Sklep z zewnątrz jest pomalowany na zielono, a dach pokryty jest czerwoną dachówką. W środku sklepu znajdują się dwa stoły, a przy każdym z nich ustawione są cztery krzesła. W sklepiku można zakupić przybory szkolne, jedzenie na miejscu lub na wynos. Można tu również nabyć słodycze takie jak fasolki wszystkich smaków czy czekoladowe żaby. Czasami można tu spotkać różnych czarodziejów zatrzymujących się na zapleczu za dodatkową opłatą. Motto sklepu: [i]Popsuł Ci się jakiś przedmiot? Przynieś go do nas, a my go naprawimy!/i]
Dostępny asortyment:
► Pergamin ► Atrament w dowolnym kolorze ► Czekoladowe żaby ► Fasolki wszystkich smaków ► Kanapka z szynką ► Notatnik ► Pióro ► Zeszyt ► Samopiszące pióro – 24 g ► Dowolna książka nieobowiązkowa – 30 g ► Chochla odchudzająca (dla opornych) – 35 g ► Dowolny podręcznik – 40 g ► Kociołek miedziany – 80 g ► Kociołek mosiężny – 80 g ► Kociołek srebrny – 120 g ► Kociołek złoty – 120 g
Sebastian ubrał się dosyć ciepło i wyszedł na mroźne powietrze. Był trzeźwy! No prawie.. To znaczy… Trzymał się prosto! No prawie.. Z tym że… Dobra mniejsza! Swoje kroki skierował przed siebie z zamiarem pójścia do pobliskiej wioski. Po co? Od tak sobie pochodzić, pozwiedzać. Tak czy inaczej, szedł sobie spokojnie nie zważając na nikogo. Miał dziwny nastrój i chciał dzisiaj być sam. Nie był to nastrój melancholijny po prostu czuł, że wiele w jego życiu uległo zmianie i nie wiedział, czy to dobrze, czy też źle. Musiał wszystko poukładać w głowię, w której aż huczało od informacji, przeróżnych wydarzeń, które mieszały się ze sobą, pytań oraz wielu niedopowiedzeń. Wiedział, że musi w końcu złapać kontrolę nad swoim życiem i ponownie być Sebastianem, którego wszyscy znają. Musiał się jakoś do kupy pozbierać a przede wszystkim musiał przestać pić i znaleźć w sobie siłę, której mu ostatnio brakowało. Jednak nie chciał się z nikim widzieć i przechodzić przez kolejne trudne próby, odpowiadać na trudne pytania i przekraczać granicę, które nie powinny być przekroczone. Innymi słowy po prostu musiał od wszystkiego i od wszystkich odpocząć nabrać dystansu i chłodu. Po prostu musiał się naprawić. Wszedł do pierwszego lepszego sklepu i rozejrzał się dookoła. Gdzie on do cholery teraz był? I, po co tutaj przyszedł? Chyba faktycznie potrzebował jakiegoś mocnego kopa, żeby powrócić do rzeczywistości, bo ostatnio to ja nie wiem, co się z, nim dzieje. Jego niestabilność emocjonalna i nie stałą równowaga między złem a jeszcze gorszym złem daje mu się ostro we znaki. Ciągła walka o podnoszenie powiek co rano i uśmiechania się tak, by nikt nie przypuszczał nawet, ile go to kosztuję powoli zaczynało go wykańczać. Niestety, czas i świat idzie do przodu a stanie w miejscu to tak samo, jak cofanie się.
Thompson poprawiła swoją czarną puchową czapkę, która spadała jej na oczy zasłaniając widoki. Mroźne powietrze wiało jej w twarz powodując że na polikach dziewczyny pojawiły się różowe plamy, które z jej wyrazem twarzy wyglądały dość zabawnie. Czuła że po jej ciele przechodzą ciarki, po mimo tego że była dość ciepło ubrana ślizgonce było zimno. Weszła do sklepu 'Dervish i Bagnes' i od razu zrobiło jej się cieplej. Pospacerowała po sklepie bez żadnego powodu, przyjrzała się uważnie ludziom i z jednej półki zgarnęła notatnik. Podeszła do kasy i zapłaciła za niego, miała zamiar już wychodzić kiedy wpadła na kogoś. - Przepraszam. Powiedziała i podniosła wzrok na osobę, którą potrąciła. Przed nią stał Sebastian, ten sam który miał stać się jej zdobyczą. Wydawał się łatwym celem potem okazało się całkiem inaczej. Lynnette miała być tą wredną i złośliwą za każdym razem kiedy się widzieli ale role się odwracały. - W zasadzie to nie jest mi przykro. Mruknęła obojętnie i cofnęła się o krok od chłopaka. Kurde stać kilka milimetrów od niego było nawet przyjemne. Cornelia o czym ty wariatko myślisz, zaraz zobaczysz go tak jak go pan bóg stworzył. Dziewczyna zagryzła dolną wargę w zastanowieniu i delikatnie w dłoni zacisnęła notatnik, który właśnie kupiła. Przyglądała mu się uważnie, musiała przyznać że zabrakło jej języka w gębie. Od jakiegoś czasu kiełkuje w niej dziwne uczucie....przyjaźni czy czegoś takiego. Kilka razy widziała go w szkole, nie był człowiekiem lecz jego wrakiem, coś go męczyło a dziewczyna chciała pomóc ale nie wiedziała jak. Po za tym bała się tego że chłopak sobie coś pomyśli a w najgorszym razie nawtyka jej. Cóż więc wolała trzymać się z daleka. Ale czy tym razem zostawi go na pastwę własnego losu? Ty Thompson okaż chłopakowi serce. - Czyżby Sebastian nie miał co zrobić ze swoją wielką osobą, że odwiedził pierwszy lepszy sklepik w jakiejś wiosce? Zapytała i podniosła brew w górę. Po chwili zastanowienia dopiero doszło do niej jakie głupie i bezsensowne pytanie zadała. Mogła naskoczyć na niego od razu ale po co? Wolała obrócić jego słowa przeciw niemu samemu.
