Klasa jest bardzo dobrze oświetlona. Z tyłu obok regałów znajduje się zaplecze, w którym magazynowane są zaczarowane manekiny - idealne do ćwiczeń uzdrawiających. Są bardzo cennym nabytkiem profesor Blanc oraz innych nauczycieli magii leczniczej. Są zamknięte na żelazny klucz.
Akurat siedział i odprężał się w dormitorium, odliczając minuty do patrolu. Rutynowo, po zajęciach, zadbał o swego kruka, nakarmił kota i miał chwilę dla siebie. Wsłuchiwał się w rozmowy w dormitorium, gwar, chcąc poznać swych towarzyszy. Ale nie miał sił na aktywny udział. Zdziwiła go obecność skrzata w trakcie dnia, wszak one pracowały w nocy, ale sprawa stała się jasna, gdy mógł spokojnie przeczytać ogłoszenie. Krzyknął na każdego Puchona w dormitorium, coby ruszył swój zad pomóc ich opiekunowi i samemu pobiegł w stronę klasy. Był w mundurku, jak zawsze ostatnio. Nerwowo ściskał różdżkę w dłoni i wbiegł. -O ya focken cunt! Wyparował, gdy wleciał do klasy, a jakaś nielicha obelga poleciała w jego stronę. Podniósł dłoń do ust, nerwowo się rozglądając po ludziach. No pięknie, dał taki popis jako prefekt.. Jakby nigdy nic, zaraz pośpieszył do pierwszego rzędu, coby z gotową różdżką przyjąć odpowiednie zadanie.
Zawsze miała miękkie serce jeśli chodzi o stworzenia. Kiedy rano zobaczyła w dormitorium porozwieszane ogłoszenia o tym wypadku, nie myśląc dużo, szybko się ogarnęła i poszła na zajęcia. Wolała iść na dodatkową lekcję niż siedzieć w dormitorium, tym bardziej, że mogła pomóc zwierzątkom, które ucierpiały i równocześnie podszkolić się w magii leczniczej. Wkraczając do sali pierwsze, co usłyszała to krzyki. Krzyki, spośród których dało wyłowić się niezbyt miłe wyzwiska. - Dzień dobry - powiedziała lekko podnosząc głos i starając się tym samym przekrzyczeć stworzenia. Czyli dzisiaj będą zajmować się wozakami. Nie ma co, może być z nimi niezła zabawa. Podeszła do jednej z wolnych ławek, którą wskazał jej nauczyciel i opadła na krzesło.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Nie pojawił się na ONMS, bo się nie wyrobił, więc magii leczniczej nie mógł już sobie odpuścić, mimo, że nigdy nie był jej fanem. Na dodatek, dowiedział się, że zajęcia nie mają być czysto teoretyczne i najprawdopodobniej będzie miał okazję pomóc jakimś zwierzątkom, więc bez większego namysłu, pospieszył na zajęcia. Wchodząc do sali, jak zwykle myślał o czym innym; tym razem zastanawiał się, jak powinien ustawić swoje godziny pracy i zajęć tak, aby zgrywały się jak najlepiej, żeby wykonywał swoje obowiązki ze stuprocentową wydajnością, mając przy tym trochę czasu dla siebie. Ostatnimi czasy dość dużo tego czasu marnował na okienka pomiędzy lekcjami, więc od kilku dni intensywnie pracował nad swoim tygodniowym grafikiem. Przez to całe bujanie w obłokach, nie od razu zwrócił uwagę na hałas panujący w sali. Gdy zauważył, że przedmiotem dzisiejszych zajęć będą wozaki, trochę się przeraził. Szczerze mówiąc, nie miał z nimi żadnej styczności. No cóż, już za późno. Przechodząc przez ławki i siadając na miejscu, które najbardziej mu odpowiadało, rzucił przy tym jakieś ciche "Dzień dobry" w stronę profesorów. Przy okazji, dojrzał również parę znajomych twarzy, w tym @Leonardo O. Vin-Eurico, @Harriette Wykeham czy @Padme A. Naberrie, ale jak to on, obdarzył ich jedynie krótkim spojrzeniem, nie zwracając na siebie zbyt wielkiej uwagi.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Może Ezra rzadko zachowywał się tak altruistycznie i pozbawiał się czasu wolnego na rzecz dodatkowych zajęć, ale w tym wypadku uznał, że należy w ten sposób postąpić. Skoro nauczyciele potrzebowali pomocy na tyle, by zapraszać wszystkich uczniów, sytuacja musiała być poważniejsza, a co za tym szło, ciekawsza. Nie był wybitnym uczniem, jeśli chodziło o magię leczniczą, ale na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami już się trochę znał. Ezra wszedł do sali, z której dobiegała okropna kakofonia składająca się z obelg i wyzwisk. Urocze stworzenia były z tych wozaków. A jakie inspirujące! Ezra nigdy nie wpadłby na słowa, które te wylewały z siebie potokami. Przywitał się z dwójką nauczycieli i rozejrzał się po sali. Jego uwagę jako pierwszy zwrócił @Leonardo O. Vin-Eurico, a jakże. Krukon nie chciał się jednak znaleźć w otoczeniu sióstr Hudson, więc postanowił zostawić całą trójkę w spokoju, uśmiechając się tylko, jeśli którekolwiek z nich go dostrzegło. Postanowił usiąść bliżej @Ruth Wittenberg i jej znajomej @Padme A. Naberrie, która udzieliła mu pomocy, kiedy tego potrzebował. Nie zamierzał się z nimi wdawać w żadne dyskusje, w końcu nie po to tam byli. Bardziej chodziło o komfort, jaki dawała mu obecność znajomych osób.