Wnętrze apteki wypełniają przede wszystkim zapachy najrozmaitszych ziół, które się tutaj sprzedaje. Wielu towarów nie widać na pierwszy rzut oka, o część z nich musisz zapytać osobiście, bowiem zostały pochowane na zapleczu, by nie przyprawiać o mdłości wrażliwców albo uchronić je przed kradzieżą. W środku jest dość ciemno, głównie przez wypełniającą pomieszczenie parę pochodzącą prosto z aktualnie wykorzystywanych kociołków, w których warzone są eliksiry lecznicze. Londyńska apteka stanowi konkurencję dla innej, znajdującej się na samym Nokturnie i to nie tylko przez sam fakt swego istnienia, ale i lepszą obsługę, klimat, łatwiejszy dostęp oraz niższe ceny.
W tym sklepie można zakupić dowolny przedmiot ze spisu. Niestety nie można zakupić oddzielnych składników 3 stopnia.
Cennik: Składnik roślinny I stopnia - 3 galeony Składnik odzwierzęcy I stopnia - 4 galeony Składnik roślinny II stopnia - 6 galeonów Składnik odzwierzęcy II stopnia - 7 galeonów
Można tu również zakupić wszystkie eliksiry lecznicze (bądź składniki do nich) ze spisu eliksirów, które mają przypisaną cenę i nie są zakazane.
Podana w spisie cena dotyczy jednej porcji eliksiru!
Ano z drugiej strony nie jeden by się nad tym nie zastanawiał. W końcu w oczach Viv to była zdrada, tak? Nie mógł oceniać zachowania Beti bo sam nie wiedział jak on by się zachował. Ale na pewno dałby jej czas na wytłumaczenie tego wszystkiego. Zdrady za bardzo nie można było wytłumaczyć, dlatego też Max dał sobie spokój i nie gnębił dalej kobiety z którą wcześniej był. Wiedział, że każde tłumaczenie będzie bez sensu, bo ona słyszała w myślach tylko słowa swojej siostry. Doskonale to rozumiał. To tak samo jakby Ori mu o tym powiedziała, wierzył jej we wszystko co mówiła i wtedy również by tylko to miał w pamięci a tłumaczenia Beti byłyby tylko dodatkiem, którego w ogóle nie musiał brać pod uwagę. No nic stało się. Max postanowił się z tym pogodzić. Radził sobie gorzej niż podejrzewał, ale przecież jakoś da radę. Przecież kiedyś musi się to skończyć. - Tak, całowałem się. Ale to było grubo przed Tobą... - mruknął do niej. Ale tak samo mogła mieć pretensje do niego jak i do niej. Viv również wiedziała o tym, że kiedyś byli razem i nie musiała się tak zachowywać, tak? A swego czasu ślizgonka była bardzo w niego zapatrzona. Ta fascynacja dość szybko się skończyła może właśnie dlatego, że zorientowała się co tak naprawdę robi i że w domu może być zwyczajnie znienawidzona. Nie znał zasad w domu państwa Dear, no ale na pewno nie pochlebialiby pocałunków z facetem, który był z dwoma ich córkami. Zaśmiał się głośno i spojrzał na Dear. Przecież o Des musiała wiedzieć, to nie był przelotny romans. Z Destiny dość długo byli razem, i pewnie Beatrice o tym doskonale wiedziała. - Z Destiny to było kompletnie inaczej. Zniknęła i to grubo przed Tobą, gdy się tylko pojawiła postanowiłem dać jej szansę, ale co z tego? Zniknęła kolejny raz... To była zwyczajna rozmowa... - mruknął do niej i westchnął. No co miał powiedzieć? Przecież mówił prawdę. Z Destiny bardzo dobrze mu się układało gdy była cały czas na miejscu, ale jak zaczęła znikać niby z przyczyn rodzinnych musiał coś z tym zrobić i znalazł się wtedy w pobliżu Williama. Ale to nie było nic poważnego. - Will? Latał za mną, ale jak tylko dowiedziałem się, że coś chciałby ze mną stworzyć powiedziałem mu prawdę, że nie mam ochoty na jego towarzystwo i żeby spadał. - oznajmił. Sam nie wiedział po co jej to wszystko mówił, bo wcale nie musiał, ale jednak w tym momencie to miłość przewyższyła wszystko i musiał jej to powiedzieć, żeby sprawa między nimi była jasna. Nie liczył na wielki powrót, ale liczył na to, że normalnie będą w stanie rozmawiać, a nie za każdym razem wymieniając się złośliwymi spojrzeniami, bo to go bardziej bolało niż obraźliwe słowa.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Słuchała tych jego wyjaśnień, jednak bez większego zaangażowania. Dla niej nie były to już ważne słowa. Nie teraz. Teraz, chciała tylko jednego, zapomnieć o tym wszystkim i pójść dalej. Na chwilę obecną niestety, ale wydawało jej się, że jest to najrozsądniejsze rozwiązanie w całej tej sytuacji. Może i źle się zachowała, nie dając mu szansy na wyjaśnienie tego wszystkiego, ale nie mogła udawać, że teraz wiele by to zmieniło. Może i ona miała coś na sumieniu, mogłaby coś zmienić, aby stało się lepiej. Niestety, nie zrobiła tego. -Wiesz, nie chcę już o tym słuchać. - powiedziała spokojnym, rzeczowym tonem. Naprawdę, te tłumaczenia na nic się zdawały. Minęło już trochę czasu i zdążyła to wszystko sobie poukładać. Odciąć się od tych zdarzeń i spróbować iść dalej. Nie planowała szybko wpadać w sidła wielkiej miłości i radości życia. Chciała, aby po prostu było dobrze. Nie potrzebowała teraz kolejnych romansów, love story. Chciała być sama, czuć się dobrze w swoim własnym towarzystwie, nie mieć do siebie żalu. Nauczyć się kiedyś w normalny sposób kontaktować z Maxem tak, aby na jego widok, nie musieć się sztucznie uśmiechać. Czuć się dobrze sama ze sobą na tyle, aby nie bolała ją wzmianka o jakiejś jego przyszłej kobiecie. -To chyba jednak dla mnie trochę za dużo, jak narazie. - rzuciła, nie do końca pewna, co tak właściwie chciała przez to powiedzieć. Że za dużo jej jego? Że za dużo się dziś dowiedziała? Nie sprecyzowała w żaden sposób tej myśli, bo nie była w stanie.
