoby mnie zirytowanie. Co z resztą myślę, że nie jest nawet specjalnie zaskakujące - uznała po czym zrobiła jeszcze jeden łyk swojego napoju, o lekkim, dyniowym smaku. - Jeśli jednak tak szukasz wyzwań z ogniem związanych, bądź też zakładów, możemy przyjąć zakład, czy potrafisz coś rozpalić, powiedźmy, że coś w sposób widowiskowy, nim impreza się skończy, a jednocześnie niczego nie zniszczyć? - Zapytała wzrokiem wędrując do dziury pozostawionej w serwetce. - Obawiam się, że twój żywioł potrafi tylko niszczyć - powiedziała obracając w dłoniach szklankę z sokiem. Ogień zawsze coś psuł, to wypalał dziury, to pozostawiał ślady po podpaleniu na podłodze. Pojawiał się i ze sobą wszystko dewastował, po czym pozostawiał po sobie tylko popiół. Nie była zbytnią wielbicielką tego żywiołu. Kiedy zapytał czy chce jeszcze, wysunęła przed siebie rękę z szklanką, aby nieco jej dolał do soku. Skoro tak chętnie proponował, postanowiła skorzystać. Szczególnie, że nie miała ochoty pić cały wieczór piwa kremowego. - Jeśli chcesz, możesz mi jeszcze dolać - dodała przy tym, obserwując go ciągle dość uważnie. Był rzeczywiście dość nietypową personą.
Grigori uważał, że pomimo tego, iż jest piękną pół- wilą, przyciągającą uwagę, na pozór tajemniczą i niedostępną, traktuje go jak każda inna osoba. Oprócz zniewalającego wyglądu, który jest zasługą genów, charakter miała taki sam jak inne dziewczyny, które znał. Mieściła się w grupie "tajemnicze i nie do rozpracowania, na pierwszy rzut oka". Czyli według niego najnudniejszej. Aczkolwiek zawsze mogło się okazać, że wcale tak nie jest, dlatego też kontynuował rozmowę i nie odszedł od niej. Rzucił jedynie przeciągłe spojrzenie na Colette, biorąc kolejny łyk alkoholu. Wciąż tam stała, tak samo urocza, piękna i niewinna, wyróżniająca się z tłumu. - Raczej jedno pytanie. Nie wiem ile ich naliczyłaś, ale numerologia to chyba twoja pięta achillesowa. Ostatnie trzy słowa wypowiedział po rosyjsku, bo nie miał pojęcia czy jest takie powiedzenie w Anglii. Nie kwapił się jednak, żeby to tłumaczyć, licząc na to, że jeśli dziewczyna ma choć krztę inteligencji sama zrozumie jego przesłanie. - A co dostanę w zamian? - zapytał spokojnie zaciągając się papierosem. Rozejrzał się przy okazji dookoła, szukając odpowiednich materiałów do ciekawszego widowiska. Kiedy wspomniała, że jego żywioł jedynie niszczy zmarszczył brwi i spojrzał na nią, świecąc dość złowieszczo oczami. Podszedł do niej bliżej i dolał dużo swojego alkoholu do jej napoju. - A co robi twój żywioł? - zapytał krzywiąc się lekko. - Przez parę sekund ogień jest piękny, poza tym jest nieokiełznany, ale może często stać się przyjacielem, chociaż niebezpiecznym. I zawsze zostawia po sobie ślad. Nie da się zapomnieć, że był w danym miejscu. Zapominasz też, że cię ogrzewa, bez niego nie przetrwałabyś zimy. Nie wiesz jak to jest żyć w kraju, gdzie owe pory roku są wyjątkowo dotkliwe. Ogień nie sieje zniszczenia, tylko daje nam ciepło. Mówił do pozornie spokojnie, ale w jego oczach znowu błyszczało szaleństwo, ledwie powstrzymywana agresja, przekonanie co do własnych słów i miłość do swojego nałogu. Ognia. - Ładne włosy - stwierdził patrząc na rudowłosą dziewczynę, która właśnie wkroczyła do sali. Jednak po chwili jego wzrok samoistnie przeniósł się na idealną Colette.