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nie była w jakimś podłym humorze, kiedy zobaczyła ogłoszenie, więc postanowiła się zjawić. Ten jeden spełni dobry uczynek i może pech w końcu przestanie ją prześladować. Tamtego dnia dopadło ją zmęczenie po całym tygodniu pełnym harówki i ciągłych ćwiczeń. Po dwóch tygodniach biegania czuła już różnicę i nawet jej się to podobało. Wciąż nie znalazła wolnej chwili na zaczepienie Leosia i podpytanie o jakieś dodatkowe treningi. Tego dnia Blaithin straciła już chęci na użeranie się z niegrzecznymi pierwszakami. Po prostu zamierzała zająć się wozakami, żeby pokazać jakim przykładnym i dobrym prefektem jest. Tylko, że zapomniała zabrać odznaki. Bywa. Tak czy siak Szkotce było to obojętne. Wykrzesała z siebie resztki energii, kiedy weszła do klasy. Wszystkie wozaki się rozkrzyczały, obrzucając uczniów wiązankami przekleństw. Fire uśmiechnęła się blado. Raczej ciężko będzie ją sprowokować, gdy jedyne o czym myśli to kubek gorącej czekolady i porządny sen. Poprawiła swoją bluzkę z logiem rockowego zespołu i przejechała dłonią po włosach, żeby z zaskoczeniem odkryć, że ich nie związała. Może lepiej stąd sobie pójść, skoro stała się aż tak roztargniona? Jeszcze popełni jakiś błąd i wozaki ucierpią. Mimo wszystko zaryzykowała i przeszła się po klasie, nie za bardzo ogarniając twarze znajomych. Minęła Olbrzyma, wyciągając dłoń i burząc jego fryzurę drobnymi dłońmi w zaczepnym geście. - Cześć, cześć. - rzuciła, ale widząc go w towarzystwie sióstr Hudson (coś często je teraz widywała, dziwne) skierowała swoje kroki do Gemmy. Ta wydawała się pełna energii i gotowa na wszystko, czyli stanowiła zupełne przeciwieństwo Fire. Lubiły się bardzo i często wychodziły na jakieś wypady razem z Xavierem i Casey'em. Można powiedzieć, że były kumpelkami dzielącymi parę wspólnych pasji. Szkotka całym serduszkiem kibicowała Enemie w zdobyciu miejsca na liście przebojów czy czymś tam. - Będę się trzymać ciebie to może mnie nie wyrzucą za drzwi, jak myślisz? Ziewnęła zasłaniając sobie usta i przetarła oczy. Zdecydowanie potrzebowała jakiegoś dobrego eliksiru rozbudzającego. Rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu, z trudem ogarniając co mówią te wozaki, bo wszystkie te dźwięki sprawiały, że Blaithin zaraz rozboli głowa. I do tego te nieposłuszne kosmyki, drażniące szyję i policzki Fire.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Połączenie magii leczniczej i ONMS, czyli to co Sourwolfy lubią najbardziej. Mogła zająć się jakimiś stworzeniami, a jednocześnie im pomóc! Altruistyczna dusza Naeris od razu wyrwała się do pomocy wozakom. Wiedziała, że potrzebują osób kompetentnych i trochę się zmartwiła - bo czy sobie poradzi? To już nie były jakieś proste ćwiczenia, to niesienie prawdziwej pomocy, ratowanie życia. Błąd mógł dużo kosztować, ale wszystko powinni kontrolować nauczyciele, więc raczej żaden wozak nie ucierpi... Byleby stawili się odpowiedni uczniowie, a nie tacy którzy chcą jedynie zasłużyć na pochwałę. Wchodząc do sali od razu przywitał ją stek wyzwisk. Skrzywiła się, słysząc tak wulgarny język, ale wiedziała, że z wozakami trzeba po prostu wytrzymać. Dlatego skupiła się na innych ludziach i pomachała wszystkim znajomym, posyłając paru uśmiechy. Właściwie to nie mogła się doczekać aż przystąpią do działania. Podeszła do klatek ze zwierzątkami i od razu ukłuło ją współczucie na widok ich ran. Jak można było dopuścić do takiego cierpienia? Inni siadali, chociaż Naeris nie za bardzo rozumiała po co. Może nauczyciele najpierw chcieli im coś tłumaczyć albo pokazać odpowiednie czary? Zajęła miejsce obok Jamesa, witając się z nim cichym "cześć" i wyciągnęła różdżkę, w myślach już powtarzając sobie formułki zaklęć leczniczych. W torbie miała też mugolskie bandaże na wszelki wypadek, chociaż profesorowie pewnie i o to zadbali. - Fajnie, że tu jesteś, przynajmniej nie będę sama. - powiedziała jak zawsze szczerze, uśmiechając się do Krukona. Pozostawało czekać na instrukcje.
Lista filmików z przeklinającymi Szkotami. Polecam nawet dla tych, co nie znają angielskiego, żeby zobaczyć jak dumny naród Szkotów często się porozumiewa ze sobą
Jakby ktoś chciał zobaczyć, jak mniej więcej Gibby się zachowuje i mówi
W końcu ktoś zaczął przechodzić przez drzwi! Szkoda, że pierwszy wszedł Ślizgon i Gibby od razu musiał rozpocząć pracę nauczyciela. -No to zaczynamy od minus pięć dla Slytherinu za niewyparzony język. Dobrze, że był chętny do pracy ten... Cortez? Szkoda, że niewychowany. W dodatku mówił "witam" na początku.. Cóż za bezczelny smark! Ale i przyszła też panna Hudson numer jeden, a zaraz potem i Ori.. Z ciepłym uśmiechem śledził ją wzrokiem, martwiąc się, dlaczego te jego słoneczko jest takie ponure. Zatrzyma ją po lekcjach i pójdą w jakieś ustronne miejsce. Miał nadzieję, że to tylko dobra gra aktorska, a nie wynik jakichś nieporozumień. Kolejno wchodzili ludzie, których nie kojarzył dobrze, bądź bardzo dobrze, jak Leosia. Tym drugim kiwał głową na powitanie. Zaimponowała mu elokwentna odpowiedź pewnej Puchonki, jego podopiecznej nota bene. -A tutaj mamy ładny przykład, Panie Cortez. Plus pięć dla Puszków za elokwencję Panny Twist.. Jakkolwiek Ci tam było dziewucho. Machnął ręką i zaśmiał się, wysyłając przepraszający uśmiech Gemmie. Każdy, kto chodził na jego zajęcia i z nim rozmawiał, wiedział, że ma okropną pamięć do imion i dopóki ktoś sobie nie zyskał jego sympatii na tyle, by otrzymać przezwisko, ciężko było liczyć na bezbłędne wyróżnienie za każdym razem. -Panno Hudson, proszę siąść osobno, jak wskazuję. W przypadku akuratnie tych Panienek, dokładnie pamiętam nazwisko, a wszystko dzięki głupiemu żartowi jaki puścił w ich