Potężna magia ochronna wokół tego miejsca to podstawa. Chronią ją takie czary jak Fidelius czy zaklęcie nienanoszalne, by nikt niepożądany nie miał tu wstępu. Obecność tak różnorodnych gatunków smoków stwarza zagrożenie, które zażegnać mogą inni treserzy.
W tym wielkim pustkowiu znajduje się budynek, gdzie prowadzone są zajęcia, a wszyscy inni mogą bezpiecznie odpocząć. Na wzgórzach wydzielono odpowiednie sekcje, by każda przebywająca tu bestia miała chociaż namiastkę warunków potrzebnych do życia oraz nie doszło do niebezpiecznych starć między danymi gatunkami. Niewykwalifikowani w opiece nad smokami czarodzieje, choć mogą, nie zapuszczają się zwykle w te tereny w obawie przed przypłaceniem to życiem.
Jeśli nie pracujesz w Dep. Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami bądź w Dep. Wyszukiwania i Oswajania Smoków, musisz rzucić koscią w pierwszym poście w temacie:
2, 4, 5, 6 — niestety Twoja wizyta na Wzgórzu skończyła się onfrontacją ze smokiem, zostajesz mocno raniony, wymagasz natychmiastowej wizycie w św. Mungu. Płacisz 15 galeonów za prywatną wizytę u lekarza. Rozliczeń dokonujesz w tym temacie. Obowiązkowo musisz opuścić temat po pierwszym poście. 3 — udaje Ci się spędzić czas na wzgórzu bez nieprzyjemnych doświadczeń, nie napotykasz żadnego smoka, 1 — masz niebywale szczęście, nie dość, że nie spotkało Cię tu nic bolesnego, w oddali dostrzegasz stado (najedzonych) smoków, mijają cię obojętnie
Ostatnio zmieniony przez Gabriel I. Chaismore dnia Sob Sie 30 2014, 09:48, w całości zmieniany 1 raz
To, co działo się dokładnie ze smokiem u poprzedniego już właściciela było zagadką, której do końca nigdy miało nie udać się rozwiązać mimo usilnych starań. Ale nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość, skoro trzeba skupić się na dotarciu do istoty w chwili, w której wymagała ona natychmiastowej interwencji i aklimatyzacji w nowym miejscu zamieszkania. Gadzina początkowo przyjęła skruszoną pozycję obronną, a raczej przestraszoną, by następnie powoli otworzyć ślepia i odwrócić głowę w stronę Huanga, który choć zbliżał się coraz bardziej, to jednak wciąż nie wymierzył żadnego ciosu czy innej kary, jakiej zwierzę mogło się spodziewać. Początkowo smok wzdrygnął się i odsunął pod wpływem dotyku Longweia, ale jeśli ten spróbował jeszcze raz, istota pozwoliła się dotknąć, choć ponownie odwróciła łeb, nie do końca czując się z tym komfortowo. Huang mógł za to dostrzec rany, które z daleka były niewidoczne. Oprócz przerażającej ilości zgniłych łusek i mięsa, które prześwitywało przez niezagojone rany, widać było także ślady po niewątpliwie czarnomagicznych zaklęciach i ciężkie do zidentyfikowania blizny, prawdopodobnie powstałe na skutek jakiegoś rzadkiego artefaktu.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei dostrzegł postawę smoka, tego, jak wyraźnie się go bał, ale na to nie mógł zaradzić. Przynajmniej nie w tej chwili. Pozostawała jeszcze sprawa, że czasem taki strach był dobry i pozwalał treserowi dłużej pożyć, choć akurat Huang był zdania, że powinno się wypracować wzajemny szacunek i jakimś sposobem znaleźć się na pozycji przywódcy w stadzie smoków, zamiast potęgować ich strach wobec czarodziei. Ostatecznie nawet zaszczuty psidwak mógł kiedyś zaatakować, a nikt nie chciał być obiektem ataku smoka. Mężczyzna nie poddawał się, gdy smok odwrócił łeb i ponownie spróbował dotknąć jego skóry. W końcu zwierze pozwoliło się dotknąć i Longwei mógł powoli przesunąć dłonią po jego łuskach, mimowolnie myśląc o smoku, jak o dużym psie. Wręcz ogromnym. - Hej przyjacielu, to się nazywa pieszczota… Głaskanie… Podobno też uspokaja, a chciałbym, żebyś czuł się tu właśnie spokojniej - mówił łagodnie do smoka, obserwując jego ciało, dostrzegając rany, o których nie mówił Freddie. - Ktoś próbował cię spętać? Traktowano cię jak worek treningowy? Biedactwo… - mówił dalej łagodnie, rozglądając się odruchowo za współpracownikami. - Wygląda na to, że nie tylko maści mogą się przydać. Będzie trzeba sprawdzić, gdy zaśnie, czy nie obłożono go jakimiś… Klątwami? Ma ślady po zaklęciach i czymś… Nie wiem, czym to mogło być, ale nie jestem pewien czy widziałem kiedykolwiek takie blizny - odezwał się odrobinę głośniej, mając nadzieję, że Tyron go usłyszy, nie przestając głaskać smoka. Wydawało mu się, że zdołał uspokoić zwierzę na tyle, żeby uzdrowiciel mógł zacząć swoją pracę, choć mógł się mylić.
