W przypadku, gdy Główna Aula jest zajęta, zajęcia zawsze mogą się odbywać w Dodatkowej Auli. Mimo, iż jest nieco mniejszych rozmiarów niż ta pierwsza, bez problemów pomieści uczniów z danego wydziału. Ściany są w kolorze jasno szarym, a choć nie zdobią ich piękne malowidła, wnętrze na pewno zdobywa dzięki zupełnie fascynującemu, okrągłemu sklepieniu. Nie brakuje na nim drobnych malowideł przedstawiających różne stworzenia.
Zaprzestała automatycznego obracania bransoletek, gdy chłopak ponownie zaczął do niej mówić. Uśmiechnęła się lekko, widząc, że nie do końca się zrozumieli. Rzeczywiście Grigori pewnie miał rację sądząc, że Effie mówi w jakiś nie zawsze zbyt jasny sposób. Dlatego też pozostawało jej wyjaśnić co właściwie miała na myśli, mówiąc o zaprzestaniu palenia. - Wiem, ale skoro nie zamierzam zabić się już jutro, wybierając ową opcje, zapewne musiałabym na parę lat porzucić palenie. - Wyjaśniła, dlaczego właściwie mówiła przy tym wszystkim o rzuceniu palenia. A już tak swoją drogą, nie była właściwie pewna co skłoniłoby ja do porzucenia owego nałogu. Na pewno musiałby być to coś mocnego. Pokręciła tylko lekko głową, gdy usłyszała "czemu nie jutro". Chociaż właściwie na moment zamilkła. Chyba nie była pewna co ma odpowiedzieć, wydawało się jej, że słowa które układały się w jej głowie, brzmiały naiwnie. - Powiedźmy, że jeszcze zamierzam przeżyć kilka rzeczy, coś sprawdzić, czy spróbować - odpowiedziała w końcu. Właściwie była nieco zaskoczona tym, w jaką własnie wdała się rozmowę. Jednak co jak co, lecz nie często poruszała takie tematy, a już na pewno nie z kimś kogo zupełnie nie znała. No ale właśnie, jakoś nie wyszła, jeszcze nie zakończyła. Wręcz przeciwnie, była zaskakująco zaciekawiona jaki dalszy przebieg przyjmie ta wymiana zdań. Wszakże nawet jeśli zakończyłoby się to ostrą kłótnią, byłby to jeden z bardziej nietypowych dialogów, jakie odbywała. Zagryzła lekko usta, słysząc jego słowa, tak wyprane z jakiegokolwiek przekonania. Brzmiało to raczej jak zwykłe hasło, które się powtarzało, tylko dlatego, że tak przyjmowała większość, czy po prostu niemal całe społeczeństwo, a z którym się zupełnie nie identyfikowało. Może i coś by w końcu powiedziała, choć tak nie wiele obecnie przychodziło jej na myśl, kiedy to chłopak przeszedł do tematu papierosów. Magicznie wyrwało ją to z tamtego zamyślenia. W efekcie tego przeszła parę kroków i zajęła miejsce na krześle obok chłopaka. Automatycznie lekko się uśmiechnęła, gdy usłyszała jego kolejne stwierdzenie. Kurcze, kiedy ona ostatni raz rozmawiała z kimś kto nigdy nie palił papierosów, chyba rzeczywiście gdzieś tam w pierwszej, czy drugiej klasie. - A chcesz to zmienić? - Zapytała, lekko unosząc brwi i ponownie bacznie go obserwując. Wszakże nigdzie się nie śpieszyła, dodatkowo chciała na chwilę oderwać się od turnieju, więc brnęła w tą wymianę zdań, a nawet znów usiadła w auli. Prowadzenie tej rozmowy spowodowało, iż jeszcze ani razu nie doszły do jej głowy myśli brzmiące mniej więcej "cholera jasna, w trzecim zadaniu już na pewno wyląduje w szpitalu", a to jednak póki co zdecydowanie było na plus.
Powoli zaczynał odnajdywać się w sytuacji. Ale dziewczyna sprawiała, że nie mógł być pewien żadnego swojego słowa. Właściwie wydawało mu się, że twierdzi coś zupełnie odwrotnego wraz z ostatnim dźwiękiem układającym zdanie. Osobliwe uczucie. Nie pamiętał, kiedy doświadczał tego ostatnio, o ile w ogóle. Może dlatego, że ostatnie lata rzadko spędzał na rozmowach i Rozmowach. Jałowych kłótni nie zaliczał do takowych, to było nawet mniej efektywne niż milczenie. Zabawne. Czuł zapach jej perfum, które zabijał zapach nikotyny. Ale spod tej warstwy woni wyłaniał się najbardziej specyficzny zapach skóry. Nienaturalnie śliczny, dziwnie słodki. Innych odbierał w tym zupełnie inaczej, pachnieli ludzką skórą zupełnie inaczej, intensywnie, cierpko, nieprzyjemnie. Zastanawiał się, czy natura wili wpłynęła na nią w każdym możliwym aspekcie. Czy jej fizyczność nie była czysto fizjologiczna i odpychająca, a usta były słodkie nawet, jeżeli przed chwilą oderwał się od nich filtr papierosa rozżarzonego na drugim kocu. Samael, stop. Ale okazało się, że Effie Fontaine nie tylko wygląda. Może to okrutne, ale Samael zawsze był przekonany, a wręcz wmawiał sobie, że ta dziewczyna robi tylko to, tylko jest pięknie. A ona miała coś do powiedzenia. I zainteresowało go to na tyle, że na chwilę umknął mu jej wyidealizowany obraz i pojawiła się Effie nie oszołamiająco śliczna, ale Effie inteligentna. Rozważył jej wcześniejsze słowa, wysłuchał kolejnych i pokiwał powoli głową. - Poznanie empiryczne - powiedział cicho, przesuwając opuszkiem długiego palca po krawędzi... fotela, ławy, krzesła? przed nim. Znów poprawił nerwowo szalik, nie chcąc, by dostrzegła