Max również za bardzo nie starał się, żeby to wszystko było składne i żeby Beatrice próbowała to zrozumieć. Nie to nie. On nie miał zamiaru jej przekonywać i robić z siebie przy okazji błazna. Życie toczy się dalej, a on musiał się pogodzić z tym, że panna Dear to jest już przeszłość. Liczył na normalną relacje, jednakże ich związek zaszedł już za daleko i będzie z tym naprawdę ciężko. Chciał nieco odpocząć. Widząc ją wszystkie wspomnienia wracały i naprawdę nie wyobrażał sobie poukładania życia jeżeli ona będzie w pobliżu. Na całe szczęście Max pracuje w Hogwarcie gdzie Beti nie będzie się pojawiać. Zwyczajnie może się zaszyć w okolicach szkoły i będzie pewny tego, że nie będą się widywać. To musiało samo przejść i będzie dobrze. Max zawsze bardzo się angażował we wszelakie romanse czy związki i później ciężko mu było to wszystko sobie poukładać. Jak to mówią czas leczy rany i miał nadzieję, że tak samo będzie w tym przypadku. - Ok, tak że nie będziesz musiała. - mruknął obojętnie. Zrozumiał, że nie ma sensu łazić za nią i błagać ją o wybaczenie, być może kiedyś Beti by mu to wybaczyła, ale nie miał zamiaru spędzić na tym połowę swojego życia, bo wiedział że to byłby wieli wyczyn. A on się takich wyczynów nie podejmuję, w końcu był puchonem, a nie ślizgonem. Brał się za rzeczy wykonalne, a niewykonalne odstawiał. - Życzę Ci sporo szczęścia mimo wszystko i do zobaczenia. - ostrożnie się pożegnał. Rozejrzał się jeszcze przelotnie po sklepie, ale zwyczajnie sobie darował jakiekolwiek zakupy i odwrócił się na pięcie, żeby opuścić sklep. /zt
@Holden A. Thatcher II Zdążyłeś się już trochę przyzwyczaić do nowego miejsca pracy i trzeba przyznać, że odnalazłeś się w nim dość szybko. Było nieco trudniej niż u Zonka, jednak miałeś znacznie więcej satysfakcji. Przyszedłeś na swoją zmianę kilka minut przed czasem, ubierając fartuszek i konsultując z właścicielem dzisiejszy zakres Twoich obowiązków. Apteka wciąż była dla Ciebie miejscem pełnym sekretów i wiedziałeś, jak łatwo pomylić można zioła lub eliksiry - nic więc dziwnego, że wciąż nie zostawałeś za ladą sam, mogąc liczyć na pomoc starszych stażem współpracowników. Rzuć Kostką! Możliwe Scenariusze: 1,4 Wysłali Cię na zaplecze, abyś przygotował listę składników, których brakowało w magazynku. Przeglądając szuflady, pojemniczki i woreczki, notowałeś wszystko na pergaminie i zadowoleniem dochodziłeś do wniosku, że wychodzi Ci to coraz lepiej i sprawniej, a większość roślin nie stanowi dla Ciebie żadnego problemu. Grzebiąc w szufladzie z korzeniami, dostrzegłeś ulotkę mówiącą o niebezpieczeństwie płynącym z ich stosowania w nadmiernych ilościach. Nie zauważyłeś, nawet kiedy, ale pogrążyłeś się w lekturze, która okazała się niezwykle edukująca. Do Twojego kuferka trafia 1 punkt Zielarstwa! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie! 2,5 Pomagałeś na sklepie. Podawałeś zamówienia, zamiatałeś i słuchać konsultacji z aptekarzem, aby się czegoś nauczyć. Mieliście dziś dużo klientów, więc ręce miałeś pełne roboty i zmęczenie dawało o sobie znać po kilku godzinach! Gdy biegłeś z paczką ziół z zaplecza, potknąłeś się o leżącą na ziemi miotłę i poleciałeś jak długi, lądując na podłodze. Poza siniakami, obtartymi rękoma i stłuczonymi kolanami, a także urażoną dumą i korzeniem wbitym w żebra — nic wielkiego się nie stało! Poczciwy właściciel poradził Ci jednak, abyś zawsze sprawdzał, czy masz zawiązane buty i spoglądał, gdzie idziesz — bo wypadki w aptece mogą skończyć się naprawdę źle! Obolały i nieco zażenowany, wróciłeś do pracy, sprzątając wcześniej rozsypane, ususzone hibiskusy. Będziesz odczuwać efekty upadku w następnym wątku! 3,6 Obsługiwałeś klientów, mając za plecami właściciela. Trzeba przyznać, że miałeś talent do dogadywania się z ludźmi i Twoje komentarze niezwykle wszystkich bawiły, zwłaszcza starsze Panie, które przychodziły po leki. Współpracownicy dokuczali Ci nawet, że przyszły Cię podrywać. Pracy jednak było sporo jak to w aptece. Wydawałeś leki czy eliksiry, dawałeś porady i konsultowałeś je z czarodziejami z większym doświadczeniem w fachu. Gdy pojawił się jegomość z dość skomplikowanym problemem, odszedłeś na bok i obserwowałeś prace innych, słuchając ich wymiany zdań z klientami oraz rozglądając się po półkach. Zauważyłeś, że młoda aptekarka zagadała się z czarownicą i omyłkowo wsunęła do jej paczuszki eliksir, który kolorem wcale nie przypominał tego rozgrzewającego! Ruszyłeś w jej stronę, nie mając zamiaru donosić właścicielowi i szepnąłeś jej o tym po cichu! Dziewczyna nieco się wystraszyła i była Ci ogromnie wdzięczna, a gdy wychodziłeś, znalazłeś w kieszeni torby liścik z podziękowaniem i 30 Galeonów! Upomnij się o nie w odpowiednim temacie!
Było chłodno i późno. Powracający właśnie z pracy Wictor Fubellath parszywy nastrój mógł lewitować w kilku stukilowych worach tuż obok własnej napiętej facjaty, rozpamiętując nawał druczków, papierków, krzyków, poszturchiwań, tabelek, pism, pieczątek, wymuszonych wcale przyjemnych uśmiechów, skinień głowy, spłoszonych spojrzeń i jelenich zrywów w obliczu kolejnego połamanego pióra. Jako niskiego szczebla urzędnik ministerialny nie mógł nosić nosa w chmurach jedynie przez pryzmat posady, ba, nie powinien wcale wspominać gdzie dorabia się większej łysiny niż mężczyzna w jego wieku powinien. Psi grosz jaki z tego miał starczał na rachunki i tanie życie wciąż niestarego kawalera; brak ekscesów, randek, wyjazdów na kontynent zastępowała mu jedynie myśl iż niczego innego w życiu nie potrafił. Jeszcze pięć, siedem lat temu być może nawet był przystojny. Kończąc Hogwart najprawdopodobniej nawet szarmancki, może łamiący serce jednej z młodszych, spragnionych jego uwagi uczennic. Absolwent domu borsuka jednak nie miał czasu na wspominanie tych pięknych, pełnych swobody chwil, wyliczając sobie właśnie iż depozyt w Gringott'cie, następnie dotarcie do niewielkiej pomatczynej kawalerki i odgrzanie sobie wodnistej grochówki da mu minus dwie godziny dwadzieścia minut na przejrzenie mniej pilnych dokumentów poza gmachem ministerstwa. Nie przewidział jednak jednego – że kiedykolwiek w jego nudnym, samotnym życiu stanie naprzeciw zdrowo szamoczących się tyłów kobiecych zwisających z ramienia zaskoczonego jego zmęczonym spojrzeniem mężczyzny. Gdyby skalkulował sobie podobną możliwość powinien odpuścić sobie w ogóle dzisiejszy posiłek. Sweeney przystanął nieco zdezorientowany nieznaną mu przeszkodą. Owszem, mijali ich czarodzieje mniej lub bardziej zaaferowani widokiem ubezwłasnowolnionej Padme, jednak uczuwszy woń alkoholu wszyscy jak jeden mąż powracali do własnych spraw. Problem ze zmysłem powonienia Wictora dawał mu jednak głupią przewagę nieznajomości domniemanych powodów takiego widoku. Skąd miał bowiem wiedzieć