Pytań by jeszcze pewnie znalazł więcej. Dlatego też użyła liczby mnogiej. Z jego dziwnie stoickim spokojem, pewnie w międzyczasie zapytałby jeszcze o jakieś inne rzeczy. Ten człowiek z jednej strony wydawał się rzeczywiście opanowany, z drugiej, coś dziwie szaleńczego się w nim kryło, może skrywana porywczość? Dziwne wywierał wrażenie. Nie potrafiła określić, czy pozytywne czy negatywne. Po prostu zupełnie odrębne. Kiedy dolał jej dużo alkoholu, ona sięgnęła po sok w butelce, po czym dolała go do swojej szklanki wypełniając, aż po brzegi. Upiła jeszcze trochę, aby nie porozlewać dookoła. - Nie wiem czego chcesz, ja wymyśliłam sam zakład - powiedziała tym samym dając mu do zrozumienia, że nie będzie zgadywać czego chce w zamian. Choć obawiała się, że chłopak raz dwa spełni jej wymysł, po czym jej przypadnie coś ciężkiego. Cóż, zawsze mogła się jeszcze na ten układ nie zgodzić. - Powietrze? - Zapytała kiedy spytał o jej żywioł, uśmiechnęła się jedynie pod nosem. Może nie tyle był to jej żywioł, co po prostu najbliższy jej samej. A i też w jakiś sposób ulubiony. - Przede wszystkim nie da się go ograniczyć. Nie można nim sterować, ani nakazywać mu kierunku, jak w przypadku palenia twoich serwetek - powiedziała spoglądając na chwilę, na koło, które wypalił. - Ochładza, kiedy jest za gorąco - dodała odwołując się do jego ogrzewania za pomocą ognia. - Powietrze jest nieuchwytne. A co konkretnie robi? Jakby nie patrzeć, bez niego nie da się żyć i Twój ogień też by się bez niego nie tlił - wzruszyła jedynie ramionami, po czym upiła nieco swojej mieszkanki. Oczywiście cały czas widziała jego wzrok i jego dziwną pewność, może z mieszaniną agresji.
Możliwe, że zadałby więcej, ale głównie chodziło o jedno: Z jakiego powodu ktoś zrobił tą rzecz? Grigori rozumiał kiedy ktoś miał w tym jakiś cel, na przykład wygranie zakładu. Domyślał się, że nie wypije całego nalanego alkoholu i patrzył jak nalewa sobie więcej soku. Kiedy stał obok niej poczuł jej specyficzny zapach, przyciągający i magnetyzujący, że cofnął się dość szybko z lekkim skrzywieniem, trochę nieudanie próbując zatuszować ten odruch chęcią oparcia o stół. Zaczął rozglądać się ponownie po sali. - Więc rozumiem, że zrobisz co sobie wymyślę. Grigori nie pytał o więcej, bo zamiast odpowiedniej tkaniny zobaczył, że cukier na stole nie jest zwyczajny tylko w kostkach. Podbiegł do Dimitria i przeszukał go szybko. Oczywiście w jednej z kieszeni miał spirytus. Po co on go nosił, skoro tak rzadko je pił. I czemu zawsze potrafił ukryć dwa razy więcej alkoholu niż Orlov? - Oddam kiedyś - mruknął i zaczął chodzić po stołach zabierając miseczki z cukrem. Wrócił do Eff i postawił je na stole obok podając jej jeden z nich. Powoli zalewał wszystko obficie, aż do skończenia butelki. - Nic nie możesz zrobić ze swoim żywiołem. Jest samodzielny i nieposłuszny, nic o nim nie wiesz. Nie potrafi być piękny sam w sobie. Jedynie określasz cechy, które sama wymyślasz, zamiast widzieć cechy, bawiąc się żywiołem. Kiedy skończył rozejrzał się po sali. Była sporo ilość lamp, ale mu wystarczyły. Zaklęciem "Wingardium Leviosa" zostały przetransportowane przez niego do lamp. - Nie wiem czy to wyjdzie - mruknął wyjmując cztery zapałki. Każda wylądowała dzięki perfekcyjnemu pstryknięciu w każdej z lamp, które nagle zapłonęły bardzo jasne. - Flippendo - mruknął cztery razy, a z każdej z lampek zaczęły wyskakiwać małe płomyczki. Ponad wszystkimi powstał grad z ognia, jakby mnóstwo malutkich komet który w rzeczywistości był kostkami cukru. Wszystko wylądowało dokładnie przy przeciwległej do lampy w której było ściany. Grigori wsadził różdżkę do kieszeni i rozejrzał się dookoła. - Może być? Czy chciałaś coś mniej delikatnego? Jakiś wielki wybuch czy coś? - zapytał zerkając na dziewczynę.
Nawet nie zdążyła mu odpowiedzieć, że nie wszystko, tylko co najwyżej mogą podyskutować na ten temat. Ale kiedy miała mu odpowiedzieć, jak ten, na tyle wczuł się w swoje zadanie, że zaraz poleciał je wypełniać? - Możemy się co najwyżej targować - zauważyła, kiedy tylko wrócił i zaczął wykonywać kolejne czynności. Na pewno nie zamierzała się zgadzać na cokolwiek. W owej chwili jednak, przyglądała mu się, zastanawiając, cóż takiego zamierza dokonać, a i cokolwiek to było, ciekawiło ją, na ile uda się jemu zapobiec spaleniu czegoś. - Właśnie to jest w nim dość ciekawe, to jego nieposłuszeństwo. Widzę jego cechy, kiedy wieje wiatr, kiedy tworzą się wszelakie trąby powietrzne. Staje się wtedy niebezpieczny i zupełnie wolny, to jest w nim interesujące - powiedziała, choć już dalej nie zamierzała ciągnąć tej dyskusji. On trzymał się swojego, ona swojego. Mogliby tak sprzeczać się który żywioł lepszy w nieskończoność. A tym czasem prace Grigoriego zostały zakończone. Uśmiechnęła się lekko widząc ten grad spadający z sufitu. Widowiskowo się to prezentowało, nie mogła zaprzeczyć. - Pomysłowo. Oficjalnie Ci więc przyznaję rację, że ogień nie tylko niszczy, a że ty sprawdziłeś się w wyzwaniu z owym żywiołem. - Powiedziała do Rosjanina, kiedy po chwili oderwała wzrok od przedstawienia jakie zrobił. Rzeczywiście było to imponujące, a i chyba sam chłopak miał nieco ciekawsze wyzwanie tym samym, niż rzucanie zapałkami w innych. - I wybuchy warto zostawić na kiedy indziej - dodała jeszcze, tym samym dając do zrozumienia, że wystarczy. Upiła tylko nieco swojej mieszanki, patrząc w stronę, gdzie przed chwilą znikły komety z cukru. Nawet chyba nie spodziewała się po nim takiej pomysłowości.
