Osoby: Anthony Roberts, Iris Sorrentino Miejsce rozgrywki: Piwnica, okolice Londyn'u, dom niejakiego XYZ Rok rozgrywki: wakacje, 2013 Okoliczności: Anthony na jednej z trzeźwiejszych imprez spotyka już nie taką trzeźwą Iris. Jak dobry samarytanin, idzie jej z pomocą kiedy to jakiś dupek ciągnie młodą dziewczynę do toalety. Czyżby nie był tak cholernym egoistą i potworem jak to ludzie miewają mówić? Się zobaczy...
Jak każdego wieczoru w wakacje, Londyn żył wyjątkowo intensywnie. Miasto późnymi godzinami zamiast cichnąć, budziło się do życia. Nie trudno było o jakąś domówkę, lub też większą imprezę. Nawet jeżeli nie miało się planów, zawsze coś się znalazło. Iris te wakacje spędzała z dala od domu, właśnie w Londynie. Po zakończeniu szkoły Annabelle zaprosiła ją do siebie. Nie miała nic do stracenia, jedynie uwolni się od rodziców na całe dwa miesiące. Ich nigdy nie interesowało, co robi. Dlaczego więc miałaby się nie zgodzić? Którejś nocy we dwie zostały zaproszone na przysłowiową domówkę do dobrego kolegi Belle, niedaleko miasta. Obie lubiły dobrze się zabawić. Choć miały dopiero po 16 lat, nie stroniły od dużej ilości alkoholu i używek. Dotarły na miejsce przed 24, chcąc dać imprezie czas na rozkręcenie. Jak tylko Iris zapukała do drzwi, momentalnie się otworzyły. Choć główna część odbywała się w piwnicy, ludzi nie zabrakło również i w pozostałych miejscach w całym domu. Ale kto zwracał na to uwagę? Nie było żywej duszy, która potrafiłaby dobrze wypowiedzieć słowo "rabarbar". Nie chcąc tracić czasu, od razu zabrały się za siebie. Belle raz po raz przynosiła im coś nowego do picia. Dzisiejszej nocy miały jeden cel - schlać się do nieprzytomności. Żeby film im się zbyt szybko nie urwał, rozkręcały się bardzo powoli. Było już grubo po 1, kiedy Iris zaczynała czuć skutki ogromnej ilości alkoholu, jaką wypiły. Gdyby teraz miała powiedzieć, z iloma osobami przytulała się, całowała, czy najnormalniej w świecie rozmawiała - nie wymieniłaby ani jednej. Mimo wyraźnie widocznego stanu, w jakim była, nie przestawała pić. Jak zawsze, kiedy zaczynała. Nie miała w tym umiaru, zupełnie jak ojciec. Nawet nie zauważyła, kiedy zgubiła gdzieś Belle. Piwnica była tak zapchana ludźmi, że ledwo widziała czubki swoich butów. W końcu organizm zaczął buntować się przeciwko kolejnym kieliszkom wciskanym na siłę. Zrobiło jej się niedobrze, a w głowie kręciło tak, że leciała na boki jak tylko próbowała zrobić krok do przodu. Z wielkim trudem doczłapała się do jakiejś starej, brudnej kanapy w rogu. Opadła na nią nie mogąc utrzymać równowagi. Tak półsiedząc, półleżąc spędziła kilkanaście minut, próbując doprowadzić się do porządku. Była jednak zbyt pijana, żeby cokolwiek ogarnąć. Poczuła jakiś dotyk, jakiś zapach, ktoś coś powiedział. Otworzyła oczy i nim zdążyła się rozejrzeć, nie leżała już na żadnej kanapie. Była w ramionach obleśnego typa, który najwidoczniej nie miał zamiaru przestawać ją obmacywać. Zanim chociaż trochę zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje, miała jego ręce wszędzie. Na twarzy, na włosach, pod koszulką, w majtkach. Była jednak tak pijana, że nie zrobiła nic. Świat wirował bardziej i bardziej, a facet stawał się coraz nachalniejszy. Chciało się jej spać, wymiotować, spać i wymiotować. Nie widziała nawet jego twarzy, która rozmazywała się, gdy tylko próbowała mu się