Jeszcze zanim plaga pająków dotarła do Hosgsmeade, mieszkańcy Doliny Godryka zamknęli święte miejsce. Podobno od kiedy zamieszkali tu jedynie czarodzieje, w kościele zamieszkało mnóstwo duchów, które są wyjątkowo groźne i bardzo negatywnie nastawione do magicznych ludzi, mieszkających w Dolinie. Stary kościół znajduje się niedaleko placu głównego Doliny Godryka. Jest niewielki, choć zdecydowanie wystarczający dla mieszkańców miejscowości. Najbardziej charakterystycznym elementem jest wielobarwny witraż. W słoneczne dni promienie słoneczne odbijają się od niego, zdobiąc kolorowymi plamkami światła główny plac Doliny.
Uwaga! Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność! Kostki, które tu wyrzucisz mogą ci dać bardzo duży potencjał magiczny, niesamowite przedmioty itp. Jednak możesz też zachorować na nieznaną chorobę, poważnie się poranić lub stracić dużo pieniędzy. Zanim rzucisz kostką, upewnij się, że znasz zasady wynikające z rzutu.
1 - Słyszałeś od kogoś, że w kościele można znaleźć bardzo rzadkie przedmioty, na które długo zbierałeś, ale nigdy nie mogłeś ich nigdzie dostać. Przed wejściem do kościoła chwilę się wahasz. Zaglądasz w okna, ale nie widzisz za wiele. Masz nadzieję, że nie spotkasz na swojej drodze duchów. Decydujesz się na wejście. Ostrożnie otwierasz drzwi, wyjmując różdżkę z kieszeni. Na pierwszy rzut oka, w pomieszczeniu nie ma żadnego ducha. Trochę Cię to uspokaja.
Spoiler:
Postanawiasz poszukać szczęścia przy złamanym w pół ołtarzu. To chyba dzieło chuliganów. Przez dobre 10 minut dokładnie badasz dokładnie wszystkie zakamarki. W jednym z nich odnajdujesz krwawe pióro!
2 - Przechodzisz obok kościoła i widzisz grupkę młodych czarodziejów, którzy mogą mieć może po dwanaście lat. Wyglądają na całkiem ogarnięte dzieciaki, więc zatrzymujesz się niepostrzeżenie w pobliżu, nasłuchując, o czym mogą rozmawiać. Wygląda na to, że kłócą się o coś związanego z bitwą o Hogwart. Twoja wiedza zdecydowanie pozwala Ci na rozwiązanie tego sporu. Rozwiewasz więc ich wątpliwości, a oni słuchają Cię jak zahipnotyzowani.
Spoiler:
W nagrodę otrzymujesz +1pkt do kuferka z Historii Magii!
3 - Nie boisz się wejść do opuszczonego kościoła. Uzbrojony w różdżkę wchodzisz głównymi drzwiami, cicho zakradając się się ku ołtarzowi. Duchy? Jakie duchy! Najwyraźniej wszytko to było urojonymi plotkami mieszkańców! Coraz pewniej wchodzisz do środka i frywolniej rozglądasz się po wnętrzu kościoła. Duch nadlatuje nagle. Przenika przez Ciebie gładko, zostawiając w Tobie uczucie niesamowitego chłodu. Cofasz się zaniepokojony sytuacją, a po chwili znikąd pojawia się kolejny duch, który wpada na Ciebie brutalnie. Z sufitu kolejna biała postać leci wprost w Twoją stronę. Musisz się stąd jak najszybciej zbierać! Kiedy w końcu wychodzisz poza mury kościoła, ledwo łapiesz oddech.
Spoiler:
W trakcie szaleńczego biegu w celu ucieczki, wypada Ci z kieszeni portfel, a w nim cenne galeony. Rzuć kostką jeszcze raz. 10-krotność jej wartości to kwota, jaka znajdowała się w Twoim portfelu.
