Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Mały balkon

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4
AutorWiadomość


Zilya Fyodorova
Zilya Fyodorova

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 2714
  Liczba postów : 1932
https://www.czarodzieje.org/t8036-zilya-nikolaevna-fyodorova
https://www.czarodzieje.org/t8071-syberyjska-sowka#225017
https://www.czarodzieje.org/t8067-zilya-fyodorova
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Administrator




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyNie Cze 14 2015, 20:07;

First topic message reminder :




Niewątpliwym urokiem tego miejsca jest dyskretny balon, wychodzący na południe. Wspaniałe miejsce na romantyczne schadzki.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Eskil Clearwater
Eskil Clearwater

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Dodatkowo : Półwil
Galeony : 343
  Liczba postów : 1685
https://www.czarodzieje.org/t19775-edward-eskil-clearwater#597052
https://www.czarodzieje.org/t19779-pokrecona-skrzynka-na-listy#597322
https://www.czarodzieje.org/t19776-eskil-clearwater#597057
https://www.czarodzieje.org/t20151-eskil-clearwater-dziennik#624
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyWto Lip 13 2021, 21:53;

Nikt nie lubił przerywania przyjemności. Eskil reagował znowuż z wyjątkową irytacją, wyczulony już na odbieranie mu czegokolwiek - możliwości całowania, wolnego czasu, ulubionych zabawek czy słodyczy… to wydawało się czasem dziecinne. Nie był jednak zirytowany za samo przerwanie w najgorszym momencie, a za minę Doireann, która ubodła go bardziej aniżeli błyskawicznie narzucony dystans. Było tak fajnie! Będzie przynajmniej do czego tęsknić. - Popatrzyłaś na mnie taka spłoszona. - wymamrotał, bo cóż, nie miał powodu, aby jej nie wierzyć. Czy też naprawdę musiała stać tak daleko? Przecież się na nią nie rzuci skoro dała mu wyraźnie znać, że koniec tego dobrego. Westchnął i rozprostował ramiona nad głową, przeciągając się leniwie. Słysząc wyjaśnienie (przeprosiny zlekceważył) jego irytacja całkowicie wyparowała, a pojawiło się ciche parsknięcie śmiechem. - Dziewczyno, wystarczy powiedzieć "stop", a nie odskakiwać na dwa metry. - a to oznaczało, że Doireann ma w sobie gorącą krew! Skoro czuła, że mogłaby łatwo zatracić się w intensywności pocałunków… Eskilowi to schlebiało. - Wzbudzasz tylko moją ciekawość takimi tekstami, ale no doooobra. Jakoś to przeboleję.- posłał jej uśmiech, bo został dostatecznie udobruchany, aby w mig zapomnieć o chwilowej irytacji jej pierwszą reakcją. Spakował oba kubki do bezdennego plecaka, wstał z murku i podniósł z ziemi swoją marynarkę, która to spadła z kolan Doireann kiedy tak odskakiwała. Zarzucił plecak na jedno ramię i spokojnie podszedł sobie w stronę dziewczyny, szczerząc do niej zęby. - Ze mną się nie zbłaźnisz, wierz mi.- puścił jej oczko. - Mam cię wziąć na barana czy zdołasz dojść boso do dormitorium? Muszę się jeszcze spakować bo oczywiście robię to na ostatnią chwilę. - już jej nie nagabywał. Może bywał dupkiem jednak respektował wyraźnie nakreślone "nie". Cieszył się z tego, co już dostał. Zaczynają się wakacje. Musiał spakować kufry i walizki bo jutro zamiast wrócić do Londynu na Pokątną (gdzie babcia już na niego nie czeka), pojedzie do Doliny Godryka z profesor Dear, do jej domu. Będzie się działo! Miło jednak akcentować koniec roku szkolnego paroma ciepłymi pocałunkami. To wystarczy, aby przez dłuższy czas szwendał się z bananem na twarzy.

@Doireann Sheenani

+
Powrót do góry Go down


Doireann Sheenani
Doireann Sheenani

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Galeony : 352
  Liczba postów : 963
https://www.czarodzieje.org/t20296-doireann-sheenan#636815
https://www.czarodzieje.org/t20298-korespondencja-doireann-sheenani#637079
https://www.czarodzieje.org/t20295-doireann-sheenan#636813
https://www.czarodzieje.org/t20301-doireann-sheenani-dziennik#63
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyWto Lip 13 2021, 23:31;

Popatrzyła na niego, zdecydowanie zdziwiona; czyli nie chodziło o samą ucieczkę, a o to, że wyglądała przy tym na wystraszoną. - Och. O to chodziło. - Gdyby tylko spotkali się jeszcze parę razy, zauważyłby, że często wygląda na zlęknioną; i to na dodatek nie przez coś, co ma miejsce, ale przez to, co mogłoby się zaraz wydarzyć. Nieumiejętna interpretacja reakcji Eskila oznaczała tylko jedno - wcale nie musiała mówić tego, co powiedziała. Mogłaby wytłumaczyć, że to tylko jej twarz i dobre pół życia tak wygląda, zamiast od tak oznajmić, że w sumie to było tak fajnie, że zaczęła się zastanawiać, czy nie pójść o krok dalej. Zażenowanie wkroczyło więc dumnie na scenę, bezpardonowo spychając z niej wcześniejszy lęk, a potem ogłosiło, że obecna chwila będzie przypominać się dziewczynie już do końca jej życia, najlepiej zaraz przed zaśnięciem - i żaden zmieniacz czasu tego nie cofnie.
  - Ja... - Spojrzała bezradnie na Clearwater'a i westchnęła. - Powinnam była tak zrobić. - Przyznała. Zareagowała bardzo emocjonalnie; całkiem, jakby Eskil nagle stanął w płomieniach i jedyną możliwością ratunku była niezwłoczna ewakuacja. Na wzmiankę o wzbudzaniu ciekawości miała ochotę uciec od niego wzrokiem. Niekoniecznie zależało jej na rozbudzeniu zainteresowania ślizgona w podobny sposób. Jedynie uśmiech, który rozjaśnił twarz półwila zdołał ją przed tym powstrzymać. Nie wyglądał już na ani trochę złego, zwłaszcza, kiedy ruszył w jej stronę, a to podziałało zdecydowanie kojąco na Puchonkę.
  Kwestię niebłaźnienia się przy nim skwitowała jedynie krótkim, wciąż nieco niezręcznym uśmiechem i lekkim wzruszeniem ramion. Możliwe, że Eskil w żaden sposób jej nie oceniał - a jeśli nawet to zrobił, to nic nie wskazywało a to, by jego ocena była negatywna. Mimo to Doireann była tylko sobą; czuła się, jakby przed cały dzień chodziła z zadartą spódnicą i nikt jej nie powiedział, że widać jej bieliznę. - Dam znać, jeśli będę potrzebowała pomocy. - Oczywiście, nie miała zamiaru tego robić. Wolała na razie unikać dotykania Eskila; tak co najmniej na najbliższe trzy lata, inaczej spali się ze wstydu.
  A potem ruszyli ku drzwiom. Wieczór nie okazał się niczym, co sobie wyobraziła - na dodatek jej socjalna bateria znajdowała się już na rezerwie, błagając o chwilę przerwy.


//zt Doireann i  @Eskil Clearwater

+
Powrót do góry Go down


Raffaello Swansea
Raffaello Swansea

Nauczyciel
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Galeony : 891
  Liczba postów : 480
https://www.czarodzieje.org/t17708-raffaello-erin-valery-swansea#497901
https://www.czarodzieje.org/t17725-ciambella#498510
https://www.czarodzieje.org/t17712-raffaello-e-v-swansea#498158
https://www.czarodzieje.org/t20797-raffaello-swansea-dziennik#66
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyCzw Wrz 30 2021, 13:00;

Samonauka Transmutacji
Klątwa: wiecznie aktywna, czarodziej stale odczuwa dokuczliwy chłód.