Porównanie smoka do psidwaka było wymagało raczej sporej wyobraźni, ale chyba działało. Choć początkowo istota podchodziła do Ciebie nieprzychylnie, tak Twoja delikatna postawa i spokojny głos sprawiały, że nieco mniej się wycofywała. Zranione zwierzę raz po raz drżało pod Twoim dotykiem, a gdy przypadkiem zahaczyłeś dłonią o jedną z ran, ponownie machnęło skrzydłem cofając się o krok. Widać, że czekało was z nią wiele pracy i cierpliwości. -Już, już, już jestem.... - Usłyszałeś zdyszany głos Tyrona, który wyglądał, jakby przeszedł niemałe tornado. -Awaria pod Bristolem. Ja pierdolę, co tam się odjebało. W życiu nie widziałem tylu flaków i porozrzucanych koś.... - Przerwał, gdy tylko znalazł się bliżej smoka i zobaczył w jak złym stanie jest. -O żesz ja Cię pierdolę.... - Zamarł, słuchając uważnie Twoich słów i jednocześnie wodząc wzrokiem po miejscach, o których opowiadałeś. -Skąd wyście go zabrali? Wygląda jakby sam Voldemort trzymał go jako zabawkę. - Wyraził w końcu swoją opinię, powoli zbliżając się do smoka, który wyraźnie przychylniej podchodził do smoczego uzdrowiciela niż do Ciebie. -Chyba będziecie musieli przenieść go do ambulatorium. To wymaga więcej roboty niż kilka maści i zaklęć. - Powiedział w końcu wskazując gestem, byś podał mu leżący nieopodal bezdenny plecak, z którego wyjął fiolkę dymiącego eliksiru. -Stary, musisz go jakoś uspokoić, będzie nieprzyjemnie. - Spojrzał na Ciebie nieco zmartwiony, jakby dokładnie wiedział, że możesz nie wyjść z tego w najlepszym stanie.
Kostki:
Rzuć k100 na to, jak sobie radzisz.
1-30 Równie dobrze mogłoby Cię tu nie być. Ba, nawet lepiej by wyszło, bo pod wpływem bólu smok kuli się w sobie i dostajesz z łapy tak mocno, że łamie Ci bark. Jeśli posiadasz odpowiednią ilość punktów z uzdrawiania w kuferku, możesz się naprawić, jeśli nie, czeka Cię obowiązkowa jednopostówka u jakiegoś uzdrowiciela.
31-70 Jest w miarę w porządku, ale Twoje wysiłki nie są idealne. Raz po raz smok wierci się i próbuje uciec mimo wszystko czując jakiś ból w wyniku działań Tyrona, przez co kolega ma problem z załagodzeniem ran istoty.
71-100 Widząc, co się odpierdziela koledzy, którzy wcześniej Cię opuścili przybiegają z posiłkami i wspólnymi siłami udaje wam się opanować sytuację. Brawo!