- Kogo ja tu w końcu widzę... kochana Steffani! Widzę, że w końcu zachciało się uroczyć nas swoją obecnością. Co robiłeś cały dzień i czemu to była akurat ta? - Ridley chyba za dobrze znał Steve`a i wiedział, że jedynym powodem, dla którego mógł się ów spóźnić była jakaś długonoga piękność. - Nie pij tego g#wna, mam mugolską wódkę z Syberii. Ostra jak ich zima i dziewczyny. - nalał sobie i koledze. - Trochę dziwaczni ludzie tutaj przyjechali. Malarzyna, któremu rodzice zrobili niescenscie nazywając go Rafaelem, albo jakiś rusek, który maluje chyba paznokcie... Dobrze, że jest Sasza (IGrigori) i Kora (Dimitri), oni chociaż wypić umieją.
Korotya odwrócił wzrok od pożółkniałej etykietki alkoholu, którą kurczowo obejmował ciepłymi dłońmi, zerkając na dyskusję pomiędzy wcześniej obserwowaną przez niego półwillą, a przyjacielem.Wybór celu jego żartu byłby idealny gdyby Orlov chciałby pannę Fontaine oczarować lub w ten niebanalny sposób rozpocząć rozmowę, jednak każdy kto choć odrobinę go znał, wiedział, że w istocie chodziło o sam wybryk.Przysłuchiwał się ich dyskusji w miarę uważnie, a gdy tylko Grigori zaciekle stanął w obronie swojego wielbionego żywiołu na jego twarz wstąpił półuśmiech. Zdążył już zrozumieć jaki ważny jest dla chłopaka ogień, który towarzyszył mu a każdej chwili.Nie było bowiem momentu w którym blondyn nie miałby przy sobie zapałek, zapalniczki, a gdy brakowało mu tych przedmiotów znajdował inne rozwiązanie aby wskrzesić płomień, którym potrafił manipulować jak mało kto.Była to zdolność, której Dimitri nigdy nie mógł pojąć.Ogień słuchał się Orlova za każdym razem gdy dostał się w jego ręce i co było kolejnym absurdem nigdy go nie zawiódł, parząc jego dłonie, inne części ciała czy też węgląc włosy. Nie protestował gdy przyjaciel wydobył z jego kieszeni butelkę spirytusu i tak nie miał zamiaru spożywać tego alkoholu, choć brał go dość często jako ewentualność lub też opcję ratunkową, gdyby przypadkiem zbyt wiele osób rzuciłoby się na jego zapasy.Nie wielu za nim przepada, więc zapewne nie cieszyłby się popularnością i został mu jako jedyny napój. Obserwował z wielkim zaciekawieniem na jaki ciekawy pomysł wpadnie tym razem przyjaciel.Wszystkie potrzebne mu rzeczy wskazywały, że numer nie będzie banalnym popisem, co tylko wzmocniło zaintrygowanie Dimitriego.Nie zawiódł się na nim, gdy z sufitu spłynęły kostki cukru ozdobione ogniem, co w połączeniu dawało niesamowity efekt, który jak zauważył rozglądając się po sali, wzbudził zachwyt nie tylko w nim.Mimowolnie na jego twarz wstąpił triumfujący uśmiech wysłany w stronę Orlova, mający oznaczać tylko tyle, iż pokazał dziewczynie prawdziwą klasę i z pewnością dowiódł swoich racji. Rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę Colette, która przypatrywała się temu wszystkiemu stojąc niemalże zaraz za nim.Nadał pamiętał, że była piękną panną Poulin z opowieści Grigoria, jednak nie zapominał też, że była osobą straszliwe nudną, zupełnie odstającą charakterem od wielbiciela ognia. - Już znalazł sobie nową zabawkę. - Mruknął na tyle głośno, aby usłyszała go stojąca tuż obok Colette, po czym rzucił jej wymowne spojrzenie, dając jej tym samym do zrozumienia, że była tylko kaprysem, który już odszedł w zapomnienie pod wpływem uroku jasnowłosej półwilli.
Ostatnio zmieniony przez Dimitri Korotya dnia Wto 30 Lis 2010 - 14:34, w całości zmieniany 2 razy
Całkiem niedawno dowiedziałam się o tej całej imprezie. Nie tak trudno było mi znaleźć ową salę, gdyż z daleka było słychać szumy i krzyki. Niepewnie rozglądałam się po pomieszczeniu, w którym wesoło gawędzili studenci. Na każdego z nich spoglądałam uważnie - chciałam prześwietlić ich rentgenowskim spojrzeniem. W tłumie szukałam znajomych osób, z którymi mogłabym zamienić słowo.