przyjrzeć. Miała w głowie mętlik, którego nie potrafiła powstrzymać. Nie wiedziała, co się dzieję. - M.. Ja chy.. Ja chyba już muszę iść.. - wybełkotała z głową na ramieniu mężczyzny. Temu jednak nie bardzo spodobał się jej nagły pomysł. Zamiast tego mocno złapał ją za rękę, ciągnąc w stronę toalety. Zaraz.. Toalety? Iris nie miała siły przebierać nogami. Potykała się na prostym podłożu, próbując wyrwać z uścisku. Ten jednak trzymał ją tak mocno, że ręka zaczynała robić się sina. W końcu udało jej się z zaciśniętego gardła wydobyć głos i z całych sił, najgłośniej jak tylko się dało, krzyknęła: - Puść mnie!.. Powiedziałam puść mnie! - Im głośniej krzyczała, tym mocniej czuła zaciśniętą pięść. Nie miała szans, facet był trzy razy potężniejszy od niej. Nie widziała, którędy szli, ale droga wydawała jej się strasznie długa. Iris starała się łapać wystających listw, klamek, uchwytów - na nic. Powoli traciła grunt pod nogami. W jednej chwili poczuła przeszywający ból głowy. Mocno popchnął ją w kierunku ściany, kiedy tylko wepchnął do toalety. Rzucił się na nią jak zwierzę, szybkimi ruchami zdejmując i tak skąpą bluzkę. Iris wierzgała się, kopała i krzyczała, ile miała sił. Tyle ludzi po drodze ich widziało, nikt nie zareagował. Serce biło jej jak oszalałe, a przed oczami zaczęła widzieć mroczki. Poczuła, że upada na podłogę. - Na.. Na pomoc! - krzyknęła raz jeszcze z całej siły. Czuła na twarzy odurzający smród wódki. W głowie wirowało jej tak, że nie miała siły zrobić najmniejszego choćby ruchu.
Był to zwykły dzień, jeden z wielu dni, w których nie miał pojęcia co będzie robił za kilka godzin. W sumie to noc nigdy się dla niego nie kończyło. Jak już raz wychodził, po prostu nie wracał i szedł tam gdzie się coś działo, gdzieś gdzie nogi same go prowadzą. W końcu to Anthony, tam gdzie się coś dzieje, możesz mieć pewność, że spotkasz i jego. Jakoś tak się złożyło, że znalazł się w domu jakiegoś nieznanego mu chłopaka. Naprawdę nie wiedział jak to się stało. W pewnym momencie spacerował po chodniku a w drugim, ktoś pociągnął go w kierunku tego mieszkania. Albo to była jakaś bardzo nieprzyzwoicie wyglądająca brunetka, która stała przed wejściem... Muzyka? Kto by to rozpatrywał. Jak się okazało, było to tradycyjne miejsce spotkań jego koleżków z podwórka... Czyżby nie odmawiał sobie wcześniej spotykania ich? Będzie musiał to przetrwać, ale czego się nie robi dla stworzenia pozorów? Nie zamierzał dzisiaj kończyć jedynie z ich powodu. Bo kim takim byli? No właśnie. Gdzie podziała się ta brunetka? Ruszył w kierunku kuchni, zwijając po drodze kubek z jakimiś przyjemnie zalatującym alkoholem. Zapewne nikt się na niego nie obrazi, bo pan, do którego ów kubek należał, siedział gdzieś pod ścianą zastanawiając się co tak naprawdę tutaj robi. Znalazł się w pomieszczeniu i pierwsze co zrobił to dolał sobie do naczynia. Przy okazji rozglądając i stwierdzając, że większość osób już przed nim poszło w tango... Dostrzegał jego koleżankę, która miała się stać bliższą przy pierwszej okazji. I co zrobił? Jak typowy facet ruszył w jej kierunku, kuszony przez dym papierosowy, który unosił się wokół jej postaci. Przez większość czasu po prostu się jej przyglądał, nie skupiając się za bardzo na tym, co wychodzi z jej ust. Nie była zbyt inteligentna, ale jak na towarzysza imprezy, była wręcz idealna... Zajmowała