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei słuchał słów Tyrona z uwagą, zastanawiając się mimowolnie, co rzeczywiście musiało się stać pod Bristolem, aż w końcu drugi mężczyzna także dostrzegł obrażenia smoka. Zdecydowanie nie było to coś, co stanowiłoby przyjemny widok, ale Huang zmarszczył brwi, słysząc, że nie wystarczą na to maści. W takim razie rzeczywiście było z nim o wiele gorzej, niż początkowo się zdawało. Podał mężczyźnie plecak, nie przestając delikatnie głaskać smoka, mając wrażenie, że mimo wszystko to pomaga się stworzeniu rozluźnić, ale zaraz sam spiął się, słysząc słowa uzdrowiciela. Czym był dymiący eliksir? - Postaram się, ale w razie czego, lepiej się pospiesz - odezwał się Longwei, odwracając się znów twarzą do smoka. - Nie wiem, co ona ma w dłoni, ale wszystko jest po to, żeby ci pomóc. Może być nieprzyjemnie, ale musisz to wytrzymać. Damy radę, prawda przyjacielu? - mówił cicho do bestii, uśmiechając się lekko, starając się być wciąż równie spokojny, co wcześniej. Trudno jednak powiedzieć, czy powodem był brawura, poczuł się zbyt pewny swego, a może zwyczajnie stanął zbyt blisko łapy smoka. Jakikolwiek nie był tego powód, Longwei w jednej chwili głaskał szyję zębacza, a w następnej leżał na ziemi, czując potworny ból od lewego barku, który przyprawiał go o mroczki przed oczami. Smok kulił się z bólu, co wcale nie poprawiało samopoczucia jego opiekuna. - Potrzebna tu pomoc! - krzyknął, mając nadzieję, że ktoś przyjdzie, aby pomóc uspokoić smoka, żeby za moment uzdrowiciel nie był ranny. Sam spróbował podnieść się z ziemi, zaciskając zęby z bólu, od którego miał ochotę wrzeszczeć, chcąc mimo wszystko podejść znów do smoka, spoglądając w stronę uzdrowiciela, aby sprawdzić, ile ten potrzebował jeszcze czasu.
Na opowieść o Bristolu miał jeszcze przyjść czas, ale teraz trzeba było zająć się pacjentem, który widocznie miał za sobą zbyt wiele krzywd. Tyron nawet nie dziwił się widząc zachowanie smoka. Musiał być naprawdę mocno zastraszany i torturowany patrząc po tym, co mówiło jego poranione cielsko i spodziewał się, że proces rekonwalescencji będzie dłuższy niż ktokolwiek by tego chciał. -Uwierz mi, nie chcę tego rozwlekać. - Powiedział wyraźnie zamyślony i zniesmaczony tym, co widział. Oczywiście miał żal do byłego właściciela gada i nie potrafił wyobrazić sobie, jak można być tak cholernie okrutnym. Skinął więc Huangowi, gdy ten podał mu eliksir, a następnie odkorkował fiolkę i zajął się leczeniem mając nadzieję, że kumpel da radę jakoś opanować sytuację. Niestety, smok zareagował naprawdę mocno, powalając Longweia na ziemię i przy okazji łamiąc mu bark. Będąc w trakcie opatrywania smoka, Tyron nie mógł jednak teraz zaprzestać i pomóc współpracownikowi. Skierował więc szybko różdżkę ku górze, wypuszczając z niej chmarę czerwonych iskier, na co powoli zaczęli zbiegać się inni pracownicy rezerwatu. -Potrzebuję jeszcze kilku minut. - Powiedział, ponownie wracając do obrażeń z jakimi miał do czynienia. Jeden ze smokologów zajął się jednak zabezpieczaniem Huanga i jego uszkodzonego barku. -Tyron! Biorę Weia do Munga. Dacie sobie radę? - Zapytał, a gdy tylko dostał machnięcie ręką, zrozumiał, że ma wypierdalać i nie przeszkadzać, więc chwycił kolegę pod ramię i razem zniknęli z charakterystycznym trzaskiem.
