Klasa jest bardzo dobrze oświetlona. Z tyłu obok regałów znajduje się zaplecze, w którym magazynowane są zaczarowane manekiny - idealne do ćwiczeń uzdrawiających. Są bardzo cennym nabytkiem profesor Blanc oraz innych nauczycieli magii leczniczej. Są zamknięte na żelazny klucz.
Deven wszedł do klasy cicho. Nie skrycie, jak ktoś, kto bardzo nie chce zostać zauważony, ale po prostu... cicho. Jak osoba, która nie musi robić wokół siebie zamieszania. Która wręcz tego nie lubi. Powiedział ciche, ale pewne "dzień dobry" uśmiechnął się do pielęgniarki, którą zdążył całkiem dobrze poznać - bycie zawodnikiem quidditcha wymagało dobrych układów z ludźmi, którzy znali się na uzdrawianiu, zresztą sam się zawsze tym interesował, jako że większość zaklęć, używanych do leczenia ludzi, można było z powodzeniem stosować w przypadku chorych zwierząt. Zazwyczaj wystarczyło po prostu osłabić moc zaklęcia. W sali zajął miejsce przy oknie, czekając na początek lekcji, wyciągając ze swojej ozdobionej koralikami i kolcami jeżozwierza torby wszystkie potrzebne przybory. Zawsze notował co istotniejsze spostrzeżenia, bo przecież nigdy nie wiadomo, kiedy mogą okazać się potrzebne.
Weszła do pomieszczenia z miejsca należycie się witając zanim zajęła ławkę zaraz za @Deven Quayle. Zanim jeszcze zebrali się wszyscy uczniowie, trąciła go w ramię, patrząc na razie jeszcze na jego plecy. Czekała aż chłopak się do niej odwróci przodem, ale że do najcierpliwszych nie należała, kiedy zdążyła zrzucić torbę na ziemię, zaczęła wypowiedź. — Jak tam trening? Miałam wpaść, ale coś mi wypadło. Mam nadzieję, że jakoś daliście sobie radę beze mnie — uśmiechnęła się ciut ironicznie, bo list najpewniej dostała przez pomyłkę, ale mimo wszystko nie odmówiła sobie z tego zakpić. Tak z szacunku dla wzajemnej rywalizacji, skoro kapitanowała drużynę przeciwną. Deven był dla niej realnym zagrożeniem. Szczególnie, że zgarnął do niej Julkę i Rasheeda. To będą wyrównane mecze w tym roku… tylko drużyny Salem się nie obawiała. Jak na razie chyba nawet nie potrafili wszystkich skompletować. — Nie mogę się doczekać meczu przeciwko wam — dodała kończąc swoją wypowiedź i wróciła do opierania się na krześle, milcząc już. Lekcja powoli chyba powinna się zaraz rozpocząć. Wolałaby nie narazić się nauczycielce z Salem. Jeszcze nie była nawet pewna co to za kobieta.
Magia lecznicz? Dość ciekawe zajęcia. Można sie na nich nauczyć zaklęć jak i eliksirow. Pewnie dlatego Hope postanowiła na nie przyjść. Po tym jak weszla do klasy zajęła miejsce dość w tyle, z dala od ludzi. Nauczycielka siedziała za biurkiem przyglądając się każdemu z osobna. Dosc dziwna osoba, przemknelo przez głowę Hope. Brunetka Rozsiadła się wygodnie na swoim miejscu i westchnela wbijajac wzrok w okno. Miała nadzieje, ze ta lekcja bedzie ciekawsza niz Mugoloznawstwo, bo na tej lekcji wybuchła! Oby tutaj nie kazano jej robić bomby. Hope rozejrzał się uważnie po sali czekając na rozpoczęcie lekcji. Nic ciekawego, nikogo znajomego. Same nudy..
Kolejny dzień i kolejna lekcja. Tym razem lekcja na którą SOS mogła przyjść po grubej imprezie, nie wyspana, umierając i w ogole. Uwielbiała magie lecznicza. W przyszłości chciała zostac uzdrowicielka. Tak więc zadowolona i pelna życia Po pędziła do klasy gdzie miała sie odbyc tak dlugo wyczekiwana lekcja. Weszła zadowolona i uśmiechnięta do klasy. Rozejrzala sie dookola i zatrzymała wzrok na nauczycielce. -Dzień dobry Pani Blanc. - powiedziała nie przestając sie uśmiechać. Usiadła w lawce przed nauczycielka i ponownie rozejrzala sie po klasie. Dostrzegła kilka znajomych twarzy. -Cześć wszystkim!-powiedziała nie przestając sie usmiechac. Typowa Puchonka, wita wszystkich z usmiechem na twarzy.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Ten dziwaczny najazd zajęć z magii leczniczej odrobinę go zastanawiał. Rasheed nigdy nie czuł, że to jego konik, ale od czasu do czasu próbował zapoznać się bliżej z tematem, raczej ze względu na swoją ciekawość, aniżeli prawdziwą chęć rozwijania się w tym kierunku. Jego ambicja ostatnimi czasy stała się dość wybiórcza, ale kto by się tym przejmował. Po zajęciach z Lumierem był w gruncie rzeczy dość ciekawy tego, co czeka ich tym razem. Kiedy przekroczył próg klasy, niemalże automatycznie poszukał wzrokiem mężczyzny, natrafiając jedynie na jakąś nieznajomą blondynkę. Cóż za ironia. Gdyby to była Sevi, poznałby ją natychmiast. Kontuzje po treningach Quidditcha często były wystarczającym powodem do zaznajomienia się ze wszystkimi uzdrowicielami w zamku, a tej tutaj nie kojarzył. Pewnie przyjechała razem z tą całą Salem - świtą. Zamiast wywracać oczami, na co właściwie miał ochotę, przywitał się tylko z nauczycielem. Kiedy szukał sobie jakiejś wolnej ławki, przeniósł na chwilę spojrzenie na Devena. Uniósł dłoń w geście powitania, Shenae tylko taksując spojrzeniem, nim ostatecznie usiadł.
