Klasa jest bardzo dobrze oświetlona. Z tyłu obok regałów znajduje się zaplecze, w którym magazynowane są zaczarowane manekiny - idealne do ćwiczeń uzdrawiających. Są bardzo cennym nabytkiem profesor Blanc oraz innych nauczycieli magii leczniczej. Są zamknięte na żelazny klucz.
Autor
Wiadomość
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Uśmiechnął się do siebie w myślach, ale fizycznie nie zrobił żadnej miny czy co innego aby grupie nie przeszkadzać. Wzruszył ramionami. W przypadku rudzielca było to przecież możliwe, siedzieć i nic nie robić to nie dla Wiktora ale cóż tą lekcje wytrzyma. - Ni jak się czuje oprócz tego że piecze swędzi i boli ręka. dodał pospiesznie do kolegi Chociaż jest dobrze prawda i w dodatku strasznie nudno. -Szkoda że nie mogę wam pomóc co dwie głowy to nie jedna (a raczej co co trzy) Jednak obyło się wszystko bez żadnych problemów, Puchon nadal siedzi zadowolony dając grupie pełną swobodę na badania . No i fajnie może przed czasem uda się skończyć.
Grupa: PURPURA-Nosiciel - Wiktor Krawczyk Kostki:5 Przerzuty:nie Punkty ujemne: Dodatkowe:
Grupa: SYLIS - ELIKSOWAR Kostki:6 Przerzuty: wciąż 1/1 Punkty ujemne: - Dodatkowe: 1przerzut od Brunia + przerzut Aslana | +5pkt dla Domu
Uśmiechnęła się do Profesora na przywitanie, gdy ten wszedł do sali, jednak nieśmiałe spojrzenie błękitnych oczu uciekło, gdy tylko zapytał Brunia o drugiego prefekta lwów. U nich Yuuko i Ola zawsze były dość aktywne, więc Panna Perpetua musiała być zadowolona. Brunetka poprawiła kokardę w barwach żółto-czarnych, skupiając się na lekcji. Znów symulacja? Jednak na wzmiankę o rodzaju choroby, cała się zawstydziła. Na całe szczęście, przypadła jej rola alchemika, chociaż dużo pewniej czułaby się jako uzdrowiciel. Omiotła też spojrzeniem — krótkim, przelotnym, twarze @Morgan A. Davies i @Aslan Colton . Znała ich z widzenia, chociaż do popularnej pani Kapitan nigdy nie miała odwagi podejść, a Aslan był chłopakiem, a do tego jednym z popularniejszych w szkole, więc poza jakąkolwiek szansą rozmowy. W końcu Florka była tylko cichą i szarą myszą. - Miło mi, Flora.. - mruknęła cicho, czując, jak palce zaciskają się jej na materiale spódnicy, gdy Krukon się do niej zwrócił. Odsunęła się od Gryfona, kiwając głową na polecenie ordynatora. Lepiej się czuła, gdy ktoś przewodził i dawał jej konkretne zadania. Poezja Bruna była przezabawna i nawet jej trudno było powstrzymać krótki śmiech, na który miała nadzieję, że nikt nie zwrócił uwagi. Posłała mu jednak ciepły uśmiech i łagodne spojrzenie. Podążyła spojrzeniem za ręką Aslana, kiwając głową. Miał rację, zmiany były charakterystyczne dla Sylisu. - Dlatego jest sporo przypadków wykrytych późno, gdy zmiany już występują, przez co często u byłych nosicieli pojawia się wada wzroku. Zauważyła pod nosem, marszcząc brwi na wspomnienie książki, którą przerabiała w bibliotece pewnego razu. Na pytanie o eliksir, kiwnęła głową. Podwinęła rękawy, odrzucając włosy na plecy i sięgnęła po kociołek, odpalając pod nim płomień. Na przyniesionych przez Morgan składnikach - za które podziękowała nieśmiałym uśmiechem, całkiem przytłoczona jej aurą, pracowała w milczeniu, całkiem skupiona na zadaniu, emanując pewnością siebie. Doskonale znała przepis na ten eliksir, będący jedną z podstawowych form pomocy. Chociaż na co dzień była niepewne, gdy zajmowała się tym, co lubiła najbardziej — pomocy innym, nawet jeśli na chorobę symulacje, jej ruchy były niezwykle mocne, przemyślane. Mogłaby ich nawet bronić. Ostatnie zamieszanie i eliksir był gotowy. Odsunęła się nieco, przesuwając przepraszającym spojrzeniem po swojej grupie, bo z tego wszystkiego całkiem zapomniała się odzywać, tak zaangażowała się w przygotowanie lekarstwa dla @Bruno O. Tarly. Musiało się udać. Błękitne oczy przelotnie zerknęły na uzdrowiciela grupy. - C..Czy móg..mógłbyś proszę, spojrzeć? Poprosiła Krukona, wstydząc się zwrócić do niego po imieniu. Był dobry z uzdrawiania i słyszała, gdzie pracował, stąd też liczyła się z jego opinią. Usiadła wygodniej, kładąc dłonie na kolanach, zaciskając je na spódnicy. A co, jeśli popsuła eliksir?
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nie ma to jak zagrożenie zakażeniem - owszem, podchodził do tego z odpowiednimi restrykcjami sanitarnymi, co nie zmienia faktu, że jakoś nie widziało mu się dotykać bez jakiejkolwiek ochrony pacjenta. Dlatego, korzystając z tego, z czym mieli tutaj do czynienia, postanowił zminimalizować ryzyko przejęcia na siebie potencjalnie nieprzyjemnej choroby. Spisywanie notatek równie szło szybko oraz gładko, jakoby udowadniając, że mimo wcześniejszej kontuzji... jest tak naprawdę sprawny. I nie stracił niczego ze swojej użyteczności, w związku z czym przenikliwe spojrzenie uważnie utkwiło na twarzy najmłodszego z ekipy, kiedy to wiedział, że skoro jako tako objawów nie widać, mogą mieć one położenie gdzieś indziej. Skóra nie zdawała się posiadać żadnych objawów... no, pomijając oczywiste pieczenie i swędzenie, co dość często się zdarza przy infekcjach intymnych. Równie dobrze mógłby sobie z fusów wywróżyć, z czym akurat ma Wiktor do czynienia, aczkolwiek Lowell przypomniał sobie wszystkie nazwy chorób, jakie to Williams kazał sobie przestudiować. - Więc mamy pieczenie i swędzenie, co występuje tak naprawdę w większości chorób i zakażeń układu płciowego. - westchnąwszy, wiedział, że notatki tutaj na nic się nie zdadzą, bo o ile zgadywanie choroby z tyłka bardzo mu się podobało, o tyle jednak wolał mieć pewność. A najlepiej to się głośno myśli, no i pozostali - mniej obeznani w uzdrawianiu - czegoś się nauczą. A o to chodziło profesorowi. - Mogłaby to być Anoplura, ale skóra nie jest zabarwiona na charakterystyczny, zielonkawy kolor. - oczywiście, jak żeby inaczej - zamiast od razu przejść do rzeczy, wolał dookoła, bo czemu nie. Czuł się przy tym super, w związku z czym kontynuował, kiedy to raz po raz przyglądał się dłoni Puchona, uważając przy tym skrupulatnie. - Przy Sylisie mielibyśmy do czynienia z ropną wysypką o niebieskawym zabarwieniu, a przy Zapaleniu Ockney'a - guzkami. Na Nitinię to też nie wygląda, bo brakuje wściekle pomarańczowej ropy. - naprawdę - nie chciało mu się, ale tego nie pokazywał. Po prostu socjalizowanie się z innymi nie było mu teraz po drodze, w związku z czym podchodził do swojej funkcji na dystans, tak samo do innych. Przygotował niewielką fiolkę oraz różdżkę, by tym samym poprosić Wiktora o wystawienie ręki. Wtedy Lowell użył tym samym zaklęcia pobierającego próbki - skupiwszy się głównie na krwi - która to przybrała charakterystyczny, purpurowy kolor. Od tego właśnie pochodziła nazwa tej choroby. Od barwy, do jakiej przystępuje płynąca w ciele posoka. Zamknąwszy flakonik, potrząsł nim parę razy, pokazując towarzyszom, z czym dzisiaj jest im dane walczyć. Dla Felinusa było to poniekąd zabawne. - Panie i panowie, mamy do czynienia z Purpurą. Jak podejrzewacie, nazwa pochodzi od tego, jaką barwę przybiera sama krew podczas jej przebiegu. - odstawił tym samym pobraną ciecz na bok, zapisując kolejne notatki, których mógłby zażądać tym samym profesor. W międzyczasie trzymał w prawej dłoni różdżkę, radośnie kręcąc nią między palcami, choć ta spadła raz na podłogę, kiedy to za późno zareagował - a raczej nerwy za późno przeniosły odpowiedni sygnał - w związku z czym drewniany patyczek czekał nieprzyjemny upadek i ponowne podniesienie. - Jest ona spowodowana bakteriami, które mogą bytować na środkach higieny używanych przez nosiciela od trzech do dwudziestu czterech godzin. - zaznaczywszy, odwrócił notatkę, wszak skończyło się miejsce z pierwszej strony. Stety niestety. - Powoduje, w zależności od płci, albo ropny wyciek, napuchnięcie, zmianę koloru włosów łonowych na czerwony i ból przy oddawaniu moczu, albo upławy połączone ze świądem i zaburzeniem miesiączkowania, jak również obfite krwawienia. - zanotował. Jakoś nie widziało mu się przedstawiać w inny sposób tego, co chciał przekazać, w związku z czym kontynuował. - O dziwo, zwiększa też popęd płciowy. Ale myślę, że oszczędzimy autopsji. - mruknął, czując trudną do odparcia chęć chwycenia za fajkę i zapalenia papierosa. Ostatnio się od nich cholernie uzależnił, co było wynikiem nadmiernego stresu. Palił nawet wtedy, gdy ich nie potrzebował; uciekał do tak prymitywnych metod, ale co mógł zrobić? Aktualnie nic. - Leczenie charakterystyczne dla chorób bakteryjnych. Jako że obejmuje ono cały organizm, skupimy się głównie na magicznym odkażaniu miejsca, w którym widnieją objawy, jak również podamy eliksir wiggenowy. - zalecił dziewczynom, polecając zostać Wiktorowi na miejscu. Było nudno, ale za to nikt przynajmniej nie ucierpiał. To chyba z tych nudów tak kusiło go wsadzić papierosa do gęby i odpalić, nawet jeżeli przed lekcją jeden nikotynowy zastrzyk zwyczajnie sobie do organizmu wprowadził.
