Trzecia z cieplarni mieści w sobie najniebezpieczniejsze rośliny. Można tu spotkać mandragory, wnykopieńki, a także jadowitą tentakulę, która skrada się za pomocą macek. Należy na nią uważać. Jest to cieplarnia, do której uczęszcza się najchętniej, gdyż rośliny z tego miejsca otaczane są zainteresowaniem.
Uśmiechnął się z wdzięcznością do profesor. Teraz miał dobre nauszniki i całe szczęście, bo przecież nie chciał umrzeć! Kiedy pani Blythe wyciągnęła mandragorę Twan prawie, że nie zemdlał, tak głośno jej wrzaski zabrzmiały mu w głowie. A przecież miał nauszniki! Tak nie powinno być. Rozejrzał się, w poszukiwaniu pary. Bardzo go zmartwiło, że Aud już dobrała się z jakąś Krukonką. Tak baardzo chciał być właśnie z nią. Skoro nie mógł, postanowił czekać, aż ktoś sam do niego przyjdzie, a co.
Emma zadowolona, ze zarówno ona, jak i Audrey wykonały swoją robotę, dała jej znać kciukiem w górę. Tak więc zabrała się za następną donicę, z nią nie poszło już tak łatwo, bo kiedy próbowała wyszarpnąć mandragorę, wyślizgnęła jej się z rąk i dziewczyna poleciała nieco do tyłu, jednak w ostatniej chwili zdążyła złapać równowagę. Włożyła do donicy i przysypała ziemią tą wredną roślinkę.
- Super! - ucieszyła się. I tak nie słyszały, co powiedziała, więc uniosła kciuk do góry, pokazując Audrey i Emmie, że radzą sobie znakomicie. Przyznała im w myśli po dziesięć punktów, nie było sensu mówić tego na głos. Podeszła do Connie, która zdawała się nie mieć pary. Ponagliła resztę ruchem dłoni, nie mieli przecież wieczności, trzeba było się sprężać!
Postanowiła w końcu działać bez pary. Ubrała swój róż na uszy. Chwyciła mandragorę za liście i szarpnęła zzdecydowanie, jakby kogoś za włosy podczas bójki. Ten raz wystarczył. Obrzydliwe coś dziecio podobne wydobyło sie z doniczki. Connie uśmiechnęła się drwiąco. -Mam nadzieję, że tak bedzie wyglądało dziecko Veronique- Powiedziała na głos, do siebie. W końcu nikt nie słyszy, wszyscy mają na uszniki. Włożyła ją do pustej doniczki i bez jakiś większych kłopotów zasypała. Zadowolona spojrzała na nauczycielkę z nadzieją, na punkty. W końcu działała sama!
Zdaje się, że właśnie zdobyła kolejne punkty, świetnie! Ta lekcja była bardzo zabawna. Trzecią mandragorę rozsadziła bez problemu, natomiast czwarta, wyjątkowo wredna, bezczelna, ugryzła Emmę w palec. Dziewczyna odpłaciła jej pięknym ciosem między oczy i z dużo większą siłą wrzuciła ją do doniczki i przysypała. Wyciągając kolejną, dziewczyna cała ubrudziła się ziemią. Zdawało się, że ma wielką czarną plamę pod prawym okiem.
Uśmiechnęła się do Emmy i zabrała za kolejną donicę. Druga mandragora nie chciała wyjść tym bardziej, ale w końcu, po pięciu minutach użerania się z rośliną, udało jej się ją wyciągnąć. Na nieszczęście donica pękła, a Audrey została osypana ziemią. Prychnęła zniecierpliwiona i umieściła mandragorę w nowej, przysypując ją tym, czym trzeba. Dwie następne i dziewczyna była wyczerpana. Ostatnia poszła z trudem. - Reparo - powiedziała, naprawiając donicę. Powinna zarobić jakieś punkty, tak jak Connie! Wyglądała komicznie, była cała w ziemi! Tak przynajmniej jej się wydawało. Na pewno miała coś na nosie i policzku.
Connie nie czekając już dłużej zabrała się za następne donice. Spojrzała na chłopaków. Powinni dostać punkty, ale minusowe. Obijają się, kiedy ona i dziewczyny pracują. Przesadziła bez problemy kilka następnych roślinek. Zdąrzyła sie nauczyć poprawnego ruchu, by bez problemy je wyciągnąć. Wiecej męczarni było z umieszczeniem ich w doniczce, bo wierciły się uparcie, ale i to nie sprawiło jej dużych problemów. To uznała za dużo łatwiejsze, niż wyławiania wczoraj parzących roślinek z jeziora.