mu czas i nawet nie zdał sobie sprawy, jak szybko potrafił wypić to, co było mu przyniesione. Tak przynajmniej nie zwracał uwagi na każdy mankament swojej towarzyszki... Oparty o framugę, kątem oka przyglądał się dziewczynie, która swoją zabawę skończyła już dawno temu. Nie wyglądała na jego rówieśniczkę, dlatego też zaczął się zastanawiać, co mogła tutaj robić. Fakt, faktem nikt nie zwracał uwagi na to, kto tutaj przychodził. Bo po co? Jednak stan tego dziecka był zatrważający... Był raczej rozbawiony i ciekawy. Przyglądał się jej w spokoju, zastanawiając się czy resztki tego co w siebie wlała zaraz nie wylądują na podłodze. Jakiś facet podszedł do niej, raczej nie z zamiarem pomocy jej w tym jakże żałosnym stanie. Ale czy on miał prawo oceniać? Nie był lepszy w te klocki. Po prostu dzisiaj, mugolski alkohol nie dawał mu tej samej przyjemności co zawsze. Przyglądał się sytuacji, drapiąc się po brodzie... I głowiąc się, czy przypadkiem nie wkroczyć do akcji. Obserwacja była dobra, zabawna, w końcu to na niej opierał praktycznie wszystko. Nigdy nie ingerował w to, co dzieje się z drugą osobą. W końcu to nie jego interes.... Tak. Nie w jego interesie było to, co facet zrobi z tą dziewczyną za drzwiami obskurnej toalety. A jednak. Coś go tknęło kiedy zobaczył wyraz twarzy blondynki. Kompletnie nie zdawała sobie sprawy co się wokół niej dzieje, dopiero po chwili jakaś część jej podświadomości stwierdziła, że tak nie powinno to wyglądać... Wszyscy wokół bawili się, pili, wskakiwali sobie do gardeł. Wszystko było intensywne i przesycone, wzburzone hormonami. Nawet jego partnerka to zauważyła i zrobiła krok w jego kierunki, wieszając ręce na jego szyi. Nie wiedział czemu, ale skojarzył ten gest jak macki, które chciały go usidlić i udusić w swoim uścisku. Spojrzał na nią i zdjął jej ręce, uśmiechając się do niej szeroko. Wyminął ją i poszedł w kierunku bysiora i blondynki, którzy zniknęli z pola jego widzenia dawno temu. -Kurwa-Był na siebie wściekły. Jednak nie dlatego, że ich zgubił ale dlatego, że zrobił coś co było do niego niepodobne. Będzie sobie pluł w brodę przez jakiś czas... Mimo, że wcale takiego powodu nie ma. Przepchnął się przed ludzi i dosłownie wpadł na drzwi. Toaleta. Hałas, który rozlegał się za nim zapewne powodował, że jego próby dostania się do środka zostały nawet niezauważone. Uderzył w drzwi ramieniem, a one po prostu się obluzowały, powodując, że drzwi się uchyliły. Wszedł do środka. Twarz chłopaka jak zawsze pozostawała bez większego wyrazu, wydawał się być spokojny i opanowany, jakby ta sytuacja nie robiła na nim szczególnego wrażenia. Widok leżącej i krzyczącej dziewczyny... Ugh. Podszedł do chłopaka i położył dłoń na jego ramieniu, nieznacznie go ściskając.-Odbijany, stary...-Powiedział głośno, aby przekrzyczeć muzykę. Facet był od niego niższy ale za to dwa razy taki jak on. Zapewne nieźle by oberwał gdyby nie to, że po prostu miał dar przekonywania... Albo było to coś w jego oczach, bo naprawdę robiło mu się niedobrze na widok tego kolesia. Wstał i popchnął Anthonego, tak, że ten zrobił krok do tyłu... I wyszedł. Rzucił jakimiś wulgaryzmami i trzasnął drzwiami, które się za nim zamknęły. To było naprawdę dziwne. Pewnie gdyby nie alkohol, skończyłoby to się z kilkoma siniakami an drugi dzień. Spojrzał na dziewczynę i podniósł ją, chwytając za wątłe i bezwładne ramiona. -Niech to Cię obejrzę.-,Mruknął i podniósł jej podbródek, aby zobaczyć czy aby na pewno nic się jej nie stało. Szczerze? Powinien ją tu zostawić, pójść sobie i w ogóle wyjść z tego mieszkania. Zapomnieć... Ale coś w jej stanie nie pozwalało mu jej zostawić. Czy była tutaj z kimkolwiek? Przyszła mu rola opiekunki? Zajebiście