Nie chciał koncentrować się przez cały czas tylko na animagii - wiadomo, siedziała mu w głowie najmocniej, a jednak kiedy zdecydował, że czas zabrać się powoli za praktykę, to dotarło do niego, że wypada podciągnąć się tak ogólnie, z Transmutacji. Zawsze był dobry z tej dziedziny magii, sprawiała mu dużą przyjemność i wydawała się zwyczajnie piekielnie fascynująca... a jednak nie korzystał z niej nawet w połowie tak często, jak mógłby sobie to wymarzyć. Niektóre zaklęcia były potrzebne przy konserwacji starych woluminów, czy przy zabezpieczaniu lektur z Działu Ksiąg Zakazanych, ale Raffaello dalej miał wrażenie, że robi zbyt mało.
O małym balkonie na trzecim piętrze pamiętał jeszcze ze swoich własnych szkolnych lat. To było przyjemnie ustronne miejsce, które miało szansę zaoferować mu wystarczająco dużo prywatności jak na mniej czy bardziej zjawiskowe zabawy z magią. W torbie jak zwykle miał mnóstwo książek, tym razem jednak zdecydował skoncentrować się głównie na Transmutacji związanej z ubraniami - coś innego od pracy z materią żywą, czyli tego, nad czym najwięcej przesiadywał, gdy przygotowywał sobie notatki na temat animagii. Chciał odciąć się chociaż na chwilę od marzenia, dręczącego go od lat; nie chciał robić czegoś na pół gwizdka, nie chciał później żałować, nie chciał czuć, że zrobił za mało i że to zwyczajnie nie wystarczy.
Przysiadł na kamiennej ławie i wypakował kilka książek. Dzięki pracy w bibliotece miał wygodny dostęp do wielu pozycji, a też nikt nie pilnował, czy wypożyczył dwa, czy jednak może trzy tomiki. Teraz, przynajmniej z tematyki ubraniowej, miał przy sobie Magię mody, Transmutację dla estety i notes z notatkami, w których zawarł zaklęcia spisane ze zwykłych podręczników. Planował zacząć od czegoś prostego, rozgrzać się i przejść do zaklęć, których nawet jeszcze nigdy nie próbował. Wiedział, że nie będzie miał problemu z rzuceniem Exemplar - i rzeczywiście, delikatne zawijasy rozlały się po materiale jego płaszcza. Początkowo Raffaello chciał zdjąć ubranie wierzchnie i dostosowywać je przed sobą, ale jednak siedzenie na balkonie i odczuwanie chłodu zarówno wrześniowego powietrza, jak i klątwy... cóż, zmusiło go do dostosowania się. Kolejnym krokiem było Secare, wymagające większej precyzji, bowiem Raffaello nie chciał po prostu skrócić rękawów płaszcza: chciał dopasować je perfekcyjnie, co do milimetra, jednocześnie zachowując symetrię jak prosto spod różdżki krawcowej. I ciężko stwierdzić, czy w grę wszedł jego pedantyzm, czy jednak brak wprawy, bo musiał dokonać dwóch poprawek, nim zdecydował, że efekt końcowy jest akceptowalny. Z Priopriari zrezygnował, nie chcąc bawić się w aż takie szczegóły dorabiania wzorków.
Do kolejnego, a zarazem ostatniego już zaklęcia, zabrał się powoli, najpierw wielokrotnie powtarzając sobie formułkę, odpowiedni ruch ręką i wszystkie informacje. Sumptuariae leges było trudne, nigdy go nie testował i trochę obawiał się, że jak coś źle pójdzie, to będzie wracał do swojego gabinetu nago - ale takie już musiało być ryzyko. Nie chciał od razu zmieniać całego swojego stroju, zabrał się za płaszcz, by przemienić go w skórzaną kurtkę, identyczną jak tak, która wisi na wieszaku w jego mieszkaniu. Pierwsza próba zdała się na niczym, przy drugiej dostrzegł błąd w machnięciu różdżką, przy trzeciej niemal krzyknął, czując się tak głupio, jak chyba nigdy. Wrócił do notatek.
- Sumptuariae leges - szepnął ostrożnie, to w spokojnym tonie głosu chcąc pozwolić sobie na odpowiednią dozę wyobraźni, tak kluczowej przy tym uroku. Obserwował jak materiał płaszcza ulega zmianie - teraz był skórzany, acz dalej nie przybrał odpowiedniej formy. Raffaello zdusił włoskie przekleństwa, przywracając ubranie do początkowego stanu i próbując raz jeszcze. Kiedy udało mu się już zmienić płaszcz w kurtkę, to brakowało mu elementów, które chciał tam zawrzeć - złotego suwaka, głębszych kieszeni... I nie odpuścił aż do momentu, w którym nie tylko osiągnął dokładnie to, czego chciał, ale też po odczarowaniu zdołał dwukrotnie to powtórzyć. Spakował swoje rzeczy, poprawiając płaszcz, który po tych zawirowaniach kompletnie nie chronił przed chłodem, po czym czmychnął z małego balkonu, by w zaciszu własnego gabinetu zapisać swoje obserwacje i w pieczołowicie prowadzonym dzienniku uwzględnić dokładniejszy opis ruchu różdżką, który wydawał mu się najwygodniejszy podczas tych wszystkich starań.

/zt
Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptySob Lis 13 2021, 14:41;

~5~

Umówił się z kimś. Nawet do końca nie wiedział z kim, co jednak wielkiej różnicy mu nie robiło. Uczeń to uczeń, płci męskiej, jeśli robiłoby to komuś różnicę. Na ostatni moment umówione miejsce spotkania z owym uczniem okazało się być o umówionej godzinie już przez kogoś zaanektowane. Fairwyn zatem postanowił improwizować i to improwizować szybko. Najpierw chciał wysłać chłopcy patronusa z wiadomość, iż z przyczyn niezależnych ich spotkanie winno odbyć się w miejscu innym. Profesor oczywiście takie znalazł i posłał nieobecnemu czarodziejowi sowę z takową informacją. Oczywiście, gdyby ten przyszedł do Sali Żywiołów, czując się zabłąkanym w czasie i przestrzeni to Ravinger poprosił obecnych tam studentów o przekazanie informacji dla pewnej zagubionej duszyczki, iż wspólne poczynania zrealizują na małym balkonie. Profesor od razu się tam udał, wyczekując postaci, której nazwisko zapisał sobie na dłoni.
Smith.
- Cholera - powiedział do siebie, spoglądając na drugą rękę, gdzie zapisał sobie nazwisko Keaton. Dość niewyraźnie zresztą i równie dobrze mogło o być Karton, Katton lub w ogóle mogło się nie zaczynać na K. Brunet westchnął, opierając się o kamienny mur zamku. Znajdował się na dworze w typowej dla siebie szacie. Dość ciepłej. Płaszcz leżał obok niego na ławce i czekał na swoją rolę, gdyby nagły mróz lub przykrości związane ze zmoczeniem się były tak dotkliwe, aby okryć się dodatkową warstwą ubrań. Jednak gdy kark mężczyzny spoczął na cegle, ten przypomniał sobie jak okropnym paskudztwem od czasu odwiedzin Nocnego Dworu jest trapiony. Bąble zaczęły go niemiłosiernie swędzieć, więc ten pozdzierał się subtelnie o ścianę zamku. Czemu? Może w ramach wyparcia, iż w ogóle zaspokaja taką rządzę. Zapewne dalej też śmierdział odorem rośliny, której nazwy nawet nie chciał wkładać przez najbliższy czas do pamięci.

@Hawk A. Keaton
Powrót do góry Go down


Hawk A. Keaton
Hawk A. Keaton

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Galeony : 190
  Liczba postów : 854
https://www.czarodzieje.org/t20936-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20940-hawk-a-keaton-poczta#671901
https://www.czarodzieje.org/t20938-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20942-hank-a-keaton-dziennik#671939
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptySob Lis 13 2021, 15:41;

Szlag - powiedziałem, gdy otrzymałem sowę, w której, jak się okazało, nie dość, że musiałem udać się w nieco innym kierunku, to jeszcze było na zewnątrz. Osobiście wolałem unikać zbyt częstych podróży na zewnątrz, niemniej jednak nie zamierzałem pokazywać, iż pomysł ten mi się nie podoba, jako że nauczyciel posiadał tutaj pełny autorytet. Westchnąwszy ciężej, kiedy pojawiała się powoli odpowiednia godzina, przywdziałem na siebie nie mundurek, a wygodną, całkiem sporą bluzę we wzorek, jak również dresowe spodnie, które nie ograniczały mi tak swobody ruchów - w przeciwieństwie do fragmentów zbroi, które ostały się na mojej skórze, nie chcąc jeszcze w ogóle jej opuścić. O wydarzeniu powiązanym z kąpielą całkowicie nago w pomieszczeniu znajdującym się w posiadłości von Hoffensteina nie zamierzałem mówić, w związku z czym może to wyglądało nieco dziwnie, acz nie widziałem powodu do tłumaczeń.
Podczas pobytu w dormitorium, gdzie szukałem zawsze samotnego zakątka, z pożyczonych książek dowiedziałem się nieco o zaklęciach żywiołów. Od momentu problemów ze mną samym nieco nie eksperymentowałem z tego typu rzeczami, oddając się w pełni hodowli magicznych stworzeń. To, że wiedziałem nieco o danym zagadnieniu, nie oznaczało, że w pełni byłem w stanie nad nim zapanować - bałem się, że wraz z czasem zdobyte doświadczenie będzie nikłe, wręcz niezauważalne. Może dlatego zrezygnowałem wcześniej z nauki tej dziedziny na własną rękę, skupiając się przede wszystkim na materiale przedstawionym na lekcji. Być może i po to, by nie zawieść opiekuna domu - nie miałem bladego pojęcia.
Nie chciałem jednocześnie się spóźnić, ale, jak żeby inaczej, życie postanowiło mi udowodnić, że nic nie jest takie kolorowe. Wędrując między korytarzami i kolejnymi piętrami, w pewnym momencie poczułem nieprzyjemny ucisk głowy, by następnie móc obserwować, jak krople posoki wydostają się z nosa, barwiąc nieco jasną bluzę ciemną, szkarłatną barwą. Momentalnie na ten widok zrobiło mi się słabo, w związku z czym pognałem do najbliższej łazienki, by spędzić nieco czasu na doprowadzeniu samego siebie do porządku. Pamiętałem, kiedy brać odpowiednie medykamenty; choć omdlenia ustały, o tyle nie mogłem w pełni zapanować nad tym, jak krew momentami samoistnie wypływała.
Przemyłem bladą twarz, spojrzałem we własne odbicie, a krople wody musnęły jasne kosmyki włosów, powodując ich przyklejenie do czoła. Nie miałem pojęcia, ile minut spędziłem w tej samotni, aczkolwiek wiedziałem jedno - jestem spóźniony. Zdołałem wcześniej przeczytać o podesłanym przez profesora zagadnieniu, w związku z czym miałem nieco większą pewność siebie, choć i tak przy rzucaniu Targeo nieco zachowałem ostrożność, nie ufając własnym możliwościom.
Drzwi z łatwością się przede mną otworzyły, a samemu zauważyłem sylwetkę nauczyciela, z którym to miałem wcześniej do czynienia podczas pobytu przy Wiedźmim Gaju na Halloween. Pamięć mnie nie myliła - to on wpadł w pokrzywy i czyrakobulwy, gdy dzięki temu udało mi się wydostać z nieprzyjemnej sytuacji wraz z nowym towarzyszem w tej całej sytuacji. Nie chciałem go dzisiaj męczyć, tak więc znajdował się w specjalnym terrarium, gdzie temperatura odpowiadała jego potrzebom, a samemu przybyłem z odpowiednią ilością notatek, które wcześniej starałem się w miarę logicznie spisać.
- Dzień dobry, profesorze. I... przepraszam za spóźnienie. - czułem się nieco pewniej, wiedząc, po co tutaj przybyłem, ale też, nieco relacje międzyludzkie mnie przytłaczały nawet na przestrzeni czysto powiązanej z nauką. Potrzebowałem czasu, by się przyzwyczaić, choć i tak dystans utrzymywany przeze mnie znajdował się w spektrum naturalnego. Była to moja poniekąd naturalna reakcja. - Jeżeli mogę zapytać... to w porządku z tym, co miało wcześniej miejsce? - pytanie nieco mnie peszyło, wszak nie chciałem wyjść na jakąś wścibską osobę, więc przekierowałem spojrzenie jasnoniebieskich oczu na podłogę i czubki własnych butów. - Em... zgodnie z tym, co pan zalecił, przygotowałem się do tematu dzisiejszego spotkania. - ciężko patrzyło mi się nieco w oczy, w związku z czym dość niepewnie na nie łypałem, by z czasem skupić się w pełni na nauce zagadnienia.
Zwierzęta ewidentnie były łatwiejsze do zrozumienia i mniej się przy nich peszyłem. Może dlatego, bo nie bałem się, że mogę im zrobić w jakiś nieświadomy sposób krzywdę, a może po prostu wiedziałem, czego mogę po nich oczekiwać.

Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyNie Lis 14 2021, 02:24;

Uczeń wszedł na mały balkon, a Ravinger od razu skojarzył twarz. Było to co najmniej upokarzające, iż tak prędko zlokalizował w umyśle wspólne wspomnienie, a skojarzyć chłopaka i nadać mu jakieś cechy charakterystyczne. Jedną z nich niewątpliwie było nazwisko na K oraz lubość do wałęsania się po okolicznościowych wydarzeniach. Obydwa z wyżej wymienionych nijak mają się do zapału oraz umiejętności, którymi młody czarodziej jest obdarzony bądź nie jest. Jedynie to zaś interesowały Fairwyna w tym wypadku. Ano, mógłby zapomnieć, bezpieczeństwo podopiecznego w tym momencie zdawało się mieć priorytet. Wszak umówili się na wspólne nauki, nawet można nazwać to śmielej mianem konsultacji. Zatem jak najbardziej ów Panicz K. obdarzony zostanie szczególną troską oraz uwagą profesora przez najbliższe dwa kwadranse. O ile nie skończą przedmiotu spotkania wcześniej, ewentualnie skończą je później i Ravinger skończy spotkanie wielce znudzony.
- Dobry - odpowiedział bez ogłady, a samych przeprosin właściwie nie wysłuchał, gdyż nie były one wart nic. Z równym zapałem słuchał tłumaczeń spóźniaj na zajęcia, w których najgorszym elementem odwiecznie jest marnowanie cennych minut lekcji. Skoro motłoch już odważy się spóźnić na zajęcia, mógłby nie odbierać innym tych kilku chwil w tygodniu, które zaowocują w ich dorosłym życiu. Bądź przynajmniej mają ku temu solidny potencjał. Wszak uczęszczanie do szkoły magii nieodzownie doskonali młode umysły w sztuce rzucania uroków, tak między innymi. - Również pragnę przeprosić Pana za niedogodności oraz bycie powodem opóźnienia naszego spotkanie. Strasznie mi przykro, jeżeli Pana zakłopotałem bądź sprawiłem więcej problemów niżeli powinienem. Przepraszam zatem. Jednak chcę zaznaczyć, iż okoliczności zmian były ode mnie w ogóle niezależne. Inaczej nie stworzyłbym niepotrzebnego problemu. Oraz nie narażałbym nas na średnio sprzyjające warunki pracy - powstrzymał się od dodania domieszki wyższości w głosie. Kolejno odkrzyknął, drapiąc się sędziwie w okolicy łokcia. Powstał z ławki, uderzając laską o kamienną posadzkę. Miał to być znak dla ciała, iż koniec z drapaniem. Jakkolwiek przyjemne był to nie były. Nawet, gdyby swędział go czubek głowy i kiedy już o tym pomyślał to machinalnie podrapał się we wspomnianym miejscu. - Tamten incydent był dość osobliwy, wolałbym nie powracać doń pamięcią. Nadmienię jednak, iż wszelki swąd spowodowany jest spotkaniem z nadworną roślinnością. - Profesor nie musiał się tłumaczyć, chociaż wolał żyć ze świadomością i jego higieniczna niedyspozycja spowodowana jest czymś innym niżeli własne zaniedbanie.
- Wspaniale! - Uśmiechnął się służbowo, słysząc o przygotowaniu się do tegoż spotkania. Zapewne niepotrzebnego, jednak zawsze warto zdobyć wiedzę. - Zatem możemy zaczynać, jak mniemam, potrzebuje Pan jedynie mojej różdżki. Gdyby jednak okazało się, iż nie to jestem tutaj dla pańskiego bezpieczeństw, rozwiania niepewności oraz odpowiedzi na wszelkie pytania - tym samym, Fairwyn wyjął spod płaszcza swoją magiczną pałkę. - Nazywa się Malcolm jest on grabem, posiada włókno smoczego serca i ma  10 cali. - Ułożył swoją różdżkę uważnie na otwartej dłoni, aby Pan K. mógł sobie bezproblemowy przejąć, w odpowiednim dla siebie momencie.

@Hawk A. Keaton
Powrót do góry Go down


Hawk A. Keaton
Hawk A. Keaton

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Galeony : 190
  Liczba postów : 854
https://www.czarodzieje.org/t20936-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20940-hawk-a-keaton-poczta#671901
https://www.czarodzieje.org/t20938-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20942-hank-a-keaton-dziennik#671939
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyNie Lis 14 2021, 05:42;

Spoglądam na profesora z nieco zaintrygowaniem z jasnoniebieskich oczach, które nie potrafią świdrować duszy od środka. Ale ewidentnie starają się dostrzec jakieś nieprawidłowości, jakie to ja chociaż miałem pod względem niefortunnej kąpieli, którą sobie zarezerwowałem. Okolicznościami tego wydarzenia się nie chwaliłem, wszak za zsunięcie ubrań i pozostawienie różdżki dalej od tego, jak byłem w stanie wyciągnąć dłonie, powinienem otrzymać w łeb, ale na szczęście nie posiadałem nikogo, komu bym się zwierzył z takiego incydentu. Mogłem w związku z tym odetchnąć nieco z ulgą - do mojego wesołego cyrku dołączył za to kameleon, który musiał podczas pobytu w Wiedźmim Gaju wsunąć się do jednej z kieszeni kurtki.
Głowa zaczyna mi nieco pękać od nadmiaru wspomnień, a samemu lekko rozmasowuję skroń poprzez przyłożenie palców lewej ręki na bardzo krótki, choć widoczny moment. Blada skóra twarzy odznaczała się równie kredowym odcieniem, gdy o tej godzinie wcale nie było już tak jasno, by móc korzystać z wiedzy zawartej w podręcznikach.
- Och... - nieco nieporadnie wydobywam z siebie to proste słowo, nie będąc kompletnie przygotowanym na zdania, które wystosował profesor Zaklęć. To prędzej ja mu się narzucałem, więc siłą rzeczy i logiki dostosowanie się do terminu spotkania bądź miejsca nie sprawiało mi żadnego problemu. Zaciskam nieco bardziej zdrowego kolorytu wargi, zastanawiając się w trakcie słuchania, co powinienem odpowiedzieć. W mojej głowie nagle zapanowała pustka jak makiem zasiał; nie nadawałem się do tego typu elementów rozmowy. - N-nie, nic się nie stało. - rozpoczynam z początkowym zająknięciem się, czego nie robię na siłę, a prędzej wychodzi samo z siebie. - To też jest w moim obowiązku, by się dostosować... - spoglądam na ziemię, naprawdę ciekawa kamienna kostka. Ciekawe, ile ma lat; nie daję sobie aż nadto rady, choć, całe szczęście, przechodzimy do nieco bardziej znanego mi tematu, co nie zmienia faktu, że i tak nie wiem, co mam dokładnie odpowiedzieć. Wyczucie nauczyciela znajdowało się na niezwykle niskim poziomie; moja intuicja kompletnie nie daje sobie z tym rady. - Przejdźmy zatem do spotkania. - aż się dziwię, jak gładko to z siebie wydobyłem.
- O to nie muszę się... martwić. - mruknąłem dość niezgrabnie. Pytać mogłem, oczywiście, ale gdzieś pod kopułą czaszki wówczas rodzi się nieprzyjemne pytanie, czy już przez sam fakt wykorzystania profesorskiego czasu nie wołam o brak piątej klepki dla samego siebie. Wzdycham, ale nie jakoś dramatycznie, a prędzej poprzez fakt, iż zapewne czeka mnie i tak sporo pracy pod względem umiejętności. Nie chciałem stać się z minuty na minuty studentem potrzebującym pomocy z używaniem najprostszych zaklęć. - Czyli jest idealna... p-przepraszam, to znaczy się, Malcom jest idealny do zaklęć i pojedynków. - zauważyłem, przejęzyczając się przy okazji. Nie wiem, jak bardzo robię z siebie idiotę, ale dystans, który utrzymuję, jawnie pokazuje, że potrzebuję trochę czasu.
Przyznaję się bez bicia - kiedyś szło mi znacznie lepiej z używaniem zaklęć. Moje zdolności nieco osłabły, a wraz z kolejnymi miesiącami opuściłem się widocznie w tej dziedzinie. Nie zamierzałem zostać aurorem bądź kimkolwiek, kto potrzebuje wiedzieć, jak się bronić - w szczególności nie wtedy, gdy wiedziałem, że i tak w moim przypadku będzie to tylko o wyłączenie strata czasu. Z dziwnym uczuciem zatem przejmuję różdżkę należącą do profesora; nie z niechęcią, a prędzej z tym, że cudzy, magiczny kijek mógł przyczynić się do chodzącej tragedii. Nie chciałem go ani uszkodzić gwałtownym ładunkiem z mojej magicznej sygnatury, ani też nie chciałem, by doszło do jakichś odwrotnych efektów używania uroków. Mówiąc wprost - moje osobiste odczucia nieco uniemożliwiają mi swobodne podejście do tematu, gdy jedyne zaklęcia żywiołów to w sumie te najprostsze bez gwarancji, iż uda mi się je prawidłowo wystosować. Idealnie.
- Aquamenti. - ruszyłem zatem patyczkiem należącym do pana Fairwyna, by jedyne, co zaobserwować, to brak jakiegokolwiek pozytywnego efektu. Nie żebym był zdziwiony, trochę się tego spodziewałem, dlatego na mojej twarzy nie znajdowało się zdziwienie, a prędzej elementy znużenia. Nieco się tego spodziewałem, wszak tak się dzieje od dłuższego czasu. - Chce pan skorzystać z mojej różdżki? - proponuję w ramach odciągnięcia uwagi profesora od mojej porażki. Najwidoczniej zaklęcia nie są mi dzisiaj zbyt pisane. Gdybym nie mógł nosić ze sobą drewnianego patyka, nie robiłoby mi to żadnej różnicy.

Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyPon Lis 15 2021, 00:00;

Biedny Fairwyn nie mógł począć inaczej niżeli ociężale westchnąć, wywrócić oczyma, aby ostatecznie oprzeć się o jedną z kolumn balkonu. Pozycja było istotnie niewygodna, jednak żadna nie zadowoliłaby mężczyzny w pełni. Po formalnościach liczyła się dla niego jedynie praktyka. Może i nie chciał pędzić z zadaniem, aby radować się kolejno w spokoju własnej samotni, jednak wolał nie iść torem ślamazarnym, przedłużając nieuniknioność zdarzenia w nieskończoność. Chociaż owszem, planował dać Panu K. tyle czasu, ile ten potrzebował.
- Idealny, huh, względnie tak - orzekł jedynie, aby niedbałym ruchem ręki zasugerować Krukonowi podjęcie się działania. Z lekkim żalem Ravinger spoglądał jak jego Malcolm dzierżony jest w ręku innego czarodzieja. Czy inni śmiałkowie, którzy podjęli się tej pracy domowej postępowali równie bestialsko ze swoimi magicznymi pałkami? Przywitanie, kilka suchych informacji i tyle? Zdawało się być to czymś... małym, skromnym wręcz i profesor mógł jedynie wszystkim współczuć. Finalnie i tak większość rozczaruje go tym zadaniem jakkolwiek dobrze zaklęć żywiołów nie rzucą. Bynajmniej umiał zakładać inaczej. Sam brunet zaś bardziej niż na obserwacji ucznia, skupiał się na własnej ręce. Właściwie na maskowaniu się z uciążliwym swędzeniem i tego jak bardzo ulegał ochocie drapania się. Pan K. wypowiedział inkantację, ruszył z jakąś błahą chęcią do czaru a efektem był co najwyżej odgłos Malcolma zmachanym wiatrem. Nieco mniej przyjemnie zrobiło się na tym balkonie, chociaż chłód sympatycznie łagodził podrapane i zaczerwienione miejsca na skórze.
- Proszę Pana - westchnął, nawet nie wiedział czemu. Może, iż w ogóle musiał mówić jakieś słowa? Z pewnością był to jakiś w miarę sensowny powód. - Nie spotykamy się ze względu na mnie. Prędzej przez pański brak chęci do rzucenia zaklęcia. - Zaczął postukiwać w swoją laskę nerwowo środkowym palcem, a wagi złożył w prostą kreskę z widocznym zamyśleniem na twarzy. - Zatem podziękuję za skorzystanie z pańskiej różdżki, a tym samym skupmy się na mojej. - Fairwyn podrzucił swoją laskę, łapiąc ją z pewnym wyszukaniem w powietrzu i schował ją sobie pod bok. Odebrał swoją własność z rąk Krukona, naturalnie chwytając Malcolma w dłoń. - To jest mój sposób trzymania różdżki, mam manierę tworzenia i utwardzania dyftongów, gdy "q" znajduje się przy "u". Zapewne nie jest często słyszalne, aczkolwiek zdarza się. - Spojrzał na chłopaka z politowaniem. Nadzieja umiera ostatnia, co nie? Ravinger jedynie liczył, iż jego słowa do Pana K. trafią bez zbędnych uzasadnień i powinności w wyjaśnianiu oczywistości. - Niech Pan z tą wiedzą spróbuje raz jeszcze - profesor wypuścił ciężko powietrze z płuc. Nieco nawet tęskno za zajęciami w kameralnej grupie.

@Hawk A. Keaton
Powrót do góry Go down


Hawk A. Keaton
Hawk A. Keaton

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Galeony : 190
  Liczba postów : 854
https://www.czarodzieje.org/t20936-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20940-hawk-a-keaton-poczta#671901
https://www.czarodzieje.org/t20938-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20942-hank-a-keaton-dziennik#671939
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyPon Lis 15 2021, 10:18;

Nie zamierzam niepotrzebnie marnować czasu profesora. Zgłosiłem się do niego bardziej, bo po prostu nie czuję wtedy tej presji polegającej na byciu dobrym znajomym. Też - poniekąd nie wiedziałem, z kim mógłbym wykonać to zadanie, w związku z czym nieco się wysługuję obecnie znacznie starszym mężczyzną, ale wydaje mi się, że nie mam wyjścia. Wskazówki zegara tykają, termin oddawania prac się zbliża, a koniec końców odnoszę wrażenie, że jedyne, co zrobiłem w tym roku szkolnym, to aktywny udział w kółkach pozalekcyjnych. Niestety, dziedzina, którą naucza Fairwyn, z wiadomych dla mnie względów nie idzie mi zbyt dobrze. Wszystko zależy od samopoczucia, dnia, być może nawet i humoru, a wcześniejszy krwotok z nosa nieco zdaje mi się odbierać możliwość prawidłowego rzucenia nawet najprostszego zaklęcia, jakim jest Aquamenti.
Nie kontynuuję w związku z tym rozmowy dotyczącej Malcolma - być może powinienem też nazwać swój drewniany kijek jakimś wyrafinowanym imieniem - by następnie zacząć działać. Dziwnie jest mieć we własnych dłoniach różdżkę, która należy do kogoś innego, ale nie przykuwam do tego uwagi, gdy wiem, że muszę działać, ale to, czyim narzędziem, nieco traciło na znaczeniu. Do swojej kasztanowej, z rdzeniem z grzywy kelpie, czuję nić przywiązania, ale też - nie udało mi się jej wcześniej oswoić. Albo inaczej - straciłem tę więź charakterystyczną dla hodowcy i zwierzęcia. Krzywię się nieco, gdy mój - wedle mojego doświadczenia - prawidłowy ruch zamienia się w brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Malcolma. Nie biorę gwałtownego wdechu zrezygnowania, tudzież niechęci wobec podejmowanego działania; prędzej, jak żeby inaczej, nieco znużenie zakwita na mojej niepokojąco bladej twarzy, gdy palcami nie nerwowo, acz spokojnie muskam drewno, z którego zostało wykonane narzędzie do rzucania najróżniejszych zaklęć.
Powstrzymuję się przed odruchem założenia rąk na klatce piersiowej; zawsze tak działam, słuchając tego, co inni mają do powiedzenia. Słowa rozbrzmiewają mi echem w głowie, wędrując wydrążonymi ściankami w umyśle, bo doskonale wiem, z czego może wynikać ten brak wymaganego efektu w postaci wyrzucenia wody. Zdając sobie sprawę z tego, jak głupio musiała brzmieć rzucona przeze mnie propozycja, nieco milczę przez pewien, nikły moment.
- Ach, p-przepraszam. - wyrzucam z siebie, bo rzeczywiście powiedziałem wcześniej coś idiotycznego. No cóż; nieco przysuwam do siebie ramiona, czując mimowolny chłód następujący na mój kark. Uwielbiam niskie temperatury, ale też, zbyt długa ekspozycja na nie wcale mi nie służy, w związku z czym jestem świadom tego, iż po dzisiejszym spotkaniu będę musiał się nieco ogrzać w dormitorium. To, co mówi tymczasem Fairwyn, staram się zanotować z precyzją w pamięci, wszak nie mam przy sobie niczego do pisania; moje rodowe pióro znajdowało się w kuferku, a też, praktyka w moim przypadku pozostaje nieco ważniejsza. Jakby nie było, wiąże się ona z teorią, aczkolwiek jedno bez drugiego jest nieco bezużyteczne, czego negować nie zamierzam w żadnym stopniu.
- Dobrze, spróbuję jeszcze raz. - do mojej dłoni trafia z powrotem Malcom, z rdzeniem z włókna z serca smoka, którego potencjał magiczny mógł mnie nieco przerastać. Biorę głębszy wdech, oczyszczam się ze zbędnych myśli, chwytam garściami pod uwagę tylko to, co przekazał mi nauczyciel. - Aquamenti. - powiadam, by następnie obserwować, jak tym samym w sali następuje spory chaos. Jestem pewien, że nie popełniłem żadnego błędu, a i tak z końca profesorskiej różdżki (sic!) woda zostaje wypluta w tak chaotyczny sposób, że aż sam nie dowierzam. Unoszę brwi, ledwo co ustaję w miejscu, gdy wody wydobywa się jeszcze więcej i więcej, pod większym ciśnieniem, a zapanowanie nad tym sprawia mi zdecydowanie za dużo kłopotów. - C-cholera... - słowa te wtórują mi w umyśle, nie mogę się nieco uspokoić; magia mnie ewidentnie przytłacza.

Mechanika:

3/6 | k100: 40 - 40 + 5 = 5 Mały balkon - Page 4 1754368413
@Ravinger Fairwyn
Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyPon Lis 15 2021, 21:18;