4, 5, 6 - Jesteś bardzo pewny siebie. Co Ci zrobi taki duch. Przecież spotykałeś już wiele różnych duchów i jakoś żyjesz. Zdajesz sobie sprawę, że potrafią być niebezpieczne, ale przecież nie masz złych intencji. Chcesz tylko zobaczyć, jak wygląda słynny kościół od środka. Wchodzisz więc do środka. Jest bardzo ciemno, więc podświetlasz sobie drogę zaklęciem. Nagle Twoim oczom ukazuje się przezroczysta sylwetka jakiejś kobiety, która stała tyłem na końcu głównego korytarza. Podchodzisz bliżej. Kobieta odwraca się do Ciebie.
Jeśli wylosowałeś 4:
Kobieta wpatruje się w Ciebie i zauważa różdżkę, którą trzymasz w dłoni. Zbliża się do Ciebie szybkim susem, że znajduje się dosłownie centymetr od Ciebie. Zamierasz. Nagle kobieta odzywa się skrzeczącym głosem. - Widzę, że życie Ci niemiłe, czarodzieju - mówi groźnie - jakiej jesteś krwi? - pyta. Jeśli jesteś czarodziejem półkrwi lub zawierającej mniej niż 50% czarodziejskiej krwi, duch puszcza Cię wolno. Masz nauczkę, żeby nie lekceważyć ostrzeżeń. Jeśli masz więcej niż 50% czystej krwi, kobieta rzuca na Ciebie klątwę, przez którą na Twój następny wątek tracisz słuch.
Jeśli wylosowałeś 5:
Duch chwilę milczy, po czym pyta. - Czego tu szukasz? - Odpowiadasz zgodnie z prawdą, iż słyszałeś, że można tu znaleźć jakieś cenne przedmioty. Kobieta chwilę się zastanawia, po czym mówi, że jest w stanie Ci pomóc je znaleźć w zamian za przysługę. Zgadzasz się. Kobieta prosi Cię o zostawienie kwiatów na jej grobie, a w zamian dostajesz od niej fiolkę z Felix Felicis, która starczy na użycie go przez jedną osobę w dwóch wątkach. Możesz z niego skorzystać, dopiero kiedy zakupisz kwiaty w kwiaciarni i odwiedzisz cmentarz (Nie musisz rzucać tam kośćmi, jeśli nie chcesz. Jeśli to będzie Twoja druga wizyta na cmentarzu, możesz rzucić kostką ponownie).
Jeśli wylosowałeś 6:
Duch uśmiecha się do Ciebie łobuzersko. Zaczynasz się zastanawiać, co może mieć na myśli. Nagle odzywa się, jakby się z Tobą przekomarzając. Mówi, że ma dla Ciebie nagrodę, jeśli prawidłowo rozwiążesz jej zagadkę. Zgadzasz się na taką grę. Zagadka, którą musisz rozwiązać, wygląda na bardzo łatwą. Nie podejrzewasz w tym jednak podstępu. Kobieta jest wyraźnie zadowolona, że Ci się udało. Wręcza Ci liście jakiejś rośliny. Mówi, że są to liście raptuśnika, a w rzeczywistości były to liście karmazynowego szeptnika. Jeśli masz co najmniej 15pkt z zielarstwa, orientujesz się, że w rzeczywistości to są liście innej rośliny, niż mówiła kobieta, więc dobrze wiesz, jak i do czego ich użyć. Jeśli masz mniej niż 15pkt, w następnym wątku spożywasz herbatę z liśćmi karmazynowego szeptnika, co wywołuje u Ciebie efekty zgodne ze spisem. Żeby się wyleczyć, musisz następnie odwiedzić szpital.