//zt dla Ciebie
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Z uwagi na wylot wszystkich dorosłych osobników w stronę Avalonu, na wzgórzach pozostały tylko młode smoki, które nie potrafiły jeszcze latać, albo nie były w stanie pokonać długiego dystansu. Huang musiał przyznać, że martwił się o dorosłe smoki i to, co się z nimi stanie, co jeszcze mogą zrobić, ile szkód wyrządzić, zniechęcając do siebie czarodziejów. Jednocześnie dawno na wzgórzach nie było takiego spokoju, jak teraz, jeśli nie liczyć ilości pogryzień i przypaleń w trakcie karmienia i sprawdzania stanu smocząt. Tego dnia jemu przypadło karmienie młodzików, więc przygotowany na ewentualne pogryzienie i podpalenie, skierował się do zagrody pełnej młodych najróżniejszych gatunków. Póki nie zaczynały osiągać dojrzałości, można było trzymać je razem. Dopiero później należało rozdzielać je zgodnie z gatunkiem i te bardziej wrogo nastawione oddzielać od siebie. Teraz był czas na karmienie, zabawy i uczenie prostych sygnałów, które w przyszłości miały pomóc w opiece nad tymi stworzeniami i zwiększyć zaufanie do nich. Niestety nie każde smoki to rozumiały. Tego dnia ucząc ich prostych komend, żeby wycofały się, kiedy opiekun tego chce, inne smoki próbowały podkraść jedzenie z pojemników. Nic więc dziwnego, że w końcu Longwei musiał wyciągać z pojemników z mięsem kolejne smoki, walcząc z bólem, gdy inne próbowały go atakować i trzymały zębami za jego przedramiona, zwisając z nich w zabawny sposób. Nie chciał używać przy smokach różdżek, aby nie uczyć ich, że ten kawałek drewna oznacza ból, czy strach. Wystraszone w przyszłości atakowałyby jako pierwsze, a to nie było właściwe. Nie mówiąc o tym, że jako istoty magiczne, były w dużym stopniu odporne na magię i jedynym sposobem było używanie zaklęć hałasujących, czy wytwarzających błyski. Longwei wolał tego unikać, uznając, że jeśli uda się nauczyć młode smoki właściwych komend, w przyszłości będzie łatwiej panować nad nimi w rezerwatach. Kiedy więc zapanował nad złodziejami mięsa z pojemników, zajął się ustawianiem smoków, aby zwyczajnie czekały. Następne unosił większy kawałek mięsa, wydawał polecenie, aby zostały w miejscu i obserwował. Te które rzeczywiście trwały nieruchomo, jedynie go obserwując, dostawały jedzenie od razu. Pozostałe dostawały, dopiero kiedy przystosowały się do tego, czego od nich wymagano. Te osobniki, które próbowały atakować, były odnoszone do osobnej zagrody. Tymi należało zająć się z większą uwagą, traktując jako potencjalne zagrożenie dla pozostałych. Najczęściej w temperowaniu podobnych osobników pomagały starsze smoki, jednak teraz opiekunowie musieli radzić sobie sami. I z takimi od powrotu z Venetii czas spędzał Longwei zaraz po tym, gdy skończył karmić pozostałe młode. To na nich testował swoje teorie z wyciszaniem smoków przez muzykę, zyskując kolejne łatki dziwaka pośród współpracowników, ale czasem jego działania przynosiły efekt. Kto wie, może gdyby zainteresować się bardziej tym tematem, zdołaliby znaleźć sposób na uspokajanie je przy dźwiękach, chociażby gitary. Jednak póki co, była pora na powrót do domu i opatrzenie niegroźnych, choć licznych ran.
z.t.