Sebastian rozglądał się po sklepie i przechadzał się to tu to tam. Tak naprawdę to był w zupełnie innym miejscu to tylko jego powłoka była w tym sklepie, bo duszą i umysłem był w swoim Wyimaginowanym świecie, gdzie starał się posklejać cząstki samego siebie. Wiedział, że nie może tak żyć i, że długo tak nie pociągnie. Wiedział ze, jeśli za następnym razem się nie cofnie, nie skręci w boczną uliczkę swego życia to będzie tylko gorzej, lecz nie potrafił. Ta cała sytuacja go wyniszczała. Coś w, nim środku nie pozwalało mu zapomnieć i stać się na powrót takim jakim był. Może i jego wcześniejsze życie nie było najlepszym, ale było zdecydowanie lepsze niż to, co ma teraz. Bo teraz nie można nawet powiedzieć, że żyje. To tylko pusta egzystencja i udawanie kogoś kim się wcale nie jest. To co mu nie pozwalało zapomnieć, nakazywało pamiętać, wspominać, tęsknić, marzyć, śnić i wszystko inne to było jego serce przepełnione uczuciem, które tak w sobie znienawidził. Lecz czy wyparł, by się tej miłości, gdyby mógł? Czy, gdyby dano mu szanse odwrócenia swego losu czy coś, by to zmieniło? Nie do cholery i to było najgorsze! Najgorsze było to, że po raz drugi wszedł, by do tej samej rzeki, a nawet trzeci i czwarty. Czy ktoś kiedyś zdoła rozpracować mechanizm Sebastiana? Kiedy dziewczyna na niego wpadła automatycznie na jego twarzy pojawiła się maska którą widać, na co dzień. Spokojna, ładna twarz o nieprzeniknionym uśmiechu i błysku w oczach. - Nie gniewam się. – Powiedział delikatnym szeptem rozpoznając znajomą twarz. Jej następne słowa przyprawiły tylko kolejny uśmiech na twarzy, który już nie zniknął. Podszedł do niej blisko opierając jedną swą dłoń o jej bok i nachylając się do jej ucha. - Kochanie z skąd ta obojętność w stosunku do mnie? – Zapytał naelektryzowanym szeptem zahaczając opuszkami swych ust o jej ucho, by ponownie się delikatnie odsunąć i spojrzeć w jej oczy. Tak to już miał, że zawsze lubił być w towarzystwie pięknych kobiet, a zwłaszcza kobiet, które chciały go zdobyć na wyłączność przynajmniej na chwilę. Przecież nigdy nie było powiedziane, że jest to niemożliwe. Jeśli chce się go mieć na stałe już przy sobie jest to wykonalne, chociaż bardzo trudne. Niektórzy uważają, że ktoś taki jak on nie mógł, by być tylko przy jednej kobiecie, ale w sekrecie mogę wam zdradzić ze się grubą mylą!
Brązowowłosa stała niczym słup soli z jakimś dziwnym nieokreślonym uśmiechem na ustach. Z jednej strony cieszyła się że na niego wpadła a z drugiej wolała spotkać tu kogoś innego, nie podobnego do Sebastiana. Kiedy przybliżył się do niej chciała się odsunąć ale jej ciało odmówiło posłuszeństwa, stała i czekała na jego ruch. Jego szept i celowy dotyk spowodował na jej ciele niewidoczne ciarki a usta leciutko się rozchyliły wypuszczając powietrze z cichym świstem. Właśnie kiedy chłopak robiła takie ruchy, na ogół nic nieznaczący szept dziewczyna czuła się...fajnie aż za bardzo. Patrzyła cały czas na twarz chłopaka, widziała że nałożył 'maskę' ale Lynn nadal wiedziała że to Sebastian, który zamyka się w swoim świecie i czegoś uparcie szuka, dąży do czegoś co nie daje mu spokoju. Thompson chciała mu jakoś pomóc ale nie wiedziała jak i w czym ma mu pomóc. Michaelis nie był jak otwarta księga, z której można wyczytać wszystko co się chce. On była raczej dość tajemniczy co bardzo pociągało Cornelie i inne dziewczyny ze szkoły. - Twoja osobowość tak na mnie działa, nie umiem okazywać żadnych pozytywnych uczuć po za obojętnością w stosunku do Ciebie. Thompson starała się być złośliwa i niemiła dla chłopaka ale coś w środku podpowiadało jej żeby na razie pozostała miła. Nie dla tego żeby potem wybuchnąć [ale to też] tylko dlatego po wydawało jej się że chłopak tego potrzebował. - Co tu właściwie robisz? Zakładam że nie robisz zakupów do szkoły bo praktycznie nie chodzisz na zajęcie. Ton głosu zmienił się, teraz był dość miły i przyjazny. Prawdę mówiąc ciekawiło dziewczynę co chłopak robił po za szkołą, w tej wiosce.
Chłopak przyglądał jej się badawczo i obserwował najdrobniejszą zmianę w jej głosie, spojrzeniu, gestykulacji. Jego nie w sposób było oszukać. Był znawca ludzkiej natury i wiedział co się szykowało. Ostatnim czego potrzebował byłą litość. Brutalna prawda, krzyki, bicie lub szczere miłe słowa owszem. Ale nie litości. Litość to zbrodnia stworzona przez jakiegoś sadystę tylko po, to by krzywdzić i dobijać słabszych od niego. Sebastian schował ręce do kieszeni i spojrzał jej się w oczy. - Pamiętam, że kiedyś byłaś dla mnie milsza. – Stwierdził powoli. Tak kiedyś tak, gdy chciała go zdobyć, ale niestety trafiła na zły moment, kiedy to Sebastian nie chciał damskiego towarzystwa. Tak , tak on także ma czasem taki moment, chociaż jest on niebywale rzadki i wyjątkowy jak wybuch gwiazdy, czyli raz na dziesięć milionów lat. No, ale jednak taki moment istnieje i już! Taka natura i z tym nie należy walczyć. Dobra nie wiem, co mi jest, że plotę trzy po trzy. Ten post będzie denny jak pierwsze utwory Słonia. - Dajże spokój myślisz, że tego potrzebuję? – Powiedział przestając się uśmiechać. Wiedział, że dziewczyna stara się być miła co doceniał, ale naprawdę nie potrzebował wymuszonych uśmiechów i fałszywych, pozytywnych gestów. Sebastian podszedł do niej o krok tak ze ich nosy prawie się stykały. Ponownie nachylił się do jej ucha i po raz kolejny zaczepił o jej ucho tym razem je delikatnie przygryzając. Tak rozpoczynał tą niebezpieczną grę z bardzo niebezpieczną dziewczyną. No, ale cóż poradzić? Jak, by mógł sobie odmówić gry z tak piękną muzą? W najgorszym przypadku da mu po twarzy zaś w najlepszym wejdzie w ta grę i będzie ciekawie. - Jeżeli moja obecność tak cię wkurza to dlaczego sobie nie pójdziesz? – Zapytał kuszącym szeptem. Tak nie ma to, jak najpierw rozpocząć taką grę, a potem coś takiego powiedzieć. Cały Sebastian! Chłopak objął ją w pasie przyciągając ją delikatnie ku sobie i odchylając swoją głowę tak, by spojrzeć jej się w oczy. No cóż ciekawe co teraz dziewczyna zrobi. Właściwie to miała tylko dwa wyjścia, ale przecież nikt jej nie bronił skorzystać z trzeciego!
Dziewczyna mogła się spodziewać wszystkiego po Sebastianie. Irytowało ją to brunet jej własną grę odwraca przeciwko niej. Ale przyznać musiała że podobało jej się to, nawet bardzo. Ktoś obok mógł by pomyśleć że gołąbki szepczą sobie do ucha czułe słówka ale prawda była inna. Oni dalej grają w tą grę, która zaprowadzi ich....właściwie nie wiadomo w jakim kierunku. Drogi Sebastianie, powinieneś znać Thompson na tyle żeby wiedzieć że ona nigdy nie lituje się nad innymi. Ona czuje że potrzebujesz odetchnąć dlatego jest dla ciebie miła, chyba aż za bardzo. - Poszła bym ale jakoś ciężko mi się z tobą rozstać. Szepnęła seksownie a jej malinowe usta przekształciły się w słodki uśmiech. Kolejny raz po jej ciele przeszły ciarki kiedy poczuła oddech i słowa chłopaka w swoim uchu. Nie zdążyła zareagować, gdyż chłopak objął ją w pasie. Swój ciemny wzrok przeniosła na oczy chłopaka, w których zatopiła się na dość długą chwilę. Zaraz oprzytomniała, ich usta dzieliły milimetry, Thompson zagryzła swoją dolną wargę opuszkami palców lewej dłoni przejechała po jego lewym policzku i nadal patrzyła mu w oczy. Stanęła lekko na palcach przez co swoimi ustami lekko musnęła usta chłopaka. - Po za tym jakoś nigdzie mi się nie spieszy. Mruknęła i ponownie musnęła usta chłopaka. Odsunęła się lekko od niego czekając na jego reakcję.
