Rzadko używana, stosowana zamiennie z wieżą astronomiczną klasa do nauki astronomii. Dość przestrzenna, ozdobiona przyrządami służącymi do rozpoznawania ciał niebieskich na nieboskłonie. Jedna z najbardziej atrakcyjnych wyglądem sal w Hogwarcie, szczególnie dla pierwszych roczników, nieprzyzwyczajonych jeszcze do nietuzinkowości wystroju szkoły.
Słuchała, śledząc wzrokiem nauczyciela, jak i resztę klasy, okazjonalnie zerkając w stronę tkwiącego na ławce przed nosem podręcznika. Wciąż był otwarty. Miała jakiś problem z koncentracją, myśli przelatywały z szybkością światła, zupełnie jakby przed zajęciami przesadziła z kofeiną. Karmelowe ślepia jednak skrupulatnie wpatrywały się w Fairwryna, a ona starała się jak najwięcej z jego wypowiedzi zapamiętać. Kolejne zadanie nie brzmiało trudno, nawet się jej poniekąd spodobało, bo była ciekawa, jak prezentowała się mapa nieba w dniu i roku, gdy przyszła na świat. Ruda zgarnęła kosmyk włosów za ucho, sięgając po pergamin oraz pióro, aby zabrać się za zadanie. Korzystała z tablicy oraz książki, wyłapując z klasy pytania zadawane przez uczniów oraz odpowiedzi, których wykładowca udzielał. Nie wiedziała, czy przygotowany przez nią wykres oraz przypasowane do planet znaki były zrobione właściwie, jednak po kolejnym przyjrzeniu się pracy, odłożyła pióro. Złapała za książkę, kładąc ją przed nosem, a pergamin odsuwając nieco na bok. Chciała się jeszcze upewnić, a w podręczniku mogły być przydatne informacje.
Zadanie:
Nessa M. Lanceley, Wyspa Skye, 21 Maja 1999 roku, 17:00
Jak to było, Pippity? David niestety zorientował się w złowieszczym planie Dear i... i tyle, bo nie był Edgarem, który w takiej sytuacji zapewne mógłby zabić. Zdziwiła ją natomiast reakcja Fairwyna na uwagę Gabriela - który ewidentnie był w natarciu, kiedy burzył się na metody przedstawiania się przed gronem zebranym na lekcji. Było w tym trochę dystansu, trochę wycofania, trochę zasłaniania się powodami merytorycznymi, ale koniec końców było to po prostu jakieś oschłe i puste w środku. Wydawało jej się, że nie miała większego problemu z rysowaniem wykresu. Jedyne, na co podczas jego tworzenia się nastroszyła to bliźnięta w Saturnie, rzekomo mówiące o tym, że w rodzinnych relacjach miała problemy. Oprócz tego, jej uwagę zwróciła moc Wodnika w rozrysowanym układzie gwiazd. Zwykle jak już się gdzieś pojawiał, co czynił wcale często, robił to z przytupem. - I na koniec wodnik, wodnik, strzelec. Te znaki się kiedyś zmieniają? - odwróciła się w ławce do jej dwóch ulubionych Puchonów, zerkając na ich prace. Uran, Neptun i Pluton pozostawały bez zmian w każdej z nich. Być może były to znaki utrzymujące się przez dłuższy czas, albo w ogóle rzucające blask (bądź cień) na przeznaczenie całych pokoleń?
Morgan A. Davies, Liverpool, 03.02.2003, godz. 8:00
Słońce: Wodnik, I Ascendent: Wodnik, I Księżyc: Ryby, I Merkury: Koziorożec, XI Wenus: Strzelec, X Mars: Strzelec, IX Jowisz: Lew, VI Saturn: Bliźnięta, IV Uran: Wodnik, I Neptun: Wodnik, XII Pluton: Strzelec, X
Przechodziłem między ławkami czując, że pierwsza lekcja mogła pójść mi jednak ciut lepiej, nie zamierzałem jednak robić tragedii - wiedziałem, że potrzebuję czasu na wdrożenie się w hogwarckie życie. Pozostawało jedynie wyjść podczas tej lekcji naprzeciw uczniom i rozwiać ich wątpliwości - najwyraźniej jednak zadanie nie było szczególnie trudne. - Tak, panno Swansea - odparłem twierdząco na pytanie @Caelestine Swansea, a następnie pochyliłem się by przyjrzeć się dokładnie jej wykresowi - Świetna robota! Przeszedłem się po klasie w międzyczasie kontrolując jak szło poszczególnym uczniom i odpowiadając na pytania - byłem zaskoczony taką ilością dobrych wyników. Nawet się nie obejrzałem kiedy moje pierwsze zajęcia w Hogwarcie dobiegły końca.