______________________
I won't let it go down in flames
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
kontynuacja wątku pracowniczego - marzec 2024 widziadłaA - tak scenariuszgłupiec
- W takim razie wybieramy się tam i pamiętaj, że cokolwiek będzie się dziać, trzymaj się blisko mnie, a jak zaczniesz mieć halucynacje informuj o tym. Ja tak samo będę mówić, jeśli sam będę kolejną ofiarą pyłu - zarządził jeszcze spokojnym tonem, wpatrując się w Timothy’ego już bez łagodnego uśmiechu. Był całkowicie poważny, jak należało, wybierając się na inspekcję między dzikie stworzenia. Jednak nie podobała mu się sugestia, że pracownicy ze wzgórz pominęli jakieś szczegóły. Jeśli rzeczywiście tak było, chciał wierzyć, że chodziło jedynie o drobne, nic nie znaczące pomyłki pracowników, wywołane pyłem. Miał nadzieję, że nie próbowali ukrywać rodzących się problemów. Teleportowali się na wzgórza smoków, gdzie od razu uderzyło w nich świeże, chłodne powietrze. Huang odruchowo wziął głęboki wdech, wyczuwając zapach siarki, tak charakterystyczny dla tego miejsca, co niemal od razu okazało się błędem. Aromat przepysznego jedzenia zdawał się ich otaczać, sprawiając, że Wei czuł się głodny, czuł, że musiał już teraz, w tej chwili, zjeść cokolwiek, wierząc, że to będzie właśnie to - ten jedyny, niezwykły smak, cudowne danie. Przymknął oczy, uciskając nasadę nosa, próbując skoncentrować się na otoczeniu. - Nie oddychaj zbyt głęboko - powiedział do towarzyszącego mu mężczyzny, dodając, że sam już miał omamy, aby po chwili zmarszczyć ledwie dostrzegalnie brwi, rozglądając się wokół. - Jest za cicho - zauważył, ruszając w stronę budynku, gdzie powinni być opiekunowie, nie chcąc w pojedynkę z niewprawionym urzędnikiem wybierać się między smoki, aby sprawdzić dlaczego było tak cicho. Zwykle słychać było ryk jakiegoś smoka, dźwięki świadczące o tym, że smoki zwyczajnie żyły w tej okolicy, że tu były, a także pokrzykiwania opiekunów, czy nawoływania młodych osobników. Teraz było niepokojąco cicho i Huang czuł rosnące napięcie, które od razu zdusił w sobie, wiedząc, że w tym miejscu konieczne było zachowanie całkowitego spokoju.
Chłopak zapewnił, że oczywiście będzie mówił o wszystkim, o czym mówić powinien, czując się jednocześnie speszonym, bo chyba faktycznie powiedział nieco za dużo, najpewniej snując również własne przypuszczenia. Nadgorliwość nie zawsze była najlepszym rozwiązaniem, ale ludziom zdarzało się o tym tak zwyczajnie zapominać, że Timothy aż cały rumienił się po czubki uszu. Przezornie jednak zasłonił usta chustką, kiedy znaleźli się na wzgórzach i rozejrzał się, jakby w przestrachu, wiedząc doskonale, jak niebezpieczne były smoki, z którymi zdecydowanie nie chciał zadzierać. Tylko nigdzie ich nie było? Zmarszczył brwi, starając się zrozumieć, co tu się właściwie działo, a później wskazał Huangowi na polanę przy budynku, gdzie… - Oni tańczą? – zapytał niepewnie, kiedy dostrzegł opiekunów smoków zebranych w jakimś kręgu, czy czymś podobnym, którzy podrygiwali w sposób, jaki właściwie nie pozostawiał wiele do namysłu. Owszem, tańczyli, zupełnie, jakby znaleźli się w jakimś okręgu z grzybów, na zielonej murawie. I właśnie wtedy goście z Ministerstwa zdali sobie sprawę z tego, że w okolicy było zadziwiająco wiele pyłu. Więcej, niż w innych miejscach. - Myśli pan… Bo skrzydła mogą wywoływać podmuchy… Czy może smoki same ten pył tutaj… zgarniają? – zapytał przez chusteczkę chłopak, nie brzmiąc zbyt wyraźnie, ale to chwilowo nie miało aż tak wielkiego znaczenia. Bo mimo wszystko mieli przed sobą pierwszy problem do rozwiązania, który w zaistniałych okolicznościach był, cóż, naprawdę, ale to naprawdę poważny i musieli mu jakoś zaradzić. Tym bardziej że nie było właściwie w ogóle wiadomo, gdzie w tej chwili znajdowały się smoki. Na pewno nie uciekły, ale jedynie Merlin raczył wiedzieć, do czego były zdolne pod wpływem wróżkowego pyłu.