szpetne blizny na szyi. - To chyba jedyna słuszna forma. Poprzez doświadczenie. Podejmujesz decyzję, reakcja łańcuchowa, doświadczasz czegoś, następuje wydarzenie formujące cię w człowieka. Kształtujące bardziej niż jakakolwiek forma myśli nieobróconej w czyn. I znów się zawahał. Czyż nie kłamał w tej chwili? Przecież samo wyobrażenie o Effie rzutowało w tak potężny sposób na to, jak się teraz zachowywał. - Chociaż myśl to też potężna broń. Cholera. Zaplątał się, nie ma ratunku. Czy naprawdę wcześniej przemknęło mu przez myśl, że odnalazł się w sytuacji? Zabawne. Prychnął nagle cichym, krótkim, suchym śmiechem. Urwał się równie niespodziewanie co zaczął, jakby zacisnęli mu palce na szyi poznaczonej oparzeniami. - Ciężko ustalić wartości w świecie, który sam chwieje się w fundamentach - powiedział po chwili cicho. Nawet szept roznosił się tu krótkim quasi-echem. - To iście krukońskie z mojej strony, naprawdę. Machinalnie lekko odwrócił głowę w jej kierunku. Ten odruch zdarzał mu się już niebywale rzadko, wykształcił w sobie umiejętność absolutnego bezruchu, martwego lustrowania ciemności, zatrzymując "spojrzenie" w jednym punkcie, utrzymując głowę na jednym poziomie. Ale teraz ślepy wzrok przeszył dziewczynę, Samael zamrugał. Przez poprzednią wypowiedź zaraz pewnie zechce go opuścić, więc postanowił przeciągnąć tę chwilę jeszcze o moment. Poza tym był chyba naprawdę ciekawy, o co tyle szumu. - Tak a'propos empiryzmu... trzeba coś sprawdzić, czegoś spróbować. Ale jeżeli mi się spodoba, będziesz mi refundowała paczkę na rok za wciągnięcie w szpony nałogu. Uśmiechnął się. Przelotnie, niemal niezauważalnie. Czasami sprawiało to wrażenie bardziej przypadkowego skurczu mięśni, bo uśmiech nigdy nie obejmował oczu.
Dziewczyna bardzo szybko zorientowała się, że nie ma do czynienia z zupełnie zwyczajnym rozmówcą. W szkole spotykała raczej osoby, z którymi rozmowa opierała się na tematach dotyczących najświeższych plotek. Tematy te bywały uroczo lekkie i zaskakująco nudzące. Natomiast to o czym mówili w chwili obecnej nijak przypominało jej dotychczasowe wymiany zdań. Przynajmniej między te uczniami. Wszakże cóż przyciągało pannę Fontaine tak bardzo do jej nauczyciela malarstwa, jeśli nie właśnie te cudowne rozmowy z nim, to jak opowiadał. Tak bardzo chciała go wówczas słuchać. Oczywiście pewne nie małe znaczenie miał także jego talent, którym była szaleńczo oczarowana. Ot takie dawne, młodzieńcze, zupełnie nie poważne, zauroczenie. Nie mniej jednak przypominało jak rozmowa i to co druga osoba ma do powiedzenia, jest ważne. - Zdecydowanie, inaczej chyba poznanie nie będzie pełne. Czyż to nie jest trochę różnica jak między teorią, a praktyką? - Zastanowiła się na głos, uznając, że tak w istocie jest. Mogłaby przykładowo czytać latami o podróżowaniu do odległych krajów, ale przecież nim sama nie spróbuje nigdy w pełni nie będzie wiedzieć, jak to jest. Nie, nie dało się inaczej tego wszystkiego doświadczać, jak własnie przez poznanie. Co najwyżej było można rezygnować z dokładniejszego zagłębienia się w coś, uznając, że zdobyta teoria jest tu wystarczająca. - Myśl jest na pewno wyjątkowo potężna gdy rzutuje nam jakiś obraz, ale po to własnie doświadczenie, by odkryć jak jest na prawdę. Przecież nie da się nieomylnie zakładać jak jest na prawdę, chociaż może się wydawać, że mamy absolutną rację. - Stwierdziła, automatycznie sięgając do kieszeni po papierosy. Wzrok miała wbity gdzieś przed siebie, niezmiennie wpatrywała się w pustą tablicę naprzeciw, właściwie zupełnie się na niej nie skupiając. Ba, zapytana co na niej pisze, dopiero musiałaby się ocknąć z tego zamyślenia i ponownie spojrzeć. A jeśli chodzi o same rozważania, te były zaiste niekonwencjonalne. Dopiero kiedy chłopak odezwał się ponownie, dziewczyna automatycznie się ocknęła. Skierowała na niego spojrzenie i dopiero teraz zorientowała się, że Samael przeniósł swój ślepy wzrok na nią. To było w gruncie rzeczy, całkiem dziwne uczucie. Spoglądał na nią, a jednak zupełnie nie widział. W końcu lekko się uśmiechnęła słysząc jego słowa o refundacji papierosów, a swe oczy dopiero wówczas wbiła ponownie w ich paczkę. Nieśpiesznie otworzyła owe pudełeczko, w którym pozostało parę papierosów. Przysunęła ją w stronę Samaela, tak by bez problemu się poczęstował. Drugą ręką natomiast przeszukała kieszeń, aby odnaleźć swe zapałki. - Mogę Ci na pewno obiecać, że w razie czego, będę osobą, która chętnie wyskoczy na papierosa i dotrzyma towarzystwa - powiedziała adekwatnie jego propozycji. - Chociaż paczka na rok, to też nie taki zły układ. I w takim też będąc niby to zamyśleniu, przez jej usta przebiegł lekki uśmiech. Przeniosła wzrok na papierosy, którymi lekko obiła o jego dłoń, uniosła jedną brew i rzuciła krótkie "częstuj się".