Po otrzymaniu zadania od przewodniczącego kółka, które swoją drogą wydało się Nessie niezwykle sensowne i ważne — przed wakacjami zawsze warto było szkołę uprzątnąć, skierowała kroki w stronę pierwszej klasy, która przyszła jej do głowy. Astronomii nie mieli zbyt często, dodatkowo nauczyciel wolał organizować zajęcia na zewnątrz lub na wieżach, gdzie widok na niebo był znacznie lepszy. Nic więc dziwnego, że gdy tylko weszła i zamknęła za sobą drzwi, spomiędzy warg uciekło ciche westchnięcie rezygnacji na panujący tu bałagan. Od razu podeszła do okna, otwierając je i wypuszczając fale letniego, ciepłego powietrza, które uniosło tumany kurzu. Poprawiła czarną, gładką koszulkę — bo sprzątać w białej od mundurka nie miała zamiaru, wyjmując różdżkę i zaciskając dłonie na rękojeści, przyglądając się chwilę patykowi z drewna orzechowego, zdobionemu skorupami jaj żmijoptaków. Podeszła do regału, gdzie rozrzucone były atlasy nieba oraz mapy, niewerbalnie rzucając "Wingardium Leviosa" i tom za tomem, układając na najwyższych półkach, które wcześniej oczyściła za pomocą prostego "Chłoczyść". Nie zajęło jej to długo, podobnie jak ręczne zwijanie pergaminów i ułożenie ich na najniższej półce. Następnie podeszła do okien, które za pomocą "Aquamenti" oraz "Silverto" doprowadziła do porządku tak, że znów wpadały przez nie promienie słońca, znacznie poprawiając widoczność w sali. Stos teleskopów w rogu wydawał się nie tylko brudny, ale również częściowo uszkodzony, więc najlepsze okazało się tutaj "Reparo", przywracające przyrządy do badania nieba do lepszego stanu. Kilka kolejnych "Chłoczyść" załatwiło sprawę z brudną podłogą, blatami ławek oraz kurzem osiadłym na kandelabrach. Gdy znalazła stary wazon, za pomocą "Orchideus" wyczarowała bukiet kwiatów, wcześniej napełniając go wodą z pomocą "Aquamenti", stawiając na środku mebla. Pozostała jeszcze kwestia unoszącego się dookoła zapachu, który, chociaż był znacznie lepszy niż ten, który tu zastała — wciąż pozostawiał wiele do życzenia. Uniosła dłoń, przesuwając palcami po ustach i gdy wreszcie przypomniała sobie odpowiedni czar, szybkim ruchem utworzyła w powietrzu symbol, a następnie niewerbalnie załatwiła sprawę inkantacji. "Essentia Mirabile" było banalnym, a tak skutecznym i mało docenionym zaklęciem, które z łatwością pozbyło się resztki zapachu kurzu. Każdy odczuwał je inaczej, a Lanceley wyobraziła sobie akurat zapach nowych ksiąg oraz pergaminów, które w jakiś sposób pasowały jej do sali. Przeszła się po pomieszczeniu, poprawiając krzesła i podchodząc do ściany, aby przyjrzeć się starym, nieco powyginanym kandelabrom, na które instynktownie również rzuciła "Reparo", chcąc przywrócić je do dawnej światłości. Musiała przyznać, że trening tak praktycznych i codziennych zaklęć był często ignorowany przez nauczycieli, wiec dobrze, że chociaż na kółku o tym pamiętano. Karmelowe tęczówki omiotły spojrzeniem izbę raz jeszcze, a gdy doszła do wniosku, że wszystko było gotowe, zamknęła okno — zostawiając tylko niewielki lufcik uchylony i wyszła z klasy, zamykając za sobą drzwi.