A, więc dziewczyna postanowiła wkroczyć w tę grę! Gratulujemy trafnego wyboru! Chociaż nie właściwie to nie był trafny wybór, bo wchodzenie z, nim w te gierki nigdy nie kończyły się dobrze. Ale, ale! Przecież najpierw jest ta cała ekscytacja i podniosłe chwile, które długo pozostają w pamięci! Czyż to wszystko naprawdę nie jest warte późniejszego żałowania i przeklinania w duchu Sebastiana tylko po, to by przy kolejnym spotkaniu zrobić ten sam błąd lub spotkać się z jego obojętną miną i pytającym wzrokiem typu „Czemu wrzeszczysz na mnie? Znam cię?” Tak właśnie było w większości przypadkach. Prawdę mówiąc, nie pamiętał nawet jednej czwartej dziewczyn, które miał. Nie pamiętał twarzy, imion ani czy dobrze było. Ale bywało też tak, chociaż warto zaznaczyć, że w bardzo malutkiej części, mimo jednak bywało tak, że prze grę stało się dla Sebastian kimś ważnym, wyjątkowym. Jak, chociażby Morgana, Sydney lub Cassndra a nader wszystko Chiara! Tak , tak nie zbadane są wyroki boskie. Dobra to ostatnie było żartem.. Ach! On naprawdę uwielbiał te gry. Wzajemne kuszenie się aż w końcu któraś ze stron się podda i pozwoli wraz z, nim wsiąść w łódkę i dać się zabrać w ocean rozkoszy. Tak to zdecydowanie była jedna z tych chwil, dla której jeszcze żyje na tym schorowanym świecie, gdzie za grosze zmienisz płeć i kupisz czyjąś śmierć. Sebastian wplótł swoja dłoń w jej włosy kładąc ją delikatnie na jej policzku. Spojrzał się głęboko w oczy i nachylił się, by skosztować jej ust. Lecz tylko na chwilę ich wargi na ułamek sekundy stały się jednością zaś jego perliste zęby przygryzły jej dolną wargę. Ręką którą trzymał na jej policzku delikatnie odsunął jej szyję i niczym wampir na głodzie nachylił się, by złożyć tam pocałunek. Przejechał nosem wzdłuż jej szyi i ponownie zahaczył nosem o jej wargi. - Doprawdy? A cóż tu masz lepszego do roboty? – Zapytał jak, gdyby wcale nic się nie działo. Jego szept był delikatny, naelektryzowany, kuszący, namiętny i rozpalający. Ponownie spojrzał jej głęboko w oczy, gdzie pozwolił sobie na chwilę utonąć.
Na Thompson głos i czyny chłopaka działały jak akumulator czy też ogień. Czuła jak jej ciało w środku płonie nad nadmiaru zbytecznych dla niej emocji. Czym ona się ekscytuje? Całowała się z chłopakiem, prowokowali się na wzajem, jedno jak i drugie czekało na to żeby krzyknąć 'wygrałam/łem'. Niby nic wielkiego ale tym chłopakiem był sam Sebastian Michaelis chłopak, o którym marzy większość uczennic i studentek ze szkoły. Dla Lynnett on nie był zwykłym chłopakiem, był jej celem, którego musi zdobyć ze względu na wszystko. Najgorsze jest to że złośliwość i obojętność jaką do niego żywiła zmalała a na jej miejscu powoli pojawia się przyjazna nić. Tak Cornelia powoli zaczyna go lubić! - Ciekawym zajęciem będzie granie ci na nerwach niczym na harfie oraz wymienianie z tobą śliny co jest aż zbyt przyjemne. Z końcem jej słów, ciemne oczy rozbłysły jasnymi iskierkami czystej ironii a słodkie usta wykrzywiły się w słodki i figlarny uśmiech. Próbowała jakoś ogarnąć swoje ciało i emocje, co wychodziło jej kiepsko. Nie mogła dać Sebastianowi satysfakcji z tego że reaguje na jego szept, jeśli okazała by jakieś uczucie związane z zadowoleniem to chłopak wykorzystał by to przeciw niej. Ta gra jest dla niej ważna, sama ją zaczęła i nie zamierza jej przegrać. Widząc jak patrzy się w jej oczy miała ochotę jakoś się rozpłynąć, było to przyjemne. Zacisnęła prawą dłoń na zeszycie, który cały czas trzymała i zagryzła swoją dolną wargę. No i co teraz zrobić? Myśl ty cholerna kobito! - Chyba że ty masz coś innego do roboty a więc nie zatrzymuję cię. Mruknęła i podniosła dłonie lekko w górę w geście poddania się. Zaraz potem przyległa swoim ciałem do jego i szepnęła przed jego ustami. - Wybór należy do Ciebie Sebastianie. Koniuszkiem języka oblizała swoje usteczka i znów spojrzała mu w oczy. Jeju jak ona się cieszyła że ta gra nadal się toczy, ale będzie jeszcze szczęśliwsza kiedy ją wygra.
Och, przecież w tym wszystkim nie chodziło o zwycięstwo! Nie chodziło nawet o to do czego ich to doprowadzi! Liczyła się sama gra, samo kuszenie to dryfowanie na granicy obłędu i szaleństwa. Gdy ciało kłuci się z rozumiem, bo ciało już się poddaję, chce bliskości drugiej osoby, lecz rozum wciąż walczy do ostatniej kropli potu, do ostatniego pocałunku. Zdobyć Sebastiana? To jeszcze zależy co się przez to rozumie! Jeśli chodzi o jedną noc może jednorazową, by kiedyś ponownie to powtórzyć, to jasne czemu nie! Ale, jeśli chce się go zatrzymać przy sobie na stałe to sprawy się komplikują i rozpoczynamy walkę z wiatrakami. Syzyfowa praca nic innego. Oczywiście nie oznacza to, że jest to niewykonalne, bo przecież takowe rzeczy nie istnieją! Trzeba tylko pupcie ruszyć no, ale.. ! Oczywiście dziewczyna nie wyglądała i nie sprawiała wrażenia takich, które go chciały mieć tylko dla siebie i na zawsze. Jednakże po pierwsze pozory często są mylne zaś pod drugie nigdy nic nie wiadomo i jak wspominał nie wiadomo do czego może ich to doprowadzić.. Sebastian uśmiechnął się delikatniej wciąż patrząc jej w oczy i obejmując w pasie. - Ja mam jeszcze zakupy do zrobienie, więc jak chcesz to idź. – Szepnął lekko jak, gdyby nigdy nic. Naprawdę wybór należał do niego?! Och! Bardziej (nie) trafnych słów nie można było powiedzieć! Sebastian uśmiechnął się tajemniczo a w jego oku zalśniła złota plamka, która powinna być ostrzeżeniem zbliżającej się katastrofy. Jego ręce lekko się zacisnęły na jej biodrze, aczkolwiek niewyczuwalnie zaś Sebastian zrobił coś czego dziewczyna mogła się zupełnie nie spodziewać! Tak , tak, a to dopiero początek! Chłopak nachylił się i pocałował ją długo z pasją, namiętnością i nieokreślonym pożądaniem, aczkolwiek nie nachalnie. Całował tak jakby ten pocałunek miał być pierwszy a zarazem ostatnim w jego życiu. Trwało to chwilę, w której można było się zatopić, rozmarzyć i pozostać na wieki. Sebastian uchylił furtkę do jej własnego Edenu tylko po, to by mogła zajrzeć jaka rozkosz ją czeka, jeśli zdecyduje się wsiąść jabłko od kusiciela. Chłopak odsunął się i spojrzał na dziewczynę. Spojrzał jej głęboko w oczy i oblizał namiętnie wargi. - Dobra to idę. – Stwierdził i wykorzystując chwilę, w której te absurdalne słowa nabiorą znaczenie zniknął gdzieś między regałami. Czy za, nim pójdzie czy wyjdzie ze sklepu? Teraz wszystko zależy od niej..