iż zatankowane dziewczę bardzo prawdopodobnie zmierzało właśnie w kierunku domu i łóżka, korzystając z wcale nie mniej dziwnego niż Błędny Rycerz transportu? - N... N... Nna brodę Merlina, czy wszystko jest w porządku? Co pan robi tej pani?! – Pomimo zimna pot zeszklił mu ukryte pod szarym kapeluszem czoło. Podniecony niespodziewanym widokiem nie do końca wiedział co zrobić, co powiedzieć, co dalej uczynić. Czy tu właśnie dochodziło do porwania? Czy niecne zamiary kłębiące się pod jasną czupryną właśnie on, Fubellath, niweczył? Czy, na Morganę, dostanie medal za bohaterskie uratowanie niewiasty, a może nawet z nią kolację? - Ależ proszę ją p..puścić! Henley bezradnie zerknął na wciąż podświetloną świecą gablotę pełną magicznych ingrediencji aptecznych jaką Wictor miał kilka kroków za plecami. Powinien się pośpieszyć inaczej z dzisiejszego samozaparcia i motywacji nie wyniknie nic owocnego. Poprawił sobie pannę Naberie na ramieniu, zastygłą jakby w kontemplowaniu zaistniałej sytuacji. Jako dobry obserwator zauważył jak niebezpiecznie często wzrok nieznajomego wędruje na te partie, które właśnie teraz Padme wolałaby zapewne ukryć przed światem. Nie, nie była to twarz. - 20 galeonów... Nie, 25 i jest Twoja.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Nie wiedziała dokąd idą a siły na dalszą walkę, krzyk i wierzganie się utraciła po kilku minutach, mając wrażenie, że Henley postanowił ukarać ją w absurdalny sposób. Nie popierała tego, nawet w najmniejszym stopniu, wszak marzyła o łóżku i już po raz drugi z trudem przełknęła ślinę, hamując wymioty. Postanowił ją zabić? Po co? Był seryjnym mordercą, który najpierw długo poznawał swoją ofiarę, by na końcu torturować i dobić ją w cierpieniach? Z początku wprawdzie w to wątpiła, jednak po chwili rozważania dalszych za i przeciw musiała przyznać, że czasami jego zachowania właśnie na to wskazywały. Na socjopatę i psychopatę w jednym, czającego się na swoją ofiarę bez cienia zniecierpliwienia. A ona? Cóż, ofiarą była całkiem dobrą, jeśli miałaby się uczepić wizualnych aspektów – ale chyba nie o to chodziło w torturach, o ile nie postanowił zemścić się za krzywdy przeszłości na kobietach w jednym typie. Myśl ta zaprzątnęła jej myśli na tak długo, że nie zorientowała się, kiedy weszli do ciemnego, nieznajomego pomieszczenia, lecz po zapachu była niemal pewna, że byli w aptece – smród ziół, medykamentów i innych specyfików znała aż za dobrze, gdy ojciec nie oszczędzał jej wycieczek w czeluście szpitala. Była skłonna nawet uznać, że jednak źle go oceniła, bo może to dobry człowiek, który postanowił w ostatniej chwili kupić jej coś na jutrzejszego kaca a aktualny ból głowy, i próbował się nią na swój sposób zaopiekować, dopóki do jej nadstawionych uszu nie dotarła wymiana zdań pomiędzy obecną tutaj poza nią dwójką. – Co? – wybełkotała, gdy doszedł doń sens wypowiedzianych przez Sweena słów; czy on naprawdę próbował ją sprzedać? – Sprzedajesz mnie za takie pieniądze? – nie była pewna czy powinna się śmiać, czy płakać, czy może znowu obrazić, że chciał sprzedać ją za tak śmieszną sumę, choć uznała to za działanie drugoplanowe, skoro dalej tkwiła w niekorzystnej pozycji, zwisając mu przez ramię z głową w dół – nie, nie, nie, chyba sobie żartujesz w tej chwili – kontynuowała, w przypływie sił podejmując próbę wyrwania się z jego uścisku – to ja tu jestem ofiarą, zostałam u p r o w a d z o n a – czy ten biedny człowiek nie widział co tu się dzieje? Ku jej zdziwieniu nie przejął się tą informacją, a jedynym pocieszającym aspektem było spektakularne wierzgnięcie i upadek prosto na ziemię. Tym razem podniosła się jeszcze szybciej, początkowo przypłacając to zawrotami głowy i niewielkim rozcięciem na policzku a potem nader gromiącym spojrzeniem spopieliła pierw starego aptekarza, później Henleya, którego w pierwszym odruchu zamierzała udusić gołymi rękoma. Bez problemu zresztą mógł dostrzec iskrę wściekłości niebezpiecznie tańczącą po ciemnych tęczówkach i wyraz twarzy, który wskazywał na to, że odzyskała zdolność do racjonalnego myślenia, niezwykle poważny i niezwykle rzadko u niej spotykany. – Powinni was zamknąć w pokoju bez klamek – wystającym spod płaszcza kawałkiem rękawa przetarła ściekającą po zaczerwienionym policzku kroplę krwi, instynktownie odsuwając się w stronę wyjścia z lokalu a drugą wsunęła do kieszeni, odnajdując w niej bez problemu różdżkę, gdyby cała sytuacja okazała się jak najbardziej poważna.
Popatrzył na nią prawie współczująco. Być może winna własnej głupoty sama napytała sobie biedy, jednak fakt pozostawał faktem – rozcięcie na policzku zdobiło ją niczym drobna, karminowa przypinka. Nie było ani brzydkie ani ładne, jednak zdecydowanie nie obojętne. Widział ściągnięcie mięśni twarzy gdy uczuła pieczenie a także ciemniejące od gniewu spojrzenie, jak gdyby ogniskowała całą swoją wściekłość jedynie na nim. Przecież sam by jej nie upuścił. Było się nie wyrywać. - No już, już. Nie rób afery. Tobie niemiłe jest moje towarzystwo, dlatego postanowiłem coś na to zaradzić. Nie krzyw buzi, robisz się wtedy nieładna. – Odsunął się nieco dając jej pole do manewru. Nie wyciągnął ręki, nie otrzepał jej ubrań, nie poczynił żadnego kroku ku jej rozwścieczonej sylwetce. Pijana widać bywała nie tylko nieostrożna ale i nieobliczalna. Zabawna. Miał prawo się przestraszyć. - Panie... – Bezradnie zatrzepotał ręką w powietrzu uświadamiając sobie że nie wie w ogóle z kim ma do czynienia. Sam nie spodziewał się niecodziennego spotkania, dlatego nie przygotował ani ewentualnej mowy, ani też stosownej reakcji. Osłupiały Wiktor nie zadał sobie nawet trudu spojrzeć w jego kierunku, zbyt zajęty lustrowaniem miotającej się Padme. Cielę – pomyślał krótko. - Tylko wrót brakuje. - Powierzam tę oto niewiastę pańskiej czułej opiece. Kobieta krwawi, weźże jej pomóż. – Wycofał się jeszcze o krok w głąb pomieszczenia by uniknąć rykoszetu potencjalnie niebezpiecznych paznokci i doskonałej znajomości magii ofensywnej. Gdyby gdzieś tam ukryła różdżkę jak powinna, mogła mu jeszcze napytać biedy. O to zaś się nie prosił. Było zimno, zgrzał się przy jej przenoszeniu. Oby nie złapał żadnej kichawicy. Tylko tego mu brakowało, żeby zaniemógł pod pościelą kiedy nie miał na to najmniejszej nawet ochoty. Zdezorientowany całą aferą sprzedawca nie wiedział czy posłać sowę do świętego Munga, czy może po kilku zbrojnych na Nokturn. Szykował się już do wieczornego zamknięcia przybytku i nie w smak mu było zamieszanie jakie swoim przybyciem spowodowali. Zimny przeciąg jaki Sweeney wpuścił do środka dał mu powód do zrozumienia czemu tak szybko zakotwiczyli się we wnętrzu apteki, jednak wciąż nie wiedział czy był on jedyny, czy może jednak pozostaną jego ostatnimi dzisiaj klientami. - W czym mogę państwu pomóc? – ozwał się sucho, pozorując względny brak przejęcia. Jedyną oznaką podirytowania przemieszanego z próbą poukładania sobie całego dialogu były wysoko pod początkowe zakola podsunięte brwi koloru kruczych piór jesienną nocą. Był zmartwiony życiem jednak wciąż przystojny. Tego nie można mu było żadnym sposobem odebrać. - Bieluń dziędzierzawa – rozpoczął Henley z mocą, zaraz jednak gubiąc rytm i jakby zapadając się w sobie. Wieki już nie robił zakupów. - Doszły mnie słuchy iż sprzedają państwo już utarte liście. – Nie był pewien kto i kiedy mu to powiedział, zapamiętał jedynie iż w jednej z aptek na Pokątnej da się zdobyć kilka roślin z działu 'nie hoduj bo śmierć albo azkaban' i nie trzeba się wcale trudzić wycieczką aż na Śmiertelny Nokturn, na co bynajmniej nie miewał ostatnio ochoty. Zdziadział. Nie bawiły go już niebezpieczeństwa.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