|ZT
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Po raz kolejny musiała z polecenia Klubu Magicznych Wyzwań przeinaczyć jedno ze szkolnych miejsc tak by miało w sobie ducha zbliżających się świąt. Miała jedynie nadzieję na to, że więcej osób weźmie udział w całym tym przedsięwzięciu i dzięki temu Hogwart będzie niezwykle klimatyczny w okresie Bożego Narodzenia. Sama za swój cel obrała klasę transmutacji, którą postanowiła ozdobić tak, by dodać jej świątecznego charakteru. Do sali weszła z koszykiem zawierającym wszystkie potrzebne jej do tego procederu materiały, które pod wpływem odpowiednich zaklęć miały zostać bożonarodzeniowymi ozdobami. Zaczęła od kawałków starego sznurka, który pod wpływem wymawianych przez nią inkantacji i odczynianych nad nim ruchów różdżką przemienił się w łańcuch choinkowy, który przymocowała do ścian przy pomocy Zlepa tak, by wisiał on na nich w niezwykle estetyczny sposób. To był jednak naprawdę pierwszy krok w jej planie. Następnie sięgnęła po drobne kawałki kapsli, które zapewne pochodziły od butelek kremowego piwa, które po wpływem zaklęcia transmutacyjnego przemieniły się w mieniące się większe lub mniejsze gwiazdki, które także zostały przez nią przytwierdzone na wszelkich możliwych powierzchniach płaskich. Podobnie zresztą jak wyczarowane przez nią śnieżynki wykonane z arkuszy czystego białego papieru, które miały również kojarzyć się z okresem zimowym. Jej różdżka z lekkością poruszała się nad kolejnymi wyjmowanymi ozdobami, by przy pomocy odpowiednich zaklęć nadać im odpowiedni wygląd i ulokować w wybranym przez nią miejscu tak, by mogły dumnie zdobić wnętrze pomieszczenia. Największą uwagę przykuła do transmutacji kawałków drewna, które znalazła jakiś czas temu przy drewutni i postanowiła ze sobą wziąć, aby uczynić z nich element dekoracyjny. Dlatego też teraz przy pomocy nieocenionej transmutacji zarekwirowane kawałki przemieniła w kopie miniaturowych sań, którymi mógłby jakiś święty Mikołaj czy inny dziadzio rozdający prezenty podróżować. Po uzyskaniu odpowiedniego dla nich kształtu postanowiła przy pomocy kolejnych zaklęć nadać saniom odpowiedni kolor: jedne zielone, drugie czerwone; i nanieść na nie ozdobne wzory kojarzące się ze świętami w kolejno srebrnych i złotych barwach, które mieniły się na bokach pojazdów. Następnie sięgnęła po zakupiony w jednym ze sklepów z magicznymi słodyczami worek cukierków o różnych interesujących efektach. Wiedziała jedynie tyle, że była to wyjątkowa świąteczna edycja, więc wydały jej się one odpowiednie do tego, by użyć ich w tym zadaniu. I tak oto wykonane przez nią miniaturowe sanie świętego Mikołaja zostały latającymi (tutaj ponownie musiała użyć odpowiedniego zaklęcia dla uzyskania takiego efektu) miskami na mieszankę cukierków. Napełniła je całymi garściami słodkości, które miały lewitować w swoich cudownych pojemnikach tuż przy wejściu, by każdy odwiedzający to pomieszczenie miał okazję do tego, by ich skosztować. Raz jeszcze rozejrzała się po klasie i stwierdziwszy, że wygląda ona przyzwoicie, pochowała niewykorzystane materiały i opuściła pomieszczenie, wieszając jeszcze nad wejściem jemiołę.
z|t
||Zmiany: na ścianach sali wiszą łańcuchy choinkowe. W całym pomieszczeniu poprzyklejane są migoczące gwiazdki oraz papierowe śnieżynki. Nad samym wejściem zawieszono jemiołę, a koło drzwi lewitują czerwone i zielone miniaturowe sanie świętego Mikołaja wypełnione magicznymi cukierkami.