Enzo nie był fanem zajęć z magii leczniczej. Tak po prawdzie, nazwanie tego w ten sposób zakrawa na straszliwy eufemizm. Nie chodził na te lekcje i omijał szerokim łukiem wszystkie, które uważał za zbędne. Tym razem też sądził, że niepotrzebnie się fatyguje, ale to chyba przez ciekawość. Intrygowało go to, które przedmioty wybrała pewna Krukonka, chcąc najpewniej studiować ich około mnóstwo, jeśli nie prawie wszystkie. Może właśnie to było powodem, dla którego zebrał się nagle z pokoju wspólnego i zawlekł tyłek do klasy magii leczniczej. Przekroczył próg nieco niepewnie. Jak na ironię, czuł się trochę tak, jak jeleń oślepiony reflektorami. Przeszedł przez salę, wzrokiem szukając pewnej Krukonki, a kiedy już ją wypatrzył, oczywiście ucieszył się jak głupek. Usiadł obok niej, muskając przelotnie jej ramię. - Hej - przywitał się z nią i Devenem, który chyba teraz był odwrócony do niej przodem. Zmierzył go ostrożnym spojrzeniem. Pamiętał go ze swojej Therii, a że jak najszybciej chciał o niej zapomnieć, postanowił go nie kojarzyć tylko z tym nieprzyjemnym tematem. - Też grasz w Quidditcha? - zapytał więc, chcąc w jakiś sposób go „określić”, chociaż ten temat zdecydowanie go nie interesował. Starał się mimo wszystko, żeby nie było tego od razu po nim widać.
Angelique Rocheleau
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.77 m
C. szczególne : jasne włosy; markowe, drogie ciuchy od najlepszych projektantów świata magii.
Ach, ta nasza zabiegana Angelique. Tym razem siedziała z nosem w książkach z magii leczniczej i jeszcze trochę, a spóźniłaby się na swoje ulubione zajęcia. Tak, temu właśnie chciała poświęcić się w przyszłości młoda puchonka - uzdrawianiu. Ubrała się w swoją szatę z godłem Hufflepuff'u, za którym nie przepadała. Tak. Wiem, wiem to było dziwne, ale właśnie to był jej mały sekret. Nie lubiła swojego domu odkąd do niego trafiła. Zawsze wmawiano jej, że dom Salazara Slytherin'a jest najlepszy i od tej pory, kiedy przekroczyła mury Hogwartu nadal w jej głowie zostało to przekonanie, twardo wetknięte w jej myśleniowo-emocjonalny system wartości. Biegła przez korytarz, po czym po schodach na pierwsze piętro, jakby goniło ją stado centaurów. Wpadła do klasy z lekką zadyszką i przywitała się z pielęgniarką cichym "dzień dobry". Skierowała się w stronę Sunny, którą to niedawno poznała dzięki chochlikom kornwalijskim. - Cześć.- Szepnęła i usiadła za puchonką.
Rience nie mógł sobie odpuścić zajęć z magii leczniczej. Był na ostatnich, a to, że ściśle powiązały się z jego ulubionym przedmiotem uznał za dobry omen. Nie zastanawiał się więc długo i ubrany w szatę szkolną w barwach Krukonów, wybrał się na zajęcia. Dotarł do klasy zaskakująco szybko, przez co nie pozostało mu zbyt dużo czasu na rozważenie kogóż tym razem może spotkać na lekcji. Zwykle wolał być przygotowanym na nieoczekiwane, ale chyba nawet rozmyślania nie pomogłyby mu dojść do tego, co jakiś koleś robi obok Shenae. Półwil obleciał go spojrzeniem, ale nie na tyle długo, aby budzić tym jakiekolwiek zainteresowanie. Po prostu przeszedł obok biurka pielęgniarki, rzucając jej krótkie „dzień dobry” i tym samym zaszedł D’Angelo od drugiej strony. Usiadł w ławce sąsiadującej z jej ławką. Potem chciał wyciągnąć pergamin i może wprost zapytać o to, czy to jest ten problem, który tak swego czasu ją męczył, ale ostatecznie zrezygnował. Po prostu powlókł po niej spojrzeniem i kiedy, być może, zwróciła na niego uwagę, zdecydował się po prostu zapytać: - Cześć, co tam? No i wręcz musiał uśmiechnąć się przy tym rozbrajająco.
Japierdole ile nowych twarzy tutaj się pojawiło. Masakra, a jeszcze najgorsze jest to, jak wielu tych ludzi nie kojarzył. Cudowna sprawa, ale to samo w sumie czekało go w Stavefjord. Może dlatego jakoś bardziej wybrał Hogwart? Co by nie było, smutne bo jak dotąd bardzo niewiele osób znajomych dane było mu spotkać. No cóż, może to się jeszcze wszystko zmieni? Oby, oby. A tymczasem – lekcja. Trzeba było się nią zająć. Tak, bo przecież skoro już tutaj wrócił, musiał zacząć z przytupem, co nie? Dlatego też przekroczył spokojnym krokiem próg klasy, w której miały odbywać się zajęcia. I właśnie wtedy spostrzegł, jak wielu ludzi nie zna. Albo może znał, tylko nie potrafił skojarzyć twarz z imieniem? Kto wie, kto wie. Co by nie było, należało kogoś znaleźć, kogoś znajomego. I tak też się stało. Co ciekawe, poszło miał większe szczęście, niż mógł nawet przypuszczać. Z uśmiechem zatem podszedł do @Sunny O. Saltzman, stojącej i rozmawiającej z jakąś równie urodziwą panienką. – Cześć Skarby! – rzucił na powitanie, przytulając i całując na dzień dobry znajomą Puchonkę, do drugiej natomiast wyciągając gałąź celem przedstawienia. Kto wie..? Może to nie będzie tak stracony czas?