Grupa: sylisowa zielara Kostki:2, dostanę korę wierzbową zamiast rózgi Przerzuty: - Punkty ujemne: - Dodatkowe: kora wierzbowa yay
Kiedy zebrali się do kupy, Morgan od razu postanowiła wystrzelić z męczącym ją od jakiegoś czasu pytaniem, zupełnie ignorując przywitania, czy treść lekcji. - Ej, bo ja do dziś nie mam pewności, Wy jesteście w końcu sąsiadami? - zaśmiała się, po czym wreszcie przeszła do powitań, skinęła uprzejmie głowę i na wszelki wypadek przedstawiła się, choćby dla załatwienia formalności. Ostatecznie po tylu latach w szkole wszyscy powinni się już mniej lub bardziej znać, nawet, jeżeli zwykle nie kolegowało się z całą szkołą naraz. - Doktorze, zgadzam się na każdą metodę oprócz amputacji. - wolała odreagowywać w ten sposób, niż rozpaczać na każdym kroku, ale nadal spodziewała się, że mogło to być odebrane przez postronne osoby jako atak, czy próba wyśmiania przyjaciela. Któregokolwiek z przyjaciół. Zebrała składniki niezbędne do każdego z wymienionych eliksirów: liście aloesu, korzeń mandragory, kość taranda w proszku; złotowłos, tojad, kora wiggen; imbir, pokrzywa, gumochłon. Zrobiła to wręcz automatycznie, choć oczywiście z pomocą podręcznika - na eliksirach aż tak się nie znała. Ważniejsza dla niej zresztą była teraz pomoc doraźna, bardziej pomagająca na objawy, niż lecząca, by Trunek nie słabł im w oczach od rozchodzącej się po ciele iluzji choróbska. - Nie chcę Cię pytać, gdzie wsadzałeś łapy, ale mam podejrzenia co do jednej Ślizgonki. - mógł to sobie interpretować jak chciał, ale ostatecznie Morgan niczego nie wiedziała o żadnych jego żmijkowych historiach. Być może na szczęście dla niej samej. A tekst przyszedł jej do głowy głównie przez to, że ten dom zwykle jej się nasuwał jako podejrzany przy każdym podejrzanym wydarzeniu. Co w tym dziwnego? - Flors, nie musisz się martwić o oczy pacjenta. Prędzej oślepnie od wgapiania się w Ciebie. - gdyby mogła, pewnie szturchnęłaby Tarly'ego pod ramię, ale konieczność trzymania dystansu i kwarantanny nadal dzwoniła jej gdzieś w świadomości. Zamiast tego więc jedynie bezczelnie się do niego uśmiechnęła. Czy zdążyła w tych kilku zdaniach pogrążyć prefekta Gryfonów i jego miłosne podboje? Raczej i tak nie byłaby tego świadoma. - Masz, natrzyj sobie tym łapki zanim eliksir będzie gotowy. - postawiła przed chłopakiem przygotowaną w pośpiechu maść z nagietka lekarskiego, która całkiem nieźle powinna poradzić sobie ze wszystkimi dziwnymi owrzodzeniami, podrażnieniami i innym paskudztwem, nawet, jeżeli całość była jedynie udawana.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
No więc prawie mi się udało być na czas, niestety pech chciał, że w tym samym momencie, kiedy ja wchodziłem przez próg, za mną znikąd zmaterializowała się sylwetka Huxleya. Nie wiem jak nie zarejestrowałem tego faktu już wcześniej, bo woził za sobą… szafkę na kółkach, zamiast jak porządny czarodziej magicznie nadać jej lewitujące właściwości. Ale jak kto lubi. No i tak uznany zostałem za spóźnionego, co odbiło się na mnie czkawką. Że miałem się uczyć razem z innymi grupami? Nieee, miałem wysprzątać salę z wszelkich ziół, które zamiast w eliksirach, z jakiegoś powodu znalazły się na kamiennej posadzce. Nie żeby mi to się podobało, ale niech już będzie. Chwyciłem zrezygnowany za miotłę i zacząłem przechadzać się między grupami, zamiatając to, co im upadło. I naprawdę nieźle mi to szło! Z takimi powodzeniami widzę się za pięć lat jako główny chirurg w Mungu! Żeby sobie jeszcze jakoś umilić ten czas, by nie był tak nużący, zacząłem zerkać co też inne grupki robią. Widziałem Felka, który chyba czuł się w swoim żywiole, widać po nim było, że znał się na temacie. Cholibka, czego on nie umiał? Wszystkim jakoś to szło, mi zaś najlepiej, podłoga przez kilka sekund była w pełni pozbawiona jakichkolwiek drobinek ziół i takich tam. Nie chciało mi się wszystkiego sprzątać miotłą, dlatego użyłem również różdżki, to tu, to tam rzucając Chłoszczyściami i Tergeo. Nie spodziewałem się ochrzanu od mojego nowego opiekuna, że pozwoliłem sobie użyć zaklęć, zamiast popylać z miotełką. Za chwilę i tak grupa nasyfiła i musiałem tak znowu lecieć z miotłą i różdżką.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Grupa: ZAPALENIE OCKNEY'A - nosiciel Kostki:2, potem 20 Punkty ujemne: -30 Dodatkowe: bardzo dużo choroby na całym ciele xd
Życzę jeszcze Aslanowi powodzenia w próbach uwiedzenia Butchera, ale już po chwili znajduję się ze swoją super - grupą. Uśmiecham się krzywo na odpowiedź Maxa, tylko dlatego, że w pełni się z tym zgadzam. Gryfon zaś postanowił wytłumaczyć na czym polega nasz problem i robi to w taki sposób, że aż wywracam przekrwionymi oczami. - Po co tłumaczysz im cokolwiek, skoro jest to kompletnie niezrozumiałe - zaczynam mówić w momencie kiedy ten dalej coś farmazonii o Pytiach, jakby ktokolwiek wiedział co to znaczy oprócz ludzi zainteresowanych wróżbiarstwem. Ponieważ już niegrzecznie mu przerwałam, sama tłumaczę to w znacznie jaśniejszy sposób (a przynajmniej moim zdaniem). - Jesteśmy obydwoje jasnowidzami i kiedy jesteśmy za blisko siebie, nasz dar się odzywa. A nie wiem czy pamiętasz Ola, kiedy coś przepowiadam zazwyczaj mam drgawki, rzygam i tracę przytomność, a on ma podobnie... Mam rogi? - zaczynam od skwapliwych tłumaczeń, a kończę na bardzo ważnym pytaniu, które wychwyciłam w trakcie wcześniejszej przemowy Brewera. Wyciągam ręce, by dotknąć swojej głowy i ze zdziwieniem wyczuwam coś wystającego. Bueh, aż krzywię się z lekkim obrzydzeniem, machając rękami, jakby mogły mi teraz na nich te rogi wyskoczyć. Podskakuję na krześle, bo zalotnym kopnięciu Maxa i odwracam w jego kierunku głowę, słuchając jego pytania. - Tak, chce na ciebie - oznajmiam bardzo poważnie, niesamowicie pomagając grupie w pracy swoimi pierdołami. - Przecież nie czuję nic takiego, nie tak to miało działać - mądrze się, unosząc aż do góry brwi rozbawiona, że udaję bystrzejszą niż Max. Siedzę chwilę z zastanowieniem próbując ustalić jakieś oznaki choroby. - Coś mnie pobolewa i mierzi, ale nie umiem określić czy to choroba czy ty. To ważne, skoro wiemy co to? - jęczę jeszcze, jakbym faktycznie miała cokolwiek do robienia. W międzyczasie Ola bardzo powoli próbuje ustalić jakie składniki potrzebujemy do eliksiru, na co patrzę z rozbawieniem. - Spoko, mamy czas jak coś - mówię olewczo, wcale nie przejmując się, że nie idzie nam spektakularnie. Może moja grupa spodziewała się po nas cudów, ale jedyny na jaki trafili to taki, że nie muszę nic robić oprócz siedzenia na dupie.