Wszedł, na salę w pełnej oficjalnej szacie studenta WMK, z neseserem w lewej ręce a prawą wspierał się o lasce. Podszedł do miejsce dla pomocniczego sędziego, zdjął szarfę i przełożył ją przepisowo przez ramie, położył neseser na blacie otworzył go i wyciągnął zeń, Egzemplarz Regulaminu, oraz Veritaserum, na potrzeby procesu, oraz pozostałe księgi kodeksu, ułożył je przed swoim miejscem. Zamknął neseser i wziął ze sobą, poszedł do oddzielnego pomieszczenia sędziowskiego zapoznać się z aktami sprawy jak i poczekać na Sędziego głównego i wprowadzenie oficjalne na sale.
Gdy dostała list o tym, że zostaje głównym sędzią w procesie Elenki, w pierwszym odruchu zaczęła się śmiać, myśląc sobie, że to jakiś żart zrobiony z niej. Wiedziała o istnieniu Sądu Studencko Uczniowskiego, ale, na Merlina, kto normalny zrobiłby z niej sędziego? To musiał być ktoś nienormalny, tak. Co z tego, że była prefektem i miała nieposzlakowaną opinię? Były najlepsze osoby do objęcia tego stanowiska, ale nie, akurat ona musiała je objąć. Gdy jednak wywiedziała się, że naprawdę ma nim być, przyjęła taktykę, że będzie robić to, co będzie musiała. I tyle. Gdy nadszedł czas, ubrała się w szaty uczennicy Ravenclawu i założyła swą plakietkę prefekta (jak lans to lans hehe). Mając ze sobą wypożyczony z biblioteki egzemplarz kodeksu szkoły (własnego nie posiadała, cóż) z wieży Ravenclawu poszła aż do tej dodatkowej auli, czy jak ona się nazywała. No, do miejsca, gdzie miał odbyć się proces. Zdziwiła się, że była na sali przez resztą, ale przypomniała sobie, że przecież najpierw miała zapoznać się ze sprawą i przygotować do procesu. W ogóle to się czuła jakby brała udział w programie na wzór "Sędzia Anna Maria Wesołowska". Sędzia Gabrielle Lucy Papillon, jak to dumnie brzmi, hyhy. No, najpierw podeszła do miejsca dla sędziego, gdzie zauważyła szarfę, którą, jak się domyśliła, miała założyć, co też zrobiła. Położyła kodeks szkoły na blacie przed swoim miejscem, a potem udała się do tegoż pomieszczenia dla sędziów, w którym, jak zauważyła, już ktoś był. - Witam - powiedziała, może trochę niepewnie, ale przecież pierwszy raz była w roli sędziego i, kurczę, to było dziwne i się tremowała. Na stoliku znajdowały się jakieś dokumenty, które zaczęła przegląda, orientując się, że to akurat były akta sprawy.
Podniósł wzrok znad akt, zaznaczył gdzie skończył i położył je pomiędzy pozostałe teczki. Wstał i wyciągnął w jej kierunku rękę: -Aleksander Brendan, zostałem powołany na sędziego pomocniczego, postaram się jak najlepiej wspomagać Cię w trakcie tego procesu , Szacowna Pani Wysoki Sądzie- ukłonił się- Jak widzę założyłaś już szarfę- Wskazał jej teczki na stoliku- Akta masz już uporządkowane i poznaczone najważniejsze fakty. Powinno Ci pomóc i przy okazji nie denerwuj się, będę chronił twoje plecy.
Uścisnęła dłoń mężczyzny (?) (na chłopaka to on nie wyglądał), uświadamiając sobie, że popełniła gafę, bo to ona powinna jako pierwsza wyciągnąć rękę. To zdenerwowało ją tylko, przez co speszyła się jeszcze bardziej. Zauważyła, że Aleksander zdawał się być bardzo szarmancką osobą. - Gabrielle Papillon - odparła. - Szczerze mówiąc, nie do końca wiem, na czym to ma polegać, więc każda pomoc się przyda - dodała, uśmiechając się przy tym niepewnie. Była zestresowana, o czym pewnie było już wspomniane, ale nie ma się czemu dziwić, w ogól.e Po tej krótkiej wymianie zdań powróciła do przeglądania akt.
Kiedy Harukichi dostała list od dyrektora (?) od razu wbiła się w szatę . Ogólnie to nieźle się tym podnieciła, bo przecież po raz pierwszy będzie brała udział w takim wydarzeniu. Choć z drugiej strony nieco się obawiała, że coś schrzani. Oj dobra, dobra Haru będzie się starać, aby nie było widoczne jej zdenerwowanie i takie tam rzeczy. Idąc korytarzem do Dodatkowej Auli niemal co minutę poprawiała szatę. Co jak co, ale trzeba się dobrze prezentować. O! I już jest. Przed drzwiami do miejsca gdzie tam ma się wstawić. Boże, jak to poważnie zabrzmiało, ale do rzeczy. Jeszcze parę poprawek, jeden głęboki wdech, i otworzyła drzwi. Nie weszła jeszcze do sali, ale stanęła przy samych otwartych drzwiach trzymając klamkę. Kurde nie wiem co zrobić pomyślała dziewczyna w myślach po czym przełknęła ślinę. Z racji tego, iż Harukichi jest gfyffonem nie może przecież się tak zachowywać. Trudno będzie improwizować. Znów wzięła głęboki wdech i weszła do sali. Kiedy znalazła się w środku rozejrzała się. Nie wiedziała co zrobić. Weszła na środek sali, lecz po chwili zorientowała się, że to ona ma stać przy drzwiach, otwierać je i zapowiadać czy coś w tym stylu. W taki razie dziewczyna wróciła się do samych drzwi. Wyjęła ze swojej malutkiej, czarnej torebki białą szarfę, ,,wyprasowała" ją palcami i włożyła na siebie. Torebkę zaś wsadziła za szatę by była nie widoczna. I tak stała i czekała, aż się wszystko zacznie.