Siedziała spokojnie w lawce przed biurkiem Nory wpatrując się w ścianę. Usłyszała cichutkie cześć. Odwrocila głowę w strone z której słyszała owe czesc. Ujrzala Andzie. Uśmiechnęła sie szeroko do znajomej. -Witaj Andziu.-powiedziala nie przestając sie uśmiechać. Nagle usłyszała znajomy głos mowiacy'Cześć skarby'. Owrocila sie w strone chlopaka, ktory stanął kolo niej. -Witaj przystojniaku.-odpowiedziala usmiechajac sie uroczo. Chłopak objal ja i pocalowal. Odwzajemnila jego czuły pocałunek po czym wtulila się w niego. -Myślałam, że się nie pojawisz. -dodała po krótkiej chwili nie przestając się do niego tulić. Uśmiech nie znikał z jej twarzy. Była szczęśliwa, że Benjamin wrócił do szkoly i do niej. Odgarnela kosmyk kasztanowych włosów z policzka i wetknela go za ucho. Wbila czekoladowe tęczówki w swojego misia i uśmiechnęła sie zadowolona.
Gdy dotarł w pobliże klasy lekcja już trwała, jednak nie wchodził jeszcze do środka. Sporo osób które zmierzały na zajęcia Magii Leczniczej kojarzył, więc posyłał im przelotne uśmiechy, jednak sam jeszcze nie zdecydował się na wejście do sali. Czekał na Aiko, a czas ten umilał sobie cichym nuceniem jakiejś pogodnej melodii, która już od kilku dni odbijała mu się w głowie pomiędzy jednym uchem a drugim i uparcie nie chciała się od niego odczepić. Jedynym sposobem na to było zanucenie całej melodii, przynajmniej u Setha to działało. I gdy skończył sobie nucić zauważył ją - drobną Japonkę, która właśnie przed chwilą zjawiła się na pierwszym piętrze. Jego twarz od razu rozjaśnił uśmiech i ruszył w stronę dziewczyny, którą po chwili serdecznie uścisnął. - Dobrze cię widzieć, Aiko - uśmiechnął się do dziewczyny, chwytając jej rękę. Razem weszli do sali i zajęli miejsca. Szczerze mówiąc nie mógł doczekać się końca lekcji, żeby w końcu usłyszeć wspaniałe opowieści o innych krajach i ich kulturach.
Aiko była wyjątkowo podekscytowana. To miały być jej pierwsze zajęcia od roku i chociaż niby nie powinna się na nie cieszyć, TO O MÓJ BOŻE. Jak ona tęskniła za nauką! W życiu nie pomyślałaby, że tak powie, ale naprawdę tęskniła za Hogwartem. Poza tym miała się spotkać ze Sethem, co było jeszcze większym powodem do radości. Dziewczyna spakowała potrzebne rzeczy i pognała w kierunku sali. Gdy zauważyła postać przyjaciela przyśpieszyła, by po chwili zawiesić się na jego chudej szyi. - Ciebie też, Seth. W ogóle się nie zmieniłeś! No, może trochę schudłeś. Nie miał cię kto karmić, co? - zażartowała, ujmując dłoń chłopaka. Usiadła obok niego; korzystając z faktu, że nauczycielki jeszcze nie było w klasie, zaczęła znowu trajkotać. - Na Merlina, nie pamiętam nic z magii leczniczej! Co my w ogóle mamy tu robić? Czuję się, jakby ostatni rok wyssał ze mnie całą wiedzę. Opowiadaj, co nowego słychać w Hogwarcie. Podobno jacyś ziomkowie z Ameryki do nas wpadli. Dziewczyna posłała Sethowi szeroki uśmiech. Jak dobrze być w domu!
Wchodzi do klasy, bardziej zajęta bawieniem się swoim francuskim warkoczem, niż czymkolwiek wokół, macha różdżką, próbując poprawić misterny splot. Po paru krokach kiwa głową do znanej jej nauczycielki z Salem. - Dzień dobry – wita się uprzejmie i uśmiecha się do niej szeroko. Rozgląda się wokół i krzywi się lekko, bo nie widzi nikogo z Salem. Hensley zazwyczaj na lekcjach trafia na jakiegokolwiek ziomka z Ameryki. Nigdy nie starała się nawet zaprzyjaźniać z ludźmi z Hogwartu, pewna obecności swoich znajomych. Biedna, samotna Hensley! Z obojętną miną idzie w stronę jakiegoś wolnego miejsca, zerkając na otaczających ją studentów. Winnie nie myślała nad tym z jakim domem teoretycznie powinna się utożsamiać. Głównie dlatego, że nie znała do końca ich charakterystyki, oprócz podstawowych rzeczy, których trudno było nie zauważyć. Ma plan usiąść gdzieś w okolicy studentek w żółtym stroju, z doświadczenia wiedząc, że uczniowie w tym kolorze są często mili, nawet dla Salem. Ale kiedy mija chłopaka w niebieskim mundurku, zagapia się na niego i zaczepia swoją kowbojką o puste krzesełko, o mało się nie przewracając. Siada na tym wolnym miejscu, znowu patrząc się na @Rience Hargreaves, bez specjalnego skrępowania. Pewnie chłopak w końcu zauważa jej intensywne spojrzenie, a Winona nie może się powstrzymać od powiedzenia czegoś. - Łał, twoi rodzice odwalili dobrą robotę – mówi do chłopaka z tym swoim mocnym, południowoamerykańskim akcentem. Dopiero po chwili Winnie wpada do głowy, że może mieć w sobie krew wili, dlatego tak niesamowicie zwrócił jej uwagę. Próbuje z powrotem skupić się na swoim warkoczu. Winnie nie do końca przyzwyczajona do czaru i wyglądu męskich półwil jak inni w Hogwarcie.