Z pozoru można sądzić że Lynnette chce zdobyć Sebastiana tylko na jedną, świetną, namiętną i bez zobowiązań noc. Ale jak wszyscy dobrze znamy pozory mogą mylić i to bardzo. Przyznaję ślizgonka ma w planach tylko jedno razową przygodę ale jej zdanie może się zaraz zmienić. To zależy...od czego? Nie mam pojęcia! Tego nawet sam diabeł nie wie. - A więc.... Otworzyła usta i zaczęła wypowiadać zdanie, kiedy chłopak pocałował ją tym samym zamykając jej usta. Myślała że znów chłopak będzie się z nią droczył, że złoży na jej ustach dość szybki pocałunek po czym z głupim uśmieszkiem na twarzy odsunie się a ona będzie musiała się na niego rzucić. Jednak się myliła, pocałunek był inny niż te ostatnie był bardziej...namiętny, przyjemny? Jest wiele słów, którymi Cornelia mogła by określić to co teraz myśli. Nim na dobre odwzajemniła pocałunek chłopaka on odsunął się od niej, powiedział coś do niej ale ona tego nie usłyszała bo była zbyt zajęta opieprzaniem siebie w myślach za to że tyle myśli a nie robi to co do niej należy! Kiedy chłopak ją wymiął odwróciła się i spojrzała jak odchodzi. Zagryzła dolną wargę i znów jej sumienie czy tam coś innego zaczęło swoją twórczą i nudną gadaninę. Mogła za nim pobiec, zatrzymać spojrzeć mu w oczy i rzucić się na niego jak spragniona kotka pieszczoty ale wtedy nie wiedziała co by o niej pomyślał. Od zawsze miała na zdanie innych na jej temat wylewkę ale teraz bała się...bała się po prostu tego że chłopak sobie pomyśli że jest wariatką, którą w prawdzie jest na swój sposób. Z drugiej strony mogła by zwyczajnie prychnąć, puścić chłopakowi zalotne oczko i wyjść ze sklepu kręcą biodrami a przede wszystkim najzwyczajniej w świecie olać jego osobę i nie dawać mu przyjemności z tego że poleci za nim. Thompson ma trudny orzech do zgryzienia, cóż dobra koniec mojej gadaniny bo strasznie nudzę. - Obym nie żałowała. Powiedziała pod nosem, poprawiła swoją czapkę i wcisnęła niebieski notatnik do swojej torby. Poprawiła ramiączko, kiedy wzrokiem wyszukała Sebastiana podeszła do niego. Złapała go za dłoń i lekko pociągnęła w swoją stronę. Nic nie powiedziała tylko najzwyczajniej w świecie wpiła się swoimi ustami w usta chłopaka, spragniona pocałunku. Złączyła ich usta w namiętnym lecz czułym pocałunku. Co będzie to ma być, do odważnych świat na leży a po za tym nie mogła tak po prostu wyjść. Chyba po prostu nie chciała!
Sebastian nie odwracał się do dziewczyny tylko0 chodził między pułkami patrząc na nie bez zainteresowania. Czy wiedział, że do niego wróci? Oczywiście, że nie, lecz na tym polegała cała gra! Na tym polegała cała zabawa i ryzyko. Nie mógł przewidzieć zachowania dziewczyny i tego jak w takiej sytuacji się zachowa. Oczywiście, gdyby to był ktoś inny to Sebastian z łatwością mógłby przewidzieć następną sytuację, lecz top była Lynn. Ślizgonka, która uwielbiała takową grę tak samo, jak on a z taką osobą postępować łatwo nie było. Były tylko dwa rozwiązania. Albo się wkurzy na niego i jak, gdyby nigdy nic sobie wyjdzie zapominając o, nim wraz z podmuchem wiatru albo skapituluję, uzna swą porażkę i wróci do Sebastiana mając już gdzieś całą grę i to, kto w niej zwycięży. Zresztą nie chodziło o samo zwycięstwo w tej grze, lecz o samo granie. Kuszenie się i postępowanie na cienkiej granicy między pocałunkiem a ukradnięciem oddechu drugiej osoby. To tak, jak gdyby chciało się pocałować drugą osobę, lecz tuż przed jej ustami była jakaś niewidoczna bariera, która nie pozwalała dotknąć ust wybranki. Sebastian właśnie odłożył bez zainteresowania jakieś pióro, kiedy został pociągnięty i pocałowany. Oddał pocałunek pełen pasji i czułości. Spojrzał jej się w oczy i uniósł do góry jedną brew z lekka się uśmiechając. - Jak widać jednak jesteś w stanie wykrzesać dla mnie jakieś pozytywne uczucia. – Stwierdził lekko się uśmiechając i przejeżdżając palcem po jej szyi i policzku. – I co teraz z tym zrobimy? – Zapytał się tak, jak gdyby naprawdę nie wiedział co za chwilę nastąpi. Ale może nie wiedział? W końcu, jak już wspominałem z kimś takim jak ta ślizgonka nigdy nic nie było wiadomo! Prawdopodobieństwa tego ze następny dzień aż do rana spędza razem było tak samo duże, jak to, że za chwilę strzeli go po twarzy sobie pójdzie.
Ten pocałunek był wspaniały inny niż wszystkie do tej pory, może dlatego że sama dodała do niego kilka kropli swoich uczuć. Po jakimś czasie oderwała się od niego z wielką niechęcią. Czuła jak jej policzki płoną od ciepła i podniecenia jakie ta cała sytuacja wywołała. Mogła się spodziewać jego słów i pytania na które ona sama nie znała odpowiedzi. - Eeee.....jednak potrafię. Przyznała się, nie mogła mu spojrzeć w oczy. Ona Lynnette Thompson bała się mówić prawdę chłopakowi prosto w oczy! Odsunęła się od niego na odległość dwóch kroków i wzrokiem błądziła wszędzie, unikała spojrzenia chłopaka niczym ognia. Zastanowiła się nad jego pytaniem, w jej głowie aż wrzało od pozytywnych uczuć. - Nie mam pojęcia co z tym zrobimy. Mruknęła i zagryzła dolną wargę, może ona wiedziała i bała się powiedzieć o tym chłopakowi? Nie, widząc ją teraz, jak się zachowuje to ona na prawdę nie wie. kto by pomyślał że ona 100% ślizgonka potrafi okazać pozytywne uczucia Sebastianowi? Mam się bać?