To musiało się tak skończyć. Absurdalnie. I tragicznie, choć bardziej z naciskiem na to pierwsze, gdy cała sytuacja przypominała farsę, komedię i festiwal zażenowania w jednym. Kiedy czołgała się po brudnej ziemi jak w historii z kryminałem w tle a potem niezwykle uradowana faktem, że wreszcie otworzyła się przed nią droga ucieczki bez przeszkód, poderwała się na proste nogi, pożałowała swojej kolejnej nieprzemyślanej decyzji. Wstała bowiem za szybko, jak się okazało, gdy w efekcie tym razem zawroty głowy nie ustąpiły, szum w uszach nasilił się a świat przez chwilę zamajaczył niewyraźnie, po zaledwie paru sekundach odcinając jej świadomość całkowicie. Z głośnym hukiem upadła na ziemię, na lewą stronę, a kiedy aptekarz, którego wcześniej zwyczajnie nie zauważyła, zignorowała, czy zwyczajnie nie dostrzegła jak ten pobudzony zamieszaniem stał na uboczu ich zacnej grupki, ocucił ją, była niezwykle spokojna. I zdezorientowana, może nawet nieco przestraszona, bo nigdy w życiu nie zdarzyła się jej podobna sytuacja. Z cichym jękiem dotknęła lewej strony głowy, z kolei po udzieleniu odpowiedzi na kilka podstawowych pytań skonsternowanego mężczyzny zdołała zapomnieć, że jeszcze niedawno chciała wszystkich pozabijać kilkoma zaklęciami i uciec stąd jak najdalej. Nie wstała z ziemi sama. Z pomocą aptekarza podniosła się, przemaszerowała kilka metrów i usiadła z powrotem na stołku, ciężar ciała spierając o chłodną ścianę za sobą a potem pozwoliła mu zająć się rozciętym policzkiem, w międzyczasie dociskając do czoła zimny okład. Nie chciała siniaków, czy szpecącego guza, lecz miała wrażenie, że skóra na skroni zrobiła się niezwykle napięta i piekła, co nie napawało jej optymizmem – przypominała ofiarę przemocy domowej. Pozostawiona sama sobie wreszcie przysłuchała się rozmowie Henleya, który zadziwiał ją z każdą chwilą coraz mocniej; czy on w ogóle się nią nie przejmował? Chociaż nie zamierzała tego komentować, ani teraz ani później, czuła się z tym dziwnie, nieswojo i przykro, nie potrafiąc zrozumieć czemu nie okazywał jej podobnej empatii co wtedy, w Walii, gdy specjalnie przyjechał sprawdzić, jak się ma. Nawet jeśli duża część uszczerbku na zdrowiu leżała teraz po jej stronie, nie poprawiało to wcale jego wizerunku. Bieluń dziędzierzawa. Na początku pomyślała o właściwościach narkotyzujących rośliny a niewiele potem o tym, że podany w zbyt dużej ilości doprowadza do zatrucia organizmu a konsekwencji śmierci, ot, niezwyczajna lekcja zielarstwa z podręczników zakazanych oficjalnie. Czy na koniec ich podróży postanowił ją otruć? Czy aż tak jej nienawidził? Zaskakująco, również dla siebie, nie odezwała się więcej i nie zapytała o to na głos, przyciskając suche wargi do podanego wcześniej kubka z okropnie słodką wodą. O tym, że bieluń stanowił składnik eliksirów na dolegliwości bólowe zapomniała, przez moment skupiając się na aptekarzu, który spoglądał to na nią, to na Sweeney'a. Wyglądało na to, że mężczyzna dawno nie zaznał w swoim życiu tylu atrakcji, co teraz, na co wskazywał jego niemądry wyraz twarzy; widocznie nie rozumiał dzisiejszej młodzieży i ich relacji a relacja pomiędzy napotkaną dwójką wydawała się być niezwykle specyficzna. Dziwna i inna. Kontrolował jednak sytuację, w każdej chwili gotowy albo do ucieczki na zaplecze albo do wyjęcia różdżki z kieszeni, choć w myślach uznał, że prawdopodobnie ani jedno ani drugie nie będzie potrzebne. – Różne rzeczy można usłyszeć – odparł spokojnie; doskonale wiedział, że w jednej z gablot znajduje się trochę utartej rośliny – prościej jednak byłoby kupić gotowy eliksir – dodał, skupiając teraz całą swoją uwagę na Henley'u.
zt
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Chciałabym zamówić u Państwa składniki na dwie porcje eliksiru Wiggenowego. Szczegółową listę umieściłam na odwrocie pergaminu. Uprzejmie proszę o zwrócenie uwagi na to, by kora drzewa Wiggen była świeża, podobnie jak śluz Gumochłona. Należną opłatę załączam do listu.
Dzień niczym nie różnił się od innych. Sumiennie wykonywałaś swoje obowiązki i realizowałaś recepty oraz zamówienia. Nie narzekałaś na brak pracy, bowiem w godzinach szczytu przed apteką teleportowało się sporo osób - w tym większość już sędziwych. Ustawili się w kolejce, w której naliczyłaś siedem osób i uwijałaś się za ladą. Twoja pracodawczyni poprosiła Cię, abyś nakładała zaklęcie ochronne na każdą fiolkę eliksiru, pakowaną do odbioru. Zajęta obowiązkami musiałaś przerwać, gdy ni stąd ni zowąd do apteki wpadł rozwścieczony czarodziej. Wyglądał jakby miał jakieś osiemdziesiąt lat lecz nie jego podejrzana żwawość zwracała uwagę - mężczyzna był pokryty wielkimi zielonymi naroślami, zaś z boku ust wystawał fioletowy język. Dopadł gwałtownie do lady i piorunując Cię wzrokiem rzucił w Twoim kierunku opakowanie po eliksirze, wrzeszcząc przy tym wniebogłosy: - Co mi pani sa ustlojstwo spsedała?! To miało mnie odmłodzisz, a nie zabić! Sądam leklamacji, antidotim i zniski! Jestem kimś wasnym. Pani nie wie z kim zadziela! To niedopuscalne! - krzyczał, nie dając Ci dojść do słowa. Klienci patrzyli po sobie niepewnie, zapewne wątpiąc czy aby powinni tutaj kupować eliksiry. Co robisz? Przyjmujesz reklamację? Musisz wówczas z własnej kieszeni zafundować mu fiolkę eliksiru neutralizującego (kosztować Cię to będzie 20 galeonów), ale wówczas zachowasz profesjonalizm i uzyskasz szansę, że nie stracisz klientów czy może spróbujesz porozumieć się z klientem i wyjaśnić mu, iż niemożliwym jest, aby z eliksirem było coś nie tak, że być może nie przestrzegał dawek i częstotliwości spożywania albo zażył go grubo po terminie ważności? Pamiętaj, że jest rozjuszony i musiałabyś wykazać się anielską cierpliwością i dyplomacją, aby go uspokoić i z nim porozmawiać. Jesteś obserwowana przez resztę klientów, a więc wiesz, że z pewnością Twoja decyzja nie odbędzie się bez echa.