Grupa: Purpura; eliksowar Kostki:6 Przerzuty: n/d Punkty ujemne: n/d Dodatkowe: 5 punktów za świetny eliksir (+5 od Felka bo jest boskim uzdrowicielem)
Puchon mówił dużo, a ona go oczywiście słuchała, bo nie zamierzała się wtrącać, ani nie zamierzała robić z siebie idiotki, która po prostu stoi przy placu boju i stara się robić dobrą minę do złej gry. Musiała poza tym przekonać się, co właściwie powinna szykować, jeśli chciała cokolwiek osiągnąć i nie doprowadzić do nadmiernych cierpień biednego Wiktora, chociaż oczywiście podejrzewała, że w razie problemów profesor ruszyłby im z odsieczą. Miała jednak, jak wszyscy wiedzieli, pewną manię, która kazała jej być we wszystkim, co możliwe, tak idealną, jak to tylko możliwe, nic zatem dziwnego, że wysłuchała uważnie kolegi, po czym pokiwała głową. - Zaczynajmy - zwróciła się zatem do ich grupowej zielarki, po czym złapała głębszy oddech i zabrała się za ustalanie, jaka powinna być właściwa temperatura pod kociołkiem, by szykowany przez nią eliksir nie okazał się niewypałem, potem zaczęła od napełnienia rzeczonego odpowiednim wodnym roztworem, bo przecież od czegoś pracę musieli zacząć i oczekiwała na dalszą współpracę, rozkładając w sposób wręcz idealny fiolki, do których miała później wlać ciecz, koncentrując się również na upewnieniu, w jakiej kolejności będzie dodawała kolejne składniki, żeby przypadkiem coś nie postanowiło wybuchnąć, gdyż to byłaby niewątpliwie katastrofa, jakiej nie potrzebowali.
Cóż, doigrał się. Spóźnił się na zajęcia tak, że widział to profesor, więc musiał przyjąć nałożoną na siebie karę. Kiedy usłyszał, że ma zająć się czyszczeniem kociołków, ani się nie skrzywił. Zawsze mogło być gorzej, prawda? Mógł na przykład robić za modela dla wszystkich i być zarażony jakimiś chorobami na dłoniach, albo musieć sprzątać podejrzane eliksiry. Z drugiej strony, nie wiedział co wcześniej znajdowało się w kociołkach, które teraz na przemian czyścił ręcznie, bądź rzucał [i]chłoszczyść[/b] , ale starał się wierzyć, że nic paskudnego. Bez zająknięcia zabrał się do roboty, jednocześnie nasłuchując tego, co było mówione. Wszystkie uwagi profesora wyłapywał i starał się zapamiętać, aby wynieść z tych zajęć coś więcej niż umiejętność sprzątania. Kociołek za kociołkiem wykonywał swoje zadanie, zastanawiając się, czy ktoś z pozostałych osób będzie chciał się wymienić, czy zwyczajnie będzie musiał zapamiętać, aby nie przychodzić, jeśli będzie miał się spóźnić. Z drugiej strony, przynajmniej mógł słuchać teraz o chorobach, a tak sam nawet nie usiadłby do tego.
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Grupa: Purpura - zielarz Kostki:6 Przerzuty:- Punkty ujemne: - Dodatkowe: +5 od Felka, +5 od Vics
Felinus zaczął diagnozę, by następnie wyjaśnić im z czym mają do czynienia. Spokój nie opuszczał lica Irvette, choć w myślach dziewczyna się skrzywiła. Zdecydowanie nie było to nic przyjemnego, czym ktoś chciałby się zarazić. Gdy jednak przeszli do sposobu leczenia, spojrzała na Victorię. W końcu to ona była w tej chwili głową ich "departamentu". -Czyli co, wiggenowy? Jakie tam były podstawowe składniki oprócz oczywiście kory....? - Zaczęła myśleć na głos, bo na eliksirach to znała się co najmniej średnio. -Asfodelus? Dobrze kojarzę? - Spytała krukonkę dla pewności, a gdy ją już uzyskała zajęła się przygotowywaniem odpowiednich ziół, po drodze tłukąc fiolkę z ognistymi nasionami, co szybko naprawiła przy pomocy Reparo.
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Grupa: zapalenie Ockney'a | eliksirowar Kostki:1 → 1 Przerzuty: 0/1 z elków, oczywiście najsuper wykorzystany, jak widać wyżej Punkty ujemne: -30 łącznie od poprzedników i -30 ode mnie, czyli -60, sorry Dodatkowe: bardzo ujowy eliksir i +10 do frustracji c':
Zachichotał cicho w reakcji na jej odpowiedź, kręcąc przy tym nieznacznie głową. — Uuu, trochę władzy i proszę, teraz to brzmisz nieco jak rasowa Ślizgonka, tiara się na pewno nie pomyliła? — odparł z nutą rozbawienia wciąż wyraźnie słyszalną w głosie na te jej niecne myśli, przechylając przy tym głowę lekko na bok. — Wiesz, nie wiem czy powinienem się tym dzielić, w końcu zaczynamy was doganiać w Pucharze — dodał i puścił w jej kierunku oczko, oczywiście nadal podtrzymując wszystko w tonie żartu, bo o takie zagrywki z wykorzystywaniem nowo nabytych przywilejów to by jej w życiu nawet nie podejrzewał. — Mogę mieć za to inną propozycję, związaną z pewnym szczególnym pomieszczeniem… — Poruszył wymownie brwiami, licząc na to, że dziewczyna domyśli się o jakie miejsce mu chodziło, bo nie chciał za bardzo wchodzić w szczegóły przy jej młodszym bracie, nawet jeśli ten nie był specjalnie zainteresowany ich rozmową. Swobodny dostęp do łazienki prefektów był na pewno jednym z przyjemniejszych benefitów dla dzierżycieli odznak. Nie zmieniając swojej pozycji, czyli wciąż siedząc bokiem przy ławce, przeniósł swoją uwagę w stronę nauczyciela, gdy ten pojawił się w klasie z wózkiem pełnym fiolek i innych pierdółek. Sądząc po objaśnieniach Williamsa zapowiadało się na to, że lekcja będzie w podobnym stylu co ta z chorobami skórnymi, choć z pewnymi zasadniczymi różnicami – tym razem mieli pracować w grupach i tylko jedna osoba dostawała chorobę instant do wypicia. W ich zespole tym szczęściarzem została dresiara Moses. On sam miał z kolei zająć się eliksirowarzeniem, co odpowiadało mu w sumie najbardziej – z zielarstwem było mu wszak zupełnie nie po drodze, a w uzdrawianiu wciąż kulał. — Nie wiem czy chciałem poznać aż tyle szczegółów… — stwierdził, słysząc wymianę zdań między Brewerem a Moses i dalsze objaśnienia dlaczego lepiej, żeby nie mieli ze sobą żadnej bliższej styczności, choć kiedy Gryfon zaczął najpierw pierdolić coś o Pytiach i innych takich, to zrobił nieco głupawą minę, nie ogarniając o co do końca mu chodzi. To im się ekipa trafiła… Przeniósł spojrzenie na Olę, gdy ta oznajmiła, że zajmie się ogarnięciem składników i kiwnął głową na znak zgody, bo to od niej zależała jego część, samemu biorąc się za przygotowanie kociołka, skoro miał się zajmować warzeniem. Puchonce szło bardzo opornie i mozolnie, on przez to zaliczał opóźnienie, a przez to z kolei atmosfera stała się nieco napięta. Uścisnął delikatnie ramię dziewczyny, obdarzając ją pokrzepiającym uśmiechem, bo mimo wszystko trudno byłoby mu się na nią irytować – będąc na jej miejscu poradziłby sobie pewnie niewiele lepiej albo wręcz gorzej. Zresztą będąc na swoim też się koniec końców nie popisał… Był gotów zrzucić na karb tego lekkiego sfrustrowania swoje niepowodzenie, bo eliksir… nie wyszedł mu kompletnie. Nie był w stanie ocenić, na którym etapie musiał popełnić jakiś błąd, że zawartość kociołka nie nadawała się do niczego innego, jak tylko wylania. A nie było już czasu, żeby zacząć od nowa… — Wiecie co, nie mam pojęcia co tu poszło nie tak, ale ja bym tego chyba jednak nie używał… — oznajmił, sceptycznie przyglądając się eliksirowi, który nie zachęcał absolutnie niczym. Kolor, zapach, konsystencja… no wszystko co mogło pójść nie tak, oczywiście poszło, a jakże. Naprawdę świetna z nich drużyna, taka… niezawodna.