Jak już go tak pięknie nazwał i bardzo lubię to cytować i zacytuje raz jeszcze: „Sebastian jest Jak biblijny wąż wciąż namawia do złego. Bo ma ten czarny charakter jak mało znany Belphegor” A co oznacza namawiać do złego? W każdym przypadku jest to coś innego. Jednych namawia do alkoholu lub narkotyku, drugich do tańca. Oczywiście nigdy nie robi tego wprost po prostu to się dzieje samoczynnie. Każdy jego ruch, słowo, spojrzenie jest jak ukryta namowa, której nie w sposób się oprzeć i Lynn pod tym względem nie była jedyna. Czy można było mieć do niej o to pretensje? Może do innych dziewczyn, by miał, lecz nie do niej. Przede wszystkim dla tego, że to nie była zwykła dziewczyna, bo na swój sposób była wyjątkowa. Owszem, każdy na swój sposób był wyjątkowy, lecz nie każdy na tyle, by zaintrygować Sebastiana na tyle, by zapamiętał, chociaż imię. Lynn z całą pewnością zapamięta i, kto wie może ich losy kiedyś ułożą się całkowicie, inaczej niż w przelotny romans? Owszem, jest wiele rzeczy, które ich mogło poróżnić, chociażby sama kwestia rodziców. Ona tęskniła, bo ich nie miała zaś on swoich zamordował. Ale było też to, co ich łączyła jak balansowanie na cienkiej granicy między obłędem a szaleństwem. Mieszanina uczuć i tego co powinno się zrobić a tego co się chciało sprawiało, że sytuacja była bardziej ciekawa i skomplikowana niż powinna być. W końcu powinni grać dalej w swoją grę a na drugi dzień zapomnieć czyż nie? Bez zbędnych uczuć znanym ludziom a ich serca powinny zabić szybciej tylko na chwilę w momencie największego uniesienia. A jednak jak to czasem bywa los płata, im figla i z mściwym uśmiechem patrzy jak się potykają o swe myśli i pragnienia. Sebastian patrzył na nią uważnie wiedząc doskonale co się dzieje. Mógłby zapytać, po co tyle myśleć nad następnym krokiem i słowem, ale nie chciał namawiać ją do czegoś czego później musiała, by pożałować. Dlaczego? Sam do końca nie wiedział, bo z reguły nie miał przed czymś takim skrupułów, lecz to chyba dla tego, że miał świadomość tego, iż sam na drugi dzień zapomni i będzie żyć jak zawsze. Lecz o Lynn nie zapomni, a to jak będzie ją wspominać i, ile będzie dla niego znaczyć okaże się w przyszłym lub dalszym czasie. - Nie ma czego się wstydzić skarbie. Bierzmy co swoje i nie pytajmy się o pozwolenie. – Powiedział zbliżając się do niej o krok. – W końcu i tak zostanie nam zabrane więcej niż mamy, gdy nasze serca przestaną bić a powieki zamkną się na wieki. – Wyrecytował wiersz pewnego poety, którego nawet nie pamiętał, lecz, czy to ważne? No może i była to obraza dla poety i poematu, ale, kto, by się przejmował czymś takim? Ważne, że spamiętał ową linijkę wierszu! Teraz ponownie zbliżył się do niej i przejechał ręką po jej policzku. - Możemy udawać, że nic się nie stało lub odstawić wszelkie wątpliwości na bok i uprawiać dziki seks w kabinie łazienkowej. – Powiedział uśmiechając się uroczo i kusząco. – Wybór należy do ciebie. – Dodał unosząc jedną brew, by pokazać złotą plamki na niebieskich oczach, które ponoć w pewien sposób hipnotyzowały, uwodziły i pozwalały utonąć w bezkresnej, aczkolwiek krótkiej chwili. Może teraz kusił i wabił, może podrywał, ale w końcu taki był. Bynajmniej do momentu aż spotka pewną puchonkę, która odmieni jego życie, ale to już zupełnie inna historia, która chwilowo nie była związana z Lynn. Więc, po co o tym wspominam? Sam nie wiem..
Owszem Thomspon nie mogła się oprzeć czarowi i osobie Sebastiana, z dnia na dzień zaskakiwał ją i to bardzo pozytywnie. Raz cień człowieka, odpycha wszystko i wszystkich a za drugim razem jest wulkanem pełnym energii i uroku który przyciąga piękne kobiety niczym magnez. Dobra jak na razie koniec zachwalania osoby Sebka bo popadnie w samozachwyt. Twarz Lynn wraz z jego słowami rozpromieniła się nawet bardzo. Skoro mają brać co swoje dlaczego nie zrobili tego wcześniej? Tyle mieli na to okazji, zapewne ani jej ani jemu nie chciało się ruszyć swojego tyłka. Cóż lepiej późno niż wcale. Dziewczyna widząc że chłopak się do niej przybliża nic nie zrobiła, teraz nie bała się czy wstydziła się czegoś, jego oddech czy też sama bliskość była dla niej czymś...fajnym. Kolejny i za razem ostatni krok ślizgona wywołał na jej twarzy figlarny i delikatnie rozbawiony uśmiech. Czemu ona musiała dokonać wyboru? Jej wybory są zazwyczaj ślepe, nietrafne czy jeszcze coś innego. Wizja dzikiego seksu z chłopakiem była nawet przyjemna do oglądania ale ona nie mogła się na to zgodzić. Owszem dążyła do tego żeby spędzić z nim noc [i nadal dąży] ale dla niej to chyba było zbyt łatwe. Najgorsze dla dziewczyny może być to że po wspaniałym uniesieniu on po prostu zniknie. Jestem pewna że Lynn po szybkim numerku będzie unikać Sebastiana szerokim łukiem, jeśli dojdzie do ich spotkania ona będzie miła. Dobra wiem że już wszystko pokręciłam ale cóż nikt nic nie mówił że życie będzie proste jak...patyczek czy też struna gitary. Dziewczyna przybliżyła swoje usta do ucha chłopaka i cicho szepnęła. - Jak na razie sobie odpuszczę ale z kabiny możemy skorzystać jeszcze innym razem. Delikatnie przygryzła płatek jego ucha, spojrzała mu w oczy i swoją prawą dłonią poklepała go delikatnie po prawym policzku. Thomspon nie zapomnij propozycji Michaelisa zgłosi się kiedy będzie wystarczająco zalana żeby nie pamiętać co się konkretnie stało. To chyba będzie najlepsze wyjście, no ale owszem nie zrozumiałe może być to że ona najpierw sama obrała sobie cel zdobycia Sebastiana a teraz kiedy wszystko jest na wyciągnięcie ręki rezygnuje. Ona rezygnuje dla tego że chce żeby gra toczyła się dalej, może dla tego że uwielbiała prowokować swoim zachowaniem? Dobra ja kończę bo muszę znaleźć prostownicę żeby wyprostować to co teraz zakręciłam.