Rzuć k6 na cukierka:
1 - mroźna miętówka. Wyjątkowo dobrze odświeża oddech choć sprawia, że do końca wątku z twoich ust wydobywa się obłok zimnego powietrza. 2 - śpiewny czekoladowy cukierek z ajerkoniakiem! Przez niego wszystko, co chcesz powiedzieć musisz wyśpiewać do melodii jakiejś świątecznej piosenki! Działa do końca wątku. 3 -słodka pianka w czekoladzie! Musiał być w niej jednak jakiś eliksir, bo na czas trwania wątku twoje włosy zmieniają kolor na biały i wyrasta ci mikołajowa broda. 4 - nie masz pojęcia, co to był za cukierek, ale po jego zjedzeniu na twojej głowie pojawiają się rogi fenri, a nos zmienia kolor na czerwony. Efekt utrzymuje się do końca wątku. 5 -czyżby atmosfera świąt ci się udzielała? Po zjedzeniu cukierka koniecznie musisz wrzucać w swoje wypowiedzi gromkie ho ho ho! oraz co jakiś czas wybuchać serdecznym śmiechem. 6 - czyżby w tym owocowym cukierku była amortencja? Albo coś innego. W każdym razie przekonany jesteś, że nad twoją głową znajduje się jemioła i po prostu musisz pocałować swojego rozmówcę!
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Ponoć żadna praca nie hańbi, ale sprzątanie szkolnych klas, czyli wykonywanie obowiązków, które należały do cholernego woźnego? Nic więc dziwnego, że Brooks, kiedy usłyszała, czym się mają zająć w ramach Klubu Magicznych Wyzwań, była mniej niż zachwycona. Właściwie to miała ochotę spalić tę budę, razem z tym syfem, który miała uprzątnąć. Życie w ostatnich miesiącach pluło jej w twarz raz za razem, a ona miała dość udawania, że pada. Zapisała się do kółka po to, żeby poprawiać swe umiejętności zaklęciarskie, zwłaszcza pod kątem pojedynków. Tymczasem ona chodziła po ciemnej i zimnej klasie, usuwając kurz i pajęczyny. Co będzie w przyszłym miesiącu? Każą im zmywać podłogi? A może znów będą rozwieszać jakieś cholerne ozdoby w kształcie nietoperzy, dyń i innych pierdół związanych z Halloween? Gdyby mogła, wykrzyczałaby, co jej siedzi na wątrobie, ale i tak nie było nikogo, kto mógłby ją wysłuchać. Do sprzątania przypadła jej sala astronomii, w której to nie była od wielu lat. Nie zmieniło się kompletnie nic. Te same zasłony, stoliki. Ten sam pająk w kącie Sali, choć teraz nieco większy.
Zaczęła od oczyszczenia ławek, krzeseł i parapetów. Wystarczyło do tego zwykłe tergeo. Następnie, za pomocą chłoszczyść zajęła się podłogą oraz zakurzonymi kotarami, które następnie wysuszyła silverto. W pomieszczeniu od razu zrobiło się przytulniej. Nie był to jednak koniec. Wciąż miała przed sobą sporo pracy, bo najwyraźniej woźny kompletnie zapomniał o tym miejscu. Albo o tym, co należy do jego obowiązków. Wciąż trzeba się było zająć sprzętami, które stały podniszczone na licznych półkach. Naprawdę, nikt się nie mógł tym zająć przez tyle czasu? Przecież wystarczyło zwykłe reparo, którego to zresztą użyła. Ostatnim elementem, choć niezbyt koniecznym, było rzucenie przez Krukonkę zaklęcia essentia mirabile. W powietrzu momentalnie wyczuć się dało zapach smoły i morskiej wody, tak przyjemny i nostalgiczny dla dumnej mieszkanki nadmorskiego Soton. I kiedy już skończyła, z nieukrywaną przyjemnością opuściła klasę i ruszyła w kierunku chatki gajowego, gdzie czekał na nią William, jej kudłate wsparcie w tych ciężkich czasach.