Kurwa.
To był straszny rok. Tak dużo rzeczy się działo. Zbyt dużo. Nic nie powinno się wydarzyć, żadna z tych rzeczy, która go spotkała. Powinien się już skończyć. Ten kalendarzowy w sensie, ale spokojnie. Najważniejsze, że są wakacje. Może od wszystkiego odpocząć, nie przejmować się niczym. Nadszedł czas, w którym mógł odreagować wszystkie złe wydarzenia minionych miesięcy. Tylko.. do domu jakoś nie miał siły wracać, szczęśliwie matka zaprosiła go do siebie do Oslo. Czemu miałby nie skorzystać, skoro wszędzie jest lepiej od Fridy i wiecznie zajętego Mistaena? A tutaj przynajmniej miał wsparcie ze strony mamy. I jej atencje, uwagę, niczym niezmąconą.
Generalnie, posiedział jakiś czas w Oslo z mamą. Jakieś dwa tygodnie, po czym postanowił odwiedzić starych znajomych i krewnych. I tak spotkał się z połową Stavefjord. Rodziną, wszystkimi krewnymi i znajomymi królika, samym królikiem i większością populacji Stumilowego Lasu. Zatem pozostała tylko jedna osoba, z którą winien się spotkać. A nie mieszkała tak daleko. Kilka godzin drogi. Powinien chyba jakoś do niej wcześniej napisać, ostatecznie były wakacje i wszystko, więc. Mogla być wszędzie indziej, ale hej! Jeśli jej akurat nie będzie, zawsze odwiedzi wujostwo i tak dalej, prawda? Prawda! Więc, mógł tak po prostu wbijać i niczym się nie przejmować. A poza tym, niespodzianki są chyba najlepsze, prawda?
Słodka Azalio,
Powiedz, że jesteś w domu. Tęsknie za Tobą.
Muszę się z Tobą zobaczyć, coraz bardziej przytłacza mnie brak twojej obecności..
Tak się złożyło, że jestem w Norwegii. Jesteś może dyspozycyjna..?
Chętnie bym Cię zobaczył.
Twój Joshua.
Odpowiedź była o zgrozo twierdząca, więc ich spotkanie było pewne. Pozostała tylko data do ustalenia. I to właśnie mialo być przedmiotem niespodzianki. Odczekał zatem kilka dni od otrzymania odpowiedzi, co przyszło mu z niesamowitym trudem. Ostatecznie potrzeba zobaczenia cudownej Azalii wygrała i to miał być ten dzień. – Boże, oby tylko była w domu… - pomyślał, zanim teleportował się przed jej dom. Oczywiście nikogo nie było, ale spokojnie. Musiała być gdzieś nieopodal. Zabawne jak przyspieszało bicie jego serca z każdą kolejną sekundą poszukiwań, by wreszcie w ostatniej wrócić do normalności. Była tam. Siedziała na polance. Taka samotna…
Trzeba było coś z tym zrobić.
A im szybciej, tym lepiej…
-
Cześć Słońce! – wyszeptał delikatnie wprost do jej ucha.
Obejmował ją tak teraz, całując w policzek na dzień dobry.
Naprawdę za nią tęsknił…