Autor
Wiadomość
Patricia D. Brandon
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : burza kręconych, jasnych włosów; runa protekcyjna za lewym uchem
Puściła mimo uszu, to jak wykręcił się sprytnie ze zdradzenia jej sekretu, choć uważała, że to nie ładnie chwalić się czymś tak bezpodstawnie i na koniec stwierdzić: "nie powiem, bo to moje". Nigdy nie przepadała za tajemniczością - dla niej samej była to cecha obca, a u innych zwyczajnie ją irytowała. Lubiła konkrety, a nie jakieś podchody i zgadywanki. - Jeśli tak go odebrałeś, to może i być komplementem. - potwierdziła swobodnie, rzucając mu krótkie spojrzenie, zanim to nie skrzywiła się słysząc okropny odgłos zardzewiałych zawiasów drzwi. A Pat nie mogła powstrzymać swojej ciekawości, przez co kiedy tylko znaleźli się w środku - i na pierwszy rzut oka zagrożenia nie było - ruszyła na przód. Skoro wcześniej miała zamiar sama tutaj wejść, to czego miała się obawiać. Jedynie przekomarzanki z nieznajomym skłoniły ją ku temu, by nakazać mu jako pierwszemu przekroczyć wrota kościoła. Budynek jednak najprawdopodobniej nie skrywał żadnych tajemnic. A przynajmniej nie odkrył ich przed tą dwójką. Gdyby u świętej Klementyny znajdowały się jakieś skarby, już od progu napotkaliby jakieś utrudnienia. Z pewnością stosy galeonów nie byłyby pozostawione sobie, bez żadnego magicznego zabezpieczenia. Chyba, że ten niepozorny początek był tylko niewinną zasłoną dymną i zwiastował dla nich morze atrakcji w kolejnych minutach przebywania w kościele. Usłyszawszy odpowiedź chłopaka, zdążyła zaśmiać się cicho pod nosem, zanim ten wyjawił prawdziwy powód swojego przybycia tutaj. Odwróciła głowę w jego kierunku, zapominając zupełnie o nieobliczalności tego miejsca i tym, że mieli być czujni na każdym kroku. - Nadal liczysz na góry złota i antyczne, magiczne księgi, które sprzedasz za krocie? - spytała z nutą niedowierzania w głosie, ewidentnie myśląc, że brunet już dawno przekreślił te marzenia, po wejściu do tej ruiny. - Nawet gdyby coś się tutaj znajdowało, pewnie już dawno to rozkradli... - podsumowała lekkim wzruszeniem ramionami, po czym wróciła do spaceru wokół ołtarza i skrupulatnej oceny pozostałości po "rekwizytach", które się na nim znajdowały. W pewnym momencie nawet była tak zaabsorbowana tym wszystkim, że zahaczyła o stopą o wykładzinę tuż u szczytu schodków, że prawie zleciała z nich, w ostatniej chwili odzyskując równowagę. - Cholerne dywaniki... - zaklęła pod nosem, obiecując sobie w duchu, że następnym razem kiedy wymyśli sobie zwiedzanie takiego obiektu weźmie ze sobą miotłe i będzie się poruszać tak jak to dla niej najwygodniej.
Tancred Seaver
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Runiczne tatuaże na torsie, plecach i ramionach. Kilka blizn i oparzeń różnej wielkości, rozłożonych po całym ciele, za wyjątkiem twarzy. Srebrny naszyjnik z zawieszonym na nim pierścieniem.