Puchonka milczała uparcie, ale Hope jakoś nie przeszło przez myśl, że być może chodzi o to, że dosiadła się do niej bezczelnie i jeszcze gapiła jej się w książkę. Może by i na to wpadła, gdyby nie zagadał jej Percy, który zwięźle wyjaśnił jej, czym takim zajmuje się jej dzisiejsza koleżanka. Griffin westchnęła, zdmuchując przy tym z twarzy kosmyk włosów i wzniosła oczy ku niebu - w tym wypadku sufitowi - dając ujście swojej frustracji. Jak zwykle musiała być nieprzygotowanym derpem. — No no, jaki pilny uczeń. Kto by pomyślał — zakpiła z niego delikatnie, posyłając mu przez ramię złośliwy uśmieszek, a potem wyprostowała się na krześle, bo do sali wszedł nauczyciel. Wolała nie zwracać na siebie uwagi, no bo przecież nie przeczytała zadanego materiału i mogła mieć z tego powodu problemy - podejrzewała, że nawet Williams ma jakieś granice cierpliwości. Nie odwróciła się więc nawet wtedy, gdy poczuła szarpnięcie za splecione w niedbały warkocz włosy. Czy on kiedyś dorośnie? Kiedy okazało się, że zabrakło dla niej grupy, w pierwszej chwili była nieco zawiedziona, ale kiedy uświadomiła sobie, że mogła być osobą z syfem na ręce... cóż, koniec końców doszła do wniosku, że trafiła całkiem nieźle, zwłaszcza że odstawała wiedzą i umiejętnościami od swoich kolegów i koleżanek, co stało się jasne, gdy chwilę poobserwowała ich pracę. A gdyby miała układać wiersz jak Bruno, zapadłaby się chyba pod ziemię. Jej notatki nie były ostatecznie tragiczne, ale za dobre chyba też nie dało się ich uznać. Starała się być jednak dobrą asystentką, na miarę swoich możliwości.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
- No i super - mówię do Bruna, klepiąc go radośnie po głowie i idę na początek klasy, by rozpocząć lekcję. Wszyscy zaczynają pracować, jednym idzie lepiej, drugim gorzej, ja zaś przechadzam się po klasie, ciągnąc za sobą Hope i mówiąc jej co jakiś czas jakieś uwagi, które proszę o zapisanie. Grupa Nitinii pracowała bardzo poprawnie i elegancko, chociaż Marie nie mogła sprawdzić się w roli lidera, więc wysłałem Percival d'Este od sprzątania, by on zastąpił ją na uzdrowiciela. W międzyczasie znowu nawinąłem się gdzieś koło grupy Sylisowej, słysząc wierszyk, który był tak, że szczerze się roześmiałem i nagrodziłem Gryfów pięcioma dodatkowymi punktami. - Panie Tarly, jestem pana fanem - mówię rozchichotany i wracam do przeglądania grup. Na chwilę podnoszę głos, by wszystkim coś oznajmić. - Panie Lowell, panie Colton. Naprawdę świetna robota w waszych grupach, jesteście świetnymi liderami. Dostajecie obydwaj dodatkowe pięć punktów dla waszego domu! Panie Brewer... proszę o okiełznanie swoich towarzyszy i zakończenie krzyków na chorą... Panie Swansea skoro już ma pan w rękach kociołki, proszę dołączyć do grupy pana Maximiliana i spróbować uratować to co wyszło z ich eliksiru... Za kilka minut rozpoczynacie prezentację proszę o przygotowanie się do opowiedzenia co zrobiliście. Każdy ma dosłownie kilka minut, by powiedzieć najważniejsze rzeczy przy swojej roli. A reszta grupy ma w tym czasie się skupić na robieniu szczegółowych notatek. Na koniec cała wasza grupa zostanie oceniona. Wspólnie, jak jeden organizm - oznajmiam i macham wytatuowanymi dłońmi, by kontynuowali. A gdy nadeszła odpowiednia pora, zwołuję grupy, by przedstawiły swoje wyniki.
Zasady
✓ W tej turze następuje odnowienie przerzutów 10 pkt z uzdrawiania to jeden przerzut. Tym razem liczą się tylko i wyłącznie punkty z tego przedmiotu, nie z eliskirów lub uzdrawiania. ✓ Wszyscy uznajecie, że odpowiadacie o tym co robiliście. Nie musicie pisać faktycznie w postach co to było, możecie skupić się na wylosowanej literce. ✓ Jak widzicie zbieracie jedynie punkty ujemne (dodatnie są tylko dla Domu); oczywiście im więcej zdobędziecie ich, tym gorzej; ✓ @Felinus Faolán Lowell w związku z dużą aktywnością może jedynie napisać posta, nie wygłaszać przemowy; jednak ponieważ jest liderem, nie polecam; ✓ Ważne minusowe punkty do wpisania do swoich nowych/starych grup! @Robin Doppler nie miała pojęcia o czym są zajęcia, więc nie przeczytała wcześniej książki - 5pkt. @Percival d'Este zasnął w trakcie czytania -5pkt. @Larkin J. Swansea dopiero teraz nadrabiał -5pkt.
Czy uda Ci się przedstawić to co chciałeś powiedzieć?:
A - Ależ mamroczesz coś pod nosem, Twoja dykcja jest kiepska, albo po prostu inni są głośno. Cokolwiek z Tobą nie jest kiedy przychodzi Twoja kolej zaczynasz bełkotać jak potłuczony i niewiele można zrozumieć z tego co tam robiłeś… Dostajesz - 20 do waszego wystąpienia. Jeśli jesteś uzdrowicielem i nie miałeś napisane w poście, że robiłeś notatki, dostajesz - 30. * B - Cóż za krasomówstwo! Co za złoty język! To jak opowiadasz to co zrobiłeś dzisiejszego dnia brzmi jak całkiem dobra historia przygodowa! Dostajesz + 5 pkt dla domu od Huxa, bo nawet jeśli tak naprawdę strasznie dużo wcześniej źle zrobiłeś… Cóż świetnie wybrnąłeś swoją opowieścią. Dodatkowo rzuć kostką. Jeśli wylosujesz parzystą, tracisz wszystkie minusowe punkty, które straciłeś w poprzednim etapie. C - Jakieś opary musiały dojść do Twojego nosa czy coś w tym stylu, bo kiedy zaczynasz coś mówić, okazuje się, że… rymujesz każde słowo! Jeśli w poście napiszesz co najmniej 4 rymowane zdania otrzymasz dodatkowe +5 pkt dla domu. Jeśli tego nie zrobisz, zaciąłeś się podczas mówienia i masz - 10 dla prezentacji waszej grupy. D - Podczas Twojej przemowy w pewnym momencie gubisz się strasznie i masz wrażenie, że o czymś zapomniałeś. Całe to zamieszanie kosztuje -10 punktów dla Twojej drużyny. Jeśli jesteś zielarzem, bądź eliksowerem dostajesz -20, bo zapomniałem o jakimś bardzo ważnym składniku. E - Klepiesz to co trzeba bez żadnych fajerwerków. Wszystko jest poprawnie i dobrze, pół sali usnęło, ale nie można Ci zarzucić rzetelnego przedstawienia suchych faktów. F - Nie mówisz ani szczególnie spektakularnie, ani Twoja treść nie przedstawia zbyt dużego sensu. Huxley mówi, że powinieneś śpiewać to co napisałeś, bo ma wrażenie, że to co bełkoczesz nie ma sensu. Jeśli nie ubierzesz w jakąś piosenkę swoje słowa i nie podlinkujesz do jakiej nucisz swoje przemowienie, Twoja drużyna otrzyma -30 punktów. Jeśli zaśpiewasz, Hux pomimo nie szczególnej treści daje +5pkt dla Twojego domu. G - Okazuje się, że Twoja wypowiedź była po prostu za długa. Butcher przerywa Ci, bo inaczej nie zdąży z całą lekcją, przez co musisz urwać w połowie. Twoja drużyna traci -10 punktów. H - Jest całkiem nieźle, opowiadasz wszystko jak trzeba i Williams zadaje Ci kilka dodatkowych pytań. A dokładnie trzy. Rzuć trzema kostkami k6. Parzysta - odpowiadasz poprawnie, Nieparzysta - zła odpowiedź. Za każdą błędną tracisz -10 punktów swojej drużyny. Jeśli nie zużyłeś przerzutów, możesz je użyć tutaj. I - Wchodzisz na scenę i dosłownie Cię… zatyka. Co miałeś w ogóle powiedzieć? Hux musi Ci kilka razy podpowiadać, albo Twoja drużyna musi szepnąć kilka słów. Masz - 10 pkt dla drużyny. Jeśli jesteś nosicielem mówisz dosłownie dwa słowa, pokazujesz co Ci się stało i nie wyjaśniasz żadnych swoich objawów, Twoja drużyna otrzyma - 20 pkt. J - Wszystko przebiegło poprawnie i bez większych problemów. Możesz nawet podpowiedzieć jakiemuś swojemu kumplowi z drużyny! Rzuć k6, jeśli wyrzucisz cyfrę parzystą i ktoś w tym etapie miał stracić jakieś punkty, możesz założyć, że mu podpowiadasz i nie traci maksymalnie -10 punktów. Czyli jeśli ktoś miał stracić np. -30, teraz traci tylko -20.
Jeśli wylosuje to @Percival d'Este ma automatycznie -30, przez późniejsze dołączenie do grupy.
Kod:
<zg>Grupa:</zg> wpisz chorobę grupy i twoje stanowisko w niej <zg>Literka:</zg>wpisz literkę z linkiem <zg>Przerzuty:</zg>wpisz literkę z linkiem, punkty w kuferków, możliwe przerzuty <zg>Punkty ujemne:</zg> wpisz swoje oraz twoich towarzyszy; również z 1 etapu <zg>Dodatkowe:</zg> wpisz co dostałeś, albo wpływ innych; również z 1 etapu
@Larkin J. Swansea zostajesz przydzielony do grupy Zapalenie Ockney'a, by im pomóc w eliksirze. Dlatego rzucasz dodatkowe kostki eliksowara z poprzedniego etapu. @Percival d'Este zostajesz przydzielony do grupy Purpura, by zostać ich uzdrowicielem. Dlatego rzucasz dodatkowe kostki uzdrowiciela z poprzedniego etapu. Ponieważ napisaliście wcześniej post o sprzątaniu, możecie przemowę oraz kostkę z poprzedniego etapu, zawrzeć w jednym poście.
Musisz ocenić grupy tak jak uważasz, ze im poszło. Każdej grupie napisz ocenę, jaką powinni dostać i przekazujesz do Huxowi. Im bliżej oceny, którą wystawia Hux, tym wyższy końcowy wynik Twoich notatek. Maksymalnie za notatki możesz mieć 100 punktów, póki co masz ich 43. Możesz dostać dodatkowe punkty jeśli w swoim poście dasz rym, śmiesznie zażartujesz, zaśpiewasz, zauważysz coś czego nie zobaczył Hux w innej grupie. Twoje punkty to będzie Twoja ocena z tych zajęć.