Dwa palce wylądowały na jego brwiach, zamknął oczy, czując jak małe włoski pieszczą mu opuszki palców. Powieki drgały, jakby czując się niekomfortowo w tej sytuacji, a Anglik postanowił uznać za powód tego niepokojącego zachowania zimno. Może ubrał się nazbyt lekko do panujących w jesieni warunków. Nie żałował tego, jedynie był zaskoczony jak na przestrzeni lat jego odporność zmizerniała. Niegdyś miał poczucie zdrowotnej nieśmiertelności. Aktualnie siwiał, pilnował tego co je, a zdrowotna lampka wina pita niektórymi wieczorami zmieniała mniej zdrowe dwie butelki. Taki już urok lat siwiejących. Przyjemny urok, gdyż do lat młodzieńczych Fairwyn wolałby się już nie cofać. Poniekąd ze wzgląd na lenistwo, poniekąd ze względu na brak chęci ponownego przeżywania dramatów nader błahych. Zapewne dopadło go również zmęczenie związane z pewną nieśmiałością młodego Krukona? Albo pewną pretensjonalnością w przeprosinach.
- Zupełnie nie jest to czas na przeprosiny, jeśli rozmawiamy o całkiem wybaczalnych błędach podczas nauki zaklęć - może gdyby byli w sali, a Pan K. robiłby to, co robi to Ravinger nawet nie zwróciłby uwagi. Tym bardziej nawet nie kłopotałby się, aby w jakikolwiek sposób zainterweniować. Ewentualnie na pierwszych zajęciach, gdzie wprowadzane są nowe zagadnienia, można przymknąć oko na pewnie niestosowności, brak wiedzy i niekompetencję wobec tematu. Jednak roczniki po latach wspólnej koegzystencji z Fairwynem mogliby zgadnąć, iż bycie przygotowanym na część teoretyczną zajęć niekiedy cenione jest bardziej niżeli udolna praktyka uroków, które nigdy poza szkolą salą nie zostaną wykorzystane. Chociaż zawsze lepiej wiedzieć jak coś spopielić niżeli nie. Nawet i we skromnych, małżeńskich porachunkach.
Profesor po lekkiej zachęcie chłopaka do kolejnej próby wyczarowania strumienia z wodą, odsunął się o krok. Tak dla odstresowania magicznego pomiotu, dając mu przestrzeń na kolejne, śmiałe zaklęcie. Chociaż prywatnie Ravinger czuł zawód, gdyż jego zadanie w zasadzie wcale nie miało polegać na czarowaniu. Zaś czasu na swe gorzkie żale nie miał, ponieważ jego Malcolm niekoniecznie dał się opanować młodemu czarodziejowi. Nie powinno to nikogo dziwić. Oczywiście pewne czynności zapobiegawcze oraz pomoc musiała być opatrzona niejaką naganą.
- Słownictwo proszę Pana, słownictwo - może zwykła cholera stanowiła lekki wulgaryzm, który nie powinien być oburzający. Jednak profesor nie życzył sobie taki słów w swoim towarzystwie podczas spotkań podobnego typu. Takie chcice plugawienie mowy mogło być już krokiem w stronę spoufalania się. I może co jeszcze - Rav miałby poznać imię blondyna? Śmieszny żart to nie był. - Finite - rzucił odbierając swoją magiczną pałkę z lekką trudnością, zaś samo rzucenie zaklęcia poszło sprawnie. Panowie zmoczyli zapewne swoje rękawy od odzienia wierzchniego, a podeszwy butów wydawały dźwięczny kroki na tafli wody zgromadzonej na niewielkim balkonie. Kolejne pantofle zniszczone przez żywią? Chyba stanie się to niechcianą, tegoroczną tradycją. Brunet trzymał swoją różdżkę z chęcią naprawy skutków po zamieszaniu z Aquamenti, jednak jeśli nie był to koniec ich współpracy to brakiem marnotrawstwa czasu będzie zajęciem się niwelowania szkód po całkiem skończonej praktyce.
- Ma Pan jakieś konkluzję w temacie? - Zapytał odkładając Malcolma na ławkę w pobliżu Pana K., aby ewentualnie się nim poczęstował, gdy Ravinger ruszył na skraj balkonu. Złapał się za kolumnę i lekko wychylił. Ręką zaczął pocierał o materiał jej wykonania, a drapanie było jego winną przyjemnością w tym dniu. Spojrzał w dół, aby sprawdzić czy ktoś postronny nie ucierpiał. Para uczniów stała nad niewielką kałużą wody z oburzeniem dywagując, co mogło ich napaść. Spojrzenie kasztanowych oczu znacząco oznajmiło dwójce młodziaków, iż mogą go obwiniać o swój niemalże marny los, ale w gruncie rzeczy nic to nie zmieni w niczyim życie. Odeszli pośpiesznie z jakimś rozczarowaniem. - Słyszałem to - za chuja nic nie słyszał, ale zapewne jakiś zgryźliwy komentarz z ust młodzieży padł. Jeszcze gdyby belfer wiedział co to byli za uczniowie.

@Hawk A. Keaton

Kość: 6
Powrót do góry Go down


Hawk A. Keaton
Hawk A. Keaton

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Galeony : 190
  Liczba postów : 854
https://www.czarodzieje.org/t20936-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20940-hawk-a-keaton-poczta#671901
https://www.czarodzieje.org/t20938-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20942-hank-a-keaton-dziennik#671939
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyPon Lis 15 2021, 22:09;

Przebywanie na zewnątrz wcale mi tak nie służy - jestem świadom tego, jak dłuższa ekspozycja na chłodniejsze temperatury może mi zaszkodzić. Nie sięgam pięćdziesiątki i wcale się tak nie czuję, ale wiem, że muszę uważać. Unikam zatem zazwyczaj lekcji na zewnątrz, które opierają się na dość nieprzyjemnym spacerowaniu po zimnych strukturach, choć w nocy otwieram okno, by świeże powietrze bardziej przykryło mnie do snu wiecznego. Wolę zapobiegać, choć sam fakt używania zaklęć żywiołów w postaci wody i tego, że nadal posiadam na sobie fragmenty zbroi, skutecznie przykryte pod ubraniem, nieco mnie wychładzają. Pieprzowego na stanie nie mam, ogólnie ostatnio słabo u mnie z pieniędzmi, więc muszę zacisnąć pasa i nieco przeboleć gorszy okres w postaci bardziej intensywnych bóli głowy bądź krwotoków z nosa.
- Rozumiem. - odpowiadam naprędce, o mało co nie gryząc się w język, gdy przez umysł przeszła mi kwestia w postaci "i przepraszam", bo wiem, do czego to dąży - odpowiem, potem przeproszę, przeproszę za to, że przepraszam i wpadnę w błędne koło przepraszania, z którego nigdy się nie wydostanę. Zamknięty w sobie, pozostawiony nieco na uboczu, moje umiejętności interakcji z innymi nieco ubolewały, z czym się mimo wszystko i wbrew wszystkiemu nie kryłem. Profesor Fairwyn miał rację - pewne błędy są wybaczalne i nie mogę żądać od siebie ciągłych pokłonów. Muszę wymagać działania, ale czy w moim przypadku jest szansa, że w ogóle uda mi się osiągnąć efekty, które zadowolą zarówno mnie, jak i nauczyciela?
Być może wcześniej dałbym sobie rady - teraz ograniczają mnie pewne kwestie, na które nie mam wpływu. Skupiam się zatem wobec tego, jak uważnie trzymam w dłoni różdżkę należącą do mentora, lekko muskam jej drewno palcami, zapoznaję się ze strukturą. Nie czuję więzi materialnej - Malcolm jest dla mnie tylko i wyłącznie narzędziem pracy. Podobnym do wielu innych narzędzi, tylko różniący się wewnętrzną... specyfikacją. Z tym podejściem nie udaje mi się wyczarować nawet prostego Aquamenti, które postanawia narobić nieco szkód - co prawda nie w moim kierunku, gdy wiatr musnął policzki, nie w kierunku przedstawiciela rodu Fairwynów, który reaguje profesjonalnie i od razu (mogę mu pozazdrościć refleksu), a prędzej w kierunku balustrady, z którego to krańca kapią następnie krople na sam dół.
- Proszę mi wybaczyć. - mówię po tym, jak ten zareagował; unikam wiązanki "przepraszam", o mało co nie powtarzając jednego ze słów; mały sukces został osiągnięty, inne słownictwo, lepszy efekt. A przynajmniej mam taką nadzieję, choć życie może zaskoczyć na każdym możliwym kroku. Zerkam ostatni raz w kierunku patyczka z rdzeniem z włókna smoka, choć nie sięgam tym samym po moją kasztanową. Ludzkość - przynajmniej ta magiczna - opiera się na przede wszystkim na magii. Od dłuższego czasu moja więź z nią znacząco osłabła, a też, ruchy nadgarstkiem nieco były u mnie krępowane przez efekt utrzymujący się w wyniku kąpieli w posiadłości von Hoffensteina.
- Emm... różdżki "przyzwyczajają się" do jednego użytkownika i to jemu pozwalają na pełne wykorzystanie potencjału z drzemiącego w środku rdzenia... To nie jest natychmiastowy proces, prędzej powolny, niczym oswajanie. - rozpoczynam nieco nieśmiało, myśląc nad każdym kolejnym słowem. Mimo to jest mi prościej, choć potencjalnie znam przyczyny, dlaczego poszło mi gorzej. Czy pojawiają się one w mojej odpowiedzi? Niespecjalnie. - N-Nie bez powodu to różdżka wybiera czarodzieja, a nie czarodziej różdżkę. Z tego, co mi wiadomo, to są rdzenie, które... które pozwalają w sumie na korzystanie z patyczka bez większych problemów, pozostając "elastycznymi" względem osoby używającej. - bardziej postanawiam zawrzeć pewne wnioski na ten temat. Moja krukońska natura pozwala mi na nieco bardziej analityczne podejście do problemu. - Są też i takie, które przy innych się będą blokować bądź utracą swoją magiczną moc. Istnieją również "neutralne", które z jedną osobą będą współpracować, z drugą niespecjalnie... Słyszałem, że wiele zależy też od sygnatury. - podejrzewam, że tutaj właśnie towarzyszy mi zwyczajne, ludzkie nieszczęście i brak doświadczenia. Wiedza wystarcza mi na wyciągnięcie odpowiednich wniosków, w praktyce jestem nieco odstający od pozostałych. - D-Dlatego na początku Aquamenti nie zadziałało, a potem uderzyło ze zdwojoną siłą. - ostateczny wniosek, ostateczne słowa. Nadal się jąkam, ale mam nadzieję, że moja odpowiedź jest co najmniej prawidłowa.
Stoję i patrzę, słyszę słowa Ravingera, nie wiem, do kogo one są, więc się nie odzywam. Najwyżej jedną z rzeczy, które zauważę następnego dnia, to punkty ujemne w klepsydrze; niepewnie jeszcze raz chwytam za Malcolma, przypominając sobie kwestię dotyczącą grabu, długości i zaklętego w drewienku rdzenia. Brakuje mi tutaj jednej rzeczy.
- Profesorze, j-jeżeli mogę zapytać, to... pana różdżka jest elastyczna czy sztywna? To też ma znaczenie względem rzucania zaklęć... - postanawiam się podpytać, wskazując bladymi, szczupłymi palcami, na którym to jednym z nich widnieje niewidoczny wręcz fragment srebrnej zbroi, właśnie na przynależący do mentora kijek. Nie ma bata, bym sprawdził to własnoręcznie - na pokrycie kosztów w ogóle mnie nie stać.

Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyWto Lis 16 2021, 00:33;

Skinął jedynie głową, nie miał zamiaru powtarzać się w kwestii przeprosin. Prościej jest mu już to zignorować. Również takie podejście sytuacji zdaje się właściwsze ze względu na zdrowie psychiczne profesora, abstrahując od tego czy podejście pedagogiczne jest słuszne. Zapewne nie było, ale przejmowanie się tak małymi rzeczami nie leżało w naturze Ravingera. Ewentualnie, w optymistycznym scenariuszu, użycie słowa "martwienie się" byłoby na wyrost jak i również pozostawałoby po stronie opiekuna domu.
- Tak, z pewnością ucieszyłby się Pan, gdyby pański patyczek działał sprawnie, czyż nie? - Zapytał z przekąsem i właściwie tyle wyciągnął z całej wypowiedzi swojego ucznia. Gdyż tak krzywdzące miano jak "patyczek" zdawało się gorliwie oburzające.  Jeszcze uderzającym było użycie słowa sygnatura, które ratowało całokształt. Nadawało temu ciągu słów pewnej szczypty profesjonalizmu lub przynajmniej subtelnie sugerowało, iż wiedza Pana K. wzniosła się wyżej niżeli ta pierwszorocznych. Tylko wciąż zdawało się to niemiłymi banałami, które nijak przystosowane były do tej sytuacji. Owszem, opisywały ją w sposób prawidłowy, jednak niewyróżniający się na tle innych, podobnych eksperymentów z różdżkami. Gdyby zamienić elementy składowe różdżki na inne, ale podobne z właściwościami to... Nieważne, nieistotne. Fairwyn i tak nazbyt umierał wewnętrznie, gdyż jego Malcolm został zdegradowany do roli patyczka w szeregu z innymi, magicznymi pałkami. Chociaż może to było tylko słowo, ale czy to nie słowa kształtują nasze rozumienie otaczającej rzeczywistości? Profesor wrócił swoją uwagą już do Krukona, gdyż wcześniejszą część rozmowy prowadził, będąc odwróconym doń plecami. Czemu? Ponieważ tak afiszował się sprawą wody przelanej z balkonu na jakiś nędzny motłoch magicznych adeptów.
- Usiłował Pan rzucić Malcolmem zaklęcie już dwukrotnie i nie wyczuł Pan jego sztywności? - Westchnął ciężko, rozumiejąc już, co się tutaj odczynia. - Mhm - zaczął się zastanawiać jakby wyważyć kolejne słowa. - Nie ukrywam, że dla mnie mój przedmiot jest najważniejszy, ale nie jestem już skłonny karać uczestników własnych zajęć za brak talentu, wyczucia i predyspozycji do rzucania zaklęć albo uroków. Uczynienie z każdego ucznia mistrz w tej dziedzinie to co najmniej marnotrawstwo nie tylko ze strony profesury, ale również i jednostek podejmujących naukę. Chcę przez to powiedzieć, iż staram się, aby materiał proponowany przeze mnie do samodzielnego kształcenia wykraczał poza prostolinijnie rozumiany przedmiot nauczania, którym są Zaklęcia i Uroki. Często staram się, aby był on rozwijający na wielu poziomach i wspierał ogólne umiejętności magiczne i naokoło magiczne. Ta praca jest wymagająca nie dlatego, że kazałem wymienić się narzędziem tylko dlatego, że jej istotą będzie reflektowanie się w późniejszej pracy pisemnej. - Włożył sobie rękę za kołnierz po tym niekrótkim moralizatorstwie, drapiąc się niewybrednie po karku. - Możemy kontynuować? - Spojrzał się wymownie na Krukona i kiedy złapali kontakt wzrokowy to Ravinger przeniósł go na Malcolma.

@Hawk A. Keaton
Powrót do góry Go down


Hawk A. Keaton
Hawk A. Keaton

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Galeony : 190
  Liczba postów : 854
https://www.czarodzieje.org/t20936-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20940-hawk-a-keaton-poczta#671901
https://www.czarodzieje.org/t20938-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20942-hank-a-keaton-dziennik#671939
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyWto Lis 16 2021, 10:02;

Próba I: 22 - 40 + 5 = -13
Próba II: 78 - 40 + 5 = 43
Próba III: 48 - 40 + 5 = 13
Próba IV: 73 - 40 + 5 = 38
Próba V: 74 - 40 + 5 = 39
Próba VI: 18 - 40 + 5 = -17
Próba VII: 99 - 40 + 5 = 64

Przepraszam tak, jakby od tego zależało moje życie czasami. Taka natura, jaką przejawiam, choć nie mam tego w celu wykonania jakiejś złośliwości bądź nieprzyjemnego przytyku. Jestem, jaki jestem - i nic z tym nie zrobię. Nie chcę się też dostosowywać, by płynąć z prądem innych ludzi; każdy, kto mnie zna od tej trochę mniej zamkniętej strony, wie, że stanowię samotnika. Obserwuję, rzadko kiedy się wypowiadam, a koniec końców okazuje się, że moje zdolności względem używania zaklęć są co najmniej żenujące.
Słowa profesora Ravingera nagle uderzają mnie bardziej, niż bym się tego normalnie spodziewał. Zahacza o struktury mojego życia, których nie zna (i raczej nie pozna), wytykając tym samym coś, na co nie mam wpływu, a raczej miałem, ale z przekroczeniem pewnej granicy straciłem możliwość odwrotu. To nie wina różdżki, to wina problemu leżącego znacznie głębiej, ale ostatecznie nieco zakładam ręce na klatce piersiowej, choć nie do końca - fragmenty metalowej zbroi nieco mi to uniemożliwiają, a dotyk chłodnego metalu nieco mnie paraliżuje. Uznaję zatem, że najlepiej będzie przytaknąć, co zresztą robię, by nie wzbudzać jakichkolwiek negatywnych emocji. Zresztą, już wcześniej zrezygnowałem z podejmowania się nauki w dziedzinie Zaklęć - mam za swoje.
- Pewnie t-tak. - mówię zatem, aczkolwiek nie zdradzam, że jest mi jakkolwiek przykro. Nie wiem, że uderzyły go słowa "patyczek", ale powinienem to pewnie podejrzewać, aczkolwiek znajduje się ono w dla mnie w spektrum pojęć całkowicie normalnych. Zresztą, moja wypowiedź jest nieco plątaniną widoczną, trudną do okiełznania, prowadzącą do jednej, znaczącej konkluzji - tego, iż często mam w zwyczaju improwizować. Albo inaczej - wyciągać najróżniejsze fakty, o których się dowiedziałem wcześniej, by wybronić się w danej sytuacji. Jednocześnie moje umiejętności względem dziedziny, z której to obecnie wyciągam wnioski, znajdują się na dość niskim poziomie, o czym świadczy niemożność określenia sztywności patyczka. Nie jestem też różdżkarzem, fach tworzenia małych dzieł sztuki, narzędzi pozwalających kontrolować przepływ magii w ciele w celu kreowania rzeczywistości, niespecjalnie znajduje się w spektrum moich zainteresowań.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nieco podpisuję na siebie wyrok moim brakiem kompetencji, ale jedno jest pewne - że podejmuję się prób i starań, choć równie dobrze mógłbym oddać profesorowi różdżkę i uznać, że cały ten wysiłek nie wiąże się z niczym poza nerwami. Jak mam w zwyczaju powiadać - denerwowanie to mszczenie się na sobie za głupotę innych. Szkoda tylko, że często ta głupota wychodzi z mojego umysłu.
- Ja to rozumiem i doceniam. - biorę głębszy wdech, by moje płuca napawały się chłodnym, jesiennym powietrzem. Pewnie, gdybym wiedział, że nie jest to złudne, kształciłbym się w dziedzinie, którą profesor Fairwyn uznaje za najważniejszą, ale wiem, że prędzej czy później nie będzie miało to większego sensu. Może brak mi wiary w siebie, może naprawdę tak jest; zatrzymuję się wzrokiem na szramie, której pochodzenia nie znam, aczkolwiek nieco mnie to intryguje. Moja nie pozostaje na widoku, zakryta bluzami i innymi tego typu rzeczami; błąd z przeszłości przejawiał się śladem po szponach drapieżnego ptaka. Jak żeby inaczej, wyłapanie spojrzenia moich jasnoniebieskich tęczówek jest wyjątkowo ciężkie. A jeżeli jakimś cudem profesorowi Ravingerowi się udało, to na ułamek sekundy, wręcz praktycznie niezauważalny i nieistotny. - T-tak, możemy. - przytakuję głową na jego słowa, nie wchodząc w żadną dyskusję. Zapewne niczego dobrego bym nie wniósł, a istotą spotkania jest próba zrozumienia, jak zamiana drewnianego patyczka wpływa z końcowy efekt rzucanego zaklęcia. Z czego to wynika, dlaczego tak się dzieje.
Pierwsza próba idzie mi tragicznie, Aquamenti wychodzi co najmniej nieprawidłowo i ponownie potrzebuję pomocy względem opanowania Malcolma, którego chwyciłem poprzez szczupłe, blade palce. Po ogarnięciu sytuacji druga próba kończy się tym, że niezależnie od tego, jak bym wypowiedział prawidłowo nazwę inkantacji i jak idealny ruch nadgarstkiem bym nie wykonał, pokazuje, że grabowe drewienko wcale nie zamierza mi być tak łatwo posłuszne. Muszę je jakoś przekonać, bo naprawdę, jakoś czuję na sobie tę presję, za którą nie przepadam. Kolejne podjęcie się wyzwania powoduje koniec z tym samym efektem, czyli jego brakiem. Biorę głębszy wdech, nieco mocniej ściskam palce na magicznym patyczku, to samo. Malcolm kompletnie blokuje możliwość wydostania cząstki magii z mojej wewnętrznej sygnatury, raz jeszcze, a gdy zapewne wyczuwa moje lekkie poddenerwowanie, traktuje mnie ponownie strumieniem trudnej do opanowania wody, z czym profesor Fairwyn musi mi nieco pomóc.
Wiem, że moja postawa do niczego dobrego nie doprowadzi, dlatego robię sobie krótką, dwuminutową przerwę, o ile przypadkiem mentor nie zacznie jakoś bardziej napierać. Przy rzucaniu zaklęć męczę się zawsze bardziej od innych, choć kamienna twarz udowadnia, że nic takiego się nie dzieje. Albo inaczej - przykrywa twarz, tworząc pewnego rodzaju maskę. Spoglądam na różdżkę, mrużę oczy. Dziesięć cali, o ponad dwa mniejsza od mojej. Nieco ciężko jest mi nią manewrować; w środku znajduje się rdzeń o wysokiej potędze magicznej. Na drewno nie skupiłem wcześniej aż nadto uwagi, ale to może właśnie ono powodowało, że ciężko było mi wykrzesać cokolwiek? Sięgając pamięcią do czegokolwiek, co mogę pamiętać, nie przywołuję żadnych szczególnych faktów. Już wiem, że moja wizyta w bibliotece będzie polegała na znalezieniu stosownych informacji.
Wstaję, prostuję się, odnajduję wewnętrzną motywację i poprawiam chwyt na nieco wygodniejszy, dostosowany do długości; wcześniej nieco za wysoko trzymałem w dłoni różdżkę ochrzczoną Malcolmem. Głębszy wdech, lepsze zastanowienie się, skorzystanie z tego, co postanowiłem wcześniej przeanalizować. Jeżeli dobrze mi się wiodło pod tym względem, to właśnie powinienem się skupić na tym, by nieco zmusić drzewo, z którego wykonany jest drewniany patyczek, do działania wedle mojej własnej woli. Albo inaczej - oswoić z samym sobą, co działa w przypadku stworzeń, ale czy w przypadku 
- Aquamenti. - mówię dokładnie i bez zająknięcia się, a nadgarstek gładko kreśli odpowiedni schemat w powietrzu; od razu z różdżki wydobywa się strumień, nieco osłabiony, aczkolwiek możliwy do kontrolowania. W moich oczach zapalają się lekkie ogniki satysfakcji, gdy kończę rzucanie, nie chcąc ochlapać ani siebie, ani profesora. I tak jest mi już wystarczająco chłodno od przebywania właśnie w tym miejscu, choć wreszcie, po tylu próbach, udaje mi się osiągnąć nieco więcej. Wiem już, gdzie spędzę najbliższe godziny, pomijając rodzinną hodowlę magicznych ptaków. Nieco mi się wydaje, że patyczek jest przegrzany, chce spowodować poparzenie mojej dłoni, dlatego czym prędzej zwracam go w kierunku jego pierwotnego właściciela; coś mi świeci w głowie, iż Malcolm nie jest z takiego obrotu spraw zadowolony i każe mi subtelnie przestać sobą czarować.
- Uważam, że... wyciągnąłem odpowiednie wnioski. - mruczę w kierunku profesora nieco bardziej stanowczo, niż mam to w zwyczaju, gdy przekazałem narzędzie pracy z powrotem do pierwotnego jego miejsca. - D-Dziękuję jednocześnie za poświęcenie czasu. - czeka mnie jeszcze masa pracy i nie zamierzam stać w jednym miejscu. - Za... Za parę godzin prześlę pracę domową. - powiadam jeszcze, pakując własne rzeczy do torby, zerkając ukradkiem na kasztanową różdżkę z rdzeniem z grzywy kelpie. Ten element mojego "wyposażenia", to znaczy się, torba, jest nieco ciężka; trzymam w niej dodatkowo książki, które wypożyczyłem z biblioteki w ramach nieco bardziej zaawansowanych rzeczy dotyczących hodowli feniksów. - T-To wszystko, profesorze? - pytam się jeszcze, mając nadzieję, że ten mnie nie zje na śniadanie czy coś.

Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyWto Lis 16 2021, 16:39;

Otrzepał szatę, będąc już kompletnie wyzbytym z zainteresowania w stronę Pana K. Zupełnie nie pojmował sposobu istnienia Krukona, tak jak i każdej innej osoby, której charakter różnił się od Ravingera. Nie było to niczym złym. Zwyczajna ludzka oboczność, gdzie korzeni można upatrywać w wychowaniu lub nawykach nabytych w czasie dorastania, aby zwyczajnie je przetrwać. Tym samym profesor nie nadużywał swojej pozycji, względnie znikomej, ale zawsze pozycji. Nie nadużywał jej, gdyż nie ingerował w sprawy poza jego przestrzenią zainteresowań, wręcz lekceważąco i nader wybiórczo wypominał cudze niekompetencje powiązane z zaklęciami. Tak, aby nazbyt nie wejść w przestrzeń, która była obrzydliwa. Jakieś powody stanów emocjonalnych czy złe samopoczucie. Był człowiekiem, któremu wystarczyło zgłosić niedyspozycje z istotnym powodem - najczęściej jednym i prostym, bez całej gromady ładnych półsłówek, które jedynie zdradzały niechęć lub niekompetencje delikwentów unikających pracy na zajęcia z uroków.
- To bardzo śmiałe, skoro uważa Pan, iż kilka godzin to dość wystarczająco, zważywszy na termin, który - zdaje mi się - upłynie dopiero w niedzielę Nadgorliwość gorsza od faszyzmu. - Ostatnie zdanie parsknął już do siebie, a młody czarodziej mógł je usłyszeć bardziej jako rykoszet niżeli frazę kierowaną personalnie. Fairwyn podrapał się po klatce piersiowej, co w momencie zetknięcia się dłoni z materiałem zdało mu się bardzo nieprofesjonalne i nazbyt frywolne, jeśli chodzi o kreowany przezeń wizerunek. Prędko cofnął rękę. Laska znów dotknęła swoim ostrym czubkiem mokrego betonu, a profesor nagle oprzytomniał, iż miał zająć się łataniem ewentualnych szkód.
- Owszem, dziękuję Panu - podszedł po Malcolma, a ponowne złączenie się z własną magiczną pałką zdawało się doznaniem przyjemnym na poziomie duchowym. Brunet podjął się prób chociażby osuszenia balkonu, kiedy poczuł, iż Malcolm na powrót jest gotów go przyjąć w swoje łaski, wybaczając chwilowe zaniedbanie. Może to też powód, dla którego Fairwyny nigdy nie wszedł na łono ślubnego kobierca? Relacja z własną różdżką była zbyt toksyczna, by pozwolić mężczyźnie na miłość. Chociaż potencjalne partnerki z tendencją do umierania zdawały się powodem niemal równie słusznym. Upłynęło kilka chwil, Pan K. się zebrał i profesor, usłyszawszy otwierające się drzwi od balkonu zreflektował się, iż jeszcze ma jedną rzecz do przekazania.
- Ostatnia sprawa - dodał, znów stojąc doń plecami. Tym razem jednak obrócił lekko głowę, aby chociaż zlustrować niewyraźny zarys człowieka. - Gdyby posądził się Pan o problem z jąkaniem to może warto nad nim z lekka popracować. W niektórych magicznych zawodach jest to niemile widziane, a łatwiej popracować nad tym prędzej niż później. - Oczywiście Ravinger miał niemały problem z cudzą artykulacją, ale gdyby miał się denerwować co raz, gdy ktoś przy nim nie umie mówić to już dawno umarłby na magiczną padaczkę.

@Hawk A. Keaton
Powrót do góry Go down


Hawk A. Keaton
Hawk A. Keaton

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Galeony : 190
  Liczba postów : 854
https://www.czarodzieje.org/t20936-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20940-hawk-a-keaton-poczta#671901
https://www.czarodzieje.org/t20938-hawk-astor-keaton
https://www.czarodzieje.org/t20942-hank-a-keaton-dziennik#671939
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyWto Lis 16 2021, 19:10;

Wiem, że nie stanowię jednostki, którą należy się interesować, w związku z czym jedynie wykonuję to, co mam wykonać. Początkowe próby nie idą mi najlepiej, a dopiero szósta pozwala mi na wydobycie strumienia wody z różdżki profesora. Co prawda nie jest on tak widowiskowy, jak chociażby poprzez użycie mojego własnego, drewnianego patyczka, co nie zmienia faktu, iż udaje mi się przeskoczyć jedną z licznych przeszkód, które czekają na mojej drodze. Nie lekceważę tego przedmiotu; nie jest on prędzej czymś, na co mogę tak łatwo zwrócić uwagę. Westchnąwszy lekko, nie mogę na to nic poradzić, w związku z czym postanawiam przemilczeć resztę wywodu, czekając na odpowiednią reakcję profesora. Najwidoczniej jestem zbyt śmiały, ale cicha woda brzegi rwie i to, że zazwyczaj jestem zlękniony, unikam kontaktu wzrokowego, jak również jąkam się widocznie - rzadko kiedy przy pracy ze zwierzętami, przy pasji moje słowa idą płynnie i ze zdecydowanie mniejszą ilością niepewności - nie oznacza, że ubolewam pod innymi kwestiami. Choć ewidentnie pod względem mobilności i zwinności, kiedy to fragmenty zbroi nadal znajdują się pod moim ubraniem.
Nie bez powodu decyduję się też na zrobienie tego zadania od razu, bez dnia zwłoki. U mnie nie ma tak, że wszystko idzie w porządku; jeżeli nie chwycę okazji za rogi, to może się okazać, że odłożenie sprawy na ostatnią chwilę spowoduje niemożność jej rozwiązania. Tak więc zatem myślę o kolejnych godzinach spędzonych w bibliotece, a koniec końców w domu, aby w pełni zredagować tekst; postanowienia są proste do stworzenia, trudniej ich przestrzegać natomiast.
- No cóż... jestem przekonania, że im szybciej, t-tym lepiej. - odpowiadam w miarę gładko, biorąc głębszy wdech. Kolejne zdanie, nie umyka mi sprzed nosa, aczkolwiek się do niego nie odwołuję, uważając, że raczej nie mam co dodawać. Nie jestem nadgorliwy, po prostu moje występujące momentami nieobecności powodują wystąpienie problemów z terminowością. Nie zamierzam popełniać zatem żadnych błędów pod tym względem, kiedy wiem, co mam napisać, jakie wnioski wydobyć z pióra, a moje życie ciągle jest jedną, wielką niewiadomą. Świat magiczny nie jest do końca zbadany, o czym nie muszę sobie wspominać, a wiele kwestii, mimo że na wyciągnięcie ręki, staje się niemożliwymi do okiełznania. Nie przeszkadzają mi ludzkie odruchy profesora - każdy z nas jest człowiekiem.
Patrzę, jak Malcolm wraca do pierwotnego właściciela, ale nie wiem, czy będę za nim tęsknić; kiwam głową. W pamięci może pojawić się wiele luk, dlatego notuję w głowie intensywniej to, z jaką różdżką miałem dzisiaj do czynienia, wszak nieco głupio by było pomylić profesorską z jakąkolwiek inną. Moja kasztanowa nadal znajduje się w torbie - nie mam zamiaru z niej dzisiaj korzystać. Muszę przeczytać co nieco na ten temat, by móc wysunąć bardziej precyzyjne wnioski, a moja więź z drewnianym patyczkiem raczej nie pozostaje tak zażyła. Czarowanie nie sprawia mi jednego dnia problemów, innego, no cóż, woła wręcz o pomstę do nieba. Zdecydowanie wolę interakcje z magicznymi stworzeniami bądź ptakami.
Gdy dociera do mnie głos należący do profesora, odwracam się na krótki moment, zatrzymując u progu drzwi. Stukot podeszwy przestaje przerywać znajdującą się dookoła ciszę, choć okalający skórę metal nieco powoduje u mnie nieprzyjemne odczucie. Jest zimno, za zimno i mimo mojej chłodnolubności muszę czym prędzej przedostać się do jakiegoś ciepłego pomieszczenia. Zaciskam nieco bardziej usta, gdy jasnoniebieskie tęczówki wypatrują czegokolwiek innego.
- Jestem tego świadom. - jakimś cudem wydostaje się to spomiędzy moich ust bez problemów, choć wkładam w to za dużo wysiłku, by było dla mnie przyjemne. Jestem spięty, ale wiem, że to, jaki jestem w obyciu, może zniechęcać. Jest różnica w pewnych zawodach; tutaj przemieszczam się między osobami, które na pewno spotkam i to mnie stresuje. Niektóre z nich opierają się na jednorazowym kontakcie, lecz swoje powody realne znam. - Do widzenia. - jeszcze udaje mi się jakoś uniknąć ugryzienia w język, ale gdy wydostaję się na dobre, czuję, jak kamień spada mi z serca.
To było dziwne doświadczenie i ewidentnie dużo czasu minie, zanim zdecyduję się na ponowne tego typu spotkanie.