______________________
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Mogłoby się wydawać, że to będzie dzień jak co dzień dla apteki usytuowanej na Pokątnej, jednakże ktokolwiek tak sądził - był w błędzie! Przymrużyła ślepia widząc miejsce, przez które może wpaść aż tylu klientów. Mad zerknęła na krzyczącego wniebogłosy czarodzieja, po czym delikatnie chciała go uspokoić i z nim porozmawiać wyjaśnić wszystko. - Zawsze sprawdzam dany eliksir pakowaną do odbioru. - dodała może Pan coś źle odczytał lub nie tak stosował dawkę za często lub kilka dni po terminie. - Może zaproponuję Panu antidotum podać i zniżkę - Mad miała rzecz jasna talent do dogadywania się z ludźmi oby i tym razem wyszło.
Rzuć kostką, aby dowiedzieć się jaki uzyskałaś efekt.
Parzysta - klient dał się udobruchać i pokrywając koszta, wręczyłaś mu antidotum i zniżkę, której nie skonsultowałaś ze swoim pracodawcą. Klient pomstował jeszcze kilka chwil, jednak już zdrowy i mniej zdenerwowany opuścił sklep. Pod koniec zmiany, gdy wyjaśniałaś wszystko pracodawcy, ten pokręcił nosem wobec samodzielnego przydzielania rabatów. Dostałaś od niego upomnienie i musiałaś zostać po godzinach, aby odpracować. Tracisz 20 galeonów. Upomnij się o zmianę w odpowiednim temacie.
Nieparzysta -- klient był tak zdenerwowany, że nie słyszał co do niego mówisz. Z podniesionym głosem wygrażał się, że nigdy więcej tu nie przyjdzie i pozwie aptekę do Ministerstwa za narażenie na uszczerbek zdrowia. Tak głośno krzyczał, że się zapowietrzył, chwycił za serce i upadł na podłogę. Zostałaś zmuszona do wezwania Uzdrowicieli, by mu pomogli. Niestety sytuacja wypłoszyła pozostałą klientelę, przez co dzisiejszy utarg będzie skąpy. Pracodawca, po zapoznaniu się z sytuacją, dał Ci trzy dni przymusowego urlopu oraz fiolkę eliksiru Spokoju, abyś odpoczęła po nerwowym dniu. O przedmiot upomnij się odpowiednim temacie.
______________________
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Mad po dłuższej chwili zauważyła że klient upadł na podłogę,po czym szybko wezwała uzdrowicieli, by go zabrali do Munga. Dziewczyna miała nadzieje, że nic mu nie bedzie,no cóż cała ta sytuacja wypłoszyła niemal całą klienterię, no i sklep zarobi dziś bardzo mało. Gryfonka szybko powiadomiła swojego pracodawcę który po zapoznaniu się z sytuacją, dał szatynce trzy dni przymusowego urlopu oraz fiolkę eliksiru Spokoju, aby odpoczęła po nerwowym dniu ale na zawsze warto było być przygotowanym na coś niespotykanego.
Robiłaś porządki na zapleczu na prośbę twojego szefa. Ułożenie wszystkiego na półkach to było mozolne zajęcie, ale i tak niemal odprężające w porównaniu do robienia porządków w starych pudłach. Niestety i na to przyszedł czas, a ty musiałaś powyrzucać przeterminowane substancje, albo rzeczy, które były bez etykiety i nie potrafiłaś ich zidentyfikować. W jednym z pudeł znajdowała się masa fiolek i wszystkim musiałaś dokładnie się przyjrzeć. Zajęcie było męczące i wymagało przerzucenia miliona niewielkich buteleczek, łatwo było stracić czujność. Jedna z nich okazała się pęknięta, nie zauważyłaś tego zawczasu. Dziwna, lepka substancja wylała się na twoją dłoń i zaczęła piec. Nie masz pojęcia z czym masz do czynienia i leczenie tego samodzielnie może przynieść opłakane skutki. Niestety, chwilę temu twój szef wrócił do domu i zostałaś w sklepie sama. Możesz go zamknąć i jechać do szpitala, albo poczekać do końca zmiany. Co robisz?
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Mogłoby się wydawać, że to będzie dzień jak co dzień dla apteki usytuowanej na Pokątnej.W takim razie nie czekało jej nic trudnego, ani nieprzyjemnego.Oprócz tego ze kilka godzin spędzi na zapleczu.Układanie tego całego asortymentu na półkach i porzdki w kilku starych pudłach to zajęcie na cały dzień, ale mogłoby być gorzej. Mad uklękła na kolanach i zaczęła zajmować się przeterminowanymi eliksirami,jedne bez nazw, drugie z jakąś substancją do połowy, inne były lekko pęknięte.Dla Gryfonki było męczące i mozolne zajęcie, ale i tak niemal odprężające ale za to łatwo było stracić czujność. Nie zwracała uwagi na to jak wyglądaja butekeczki i co mają na dnie też wzieła i je zaczeła układać. -Auć- jekła cicho pod nosem.Przecież jeszcze nie wszystko skończone prawda?No tak przez swoją nie uwagę nawet nie zauważyła kiedy lepka substancja wylała się na dłoń i zaczęła piec. -Hmm.. -może znajdziemy tutaj jakiś eliksir chociażby łagodzacy. Mad nie za bardzo wiedziała co to za substancja wiec postanowiła jakoś złagodzić ból szukając odpowiediego eliksiru. Zamknęła sklep i wróciła do szkoły na zajęcia.
Niestety nie udało ci się znaleźć niczego, co złagodziłoby te podrażnienia. Nie tylko zamknęłaś wcześniej sklep, ku niezadowoleniu swojego szefa, ale też nie zaleczyłaś ręki dostatecznie szybko. Miałaś szczęście i jedyne co ci towarzyszyło to palący ból przez kilka następnych dni. Twój szef jednak nie zaakceptował twojej wymówki i odjął ci 20 galeonów od pensji. W dodatku teraz na pewno będzie miał na ciebie oko, więc lepiej bądź ostrożna. Odnotuj stratę w odpowiednim temacie!