Nie mając siły dalej się bronić, bezwładnie przyległa ciałem do podłogi. Nogi i ręce odmawiały jej posłuszeństwa, jak gdyby wcale ich nie posiadała. Z sekundy na sekundę leżący na niej facet stawał się coraz bardziej brutalny. Ciągnął ją za włosy, przygniatał swoim wielkim cielskiem, ściskając tak, że nie miała jakichkolwiek szans na ucieczkę. Nie wyglądało na to, żeby świat choć na chwile przestał wirować. Przez smród wyczuwalny od oblecha, jeszcze bardziej zbierało jej się na wymioty. Przez głowę przelatywały jej najróżniejsze myśli, w obecnej sytuacji dosyć dziwne. Tak jakby podświadomie chciała to wszystko po prostu przeczekać. Poddała się. Nagle do jej uszu dobiegł męski głos. Inny od tego, którego musiała słuchać przez ostatnich kilkanaście minut. Poczuła ulgę, ucisk się rozluźnił, a potem.. Ktoś podniósł ją do góry. Nie było to najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że praktycznie nie czuła kończyn. Ten ktoś był jednak na tyle silny, żeby utrzymać ją w miarę wyprostowanej pozycji. Nie wiedziała, co się dzieje. Poczuła, jak jej głowa mimowolnie lekko unosi się do góry. Każdy najmniejszy ruch był jak sztylet, raz za razem wbijany w ciało. Muzyka dobiegająca zza ściany raniła jej uszy. Próbowała otworzyć oczy, które jak na złość nie chciały współpracować. Kiedy jednak w końcu jej się to udało, przez rozmazany obraz ujrzała zarys postaci. Nie potrafiła rozróżnić nawet, czy to kobieta, czy mężczyzna. Po słowach, które wydobywały się z ust przybysza, stwierdziła, że musi to być mężczyzna. Nie wszystko do niej docierało. Pomyślała przez chwilę, że poprzedni oprawca może najzwyczajniej w świecie oddał "niedokończoną pracę" komuś innemu. Na samą myśl o tym, resztkami sił zaczęła wyrywać się i odpychać. Na nic się to jednak zdało, im bardziej próbowała się uwolnić, tym bardziej leciała na boki. Serce nie przestawało bić jak szalone. Gdzie w ogóle podziewała się Belle? Co się, do cholery działo? Jej ciałem wstrząsały drgawki. Była kompletnie zdezorientowana i przerażona, aż w końcu oczy całkowicie zaszły jej łzami.
Wiedział, co nastąpiłoby później. Tego chyba nie trzeba opisywać. Najgorsze co można zrobić na takiej imprezie, to uchlać się, stracić resztki godności, które zostałyby gdzieś w tej brudnej toalecie... I niczego nie pamiętać. Pojawiłby się żal i plucie w brodę, a to jest chyba najgorsze. Żałować. On chyba będzie żałował tego, że się wychylił. Nigdy tego nie robi, pozostaje raczej z boku, obojętny na głupotę ludzi. To po jakie licho przyszedł do tej zasranej toalety, rezygnując z jakże przyjemnego towarzystwa wysokiej brunetki? Nieważne. Miał swoją szansę i ją stracił. Najwidoczniej pozostały w nim jakieś resztki człowieczeństwa. Uroczo. Nie wydawała się ciężka, choć to bezwładne ciało stanowiło pewien problem. Robiła dosłownie co chciała, jednak jakaś tam pomoc z jej strony by się również przydała. Ale przecież nie może być taki wymagający, prawda? Kiedy zobaczył, że nic wielkiego jej się stało, chciało ją gdzieś usadzić. Jednak nie zauważył niczego co by się nadawało. Westchnął z irytacją i spojrzał na dziewczynę, która na niego spojrzała. Podejrzewał, że ma niemałe problemy z określeniem jego tożsamości. Nie dziwił się. Kiedy zaczęła jednak się poruszać i protestować, zaśmiał się, jakby była to najzabawniejsza rzecz jaką widział. -Wiesz, za trupy się nie biorę. Wyluzuj.