stronę. Zwracał się oczywiście do Lotty, co siadła z siostrą, zamiast solo. Widział, że nastawienie uczniów jest dość mocno podzielone. Jednych wręcz odpychało od tego harmidru, a drugich zaś rozpierał entuzjazm. Podobało mu się to. -Chattan.. Wywarczał pod nosem, gdy w końcu puchoński prefekt wbiegł do klasy. Oczywiście, że zauważył, co tam się stało i co zrobił ten nicpoń. Ale jego dom za mocno obrywał w rankingu, żeby pozwolił sobie na odejmowanie punktów, więc udał, że czyści małym paluszkiem ucho. Wiadomo, ilość łajna jakim rzucały wozaki, potrafiła zatkać uszy.. -O! Ty! Ruda! Chyba jesteś ostatnia, to tutaj, do niego. Gibby jakby się obudził, w zadumie obserwując jak tylu uczniów grzecznie przyszło. Duszę rozpierała duma, że w Hogwarcie tylu altruistów! I mało kto zaczynał pogaduszki, tylko każdy zachowywał się zgodnie z powagą sytuacji. Uradowany, czując, jak zaczyna rozpierać go pozytywna energia. Wskazywał różdżką na Pana Corteza, potrzebując, by ten miał parę. Bo, jak mu się wydawało, ruda była ostatnia. Dopiero gdy ta się ruszyła, zauważył, że weszła jeszcze śliczna blondyna. Ale za późno! Ruda musiała stanąć z Cortezem. -Dobrze ludzie! Zebrało Was się idealnie na ilość wozaków, którymi możecie się zająć! Po pierwsze, chciałbym.. Oh for fock focken sake ya focken focked fuckface, ya wee focken bawbag, and ya a sheepshagger and ya an inbreed! Oh aye! I ken that! I knew yar maw that slut! Wank-stein! Jego przemiły wstęp został nagle przerwany, gdy jeden z Wozaków skomentował w bardzo niewybredny sposób twarz Gibbiego. Jeden ze skubańców nauczył się gaelickiego, więc tylko rodowici Szkoci z północy, pokroju Heńka, mogli zrozumieć porównanie twarzy Gibbiego do osiemdziesięcioletniej waginy. Po tym wybuchu, Gibby zastukał laską trzy razy i wozaki zaczęły się chichrać, wiedząc, że pora się na chwilę uspokoić. Co jak co, znały go, bo odwiedzał często ich hodowlę. Zwyczajnie tęskniły za pojedynkami na przekleństwa z nim. -Więc tak.. Każdy dostaje klatkę. Następnie wybieracie z tego stołu smakołyk, który zamknie pyszczek tym... irlandzkim bękartom. Cóż, nie mógł tutaj najechać na Anglików, bowiem była ich masa w szkole, więc uderzył w inny akord. Nazwał szkockie wozaki Irlandczykami. Mimo, że nacje się lubiły, była to dość niewybaczalna "pomyłka". Nie oczekując pytań, ani niczego takiego, używając zaklęcia lewitującego, przeniósł klatkę przed każdego z uczniów. Tylko para Fire i Cortez dostała dość nietypową, większą, z dwojgiem wozaków. Samiczka była w ciąży i samiec zażarcie ją bronił.
Idziecie do stolika, wybieracie przekąskę i o to co się dzieje.:
1 - wybrałaś nadgniły owoc, który z jakiegoś powodu wydał Ci się delikatesem danym tam jako podchwytliwa przekąska. Niefortunnie, dowiedziałaś się, że Twoja matka puszczała się z trollami. Rzuć kostką drugi raz. Jeśli Ci się nie udało znowu, Twój ojciec, który jest trollem, tańczy mongolski balet, a Twoja szata jest upaćkana przekąskami rzuconymi przez wozakami. Za trzecim razem po prostu zgapiłaś od kogoś innego i wozak się uspokoił, uradowany ciomciając. 2 - Odmiana toffee dla zwierząt. Wydało się dobrym pomysłem, żeby zakleić mordkę zwierzakowi. I się sprawdziło. Ciomcia z radością! 3 - Nikt nie zrozumie, co Tobą kierowało, kiedy wybrałaś ziarna kawy jako przekąskę. Ale wedle wozaka, masz "ryj jakby Islandia się na nim formowała". Rzuć kostką drugi raz. Jeśli Ci się nie udało znowu, jesteś bękartem Gibbiego - stąd taka twarz, a Twoja szata jest upaćkana przekąskami rzuconymi przez wozakami. Za trzecim razem po prostu zgapiłaś od kogoś innego i wozak się uspokoił, uradowany ciomciając. 4 i 5 - świeże, surowe mięso to idealna sprawa dla wozaka. Dobry wybór 6 - Garść malin i borówek wydały się dobrym pomysłem. Nawet wozak je wziął do ust! Tylko po to, żeby przemielić i wypluć na Twoją szatę, stwierdzając, że teraz jakbyś była w swoim naturalnym, świńskim środowisku. Rzuć kostką drugi raz. Jeśli Ci się nie udało znowu, jesteś bękartem trytona z świnią i zadkiem Gibbiego, a Twoja szata jest upaćkana przekąskami rzuconymi przez wozakami. Za trzecim razem po prostu zgapiłaś od kogoś innego i wozak się uspokoił, uradowany ciomciając.
Fajer rzuca pierwsza, jak nie wyjdzie, to rzuca Cortez.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
W moim mniemaniu wcale nie siedziałam z Bridget, byłam przy swoim stoliczku, jedynie lekko odwrócona w stronę siostry, jednakże nie zamierzałam kolejny raz narażać się temu wrednemu ramolowi, bo po ostatnim razie miałam pewność, że nie jest to nauczyciel z którym da się dyskutować i że zawsze znajdzie na mnie haka jeśli będzie miał ochotę. Nachyliłam się w stronę stołu, a mój wozak klął tak niemiłosiernie, że miałam ochotę ukręcić mu ten głupi pysk. Westchnęłam i spojrzałam na pokarmy znajdujące się na stole - zdecydowanie dobierał je ktoś kto nie miał pojęcia o tych stworkach. Wozaki żywiły się gnomami, kretami i drobnymi gryzoniami, więc jedyne co względnie pasowało do ich jadłospisu to surowe mięso. Jako jedna z pierwszych podałam mu pokarm, który zjadł bez wahania. Na moment zamknął pysk wpatrując się we mnie, więc dałam mu jeszcze trochę mięsa ze znudzeniem omiatając klasę wzrokiem.