Ostatnio zmieniony przez Harukichi Yamato dnia Sro 10 Sie 2011 - 17:30, w całości zmieniany 2 razy
Twan jako obrońca, boże, jak to wyglądało. On, jedyny szóstoklasista wśród tych wszystkich dużych ludzi czuł się... no jak nie wiem co. W dodatku, miał tak ważne stanowisko! Tyyyle od niego zależało. Ale nie, żeby za bardzo się denerwował, co to to nie, w końcu był gryfonem i nie takie rzeczy się robiło. Pod pachą niósł mnóstwo papierów, co ponotował mnóstw potrzebnych rzeczy. Wlazł po cichutku do sali, rozejrzał się i podreptał do swojego miejsca (nigdy nie pamiętam z której to strony xd) i założył śliczną, błękitną szarfę, co wisiała na krześle, przygotowana specjalnie dla niego. Szkoda, że nie biała, ale taka też może być! Rozłożył wszystkie swoje karteczki przed sobą, wyciągnął długopis i z inteligentną miną zaczął je przeglądać, co by w ostatniej chwili przypomnieć sobie co i jak. Jeszcze tylko okularów mu brakowało i wyglądałby jak Super Mądry Twan, ha. Bardzo lubił Elenkę i nie chciał, żeby o coś niefajnego ja oskarżali, dlatego zgodził zostać się jej obrońcą. Chociaż jak tak na to spojrzał... to zbyt dobrze dla gryfonki nie wyglądało, ale może się uda! przynajmniej złagodzić. Stukał długopisem w kartki i czekał, aż w końcu coś zacznie się dziać. Niech chociaż Elenka się pojawi! Patrz, patrzy, a tu wchodzi do sali Haruki. Łaaa, czyli jednak nie był jednym szóstoklasistą. Pomachał do niej z uśmiechem na ustach i patrzył co robi.
Elena szła dumnie korytarzem i już dochodziła do sali, gdy zobaczyła, ze ktoś tam wchodzi w czarnej szacie! A ona taka kolorowa. Czym prędzej poleciała się przebrać. Szkolne szaty się jej skończyły, ale to nic. Pod salę ubrana w skromna czarną suknię z gorsetem i pelerynę z kapturem (spuszczonym oczywiście. Trochę szacunku dla sądu). Odetchnęła głęboko i weszła do środka dumnym krokiem. Miała obojętny wyraz twarzy, jednak nikt nie mógł go zobaczyć, ponieważ cała głowa Panny Marion była obandażowana. Eliksir musiał jeszcze dojrzeć, tak wiec jak an razie musiała chodzić z bandażami. Z tyłu głowy, gdzieniegdzie spod białego materiały wychodziły pasma czarnych włosów, bezwładnie opadające na jej plecy. Rozejrzała się po sali. Jej obrońca już był- to dobrze. Podeszła i usiadła obok niego. -Witam, Elena Marion. Ty jesteś zapewne moim obrońcą?- przywitała się przyglądając się chłopakowi. Był młodszy od niej, lecz nie dużo.
Afera, afera, aferaaaaaaaa, Colin zwęszył aferę! Co prawda o zamieszkach na balu wiedział raczej tylko ze słyszenia i sam nie był nawet w tłumie gapiów (cóż za strata, no doprawdy, dobrze że jego super przyjaciele mu wszystko zrelacjonowali), bo większość balu albo baunsował z Joelem pod sceną albo obściskiwał się z nim w jakimś dyskretnym kątku za sceną, gdzie rosły krzaki bardzo fajnie służące za kamuflaż, hy hy. No, ale mniejsza o jego romantyczne uniesienia podczas balu, zajmijmy się sprawą! Oczywiście Fitzgerald postanowił, ze absolutnie i totalnie musi tam być, a niestety na sędzię lub prokuratora był za głupi, obrońcą nigdy w życiu, bo był przeciwko tej nikczemnej dziewoi, a na świadka się nie nadawał. Zajął zatem funkcję WIDZA GŁÓWNEGO, którego zadaniem było wstawanie w najmniej oczekiwanych momentach i zadawanie oskarżonej niewygodnych i wścibskich pytań. Przygotował nawet niekrótką listę w swoim notesiku z Heloł Kiti, ale z wrażenia zapomniał go w pokoju wspólnym Huffu i przypomniał sobie dopiero, jak już był pod aulą. Nie, wracać zdecydowanie mu się nie chciało i w ogóle to spontaniczne pytania będą jeszcze fajniejsze! Wbił zatem na salę i zajął jakieś miejsce na ławkach z tyłu, nazwijmy je trybunami bo nic lepszego nie przychodzi mi do głowy. Warto też pamiętać, że zajął miejsce dla swojej kumpelki, Brooklyn Toxic, która obiecała, że też wpadnie, jak skończy kisić ogóry z Irkiem, bo obiecała mu wcześniej. Juhu!