-Powiedział spokojnie, wciąż rozbawiony. Czy jego słowa doszły do niej? Zrozumiała je? Raczej nie jest jej do śmiechu, zażywszy, że jeszcze chwilę temu leżała pod jakimś typem na zimnej podłodze. Był znany z dziwnego poczucia humoru, naprawdę. Wszystko to, co mogło dołować, on obracał w żart. Bo czy nie o to w tym chodziło? Życie to jeden wielki żart a on po prostu w nim gra. Postanowił, że usadzi ją na toalecie. Najlepsza opcja, bo jak wyrzuci z siebie to wszystko, co w siebie wlała. Przynajmniej nie wyląduje to centralnie na niej. Nie pamięta kiedy ostatnio on znalazł się w takim stanie. Bardzo często nie pamiętał tego, co się działo poprzedniej nocy, jednak nie była to wina wzmocnionej ilości alkoholu... No dobra. Była. Nie powie, aby specjalnie tego żałował.... Ale to on. Ona miała o wiele gorzej, sam nie chciałby skończyć z tamtym typem. Wielki, łysy... Niezbyt przyjemnie patrzący. Zapewne też mało inteligenty, jednak nie o niego teraz chodziło. Podszedł do umywalki, która znajdowała się obok i chwycił kubek, który wcześniej opróżnił a później dolał zimnej wody. Kucnął obok niej i podstawił go pod jej nos, czekając na jakiś rodzaj zgody bo nie chciał aby wpadła w szał i zaczęła machać rękoma. Jeszcze dojdzie do tego, że wyjdzie na kolejnego niedoszłego gwałciciela niewinnych duszyczek.
Żałowała, że wlała w siebie tyle alkoholu. Ten facet znowu coś do niej mówił, tylko co? Żołądek coraz bardziej buntował się przeciwko jego zawartości. Miała wrażenie, że puści pawia prosto przed siebie. Na szczęście mężczyzna, który ją trzymał, chyba w porę zauważył, że pozycja pionowa chyba jej nie służy. Została przez niego wręcz przeniesiona do jednej z kabin. Starała się jak mogła, aby normalnie oprzeć łokciami o muszlę. Mogła starać się dalej. Z boku musiało wyglądać to raczej śmiesznie. Typowa gówniara, która skończyła imprezę w kiblu. Zbytnio się tym jednak nie przejęła, zwłaszcza, że w tamtej chwili miała o wiele większe zmartwienia, niż opinia innych. Za Chiny nie potrafiła wypróżnić z siebie przeszkadzającej zawartości żołądka. Chociaż co chwila zbierało jej się na wymioty, nie mogła, jak na złość. W końcu krztusząc się i kaszląc, udało jej się. Ten sam schemat powtarzał się jeszcze przez jakieś cztery razy. Wzięła do ręki podstawiony pod nos kubek, łapczywie pijąc zimną wodę. Zsunęła ręce z muszli, ostatecznie bezsilnie opierając się o ścianę. Powoli rzeczywistość zaczynała nabierać normalnych kształtów. Dopiero teraz mogła zobaczyć, kto tak na prawdę jej pomógł. Otworzywszy oczy, spojrzała na chłopaka. Starszy był, to na pewno. Ale co go skłoniło do ratowania tyłka takiej małolacie? Równie dobrze mógł w tej chwili pić kolejną kolejkę wódki, albo siedzieć z jakąś dziunią, jak większość facetów na tej imprezie. Zamiast tego siedział tu z nią, na podłodze, w kiblu. - Dzięki.. - odgarnęła z oczu potargane włosy, zwracając się w jego stronę. Właściwie to brzmiało to jak bełkot, nadal nie była w stanie normalnie mówić.