Znakomicie im szło. Przyznawała punkty, w myślach, za każdą mandragorę. Dziewczęta pracowały znakomicie, ale David i Twan lenili się okropnie. Zero pracy. Septienne poprosiła pracujące ruchem dłoni, aby przerwały tę czynność. Zbliżał się koniec lekcji. Należało pogratulować i rozejść się w swoje strony. Blondynka poczekała, aż wszyscy zdejmą bezpiecznie nauszniki. - Dziękuję, to koniec na dziś. Przedłużam termin pracy dodatkowej, bo nie dostałam żadnej. Macie jeszcze tydzień. Dostaniecie odpowiednie oceny za dzisiejszą pracę. Pracy domowej jeszcze nie zadaję - oznajmiła. - O tym, gdzie będzie następna lekcja powiadomię was w ciągu tygodnia. Do widzenia, miłego tygodnia wszystkim - powiedziała, sprzątając różdżką bałagan.
Nie miał pary i zupełnie nie wiedział co ze sobą zrobić. Przecież nawet nie usłyszał ja powinni wyjmować te okropny rośliny... Zrobił smutną minę i usiadł na jakimś pieńku co stał obok. Czekał aż ktoś do niego podejdzie, żeby w parze, ale jakoś nikt się nie pojawiał. Może wszyscy go nie lubili? Jakby od niechcenia wziął do reki jakaś inną roślinkę w malutkiej roślince i dotknął jej listka. Wystarczyła chwila i zieleń zmienił się na wściekłą czerwień, a doniczka została rozsadzona przez bezlitosne korzenie. Twan spojrzał na to z przerażeniem w oczach. - Pomocyyyy! - krzyknął, poderwał się ze swojego miejsca i na oślep pobiegł przed siebie, wywalając pod drodze drzewka. Zatrzymał się dopiero za drzwiami cieplarni. Oparł się o ścianę i dyszał głośno. Uf, ufało mu się uciec od tego paskudztwa!
- Do widzenia, to była świetna lekcja! - Powiedziała Emma zdejmując nauszniki i obdarzając spojrzeniem każdego w cieplarni. Przyrzekła sobie w duchu, że zrobi pracę dodatkową i przyniesie ją na następną lekcje. - Cześć. - Powiedziała do wszystkich, pomachała im i wyszła z cieplarni.
Zdjęła nauszniki ze zmęczonym uśmiechem i potarła policzek, ścierając z niego ziemię. O nosie zapomniała, bo Twan dopadł już jakąś roślinkę. A raczej ona dopadła jego. Kiedy uciekł spróbowała okiełznać ją zaklęciem, ale nie wyszło, więc podbiegła do niego i zaśmiała się, nieco zestresowana. - Zawsze coś wykombinujesz! - zaśmiała się ponownie. - Pani profesor, trzeba coś z tym zrobić! - krzyknęła do blondynki.
Septeinne upuściła donicę, kiedy uczeń dobrał się do rośliny. Zaklęła cicho w myśli, reagując szybko. Rzuciła odpowiednie zaklęcie, ujarzmiając niesforną roślinę. - Tu się nic nie dotyka - rzuciła jeszcze do Gryfona. - Cieplarnia numer trzy jest siedliskiem niebezpiecznych roślinek. Nie rób tego więcej, proszę - powiedziała, wracając do sprzątania.
Zaśmiała się ironicznie widząc, co wyczynia Gryfon. -Powinna mu pani odjąć punkty- Ostatnia mandragora właśnie była przez nie zasypana. Zdjęła w końcu niewygodne nauszniki i rzuciła je na stół. Po chwili wizęła torbę i usmiechając się lekko, z cichytkim "Do widzenia" opuściła cieplarnię numer trzy.
Westchnęła, kręcąc głową. Jak zwykle jakieś zamieszanie. - Do widzenia - powiedziała, oddalając się w stronę zamku. Na zewnątrz było zimno, więc wcisnęła nos pod ciepły szalik. Spieszyło jej się do kominka, ale tych schodów było mnóstwo! Była tak zmęczona, wchodzenie zapowiadało się nieciekawie.
Dostał drgawek i zaczął się trząść. Skulił się na podłodze, po jego ciele rozchodził się okropny ból. - Pani profesor, ja nie wiedziałem! - wydyszał, ostatkiem sił. Coś, co zawierała owa roślina musiało mu bardzo zaszkodzić. Już, już, myślał, że padnie na ziemię i nigdy się nie podniesie, kiedy wszystko minęło. Otworzył szeroko oczy i poderwał się z ziemi. - Nie powinna pani trzymać takich niebezpiecznych roślin, jeśli wiadomo, że przebywają tu uczniowie! - krzyknął. Teraz zupełnie zapomniał, że jest jedynie piątoklasistą i nie powinien pouczać nauczycielki.