Przemierzając wzorkiem po zebranych, aż nie mógł powstrzymać myśli, ile tu jest pięknych kobiet. Nie mógł oderwać oczu od blondynek, których włosy zmysłowo kończyły się w dolnej partii pleców. Odkręcił piwo, podążając wzrokiem pod samą ścianę. Nie widać było wielu uczniów z Hogwartu i przez to bardzo się zawiódł! Bo jak on ma siać zamęt, gdy wszyscy chowają się po kątach? Steve nie jest przedszkolanką, która będzie niańczyła zawstydzone dzieci. Chyba że będą pięknymi kobietami, gotowymi poświęcić dla niego wiele. Ot, jedną noc. Uniósł butelkę do ust, mając nadzieję, że piwo kremowe jest jedynym dobrym wynalazkiem Anglików. Reszta była do niczego. Niestety i tu się zawiódł! Trunek, który zdążył posmakować tak mu nie posmakował, że zaczął z rozpaczy szukać czegoś, w czym owe piwo mogłoby sobie spocząć. Ha! Wazonik! Prędko uniósł kwiatki ku górze, aby wypluć okropny wytwór angielskiej substancji. Odwrócił się w stronę Ridleya, wykonując parę kroków od miejsca zbrodni z charakterystycznym niewinnym wzrokiem. - Tak, tak, wiem, że czujesz się zaszczycony i ledwo wytrzymujesz ciśnienie - skomentował znudzony, biorąc od niego wódkę z Syberii. Wiedział jedno, albo zakosił ją jakiemuś Rosjaninowi albo wytargował u jakiegoś dilera. Bo kto do cholery jeździłby do krainy mrozu po czysty spirytus. Popatrzył z dystansem na kieliszek. Cholera! Że też wiedział, co wyprawiał! Czy miał jakiś rentgen w oczach czy co?! Chyba nie miał na głowie stanika. Nie miał, prawda?! - Trzeba było jakoś uczcić przyjazd na królewskie waście. - wyszczerzył się. Tak, tak. Ashlee była idealną okazją na świętowanie. Szkoda tylko, że uciekła. Dobrze by się bawili! Cóż, jako że była jego przyjaciółką, miał ochotę przeprosić ją w specyficzny sposób i za nic nie kupi jej kwiatków. O nie, nie nie. Z resztą, nie chciał stracić jedynego normalnego rozmówcy. Bo co niby? Miałby zacząć umawiać się z Rapchiem? Tą łamagą?! - Nie uwierzysz, sama czekała na mnie w łóżku! - dodał, unosząc kieliszek do ust, czekając aż w równym momencie życzą sobie zdrowia. Nie wiedział, czy ich przyjaźń będzie ograniczała się tylko do picia i zaliczania panienek, ale naprawdę to mu nie przeszkadzało. Zwłaszcza, że Ridley często potrafił wyszukać fajne przepisy, więc i żołądek pana Howarda został zaspokojony. Modlił się w duchu, aby jego pijany przyjaciel nie wypalił do niego po prawdziwym imieniu. Skrzywił się, czując prawie że sam spirytus wypalający jego układ pokarmowy. - What the... - nie zdążył dokończyć bowiem zabrał dziewczynie sok, który powoli sobie sączyła. Nie znał jej imienia, przynajmniej tak mu się wydawało, więc uśmiechnął się zniewalająco i cicho podziękował. Po chwili wrócił spojrzeniem na Ridleya. O tak, marzyła mu się pewna Rosjanka, a w zasadzie jej powrót. Był ciekaw, czy weźmie udział w Turnieju Trójmagicznym. Jeśli tak, to o zacna Natasho, Steve przyjdzie się Tobą zaopiekować! Uniósł brew, słysząc o Raphaelu. - On? To skończony popapraniec. Lepiej dla żabojadów by było gdyby wylądował w psychiatryku niż miałby spędzać czas z takimi pięknościami. - skinął głową na blondynkę, stojącą wraz z Grigorim. Oj, tak. Była piękna. Cholernie piękna. Cały czas mu się wydawało, że woła jego prawdziwe imię i wręcz pragnął z nią porozmawiać. Czuł jakby to miało być dla niego zaszczytem. - Ta impreza to jakaś skończona oaza niewinności. - jęknął, patrząc jak wszyscy grzecznie ze sobą rozmawiają i sączą niskoprocentowe trunku. - Stypa, do cholery.