KOSTKA: 5
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget posmutniała, gdy profesor kazał Lotcie przesiąść się, mimo że stała przy swoim własnym stoliku, ale nie miała nic do gadania, więc posłała jej uśmiech na pożegnanie i starała się skupić na tym, co do nich mówił. Nie było to łatwe, bo wozaki przekrzykiwały się nawzajem, zupełnie jakby konkurowały, który z nich wypowie najobraźliwszą uwagę pod adresem kogokolwiek w sali i któremu uda się to zrobić najgłośniej. Z trudem wyłapała instrukcje pomiędzy wybuchami wulgaryzmów, ale gdy w końcu załapała, szybko ruszyła w stronę stolika. W międzyczasie wyszukiwała w głowie informacji, czym żywią się wozaki i kiedy doszła do wniosku, że są raczej drapieżnikami, zdecydowała się na mięso. Łapsnęła kilka kawałków i popędziła z powrotem do swojego stanowiska, by nakarmić rozwrzeszczane stworzenie. Jadło ładnie, ucichło, a Bridget od razu zrobiło się przyjemniej, bo akurat ten gagatek przez ostatnie 5 minut krzyczał jej w twarz, że ma kościsty tyłek, a szczęki pozazdrościłby jej niejeden mężczyzna. Okropność.
kostka: 4
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Trybiki Fire zaskoczyły z opóźnieniem, kiedy nauczyciel zawołał tak po prostu "Ruda!". Przez chwilę patrzyła na niego pytająco, a potem uniosła wysoko brew. Dlaczego wskazywał na najmniej lubianą przez Gryfonkę osobę w pomieszczeniu? - Do niego? - powtórzyła głupio, ale podeszła powoli. Bo niby dlaczego po raz trzeci musieli być razem na lekcji Shercliffe'a? Uwziął się czy co? Przynajmniej był jakiś progres, bo tym razem to Ślizgon oberwał ujemnymi punktami, a Fire zostawiono w spokoju, ale przyszła zbyt późno, żeby to usłyszeć. Stanęła ze skrzyżowanymi rękami, ale odgarniała co chwilę rozpuszczone włosy z drobną irytacją. Zdziwiła się, gdy jeden z wozaków zaczął bluzgać w jej ojczystym języku. Bez problemu zrozumiała te słowa i nawet delikatnie się uśmiechnęła. Przypomniała sobie lekcję na której sama pyskowała po francusku. Wozaki wydawały się mocnymi w gębie, ale poza tym dość łatwymi do opanowania stworzenia, według dziewczyny. Zamiast zwracać uwagę na swojego "partnera" przeglądała wzrokiem smakołyki. Zaraz potem przed nimi pojawiła się klatka z wozakami. - To będzie chyba gorsze niż topki. - mruknęła, chociaż bardziej do siebie. Wyglądała na to, że dotrzeć do samiczki się raczej nie da, bo druga paskuda patrzyła na nich wyjątkowo wrogo. Blaithin nie wiedziała, jak zasugerować, że nie mają złych zamiarów, więc chciała pozostawić to Cortezowi. W końcu topka uspokoił, a nawet zdobył w nim coś na kształt przyjaciela. Może miał dobrą rękę do takich małych gówniaków. - Aż ci ślinka leci, co nie? - uśmiechnęła się wrednie, podnosząc jakiś zgniły owoc za ogonek, tak że jego dolna połowa odpadła na stół z plaśnięciem. Pojęcia nie miała co by dać wozakowi, ale lubiła maliny, więc może on też lubi. Tylko, że on zamiast grzecznie zjeść wypluł to prosto na szatę Gryfonki. Najpierw aż otworzyła usta z oburzenia, żeby potem zgrzytnąć zębami. - Czy zawsze jakieś małe paskudztwo musi mnie wybrudzić? - wzięła różdżkę, żeby pozbyć się tego za pomocą zaklęcia. Tak czy siak nie wściekła się aż tak przez obelgę o świniach, ale to już głównie wina zmęczenia. Westchnęła dając spokój wozakom. Niech Cortez się popisze.
Wozaki rzucały przekleństwami tak głośno, że Ruth w pierwszej chwili myślała, że ich nie rozumie ze względu na ogólną kakofonię w pomieszczeniu. Jednak gdy nauczyciel zaczął mówić a te w niewybredny sposób w końcu mu przerwały zorientowała się, że tak właściwie to rozumie maksymalnie osiemdziesiąt procent z tego, co piszczą te wredne stworzenia. Była ze Szwecji i angielskiego uczyła się kilkanaście lat, ale co roku przynajmniej trzy miesiące spędzała w ojczystym kraju, co za tym idzie angielski znała całkiem nieźle, ale gaelicki był dla niej totalną nowością. Dobra, będę szczera - nic nie zrozumiała z tego potoku przekleństw. I zaczęła modlić, żeby jej wozak też był poliglotą, a nuż zacznie jej wymyślać na przykład po czesku i będzie mogła w spokoju olać te przytyki, zajmując się karmieniem. Najpierw wybrała jakiś owoc, nie do końca analizując jego strukturę, co skutkowało tym, że wozak, otrzymawszy nadgniły "rarytas" obrzucił Ruth piękną wiązanką, jakoby jej matka puszczała się z trollami. Z jednej strony jeśli ktoś jej dał by do zjedzenia coś ze zgnilizną, też pewnie nie byłaby zadowolona, z drugiej wozak miał chyba złoty medal w obrażaniu i tak oto Wittenberg nasłuchała się oprócz opinii na temat rozwiązłości jej matki jeszcze kilku epitetów o tym, że jest paskudna, głupia i wygląda jak miotła w pokrowcu. Cóż, może zakładanie wąskich spodni na tę lekcję nie było najlepszym pomysłem... -Nie wiedziałam, że z mojej matki taki podróżnik - powiedziała bardziej do @Ezra T. Clarke, niż do wozaka, ale na tyle cicho, żeby nie przeszkadzać nikomu więcej. Nie reagując na resztę przywar wzięła ze stolika kawałek mięsa, żeby dłużej nie męczyć się z tym stworzonkiem i tym razem potulnie zaczęło wcinać, a do Ruth przestały dochodzić jego krzyki. -Ale szanownej sędzi Larsson to nie obrażaj, bo cię zamknie w więzieniu dla wozaków - skinęła na "swoje zwierzątko", które miało totalnie gdzieś, co tam też sobie to dziewczę brzdąka pod nosem. A taki fajny żart był!