Marigold wielokrotnie zastanawiała się, po co zdecydowała się pójść na studia. Siedziała w szkole już dwa lata, zamiast rozwijać swój talent i powoli czuła, że podjęła jednak złą decyzję. W końcu robi się coraz starsza, a żeby się wybić w którymkolwiek teatrze będzie potrzebować trochę czasu. Nie da się jednak ukryć, że gdzieś głęboko chowany rozsądek doszedł tu do głosu i zmusił ją do znalezienia planu B. Była aż nadambitna, ale pozostawała przy tym realistką i wiedziała, że najmniejsza nawet kontuzja może przekreślić jej karierę. Dlatego też postanowiła pójść w ślady rodziców i na specjalizację wybrać nauki uzdrowicielskie. Przynajmniej będzie mogła pomagać ludziom, bo w gruncie rzeczy czasem o nich myślała pewnie dlatego tiara przydzieliła ją do grona Puchonów, choć typową przedstawicielką tego domu na pewno nie była. Weszła do klasy, rozglądając się po zgromadzonych tu studentach i westchnęła cicho, mrucząc od nosem włoskie przekleństwo. Uśmiechnąwszy się do jedynej znajomej twarzy, czyli Sosika, usiadła na ławce pod oknem i skupiła się na widocznym z niego krajobrazem. Niepotrzebnie przychodziła tak wcześnie, mogła w spokoju poćwiczyć jeszcze trochę.
Angelique Rocheleau
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.77 m
C. szczególne : jasne włosy; markowe, drogie ciuchy od najlepszych projektantów świata magii.
Puchonka zastanawiała się, jaki temat będzie dziś poruszony na lekcji. Już nie mogła się doczekać. Otworzyła podręcznik i zaczęła przeglądać, po czym otworzyła zeszyt i coś napisała. Następnie z nudów rysowała serduszka po marginesach, a na koniec... No Angelique przestań w końcu! Odłożyła wszystko na swoje miejsce. Zrobiła porządek na ławce i złożyła ładnie rączki. Siedziała spokojnie na swoim miejscu za Sunny, tymczasem podszedł do nich jakiś przystojny chłopak. Jak się okazało był znajomym Saltzman. - Angelique.- Odparła puchonka w stronę gryffona i ucisnęła jego dłoń. No w końcu zaczyna się coś dziać.
Kol powolnym krokiem wszedł do sali, rozejrzawszy się po wszystkich usiadł w drugim rzędzie od okna cichuteńko i zaczął się rozpakowywać. Wyjął pióro i atrament do pisania, coś na czym będzie pisał oraz podręcznik od przedmiotu. Otworzył książkę na pierwszym temacie w nim zawartym, w oczekiwaniu na lekcję zaczął przyswajać sobie poprzednie lekcje. W myślach sobie powtarzał wielokroć jak odwracał się za siebie i rozglądając po uczniach że "Czy ja źle trafiłem?". Fakt faktem, Kol dokońca nie przyswoił sobie norm magicznego świata, jeśli nauczycielka go wywali z sali mówi się trudno. Będzie oznaczało że to nie na te zajęcia chodzi, a szkoda bo spodobał mu się ów przedmiot.
Zaśmiał się cicho na uwagę Aiko, gdy wchodzili do klasy. - Może mi nie uwierzysz, ale jem więcej niż kiedykolwiek - posłał przyjaciółce radosne spojrzenie. - Ale może faktycznie trochę schudłem, na wakacjach sporo się ruszałem. Odwiedziłem moją siostrę w Manchesterze a zabawa z jej córeczką wymaga cholernie dużo energii - na samo wspomnienie beztroskich zabaw z uroczą siostrzenicą na jego ustach pojawił się uśmiech. - Myślałem, że mam dobrą kondycję, ale po kilku godzinach spędzonych z trzylatką byłem wykończony - zaśmiał się radośnie. Naprawdę lubił dzieci i pewnie gdyby nie jego orientacja seksualna chciałby mieć dużą rodzinę. Ale cóż, nie był zainteresowany kobietami w takim znaczeniu, więc założenie rodziny raczej nie było w jego przypadku możliwe. Słuchał słów przyjaciółki i zanim zauważył, że skończyła mówić przez chwilę siedział bezmyślnie gapiąc się w jakiś punkt przed sobą. Chyba powinienem odpowiedzieć, tknęło go nagle. - A wiesz, przegapiłem wakacyjny wyjazd do Atlantydy. Ponoć była całkiem niezła zabawa i teraz trochę żałuję - nieznacznie wzruszył ramionami. - Tak, mamy nowych kumpli z Ameryki. Z tego co mi wiadomo Salem spłonęło. Zdążyłem już poznać kilka osób, są całkiem mili i nie mam pojęcia dlaczego niektórzy z naszych są do Salemczyków uprzedzeni.