Nie odpowiedział już na jej zaczepki dotyczące żywiołów, gdyż jego zdaniem dziś wygrał tą dyskusję i nie musiał jeszcze bardziej przekonywać dziewczyny co do swoich racji. Kiedy dziewczyna uśmiechnęła się na widok ognistych kostek cukru, ponownie musiał odwrócić wzrok, gdyż wyglądała przepięknie. Jego uśmiech zaś stał się trochę przerażający kiedy wspomniała o wybuchach. Co jak co, ale parę wybuchów może się spodziewać w tej szkole, dopóki Grigori będzie tu na wymianie i chyba co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Zastanawiając się nad tym jakie może dać jej zadanie do wykonania spotkał się wzrokiem z Dimitriem. Odwzajemnił szeroki uśmiech. Prawdopodobnie gdyby usłyszał co jego przyjaciel powiedział nie tylko kostki cukru dzisiaj by zapłonęły. Niedaleko Dimitria stała jego dziewczyna. Zerknął szybko to na nią, to na półwilę. - Tam są moi znajomi - zaczął popychając blondynkę w stronę Rosjan, Francuski i dwóch Amerykanów. Nie potrafił się nie uśmiechnąć widząc, że przyjaciel Ridleya oraz Korotya wlepiają wzrok w piękną blondynkę obok niego. - Korotya na ciebie patrzy, podobasz mu się zdecydowanie bardziej niż mi, jest w porządku nie sądzisz? - Mówił to z czystej przekory, chciał zobaczyć jak kobiety, które dobrze wiedzą, że są piękne, reagują na to, że komuś się podobają. - Tam stoi Tamara, jego dziewczyna. Przegrała ze mną zakład. - Co prawda nawet się na ten temat nie wypowiedziała, ale to chyba niespecjalnie ważne? - Jest mi coś winna. Więc obie staniecie na stole i się pocałujecie. Grogiri uśmiechnął się tak niewinnie jak tylko mógł, jednocześnie próbując nie wybuchnąć śmiechem na swój jakże mało inteligenty, aczkolwiek widowiskowy pomysł. Większość stojących obok słyszała owe zadanie, ale chyba Dimitri nie obrazi się, że Grigori chce sprawić mu taki piękny obraz do oglądania z jego dziewczyną w roli głównej? Pociągnął kolejny łyk alkoholu, zbliżał już się do końca, więc coraz bardziej go odczuwał. Jego wzrok spoczął na jego pięknej Francuzce uśmiechnął się do niej lekko. Czekał tylko aż blondynka zgodzi się na jego zadanie, bo chciał znaleźć się obok Colette. - To jak...? Nie znał jej imienia więc jego pytanie zostało urwane, widać, że niedopowiedziane.
Grigori mógł sobie czuć, że dyskusje wygrał, choć panna Fontaine oczywiście zupełnie z tym stwierdzeniem by się nie zgodziła. Eff uznała po prostu dalszą dyskusję za niepotrzebną. Do tego jeszcze brakowało kogoś kto zacząłby się upierać przy ziemi i wodzie. Wówczas mogliby się spierać do białego rana, a każdy byłby przekonany, że na pewno jego stwierdzenia są słuszniejsze. Kiedy czekała, aż chłopak coś wymyśli, zajęła się popijaniem swojego drinka. Prawdę powiedziawszy owa mieszanka nie była na pewno słaba. Chwilę później Rosjanin znów się odezwał wskazując na ludzi nieopodal. Spojrzał tym samym na poszczególne osoby, kiedy wspomniał, że są jego znajomymi. Wówczas zauważyła, że w jej kierunku spogląda jakiś dwóch chłopaków. Najpierw przyjrzała się jednemu, po czym dłużej zatrzymała spojrzenie na tym, o którym wspomniał Grigori. Uniosła tylko brwi na jego pytanie czy jest w porządku. - Nie znam go, wydaje się być w porządku - odpowiedziała czekając na ciąg dalszy i to co, Rosjanin dla niej takiego wymyśli. Ze zdziwieniem spojrzała na dziewczynę o której wspomniał, zaraz jednak wróciła wzrokiem do Grigoriego. Prawdę powiedziawszy mogła się spodziewać czegoś w tym stylu. - W porządku, ale tylko pod warunkiem, że ona nie będzie mieć nic przeciwko i ten Twój zakład z nią rzeczywiście miał miejsce - powiedziała obserwując Rosjanina. - Ja jej na stół nie zaciągnę - dodała przypominając sobie jak widowiskowy pokaz sobie zażyczył Rosjanin. Skrzyżowała ręce, czekając na jakieś jego działania w tym celu. Skoro podjęła się tego zakładu, pozostawało jej teraz się z tego wywiązać. Kontem oka spojrzała na brunetkę, po czym na jej chłopaka. Była bardzo ciekawa, co oni na ten nietypowy pomysł Gigoriego.