______________________
Ofelia Willows
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.76
C. szczególne : Brak łuku kupidyna na górnej wardze.
W sumie sama nie wiem, czemu zdecydowałam się na pracę w Aptece. Nigdy nie zdarzyło mi się wykonywać żadnego zawodu. Chciałam swój wolny czas poświęcać studiom, jeżeli sytuacje materialną kontroluje moja rodzina. Głównym impulsem było to, że większość osób z mojego otoczenia znalazło już jakieś dorywcze zatrudnienia, chcieli zostać jak najbardziej samodzielni, natomiast ja wciąż byłam zależna od rodziców. Zawsze też skupiałam się na rozwijaniu umiejętności, które przydadzą mi się do pracy jako uzdrowicielka, więc nie miałam szerokiego wyboru. Nigdy nie myślałam również nad farmacją, ale jest to bliska dziedzina dla każdego uzdrowiciela. Dlatego zdecydowałam się na złożenie CV do jednej z aptek na pokątnej. Nie mam większej wiedzy z dziedzin takich jak eliksiry, bądź z zielarstwa, ale moją wiedzą z magii leczniczej powinnam załatać te braki. Niedługo po informacji o pozytywnym rozpatrzeniu mojej kandydatury, dostałam moje pierwsze dyżury w Zielonym Kociołku. Miałam podczas nich obeznać się w tym jak działa apteka, poznać jej asortyment i załatwić kilka spraw organizacyjnych. Zjawiłam się punktualnie na pokątnej. Chciałam sprawić jak najlepsze wrażenie, ale również oczekiwałam profesjonalizmu od miejsca pracy. Wydaję mi się, że udało mi się uzyskać oczekiwany efekt przed moim pracodawcą. Ubrałam się schludnie i postawiłam na stonowane kolory oraz nałożyłam lekki makijaż, co było prawdopodobnie bardzo dobrym pomysłem. Bardzo mi zależało na dobrym odbiorze przez szefa i miałam nadzieję, że wszystko poszło po mojej myśli. Powitało mnie schludne wnętrze w zielonych kolorach. Wszystko tu miało swoje miejsce. Czułam również wszechobecny, dziwny zapach, ale szybko się do niego przyzwyczaiłam. Na starcie oprowadzono mnie po aptece. Zapoznałam się z układem pomieszczeń, wyjaśniono w jaki sposób sortują rzeczy w magazynie oraz udostępniono mi szafkę w pokoju socjalnym. Następnie przyszedł czas na organizacje różnych lekarstw i specyfików za ladą. Pokrótce również omówiono mi działanie poszczególnych medykamentów, których to dotychczas nie znałam. Wróciliśmy jeszcze na zaplecze, gdzie wyjaśniono mi, które z leków i różnych substancji, znajdują się poza zasięgiem klientów. W większości nie były one zbytnio „atrakcyjne”, ale zachowałam kamienną twarz, mimo wewnętrznego obrzydzenia. Na koniec wstępnego zapoznania się z moimi obowiązkami, opisano mi zasady bezpieczeństwa i higieny pracy, które w tym miejscu były traktowane na poważnie. Zapisałam sobie informację, o których mogłabym zapomnieć, a były one dosyć ważne. Pracodawca chciał jeszcze wstępnie sprawdzić jak radzę sobie z potencjalnymi kupcami. Z małą pomocą jakiegoś pracownika zostałam rzucona na pierwszy ogień. Starałam się zachowywać dobre wrażenie zarówno na kliencie, jak i na współpracownikach, w tym również na szefie, którego wzrok czułam czasami na plecach. Często gubiłam się pomiędzy półkami w poszukiwaniu wybranych medykamentów, ale z małą pomocą udawało mi się znaleźć poszukiwane rzeczy. Największy problem miałam z zapleczem, które to wydawało mi się mniej zorganizowane niż rzeczy za ladą. Po dość niedługim pierwszym dniu, udało mi się wyjść z apteki z zadowoloną twarzą, ponieważ wszystko poszło w miarę po mojej myśli i liczyłam, że zagrzeję trochę to stanowisko…
Dzień był całkiem zwyczajny. Nie wyglądało na to, by miało się wydarzyć nie wiadomo co, jakiś koniec świata, czy prawdziwe tornado, klienci zjawiali się, znikali, wszystko przebiegało sprawnie. Obsługująca ich kobieta świetnie wszystko wiedziała, pamiętała, gdzie co jest ustawione i umiała odmierzać odpowiednią ilość składników, podawała wprawnie potrzebne eliksiry i chyba miała to wszystko w jednym, małym paluszku. W końcu jednak nadeszło południe, klientów było mniej, aż w końcu nikt nie przychodził i właśnie wtedy odwróciła się w twoją stronę @Felinus Faolán Lowell. Uśmiechnęła się lekko, bo była osobą dość pogodną, której nic w życiu nie uwierało i pokiwała nieznacznie głową. - No dobrze, skoro zostaliśmy sami, to możemy sobie teraz wszystko poćwiczyć - powiedziała całkiem poważnie, a jednocześnie widać było w jej oczach iskierki radości. Cieszyła się, że może go przeszkolić, w końcu czemu miałaby robić mu jakieś problemy? Miałaby być zazdrosna o jego pracę, czy coś podobnego? Na Merlina, nigdy w życiu. - Zacznijmy od czegoś prostego, dobrze? Podam ci zaraz kilka składników i eliksirów, a ty będziesz miał kilka minut na to, żeby je znaleźć i położyć na ladzie. Na razie nic nie odmierzaj - powiedziała biorąc się pod boki i postukała się palcem po dolnej wardze, wyraźnie zastanawiając się nad tym, co by tutaj ci dać. Ostatecznie wymieniła aż dziesięć składników! To trochę za dużo, więc pozwoliła wybrać ci cztery z nich, tak na rozgrzewkę, później będzie trudniej! Dostałeś na to wszystko całe dziesięć minut, tak w ramach taryfy ulgowej, a czas już biegnie.
Zasady: Wylosuj cztery litery. Jeśli się powtarzają, wybierz pierwszą wolną, tak by mieć cztery różne składniki/eliksiry:
Składniki:
A jak Akonit B jak Beozar C jak Jad ciamarnicy D jak Dictum E jak Eliksir wiggenowy F jak Jaja popiełków G jak Gencjana H jak Jad buchorożca I jak Igiełki Szpiczaka J jak Jaja widłowężą
Rzuć k6, żeby dowiedzieć się, jak poszło ci szukanie, przynoszenie i ustawianie poszczególnych pojemników i fiolek, o które poprosiła twoja współpracownica:
Czas:
1 - 2. Na razie niestety idzie ci strasznie powoli, nie wiesz jeszcze, gdzie co stoi, jak sobie z tym poradzić i jak wszystko zebrać, więc niestety w wyznaczonym czasie udaje ci się znaleźć tylko trzy rzeczy - wybierz które. 3 - 5. Udało się! Co prawda z pewnymi oporami, bo mimo wszystko nie jesteś aż tak doskonale zapoznany z całą okolicą, ale udaje ci się to zrobić w ostatniej chwili. 6. Chyba bardzo uważnie studiowałeś, gdzie co stoi, bo zbierasz wszystko z półek z dość sporą łatwością. Plus dla ciebie?