Septienne dotarła pod drzwi cieplarni dziesięć minut przed czasem, aby zdążyć wszystko przygotować. Weszła do środka, na stole układając kilka par rękawic ze smoczej skóry, gumowych osłon na głowę oraz ochronnych gogli, na wszelki wypadek, gdyby ktoś zapomniał wziąć swoich. Usiadła na krześle, które w międzyczasie przywołała do siebie z kąta cieplarni, używając Accio. Ostatnio ominęła dwie lekcje, przez okropną grypę. Miała nadzieję, że ktoś przyjdzie na zajęcia. W końcu nie odwołała ich na zawsze! Nie mogli się jej tak łatwo pozbyć!
Jak zwykle powolnym krokiem wszedł do cieplarni numer 3. Zobaczył nauczycielkę siedzącą na krześle. Kolejny lekcja zielarstwa… Rutyna… Mimo to ukłonił się z uśmiechem i zawołał: -Dzieńdobry, pani profesor!- Po czym zaczął rozglądać się po cieplarni, w celu ustalenia, co dzisiaj będą przerabiać. Gdyż nie dostrzegł niczego zaczął przechadzać się po cieplarni nucąc cicho.
- Dzień dobry - przywitała się z Puchonem, który pojawił się w cieplarni. Był nawet przed czasem, znakomicie. Obserwowała go chwilę, kiedy szukał roślin, które mieli przerabiać. Prawda była taka, że znajdowały się w pomieszczeniu, lecz dobrze się ukrywały. - Wszystko w swoim czasie - mrugnęła do niego, chwilę potem spoglądając na zegarek. Wskazówki pokazywały już kilka minut od rozpoczęcia zajęć. Czyżby znowu się spóźniali? - A propos czasu, nie widziałeś nikogo, kto zmierzałby w tę stronę? - zapytała nieco zdziwiona. Tłumów na lekcji nigdy nie miała, ale żeby jedna osoba? Tak się jeszcze nie zdarzyło. Westchnęła niezadowolona. Była bardzo rozczarowana postawą uczniów. Odwołanie dwóch lekcji nie ciągnęło nieobecności na kolejnych! Gdzie się podziała dyscyplina? W moich czasach nic takiego się nie działo. - No to chyba zaczynamy? - zapytała nieco smętnie.
-Niestety pani profesor, nie widziałem nikogo- rzekł- co będziemy dziś przerabiali?- zapytał oglądając stojące rośliny, które go bardzo fascynowały. Wijące się łodygi i zielone liście były dla niego czymś równie interesującym jak żywe istoty, więc zawsze słuchał o nich bacznie. Denerwowała go trochę nieobecność innych uczniów, gdyż przez to lekcja będzie nudniejsza.
Roxanne dosłownie wpadła do cieplarni. A tak bardzo nie chciała się spóźnić! - Dzień dobry - wypaliła, próbując złapać oddech. - Przepraszam za spóźnienie. Rzuciła swoją torbę pod jedną z ławek, po czym podeszła do swojego ulubionego stanowiska, które znajdowało się w cieniu rozłożystej rośliny zawieszonej na ścianie, skąd trudno było Roxanne dostrzec. Zerknęła na Puchona.
Jacqueline weszła do klasy nieco spóźniona. Ach, zielarstwo! Pozornie nudne i nieciekawe, często śmierdzące, ale mimo to je lubiła i nawet regularnie uczęszczała! Zajęła swoje stanowisko, jednocześnie witając się z nauczycielką. - Dzień dobry. Cieplarnia była prawie pusta, zresztą jak zawsze. Niewiele uczniów uczęszczało na te zajęcia... może dlatego, że nie dało się na nich zasnąć?
Wpadła do cieplarni jak huragan. Czerwona czupryna stała jej na wszystkie strony, torba spadała z ramienia, sznurowadła trampek rozwiązane, policzki zarumienione od wiatru. Biegła, oczywiście. - Dzień dobry - przywitała się, widząc nauczycielkę. Nie miała w zwyczaju się spóźniać, ale każdy czasem może zapomnieć, prawda? Szybko przemknęła na swoje stanowisko i dopiero teraz uważniej zlustrowała zebranych.
Weszła szybko do cieplarni spodziewając się tłumów i zabójczego spojrzenia profesorki za to spóźnienie. Poprawiła torbę na ramieniu błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. -Dzień dobry - Powiedziała spokojnie zrzucając torbę gdzieś na bok. Zdziwiło ją to, że tak mało osób przyszło na zajęcia.
Rose wpadła do cieplarni lekko zdyszana. Naprawdę nie chciała się spóźnić! Westchnęła cicho i rozejrzała się chyba. Chyba nie tylko ona dała plamę. - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - mruknęła, zakładając za ucho kosmyk włosów. Uśmiechnęła się lekko do Marcusa na przywitanie.