Osobiście swoje słowa uważałem za stwierdzenie faktu - nic więcej. Nie przepadałem za przechwałkami, bo te musiałbym podpierać swoim słowem, albo czynem. Po co miałbym coś takiego robić? Ani nie szukałem czyjegoś poklasku, ani nie zależało mi, żeby stawiać siebie w lepszym świetle. Byłem jak byłem, jak ktoś tego nie tolerował, to już nie moja sprawa. Wzruszyłem ramionami w odpowiedzi, na podszyte złośliwością słowa. Raz była ciekawa, raz była złośliwa, dość mocno wybuchowe połączenie. Przez myśl mi przeszło, czy dla każdej nowo napotkanej osoby taka jest. Jeśli tak, to w sumie jakoś zbytnio od siebie się nie różniliśmy. Sam mechanizm działa był różny, jednak cel mocno zbliżony. Swoje spostrzeżenie przelałem jedynie rzuconym przez ramię spojrzeniem. Zajęty oglądaniem ołtarza od deski do deski, nie zważałem na uszczypliwości i komentarze. Byłem pewien, że coś tutaj jest, niekoniecznie jakiś mieszek z galeonami, czy błyskotka, która rzuciłaby się w oko pierwszemu lepszemu szabrownikowi. Oni to potrafili brać wszystko co się świeci, nawet jeżeli nie przedstawiało jakiejkolwiek wartości, a ominąć prawdziwe skarby, zapomniane przez ludzkości. W ten sposób moje ręce natrafiły na pióro. Wyciągnąłem rękę z dziury, dzierżąc z pozoru nic nie znaczący przedmiot. Poświęciłem na niego różdżka, przyglądając się z każdej strony, po czym uśmiechnąłam się lekko pod nosem i schowałem przedmiot do torby. Teraz wystarczyło zapytać się mojej znajomej pani rzeczoznawcy, z czym mam do czynienia. Obstawiałem, że to co czarnomagicznego, ze względu na emanującą od niego złą aurę. W tym samym momencie dywaniki dokonały nieudanego zamachu na życie kobiety. Wyciągnąłem w jej kierunku rece, z zamiarem złapania lecącego ciała, jednak zdołała odzyskać równowagę i uniknąć karambolu. - Jesteś całą? - zapytałem, bardziej pro forma, niż z troski. Wolałem nie być posadzony o spowodowanie wypadku w tego typu miejscu. Moja praca w Hogwarcie byłaby wtedy bardzo mocno zagrożona. - No i jak? Podoba się wnętrze? - zapytałem, przekrzywiając głowę i świecąc różdżka w kierunku kobiety. Nie zauważyłem przez to cienia, który przesunął się niedaleko za moimi plecami. Coś tu było, i zdecydowanie nie było to zadowolone z naszego postępowania, a głównie mojego.
Patricia D. Brandon
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : burza kręconych, jasnych włosów; runa protekcyjna za lewym uchem
Taka właśnie była Brandonówna. Nieprzewidywalna, wręcz dziwna w swoich postawach, które z chwili na chwilę mogły stać się naprawdę różne. Tylko ona sama mogła znać powód swoich nietypowych zachowań, jednocześnie nie pozwalając innym na odgadnięcie ich. I owszem, znała wiele osób, które także były takie skrajne, jednak sama potrafiła tworzyć w swojej głowie trudne do wyjaśnienia absurdy. Sama nie wiedziała czemu miały służyć te liczne uszczypliwości skierowane do kompana, jednak w sytuacjach takich jak ta, kiedy nie znała rozmówcy kompletnie, zawsze ryzykowała tego typu zuchwałością. Tą śmiałość można było spokojnie odczytać czasami jako niegrzeczność, jednak Pat nigdy się tym nie przejmowała. Zawsze była niepokorna, od małego, dlatego owe zachowania po prostu wpiły się z jej naturę. Nie cierpiała podporządkowywać siebie czy swoich zachowań pod kogoś czy pod jakieś stare konwenanse. Co było utrudnieniem, bo jednak należała do rodu czystokrwistego, a takie rodziny miały