Nie wiem czy Sebastian wpadłby w samo zachwyt, ale jego autor, czy też narrator z całą pewnością. Czasami odnoszę wrażenie, że Sebastian żyje własnym życiem i nie mam wpływu na to, co zrobi, więc jestem bardziej narratorem albo po prostu lekko odstaję umysłowo od normalności. Chociaż określenie „lekko” jest mocno naciągane no, ale nie czepiajmy się! Talk czy, inaczej każdy lubi jak się go zachwala czyż nie? No, ale niestety nie o mnie ma być tutaj, więc wróćmy do sedna wydarzeń.. Tak sedno wydarzeń, które stało się całkowicie nieoczekiwane a bynajmniej dla mnie, bo przecież ktoś taki jak Sebastian zawsze spodziewał się wszystkiego a przez jego umysł przepływały setki przeróżnych sytuacji, konsekwencji i słów i to właśnie dla tego nie w sposób go czymkolwiek zaskoczyć. Chociaż właściwie nie do końca tak jest bo, jak, by mu na przykład dzisiaj powiedział ze jego ukochany wąż będzie potraktowany jak pies i założą mu kaganiec a ktoś okaże się aż na tyle mądry, inaczej, by mu grozić to z całą pewnością, by nie uwierzył! No, ale znowu wyprzedzam fakty, lecz cóż poradzić, skoro ma się więcej wątków niż palcy? Sebastian wciąż się delikatnie uśmiechał i patrzył jej w oczy. - A, więc rozchodzimy się i zapominamy o sobie i o tym spotkaniu czyż nie? – To było twierdzenie, a nie pytanie, bo przecież Sebastian pokazał jej tylko dwie drogi do wyboru a, skoro nie skorzystała z jednej to korzystała z drugiej to chyba dosyć logiczne prawda? Czy się gniewał lub był zawiedziony? Nie, bo wiedział, że Lynn nie jest osobą, która odpuszcza ona jedynie pragnęła tej gry, a nie jej konsekwencji, więc z całą pewnością to, co można, by uznać za koniec jest tak naprawdę nowym, ciekawszym początkiem. Powiadają, że im dłużej się czeka tym smaczniej smak zwycięstwa i osiągniętego celu jest smaczniejszy, lepszy. Może mają rację? No cóż w pewien sposób na pewno, ale co, jeśli czeka się o jeden dzień, godzinę, minutę za długo? Tracimy całą wiarę a przede wszystkim ochotę na to wszystko i tracimy raz na zawsze to, co mieliśmy tuż przed nosem. Czy i tym razem będzie właśnie tak? Oby nie! Bo w, tedy było, by mi smutno i źle, chociaż czy spotka ją jeszcze, nim trafi do gwiezdnej Sali, gdzie odmieni swoje życie? Któż to wie.. Oj, tak Sebastian umiał zaskakiwać i to jeszcze jak! Kiedyś w tej szkolę poznał osobę, która uwielbiała poznawać od podszewki daną osobę, by potem o niej zapomnieć i znaleźć sobie nowy obiekt swych badań czy jak to, inaczej nazwać. Bo obiektem zainteresowaniem raczej nie powinno się nazwać, chociaż właściwie czemu nie? W pewien sposób było to trafnym określeniem. Tak czy inaczej, w końcu i nie uniknięcie poznała Sebastiana, który swym zachowaniem codziennie ją zaskakiwał był jak książka, która pomimo tej samej okładki co chwilę ma inną treść. I w końcu ta osoba nie wiedzieć, kiedy zatraciła się i pogubiła zapominając o swym pierwotnym celu, a po prostu pragnąć jego towarzystwa. No, ale znowu opowiadam o tym co nie istotne i nie potrzebne w danym momencie. - Powiedz kochanie czy zdołasz o mnie zapomnieć? Czy będziesz mnie szukała we snach tama, gdzie nasze miejsce? – Zapytał przybliżając swe usta do jej ust i przez chwilę swymi wargami dotykając jej. – Czy to nadal ta sama gra czy walka o zachowanie twarzy? – Zapytał jak, gdyby delikatniej się, a może czulej się uśmiechając. Oj, tak chciał ją teraz przygarnąć do siebie blisko, pocałować długo, namiętnie z pasją i nie wypuszczać jej ze swych objęć. Chciał, lecz przecież nie mógł robić czegoś czego dziewczyna nie chce prawda? On bardziej niż ktoś inny rozumiał słowo „Nie” i podbijał je stanowczym „OK” Chociaż czy aby na pewno dziewczyna właśnie tego nie chciała? Czyż nie po to go kusiła, by to zrobił, by ona osiągnęła to, co chcę i z czystym sumieniem pozwolić się zatracić, by obudzić się w łóżku, gdzie jeszcze chwilę był on a pierwsza myślą będzie „to ja wygrałam” Może o to właśnie chodziło jeszcze chwilę temu, lecz teraz? Śmiem w to wątpić, bo, gdyby właśnie o to cały czas chodziło to nie całowała, by z taką pasją a przede wszystkim, by do niego nie wróciła, gdy odszedł. A, więc panno Lynnette, o co teraz chodzi? Czy znasz odpowiedź na to pytanie?
Na samym początku chciałam przeprosić że tyle autor musiał czekać na mój jakże okropny odpis no ale bywa. Dla pocieszenia powiem że teraz zaczynają się dla mnie ferie a więc odpisywać będę na bieżąco. Owszem ja bardzo uwielbiam jak ktoś zachwala moją zacną osobę. No ale tak tak wracajmy do głównego tematu. - Tak...właściwie to tak. Mruknęła cicho jej głos był...był po prostu wyprany z emocji. Dziewczyna nie czuła nic w tym momencie, było to totalna pustka niczym studnia, która nie ma dna. No ale ja wiem, dam sobie rękę uciąć czy włosy zgolić że coś tam w tym zimnym sercu małej Thomspon coś pęka. Ale to tylko bardzo bardzo ale to bardzo głębokim dnie. Czy coś takiego. Tak! Ta brązowowłosa szalona panienka nigdy nie odpuszcza [przynajmniej ja jej na to nie pozwolę] i wcześniej czy później będzie potrzebowała głupiej rozmowy z nim czy tej po prostu błogiej ciszy w jego towarzystwie. Najchętniej dziewczyna wymieniała by z nim ślinę, dobra znów za dużo gadam. Słysząc jego kolejne słowa spojrzała mu w oczy, wpatrywała się w nie starając się jak najbardziej zapamiętać ich kolor czy blask. Czując jego usta na jej uśmiechnęła się delikatnie, opuszkami prawej dłoni pogładziła jego policzek. - O tobie słoneczko nigdy nie zapomnę, nawet nie będę umiała. Sny...one są czymś wspaniałym, piękne będą tylko wtedy kiedy spotkam cię w nich. Wyszeptała mu zmysłowo do ucha i lekko przygryzła jego płatek. Czy te słowa były prawdziwe? Owszem nawet bardzo, po mimo tego że w jej głośnie znów nie było uczuć. Oczy...jej oczy mówiły wszystko i pokazywały wnętrze duszy Lynn. Po raz kolejny spojrzała mu w oczy i delikatnie swoimi ustami musnęła jego. - Nie mam pojęcia, naprawdę. Odpowiedziała szczerze, odsunęła się od chłopaka i poprawiła swoje włosy, dopięła czarną kurtkę. Uśmiechnęła się do niego przyjacielsko, ciepło, poprawiła swoją białą czapkę i puszczając mu słodkie oczko skierowała się do wyjścia. Poprawiła torbę na ramieniu a następnie opuściła sklep zostawiając chłopaka. Skoro mowa o gwiezdnej sali, cóż ja mam nadzieję że gdzieś po drodze Lynn i Sebastian wpadną na siebie.