Poczekawszy w ciszy aż wszyscy zjawią się na lekcji wypatrywała za oknem dość ciekawego zjawiska. A mianowicie... pustki. Tak moi państwo! Panienka Carstairs nie miała pojęcia czego tak naprawdę szuka pośrodku tej przestrzeni. Może liczyła na jaką spadającą gwiazdę która przerwie tą lekcję i w spokoju będzie mogła wrócić do dormitorium, a może na jakiegoś zabłąkanego jednorożca szukającego pomocy na błoniach. Obydwie propozycje były wyssane z palca i nie realne. Obudziła się dopiero na słowa Conalla. Z zaciekawieniem podniosła głowę i skierowała swój wzrok na niego. Miała nandzieję, że nie zwróci większej uwagi na jej nikłą obecność. Nie chciała i raczej nie miała ochoty rozmawiać o tym. Widząc lewitującą klatkę w jej stronę uprzątnęła książki jak i zabrała różdżkę kładąc to wszystko w jednym z jej krańców. Z dość nieskrywanym obrzydzeniem spojrzała na pokrakę w klatce. Jego wulgaryzmy nie ruszały dziewczyny, jedynie niemiłosiernie irytowały. Nie mając zamiaru słuchać tego dłużej niż to konieczne podeszła do stolika na którym znajdowały się "smakołyki" dla tego stwora. Wszystko wyglądało mało apetycznie i nie wyobrażała sobie jak można było to jeść w takiej formie. Z początku pierwsze co wpadła w jej ręce to nasiona kawy. Już miała z nimi odchodzić, gdy zobaczyła wybory innych uczniów. Nie chcąc wyjść na idiotkę zamieniła ziarna na mięso i to właśnie je podała stworowi. Najwidoczniej był to słuszny wybór, gdyż wozak się zamknął.
kostka: 3 przerzucone na 5
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
- Twisleton – podpowiedziała nauczycielowi, ale była tak zaaferowana wejściem Yngve, że nawet nie zwróciła uwagi czego od niej chciał nauczyciel. Emocje sięgnęły zenitu, kiedy chłopak do niej podszedł. Sam! Nikt go do niej nie skierował. Naprawdę podszedł sam z siebie! Nie chciała zbytnio się tym ekscytować – to wcale nie musiało znaczyć, że ją lubił. Może tak mu się niechcący podeszło. Przecież kiedy mieszkali razem w igloo prawie w ogóle nie rozmawiali. Głównie dlatego, że Gemma unikała go jak ognia, ale ten fakt wyrzuciła już z pamięci. Podświadomie wychodziła z założenia, że trafiając do Twisletonów, wyczerpała limit szczęśliwych zrządzeń losu na całe życie. - Hej! W sumie to nie wiem. Czekamy na instrukcje – uśmiechnęła się do niego i szybko odwróciła się, udając, że szuka czegoś w torbie. W jej wykonaniu udawanie, że wcale nie traktuje go nadzwyczajnie, przypomniało raczej ignorowanie. Kiedy przekopywała torbę już trzeci raz i sama zaczęła już wątpić w to, że wyglądało to naturalnie, na ratunek przyszła Fire. Gemma natychmiast zaczęła z nią rozmawiać. - Cześć! Gorzej jeżeli przez ciebie wylecę i ja – zaśmiała się – Ale myślę, że z wozakami akurat się dogadasz. Szczerze powiedziawszy nie czuła się orłem z opieki nad magicznymi stworzeniami. W ogóle nie czuła się orłem z niczego. Szkoła najzwyczajniej nie była jej rzeczą. Z jakiegoś jednak powodu jej znajomi uważali, że mogą na nią w kwestii tego przedmiotu polegać. Jej wiedza o zwierzętach ograniczała się do doświadczeń zdobytych w domu, tam zaś jedynym magicznym stworzeniem była ona. Na lekcjach robiła wszystko na czuja zakładając na przykład, że wozak to tylko taka gadająca fretka i wymagania oraz zachowania będzie miał podobne. - Znacie się z Yngve? – nawet do niej dotarło, że może trochę za bardzo go olewała – Yngve – Fire. Fire – Yngve. Liczyła też poniekąd na to, że para zacznie gadać ze sobą, a ona nie będzie musiała się martwić, czy jest wobec chłopaka zbyt wylewna, czy wręcz odwrotnie. Na to jednak nie mieli czasu, bo przerwał im nauczyciel. Na zawołanie „Ruda” odwróciła się w jego stronę razem z Fire. Trochę niedoprecyzowany zwrot, biorąc pod uwagę, że obie rude w klasie stały obok siebie. Szybko okazało się, że chodziło o Fire. Na szczęście, bo trafiła ona do pary z Cortezem. Gdyby Shercliffe kazał jej wymienić towarzystwo Yngve na tego chorego pojeba, rzuciłaby mu w twarz wozakiem. Najgorzej, że została teraz sama z Norwegiem. Prawie sama, bo były jeszcze ich wozaki, których bluzgi nagle zaczęły ją krępować. Chcąc jak najszybciej zapchać swojego dała mu trochę owoców. Miała kiedyś fretkę i wiedziała, że były drapieżnikami, ale Patyczak, czyli ta jej, mimo wszystko uwielbiała owoce i mama dawała mu je od czasu do czasu. Wozak chyba jednak różnił się od fretki bardziej niż się to Gemmie na początku wydawało, bo przeżuwszy je trochę, wypluł je na jej szatę. Już chciała mu dać mięso, kiedy coś innego wśród smakołyków przykuło jej uwagę. Przyjrzała się temu z bliska. - Czy to jest toffee? – była tym tak zaskoczona, że zapomniała, że unika rozmowy z Yngve. Kto wykładał te przysmaki i czy w ogóle patrzył na to, co podłożył uczniom pod ręce? Przyjrzała się toffee bliżej, było jakieś inne, może specjalne. Zwierzak znów zaczął ją wyklinać, więc nie zastanawiał się dłużej i wcisnęła mu w łapki toffee. Okazało się, że lepiej zrobić nie mogła, bo nie dość, że zaczął jesć, to jeszcze się zamknął.