Siedząca w klasie Nora z uwagą obserwowała zbierających się uczniów. Gromadziło się ich coraz więcej i więcej. Była mile tym zaskoczona. Na jej twarzy malował się spokój, opanowanie i coś w rodzaju zadowolenia. Miała nadzieję, że lekcja będzie dla zgromadzonych, miła, lekka i przyjemna. Skinęła głową na powitanie Elizabeth Benoit oraz Sunny O. Saltzman. Uśmiechnęła się przy tym delikatnie i wróciła do przeglądania swoich papierów, które walały się po całym biurku. Minęło kilka minut i do klasy weszli kolejni uczniowie. Odpowiedziała na powitanie Winnie Hensley i westchnęła cichutko. Sprawdziła godzinę na zegarku i wróciła do przeglądania papierów. Za chwilę miała rozpocząć lekcję, więc powoli zaczęły wszystko układać. Kiedy skończyła porządki na biurku wstała i rozejrzała się po klasie.-Dzień dobry wszystkim. -przywitała się z uśmiechem na twarzy. Nie mogła uwierzyć, ze tyle uczniów przyszło na jej lekcje.-Nazywam się Nora Blanc, jestem Pielęgniarką i dziś poprowadzę lekcję Magii Leczniczej. Pewnie niektórzy z was odwiedzili mnie już w Skrzydle Szpitalnym, ale nie o tym chciałam z wami dziś porozmawiać. -powiedziała spokojnie i podeszła do tablicy. Wzięła białą kredę i napisała "Anapneo".-Na pewno każdy z was zna to zaklęcie i wie do czego służy. Właśnie dziś je poćwiczymy. -dodała po krótkiej chwili i rozejrzała się po klasie po czym odłożyła kredę. -Na początek chciałabym byście napisali mały teścik z wiedzy o tym zaklęciu. Czyli działanie i skład. Wyjmijcie pergaminy i pióra. -odezwała się nagle, a na jej twarzy pojawił sie dość dziwny uśmiech. -Macie 5 minut na napisanie. Czas start!-odezwała się nieco rozbawiona minami zgromadzonych uczniów. Usiadła na fotelu przed biurkiem i westchnęła cichutko po czym wzięła w dłoń jeden z pergaminów. Czytała go uważnie przez jakiś czas, po czym zerknęła na zegarek. -Panno Hensley proszę o zebranie pergaminów i położenie ich na moim biurku. -odezwała się odkładając pergamin na stosik z brzegu biurka. Kiedy Panna Hensley zebrała prace i dostarczyła je na jej biurko podziękowała i spojrzała na uczniów. -Dobrze więc chcę byście teraz przećwiczyli wymowę, następnie gest różdżką. Jeśli to wam się uda poćwiczycie na magicznych fantomach z objawami zakrztuszenia. -wyjaśniła spokojnie z cichym westchnieniem. Wstała od biurka i ruszyła w stronę ławek ustawionych w 5 rzędach. -W razie pytań proszę zgłoście się poprzez podniesienie ręki. Proszę zaczynajcie. -powiedziała przechadzając się powoli między ławkami i uważnie obserwując poczynania młodzieży.
Mini test:
Losujecie jedną kostką, liczba na niej będzie odpowiadała za waszą ocenę. Powodzenia.
1,4 - Wymowa nie sprawia Ci żadnego problemu. Nora posyła Ci szeroki uśmiech kiwając z podziwem głową. Świetnie, obyś trzymał tak dalej! 2,3,5 - Niestety, coś jest nie tak! Lepiej przećwicz jeszcze wymowę, bo coś może pójść nie tak podczas rzucania zaklęcia. Chyba nie chcemy żadnych wypadków, prawda? Nora zauważa twoje błędy i przygląda Ci się uważniej. Co jakiś czas zerka na Twoją pracę kręcąc delikatnie głową na boki. ( Ponownie rzuć kostką. ) 6 - Oh nie! Zaklęcie wymawiasz dobrze, ale akcentowanie jest złe. Popraw się jak najszybciej bo Nora uważnie Ci się przygląda. Chyba nie chcesz trafić na jej Czarną Listę? Po kolejnych nieudanych próbach prosisz Norę o pomoc. Profesorka daje Ci kilka rad, bierzesz sobie je do serca i w końcu udaje Ci się zaliczyć zadanie. Metoda prób i błędów jednak się opłaciła, a proszenie o pomoc to nic złego.