Sebastian obserwował ją w milczeniu. Każdy ruch, zapach, gest. Wszystko to utknęło gdzieś w jego pamięci i będzie to wspominać w chwilach, gdy będzie samotnie leżał na łóżku z jakąś obcą dziewczyną i będzie analizował wszystkie dobre chwilę, które było warto przeżyć i zapamiętać. Ich spotkanie z całą pewnością właśnie należało do takich chwil. Dlaczego? Z różnych powodów, o których nie mówi się głośno. Chłopak obserwował ją jak wychodziła i jeszcze przez chwilę obserwował jej znikającą sylwetkę za oknem. Cicho westchnął i rozejrzał się po sklepie, by dopiero dostrzec, że większość osób ich obserwowali a teraz spłoszeni uciekali spojrzeniem. Uśmiechnął się pod nosem i wyszedł ze sklepu. Wpuścił do swych płuc zimne powietrze i odpalił papierosa. Przez chwilę się rozglądał i zastanawiał, gdzie powinien się udać. W końcu teleportował się do Londynu w nadziei, że tam będzie mu dane odpocząć od ludzi i znajomych twarzy. Gdyby wiedział jak bardzo się pomylił zapewne nigdy, by tam się nie udał, ale przecież on nie przewiduje przyszłości! A szkoda..
Elijah wgramolił się do sklepy. Nie, dobra, to złe słowo. Przywidzi na myśl nieporadność i brak klasy. To nie były cechy tego młodego Krukona. Inaczej więc. Elijah otworzył drzwi i wszedł pospiesznie do sklepu obrzucając pomieszczenie wzrokiem. Przydałoby się kilka fajnych rzeczy do szkoły. Jej! Zakupowe szaleństwo. Jako, że chłopak ma do obejścia jeszcze kilka sklepów, post będzie krótki. -Bonjour -powiedział do sprzedawcy. Maszerując od półki do półki zabierał przedmioty, które były mu potrzebne. Tak oto wziął: 10 arkuszy pergaminu, czarny atrament, notatnik, zeszyt, pióro, samopiszące pióro i kociołek cynowy. Zastanawiał się jeszcze nad jakąś fajną książką albo podręcznikiem. Zrezygnował jednak, choć podręcznik od historii magii wyglądał zachęcająco. Wszystko co zamierzał kupić położył na ladzie. Zakupy wyniosły 79 galeonów. Podziękował uprzejmie i wyszedł z nowymi przedmiotami ze sklepu.
Hogsmeade. Dzień jak co dzień. Wszystko wygląda tak samo, sklep znów zostaje otwarty aby pod koniec dnia można było go zamknąć i policzyć wszystkie zyski i straty. W środku znajduje się kilka osób, w tym Amelia Stein, nowa praktykantka w Hogwarcie oraz Cassidy C. Darkwood, która jest na drugim roku studiów. Nie wiedzieć czemu, właśnie dzisiaj postanowiła doskonalić swoje zdolności złodziejki. Podobno umie kraść bardzo dobrze, prawda? W jej oko wpada notatnik, nie taka tania rzecz, który kosztuje sześć galeonów. Już, już prawie ląduje on w jej torebce i Cassidy jest pewna, że nie została przez nikogo zauważona, aż tu nagle, na jej ramieniu ląduje dłoń nowej pani nauczyciel. Ups.. Cassidy, chyba będziesz musiała się gęsto tłumaczyć dlaczego miałaś zamiar ukraść notatnik. Powodzenia w wymyślaniu wymówek!
Zwykły dzień. Nie różniący się zbytnio od poprzedniego. Rutynowy. Wolny niemal cały dzień, gdyż jej zajęcia zaczynają się przecież dopiero po zmroku. Wszystkie testy, wypracowania i wszystko co należało sprawdzić leży teraz bezpiecznie w szufladzie biurka, czekając by autorzy mogli zobaczyć swoje oceny. Nie miała już nic, na prawdę nic do zrobienia w zamku, a monotonia codzienności zaczynała ją męczyć i frustrować, przez co czuła się trochę jak tykająca bomba. Aby się odprężyć, a przede wszystkim wyrwać z zamku i może znaleźć jakieś zajęcie ruszyła na mały rekonesans do miasteczka. Przemierzając uliczki przyglądała się wystawą, zaglądając do kilku swoich ulubionych sklepików. Były to głównie mało znane, malutkie sklepiczki ukryte w bocznych uliczkach. Wreszcie nogi zaniosły ją do sklepu "Dervish i Bagnes". Przechadzała się między regałami oglądając dostępny towar. W sumie... przydałoby jej się kilka rzeczy... Hm... Samopiszące pióro na przykład i... O! Fioletowy atrament. Właśnie przyglądała się przez szkło pięknej barwie atramentu, gdy poczuła jakiś impuls. Coś było nie tak. Udając, że nic się nie stało, pozornie wróciła do oglądania różnych odcieni atramentu, a w rzeczywistości dyskretnie rozglądała się wokół w poszukiwaniu przyczyny swojego zaniepokojenia. W latach szkolnych nie raz ignorowała swój instynkt. Uważała, ze przeczuciom nie mającym żadnych potwierdzeń nie należy ufać. Z czasem nauczyła się, że gdy łapie ją niepokój lub strach ma to swój powód, tylko ona nie jest go do końca świadoma. Latami rozwijała swój zmysł obserwacji, który teraz bardzo przydaje się jaj w pracy w szkole, a także podczas obserwowania gwiazd. Tak więc teraz ufając sobie szukała. Coś się działo. Tego była pewna. Przesunęła się lekko w prawo kontynuując udawane przeglądanie towaru i wtedy, kątem oka zauważyła ruch, który w dziwny sposób wydał jej się bardzo nieodpowiedni. Uniosła powoli głowę i spojrzała w tamtą stronę. W następnej chwili jej ręka już spoczywała na ramieniu jakiejś dziewczyny, niewiele młodszej on samej Amelii. Drugą ręką wyjęła z dłoni nieznajomej notatnik, który ta najwidoczniej chciała wziąć bez płacenia. Na niedoszłej złodziejce spoczęło wyczekujące spojrzenie niezwykle niebieskich oczu Amelii. -Co robisz?-spytała cicho. Czekała, bardzo ciekawa co też dziewczyna wymyśli na swoje usprawiedliwienie.
Themba potrzebowała notatnika. Tak, zdecydowanie go potrzebowała. W końcu gdzieś trzeba spisywać słowa utworów, które rodzą się w jej głowie, prawda? No i nuty, choć z reguły grała po prostu ze słuchu. Udała się więc do Dervish i Bagnes, gdzie można było kupić tego typu rzeczy. Po drodze, jak to miała w zwyczaju robić, nuciła jakąś piosenkę, która chodziła jej cały dzień po głowie. Nie potrafiła nawet przypomnieć sobie tytułu utworu. To było czasem utrapienie, doprawdy. Themba nie potrafiła pozbyć się tych melodii, jeśli mocno wbiły się w pamięć, a tak bywało często. Kiedy dotarła na miejsce, chwyciła klamkę i z uśmiechem weszła do sklepu. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu notesu. Jakiegoś takiego w miarę ładnego, ale przede wszystkim funkcjonalnego. Takiego, który nie skończy się po tygodniu, czy coś. Bez sensu kupować rzeczy, które są ładne, ale niepraktyczne. Bahati nie rozumiała ludzi, którzy tak robią. W jej ojczystym kraju stawiano na praktyczność, więc Puchonka również się tego nauczyła. Od rodziców głównie, za co teraz im dziękuje. Themba nie jest typem kobiety, która co tydzień kupuje nowe buty, czy sukienkę po to tylko, żeby ubrać ją raz i schować głęboko w szafie. Nie do końca potrafiła zrozumieć takie zachowanie, było według niej dość... Nielogiczne. Tak, to dobre słowo. Nielogiczne.