Poprzednie dni bywały wyjątkowo frustrujące. Niemniej jednak nie bez powodu postanowił zmienić swoje miejsce pracy i spróbować czegoś nowego. Poniekąd bywało to pocieszające, niemniej jednak wiązało się ostatecznie z najróżniejszymi zmianami, które wymagały od niego na początku dość sporego skupienia. Wiedział, iż w życiu nic nie jest proste, a jeżeli nie dołoży do tego od siebie cegiełki, to na pewno nie dostanie czegoś za darmo. Jeden głos wystarczy, by obudzić w sobie jakąś resztkę nadziei - problem pojawia się jednak dopiero wtedy, gdy tę nadzieję należy podtrzymać, tudzież odpowiednio chronić, a potem, odpowiednio kontrolować, by nie strawiła niczego innego po drodze po lepsze życie. Ostatnio nie odwiedzał matki, ale utrzymywał z nią jakiś kontakt listowny. Wiadomo, to nie było wystarczające, łamał własną przysięgę opieki nad nią, ale ostatecznie nie potrafił się rozdzielić i zadbać o wszystko bez wpływu na własne zdrowie psychiczne i fizyczne. Nie bez powodu jego cera przybierała kolory bladości, które były jeszcze bardziej potęgowane przez czarny ubiór; nie bez powodu miewał wybuchy agresji, które powodowały, iż stawał się wyjątkowo wątpliwy pod względem wewnętrznego siebie. Na szczęście współpracowniczka nie była pod względem charakteru kimś, kto życzyłby mu coś najgorszego. To go podnosiło na duchu, wszak w poprzedniej pracy, na stanowisku sprzątacza, miewał do czynienia z dość... nieprzyjemnymi sytuacjami. Jak chociażby ta ostatnia, dzięki której przemienił się niefortunnie w lisa... co nie było na jego ostateczną korzyść. Westchnął, spoglądając na klientów, którzy spokojnie wchodzili do apteki i kupowali potrzebne rzeczy. W mig na ladzie pojawiały się najróżniejsze składniki i eliksiry, zależne od kaprysu osób płacących galeonami za mniej albo bardziej powszechne dobro. Na szczęście Felinus odznaczał się spokojem - może dość nadmiernym? Tego nie wiedział, gdy obserwował czujnie pracę koleżanki, mając nadzieję jednocześnie na to, iż zapamięta jak najwięcej szczegółów. Nie mógł przecież podchodzić do tej pracy niepoważnie i z dość sporą dozą ignorancji. A w szczególności w dniach początkowych, kiedy to się uczył, kiedy to zdobywał odpowiednią wiedzę - którą miał wykorzystać potem w praktyce, podczas obsługiwania klientów. Nie bez powodu zatem spojrzenie brązowych tęczówek, które swoją barwą przypominały poniekąd gorzką czekoladę, przesuwało się spokojnie po ruchach dłoni, akcjach podejmowanych przez współpracowniczkę. Wszystko to zapowiadało się na owocną współpracę i mimo że nie zamierzał zżywać się emocjonalnie z tą pracą, przeczuwał jednak, iż ta będzie niemałą odskocznią od pracy fizycznej, jaką zaoferował mu Szpital Świętego Munga. — W porządku zatem; czekam na dalsze instrukcje. — kiwnął głową, spoglądając w jej stronę. Mimo iż tego nie okazywał, był dość zaintrygowany; ostatnio preferował małe wyzwania. Czekał, patrzył, spoglądał, zauważył, że koleżanka nie postanowi zadać mu nudnej pracy w pracy, a będzie się to opierało poniekąd na zyskiwaniu praktycznego doświadczenia. — Nie ma problemu. — odpowiedziawszy na to, żeby zacząć od czegoś prostszego, po chwili usłyszał aż dziesięć różnych składników, które miał zwyczajnie wyjąć na ladę. Niby prosta czynność, jednak wymagająca poniekąd ich znajomości - a z zielarstwa nigdy nie był dobry. Owszem, posiadał podstawową wiedzę, ale ostatecznie zakończył ten przedmiot z Maximilianem na zdawaniu go w jak najgorszej postaci. Na szczęście plamy zdążyły zniknąć wraz z początkiem nowego miesiąca. — Jad ciamarnicy, dictum, jaja popiełków, gencjana. — oznajmił, przystępując do roboty i poszukując tym samym wybranych przez samego siebie składników. Na szczęście jaja popiełków były jednym z najprostszych składników - czerwone, aczkolwiek zamrożone, nie wydzielały ciepła i tym samym nie powodowały pożaru, jaki mogły tak naprawdę wzniecić. Huh. Położył je na ladzie, dla bezpieczeństwa używając zaklęcia Locomotor, wyciągając ku tej okazji różdżkę. Zawsze mogło coś być nieodpowiednio przechowane, prawda? Następnie na rzut poszło dictum, którego jednak nie mógł znaleźć przez dobre parę minut; dopiero po tym mógł tak naprawdę skupić się na poszukiwaniu gencjany. Tutaj też trochę poległ, ale ostatecznie zdążył na styk, wystawiając wszystkie przedmioty na ladę. — Mogło być lepiej, ale mogło być też gorzej. — stwierdził, spoglądając w stronę współpracowniczki. — Jakie jest kolejne zadanie? — zapytawszy się łagodnie, spojrzenie brązowych oczu przeniósł z kobiety na składniki, które udało mu się wytargać. Jest dobrze?
- Brawo - powiedziała kobieta, kiedy już udało ci się wszystko znaleźć, chociaż musiała przyznać, że zrobiłeś to dokładnie w ostatniej chwili. - W tej pracy liczy się nie tylko staranność, ale i szybkość, bo klienci potrafią się niecierpliwić. Często uważają, że jeśli się ślimaczysz, to zupełnie nie wiesz, co im podać - dodała, jako formę pouczenia dla chłopaka, żeby mógł lepiej sobie wszystko zapamiętać i na później rozplanować. To chyba był całkiem niezły początek, prawda? Uśmiechnęła się do niego lekko, zerknęła w stronę wejścia, a kiedy uznała, że nikt się nie zbliża, skinęła ponownie głową. - To teraz pozostałe składniki, masz pięć minut więcej, wszystkie muszą zmieścić się na ladzie - stwierdziła zatem i pstryknęła palcami na znak, że właśnie zaczyna odmierzać czas. Chciała, by nabrał wprawy w swoich poszukiwaniach i zobaczył, jak to dokładnie wygląda, żeby wiedział, że czasami trzeba działać szybko. Czy zamierzała rzucać go na głęboką wodę? To się dopiero okaże! Niewątpliwie jednak miała w stosunku do chłopaka jakieś plany, a na razie starała się jak najlepiej naszykować go na to, co miało nadejść.
Kostki: 1. - Za dużo! Cztery dawały się znaleźć, ale aż sześć? Nie mieścisz się w czasie. 2 - 3. - Co prawda zdążasz na czas, ale kiedy odstawiasz ostatni pojemnik na ladę, jakiś inny nagle postanawia spaść na ziemię! Zareaguj, a może go złapiesz. 4. - Udało ci się w ostatniej chwili. Tylko czy aby na pewno to są dobre składniki? Sprawdź jeszcze raz. 5 - 6. - Mozolnie, powoli, ale dobrnąłeś do końca, wszystkie składniki się zgadzają i stoją teraz w swoich opakowaniach na ladzie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spojrzał na nią, okrążył parę razy wzrokiem od góry do dołu, jakoby w geście zaintrygowania - szczęście, że natrafił na kogoś, kto rzeczywiście chciał go trochę poduczyć. Wiedza bywała przydatna, dość mocno przydatna, w związku z czym często próbował ją przyswoić sobie do głowy, z różnym jednak skutkiem. Wiedział mimo wszystko i wbrew wszystkiemu, że jeżeli ma mu się dobrze powodzić podczas pracy na stanowisku sprzedawcy, to musi uważać; spoglądać, patrzeć, pracować, mieć otwarty umysł i tym samym zmysły; silną, teoretycznie wolną wolę - w praktyce zniewoloną przez schematy i rutynę. — Każda sekunda jest na wagę złota. — oznajmił, wiedząc, że kolejne zadanie przed nim. Ludziom w dzisiejszych czasach niezwykle się spieszyło, ale nikt tak naprawdę nie wiedział, jak przywrócić zabity wcześniej czas. Znane są różne sposoby, by go zabić, ale nikt nigdy nie wiedział, jak go wskrzesić. Niby istniała metoda na uzyskanie życia wiecznego, co nie zmienia faktu, iż dość czasochłonna. I praktycznie niemożliwa. Nikt nie zbliżał się w kierunku drzwi - nikt nie pociągał za klamkę, a żaden charakterystyczny dźwięk nie wydostawał się w sposób oznaczający przybycie potencjalnego klienta. Jak wiadomo, nie wszystko jest zawsze na stanie, a do tego czasami ktoś chce po prostu się rozejrzeć. — Widzę, że zaostrzamy reguły. — prawy kącik ust uniósł delikatnie do góry, by następnie, mozolnie, ale starannie przygotować składniki, które zostały wymienione jako pozostałe. Całe szczęście, że przywiązywał uwagę do szczegółów. Powoli, ale zgodnie z czasem, na twardym i stabilnym gruncie pojawiały się to kolejne przedmioty. Akonit, bezoar, eliksir wiggenowy zapakowany w dość ładnym flakoniku, jad buchorożca... Ostrożnie, powoli, ale do celu, zwycięsko. Igiełki szpiczaka, istoty przypominającej jeża, ale kompletnie innej pod względem zachowania, no i jaja widłowęża. Dość cenne, jakby nie było. Dobrnął do czasu pięciu minut - a przynajmniej tak podejrzewał - prezentując wszystkie składniki na ladzie. I jednocześnie oparł ręce o biodra, trochę bardziej naznaczone w przeciwieństwie do innych przedstawicieli płci brzydkiej.