Wyjżał z pokoju sędziowskiego, na salę, zobaczył pomału schodzących się gapiów jak i oskarżoną z obroncą. Dobra czas ich wprowadzić w Dryg pomyślał. Spojrzał w kierunku Gabrieli czytającej akta. -Wyjdę na moment trzeba sprawdzić co i jak, jako i wprowadzić w procedury przed rozprawą-powiedział w jej kierunku spokojnie,wyszedł wspierając się o lasce, podszedł do Obrońcy, spojrzał spokojnie na niego i Elene- Będę dziś sędzią pomocniczym i jako taki odpowiadam byście odpowiednio zostali powiadomieni, o waszych prawach i obowiązkach. Macie prawo do powoływania świadków jak i przedstawienia dowodów, ostrzegam że w wypadku jakikolwiek prób oszustw zostaną wyciągnięte przeciw wam konsekwencje, w momencie rozpoczęcia rozprawy Pan-wskazał Twana- zostanie zaprzysiężony wraz z resztą Składu, po tym Zarówno Wy jak i strona przeciwna zostaniecie poproszeni o złożenie różdżek Sądowi a dokładniej Mi. Posłużą jako zabezpieczenie przed próbami oszustw jak i jako ewentualny dowód, w wypadku wątpliwości Sąd może zarządzić powtórzenia zeznań pod wpływem Veritaserum lub skorzystać z Legimancji i Myślodsiewni, jak również może to zrobić na uzasadniony wniosek którejkolwiek ze stron. Do Sędziów zwracacie się per Wysoki Sądzie. Jak na razie wszystko jasne, i przy okazji.-Spojrzał na Elene- Strojem tu obowiązującym jest wyłącznie Szata szkolna-machnął laską z ukrytą w niej różdżką transmutując jej strój w standardową szatę szkolną- w ramach drobnego odstępstwa pozostawiam ten kaptur na twojej głowie, rozumiemy się, masz również w obowiązku-wrócił do Twana -przekazać listę świadków widzę ją w 4 egzemplarzach.- Nie czekając na pytania ruszył w kierunku Strażniczki powtarzając jej niemal wszystko co Twanowi i Elenie z zmianami w postaci jej obowiązków i formułek które ma stosować "Proszę Wstać Obradą przewodzić będzie Sędzia ..... wspierana przez sędziego.....""Sąd Wzywa Pana........" Ruszył z powrotem w kierunku pokoiku sędziowskiego, mijając Twana- Listę widzę za moment w rękach strażniczki i na biurkach swoim i oskarżenia zostaną pouczeni by przekazać ich odpowiedniki tobie. Wszedł z powrotem do pokoiku. [sorki ale jest mówi już długo i nie chce mi się znowu powtarzać niema tego samego Haru znowu]
Nie dostałą odpowiedzi od swego obrońcy. Za to podszedł do nich Aleksander. Elena wstała i uśmiechnęła się na jego widok. Będzie sędzia pomocniczym? Super! Pomyślała, choć wcale nie liczyła na jakieś okoliczności łagodzące. -Przepraszam, Pana, ale nie mam żadnych czystych szat szkolnych.- powiedziała, gdy zwrócił jej uwagę na strój. Na szczęście on przetransmutował jej suknię. Zostawił jej tylko kaptur.- Dziękuję.- rzekła cicho i dygnęła dostojnie. Gdy mężczyzna odszedł usiadła na miejsce, dalej się uśmiechając. Sam fakt, ze Aleksander jest na sali dodawał jej... Zaraz zaraz... jak to się nazywa? otuchy? Chyba tak... Elena po raz pierwszy w życiu tak się poczuła. Zawsze mogła liczyć tylko na siebie, nikt nigdy nie dodawał jej otuchy. To było miłe, aż Elena sama się zdziwiła, jaką to może sprawiać radość.
Andrzej przeraził się nie na żarty, kiedy budząc się z pięknego snu o żelkach ujrzał jakieś ptaszysko tuż przy swoim nosie. Drżącą ręką wziął od niego list i… aż podskoczył z zaskoczenia. ELENKA BĘDZIE MIAŁA PROCES. I DO TEGO ON JEST OSKARŻYCIELEM. Nie ma to jak dowiedzieć się o tym parę godzin przed sprawą. Przecież on musi przygotować jakąś poruszającą mowę albo chociaż przypomnieć sobie jakiś strasznie smutny moment życia, żeby się rozpłakać! Wyskoczył więc z łóżka, założył znienawidzoną szatę szkolną, po czym zszedł na śniadanie z kartką w papieru w ręce. JEZU, JAK ON SIĘ STRESOWAŁ, kiedy pięć minut przed rozpoczęciem rozprawy wszedł na salę pełną ludzi, a przynajmniej tak mu się wydawało z tych emocji wielkości słonia, kłębiących się w jego głowie. Usiadł sobie tam, gdzie powinien, a przynajmniej tak mu się wydawało, po wcześniejszym obmacaniu przez Haru i oddaniu różdżki. Trochę się bał Elenki, ale w końcu bodyguardem była nindża Ver!
Ver kompletnie nie spodziewała się, że zostanie ochroniarzem na rozprawie. Otrzymawszy więc list z zawiadomieniem, zrobiła minę mówiącą WTF?, to znaczy, nieźle się zdziwiła. Elenka znów narozrabiała! Co prawda Verosława nie miała nic wspólnego z tym, co wydarzyło się na balu (owszem, była na nim, ale cały czas baunsowała w rytmy utworów Bahaniego Jadu), ale bycie gorylem i bronienie świata świadków przed gniewem Eleny, która zapewne ma jakiegoś przerażającego asa w rękawie, zdecydowanie było propozycją nie do odrzucenia! Zaczęła się ogarniać, ubierać, robić make-up i w ogóle, a jak wiadomo, Lardeux zajmuje to baardzo dużo czasu, w efekcie czego zjawiła się na sali w swej szacie z mrocznie czarną szarfą (chociaż jej zdaniem lepiej wyglądałaby w gustownym mundurze mugolskiej policjantki, ale co tam), gdy większość osób już było obecnych. Z niecierpliwością wyczekiwała momentu, gdy wydarzy się jakaś DRAMATYCZNA i STRASZNA scenka rodem z Sędzi Anny Marii Wesołowskiej, i będzie mogła użyć glanów.