Felicie samotnie spacerowała po magicznej wiosce, co raz poprawiając torbę, która jak na złość cały czas zsuwała się z jej ramienia. W każdym razie miała zamiar odwiedzić Miodowe Królestwo, bo nie wyobrażała sobie wrócić do zamku z plikiem ofert magicznych uczelni, gdy nie miałaby paliwa w postaci cukru. W każdym razie decyzja i tak była podjęta. Fela była zadowolona z ojcem z usług Hogwartu, oferty, którą wystosowali do młodych ludzi i pomimo średnich wyników Puchonki to jakoś chyba obojgu nie wydawało się, aby inna uczelnia miała coś zmienić. Tym bardziej, że udało się jej siedem lat przeżyć w Hogwarcie bez żadnych niemiłych niespodzianek, więc to był dodatkowy czynnik, który zachęcał do tego by została tuż obok Londynu. Wydawało się jej to rozsądne, jednak plik ofert i tak wzięła i wsadziła do torby, gdyż chciała chociaż poczytać o innych zakątkach świata. Kto wie, może Hogwart znów wpadnie na pomysł jakiejś wymiany? To byłoby fajne, gdyby tym razem to oni gdzieś pojechali. Bycie co roku gospodarzem takich przedsięwzięć musiało być męczące. I Fela była wdzięczna, że tak późno została prefektem i nie musiała brać udziału w tym całym szale związanym z nowymi osobami, których do tej pory nie znała. Nie liczyła na pewno do znajomych człowieka, który pisywał do niej listy. Wydawał się dla niej być taki wymyślony, jakby ktoś stworzył go na potrzeby jej samotności. Nie mogła jednak dalej prowadzić dywagacji o tym, bo gdy zobaczyła jaki tłum zbiera się wokół magicznego sklepu ze słodyczami to odwróciła się, by dać dyla na drugi koniec ulicy i wejść do sklepu Dervisha i Bagnesa, ponieważ tu też można było dostać czekoladowe żaby czy fasolki, a to całkowicie jej wystarczyło. Przynajmniej teraz. I wtedy zobaczyła Thembe... - Cześć! - Rzuciła energicznie poprawiając włosy, a potem torbę i poczęła rozglądać się po półce z przekąskami. - Czego potrzebujesz? W Miodowym straszne kolejki, a ja chciałam zrobić wakacyjne zapasy. - Poskarżyła się koleżance z pewnością z nadzieją, że ta pójdzie i zaraz wszystkich zabierze stamtąd.
Rozglądała się po sklepie w poszukiwaniu notesu, kiedy usłyszała znajomy głos. - O, cześć. - Posłała Feli promienny uśmiech. Cieszyła się, że ją widzi. - Notesu. - Spojrzała na jedną z półek, na której leżał całkiem dobrze prezentujący się, biały notatnik. Miał całkiem sporo stron i był niedrogi. Idealnie. Chwyciła go i skierowała swoje spojrzenie a Felę. Kiwnęła głową. - Słodycze? - Uśmiechnęła się do Puchonki po raz kolejny. Wiedziała, że ta lubi słodkości i sięgnęła do swojej beżowej torby. Pogrzebała chwilę, po czym wyciągnęła pudełko fasolek wszystkich smaków. Themba jadła mało i rzadko, więc dlaczego nie zrobić koleżance przyjemności? - Chcesz? - Zapytała, podając jej pudełeczko. - Ja ich nie zjem. Dostałam jakiś czas temu od kolegi, no i nie chciałam mu odmawiać. - Spojrzała na dziewczynę lekko się krzywiąc. Naprawdę nie potrafiła odmawiać prezentów. Zawsze udawała szczęśliwą. Prawdopodobnie ucieszyłaby się z czegokolwiek, nie chcąc robić przykrości drugiej osobie. Bahati podeszła do kasy, by zapłacić za notatnik. Wyjęła z torebki odpowiednią ilość galeonów, podziękowała i schowała notes. - Muszę mieć gdzie zapisywać słowa piosenek. - Spojrzała z uśmiechem na Felę. Mnóstwo słów i melodii kłębi się gdzieś w jej głowie, nie mogła pozwolić im się marnować. W przypływach weny tworzyła co dziennie.
Z Felicie to ogólnie taki słodyczomaniak był, a że miała dość szybką przemianę materii i metamorfomagię w kieszeni, to nigdy nie sprawiało jej problemu poczęstowanie się dodatkową czekoladką. Owszem chętnie przyjęła od Themby prezent w postaci fasolek, które natychmiast wrzuciła do torby, ale nie zapomniała o dodatkowym, za które zapłaciła. Bo przecież była pewna, że podczas podróży będzie musiała poczęstować kilka osób, a tym samym słodycze szybko się skończą. W każdym razie wolała mieć trochę więcej niż by miała sama wyglądać kogoś częstującego... Pewnie dalej szła by w te dywagacje, w każdym razie nie miała dalszego zamiaru się w to zagłębiać tym bardziej, że Puchonka mówiła coś o muzyce i tekstach. - Och, Ty nadal piszesz? To super. Pokażesz mi czym ostatnio się zajmujesz? Ja właściwie od występu z Dexterem na koniec roku umywam od tego ręce, bo nadal zjada mnie stres na samo wspomnienie, ale było fajnie znów pośpiewać. - Zwierzyła się koleżance płacąc za słodycze, a potem czekając aż ta dokona rozrachunku za notes. Potem Fela się rozejrzała po sklepie czekając na odpowiedź.
Uśmiechnęła się promiennie, po czym zaśpiewała kilka wersów jej najświeższego wymysłu. Jakaś taka pioseneczka w klimacie Themby. - To stworzyłam ostatnio. Miałam taką wenę, że w jakieś dwie godziny ułożyłam całe. - Wymawiając słowo ,,taką'', wykonała gest dłonią, który miał podkreślić fakt, iż wena była naprawdę całkiem pokaźna. Otóż to. Bahati pod wpływem inspiracji potrafi siedzieć cały dzień w jednym pomieszczeniu, z gitarą na kolanach i notesem gdzieś z boku. Wtedy nic innego się nie liczy. Tylko ona i muzyka. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest nieźle stuknięta, ale cóż. Ona była po prostu artystyczną duszą z ogromnym zapałem. - A co się stało podczas występu? - Zmarszczyła brwi i spojrzała uważnie na Felę. Nie widziała go, więc nie miała pojęcia, co takiego miało miejsce. Oby nic poważnego. - Mimo wszystko, może trzeba się przełamać? - Dodała, zanim jeszcze dziewczyna zaczęła mówić i posłała jej łagodny uśmiech. - Wiesz, mogłybyśmy coś tam razem stworzyć, jakbyś chciała. Zawsze lubiłam Twój głos. - Niezależnie od tego, co miało miejsce na występie, Themba uwielbiała głos Feli, naprawdę. Nie powinien się marnować przez jedną porażkę, choć rozumiała obawy dziewczyny. - Nie zrażaj się. - Dodała po chwili, kładąc jej rękę na ramieniu. Delikatnie, tak w geście pocieszenia, czy dodania otuchy.