Gest ( rzucacie 1 kostką )
2,6 - Twoje ruchy różdżki są perfekcyjne! Nic dodać nic ująć! Gratulacje oby ci tak świetnie szło na kolejnych zajęciach. Nora unosi kciuk w górę i uśmiecha się do Ciebie szeroko. 1,3,5 - Masz małe problemy z ruchami różdżką. Trzęsie Ci się ręka i musisz więcej poćwiczyć, ale nie jest źle. Może za dużo kofeiny lub za mało snu? Na następne zajęcia lepiej się wyśpij lub znów nie przesadź z kofeiną. Nora uśmiecha się do Ciebie pocieszająco i zachęca do dalszych prób. 4 - Fatalnie! Nie masz w ogóle wyczucia. Co się z Tobą dzieje? Weź się w garść bo inaczej Nora będzie bardzo zła. W ogóle nie radzisz sobie z zadaniem. Twoje ruchy są bardzo złe. Machasz różdżką w każdą stronę. Uważaj bo komuś lub sobie zrobisz krzywdę! ( Ponownie rzuć kostką. )
Ćwiczenia ( rzucacie jedną kostką )
1 – Niestety Twój fantom nie wygląda zbyt dobrze, po rzuceniu zaklęcia jego stan tylko się pogorszył. Wyglądał źle a teraz wygląda jeszcze gorzej. Nie masz czasu na zastanawianie się co zrobiłeś nie tak. ( Rzucasz kostką: parzysta – w odpowiednim momencie odskakujesz na bok, twój pacjent zwraca śniadanie a jego stan się poprawia i już niczym się nie krztusi. Nieparzysta - niestety nie radzisz sobie z zadaniem, twój pacjent wygląda coraz gorzej. Pospiesz się i zrób coś. W końcu z pomocą Nory powtarzasz zaklęcie. Tym razem skutecznie! 2, 5 – Jak to się mogło stać? Rzuciłeś zaklęcie, ale nic się nie stało. Może coś pokręciłeś? Źle wypowiedziana formuła lub nie taki ruch nadgarstka? Musisz się poprawić. Twój pacjent leży w męczarniach, czekając aż się poprawisz. ( Ponownie rzuć kostką. ) 3 – No cóż, szału nie ma. Jednak zaklęcie chyba pomaga bo twój pacjent przestaje się krztusić. Perfekcyjnie to sobie nie poradziłeś z tym zaklęciem, ale aż tak źle to nie było. Podstawy zrozumiałeś, poćwicz a będzie lepiej 4, 6 – Bardzo dobrze, wręcz idealnie! Nie mas żadnych problemów z rzucaniem skutecznych zaklęć. Wymowa i ruch nadgarstka są perfekcyjne. Twój pacjent czuje się świetnie i nic mu już nie dolega. Nora jest z Ciebie bardzo dumna. Może czas pomyśleć o dalszym rozwijaniu umiejętności w kierunku uzdrawiania?
Kod:
<zg> Mini test:</zg> wpisz ilość oczek na kostce <zg> Wymowa:</zg> wpisz ilość oczek na kostce <zg> Gest:</zg> wpisz ilość oczek na kostce <zg> Ćwiczenie:</zg> wpisz ilość oczek na kostce
Dodatkowe informacje:
W kolejnym poście uczniowie i studenci będą mieć oddzielne kostki i zadania. Oczywiście można dołączać na zajęcia bez problemu. Kolejny post pojawi się niebawem ( 02.11 ) . Oczekujcie z niecierpliwością. +Proszę nie dawać z/t.
Ostatnio zmieniony przez Nora Blanc dnia Czw Paź 29 2015, 03:06, w całości zmieniany 1 raz
Hope siedziala spokojnie na swoim miejscu czekajac na rozpoczęcie lekcji. W koncu sie doczekala. Nauczycielka wstala i zaczela im tłumaczyć co beda dzis robic. Na poczatek mieli napisac maly tescik z zaklecia Anapneo. Wziela pergamin i pióro po czym zaczeli pisac. Po wszystkim jedna z uczennic zebrala kartki i oddala nauczycielce. Teraz mieli cwiczy wymowe, gest a nastepnie mieli sprawdzić sie na fantomie magicznym. Siedziala spokojnie cwiczac wymowe. Nie szlo jej za dobrze Profesorka przygladala jej sie uwaznoe, gdy Hope probowala wymawiac zaklecie z odpowiednim akcentem. W koncu poprosila nauczycielke o pomoc i udalo jej sie. Nastepne zadanie to gest. Miala z tym male problemy, ale nie szlo jej tak zle wiec po kilku próbach zaliczyla zadanie. Gdy przyszla kolej na fantomy troche sie przestraszyla, ale okazalo sie jednak, zezaklecie zadzialalo i jej fantom przestal sie krztusic. Zaliczyla kazde zadanie. Z malymi problemami, ale jednak zaliczyla.
Sunny juz nie mogla sie doczekac rozpoczęcia lekcji. Gdy ta w koncu sie rozpoczęła okazalo sie, ze musza napisac test. Znala to zaklecie, wiec nie moglo pojsc jej tak zle. Po skonczeniu testumielicwiczyc wymowe, gest a na komcu uratowac krztuszacego sie fantoma. Zaklecie wymawiala dobrze, niestety zle toakcentowala i musiala wiecej pocwiczyc. Ostateczmie zaliczyla zadanie. Niestety, ale była tak podekscytowana zajeciami, ze trzesla jem sie reka i zle robila gest, ktorego uczyla ich nauczycielka. Na szczescie po kilku nastepnych probach udalo jej sie zaliczyć zadanie. Miala dzis fatalnego pecha. Z uratowaniem fantoma poradzila sobie przypadkowo. Po kilku próbach przestal sie krztusic, ale byla swiadoma tego ze poszlo jem fatalnie.