Właśnie miała odpowiedzieć na pytanie Puchona, już nawet otwierała usta, kiedy to do cieplarni wpadły trzy Krukonki. Uśmiechnęła się zadowolona. Przynajmniej nie będzie tak pusto. Nie mogła ich nie ukarać, jednak postanowiła nie odejmować im za dużo punktów, ze względu na dzisiejsze pustki. Zaraz przyszła też kolejna dziewczyna, którą również obdarzyła uśmiechem. I następna! Znakomicie! - Witam, dziewczęta - odpowiedziała, weselej niż wcześniej. Chrząknęła znacząco, po czym zaczęła swój mini wykład. - Na dzisiejszej lekcji przerobimy wnykopieńki. Są to rośliny złośliwe, z których wydobywa się strączki potrzebne do warzenia eliksirów. Mają kształt pniaków, na co wskazuje sama nazwa. Można je łatwo pomylić ze zwykłymi kawałkami drewna. Są w pewnym sensie sprytne, szybko biegają i przetaczają się, utrudniając wydobycie strąka. Jest on wielkości dojrzałego grejpfruta., ma zieloną barwę i pulsuje. Jeśli chodzi o wydobycie, nie jest to sprawą dziecinnie prostą. Jest to wręcz praca mozolna i całkiem trudna. A teraz wszyscy uważnie patrzą na mnie, w międzyczasie robiąc notatki! – powiedziała głośniej, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Niektórzy uczniowie wydawali się niezbyt zainteresowani. – Niezbędna jest ochrona. Rękawice ze smoczej skóry – uniosła do góry jedną parę – gumowa osłona na głowę – nałożyła ochraniacz, który uprzednio pokazała – oraz ochronne gogle – zakończyła przedstawianie niezbędnej ochrony, zakładając je na oczy. Kiedy nauczycielka zbliżyła rękę do pniaka, ten natychmiast ożył, wysyłając ku niej długie, kolczaste pędy, ze szczytu. Przypominały one gałązki jeżyn. Smagały wściekle powietrze, wydając złowieszcze świsty i broniąc się przed dobrze chronionymi dłońmi blondynki. - Na początek musimy schwytać parę pędów – powiedziała głośno i wyraźnie, gdyż jej głos był tłumiony przez gumową osłonę, którą miała na głowie. Na potwierdzenie swoich słów chwyciła zręcznie trzy pędy jedną dłonią, a drugą złapała dwa. – Najlepiej je ze sobą splątać, aby nie przeszkadzały zbytnio w pracy – dodała, robiąc dokładnie to, o czym mówiła. Kiedy opanowała siedem pędów, znacznie prościej było zapanować nad pozostałymi dwoma, które ciągle próbowały jej przeszkodzić. Chwyciła je i ścisnęła. – Kiedy je ściśniemy, w pniaku otworzy się dziura – wyjaśniła, wskazując ruchem głowy na otwór w drewnianym kawałku. Splątała ostatnie macki ze sobą i szybko włożyła rękę do dziury, pozwalając jej, aby się zamknęła. – W tym momencie najlepiej jest zrobić to szybko, zanim dziura się zamknie. Potrafi to jednak niewiele osób, trzeba mieć duże doświadczenie, aby trafić palcami w odpowiednie miejsce. Jeśli jedna otwór się zamknie – powiedziała, wskazując wolną dłonią na swoją uwięzioną rękę – trzeba ją wyciągnąć. Pamiętajcie jednak o chwyceniu strąka! Bez tego praca pójdzie na marne! – przestrzegła i wydobyła rękę, mocując się chwilę z rośliną. Odetchnęła i wrzuciła strąk do misy. – Kto mi powie, jak wycisnąć strąk? – poprosiła, zdejmując rękawice, gogle oraz gumową osłonę.
Wzrok Roxy momentalnie utkwił w Jacqueline. Rzadko rozmawiały, choć Adams była jej niezmiernie ciekawa. Czy są do siebie podobne? W końcu jakieś tam więzy krwi je łączą, więc kto wie? Teraz popatrzyła już po wszystkich obecnych. Zatrzymała się na niejakiej Clau Persson. Nie przepadała za nią. Z wzajemnością. Jeszcze rzut oka na Gimikis. Po wczorajszych zaklęciach z pewnością miała Roxanne za kujonkę. Świetnie. Zapowiada się bardzo miła lekcja. Dobrze tylko, że z tego miejsca niewiele osób ją dostrzeże. Krukonka uważnie wysłuchała wszystkich instrukcji nauczycielki, uważnie notując je w notatniku. Wielka szkoda, że odpowiedzi na zadane przez nią pytanie nie znała.