Zatrzymał się w progi kiedy zobaczył Ver, sprawdził listę tak jest w składzie, obrócił się by wprowadzić ją w procedury, oraz lekko ją uświadomić że strój obowiązujący to szata szkolna. Podszedł do niej, wspierając się o lasce, . przyjrzał się jej., -Jestem Sędzią pomocniczym i do moich obowiązków należy poinstruowanie członków składu więc, co do twoich obowiązków, najprościej rzecz ujmując pilnujesz żeby był spokój interweniujesz zgodnie z poleceniami Sędziego Głównego, zostaniesz zaprzysiężona na czas procesu i tak dalej, pewnie domyśliłaś się swoich obowiązków, ale moim jest poinstuowanie wszystkich-Wskazał jej Miejsce na sali opodal stanowiska sędziowskiego- tam będziesz stała wszystko jasna, to dobrze. Idę się przygotować.
Kath słyszała o jakiejś zadymie na balu powitalnym, ale strasznie zaskoczył ją fakt, iż ona ma być prokuratorem! ONA? PROKURATOR? No chyba nie. Przecież całkowicie się do tego nie nadawała, co oczywiście nie było równoznaczne z tym, że nie była podekscytowana. Tym bardziej, jeśli główną oskarżoną była Elenka. Ta Elenka, która tak denerwowała się jej towarzystwem na truskawkowej imprezie i która zawzięcie komplementowała jej transparent! Jak Masłowska mogłaby teraz udowadniać winę takiej osobie? A mogłaby, a co najważniejsze - bardzo chętnie! Troszkę gorzej było z mundurkiem. Wiadomo, że nie chciała go założyć. Boże broń, jeśli w ogóle ktoś ją kiedyś widział w tym ohydnym wdzianku. Na szczęście miała w sobie dziwną zgubną nadzieję, że nikt, kto jest dla niej ważny nie zobaczy jej w takim ubraniu. Oczywiście, aby dodać swojemu stroju "artystycznego" nieładu, jak zawsze kosmyki jej włosów stały na wszystkie strony, a twarz zdobił ciemny makijaż. W każdym razie, gdy już się skończyła szykować, szybkim krokiem wyszła ze swojego dormitorium, udając się do auli. Zaskoczył ją widok tylu osób w pomieszczeniu, a co najważniejsze ZAUWAŻYŁA TAM COLINA FITZGERALD, przez którego miała ochotę zapaść się pod ziemię, zważywszy na ich ostatnie dość dziwne i niemiłe spotkanie. Ale dobra, nie róbmy scen. O TYM PÓŹNIEJ. W końcu dziewczyna skierowała się na swoje miejsce, przy okazji w pośpiechu zakładając szkarłatną szarfę, która nijak nagle znalazła się w jej rękach. Jak to się stało, że nagle wylądowała obok Andrzeja, którego do tej pory nawet nie zauważyła? Mnie nie pytajcie (wszyscy wiemy ze on działa na masło jak magnez, hłe hłe). Nie mogła odwrócić wzroku od Sędzi Gabrielle Luby Papillon, która, jak widać, zacnie wczuła się w rolę sędzi. - Pierwszy raz czuję dziwny stres, bo nie jestem w ogóle przygotowana. Poza tym te ciuchy... ugh. - Mruknęła, zanim obróciła głowę w stronę chłopaka. - MATKO KOCHANA! CANAVAN, CO TY TU ROBISZ?! - Zdążyła wykrzyknąć, po czym, całkowicie niechcący, spadła z wrażenia z krzesła. Po chwili kulturalnie się podniosła z ziemi i usiadła tam, gdzie przed chwilą siedziała. Ignorując to całe dziwne przywitanie, odwróciła wzrok i na powrót utkwiła go w sali. Czy proces już się zaczął? Dziewczyna na wszelki wypadek pokiwała przepraszająco w stronę Aleksandra, a przy okazji miłym gestem go przywitała. No co? Że niby była miła? Rozprawy sądowe zmieniają ludzi! Nawet tych niewinnych!
Odpowiedział skinieniem głowy Kath, westchnął dobra przyszła później to wybaczam, jeszcze się nie zaczęło, spojrzał na zegarek dobra trzeba przeprowadzić rozmowę o procedurach, Ruszył w jej kierunku, stukając laską. -Powiem to raz jeszcze a ty przekażesz to reszcie oskarżycieli posiłowych-westchnął- Będę dziś sędzią pomocniczym i jako taki odpowiadam byście odpowiednio zostali powiadomieni, o waszych prawach i obowiązkach. Masz prawo do powoływania świadków jak i przedstawienia dowodów, przesłuchiwania ich i zgłaszania sprzeciwów, z uzasadnieniem. Ostrzegam że w wypadku jakikolwiek prób oszustw zostaną wyciągnięte przeciw wam konsekwencje, w momencie rozpoczęcia rozprawy zostaniesz zaprzysiężona wraz z resztą Składu, po tym Zarówno Ty jak i strona przeciwna zostaniecie poproszeni o złożenie różdżek Sądowi a dokładniej Mi. Posłużą jako zabezpieczenie przed próbami oszustw jak i jako ewentualny dowód, w wypadku wątpliwości Sąd może zarządzić powtórzenia zeznań pod wpływem Veritaserum lub skorzystać z Legimancji i Myślodsiewni, jak również może to zrobić na uzasadniony wniosek którejkolwiek ze stron. Do Sędziów zwracacie się per Wysoki Sądzie. Listę Świadków składasz i dowodów mi w 4 egzemplarzach. Co jeszcze, a tak Jeśli będziesz miała pytania proceduralne zadajesz je Mi, Wyrok wydaje Gabriel- Skończył- Chyba wszystko jasne przekaz to reszcie jak się zjawią, a teraz znikam wejdę tu ponownie dopiero z momentem rozpoczęcia rozprawy- odszedł do pokoju sędziowskiego.