Ta cała sytuacja z D'Angelo była idiotyczna i Deven miał nadzieję, że krukonka po prostu to przemyśli. Słodka naiwności. Przygryzł policzek od środka i odwrócił się w jej stronę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Wzruszył lekko ramionami. - Pomyłka i tyle. Zawirowania w księgowości, zresztą nie ma o czym mówić - powiedział poważnie, nie dając się sprowokować i patrząc na nią chłodno. Była groźnym przeciwnikiem i doświadczonym kapitanem, czego nie mógł powiedzieć o sobie. Miał tylko nadzieję, że w którymś momencie odezwie się w nim krew indiańskiego wodza i okaże się doskonałym przywódcą. W sumie, mimo jego obaw, trening poszedł dobrze, drużyna wydawała się w równym stopniu poobijana, co zadowolona, więc chyba wszystko było w porządku. - Ja też. To będzie bardzo... interesujące starcie - powiedział, ciesząc się w duchu, że oprócz lekkiej irytacji, nie czuje żadnego zakłopotania, związanego z przebywaniem w towarzystwie osoby płci przeciwnej. Kiedy chodziło o quidditcha, wszystko nagle stawało się łatwiejsze, jakby bardziej klarowne i pozbawione tych niuansów, właściwych relacjom damsko-męskim. Uniósł rękę, pozdrawiając Rasheeda, po czym przeniósł wzrok na chłopaka, z którym brał udział w Therii. - Cześć. Tak, jestem kapitanem "Tańczących z Tłuczkami" - powiedział po prostu, ale na dłuższe rozmowy nie było już czasu, bo rozpoczęła się lekcja. Nie spodziewał się powitalnego testu, dlatego zmarszczył z niezadowoleniem brwi i spróbował przywołać wszystko, co wiedział na temat zaklęcia. Kiedy skończył pisać, pokręcił powoli głową, zdając sobie sprawę, że czegoś brakuje, ale nie miał już czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Miał kłopoty z poprawnym wymówieniem zaklęcia, co bardzo drażniło, jako jednostkę wyjątkowo ambitną i drażliwą. Dezaprobata nauczycielki jeszcze bardziej popsuła mu humor, dlatego wewnątrz aż cały dygotał z irytacji. Poprawiał się i poprawiał, ale niewiele to dawało. Świadomość, że za plecami ma Shenae pogarszała sytuację, trzęsły mu się ręce, przez co nawet kiedy poprawił wymowę, ruch różdżką pozostawiał sporo do życzenia. Może nie było tragicznie, ale zdecydowanie nie tak dobrze, jak bywało zazwyczaj. Zacisnął usta w wąską linijkę i próbował do skutku. Ćwiczenie na fantomie nie poszło rewelacyjnie, co raczej nie było dla Devena zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że ze wszystkich sił starał się zapanować nad nerwami. Co prawda, fantom przestał się krztusić, co już było pocieszające, ale nadal nie wyglądało to najlepiej.
Mini test: 4 Wymowa: 2 Gest: 1 Ćwiczenie: 3
Angelique Rocheleau
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.77 m
C. szczególne : jasne włosy; markowe, drogie ciuchy od najlepszych projektantów świata magii.
No i zaczęła się lekcja. Angelique usiadła ponownie na swoim miejscu i chłonęła każde słowo nauczycielki niczym fanatyczny chrześcijanin Pismo Święte. Bacznie przyglądała się nauczycielce, która napisała na tablicy "Anapneo". Oczywiście puchonka znała to zaklęcie, a nawet jeśli nie to miała zapisane wszystkie zaklęcia uzdrawiające na końcu zeszytu. Przekartkowała go i zerknęła: "Anapneo - udrożnia drogi oddechowe. Można je użyć np. w przypadku zadławienia lub kataru." Uśmiechnęła się sama do siebie, po czym mina jej nieco zrzedła, gdy usłyszała, że ma napisać w pięć minut informacje na temat owego zaklęcia. Jednak Rocheleau szybko wzięła się w garść, opanowała stres i rozpisała się nieźle, a najlepsze jest to, że wyrobiła się w czasie. Ocena Powyżej Oczekiwań - z pewnością ją ucieszyła. A jak z praktyką? Podobno to najfajniejsza część. Angelique miała nieco trochę wątpliwości co do swoich uzdolnień magicznych. Najpierw wymowa. Poszło jej nieźle, ale bez pomocy pani Nory by się nie obeszło. Na szczęście pierwsza część zaliczona. Następnie ruch różdżką, wręcz perfekcyjnie! Puchonka, aż się zawstydziła, gdy została pochwalona przez pielęgniarkę. No mała więcej pewności siebie! Ostatnia próba. Rzucanie zaklęcia. Puff! Czar prysł. Nic się nie stało. Czyżbym zrobiła coś nie tak? Angelique powtórzyła zaklęcie, ale nadal nic się nie działo. Dobra passa minęła.
Przyszedł czas rozpoczęcia lekcji, nie ominęła się ona oczywiście bez mini teściku z zaklęcia "Anapneo". Kol znał dość dokładnie opis tego czaru, więc nie było kłopotu w napisaniu. Mina mu lekko zrzedła że mają na napisanie 5 minut, cóż wziął głęboki oddech i wziął się za pisanie. Kiedy czas dobiegł końca, odłożył kartkę na bok i wziął się za ćwiczenie które mieliśmy wykonać. Z początku przećwiczył wymowę, szła mu perfekcyjnie bez żadnego błędu. Nawet pielęgniarka pokiwała głową w jego stronę ze zdumieniem. Jak skończył wymowę przeszedł na gestykulację różdżką, wychodziło mu to też bardzo dobrze, ponownie zwróciła na to uwagę prof. Nora. Po kilku przećwiczeniach powolnym krokiem podszedł do magicznego fantoma co miał objawy zakrztuszenia. Zatoczył odpowiednie ruchy różdżką i wypowiedział wyraźnie zaklęcie. -Anapneo Zaklęcie jakoś podziałało lecz nie było aż tak dobre ani złe. Gdy już skończył usiadł i oczekiwał kolejnych poleceń Nory.