~Christopher Walsh
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Nie przejmował się rumieńcem na twarzy młodszego pracownika, tak jak tym, że jego słowa mogły być tylko jego przypuszczeniami. Jeśli takie się pojawiły, musiały mieć ku temu podstawy, a skoro tak, istniało prawdopodobieństwo, że na wzgórzach smoków działo się coś, co nie powinno. NIewiele później okazało się, że dokładnie tak było. Pomijając apetyczne zapachy i widok ulubionych bułek na parze, które nie miały prawa być pośród łąk na wzgórzach, to jeszcze tańczący pracownicy i brak smoków. Zero ryku, zero obecności w powietrzu, a choć był pewien, że stworzenia nie uciekły, nie rozumiał, co się działo. - Musimy ich zatrzymać i oczyścić najbliższy teren z pyłu - powiedział, zaczynając oddychać płytko, licząc, że to wystarczy. Wyjął różdżkę, po czym rzucił najzwyklejszie aquamenti, chcąc oczyścić drogę przed sobą i Timothy’m prowadzącą do tańczących pracowników. Ilość pyłu wokół nich nie była zwyczajna, była wręcz niepokojąca i Huang rozglądał się uważnie wokół, gotów reagować, gdyby tylko skradał się ku nim jakiś smok. - Myślę, że możemy założyć, że smoki próbują, albo próbowały bronić się przed pyłem i wzbijały go w powietrze, zwiewając w tę stronę. Wolę nie zakładać, że wszystko to miało na celu sprawdzenie nowych metod łowieckich smoków, czyniąc z naszych ludzi zdobycz. Spróbujmy ich wybudzić i może dowiemy się czegoś więcej - powiedział jeszcze do towarzyszącego mu mężczyzny, zerkając na niego przelotnie. Był gotów zastosować na pracownikach tego samego sposobu - oblać ich wodą, aby ocucić ich i oczyścić z nadmiaru pyłu. Wiedział, że zwykłym zaklęciem suszącym doprowadziliby się do porządku, a wtedy mogliby pomóc. Chciał także rzucić zaklęcie odpychające na teren, w którym mieli stać, aby odsunąć pył jak najdalej. Jednak nagle do jego uszu doleciał czyjś chichot. Odwrócił się gwałtownie, licząc na to, że zdoła dostrzec, kto śmiał się, ale zaraz przystanął. Nie widział absolutnie nic, a w takiej sytuacji, na wzgórzach smoków, było to naprawdę niebezpieczne. - Gàn - przeklnął pod nosem, zatrzymując się w miejscu. - Timothy, musisz być moim oczami. Nie widzę nic poza ciemnością - powiedział prosto, informując drugiego mężczyznę o swoim stanie, jednocześnie próbując zapanować nad ciemnością, powtarzając sobie, że to były tylko halucynacje.
Sytuacja stawała się z chwili na chwilę coraz trudniejsza, ale na całe szczęście Longwei nie był tutaj sam. Jego towarzysz radził sobie całkiem nieźle, a może po prostu miał szczęście, trudno było powiedzieć, tak czy inaczej pył ominął go i pozwolił mu faktycznie wyrazić swoje przemyślenia i innego rodzaju domysły, które być może były szalone, które być może nie powinny mieć racji bytu, a jednak istniały. Tak po prostu istniały i nie mógł nic na to poradzić, nie mógł tego zmienić. Zamiast tego Timothy stanął na wysokości zadania, przełykając z trudem ślinę, kierując Huanga w stronę, gdzie znajdowali się pozostali pracownicy. - Spróbuję ich ocucić - oznajmił i tak też zrobił. Ktoś się ocknął, jakoś to poszło i po pewnym czasie w końcu z tego wszystkiego wyłoniły się wyjaśnienia. Młode smoki próbowały polować na pył, nie dało się ich zatrzymać, wzbiły się w powietrze i skończyło się, jak się skończyło. Wyglądało na to, że nie chciano mówić o tym, co się tutaj działo, bo mimo wszystko wyduszenie tego z pracowników nie było aż tak łatwe, ostatecznie to, co się tutaj wydarzyło nie należało do najbezpieczniejszych sytuacji. I wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.