Macie czas do niedzieli (11.04) do godziny 15.00. W razie problemów z terminem, pisać.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Grupa: Purpura - lekarzysta internista Literka:C -> B Przerzuty:B, 140 pkt co najmniej, 13/14 przerzutów wolnych. Punkty ujemne: Chyba 0. Dodatkowe: I etap: +5 pkt za bycie gut uzdrowicielem (jam), +5 pkt za zajebisty eliksir #swag (Brandon). II etap: +5 pkt za zajebistą przemowę.
No i udało się przebrnąć przez pierwszy etap, choć Lowell wewnętrznie skrzywił się trochę na zwrócenie uwagi, nawet w tym pozytywnym aspekcie. Ewidentnie chłopak wolał się trzymać teraz poza potencjalnymi oczami innych ludzi, w związku z czym wziął głębszy wdech, by tym samym zająć się tym, czym zająć się mieli. Dziewczyny prawidłowo przeszły do procesu przygotowywania eliksiru, szykując wcześniej odpowiednie substancje, w związku z czym Lowell mógł odetchnąć z ulgą. Eliksir zaczynał przypominać to, o czym dokładnie powiedział, by przyszykować w celu częściowego uleczenia pacjenta - trzymana natomiast w dłoni próbka krwi zdawała się nadal mieć ten sam, charakterystyczny kolor, od którego pochodzi nazwa choroby. Wszystko szło we względnym porządku; raz po raz, zgodnie z tyknięciami wskazówek zegara, jakoby ich ruch - pozbawiony jakiegokolwiek marginesu błędu - wyznaczał koniec pewnego etapu zajęć na rzecz następnego, bardziej nastawionego na prezentację efektów i wyników własnej pracy. Początkowo niespecjalnie mu się chciało, wszak nie czuł się zbytnio na siłach, aczkolwiek musiał; spojrzawszy tym samym na dziewczyny, wszak był liderem, postanowił prostym gestem, tudzież skinięciem głowy, wyrazić własną gotowość, bawiąc się tym samym fiolką z zamkniętą w środku krwią. Nie była to jednak normalna krew, a prędzej w odcieniach purpury, w związku z czym od razu można było wyłapać znaczące różnice między normalną krwią, a tą od zachorowanego. Mógł udawać, mógł siedzieć cicho, ale postanowił przejąć inicjatywę, by tym samym wystąpić na środku sali, zanim to pozostali członkowie grupy przejdą do wyjaśnień własnych poczynań. Doświadczenie w przekazywaniu wiedzy posiadał; liczne korepetycje, które rozdawał za darmo, umożliwiły mu tym samym wyrobienie pewnych schematów, dzięki którym szło mu znacznie prościej przedstawianie poszczególnych tematów. Czekoladowe tęczówki przeszły jeszcze raz po obecnych w sali uczniach, skupiając się na własnych notatkach, które to starał się skompletować na dowód posiadanej wiedzy i badań. - Do czynienia mieliśmy z Purpurą - jedną z chorób wenerycznych, którą początkowo trudno jest zdiagnozować bez dokładniejszych badań. - zaczął opowiadać, dobierając na spokojnie prawidłową gestykulację, by tym samym w pewnych miejscach robić sobie prawidłowe przerywniki. Fiolki z zawartością jeszcze nie przedstawiał, zamiast tego przeszedł do najważniejszych kwestii. - Najważniejszą rzeczą było odpowiednie użycie środków ochrony w taki sposób, by samemu nie stać się nosicielami. Uzdrowiciel musi o tym wiedzieć, zielarz i eliksirowar natomiast... no cóż, niekoniecznie. To rola lidera drużyny, by ocenić rodzaj zagrożenia i jego metody rozprzestrzeniania się. To on poniekąd odpowiada za to, co może mieć miejsce i w jego obowiązkach znajduje się to, by ostrzec towarzyszy. By pokierować ich działaniami. - bo to uzdrowiciel posiada wiedzę i zdolności, by uniknąć potencjalnego nieszczęścia. Wiedział o tym doskonale; w pewien sposób na specyficznych polach zachowywał się odpowiedzialnie. A może to pasja do przedmiotu zdawała się predefiniować jego podejście do tematu. - Ważne były zatem rękawiczki i odkażanie... Musieliśmy także unikać bezpośredniego kontaktu z zarażonym, jeżeli ten nie był konieczny w celu uzyskania należytych próbek do badań. Bo nawet jeżeli niczego nie zauważyliśmy podejrzanego, choroba mogła w mgnieniu oka rozprzestrzenić się, gdybyśmy postanowili pójść z tym wszystkim bez większego przygotowania. - powiedziawszy w należytej dozie harmonii, przedstawienie tego nie było w żaden szczególny sposób problemem, gdy zaczął się trochę rozkręcać. Bez większego wysiłku, kiedy to naprawdę dawał sobie z tym wszystkim rady. Tęczówki spoglądały czasami z należytą dozą ostrożności, ale prędzej były łagodne, choć ta łagodność pozostawała w objęciach z częściową pasją, którą to starał się powstrzymywać. Lubił cholernie ten przedmiot, ale doskonale wiedział, że ma zaledwie parę minut na przedstawienie tego całego zdarzenia. - Główna diagnoza polegała na wywiadzie z pacjentem i zapoznaniem się z objawami, z jakimi miał do czynienia, a kiedy to nie pomogło - wszak choroby są naprawdę różne i podobne zarazem - zdecydowałem się podjąć pobrania próbki krwi do badań za pomocą zaklęcia Collection. - w tym momencie wyjął tym samym probówkę z purpurową krwią, od której to pochodziła nazwa bakteryjnego schorzenia. Parę razy nią poruszył, by tym samym zwrócić potencjalnie uwagę. Zwierzęta na to reagują - na ruch. Ludzie chyba też... - I jak się okazało, odpowiedź wysunęła się w dość prosty sposób. Nazwa choroby pochodzi od zmiany barwy krwi na odcień typowy dla purpurowych odcieni, co umożliwiło także przygotowanie odpowiedniego leczenia w celu zlikwidowania choroby. A jako że jest to zakażenie bakteryjne, odpowiednia dezynfekcja zakażonego miejsca i eliksiry wiggenowe są dość powszechną metodą leczenia. - choć czasami chciałoby się powiedzieć, że fioletowy to fioletowy i nie ma co z tym walczyć. - Najważniejsza była jednak współpraca. Wytłumaczywszy jeszcze parę kwestii w dość szybkim skrócie, cofnął się ze sceny, by tym samym pozwolić na przedstawianie własnej roli komuś innemu. Bo i tak się rozgadał do tego stopnia, że nie było sensu więcej stać, w związku z czym oparł się plecami o ścianę, wyłączając w pełni samego siebie z rozgrywki, by tym samym dać chwilę dla własnego gardła.
Grupa: Purpura; eliksowar Literka:I Przerzuty: 0/0 (8 punktów w kuferku) Punkty ujemne: - 10 Dodatkowe: +5 pkt dla Felka za bycie super uzdrowicielem, +5 pkt za mój niesamowity eliksir +5 pkt Felka za bycie niesamowitym mówcą
Victoria niewątpliwie nie nadawała się na uzdrowiciele, nie nadawała się również na twórcę eliksirów, czy zielarza, nie miała do tego w ogóle serca, nie była w stanie włożyć w to sił, chęci, niczego, po prostu wykonywała swoje zadania, a robiła to, trzeba przyznać, jak zawsze perfekcyjnie, po prostu biorąc się za coś, jak należy i uznając, że nic nie może za bardzo odstawać. Nic zatem dziwnego, że eliksir był wykonany przez nią z najwyższą starannością, odmierzony w sposób zachwycający i błysk fiolek pełen lekarstwa zdawał się niemalże powalający. Na tym jednak wszystko się kończyło, tym bardziej w miarę, jak słuchała Puchona, zdając sobie sprawę z tego, że sama nie ma do powiedzenia absolutnie nic. Zmarszczył brwi, starając się znaleźć coś logicznego, czym mogłaby się pochwalić, coś, czym mogłaby zapunktować, ale prawda była taka, że Felinus musiał jej podpowiadać, o czym powinna wspomnieć, bo zacinała się niemożliwie mocno, zdając sobie sprawę z tego, że w przemowach na tematy, których nie czuła w ogóle, wypadała po prostu tragicznie. Nic zatem dziwnego, że uszy miała zaczerwienione, z gniewu i złości na samą siebie, zachowała jednak spokój, starając się nie popadać w paranoję, ani nie panikować nadmiernie, po prostu przyjmując do wiadomości, że będzie musiała nad pewnymi sprawami popracować. Cóż bowiem innego jej pozostawało? Znajdowała się raczej na dnie i podejrzewała, że właśnie na nim pozostanie już na zawsze, jeśli mowa o tym, czym właśnie się zajmowali.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Grupa: Nitinina, Zielarz Literka:A Przerzuty: ziele na lekcji 10, uzdro 11, więc wykorzystuję przerzut: D Punkty ujemne: -5 pkt od Robin -20 punktów ode mnie = łącznie -25pkt Dodatkowe: kora wierzbowa x1 z pierwszego etapu
Szło im tak dobrze! Udało się jej współpracować z Julią bez najmniejszego problemu jednak Marie zaniemogła, a w dodatku przeszli do etapu prezentacji i to było dla Bons katorgą. Zestresowała się. Co innego opowiadać o swoim zadaniu w gronie własnej drużyny, a co innego na oczach całej klasy. Nie lubiła wystąpień publicznych nawet jeśli znała się na rzeczy. Kiedy przyszła jej kolej to nogi się jej trzęsły, a dłonie zrobiły lodowate. Wyglądała jakby obawiała się, że profesor ją po prostu zje za nawet najmniejszy błąd (ach, ta trauma z lekcji transmutacji!). Dukała pod nosem, wykręcając sobie przy tym palce i denerwując się strasznie. Prezentację przedstawiała cicho acz sprawnie, bowiem chciała mieć to jak najszybciej za sobą. Niestety z tego wszystkiego zacięła się w połowie kiedy wypadała jej z głowy nazwa rośliny którą chwilę wcześniej przygotowywała dla Julii. Momentalnie poczerwieniała na twarzy, miała problem ze spokojnym zaczerpnięciem powietrza i nie zdołała na czas przypomnieć sobie nazwy. Przez stres miała w głowie pustkę. Wróciła do swojej drużyny, usiadła obok Robin i ukryła twarz dłoniach. - Przepraszam. Zestresowałam się. - niemal pisnęła z żalu, że zaszkodziła ich drużynie. Gotowa była pogodzić się z ich niezadowoleniem.