Mini test: 5 Wymowa: 4 Gest: 6 Ćwiczenie: 3
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Och, test, no pięknie. Rasheed w tym momencie całkiem przestał rozumieć czemu tak właściwie pojawił się na tych zajęciach. Jeszcze tego brakowało, żeby PIELĘGNIARKA wystawiała im oceny! I to z przedmiotu, z którego był „średnio dobry” (cóż za niedopowiedzenie). Jego doświadczenie ograniczało się tylko do łatania Julki po treningach, a i to czasami się nie sprawdzało. Jak żyć? Tak więc pomarudził sobie srogo i bardzo niechętnie zajął się wypełnianiem testu. Wydawało mu się, że posypało się sporo głupot, ale pewnie okaże się, iż nie było w końcu aż tak źle. Rash i jego pamięć fotograficzna teoretycznie powinni bardzo rzadko zgarniać trolle, ale kto wie co przyniesie los. Ćwiczenia praktyczne bardziej mu podeszły, a to może dlatego, że chociaż raz nie pogrążył się na wymowie. Naleciałości z języka szwedzkiego prześladowały go przez wiele lat, więc to był taki mały sukces. Gorzej poszło mu z ruchem różdżką, ale w sumie nie było aż tak źle. Poćwiczył kilka razy nim podszedł do próby rzucenia zaklęcia, ale mimo wszystko nic się nie stało. Zaklęcie nie zadziałało i fantom jak leżał udając mękę, tak symulował ją dalej. Wręcz automatycznie uniósł brew do góry, ale nie poddawał się. Kolejna próba zaowocowała już sukcesem, co pozwoliło Sharkerowi na przyglądanie się reszcie uczniów. Nie ma nic lepszego niż obserwowanie jak inni pracują, podczas gdy samemu miało się chwilę na złapanie oddechu.
Mini test: 5 Wymowa: 4 Gest: 5 Ćwiczenie: 2, potem 4
Tego się nie spodziewał. Rience siedział sobie spokojnie, oczekując na szczegółową relację Shenae na jego pytanie, kiedy to… jakaś dziewczyna prawie zabiła się przy jego ławce. Zachwiała się raczej śmiesznie, kiedy noga (lub buty) odmówiły jej posłuszeństwa. Naturalnie podążył za nią spojrzeniem, zachowując przy tym całkiem udaną powagę, mimo że to było dość zabawne. Lekki uśmiech wpełzł mu na twarz, a sam Hargreaves raczej zapatrzył się gdzieś w przestrzeń, dopóki czyjeś natarczywe spojrzenie nie sprawiło, że poczuł dyskomfort. Zmarszczył nieznacznie brwi i faktycznie, rozejrzał się w poszukiwaniu źródła tego dziwacznego uczucia i proszę - dziewczyna w kowbojkach. Może nawet odezwałby się do niej sam, gdyby nie ten… komentarz. Nie potrafiąc się powtrzymać, zachichotał cicho, ukrywając przez chwilę twarz za dłonią. - Dzięki - odpowiedział, chyba nie wiedząc jak inaczej mógłby zareagować na tak bezpośrednie wyznanie, ale nie było już czasu na ripostowanie tego w jakiś sensowny sposób. Rience, wciąż dziwnie wytrącony z równowagi, niespecjalnie przyłożył się do testu, wypełniając go niedbale i na szybko. Zresztą, zaklęcia uzdrawiające to zdecydowanie nie jego konik. Potem przyszło mu się dowiedzieć jak nazywa się ta bezpośrednia dziewczyna, a kiedy odbierała od niego wypracowanie, nie potrafił się powstrzymać. - Czemu nie sprawdzisz czy faktycznie była taka dobra i się nie przysiądziesz? - zwrócił się do @Winnie Hensley bez zastanowienia, uśmiechając się przy tym nieco prowokacyjnie. Och tak, dobry sposób na zagadanie. Szkoda, że na razie sprawdzał się tylko w przypadku Shenae, ale może czeka go niespodzianka? Ostatnimi czasy, blondyn trzymał się trochę na uboczu i dobrze byłoby zadbać o poszerzenie grona znajomych, nawet jeśli miały się w nim znaleźć wywracające się na jego widok, młodsze uczennice z Salem. Ćwiczenia poszły mu… średnio. Największy problem miał chyba z wymową, dlatego kiedy wreszcie udało mu się zadowolić Norę, odetchnął z ulgą. Ile razy można powtarzać tak proste zaklęcie? Zajęcia chwilowo osłodziło mu powodzenie z ćwiczeniem na ruchy różdżką, ale dość szybko okazało się, że nadal przeszkadza mu ta fatalna wymowa. Fantom prawie się udusił zanim pielęgniarka postanowiła się nad nim zlitować. Nie ma to jak dać dobry popis umiejętności, prawda Rience?
Koszmar z Hechiceros powraca. Nora Blanc oficjalnie została uznana za sadystkę, lubującą się w molestowaniu uczniów… sprawdzianami wiedzy. Enzo nienawidził tej formy kontrolowania wiedzy i miał szczerą ochotę na rzucenie monologiem na ten temat w swojej pracy i tylko, najprawdopodobniej rzucone mu spode łba, spojrzenie Shenae odwiodło go od tego zamiaru. Skrzywił się malowniczo, biorąc do łapki pióro i popuścił wodze fantazji. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak dużo pamięta o anapneo, więc koniec czasu nastał niespodziewanie i zdecydowanie zbyt wcześnie. Enzo oddał zapisany pergamin jakiejś przyjezdnej, trochę oszołomiony swoim nagłym olśnieniem. Całe szczęście, że praktyka poszła mu tak jak zwykle, bo w przeciwnym wypadku może autorka tego posta zaczęłaby się o niego martwić. W każdym razie… Okazało się, że Hiszpan, mający wyraźny akcent, bardzo dobrze poradził sobie z wymową, a trochę skopał ruchy różdżką. Szybko się niecierpliwił, więc po pierwszej nieudanej próbie, ręka tak zaczęła mu się trząść, że nie można było spodziewać się spektakularnych efektów. Okazało się, że fantomy też za nim nie przepadały. Wystarczyło jedno zaklęcie, aby zamiast cudownego wyleczenia, Enzo sprowadził na niego wymioty. Och, świetnie. Chociaż przestał się krztusić!