Powrót do góry Go down


Violetta Strauss
Violetta Strauss

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Galeony : 2397
  Liczba postów : 3699
https://www.czarodzieje.org/t17878-violetta-strauss#504731
https://www.czarodzieje.org/t17893-viola#505013
https://www.czarodzieje.org/t17884-violetta-strauss#504822
https://www.czarodzieje.org/t18567-violetta-strauss-dziennik#529
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptyWto Lis 30 2021, 20:08;

Kolejny raz szukała jakiegoś sposobu na spędzenie wolnego czasu i stwierdziła, że idealnym będzie siedzenie przy stosie magazynów sportowych oraz pismach dla miłośników i wytwórców mioteł. Z taką kolekcją jaką posiadała w swoim mieszkaniu Violetta, musiała nieco bardziej zainteresować się tematem odpowiedniej konserwacji drewna. Tym bardziej, że musiała też zaopiekować się miotłami sportowymi, które pochodziły z różnych zakątków świata i wykonane były z bardziej egzotycznych gatunków drewna, które niejednokrotnie wymagały specjalnej pielęgnacji, aby nie niszczeć i zachować funkcjonalność na długie lata.
Swoje poszukiwania rozpoczęła od przeglądania ofert i recenzji wielu różnych rodzajów impregnatu do drewna, aby odkryć, który najlepiej nadawał się do jakiego rodzaju. Co prawda już nieco wiedziała na ten temat i od lat korzystała z preparatów konkretnej firmy, ale miała też świadomość tego, że był on dostosowany głównie do potrzeb rynku brytyjskiego oraz znajdujących się na nich mioteł wykonywanych z rodzimego drewna, które zdecydowanie różniło się od tego, które stosowali chociażby Japończycy przy produkcji Yajirushi lub wytwórcy Varapidosa wywodzącego się z Ameryki Południowej. Nie dość, że każdy operował nieco innymi materiałami to także korzystali z innych metod, które przekładały się potem zarówno na charakter jak i zdolności poszczególnych mioteł.
Kolejnym punktem, który chciała sprawdzić były dostępne obecnie na rynku pasty i wosk do nacierania mioteł. Była ciekawa, które z nich zapewniają dobry chwyt na miotle bez względu na warunki pogodowe, gdyż część z nich miała niestety skłonność do nabierania śliskości w deszczu, a inne z kolei bardzo źle reagowały na zbyt słoneczną pogodę i upały. Musiała odnaleźć jakiś złoty środek, bo biorąc pod uwagę to jak długie potrafiły być mecze Quidditcha, a także angielską pogodę to musiała liczyć się z naprawdę różnymi warunkami, które mogła zastać na boisku w czasie całej rozgrywki.
Śledziła wzrokiem uważnie każdą linijkę tekstu, czytając dokładnie o właściwościach kolejnych specyfików i co jakiś czas sięgając po pióro, aby zapisać na skrawku pergaminu nazwę preparatu, który chciała przetestować. Z tak bogatą kolekcją mioteł mogła sobie pozwolić na nieco większe eksperymenty i sprawdzać ich wynik w czasie treningów. Na razie nie zamierzała ryzykować i używać nieprzetestowanych przez nią osobiście czarodziejskich chemikaliów na miotle, na której miała wylecieć na boisko w czasie meczu. W ich trakcie polegała jedynie na sprawdzonych sposobach konserwacji miotły, aby zapewnić im jak najlepsze osiągi i zapewnić wygodną i pozbawioną drobnych kłopotów rozgrywkę.
Dopiero po przekartkowaniu sporej wielkości stosu magazynów sportowych, stwierdziła, że z pewnością wykonała należyty research, który pozwolił jej na poznanie nowych sposobów dbania o zagraniczne miotły, mogące stanowić wyzwanie dla ich świeżo upieczonych właścicieli. Oprócz tego miała też obok siebie listę specyfików, które zamierzała w najbliższym czasie zamówić i sprawdzić na swoich ukochanych miotłach.

z|t
Powrót do góry Go down


Artie Gadd
Artie Gadd

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Galeony : 39
  Liczba postów : 413
https://www.czarodzieje.org/t22039-arthur-gadd#721478
https://www.czarodzieje.org/t22041-listy-artiego#721652
https://www.czarodzieje.org/t22022-arthur-gadd#720896
https://www.czarodzieje.org/t22042-arthur-gadd#721654
Mały balkon - Page 4 QzgSDG8




Gracz




Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 EmptySro Mar 15 2023, 01:21;

samonauka marzec 2/3

Prawda była taka, że nie mógł znaleźć dla siebie miejsca, w którym mógłby zaznać przynajmniej odrobinę świętego spokoju. Zaraz obok niego pojawiała się Harmony, jakby miała po prostu radar, włączający się w momencie, gdy chciał spędzić jakiś czas samotnie. Nie wiedział, dlaczego i w jaki sposób w końcu mu się to udało, ale stało się i był ogromnie za to wdzięczny losowi. Siedział, kolejny raz z ręcznie przygotowanymi notatkami. Nieuważne oko uznałoby, że wypoczywa; zaznajomieni z Arthurem przynajmniej odrobinę byliby w stanie zorientować się, że w tym momencie powtarza kolejny raz materiał z ulubionych zajęć, który pewnie ma już opanowany.
Tak właśnie było. Znalazł interesujący go materiał, który postanowił sobie powtórzyć i może w końcu wypróbować; ile w końcu można poić się samą teorią, która bez praktyki staje się zupełnie bezużyteczna?
Raptaque, bo właśnie tym zaklęciem się zajmował, było dla niego samego aż zaskakujące w swojej prostocie. Umożliwiało uczynienie tuszu niewidzialnym, a samo zaklęcie można było odwrócić, korzystając z innego; Aperacjum. Im dłużej o tym czytał, tym bardziej chciało mu się śmiać. Jego kuzynki, zanim jeszcze trafił do Hogwartu, posiadały pamiętniki, w których można było pisać specjalnym, “niewidzialnym” atramentem, a to, co zapisane, można było przeczytać jedynie poprzez użycie specjalnej, dołączanej do zestawu latareczki…
Trzymając różdżkę przy pergaminie, na którym znajdowały się wszystkie jego notatki na temat pierwszego z zaklęć, ostatni raz przeczytał właściwie wszystko, co nawiązywało do teorii. Zaklęcie, działanie, co wypowiedzieć, jak poruszyć ręką. Wdech, ciche wypowiedzenie inkantacji, obserwacja efektów, a właściwie tuszu, który powoli zanikał, a on czuł się z siebie dumny. Poza tym to chyba był pierwszy raz, kiedy obserwował ten efekt na własnym atramencie. Nie w klasie na przygotowanych materiałach. Teraz mógłby wysyłać listy, których treść nie zostanie odczytana przez tych, którzy dostatecznie nie pomyślą…
Nadal trzymając w dłoni teraz już “pusty” pergamin, odszukał wzrokiem notatek na temat zaklęcia przeciwdziałającego. Leżały tuż przed nim; kolejna powtórka z teorii: jaki ruch, jak akcentować, jaka inkantacja i pełne działanie. Pokazuje niewidzialny tusz; czyli naprawdę działało jak te latareczki w “sekretnych pamiętnikach”, które pamiętał przez kuzynki. Ponownie: wdech, ruch różdżką, wypowiedzenie zaklęcia i obserwowanie efektów. Faktycznie, pergamin znów zaczął mieć na sobie treść, którą wcześniej zatuszował. Co prawda, były to “tylko” notatki, a nie jakiś sekretny list, ale teraz przynajmniej wiedział, że może w ten sposób szukać jeszcze większej ilości informacji. Albo je ukrywać; zależy, co byłoby mu w tym momencie potrzebne.
Powtórzył obydwa zaklęcia jeszcze kilka razy na innych notatkach, cicho parskając do samego siebie na samą świadomość tego, że faktycznie działa to tak, jak mugolskie pamiętniki dla dorastających dziewczynek. I pomyśleć, że gdyby mogli posługiwać się magią, nie musieliby nic wydawać. Wystarczyłby jeden ruch – tak, jak on robił to właśnie teraz – i treść zupełnie zanikała, pozostawiając pustą kartkę, jakby gotową do ponownego wypełnienia. Następny ruch, zaklęcie odwracające; atrament znów składał słowa, pojawiając się na kartce. Fascynujące. Magia chyba nigdy nie przestanie go zaskakiwać.
+

zt.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Mały balkon - Page 4 QzgSDG8








Mały balkon - Page 4 Empty


PisanieMały balkon - Page 4 Empty Re: Mały balkon  Mały balkon - Page 4 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Mały balkon

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 4Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Mały balkon - Page 4 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Skrzydlo zachodnie
 :: 
trzecie piętro
-