swoją charakterystykę. Nie zauważyła, w którym momencie chłopak natrafił na ciekawe znalezisko, bo oczywiście jej stopy musiały "zaplątać się" w skraj materiału położonego na posadzce i cudem uniknęła bliskiego spotkania jej uzębienia właśnie z podłogą. Za to kiedy spytał ją czy wszystko w porządku, machinalnie posłała mu naburmuszone spojrzenie i choć wiadomo, że nie była to przecież jego wina, w tej chwili Patricia była zła na cały świat równie mocno jak na osobę, która rozłożyła tam tę wykładzinę... - Jest brudno, ciemno i w dodatku wszystko tutaj jest zniszczone - odpowiedziała na zadane przez niego później pytanie. Krążyła między drewnianymi ławkami, z których żadna wyglądem nie sugerowała, żeby bezpiecznie można było na niej usiąść. - Zazwyczaj nie marudzę aż tak, ale w tym miejscu naprawdę nic nie nadaje się do użytku. I chyba nie warto było... - zaczęła śmiało, jak to miała w zwyczaju, kiedy to nagle nad sobą usłyszeli głośny odgłos skrzydeł uderzających o taflę powietrza. Czarny ptak najwyraźniej przestraszony ich obecnością i rozmową wyszedł z ukrycia i teraz postanowił dać o sobie znać. Pat chwyciła się z serce, nie spodziewając się zupełnie tak nagłego dźwięku wśród ciszy. - Japierdole... - wyrwało jej się - Myślałam, że to jakieś pikujące licho albo inny czort. - wyznała, opuszczając różdżkę, która machinalnie w momencie zagrożenia powędrowała ku ptakowi. A był to jedynie kruk. - Może zmywajmy się stąd, skoro nie ma tu nic ciekawego - zasugerowała do towarzysza, zgodnie ze swoim przeczuciem, że nie mają już tutaj czego szukać.
Tancred Seaver
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Runiczne tatuaże na torsie, plecach i ramionach. Kilka blizn i oparzeń różnej wielkości, rozłożonych po całym ciele, za wyjątkiem twarzy. Srebrny naszyjnik z zawieszonym na nim pierścieniem.
Słuchając tych złośliwości i narzekań, ułożyłem sobie w głowie obraz Patricii jako naburmuszonej księżniczki. To nie, tamto nie, a cała reszta też do dupy. Przypominała mi nieco rodziców mojej mamy - dwójki snobów, którzy uważali swoją rację za najważniejszą i najbardziej prawą. Nasza rodzina była podobno że sobą bardzo zżyta. Szkoda, że jakoś bardzo tego nie odczułem. Bo przecież to nie tak, że moja duma mi nie pozwoliła na przyjęcie większej pomocy czy uczęszczanie na rodzinne spotkania. Czy to jakaś przypadłość czystokrwistych? Może po prostu mamy wszyscy nierówno pod sufitem od tego gromadzenia genów w wąskim gronie. Nasza uwagę zwróciło trzepotniecie skrzydeł, wywołane przez spłoszonego kruka. Zakrakał, nim wyleciał przez jedną z dziur w dachu, rozbrzmiewając echem po całym budynku. Mój pajeczyszósty zmysł wyczuł, że coś jest nie tak. Dreszczyk przebiegł po moich plecach, a ja niczym automat odwróciłem się, posyłając wiązkę światła przed siebie. W ten sposób zdołałem zobaczyć sylwetkę, zakryta w cieniu, tuż za zasięgiem światło. Nie należałem do osób strachliwych i większości rzeczom stawiałem pola, jednak to coś...oj tak, pora się stąd wynosić. - Tak, lepiej stąd chodźmy, póki jeszcze możemy. - zgodziłem się w odpowiedzi, cały czas obserwując owa sylwetkę. Ta, jak za magicznym pstryknięciem, zniknęła mi z pola widzenia po tym, jak mrugnąłem. Wolałem nie przekonać się na własnej skórze, co to było. Ruszyłem w kierunku wyjścia, w nadziei, że stwór nie pójdzie za nami. Bo to nie mogła być tylko moja wyobraźnia, prawda?