Uśmiechnęła się do Aslana, gdy nauczyciel pochwalił jego przywództwo i poniekąd całą grupę. Był zdolnym chłopakiem, nic dziwnego, że tak popularnym. Jakim cudem los wplótł ją do współpracy z tak znanymi uczniami?! Zdenerwowanie o dziwo było mniej natrętne, niż sądziła z początku. Współpracowało się im naprawdę dobrze, Flora była zaskoczona biegłością i lekkością w konwersacji, rumieniąc się niesamowicie na komentarz Morgan. Wbiła wzrok w stół, nie mając odwagi spojrzeć na Brunia, tym bardziej na Gryfonkę czy Krukona. Gdy rozpoczęły się prezentacje, wyjęła pergamin oraz pióro, notując tyle, ile mogła. Uważała, że takie zajęcia są bardzo ważne i będzie mogła potem skorzystać z tej wiedzy, a przede wszystkim metod, które każde z nich obrał do wyleczenia pacjenta z dość wstydliwą przypadłością. Brunetka była trochę przerażona, gdy nadeszła jej kolej i wstała z miejsca, mocno wbijając w pergamin paznokcie, pewnie drąc go odrobinę. Ręce się jej trzęsły, głos odrobinę drżał, a błękitne oczy okazjonalnie spoglądały na Profesora. Mówiła cicho i spokojnie, zapewne nużąco, chociaż przekazywane przez nią informacje oraz sposób przygotowania eliksiru były właściwie. Nie zrobiła żadnego błędu, dokładnie odmierzając składniki, uzyskując doskonały efekt. Zakończyła nieśmiałym uśmiechem, czując, jak śniade policzki płoną, mając z pewnością kolor odpowiadający barwom Gryfonów. Zacisnęła usta, siadając, łapiąc oddech. Uniosła dłoń, kładąc ją przy piersi i w zdenerwowaniu złapała za materiał wstążki pod szyją, drugą ręką odkładając na bok swoją prezentację. Najlepszym wyjściem było wrócenie do notowania lekcji, choroby oraz leczenie wykorzystane przez pozostałych również ją ciekawiły. Nieśmiało, jakby chcąc się upewnić, czy nie zrobiła czegoś złego, zerknęła po twarzach członków swojej grupy, gdy nikt nie patrzył w kierunku Flory.
Grupa:Purpura -zielarz Literka:H --> 4,1,3 Przerzuty:- Punkty ujemne: -10 (Vicks) -20 (ja) Dodatkowe: +10 pkt (od Felka) +5 (od Vicks)
Robota w końcu została skończona i przyszedł czas na prezentację wyników. Pierwszy oczywiście wypowiedział się Felinus, jako lider ich grupy, który przedstawił Williamsowi chorobę, z jaką mieli do czynienia. Następnie przyszła kolej, by Victoria opowiedziała o swoim zadaniu jako eliksirowarka ich grupy. Dziewczyna nieco się zacinała, ale ostatecznie udało jej się przedstawić to, czego wymagał profesor i Irvette mogła zająć jej miejsce. Zaczęła opowiadać o użytych przez nich w stworzonym lekarstwie ziołach i sposobie ich przygotowania, by osiągnąć jak najlepsze efekty. Ruda z precyzją opowiadała o wszystkim, co było jej zadaniem i widziała, że radzi sobie całkiem nieźle. Przynajmniej tak było do chwili, gdy profesor nie postanowił zadać jej kilku dodatkowych pytań. Na pierwsze odpowiedziała bez zająknięcia, lecz niestety następne sprawiły jej masę problemów i ostatecznie musiała przyznać, że nie zna na nie poprawnej odpowiedzi. Gdy już Williams dał jej spokój ustąpiła miejsca ostatniemu członkowi grupy, by ten mógł przedstawić swoją rolę w dzisiejszym zadaniu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Grupa: Nitinina, Eliksirowar Literka: Przerzuty:[ url=https://www.czarodzieje.org/t20236p520-kostki#631957]E[/url] Punkty ujemne: -5 pkt od Robin -20 punktów od Bonnie = łącznie -25pkt Dodatkowe: eliksir ładnie pachnie
Szło im dobrze. Do czasu, gdyż nie każdy wywiązywał się ze swoich obowiązków w należyty sposób i z takim samym skupieniem i oddaniem jak Krukonka. Mimo to nie przejmowała się tym jakoś specjalnie. Swoją pracę wykonała, a wpływu na resztę nie miała. Siedziała więc spokojnie, przyglądała się innym i czekała. A kiedy przyszło do prezentacji owoców swojej pracy, z uwagą przysłuchiwała się innym, a także Bonnie z jej własnej grupy. Dziewczynie nie poszło najlepiej i kiedy ta wróciła do stolika przybita i zmieszana, poklepała ją pokrzepiająco po ramieniu i wyszła na środek Sali, aby przedstawić swoją część. Nie odczuwała specjalnego stresu, nie była również zachwycona faktem, że musi opowiadać przed wszystkimi o leku na chorobę weneryczną. Chciała to zrobić jak najszybciej, jak najdokładniej i mieć to za sobą.
- Podstawą leczenia choroby wenerycznej, znanej jako nitinia, jest traktowanie zakażonej i zmienionej chorobowo tkanki odpowiednimi zaklęciami odkażającymi. Dodatkowo, na zarażone miejsce należy stosować okłady z eliksiru, którego głównym składnikiem jest ślaz. Okłady takie należy stosować przez minimum dziesięć dni, choć w wypadku, gdy choroba jest zaawansowana, niejednokrotnie konieczne jest dłuższe stosowanie wspomnianych okładów. Tak, więc jeżeli nie chcecie, aby wasze krocze zamieniło się w ropny gejzer, zalecam zaopatrzenie się w spore ilości ślazu lub omijanie niektórych osobników o wątpliwej reputacji, w myśl zasady, że łatwiej zapobiegać, niż leczyć. Dziękuję. – Krukonka ukłoniła się lekko i z tym samym obojętnym wyrazem na twarzy wróciła do swojej grupy.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Grupa: Zapalenie O'ckneya, uzdrowiciel Literka:C Przerzuty:I > D > D > C 2/5 Punkty ujemne: - 60 Dodatkowe: +5 pkt dla domu
Powiedzieć, że szło im chujowo, to jak nie powiedzieć nic, bo chociaż Max faktycznie rozpoznał chorobę i wiedział doskonale, z czym ma do czynienia, dzięki temu, że Moses wyglądała jak podręcznikowy przykład zapalenia o'ckneya, a on swego czasu naczytał się o nim naprawdę wiele, to i tak znajdowali się na dnie. Zioła szlag trafił, eliksir, jaki mieli użyć, nadawał się raczej do wylania do ścieków, chociaż i tego wolałby jednak uniknąć, a jakby tego było mało, to chyba jego opary jeszcze namieszały mu w chuj w głowie, bo kiedy zaczął odpowiadać, nagle zaczął rymować. Nie panował nad tym, co robi i chociaż nie miał problemów z opisem choroby, to z jego ust zaczęły wysypywać się mądrości typu: - Po upływie trzech tygodni od zakażenia, ciało chorego doznaje pogorszenia - co samo w sobie było już w chuj żenujące, ale Max nie był w stanie nic poradzić na to, że pierdolił głupoty, jakby zamienił się w jakiegoś nawiedzonego poetę, który nie umiał trzymać mordy na kłódkę i chwilę później wypalił znowu równie inteligentnie: - Ponieważ na głowie masz rogi, nie możesz stanąć na nogi. Miał wrażenie, że poziom spierdolenia zaczyna wchodzić na naprawdę wysokie pułapy i już nic bardziej zjebanego nie powie, ale każde kolejne zdanie powodowało, że chciało mu się w chu śmiać z tego wszystkiego, niemniej jednak najwyraźniej nie był w stanie się zatrzymać, a opary absurdu sięgnęły już szczytu możliwości, bo zaczął pierdolić trzy po trzy, żeby zakończyć swoją jakże porywającą i niezwykłą wypowiedź: - Bez leczenia, nie doznasz ozdrowienia. Płodność przepadnie i zostanie na dnie. Na dnie to wylądował z całą pewnością on, ale podejrzewał, że reszta jego grupy była w takiej samej dupie, jak on, więc nie spodziewał się już w ogóle żadnych cudów i miał wrażenie, że profesor za chwilę nagrodzi ich jako najbardziej beznadziejną grupę, jaką miał na zajęciach, co było komicznie cudowne i w chuj wspaniałe.