Podał Elence łapkę i uścisnął ją mocno. Achh, niedługo się zacznie, już nie mógł się doczekać, chociaż im bliżej było i im więcej osób pojawiało się w sali, to coraz częściej zastanawiał się co on tu właściwie robi. Nie planował przecież pracy w sądzie w przyszłości, właściwie nic... przynajmniej na razie. A niech to, może i zatrudni się w Ministerstwie Magii, zawsze to będzie jakiś początek czy też plan. - Tak, to ja. Twan Nguyen - ciągle się do niej uśmiechał. - Słuchaj, mam tutaj te wszystkie papiery... - I zaczął gadać, tłumaczyć i ogólnie okropnie się emocjonować, co może było odrobinę nie na miejscu. Był przecież obrońcą, do zgniłego gumochłona, powinien zachować spokój a nie. Kiedy podszedł do nich Aleks, przytaknął wszystkiemu co mówił, po czym zabrał się za wypisywanie tego, co tam chciał. Tyle, że potem nie miał pojęcia co z tym zrobić. Dobra. Może do nich pójdzie, coś tam chyba o tym przeburkiwał. Wstał więc ze wygodnego i mięciutkiego krzesełka i poszedł do tego bocznego pomieszczenia, co sędzia pomocniczy w nim zniknął. Uchylił drzwi i wsunął się do środka. - Ymm... miałem te papiery dać - wyszczerzył zęby w nerwowym uśmiechu, podał Aleksowi papiery i już go nie było. Wychodzi, patrzy... a tam Ver! O. Co ona tu robiła? - Verciaaa - ucieszył się, podchodząc do niej. - Też coś robisz tutaj? Wyobraź sobie, że ja jestem obrońcą Eleny, trzymaj za mnie kciuki!
/Wyjeżdzam a nie lubię zostawiać za sobą niewykonanego zadania, to będzie post pętla, przesuńcie go w odpowiednie miejsce lub co tam, pisze teraz to zaprzysiężenie./ Po wprowadzeniu, stanął na swoim miejscu, stuknął laską by zwrócić uwagę wszystkich, skłonił się Gab i reszcie składu. -Zanim rozpoczniemy proszę do siebie wszystkich wyznaczonych do składu, tej rozprawy w celu złożenia przysięgi- Położył przed sobą Księgę z Regulaminem, gdy podeszli- Proszę podnieść prawą rękę a lewą przyłożyć do Serca, teraz proszę powtarzać za mną:" Świadom obowiązków na mnie spoczywających, przysięgam spełnić je z całą stanowczością i uczciwością, jaką posiadam. Przysięgam nie czynić nic mogącego w trakcie pełnienia swojej Funkcji narazić dobre jej imię, składam tą przysięgę przed Wami i Sobą. Na prochy moich przodków."- po przysiędze przekazał listy świadków i dowodów Obronie i Oskarżeniu, usiadł na swym miejscu.- Procedury zakończone- Skłonił się Gab- teraz wszystko w twoich rękach-powiedział jej Cicho.
Uff... zaraz sie zacznie. Teraz jeszcze tylko złoża przysięgę... no i git. Elena siedziała sobie wygodnie na krześlie, kiedy to jej obrońca szedł, zeby złożyć przysięgę. Gdy Twan mowił jej o tym wszystkim, co sobie przygotował, wyglądał... łagodnie mowiąc śmiesznie. to jego przejęcie, ekscytacja i w ogóle... Elena aż się uśmiechnęła! i to nie jakoś zjadliwie, czy z pogardą. Tylko jak najbardziej pozytywnie! Ciekawe, cy ktos to zauważył. W każdym razie, teraz siedziała na tym krześle, ciagle się usmiechając i czekając aż ta rozprawa w końcu się zacznie.
Starszy Pan wszedł do auli Dostojnym krokiem. Rozejrzał się, wziął głęboki wdech i ruszył w dół ku swemu biurku. W końcu usiadł i otworzył drzwiczki szafki biurka, z której to szafki wyjął koszyk z kamieniami i postawił go na biurku. Po wykonaniu tej czynności postawił łokcie na biurku i wsparł podbródek na palcach. Siedział tak czekając, aż zbiorą się studenci, od czasu do czasu spoglądając na kamienie w koszyku i powtarzając sobie organizację dzisiejszych zajęć. Ciekawiło go tylko ile osób zbierze się dziś na lekcji i czy będą współpracować. W końcu nie chciałby od pierwszego dnia stosować rygor wobec nich.
Tim nie mógł opuścić lekcji Złożonych Zaklęć. Nie były to co prawda Niebezpieczne Mikstury ani Historia Czarów, ale, jak to on, z każdego przedmiotu był dobry i każdy lubił. Ciekawił go też ten nowy nauczyciel, ostatnio często się oni zmieniają. Miał nadzieję, że będzie się mu dobrze z nim współpracowało. Zazwyczaj wszyscy profesorowie go lubili, nie sprawiał żadnych problemów wychowawczych, miał dobre oceny, był aktywny. Idealny uczeń. Jednak nie wiem czy Krukon będzie dziś równie aktywny i przygotowany do lekcji, w sumie zależy o czym ona będzie, bo może o czymś co już wiedział, albo o czym czytał. Jakoś od wczoraj nie mógł się na niczym skupić. Czemu? Wczoraj był na randce z FINNEM. Wciąż pamiętał te przytulanie się, pocałunek...O niczym innym od tej pory nie myślał. Ale miał podzielność uwagi, nie sądzę więc żeby był to jakiś problem. Z szerokim uśmiechem udał się więc w stronę Dodatkowej Auli gdzie miała odbywać się lekcja. Ze zdziwieniem przyjął to, że nikogo jeszcze na niej nie ma. Może przyszedł za wcześnie. W końcu szczęśliwi czasu nie liczą i takie tam a on naprawdę był szczęśliwy i wciąż nie wierzył w to co go wczoraj spotkało. Nich ktoś go uszczypnie albo coś. Skinął głową ku profesorowi bacznie go obserwując. Nauczyciel wyglądał na kompetentnego, to dobrze. -Dzień dobry. - dodał i ruszył ku miejscom siedzącym.