Kostka: 6, 2
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Stwierdzenie "dzień dobry" przy takim zdarzeniu jakie miało miejsce wydało mu się jeszcze nieodpowiednie i bardziej chamskie. No ale nie będę o tym polemizował. Jak się przywitał tak się przywitał. Bo on PRZYNAJMNIEJ to zrobił w porównaniu do innych osób. - Jakby to na prawdę panu przeszkadzało to wystarczyło proste zaklęcie wyciszające... - tutaj urwał, chciał dodać coś o efektach ubocznych jego przedmiotu, który prowadził i braku umiejętności myślenia jak na czarodzieja przystało, a nie jak zwykły mugolak. - Ty zawsze po zajęciach z istotami magicznymi będziesz wychodzić tak uwalona? - rzucił do dziewczyny obok której miał pracować uśmiechając się drwiąco. Spojrzał się na osobnika który był wciśnięty dalej w klatce. - Hej... Tamten wozak jest chyba w ciąży? - zapytał się raczej siebie samego niż Fire, bowiem widząc jej znajomość ONMS to wątpił, że może znać odpowiedź na jego pytanie. - Trzymaj mały - powiedział do wozaka i podał mu toffi by za jego pomocą zakleić mu mordkę. Lekcje z dziadkiem się przydawały i jak widać wiedza o tym jak uciszyć wozaka była przydatna. - Panie profesorze, tutaj są dwa wozaki, i samiczka chyba jest w ciąży - powiedział do profesora i pani pielęgniarki.
kostka: 2
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Z pewnością ich profesor potrafił być równie nieprzyjemny jak same wozaki, co już zdążyła zauważyć Sourwolf. Nie przepadała za nim, a przeważnie naprawdę lubiła nauczycieli, więc tym bardziej to wyróżniało Shercliffe'a. Pogrążać się w tych rozmyślaniach nie zamierzała, bo trzeba było działać. W końcu te zwierzaki powinny jak najszybciej przestać cierpieć i móc powrócić do swojego naturalnego środowiska. Wybieranie smakołyków nie stanowiło żadnego wyzwania dla Naeris. Wiedziała, że wozaki lubią mięso, a zwłaszcza surowe, więc dziwiła się, widząc, że niektórzy brali owoce. Czy oni zamierzali pozwalać im karmić te stworzenia czymkolwiek zechcą? Miała nadzieję, że im to nie zaszkodzi. Bez grymasu obrzydzenia wzięła mięso i zbliżyła się do wozaka w klatce, który wykwintnie ją wyzywał, wspominając coś o brudnej krwi Naeris. Starała się tego nie słuchać i zbliżyła trochę dłoń z jedzeniem. - No dalej, zobacz jakie pyszne. - zachęcała go trochę aż wozak zajął się mięsem z wyraźnym apetytem. Zamilkł przy tym, więc dziewczyna odetchnęła. Chociaż to udało jej się załatwić bez problemów. Niektórych uczniów wozaki nawet opluły, więc Sourwolf doceniała swoją wiedzę. Przyglądała się stworzeniom ze współczuciem, bo według niej ani trochę nie zasłużyły na taki ból. Oczekiwała, że nauczyciele szybko pozwolą im się nimi porządnie zająć. Uciszyć przecież można było zwykłym zaklęciem, więc Naeris uważała to trochę za stratę cennego czasu. Rozumiała, że nauczyciele chcą chyba też ocenić umiejętności uczniów, ale tutaj ważniejsze było zdrowie wozaków! Dlatego skrzyżowała ramiona z westchnieniem.
Kostka: 5
O 22 ROZDANIE PKT, TAKŻE JEŚLI JESZCZE KTOŚ CHCE NADROBIĆ TEN ETAP NIECH PISZE ŚMIAŁO.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
W momencie, kiedy zdecydował się pojawić i pomóc z wozakami, nie zdawał sobie sprawy, jak męczące może być to zadanie. Cały ten hałas, który wytwarzały wozaki, nieźle działał na nerwy, a Ezra mimo wszystko do najcierpliwszych osób nie należał. Takie lekcje podpowiadały Krukonowi, że mimo całej sympatii do stworzeń magicznych, do opieki nad nimi na dłuższą metę się nie nadaje. - No dobrze, czym by ci tu zatkać mordkę? - zapytał czysto retorycznie wozaka, przebierając w produktach danym im do dyspozycji. Było tam mnóstwo owoców, świeżych i nadgniłych, a nawet ziarenka kawy... Może nie należał do takich prymusów, żeby znać się na konkretnym menu wozaków, ale nie wydawało mu się dobrym pomysłem, by karmić je takimi rzeczami, więc ostatecznie zdecydował się na odmianę toffee dla zwierząt, które przynajmniej nie niosło za sobą ryzyka zrobienia zwierzakom większej krzywdy. Jego wozak, początkowo nieufnie, zaczął zajadać przysmak i nawet jeśli chciał rzucić w stronę Ezry jakiś kolejny nieprzyjemny komentarz o jego pochodzeniu, umiejętnościach czy wyglądzie, toffee skutecznie go przed tym powstrzymało. Clarke odetchnął z ulgą, rozglądając się po sali. Większość uczniów jakoś sobie radziła albo przynajmniej naprawiała swoje błędy - zupełnie jak Ruth, która udobruchała swojego malca kawałkiem mięsa. Wyglądało na to, że z tym zadaniem poradzili sobie całkiem nieźle i chłopak miał nadzieję, że o wiele trudniejsze nie zostaną już im powierzone.