Grupa: Zapalenie O'ckneya - nosiciel Literka:F jak frajer, który śpiewa na lekcji Uzdrawiania Punkty ujemne: -60 : DDDD Dodatkowe: +5 dla Huffu
Nie mogę się powstrzymać od parchnięcia śmiechem, kiedy widzę jak William przynosi nam coś... okropnego. Nie byłam pewna co to, ale z pewnością nie można to było nazwać eliksirem. Staram się ukrywać przed profesorem szczere rozbawienia, że jesteśmy tak beznadziejni; musi nawet nam dać jakiegoś nowego koleżkę do drużyny, który ponoć ma nas uratować. Mrugam zalotnie do Larkina, który do nas dołącza, machając brwiami zachęcająco i śmiejąc się pod nosem. Bo na pewno nie ma nic bardziej atrakcyjnego niż dziewczyna cała pokryta bardzo widoczną wenerą. Patrzę jak ładny kolega z drużyny... kompletnie nie radzi sobie i z jego "pomocą" wychodzimy najwyraźniej jeszcze gorzej. - Hej, Swansea, chcesz wyjść szybciej z lekcji, sprawdzić czy nadal jest zakaźna? - pytam uznając za świetne żarty i próby wytrącenia z równowagi Krukona. W końcu gorzej nam pójść nie może... Uśmiecham się przy tym wesoło do Brewera, bardzo zadowolona z tych głupot, które wygaduję. I tak nie mam nic więcej do roboty... No niby powinnam przygotowywać się do prezentacji, ale nie można ode mnie za dużo wymagać. Kiedy kompletnie pokonani idziemy opowiadać o tym jak wielką srakę wykonaliśmy na tej lekcji, życzę Larkinowi powodzenia, znowu udając, że z nim flirtuje i mrugając jeszcze raz do chłopaka. Zaczyna Brewer, który zamiast opisywać chorobę... Opowiada sobie wierszyki. Ze zdumienia zakrywam ręką buzię, starając się nie śmiać w głos na to co Gryfon wyprawia. Staram się złapać jego spojrzenie, by wyrazić gigantyczne zdumienie i WTF. To wszystko sprawiło, że kiedy jest moja pora nawet nie potrafię powiedzieć swoich objawów, które są BARDZO widoczne. Aż profesor kpi chyba ze mnie, że powinnam śpiewać; z resztą do Olki tak samo bo dukamy beznadziejnie jedna przez drugą. Nie wiem co mnie podkusiło (pewnie ten jebany eliksir Fitzgeralda, co on tam dodał?) i zaczynam po prostu... śpiewać do pierwszej lepszej piosenki. - Truudnooo taaak, być tu tak bardzo choooorą... A z Willem nie jest lżeeeej... - śpiewam sobie wesoło wersję kobiecą, przyozdabiając swój tekst jakimiś pierdołami. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie kiedy podczas rapsów Christoffa wbija Ola, opowiadając jakieś pierdoły o ziółkach. Nie jestem pewna co nas napadło i czy to ma wszystko sens (nie ma). - Na tej lekcji jestem gwiazdą z rogami od romansu. Maxa ręce miały przynieść ulgę, na moim owrzodzonym ciele. Jednak drużyna chu... eeeeooaa, a oczy wciąż przekrwione; LJ jest seksi jak wczorajsze wino. No dobra może nie jest to szczytowa forma i może robię z siebie debila. Ale przynajmniej Ola Krawczyk (!!!!) dołącza do mnie w odpowiednich wstawkach, co za dumne przedstawicielki Huff; ale co tam Max przed chwilą robił durne rymy. Najlepsza drużyna ever, rezerwuję ją na kolejne zajęcia.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Grupa: Nitinina, Nosicielka Literka:E Przerzuty: Nie Punkty ujemne: -5 pkt od Robin -20 pkt od Bonnie Dodatkowe: Nic, bo nikt mnie nie kocha
Przyszedł czas na prezentowanie swoich dzisiejszych dokonań na tej lekcji. A Robin, jak to Robin, zbyt wiele do opowiedzenia nie miała, bo przecież występowała w roli nosiciela. Owszem, uważnie przyglądała się poczynaniom koleżanek z przydzielonej grupy, ale jej wiedza w kwestii uzdrawiania i ewentualnych chorób zakaźnych była naprawdę słaba. Nic wiec dziwnego, że nie za wiele wnosiła do całej dyskusji i procesu leczenia, oprócz tego, że użyczyła swojej skóry do eksperymentów. Nie to, że miałaby na ten stan narzekać! Wręcz była szczęśliwa, że nie oczekiwano od niej zbyt wiele! Dzięki temu miała faktycznie szansę coś się dowiedzieć, bez konieczności wysilania szarych komórek. Plan zdawał się być wręcz idealnym! Kiedy przyszedł czas na prezentacje, wcześniej zapytała Bonnie jak i Julki o wszystko, co powinna wiedzieć. Było tego sporo, ale dziewczyny litościwie przydzieliły jej takie fragmenty, z którymi Robin mogła sobie bez problemu poradzić. Tak więc zawzięcie i bez wczuwania się w to opowiadała o tym, jak to bardzo spędziła ją ręka, jak podejrzewały taką, a nie inną chorobę. Chyba ludzie niespecjalnie byli tym faktem zainteresowani, bo w pewnym momencie, mogłaby się założyć o wszystkie galeony, jakie posiadała, usłyszała z końca sali nawet delikatne chrapanie. Z całych sił powstrzymała parsknięcie śmiechem i dzielnie dokończyła swoją przemowę, by potem oddać scenę innym.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Grupa: sylisowy uzdrowiciel Literka:J + dorzut parzysta Przerzuty: 6/6 Punkty ujemne: - Dodatkowe: dodatkowy przerzut dla kogoś z drużyny (+ przerzut od Bruna, tak więc 2 łącznie) + mogę komuś pomóc w tym etapie (jeśli wyrzucisz cyfrę parzystą i ktoś w tym etapie miał stracić jakieś punkty, możesz założyć, że mu podpowiadasz i nie traci maksymalnie -10 punktów. Czyli jeśli ktoś miał stracić np. -30, teraz traci tylko -20.)
- Obędzie się bez amputacji! - zapewnił @Morgan A. Davies, nieszczególnie przejmując się tym mało subtelnym żartem, zwyczajnie dalej uśmiechając się szeroko. Potem bardzo szybko opisał co i jak, wyznaczył zadania i pochwalił z entuzjazmem @Flora J. Martell za jej błyskotliwą uwagę, chcąc podbudować pewność siebie Puchonki, bo sprawiała wrażenie, jakby miała się zaraz zapaść pod ziemię ze wstydu. A zależało mu na sprawnej i przyjemnej współpracy, przebiegającej w swobodnej atmosferze. W międzyczasie parsknął na wesołe prztyki Moe w kierunku @Bruno O. Tarly, kiwając głową. - No ładnie, Truno - westchnął teatralnie. - To teraz słuchaj uważnie co trzeba robić w razie gdybyś znowu postanowił wsadzać gdzieś łapy - podchwycił żarty Gryfonki, szczerząc się do Tarly'ego. Dosyć szybko uwinęli się z robotą - Morgan elegancko przygotowała potrzebne składniki, wpadając również na dobry pomysł, aby podarować Brunowi maść chwilowo przynoszącą ulgę. Prefekt Gryffindoru wywiązał się ze swojego arcytrudnego zadania trzymania rączek przy sobie, natomiast Flora uwarzyła dojebany eliksir, bo zgodnie z jej prośbą, zajrzał do kociołka, aby upewnić dziewczynę, że poszło jej świetnie. - Taak, jest idealnie, Bruno dzięki nam przeżyje i będzie mógł dalej bezkarnie roztaczać swój niekwestionowany urok - posłał Puchonce ciepły uśmiech, a do Gryfona puścił oczko. Komplement z ust Huxleya przyjął z wyszczerzem na przygłupawej mordzie - no myślałby kto, że po raz pierwszy na jego zajęciach faktycznie pokazał, że nie jest takim lamusem z uzdrawiania. Najpierw na środek wyszła przeurocza Flora, która dość nieśmiało, ale rzeczowo opowiedziała o swojej części zadania. Kiedy wróciła do ich grupy, pokazał jej kciuk, że poszło jej dobrze i nie mając czasu na nic więcej, wyszedł przed wszystkich i dosyć zwięźle opisał sylis, jego objawy, metody leczenia oraz na co należy zwrócić największą uwagę w przypadku tejże wenery.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Grupa: Zapalenie Ockney'a, zielarz Literka:F Przerzuty: nie korzystam Punkty ujemne: -60 Dodatkowe: +5!