Rzuty: Rzuć jedną kość k6 na określenie ilu pracowników udało się wam wyrwać z halucynacji, im więcej, tym większy powstaje harmider i z większym trudem radzisz sobie ze zrozumieniem ich wyjaśnień. Jeśli to jeden pracownik, wszystko wyjaśnia się prędko, jeśli sześciu, potrzebujecie dobrej pół godziny żeby w ogóle ustalić, co się tutaj działo. Rzuć jedną kość literową, jeśli wypadnie samogłoska słyszycie powracające młode smoki, do których możecie podejść, by przekonać się, w jakim są stanie, jeśli wypadnie spółgłoska pracownicy będą musieli zająć się sami poszukiwaniami, a ty musisz skoncentrować się na inspekcji zgodnej z wytycznymi.
W swoim kolejnym poście możesz zakończyć wątek. ~Christopher Walsh
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
widziadłaI tak scenariuszkapłanka ocuceni3 inspekcjaE - wróciły młode smoki
Nie wiedział, dlaczego akurat Timothy reagował lepiej przy wystawieniu na pył, ale też Huang nie analizował tego w tej chwili. Zdecydowanie nie powinien był wciągać głęboko powietrza tuż po teleportowaniu się, ale w tym momencie nie mógł wiele zmienić w tej sprawie. Pomimo prób oczyszczenia terenu, pyłu było zbyt wiele, a jeszcze kiedy przestał widzieć cokolwiek wokół siebie, czuł jedynie rosnącą irytację, którą zdusił niemal w zarodku. Szczęśliwie mógł polegać na młodszym pracowniku, a gdy został podprowadzony do tańczących opiekunów, wrócił mu wzrok. Wyraźnie po to, żeby zaraz ukazać mu przepiękny las, czy może raczej wąwóz. Przez chwilę spoglądał po otaczających ich roślinach, nim dotarło do niego, że nie mogły być w tym miejscu. - Dobrze, już ci pomagam. Dowiedzmy się, co tu się wydarzyło - odezwał się po chwili do Timothy’ego, kiedy dotarło do niego, że mężczyzna mówił coś do niego chwilę wcześniej. Jednak wybudzanie współpracowników nie było proste. Udało im się wybudzić z transu trzech, ale choć była to połowa tańczących, zrozumienie, co próbowali powiedzieć, zajmowało więcej czasu, niż Wei zakładał. Czuł zawód z uwagi na to, że nie zamieścili wszystkiego ze swoich sprawozdań. Wytknął im, że dobrze wie, jak się pracuje w tym miejscu i sądził, że przez fakt, że współpracowali przez cztery lata, nie będą próbowali ukrywać przed nim problemów, z jakimi się mierzyli. Kiedy ostatecznie udało się złożyć historię w całość, Longwei pokręcił głową, spoglądając na niebo. Młode smoki prędzej, czy później wrócą, ale będą wymagały dokładnego obejrzenia, a w tym czasie pracownicy powinni jak najszybciej oczyścić większość wybiegu. Kiedy zapadały ostatnie decyzje, a Huang poprosił Timothy’ego o zapisanie wszystkiego, co widzieli, wszystkich konkluzji, usłyszeli szum skrzydeł i nawoływanie smocząt. Huang uśmiechnął się lekko, pierwszy raz od pojawienia się na wzgórzach i zachęcił drugiego mężczyznę, z którym przybył, aby podszedł z nimi i nauczył się czegoś nowego w temacie młodych smoków. Po tym, jak upewnił się, że młode choć wyglądały, jakby nie do końca rozumiały, co się działo, były całe i zdrowe, a pracownicy znów w pełni świadomi tego gdzie są i co mają robić, Wei ogłosił, że wracają do biura. Trzeba było przeanalizować to, co się działo na wzgórzach i znaleźć sposób na zabezpieczenie pracowników. Jak najszybsze ich zabezpieczenie.