Nora Blanc postanowiła urządzić tego dnia dość nietypowe zajęcia. Rzadko kiedy odbywały się lekcje z magii leczniczej, ponieważ mimo wszystko w szkole prężnie działała pielęgniarka, która doskonale radziła sobie ze swoją robotą i uczniowie nie odczuwali aż tak bardzo skutków nieznajomości zaklęć. Nauczycielka chciała im jednak pokazać, że nie zawsze jest tak prosto… Pani Blanc weszła do sali, w której siedzieli już uczniowie i machnęła różdżką w stronę tablicy, na której pojawiły się pytania. - Dzień dobry wszystkim. Dziś będziecie mieli przed sobą nietypową lekcję praktyczną, ale zanim do tego dojdziemy, chciałabym, żebyście odpowiedzieli na pytania z tablicy. Maksymalnie 10 minut, czas start – powiedziała na wstępie, po czym przysiadła na biurku i obserwowała klasę, uważając, czy nikt nie ściąga. Nie ułożyła trudnej kartkówki, były to naprawdę podstawy magii leczniczej, toteż nie spodziewała się, że oceny będą gorsze niż Zadowalający.
1. Jak brzmi zaklęcie, które wyłącznie uśmierza ból, lecz nie leczy ran? 2. Jeśli złamiesz duży palec u stopy, jakim zaklęciem naprawisz szkodę? 3. Masz otwartą ranę. Jakim zaklęciem ją opatrzysz? 4. Sparzyłeś się. Jakim zaklęciem ochłodzisz oparzoną skórę? 5. Dostałeś kaflem w twarz i leje Ci się krew z nosa. Jakim zaklęciem opanujesz krwotok? 6. Na eliksirach przeciąłeś/aś palec nożem przy krojeniu składników. Jakim zaklęciem go uleczysz?
Zasady:
1. Rzucacie 1 kostką – ile oczek wyrzucicie, tyle macie punktów na kartkówce. Każde pytanie to 1 punkt. 2. Tylko osoby, które wyrzucą 3 i wyżej mają szansę na punkty dla domu lub bonus do następnego zadania (nie wiem jeszcze, jak dokładnie będzie on wyglądał, więc piszę „lub”) 3. Za każde 5 punktów z magii leczniczej możecie sobie dodać 1 punkt do kartkówki. 4. Czas do środy 24.05!
Nebbie bardzo zainteresowała się zajęciami z magii leczniczej. Nie pamiętała, by słyszała o takim przedmiocie w Ilvermorny, a nawet jeśli istniał, do niej nigdy nie dotarła o nim informacja. Znała kilka zaklęć, które przydawały się przy lekkich zranieniach, ale mimo wszystko miała bardzo niewielkie pojęcie o tej dziedzinie magii. Nie sądziła, że była to rzecz, którą chciałaby zajmować się w przyszłości, ale postanowiła chociaż spróbować - a nuż złapie bakcyla? Weszła do klasy i usiadła w ławce. O dziwo była pierwsza i nie wiedziała, czy przyszła do dobrej sali. Przez chwilę wierciła się w miejscu, bardzo zaniepokojona tą sytuacją, ale w momencie, w którym zjawili się inni uczniowie, uspokoiła się. Przynajmniej wiedziała, że trafiła na JAKIEŚ zajęcia. Po jakimś czasie weszła też nauczycielka i kazała im odpowiedzieć na pytania. Nebraska przyjrzała się słowom na tablicy i z zadowoleniem stwierdziła, że zna odpowiedź na aż cztery pytania! Czym prędzej zaczęła pisać:
Nie byłem mistrzem magii leczniczej, ale zdarzało mi się przychodzić na te zajęcie - mimo że w moim mniemaniu były dość nudne to czułem, że mogą przydać mi się w pracy aurora, która naturalnie wiązała się z dość dużą podatnością na zranienia. Oczywiście, że się spóźniłem - to było niemalże codziennością w moim przypadku. Gdy wszedłem uczniowie już pisali kartkówkę, więc klepnąłem koło mojej znajomej z drużyny (@Nebraska Jones) i rzuciłem jej krótkie: - Hej. Zabrałem się za pisanie kartkówki i chociaż miałem mniej czasu niż reszta klasy to poszło mi całkiem przyzwoicie, zdążyłem odpowiedzieć na cztery pytania.
1. Asinta mulaf 2. Episkey 3. Ferula 4. Fringere
Po oddaniu kartkówki uśmiechnąłem się do Nebraski i cicho szepnąłem: - Jak leci? Nie znałem jej aż tak dobrze, ale wydawała się sympatyczna, więc miło byłoby chwilkę dłużej, poza treningiem z nią pogadać.
Kostka: 4
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget zjawiła się w klasie i zajęła swoje miejsce w jednej z pustych ławek. Wyciągnęła sobie z torby książkę do zielarstwa i zajęła się czytaniem dopóki w klasie nie pojawiła się profesor Blanc. Bridget darzyła sympatią tę nauczycielkę, chociaż miała z nią niewiele do czynienia. Ostatni raz chyba przy okazji tych nieszczęsnych wozaków, które trzeba było nakarmić, napoić i opatrzyć, ale nawet tego nie była pewna. W każdym razie, gdy Blanc pojawiła się w sali, Bridget szybko spisała z tablicy pytania i zaczęła udzielać na nie odpowiedzi. Nie pamiętała tylko zaklęcia na powstrzymanie krwotoku, więc ostatecznie oddała kartkę z pięcioma odpowiedziami.
W międzyczasie do sali wszedł Lysander, a Bridget nieco speszyła się i zakryła twarz włosami, odwracając głowę i jakoś tak układając się na krześle, by chłopak nie zwrócił na niej większej uwagi. Po ostatnich wydarzeniach nie za bardzo czuła się na siłach, by z nim porozmawiać, lecz wiedziała, że nie obejdzie się bez tego. Może jednak nie dzisiaj...
Przybył na lekcję, zajmując swoje zwykłe miejsce w pierwszej ławce. Uniósł brwi, widząc pytania zapisane na tablicy. Była to kartkówka powtórzeniowa z ostatnich zajęć. Wyciągnął więc przybory do pisania i podpisawszy się, zaczął udzielać odpowiedzi na pytania.
1. Episkey 3. Ferula 6. Vulnus alere
Na pozostałe trzy niestety nie znał odpowiedzi, choć głowił się nad nimi przez dłuższą chwilę. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy, toteż z westchnieniem rezygnacji oddał kartkę siedzącej za biurkiem profesorce i usiadł z powrotem na krześle w oczekiwaniu na dalszą część lekcji.