Tej sytuacji raczej nie da się obrócić w pozytyw... Bo co jej z tego wieczoru przyjdzie? Ból głowy, problem z żołądkiem, luka w pamięci i zapewne to dziwne uczucie, wstydu? Żalu? Złości? Nie będzie bawił się w psychologa... Kucnął niedaleko i odgarnął jej włosy z twarzy. Coby ich nie obrzygała. Nie wiedział czemu to zrobił, czemu w ogóle tutaj jeszcze siedzi. W normalnym wypadku, zawołałby jakąś laskę i kazał jej zająć się dziewczyną... Jednak w jej wyglądzie nie było niczego zabawnego. Choć może odrobinę śmieszyła go walka nastolatki. Widział w niej El? Być może. Skrzywił się nieznacznie kiedy zaczęła swój proces wymiotów. Okropność. Choć to miejsce idealnie nadawało się do takich okazji, niezbyt miło było siedzieć przy tym i nasłuchiwać tych żałosnych odgłosów. Miał ochotę zapalić, jednak stwierdził, że tym wywołałby kolejną lawinę wymiocin młodocianej. A jakoś mu się to nie widziało. Oparł się o ścianę naprzeciwko niej i zabrał jej pusty kubek, który zaczął obracać w dłoni. Gdyby on to kurwa wiedział! Nie był typem samarytanina, zawsze powtarzał, że jak ktoś sam wpakował się w gówno, sam powinien z niego wyjść. Czyżby chciał, aby przez ten jeden dobry uczynek, jego grzeszki zostały zapomniane? Ich nie da się wymazać, nie da się ich usunąć. Bacznie przyglądał się blondynce i uniósł nieznacznie kąciki ust do góry. Próbowała coś powiedzieć i nawet wyłapał sens tych słów. Był niemalże dumny z dziewczyny. Sam nie wiedział dlaczego. Za jej próby walki? Tę na podłodze, te przy muszli klozetowej? Mhm. Podszedł do umywalki i ponownie nalał zimnej wody do szklanki. Poprzednie miejsce, wciśnięcie naczynia do jej dłoni. Standard. Gdy skończyła pić, ponownie odebrał jej naczynie cho tym razem go nie uzupełnił. -Z kim tutaj przyszłaś?-Spytał spokojnie, marszcząc brwi. Jakby bił się z własnymi myślami. Bo tak wprawdzie było.
Głośna muzyka dudniła jej w uszach coraz bardziej. Dostając w dłoń kolejną porcję wody, czym prędzej ją wypiła. Powoli docierało do niej, co gdzie jest i co tak na prawdę tutaj robi. Zrobiło jej się głupio. Jak mogła tak się schlać? Okej, może i miały takie plany z Belle, ale nie sądziła, że koleżanka gdzieś przepadnie i zostanie sama. Gdyby nie ten facet naprzeciwko, pewnie leżałaby na podłodze tego obskurnego kibla, zgwałcona przez tamtego goryla. Na samą myśl o tym zrobiło jej się nie dobrze. Skrzywiła się lekko. Pomyśli o tym, gdy już będą w domu. O ile Belle nie zostawiła jej na pastwę losu. Niby jak miałaby wrócić? Tutaj na pewno nie zostanie, nie ma mowy. Patrząc na chłopaka, co chwila odwracała wzrok. - Przyszłam ze znajomą, ale teraz.. Szczerze, kompletnie nie wiem gdzie ona jest. - Mówiąc to poczuła się jeszcze gorzej. Na prawdę nie miała ochoty bawić się w chowanego i szukać koleżanki po całym domu. Co najważniejsze, nie miała na to siły. Chciało jej się spać. Podjęła marne próby podniesienia się do góry. Trzeba było działać jak najszybciej, jeżeli chciała się stąd wydostać. Ale nawet myśl o ciepłym łóżku nie była dobra na tyle, żeby Iris udało się ustać prosto. Jak tylko odepchnęła się od ściany, poleciała na bok lądując ponownie na podłodze.