Jiri z powodu natłoku ostatnich wydarzeń przechodził różnorakie stany emocjonalne i metamorfozy z nimi związane. Ostatecznie jednak zdawał się być naprawdę w lepszej kondycji. Wpierdalał cokolwiek tylko mógł, sprawiając, iż nie siał już postrachu swoją wychudzoną sylwetką. Przytył co nieco, aż sam był tym zdziwiony. Jednak wciąż prowadził hulaszczy tryb życia, a co za tym idzie, wyglądał na niewyspanego i zmęczonego. Ciągle zdawał się być na kacu, jednak mimo to mnóstwo było w nim werwy i zapału. Niekoniecznie do pracy czy nauki, ale to już osobna kwestia. Przyszedł na zajęcia, bo się na nie zapisał. Lubił złożone, trudne zaklęcia, był w nich całkiem niezły, tak jak w quidditchu i... na tym się kończyły jego umiejętności. Jednak co fakt, to fakt - całą swoją postawą sprawiał iście antypatyczne wrażenie. Nikogo więc nie powinno zdziwić, iż wszedł do auli szurając ciężkimi glanami, trzymając ręce w kieszeniach obdrapanych jeansów. Ostentacyjnie żuł też gumę, a z wykładowcą się nie przywitał, chyba, że można zaliczyć do powitania nieokreślony ruch głową i ciche mruknięcie czegoś pod nosem. Ostatecznie usiadł gdzieś za krukonem, którego nie omieszkał obrzucić chłodnym spojrzeniem, a potem rozsiadł się wygodnie na krześle, zarzucając nogami na blat znajdujący się przed nim. Ręce wciąż spoczywały w kieszeni, a Broskev po chwili zaczął dmuchać balona z gumy. Zaraz po tym w auli rozległ się huk pękającego balonika na twarzy Czecha.
Nie no dobra, w sumie trzeba by zacząć chodzić na lekcję, w końcu koniec roku się zbliża i w ogóle. Desiree wyjeżdżała razem ze szkołą na jakieś wakacje Merlin wie gdzie i wcale nie była z tego faktu zadowolona. Wolałaby jak zwykle przez dwa miesiące tkwić w ciągu imprezowo-papierosowo-alkoholowo-ćpuńskim, jak w każde wakacje podczas których nie mogła niestety zostać w Hogwarcie. Czasami odwiedzała znajomych ze szkoły, o ile się na to zgodzili. Ale w tym roku każdy z nich, jak na zlość, jechał razem ze szkołą. A Ślizgonka nienawidziła być sama. Ludzie z jej dzielnicy w Bristolu to nie to samo, w końcu to mugole. Co prawda, jak się jest pijanym czy naćpanym to nie przeszkadza za bardzo, ale i tak wolała tych z którymi spędzała większość roku. Dlatego była wściekła. A miała awersję do zorganizowanych wyjazdów. W końcu na ostatnim rzucił ją facet, który tak btw nie żyje. A ona nie chciała jechać się bawić. Tristan już nie może tego zrobić, a ona nie może zaprzepaścić pamięci o nim. Jednak Draco powiedział jej, że powinna się ogarnąć, że nie może wiecznie się dołować i hejtować resztę świata. I że ma bez gadania jechać, bo on nie pozwoli by wiecznie była w depresji. Ciekawe, ciągle ją z niej wyciągał. Wtedy, na balu gdy się poznali była zdołowana, bo Tristan ją rzucił, teraz wspierał ją po jego śmierci. Była mu bardzo wdzięczna. Wkurwiał ją czasem jak diabli, ale jakoś nie mogła sobie wyobrazić jakby było bez niego. I chciała mu się jakoś odwdzięczyć. Dlatego zapisała się na te cholerne wakacje, czym oczywiście doprowadziła go do wzrostu ego i triumfalnego uśmiechu. Jakby mówił, że zawsze się go posłucha i zawsze będzie lepszy od niej, jakby była od niego zależna. Pfffff, jakby to jeszcze była prawda. Ona jest samowystarczalna i nikogo nie potrzebuje. I nawet się ogarnęła żeby pójść na lekcje! Ale to już dla samej siebie, zawsze lubiła zaklęcia i była z nich świetna tak jak z Eliksirów czy OPCM. Te trzy przedmioty były jej ulubionymi i miała z nich prawie same Wybitne. Wzięła to co potrzebne i ruszyła do Auli. Nie była pierwsza, ale jakoś nie znała tego kolesia, który juz tu był, choć oczywiście nie mogła nie zauważyć, że cholernie przystojny z niego osobnik. Ale nic poza tym. Rozejrzała się po tym niezbyt kolorowym pomieszczeniu szukając znajomego nauczyciela, ale nie było go. Przy profesorskim biurku siedział natomiast jakiś dziadek, który wyglądał na takiego jakby miał niedługo pójść do grobu. Ha, coraz starszych tu przyjmują. Nie chciał iść jeszcze na emeryturę czy coś? Ciekawe jak uczy. Często się grono pedagogiczne w tej szkole zmienia, kurczę. Nie udzielała się społecznie niecały miesiąc a tu już tyle obcych gęb. Nieważne. Kiwnęła głową i usiadła sobie gdzieś tam. Co będziemy robić? Nagle usłyszała jakiś huk. Co to? Rozejrzała się dookoła i ze zdziwieniem zauważyła, że nie dostrzegła kogoś jeszcze. Broskev, o jak miło. Lata świetle nie widziała swojego imprezowego kolegi. Wstała i przeniosła się koło studenta. - Hej, Jiri. Cóż to się stało że zaszczyciłeś nas swoją obecnością?- spytała z lekko kpiącym uśmieszkiem spoglądając na gumę, która została na jego twarzy. Śmiało mogę stwierdzić, że powoli zaczynała być sobą.