Słowa Igora skwitował nieznacznym uśmiechem. W sumie cieszył się, że udało mu się dostać na tę wymianę. Raczej się cieszył. Raczej przewidywał, że jakoś będą się dogadywać, choć chęć posiadania tu kogoś, z kim będzie mógł porozmawiać w przypadku Raphaela nie była nazbyt silna. Po prostu nie odczuwał potrzeb towarzyskich, jeśli już, to były dość raptowne i zaspokajał je bez większego problemu. Cokolwiek miało to znaczyć. -Czy ja wiem. Są tu osoby znacznie bardziej popaprane, niż Twoi koledzy ze szkoły. - mruknął. Miał oczywiście na myśli swoją ulubioną "Miss America" usilnie zaliczającą wszystko co żyje, i o której po raz kolejny dowiedział się, że ma poważne problemy ze wzrokiem. Szkoda jednakże, że najwyraźniej Steve nie zdawał sobie sprawy ze swojej głupoty, i że chyba już tak miało pozostać, już na zawsze miał tkwić w szokującej nieświadomości. Akurat Rosjanie wydali mu się całkiem interesujący. Albo wódka, którą mieli ze sobą. Nie czuł niechęci nawet do tamtego Rosjanina, który usilnie na jego oczach próbował zaznaczyć "swoje terytorium", które chyba jednak nie do końca było takie jego. Prawdę mówiąc, jego zdolności okiełznywania materii ognistej wydały mu się wcale nieprzeciętne, wręcz imponujące. Być może nawet inspirujące. Tak, ogień był inspirujący. Bezkształtny, plastyczny lecz nieokiełznany, kreował sam siebie w sobie ulegając działaniom człowieka czy innych żywiołów w sposób nieprzewidywalny. Dzieło w pewien sposób także było jak ogień. Zwłaszcza inspiracja. Inspiracja była jak ogień, nagła i wszechogarniająca, twórcza i destruktywna. Chyba właśnie zaczął płonąć w przypływie inspiracji... -Miło było się w końcu z Tobą spotkać, Igorze. - odrzekł ni stąd ni zowąd. Wtem usłyszał treść "zadania". Oddalił się od znajomego i oparł o ścianę, bacznie obserwując grupkę, choć nie patrząc na żadną konkretną osobę. Jego myśli krążyły obecnie wokoło mademoiselle Fontaine. Przystanie? Impreza zaczęła przybierać dość niespodziewany obrót. I choć właśnie odczuł potrzebę napicia się wódki, postanowił, że nie będzie się wpieprzać w tamtejszą grupę, przynajmniej nie w tak emocjonującej chwili. Decyzja dziewczyny go nie zaskoczyła, żadna decyzja by go nie zaskoczyła, choć była ona na swój sposób zadziwiająca. Oparł się wygodniej o ścianę, założył ręce na korpusie i bacznie przyglądał się rozwojowi sytuacji.
Ciężko powiedzieć, co robiła introwertyczna Colette w czasie tego całego zamieszania. Oczy o refleksie oliwkowego błysku lustrowały z uwagą otoczenie, a lekki uśmiech pojawiał się czasem na pudrowych wargach. Może ironiczny, może szyderczy? Najpewniej nie, wyglądało to tak, jakby co jakiś czas przebłyskiwało jej w głowie jakieś wspomnienie, myśl, która warta była skwitowania przeznaczonym tylko dla siebie uśmiechem. Jakiś czas obserwowała Grigoriego. Gdy jego rozmowa z pół-wilą przeciągała się w nieskończoność, przekrzywiła nieznacznie głowę i obserwowała innych. Na karku snuły się leniwie zimne dreszcze pogłębiającego się poczucia niedopasowania. Wraz ze słowami Dimitriego skierowanymi w jej stronę, Indigo podniosła nieco zaskoczony wzrok na Rosjanina. - To wspaniale, biorąc pod uwagę fakt, że ja jego zabawką nie jestem - odparła spokojnie, wzruszając nieznacznie ramionami. Ale ta blond piękność. Cóż. Była po prostu perfekcyjna, zniewalająca. Nie dziwiła się wcale, że Płomyczek zajął się nią. Sama chętnie by się nią zajęła! Jej wieczna chęć do pozwalania innym na szczęście kosztem własnego, martyrologiczna postawa osoby, która wycofuje się, gdy tylko wyczuwa, że stwarza problem, uniemożliwiła dziewczynie pojęcie złożoności procesu, który właśnie w niej zachodził. Ale nie rzuciła pół-wili spojrzenia podszytego zazdrością, nie. Chociaż w środku rozetliło się gorzkie uczucie, szybko zgaszone przez dziwną słabość w ramionach. Pokręciła głową, jakby do samej siebie, chwytając w pszeniczne włosy chłodne refleksy światła. Wytężyła wzrok za Raphaelem, ale zniknął jej gdzieś w tłumie. Przepchnęła się przez ludzi, ginąc w dziesiątkach nieznanych jej twarzy i odnalazła jakiś pusty fotel w kącie. Po drodze zgarnęła szklankę z sokiem dyniowym, po drodze również odstawiła go nietkniętego, zmieniając zdanie co do ochoty zaczerpnięcia łyka. Usiadła tylko na fotelu, podparła łokieć o kolano, a głowę wsparła na szczupłej dłoni. Dogodny punkt obserwacyjny. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nie widziała stąd Płomyczka i Chodzącej Perfekcji. Pod ścianę nieopodal fotela Colette doszedł nagle jej przyjaciel, Raphael. Bezszelestnym krokiem znalazła się tuż przy nim i oparła tuż obok. - Podpieracze ścian, imprezy psucia czas zacząć - mruknęła. On wcześniej też rozmawiał z tą dziewczyną. - Drogi Merlinie, też na nią patrzysz? Te pół-wile faktycznie potrafią otumanić człowieka.
Choć na chwilę się wyłączył, wzrok Colette był w stanie wyczuć na sobie natychmiast. Wyczułby go wszakże i wszędzie, podobnie jak zawsze wychwycał słodkie brzmienie jej słów, które dogrzebią się do jego uszu przez kawałki ziemi z drugiego końca świata nawet wówczas, gdy wreszcie będzie zimnym trupem spoczywającym parę metrów poniżej dna. Ewentualnie przedrą się przez wieko urny. -Ma chérie, obecnie nie patrzę na nią, lecz w przestrzeń, w której się znajduje. Na nią spojrzę wówczas, gdy dojdzie do finalizacji zakładu, uprzednio się już napatrzyłem. - skwitował (wszakże kto nie lubi kobiet zdradzających nieprzyzwoity charakter sympatii skierowany w stronę innych kobiet?), ogarniając sylwetkę drogiej jego sercu baletnicy rozkosznym spojrzeniem. -Wierz lub nie, ale jestem rad mogąc w tej chwili obserwować właśnie Ciebie. Jak noga? - spytał, przypominając sobie o incydencie na schodach.
- Nie na nią, lecz w przestrzeń, w której się znajdują - podchwyciła z ledwo wyczuwalnym rozbawieniem w głosie, lecz jej skinięcie głowy pełne było teatralnej powagi. - Ach, ta sublimacja; jesteś bezkonkurencyjny, mistrzowski w kwestii zgrabnego omijania meritum sprawy i przeskakiwania nad sednem. Westchnęła i oparła głowę o jego ramię na krótką chwilę, jakby była niebywale zmęczona. - Cóż za impreza, naprawdę. Integracja pełną parą - mruknęła, wracając głową do pionu. Nie wiedziała, naprawdę nie była świadoma, że mogłaby tym sprawić mu jakikolwiek ból. Nie, Colette akurat w kwestii Raphaela nigdy nie pomyślałaby, że może darzyć ją czymkolwiek więcej poza przyjaźnią. Inaczej było z Grigorim. Coś czuła, ale nie była tego całkowicie pewna. Do tej imprezy. A Raphael był jej najlepszym przyjacielem, ceniła go jak nikogo innego i być może nawet podświadomie nie dopuszczała do siebie myśli, że on mógł odbierać to wszystko inaczej. Indigo czuła się z nim swobodnie, dlatego dość często pozwalała sobie na podobne gesty, uściski, wtulenia się w jego ramiona, gdy potrzebowała pociechy albo starała się pocieszyć jego. - Tak, to może być interesujące - potwierdziła cicho. Wszak i Chodząca Piękność i Tamara były prześliczne. Cóż z tego, że ta pierwsza nawet nie miała pojęcia o jej istnieniu i omijała wzrokiem za każdym razem, gdy spoglądała na Grigoriego albo podążała za spojrzeniem Raphaela, gdy rozmawiali? Druga natomiast najwyraźniej nie zapałała do niej sympatią. Naprawdę, pierwsze dni w Hogwarcie okazały się fenomenalne w kwestii budowania relacji międzyludzkich. Ha-ha. Nie. - Wszystko jest w porządku, to nie było tak groźne, jak wyglądało - odparła na pytanie o nogę, spoglądając na swój piszczel. Opleciony cienkim materiałem rajstop, ujawniał jednak ślad po niedawnym wypadku, miękka skóra była nieco otarta i wciąż zaczerwieniona. - Całe szczęście. Nie wiem, naprawdę, co bym zrobiła, gdybym nabawiła się kontuzji. Zrobiłabym się jeszcze bardziej nieznośna i w ogóle odmówiłbyś znoszenia mojego towarzystwa - posłała mu lekki uśmiech.
Kiedy Raphael się oddalił, nie bardzo wiedział, co zrobić, więc oparł się o ścianę, i obserwował... Z tego, co udało mu się usłyszeć spośród gwaru i rozmów, jakieś dwie dziewczyny miały się pocałować,... na stole... tak publicznie... Cóż, on by chętnie zrobił taki coming out, ale raczej z kimś innym... Owymi dziewczynami okazały się ta blondynka, z którą wczesniej rozmawiał Francuz i Tamara... Oh, to może byc naprawdę ciekawe, pomyślał. Czekał niecierpliwie, co nastąpi... Cóż, nie było chyba faceta na ziemi, którego nie ekscytują dwie, całujące się dziewczyny...