Miał ochotę zapalić. Jednak nie widziało mu się robić tego tutaj, w pomieszczeniu, gdzie czuć było dosłownie wszystko. Dusił się, wdychając powietrze, które się tutaj osadziło... Jednak nie narzekał, bo w końcu kim jest aby to robić? Siedziało się w gorszych melinach. Poza tym, nie wyobrażał sobie teraz aby mógł pozostawić ją bez opieki... Opieki? Człowieku, jak to cholernie podejrzanie i nienaturalnie brzmi w Twojej głowie. Chodzenie na imprezy w pary jest raczej problematyczne, chyba, że ta para jakoś szczególnie się do ciebie przyklei. Zależy od preferencji a czasem o wypitej ilości alkoholu... Nieważne. Ryzyko pozostania zostawionym jest wysokie, a osoba, która nie brała tego pod uwagę chyba nigdy nie przebywała na jakiejkolwiek imprezie tego typu. To normalne, że jej koleżankę powiało w innym kierunku... Kiedyś taki widok widział... Obserwował... Sam... Nie jest to nic fajnego, a jedynie prawdziwy psychopata cieszyłby się ze swojego dzieła. -Masz kilka opcji. Opcja numer jeden: Zostać tutaj. Opcja numer dwa: Wyjść się przewietrzyć i tu zostać. Choć zapewne ruszyłabyś w innym kierunku, gdzie zapewne spotkałby Cię taki sam los jak tutaj prawie piętnaście minut temu. Opcja numer trzy: Mogę pomóc Ci się dostać do domu, jednak nie widzi mi się łażenie za jakimś innym dzieciakiem. Opcja numer cztery: Na własną rękę możesz poszukać koleżanki, ale zapewne gdzieś natrafiłabyś na swojego łysego kolegę. -Uniósł lekko brwi i przeniósł na nią swoje spojrzenie. Mówił spokojnie... I wolno, aby każde słowo do niej dotarło... Jeżeli tamta dziewczyna znalazła sobie towarzystwo, chyba nie chciała aby zostało jej przerwane to spotkanie. Podejrzewał, że trafiła o wiele lepiej niż ta blondynka przed nim. Jej próby wstanie i samodzielnego wyjścia stąd skończyły się na obiciu ramienia o ścianę. Westchnął i pokiwał lekko głową, co uznał za jawną zgodę, że chce stąd wyjść. Podniósł się i stanął nad nią, wyciągając w jej kierunku dłoń. Spojrzał w jakimś innym kierunku, jakby kontakt wzrokowy z nią był czymś złym... -A tak w ogóle, to jestem Roberts.-Mruknął i zerknął na nią.
Iris doskonale wiedziała, że chłopak miał rację. Miała tu zostać? W tym obskurnym kiblu, czy może wyjść i natrafić na oblecha? Niedoczekanie. Z drugiej strony, coś ją ruszyło, aby poszukać Belle. Zostawić ją? Samą? W sumie, ona zrobiła dokładnie to samo. Leży gdzieś teraz spita w trupa, albo pie*rzy się po kątach, była tego pewna. Myśl o koleżance sprawiła, że wezbrały w niej niekoniecznie pozytywne emocje. Spojrzała z dołu na towarzysza - Mm.. Wybieram opcje numer trzy. Zdecydowanie.. - odpowiedziała, próbując przypomnieć sobie, jak daleko od miejsca ich przebywania znajduje się Londyn. No i co najważniejsze, gdzie mieszka Belle. Raz jeszcze spojrzała na niego, zauważając, że wyciąga w jej stronę dłoń. Nie patrzył na nią. Czyżby pierwszy raz komuś pomagał? Najwidoczniej nie było to w jego stylu, albo Iris dalej mieszało się w głowie. Choć miała w organizmie jeszcze sporą ilość alkoholu, po gorączkowej akcji wymiotowania, czuła się o wiele lepiej. A byłoby po prostu świetnie, gdyby świat przestał tak wirować. - Sorrentino.. - odparła, chwytając jego dłoń.