Panie Brewer... proszę o okiełznanie swoich towarzyszy i zakończenie krzyków na chorą. To było tak idealne podsumowanie ich fantastycznej grupy, że chyba lepiej się tego nie dało ująć. Przynajmniej udało jej się w końcu rozpoznać potrzebne zielska, ale co z tego, skoro miała zabójcze tempo i cudem wyrobiła się w czasie? Trafiła na najgorszą rolę spośród wszystkich możliwych, co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Już nawet Fredka wylądowała lepiej, chociaż była przecież nosicielką choróbska - co najwyraźniej w niczym jej nie przeszkadzało, sądząc po dobrym humorze. Zaprezentowanie efektów ich pracy po prostu nie mogło pójść dobrze. Spojrzała na Maxa jak na debila, kiedy ten zamiast mówić jak normalny człowiek, zaczął wszystko opisywać w jakichś śmiesznych wierszykach. Jeśli chciał ich jeszcze bardziej pogrążyć, to był na dobrej drodze. Musiała jednak przyznać, że słuchało się tego o wiele lepiej niż takiego pustego gadania i takiego samego zdania musiał być profesor, bo gdy zaczęła z Fredzią mamrotać jakieś zdania pozbawione większego sensu, kazał im to zaśpiewać. Nie miała pojęcia jak jedno ma się do drugiego, ale nie chciała się wdawać w dyskusję z Williamsem, bo skoro była szansa na uratowanie tej części prezentacji, to cena nie była tak wysoka. - Ziołami miałam się zająć, choć ręki do nich nie mam, ale jakoś wybrnęłam... - wbiła się w pewnym momencie po swojej borsuczej koleżance, usiłując się wpasować w rytm piosenki. Miała nadzieję, że takie plecenie trzy po trzy przejdzie, ale z drugiej strony gorzej już chyba nie mogło być - ich grupa już sięgnęła dna. - Gdy sił mi brak, śnię o magicznych ziołach i wyleczonej Fredce - zakończyła swoją część, spoglądając przy tym głupkowato na dziewczynę, bo akurat tego ostatniego wersu w planach nie miała i jakoś tak sam wyszedł. Profesor powinien je za ten występ nagrodzić przynajmniej brawami. To było g e n i a l n e. Do dopełnienia całości brakowało jeszcze tylko tego, aby ktoś zatańczył.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Grupa: zapalenie Ockney'a | eliksirowar Literka:H + 4, 4, 3 Przerzuty: - Punkty ujemne: -60 i -10 teraz ode mnie, co daje -70 Dodatkowe: -
Festiwal żenady i kompromitacji, tak chyba najlepiej było nazwać to co tu odwalali. Poszło im tak beznadzieje, zwłaszcza chyba jemu z tym nieszczęsnym eliksirem, że aż Williams dokooptował do ich dream teamu dodatkowego członka, który miał mu pomóc z miksturą, choć Ślizgon szczerze wątpił, żeby dało się to jakkolwiek uratować, bo miał wrażenie, że skopał to po całości i to pomimo tego, że koniec końców dostał prawidłowe składniki. Pogrążyli się już chyba tak bardzo w tej beznadziei, że nie było opcji, żeby się z tego odkopali, a jeszcze trzeba było zaprezentować efekty ich pracy. Patrząc na całokształt, to absolutnie nie mogło pójść dobrze, no po prostu… nie. Pokazał to już na wstępie Brewer, który z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu zaczął… rymować zamiast normalnie opisać chorobę. W pierwszym momencie kompletnie nie wiedział jak na to zareagować, zerkając na Gryfona jakby był niespełna rozumu i z trudem powstrzymując się od przejechania sobie dłonią po twarzy. Z drugiej jednak strony… gorzej już być chyba nie mogło, prawda? I tak już byli głęboko w czterech literach, mogą więc już pójść po całości. Tak jak przy rymowankach Maxa musiał walczyć ze sobą, żeby nie strzelić soczystego facepalma, to przy dziewczynach zakrył sobie usta dłonią, by nie roześmiać się w głos, gdy zaczęły swoje części… śpiewać wspólnie na melodię jakiejś piosenki. Czy to był moment, w którym osiągnęli już kompletne dno? Serio, tylko brakowało, żeby któreś z nich jeszcze zaczęło tu tańczyć do rytmu czy coś. Rudzielec resztkami silnej woli starał się opanować, kiedy Huxley przeszedł do niego, by dla odmiany w miarę normalnie zreferować wyniki swojej pracy, inna kwestia, że tak jakby nie było za bardzo czego tutaj referować, eliksir w końcu spieprzył doszczętnie, więc w większości po prostu improwizował, żeby powiedzieć cokolwiek i może nawet odrobinę podratować honor drużyny (jakby jeszcze było co…). I o dziwo nawet nie poszło mu tak źle na tle reszty ich cudownej ekipy, choć chyba nie wyczerpał tematu, bo profesor zaczął mu zadawać dodatkowe pytania. Na dwa pierwsze odpowiedział nawet bez problemu i – chyba – poprawnie, dopiero przy trzecim podwinęła mu się noga, kwitując je jedynie bardzo elokwentnym „yyy”, co raczej nie spotkało się z uznaniem Huxleya. Honoru zdecydowanie nie uratował, ale no… w sumie nie było już tu czego ratować i tak. Naprawdę powinni dostać jakieś specjalne wyróżnienie czy inny order z ziemniaka za najbardziej beznadziejnie wykonaną pracę, bo chyba żadnej z pozostałych grup nie poszło aż tak tragicznie jak im.
Grupa: wpisz chorobę grupy i twoje stanowisko w niej Literka:4 za eliksirowara i A Przerzuty:- Punkty ujemne: - 70 a za mnie - 20 za prezentacje i - 5 bo późno dołączam i - 20 za eliksir = łącznie -115 Dodatkowe: -
Tak! Mógł dołączyć do jakiejś grupy i w końcu zająć się uzdrawianiem, jak należy. Z radością, której nie było po nim widać, dołączył do wyznaczonych osób, zostając na początek postawiony na miejscu eliksirowara. Cóż, to nie był dobry pomysł. Był równie kiepski z eliksirów, co z zaklęć, więc właściwie nie spodziewał się cudów, choć nie powiedziałby, że będzie przekonany, iż wyjdzie tak źle. Gotowy eliksir został nałożony na ranę i po kilku uderzeniach serca ta się jedynie pogorszyła. Poważnie? Dlatego wolał zajmować się prostymi sprawami, jak opatrywanie ran. Tu najwyraźniej pomylił całkowicie jakiś składnik i proszę bardzo. Paskudztwo na ręce jedynie powiększało się zamiast znikać. Przymknął na moment oczy próbując się skupić, żeby naprawić błąd. Ze skupieniem było jednak ciężko, gdy nagle Freddie zaczęła śpiewać. Przez moment przypatrywał jej się zdumiony, aby zaraz przenieść spojrzenie na drugą Puchonke, tym razem z jego własnej grupy - Aleksandrę. One naprawdę śpiewały?! Wcześniej Brewer wierszykiem rzucił, a teraz… Z tego wszystkiego, musiał zacząć panować nad sobą, aby pod wpływem nerwów, stresu, nie zacząć zmieniać swoich rysów twarzy. Efekt? Nie poprawił dostatecznie eliksiru, a gdy profesor prosił o prezentacje, zaczął bełkotać niezrozumiale, zyskując kolejne ujemne punkty dla grupy. Gorzej chyba być nie mogło, prawda?
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Grupa: Sylis | Nosiciel Literka:J i nieparzysta Przerzuty: 1/1 Punkty ujemne: brak Dodatkowe: bodajże dwa dodatkowe przerzuty i również mogę komuś pomóc, ale nie mam mocy zmniejszania plusów ujemnych +5 za wierszyk
- Tak się złożyło, że otaczają mnie mądrzy ludzie również w rodzinnych kątach. - posłał buziaczka w kierunku @Aslan Colton, jednocześnie rozwiewając wątpliwości @Morgan A. Davies. Potem jego przyjaciółka rozgadała się ciut bardziej, a on już nie był taki cwaniak z gotową odpowiedzią na wszystko. Bo choć nie musiał tłumaczyć się z dogryzki o pewnej Ślizgonce, to coś w środku dźgało go tak mocno, że... no musiał, no. Lew stawał się małym, puchatym kiciusiem, gdy chodziło o @Flora J. Martell. - Dawno i nieprawda. - machnął lekceważąco chorą ręką, odwróciwszy się wcześniej do Puchonki, żeby podkreślić przed nią, że to tylko ich głupie żarty i teraz to przecież żadnych rąk nigdzie nie pcha. Niestety Flora i tak się speszyła. Może właśnie przez niego? Zapewne będzie o tym rozmyślał przy okazji bezsennej nocy, kiedy jego mózg zacznie na nowo wywlekać krindżowe sytuacje z jego życia.
Najwidoczniej wspięcie się na wyżyny swojej kreatywności było opłacalne, bo rozbawił prowadzącego (@Huxley Williams). I chyba tym samym zarobił jakiegoś plusa (czy zaraz wyjdzie na lizusa?), co było dla niego w pewnym sensie nowością. Uśmiechnął się pod nosem z niemałą satysfakcją na te pochlebne słowa opiekuna, bo - co tu ukrywać - połechtały brunowe ego. Na szczęście nie zdążył obrosnąć w piórka, gdyż jeszcze przecież nie skończyli swojego zadania. Prezentacja nie była już tak wymagająca, tym bardziej dla niego, gdy piastował rolę Nosiciela. Zapisał sobie na pergaminie kilka zdań, a resztę miał zamiar dopowiedzieć z głowy, idąc na żywioł. Gdy przyszła kolej Flory - uśmiechnął się niej zachęcająco, by dodać jej troszkę odwagi, ale dziewczyna chyba tego nie zauważyła, tak była zestresowana. Aslanowi poszło perfekcyjnie (jak zawsze) i już miał pytać o to, czy Krukon przypadkiem techniki różne zna i dlatego wygrywa. On sam podszedł do zadania na pełnym luziku i chyba dlatego poszło tak gładko. Opisał swoje choróbsko i coś tam nawet dodał o tym, jak można mu pomóc. Dziwne, ale zapamiętał z tej lekcji sporo. Nawet na tyle, by podszepnąć jakąś podpowiedź komuś z grupy, kto akurat zapomni tak zwanego słowa-klucz.