- A przystojny? - zapytał jeszcze Grigori z lekkim rozbawieniem na twarzy, zerkając na Dimitria. Nie mógł się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, jeśli odpowie przecząco po prostu nie wspomni o tym przyjacielowi. - Jasne, że był - mruknął niezbyt pewnie, bo w końcu nie był pewny co na to powie Rosjanka. Podszedł do Tamary i objął ją delikatnie. Była chyba jedyną dziewczyną, do której był tak bezpośredni. Chodziła z jego przyjacielem, więc traktował ją inaczej niż inne. To odnosiło się także do tego, że o ile przy wszystkich innych dziewczynach miał pewien dystans, o tyle przy niej według niego on nie obowiązywał. Grigori sądził, że Korotya wiedział, że na nim można polegać, a Tamara traktowała go jak przyjaciela, uśmiechnął się do niej lekko. - Tamara nie odmawiaj wszystkim tej przyjemności. Przegrałaś zakład, więc zrobisz to dla mnie? - Namawiał ją w ojczystym języku, łażąc wokół niej i co chwila dotykając jej włosów, obejmując i uśmiechając się lekko. Kiedy na chwilę oderwał od niej oczy zauważył, że Colette nie ma już na swoim miejscu. - To jak? - zapytał Tamary i usiadł na stole, niedaleko blondynki. Był zirytowany i zły na siebie, że zostawił tutaj Francuzkę, zamiast jej pilnować. Wziął do ręki ponownie wszystkie łatwopalne serwetki i zaczął się nimi bawić. Wtedy zobaczył swoją Colette, która opierała się głową o ramię swojego "przyjaciela". Ogień objął całe serwetki, wymknął mu się spod kontroli. Rzucił je na ziemię i przydeptał zgrabnie, okazując tym swoje podenerwowanie. W końcu musiało coś go wyjątkowo wkurzyć, żeby zagapił się tak, że zapomniał o płomieniu. - Jaki jest ten Francuz? - zapytał dość cicho, aczkolwiek dosadnie i z nutką agresji, nie odrywając wzroku od pary. W końcu spojrzał na blondynkę, która zapewne wolała jednak nie widzieć aktualnie jego gniewnego spojrzenia, oczywiście nie skierowane w nią. Widząc jej wyraz twarzy oddalił się od niej i usiadł znowu na stole. - I jak się w ogóle nazywasz? - zapytał wyciągając papierosa, mając nadzieję, że choć trochę go uspokoi. Jednak niestety zorientował się, że siedzący z Indigo wcale nie patrzy na niego triumfująco, raczej widział w jego wyrazie twarzy... coś na kształt podziwu, nie potrafił określić dokładnie co takiego. Zupełnie skołowany Grigori wziął do reki kolejną butelkę, najwyraźniej mając dzisiaj za zadanie upić się na umór, skoro Colette od niego uciekła, zdołał jedynie posłać jej nieokreślone spojrzenie. Nigdy nie był dobry w wyrażaniu smutku, rozgoryczenia i innych tego typu rzeczy.
-Wreszcie ktoś wykazał się tak wysoką inteligencją i kulturą, by to docenić. – uznał z dość zauważalnym jak na niego rozbawieniem. -Ale na poważnie, to jest różnica. Gdy spoglądasz na obraz, choć mogą się znajdować na nim różne postaci, możesz na nie patrzeć i jednocześnie ich nie widzieć. Wzrok i uwaga nie są w stanie ogarnąć tylu rzeczy ile sama psychika czy wyobraźnia. – wyjaśnił cierpliwie, czując się zobligowanym do przekazania jednej ze swoich muz różnicy między widzeniem a patrzeniem. Jak między czytaniem a rozumieniem. Pląsem a tańcem. Tak, moment wprost wyśniony na głębokie filozoficzne monologi, zwłaszcza iż lada chwila najnowsza z jego muz najprawdopodobniej złoży na ustach jednej z Rosjanek gorący pocałunek. Podczas oglądania całujących się kobiet zawsze miał poważny dylemat – o pozycję której z nich powinien być zazdrosny? Ah, zaiste, w tym wypadku wybór był również niełatwy, choć z drugiej strony – naturalny. Chyba właśnie jakiś ponarkotyczny flashback postanowił ożywić wyimaginowane wspomnienie czułości wymienianych z Colette i spalić jego ramię żywym ogniem muśnięcia jej cudownego czoła. Dzięki Ci, ma słodka iluzjo, nie ma nic ostrzejszego niż krawędzi Twojego jestestwa opierającego się o wszystkie moje marzenia, które się nigdy nie spełnią. Ale powróciła do pionu. Cieszyć się? Oczywiście, że nie. -Tak, czuję się głęboko zintegrowany ze ścianą, stojąc przy niej prawdziwie czuję się częścią świata pełnego ludzi. – zauważył równie zmęczonym tonem. Jakże doceniał swoją rozmówczynię za to, że gdyby nie to, iż skrycie darzył ją uczuciem silniejszym niż ustawa przewiduje, to wcale nie obawiałby się czuć przy niej zupełnie swobodnie. -Wciąż mnie zaskakujesz, a jednak podzielasz mój entuzjazm! – przyznał pozorując radość, jednakże w istocie właśnie w tej chwili zmierzał się z przedziwnym efektem rozszczepienia emocjonalnego, którego geneza była dla niego prawdziwą zagadką. -Nie znam faceta, którego nie kręcą biseksualne kobiety. Czy choćby same lesbijki. – nie do wiary, ale nawet jego to dotyczyło. Na ostatnie dwie uwagi uśmiechnął się szeroko, poniekąd „odsyłając” jej uśmiech. -Quel malheur, nie zapominaj, jestem niezniechęcalnoniezniszczalny. Musiałabyś się stanowczo bardziej postarać. – uznał, udając w pełni niewzruszonego złowieszczą zapowiedzią zmiany jej zachowania.