Ostatnio zmieniony przez Iris Sorrentino dnia Sob 25 Paź - 19:59, w całości zmieniany 1 raz
Zgadywanie to nie jest coś, za czym przepada... Jednak chyba nie trudno się domyślić, co czekałoby tutaj na dziewczynę. Miejmy trochę godności i umierajmy w jakimś ładnym miejscu. albo przynajmniej w takim, który jest nam znany. Egoistyczne zachowanie, ale Anthony jakoś nigdy nie przejmował się drugimi osobami. Przyszli z nim, opuścili go, to znak, że nie powinien nawet ich szukać. Skoro sami poszli w innym kierunku? Mieli własne mózgi, czemu on miałby myśleć za nich? Poza tym, odpowiedzialność w takich momentach spływa z niego jak z kaczki. Impreza jest po to, aby się bawić i korzystać... Dzisiaj chyba nie w takiej definicji zabawy uczestniczył. Choć czy bawił się dzisiaj tak, jak to zawsze miewał robić? Niezbyt. Nie ten klimat a może nie ten humor. Pomaganie nie jest w jego stylu. Kierował się zasadą, że jak ktoś sam wpakował się w gówno, niech sam teraz z niego wychodzi. Skoro byliśmy tacy mądrzy, radźmy sobie... Sam nigdy nie lubił przyjmować pomocy, ha! Samodzielny od lat dziecinnych. To złe? Nie. Jednak czy czuł się lepszy? Owszem. Bywa. -Cóż... Miło mi Cię poznać. Lubię takie pierwsze spotkania.-Uśmiechnął się pod nosem i chwycił ją mocniej, coby pociągnąć ją do góry. Wciąż nie panowała nad swoim ciałem, co całkowicie utrudniało mu podtrzymanie jej i pójście. Sama nie dałaby rady... Uh. -Jest to ostatni przystanek rzygania, więc jeżeli jeszcze coś tam masz, to śmiało.-Powiedział i spojrzał na nią. A nie słysząc ani nie widząc odpowiedzi, ruszył w kierunku wyjścia, aby po chwili otworzyć drzwi. Muzyka była jeszcze głośniejsza a powietrze przesiąknięte było tanimi perfumami, potem, alkoholem , dymem... I czymś jeszcze, jednak nad tym wolimy się nie zastanawiać. Przytrzymał ją pod bok mocniej i ruszył w kierunku wyjścia.
Podtrzymując się ramienia towarzysza z trudem podniosła się do góry. Zdecydowanie wolała siedzieć. Pewnie znalazłoby się jeszcze coś do wypróżnienia, jednak nie bardzo widziało jej się siedzenie tu kolejnych pół godzin. Nie odpowiedziała więc nic. Patrzyła tylko nieprzytomnym wzrokiem, jakby nie bardzo wiedziała co się dookoła niej dzieje. Kiedy ruszyli w stronę drzwi poczuła ulgę. Jeszcze tylko kilka, może kilkanaście minut i wszystko będzie wracać do normy. Wyjdą z tej obskurnej piwnicy i od razu poczuje się lepiej. Nie puści pawia, choćby nie wiem co. Głośna muzyka i przemieszane w powietrzu różnorodne zapachy wcale nie pomagały Iris w utrzymaniu postanowienia. Gdy tylko znaleźli się poza toaletą, jak fala uderzył w nią cały rozgardiasz panujący w pomieszczeniu. Wszystko mieszało się ze sobą, nadając wrażenie kompletnego chaosu. Dla pijanej dziewczyny, która ledwo trzymała się na nogach nie było to idealne miejsce na odpoczynek. Obraz przed oczami Iris raz po raz rozmazywał się, aby po chwili znowu się wyostrzyć. Nie wiedziała, gdzie muszą iść, żeby wyjść z tego piekła. Chciała po prostu znaleźć się na zewnątrz. Zamknęła oczy, dając prowadzić się chłopakowi. W tym momencie musiała mu zaufać, nie miała innego wyjścia. Miała tylko nadzieje, że nie wyniesie jej gdzieś i nie zostawi, albo co gorsza - nie zgwałci. Nie wiedziała zbytnio jak ma go postrzegać. Niby pomagał jej, ale mina na jego twarzy była tak niezrozumiała, że nie miała pojęcia jak ma to wszystko odbierać. Pomagał jej bezinteresownie, a może miała mu coś w zamian dać? Zajęta myślami i powstrzymywaniem się od zaśnięcia, nie zauważyła nawet, kiedy w twarz uderzył ją ciepły podmuch wiatru. Zdezorientowana otworzyła oczy. Tak! Nareszcie. Oddychała, łapczywie wciągając tlen do płuc, jak gdyby przez cała drogę wstrzymywała oddech. Lekko kiwając się na boki, podniosła głowę i spojrzała na nieznajomego, kiedy ostrożnie usadowił ją na schodach przed drzwiami wejściowymi. Na pewno będzie chciał wiedzieć, gdzie mieszkam. A właściwie gdzie Belle mieszka. Cholera..