- Zaostrzamy, a to nadal niewiele - powiedziała kobieta z lekkim uśmiechem. Mogła go oczywiście rzucić na głęboką wodę, ale nie o to tutaj chodziło. Miał się uczyć, owszem, więc właśnie to robił, jak się okazało, całkiem sprawnie i był to niewątpliwie wielki plus, bo w końcu od czegoś trzeba było zacząć, a szybkość, biegłość i w ogóle znajomość tego, co się sprzedawało, była na wagę złota. Wszystko poszło mu pięknie i gładko, nic zatem dziwnego, że został nagrodzony cichymi brawami i właśnie wtedy zadzwonił wściekle dzwonek u drzwi, a do środka wpadła czarownica, która trzymała za ręce dwójkę dzieci - trzy czy może czteroletnich, nie więcej. - O Merlinie, tak bardzo się śpieszę! - powiedziała bez tchu, podbiegając do lady. Puściła dzieci i zaczęła szukać jakiegoś karteluszka, na którym na pewno miała zanotowane, po co dokładnie tutaj przyszła. Zaczął robić się problem, bo niekontrolowane pociechy zaczęły kręcić się po pomieszczeniu, podchodząc do półek, a co za tym idzie - do znajdujących się tam składników, a kobieta trajkotała jak najęta, bo przecież tak potwornie się spieszyła, o czym zdążyła powiedzieć kilkakrotnie. Składniki są w niebezpieczeństwie, a kobietę ktoś musi obsłużyć. Twoja współpracownica spogląda na ciebie uważnie. Co robisz?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiedział, że praca nie zawsze wiąże się z brakiem stresu oraz pozytywnym wrażeniem. Każda rzecz wymaga od niego jakiegoś wysiłku i wkładu własnego - a dzisiaj, wyjątkowo oczywiście, był zdeterminowany do zmian; był zdeterminowany do tego, by odnieść jakiś sukces, chociażby ten w nowej pracy. Nie bez powodu zmienił ją na taką; większy zarobek pomógłby mu szybciej zakupić mieszkanie (własne, a nie wynajmować) i tym samym wprowadzić do niego matkę... choć sam nie wie, ile ta dokładnie pożyje. Rok? Może dwa? Jej stan psychofizyczny już od dawna nie jest dobry. Jest wręcz tragiczny - dlaczego zatem wypruwał sobie żyły, byleby jej zapewnić jakikolwiek, godny pochówek, w spokojnym otoczeniu? Czy jego starania mają jakikolwiek sens? – A będzie jeszcze trudniej. – nie bał się tego powiedzieć, wszak praca w takim miejscu wiąże się nie tylko z przyjemnością, lecz także z licznymi przeciwnościami losu. Całe szczęście, że pozorna próba traw poszła mu całkiem nieźle i mógł naprawdę odczuć jakąś satysfakcję - ziarenko, które być może wykiełkuje wśród chwastów i niesprzyjających warunków. Obserwował drzwi, a dźwięk dzwonka od drzwi skutecznie wprawił go w gotowość - jakąkolwiek. – Dzień dobry. – rzekł, spoglądając jednocześnie na dzieciaki, które wręcz lgnęły do półek, jakie miał do zaoferowania sklep - a raczej do przedmiotów, jakie się na nich znajdowały. Nie mógł tak tego pozostawić, jak również nie mógł zignorować klientki - musiał jakoś działać. – Pozwoli Pani? Jeżeli chcemy to załatwić szybko oraz bez dodatkowych, późniejszych kłopotów. – nie bez powodu machnął mimowolnie różdżką w stronę dzieciarni, by następnie zaklęciem Colloshoo uniemożliwić im dalsze poruszanie się. Wtedy zaczął akurat podawać wymienione przez pośpieszną klientkę składniki, starając się nie zapomnieć o liście, jaką miała kobieta; składników było całkiem sporo i na pewno wymagały większej uwagi. Odpowiednio zmierzone, wylądowały wprost do odpowiednich pojemników, by nie uszkodziły się podczas transportu. Kiedy cała farsa z zapłatą i zapakowaniem tego zakończyła się, Felinus również niewerbalne Finite, ku uciesze rozbrykanych dzieciaków, odprowadzając je wzrokiem do wyjścia. Czy dobrze mu poszło?
Chyba trochę się z tym wszystkim rozpędził. Kobieta spojrzała na niego całkowicie bezrozumnie, kiedy zadał jej pierwsze pytanie, skoncentrowana całkowicie na tym, że musiała zdobyć składniki, po które wpadła tutaj jak po burzę i chwilę zajęło jej zorientowanie się, co się dzieje. Była to dokładnie chwila, w której dzieci zaczęły krzyczeć na głos i zachowywać się jeszcze gorzej, kiedy ich buty okazały się być przyklejone do podłogi. - Co ty...! - rzuciła klienta, zapowietrzając się wyraźnie. Zdaje się, że właśnie trafiłeś na typ kobiety, dla której na pierwszym miejscu znajdują się jej dzieci, a dopiero później cała reszta, powstawała zatem obawa, że właśnie obudził się prawdziwy lew, czy może raczej wściekły hipogryf, który nie zamierzał ułatwiać ci zadania, nawet jeśli uporałeś się już ze znalezieniem składników. - Jak w ogóle śmiesz...? Co to miało być?! Kto ci pozwolił? - wyrzuciła z siebie kobieta, w ogóle nie zwracając uwagi na to, że jej zakupy były już naszykowane. Nie zwracała uwagi na nic, ponadto, że jej dzieciom stała się krzywda, czymkolwiek ona miałaby w tym wypadku być. Wystarczył widać krzyk i płacz, jaki padł z ich strony. Ponieważ zaś uwagi były skierowane do twojej osoby, twoja współpracownica nie zrobiła nic, po prostu obserwowała nadal scenę pojedynku, unosząc jedynie lekko brwi. Zamierzała wkroczyć, gdy będzie to konieczne. Co robisz?