Patricia D. Brandon
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : burza kręconych, jasnych włosów; runa protekcyjna za lewym uchem
Jak dobrze, że chłopak nie dzielił się swoimi przemyśleniami tak dokładnie z Patricią. Nie chciałby wiedzieć jaka byłaby jej reakcja na nazwanie ją "rozkapryszoną księżniczką". Na szczęście oboje zachowywali swoje myśli dla siebie i w ten sposób oboje byli bezpieczni. A więc kruk to było nic w porównaniu z tym, co zauważył jej towarzysz, wśród mroku, gdzieś w głębi kościoła... Pat jednak nie dostrzegła nic niepokojącego, nawet jeśli rozglądała się czujnie i sprawiała wrażenie lekko spiętej tym nagłym pojawieniem się ptaka, który ją przestraszył. I choć dostrzegła podejrzliwy wzrok chłopaka, który lustrował wnętrze świątyni w poszukiwaniu istot, mających złe zamiary wobec nich, tak uznała, że lepiej będzie powoli zacząć się wycofywać z ruin, tym bardziej, że nic ciekawego tam nie znaleźli. Bez sensu było się nawet tutaj pojawiać... Nie chciała nawet go pytać, dlaczego tak szybko zgodził się na to, żeby opuścić kościół, po prostu chciała jak najszybciej się stamtąd zmyć. Nagle zaczęła mieć złe przeczucia, przez co wolała nie ryzykować dłuższym pobytem w opuszczonym budynku kultu. Naprawdę, było wiele innych, ciekawszych rzeczy, które można było robić, a że też ona wybrała sobie właśnie tą, tego wieczora. - A więc, to nie tylko pora nie była odpowiednia - zagadnęła do kompana, kiedy już znaleźli się na zewnątrz. Rozejrzała się wokół i zaciągnęła poły czarnego płaszcza, tak aby okryć tułów w całości. - Ale cieszę się mimo wszystko, że udało się nam wyjść stamtąd bez uszczerbku. Nawet jeśli nie znaleźliśmy zaginionego skarbu. - dodała po chwili, posyłając mu delikatny, pocieszający uśmiech, po czym wyciągnęła rękę w jego kierunku. - Jestem Patricia, tak swoją drogą. I dziękuję za towarzystwo. Może jeszcze kiedyś się spotkamy - powiedziała.
Tancred Seaver
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Runiczne tatuaże na torsie, plecach i ramionach. Kilka blizn i oparzeń różnej wielkości, rozłożonych po całym ciele, za wyjątkiem twarzy. Srebrny naszyjnik z zawieszonym na nim pierścieniem.
Wychodząc na zewnątrz, jeszcze jeden, ostatni raz, poczułem ciarki przechodzące przez mój kręgosłup. Czymkolwiek to coś było, zdecydowanie nie chciało, abym przebywał w tym miejscu. Wraz z opuszczeniem budowli i wyjściem na rozświetlony gwiazdami i blaskiem księżyca plac kościelny, uczucie zagrożenia zniknęło. Dlaczego akurat tutaj i w tym momencie? Czy miało to coś wspólnego z pozyskanym przedmiotem? Z kobietą, która mi towarzyszyły? Mroczne macki mojej przeszłości próbowały mnie dosięgnąć, stawiając pod moimi nogami przeróżne dziwne "kłody". - Owszem, nie tylko. - przytaknąłem głową, strzepując z barku kurz, jaki się zgromadził w przepełnionej brudem świątyni. - Tancred. - uścisnąłem lekko wyciągniętą rękę, obdarzając twarz kobiety przelotnym spojrzeniem, następnie wracając do obserwacji czegoś bliżej nieokreślonego. - Jeżeli lubisz zwiedzać stare, zapuszczone budowle, które skrywają więcej, niż na początku się wydaje, to tak, nasze drogi jeszcze się przetną. - puściłem jej rękę, po czym cofnąłem się kilka kroków. - Bądź zdrowa. - rzuciłem na pożegnanie, po czym się teleportowałem z powrotem do Hogsmeade.