Matthew od dawna cenił zaklęcia lecznicze i potrzebę zdobywania wiedzy z tego zakresu magii. Podczas jego podróży wielokrotnie był poobijany, zraniony, połamany po upadku z wysokości. Życie zmusiło go do nauki podstaw które wspierał eliksirami leczniczymi. Z tego też powodu przyszedł na dzisiejszą lekcję, były one rzadkim zjawiskiem i nie mógłby sobie podarować ich opuszczenia. W sali pojawił się jakieś pięć minut przed rozpoczęciem zajęć, usiadł w jednej ze środkowym ławek i czekał. Nadal czuł się nieco dziwnie w otoczeniu młodszych uczniów i wątpił by to uczucie kiedyś minęło. Na rozpoczęcie lekcji zaplanowana była mała kartkówka. Pytania były bardzo proste, każda osoba zainteresowana temat chociaż w małym stopniu była w stanie na nie odpowiedzieć. Czyżby była to próba odsiania osób, które nie powinny tutaj być? Raynor wziął do ręki pióro i zaczął pisać na kartce papieru.
Urządziłam sobie popołudniową drzemkę i gdy się ocknęłam okazało się, że jest już bardzo późno - pędem pobiegłam do klasy, ale i tak pojawiłam się tam dość mocno spóźniona. Szybko usiadłam obok @Bridget Hudson i wyciągnęłam z torby pergamin oraz pióro. Chociaż pytania wydawały mi się dość proste, to nie miałam czasu specjalnie się nad nimi zastanowić - przyszłam w momencie w którym Blanc już zaczynała zbierać kartkówki dlatego pośpiesznie zerżnęłam trzy pierwsze pytania od Bri i oddałam nauczycielce kartkę.
Kartkówka:
1. Asinta mulaf 2. Episkey 3. Ferula
Uśmiechnęłam się do siostry, która wyglądała na dość mocno spiętą. - Wszystko ok? - zapytałam szeptem starając się nie zwracać na nas uwagi nauczycielki. Ostatnio dość rzadko bywałam na jej zajęciach dlatego zdecydowanie nie zamierzałam jej podpadać - nie była wprawdzie szczególnie surową osobą, ale lepiej dmuchać na zimne.
Kostka: 3
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Przyszedłem do klasy spóźniony. W ostatniej chwili stwierdziłem, że właściwie to mógłbym się tam pojawić. Mimo to, nie bardzo się spieszyłem i spacerowym krokiem przemierzałem szkolne korytarze, a nuż by mi się odwidziało... Dotarłem jednak do klasy . Po wejściu rzuciły mi się w oczy pytania na tablicy. Prawdę mówiąc byłem już jedną nogą z powrotem za drzwiami, kiedy zauważyłem @Lotta Hudson. Może ta lekcja jednak nie będzie taka zła? Trochę się ociągałem z zajęciem miejsca, ale wzrok Blanc padł na mnie i chyba już nie miałem wyboru. Usiadłem za starszą Hudson i szybko nabazgrałem odpowiedzi na pytania.
Nie zdążyłem odpowiedzieć na resztę pytań, bo Blanc zbierała kartkówki. Nie przejąłem się tym. Szybko rozejrzałem się po klasie, a gdy zobaczyłem @Lysander S. Zakrzewski trochę się zdziwiłem. Liczyłem na to, że zostanie zawieszony i nie będę musiał oglądać jego krzywego ryja. Byłem prawie pewien, że i tak mu się dostało. Albo dostanie, nie wiedziałem czy dyrektor w ogóle już podjął jakieś działania w tej sprawie. Wyrzuciłem jednak tego pacana z głowy i skupiłem swoją uwagę na Lotcie. Nabazgrałem kilka słów na kawałku pergaminu i rzuciłem nim w dziewczynę. Na skrawku napisałem „Słońce, nie udawaj, że mnie nie widzisz. Wiem, że mój blask Cię oślepił.” Uśmiechnąłem się lekko i zacząłem udawać, że z uwagą wczytuję się w podręcznik.
KOSTKA: 4
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Nie zwróciłam uwagi na Willa wchodzącego do sali - byłam zbyt zajęta zżynaniem od Bridget, dopiero gdy na mojej ławce wylądował kawałek pergaminu obróciłam się by spojrzeć skąd nadleciała kuleczka i zobaczyłam Krukona siedzącego tuż za mną. Obróciłam głowę i z powrotem i uśmiechnęłam się lekko pod nosem, po czym rozwinęłam karteczkę i przeczytałam treść wiadomości z trudem powstrzymując parsknięcie śmiechem. Wiedziałam, że Bridget się na mnie dziwnie gapi, więc szybko zaczęłam udawać, że kartkuję podręcznik, a gdy siostra odwróciła wzrok chwyciłam pergamin i nabazgrałam wiadomość skierowaną do Krukona: "Skarbie, wiem, że myślenie nie jest Twoją mocną stroną, ale skoro Twój blask rzekomo mnie oślepił to raczej logicznym następstwem tego zdarzania jest nie widzenie Ciebie" - Wingardium Leviosa - szepnęłam wycelowując różdżkę w zwinięty kawałek papieru. Zwitek uniósł się i po chwili wylądował na ławce @William Walker. Relacja z Willem nauczyła mnie dystansu do świata i sarkazmu - bez tego trudno było obcować z Krukonem. Chociaż moja wiadomość wprost ociekała ironią, to w tym sarkastycznym opakowani znajdowało się mnóstwo czułości.
Magia lecznicza to zdecydowanie coś, co może przydać się kucharzowi - pomyślała Lucy, zasiadając w klasie, lekko przed czasem. Wiedza o tym, jak samemu, bez pomocy i męczenia innych, dać sobie radę z drobnymi skaleczeniami czy urazami, jest kucharzowi wręcz niezbędna. Owszem, Lucy od biedy przyklei sobie plasterek, ale dotychczas z każdym innym skaleczeniem biegła prosto do skrzydła szpitalnego.
Kiedy nauczycielka weszła do klasy, Lucy odruchowo poprawiła się na krześle. Nie chciała swoim zachowanie w żaden sposób zaznaczyć, magia lecznicza jest przez nią lekceważona. Kiedy na tablicy pojawiły się zadania, nie zwlekając, od razu zaczeła pisać: