Restauracja „Amica” jest jedną z tych niewielu restauracji, które od wielu lat cieszą się pozytywną opinią wśród czarodziejskiej społeczności i nic nie zapowiada tego, aby w najbliższej przyszłości miało się to zmienić. Jej pierwszy właściciel nie potrafił należycie nią zarządzać, dlatego sukces jaki osiągnęła jest tym bardziej spektakularny i zasłużony, co przekłada się na to, że wielu młodych ludzi chce brać udział w kursy organizowane przez głównego kucharza i barmana pracujących w „Amice”. Kto wie, może następnym kursantem będziesz właśnie Ty?
Dostępny asortyment:
Napoje: ■ Werbena cytrynowa ■ Wywar z jabłka z dodatkiem księżycowej rosy ■ Syrop z czarnego bzu
Przystawki: ■ Ogórek zielony z nasionami mandragory i kwiatami fenduli, wypełniony musem z węgorza ■ Chips z ziemniaka z kroplami żelu z Ognistej Whiskey ■ Chlebek ze scillią syberyjską i palonym sianem ■ Słodka bułeczka z walerianą, podana z masłem i z wędzoną solą
Zupy: ■ Zupa z rukwii wodnej ■ Krem ze Skaczących Muchomorów ■ Frużelina z kwaśnych czarnych porzeczek z nutką szałwii lekarskiej ■ Zupa z granitą z tykwobulwy
Dania główne: ■ Placki z ziaren amarantusa ■ Królik z liśćmi asfodelusa i lawendy ■ Troć z porzeczką i płatkami hibiskusa ■ Nerki smocze i bób w emulsji z aloesu i trybuli ■ Sałatka z granitą ze smoczego owocu
Desery: ■ Lody pokrzywowe z amarantusem ■ Kwiat nasturcji z jagodami z jemioły ■ Mus z liści raptuśnika, ze stewią i miętą ■ Kremowe lody z pudrem lawendowym
Zestaw Szefa Kuchni: ■ Tajemniczy zestaw obiadowy (przystawka, zupa, danie główne) z deserem o jeszcze bardziej tajemniczych składnikach
Autor
Wiadomość
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Enrico rozkoszował się tą piękną samotnością. No było zbyt pięknie. Usłyszał głos jakiejś starszej kobiety, która właśnie dosiadała się do jego stolika. Szybko rozejrzał się po restauracji. Tyle wolnych miejsc i akurat musiała tu usiąść. Enrico postanowił jednak nie być zbyt sobą z szacunku dla starszych. - Czasami szanowna pani trzeba pobyć samemu, chociażby w ramach odpoczynku - odpowiedział Enrico. Teraz dokładnie przyjrzał się staruszce. W myślach policzył, że będzie miała około sto lat i raczej była od niego starsza. Miał nadzieję, że to nie była jedna z tych staruszek, którym nudziło się po śmierci męża i musiał wziąć w obroty kolejnego. Nie, to byłoby bardzo złe. - Oczywiście, proszę, jeśli tylko nie będzie pani przeszkadzać, że wypełniam kilka dokumentów - kontynuował z wrodzoną u siebie neutralnością głosu, po chwili dodając - Moje nazwisko to Wespucci. Enrico Wespucci, a jeśli mogę spytać, jaka jest pani godność? Przyznam, że nigdy pani w Hogsmeade nie widziałem - powiedział Wespucci. Może nie był stałym bywalcem tutejszych klubów seniora i pubów, jednak po prostu nie kojarzył z widzenia tej staruszki, a chociaż raz powinien ją minąć. W takiej małej wiosce wszyscy znali wszystkich i nic mu nie było wiadomo i niej...
W międzyczasie Enrico wyciągnął z małej teczki na stolik kilka dokumentów, które musiał jeszcze wypełnić i przeanalizować. Były to różności, wśród nich sprawozdania, listy uczniów, jakieś ostatnie kartkówki i prace domowe, czy materiały przesłane przez jednego ze starych znajomych z londyńskiego laboratorium zielarskiego, który miał dostęp do nowinek i mógł skołować pewne gatunki roślin Wespucciemu szybciej i łatwiej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście, że mógł zając każde z wolnych miejsc, zjeść w spokoju obiad i wyjść, ale nie wyobrażał sobie przepuszczenie takiej okazji. Możliwe, że jedynej w swoim życiu. Poza tym, jakie lepsze rozrywki może mieć jako wiekowa staruszka? -W moim wieku, to nic tylko się odpoczywa. A większość ze starych znajomych raczej nie jest rozmowna ze względu na przeprowadzkę pod ziemię. - Specyficzny humorek mu został. Praktycznie charakter Maxa nie uległ zmianie po tej transformacji. Jedyne, co to bardziej narzekał na fizyczne dolegliwości. W tym wieku jeszcze w skrzydle szpitalnym nie wylądował. -Ależ proszę sobie nie przeszkadzać. Praca ważna rzecz. - Machnęła ręką na znak, że nie ma absolutnie nic przeciwko. Złożyła swoje zamówienie u młodego kelnera. Oprócz posiłku nie mógł się powstrzymać, żeby nie zamówić szklaneczki Ognistej. Teraz to na pewno nikt go o dowód nie zapyta. -Felicja Maxwell. Bardzo miło mi Cię poznać, Enrico. - Jego imię, Max wypowiedział bardziej zalotnie. Musiał szybko wymyślić sobie jakąś dobrą historię. -Och, nic dziwnego. Przyjechałam odwiedzić mojego synka. Zajęty chłopak, nie ma czasu dla swojej matki... - Nie miał pojęcia, czy Wespucci zna mieszkańców Hogsmeade, ale bezpieczniej było powiedzieć, że jest się przyjezdnym. Wtedy brak znajomej twarzy nie wzbudzał wątpliwości. -Oh, co za stos papierów! Może mogłabym w czymś pomóc? - Zastanawiał się, czy wśród tych licznych pergaminów leżą może ich prace z zielarstwa. A może jakieś prywatne listy starego pryka?
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Po jakiejś chwili Wespucci był w stanie w końcu dać zamówienie kelnerowi. No nie powie, ruchy to mieli niezbyt szybkie, ale nie zamierzał się wkurwiać. Wystarczyło, że siedziała obok niego być może przyszła koleżanka z geriatrii. Nie, Wespucci nie miał wdawać się w żadne dziwne gierki z tą panią. Bardzo zaskoczył się bezpośredniością Felicji i żartowaniem z śmierci jej znajomych. To był dosyć czarny humor, ale nie zamierzał tego w żaden sposób oceniać, miał ważniejsze rzeczy na głowie. Przyjął z ulgą, że przynajmniej nie będzie mu robić wyrzutów, że zamiast rozmawiać, będzie wypełniał jakieś dokumenty i sprawdzał resztki uczniów.
Z każdą chwilą Enrico nie podobał się ton w jakim do niego zwracała się kobieta. Wyczuwał na odległość, ze ta kobieta czegoś od niego oczekuje w dosyć niepozytywnym sensie z jego perspektywy. - Syna przyjechała pani odwiedzić? Mieszka tutaj w Hogsmeade? A skąd pani jest? Z Londynu? - po chwili zauważył, że kobieta zwróciła uwagę na jego stos papierów, które zostały mu. Właściwie nie było ich jakoś bardzo dużo, maksymalnie 30 kartek. Czasami żałował, że nie został w tej hiszpańskiej szkole magii. Tam wydawało mu się, że było trochę mniej papierkowej roboty... - To? To właściwie nic. W gabinecie zostawiłem cztery takie tomy. Dziękuję za chęci, ale raczej pomoc jest zbędna, chociaż jakby pani bardzo chciała...
W tym momencie Enrico zamówił i sobie coś do jedzenia, jednak w przeciwieństwie do starszej pani nie miał zamiaru się tutaj rozpijać, jakby to wyglądało? Pijany nauczyciel Hogwartu filtruje z jakąś osiemdziesięciolatką, ale uczniowie mieliby z niego polewkę. Nie chciał dawać smarkaczom powodu do śmiechu z jego osoby, tym bardziej na jego zajęciach. - Czym się pani zajmuje, jeśli mogę spytać? - chciał dowiedzieć się Wespucci, jeśli już się tutaj dosiadła, to może zajmowała się czymś, przez co mogłą się dla Wespucciego wydać jakkolwiek interesująca.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Śmierć była naturalnym etapem życia i Max nie miał zamiaru przesadnie tego opłakiwać. Zresztą czarny humor, to najlepszy humor. Miał nadzieję, że kiedy , a raczej JEŻELI faktycznie dożyje tak sędziwego wieku, nie stanie się zgorzkniałym baranem, bez chęci do żartów. To musiałoby być nadzwyczaj nudne życie. -Dziękuję młodzieńcze. - Z radością przyjął szklaneczkę whisky od kelnera i sącząc alkohol obserwował Enrico. Nie podobało się Maxowi, że tak mocno drąży temat wymyślonego syna wymyślonej Felicji. -Tak, tak. Uwielbia to miejsce. Niestety nie jest zbyt towarzyski. Ciągle siedzi w domu i maluje te swoje obrazki... - Miał nadzieję, że nie spyta o dokładny adres, bo Max nie znał nazw ulic w Hogsmeade. No może ewentualnie jedną, główną i tyle. Żałował, że nie powiadział, że po prostu zwiedza wioskę, bo Felicji zachciało się podróżować na stare lata. -Mieszkałam w Londynie przez długi czas, ale teraz jest tam dla mnie za tłoczno. Przeprowadziłam się do Kornwalii. Idealne miejsce na emeryturę. Obok mnie stoi wolny dom na sprzedaż, jeżeli potrzebowałbyś nowego mieszkania. - Puścił Enrico oczko. Cały czas zachowywał swoją maskę biednej, ale wygadanej staruszki. -Cztery? To pomoc się przyda, jak najbardziej! - Upił kolejny łyk ze swojej szklanki. Zapomniał kompletnie, że pewnie alkohol też inaczej działał na starożytny organizm niż na jego zwykłe szesnastoletnie ciało. -Prowadziłam skromną rodzinną hodowlę testrali, teraz dorabiam sobie na cotygodniowych partyjkach brydża z mugolskimi staruszkami. Nie uwierzyłbyś jak łatwo się je ogrywa. - Starał się unikać historyjek łączących babcię ze znanymi czarodziejami. Enrico na pewno nie było głupi, żeby nie wiedzieć podstawowych rzeczy. Dlatego też Max próbował grać po bezpiecznej stronie boiska.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Enrico coraz bardziej był zaciekawiony swoją rozmówczynią. Bardzo zaciekawił go wątek syna starszej pani, który jak mu się dobrze zdawało był artystą, tylko nikt nie wspominał mu, żeby mieszkał tu jakiś artysta... Kiedyś potrzebował portretu i zamówić obraz do gabinetu w Hogwarcie to powiedzieli, że raczej tutaj nikogo takiego nie ma... Wydało mu się to trochę dziwne, ale na Merlina. Tuż obok był Hogwart, miejsce gdzie trafiali najwięksi szaleńcy, nie to nie był Azkaban. To było to upiorne zamczysko. - Nigdy nie słyszałem, żeby w Hogsmeade mieszkał jakiś malarz, w sumie szkoda, że dowiaduję się o tym teraz, niepotrzebnie marnowałem czas na szukanie w innych mieścinach - zauważył Wespucci, odbierając przy okazji zamówienie od kelnera. - Działalność artystyczna wymaga raczej spokoju, niż tłumów - uśmiechnął się serdecznie do staruszki, próbując bronić trochę jej syna...
- Londyn to faktycznie niezbyt dobre miejsce dla starszych osób. Ja nigdy nie lubiłem tam mieszkać, wolę bardziej moje rodzinne strony - Italię. Każda okazja, gdy mogę się wyrwać z tej przeklętej deszczowej wyspy jest chwilą wspaniałą. Teraz, odkąd pracuję w Hogwarcie czasu jest coraz mniej... - rozgadał się lekko, kreśląc coś na kolejnej kartce, którą sprawdzał. - Właściwie to dobrze wiedzieć, że gdzieś poza Londynem są mieszkania na sprzedaż, gdybym nagle w środku nocy obudził się i miał dość tej metropolii. Paskudne miejsce.
Umówmy się. Enrico nie był Brytyjczykiem, czuł się w pewnym sensie Włochem. Wychowywał się niedaleko rzymskiego Koloseum, później musiał przenieść się do Londynu, skąd po skończeniu Hogwartu wyniósł się podróżując i zwiedzając, później zaczynając trochę bardziej stabilną pracę w laboratoriach. Wreszcie w 2019 wrócił znów do Londynu, żeby być bliżej swojej rodziny, którą się opiekował. Naprawdę, nie trzeba. Wszystko właściwie skończone, tutaj zostały mi ostatnie kartki mniej punktualnych uczniów - być może jego rozmówczyni nie wiedziała, że jest nauczycielem Hogwartu. Sam w sumie też czasami w to powątpiewał. Ostatnimi czasy kadra Hogwartu stanowczo odmłodniała. Relikty takie jak Wespucci coraz mniej się zdarzały i były bardzo cennymi artefaktami. Z zaciekawieniem i lekkim rozbawieniem przyjął informację o tym, czym zajmowała się i czym teraz trudni się staruszka. - Bardzo ciekawe zajęcie. Ja od 1990 roku pracuję w oświacie, niestety... Na szczęście nie pracowałem cały czas w Hogwarcie. Przez te kilkanaście lat uczyłem we włoskiej szkole magii Calpiatto. To były czasy. Fakt, że i tam uczniowie dawali we znaki, ale nie było to zbyt problematyczne. Tam uczyłem eliksirów, jednak to nie było to, czego najbardziej chciałem nauczać. Wolałem bardziej zająć się zielarstwem, moją pasją. Między innymi dlatego tutaj jestem i chyba powoli zaczyna to do mnie docierać, jak wielki błąd popełniłem - przerwał na chwilę, popijając swój magiczny napar, po chwili kontynuując - Przecież oni są debilami. Wkładali ręce w brzytwotrawę, by sprawdzić czy to ona... Dobrze, że Pani nie musi się użerać z nimi - powiedział Wespucci półżartem, co nie było zbyt częste u niego, zgorzkniałego starca.[/b]
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przy tym, co działo się w Hogwarcie, prawie wszędzie było spokojnie. Ten zamek był wylęgarnią dziwnych sytuacji, czego idealnym dowodem była dzisiejsza aparycja Maximiliana. Powoli przyzwyczajał się d o tego, że zwykły sok dyniowy może sprawić, że dzień będzie dużo weselszy. Był ciekaw, ile jeszcze osób trafiło dzisiaj podobne cholerstwo. -Nie nazwałabym go od razu artystą. Nie idzie mu to najlepiej, jeżeli mam być całkowicie szczera. - Jeszcze tego brakowało, żeby Wespucci chciał kupić obraz od jej wymyślonego syna. Wtedy cała przykrywka poszłaby w cholerę. Max nie spodziewał się, że ta konwersacja będzie go kosztowała tyle myślenia. -On zawsze stronił od ludzi. Nawet swoje wątpliwe dzieła sztuki sprzedaje przez pośredników. - Dodał odbierając swój posiłek od kelnera. A raczej pozwalając, by młody chłopak położył talerz przed starowinką, bo tak jej się ręce trzęsły. Podziękował kelnerowi słodkim, babcinym uśmiechem i ponownie skupił uwagę na Enrico. -A więc jesteś Włochem? Zawsze chciałam odwiedzić tamte strony. - Wespucci zaczynał być bardziej rozmowny co niezmiernie cieszyło Solberga. Był ciekaw, czego to dzisiaj się dowie o najstarszym nauczycielu w Hogwarcie. -Och nauczasz w Hogwarcie? Kochałam tę szkołę! Szczególnie bliskie mi był eliksiry i magiczne stworzenia. - Z zaciekawieniem wpatrzył się w Enrico swoimi starczymi ślepiami. Skoro Wespucci nie chciał pomocy, nie naciskał, by nie wydawać się aż tak nadgorliwym i podejrzanym. Co prawda chciał zobaczyć co ciekawego znajduje się na tych pergaminach, ale dał sobie spokój. -Zawsze szanowałam pracowników oświaty, sama nie mam wystarczająco cierpliwości do dzieci.../b] - Opowiadając o ich zajęciach z zielarstwa, Max nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu. Dobrze pamiętał, jak jedna z grup koniecznie musiała sprawdzić własnoręcznie, z czym ma do czynienia. Poza tym, ton jaki przybrał Enrico, gdy opowiadał o uczniach, był tym, który tak dobrze znał z lekcji. -[b]No tak, ta młodzież w ogóle nie myśli. Za moich czasów było to niedopuszczalne! Od razu wysłalibyśmy ich do Zakazanego Lasu na lekcję pokory. - Przybrał oburzony wyraz twarzy i z niezadowoleniem pokręcił głową. Sam nie był nic lepszy, podczas poprawki z Saskio, kiedy to nabawił się wielu ran dzięki brzytwotrawie. Ale przecież Enrico nie musiał o tym wiedzieć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Enrico był zdania, że każdemu trzeba było dać szansę. Praktyka, czyni mistrza. Stąd też nie rozumiał postępowania starszej pani w stosunku do jej syna, takiego bardzo krytycznego. Nie wydawało mu się to zbyt naturalne, ale co on tam może wiedzieć. Postanowił nie drążyć dalej tego tematu, bo nic nowego raczej nie wniósłby do rozmowy. - Tak, zgadza się. Chociaż właściwie to jestem w połowie Włochem. Ojciec był Włochem, matka Brytyjką... Pierwsze lata spędziłem w pobliżu Koloseum, później musiałem przenieść się do Londynu... - mówił Wespucci. W międzyczasie konsumumując zamówiony posiłek. Właściwie to w tym momencie właściwie przestało mu przeszkadzać towarzystwo pani Felicji.
- Tak, niestety tutaj pracuję. Ta szkoła to jakiś nieśmieszny żart. Czterech założycieli tego przybytku chyba przewracają się w grobach jak widzą to... - głęboko westchnął. Hogwart nie lubił go gdy był uczniem, jak i gdy został nauczycielem. Źródło negatywnych emocji. - Właściwie to na początku mojej kariery zawodowej byłem pracownikiem labolatorium zielarskiego i szkoda, że na tym nie poprzestałem. Teraz muszę wsłuchiwać się w tych inteligentów. Chociaż prawdę powiedziawszy nie jest źle. Z wielu osób zrobię jeszcze ludzi - uśmiechnął się serdecznie Enrico, popijając z swojej filiżanki zamówiony napar.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Z ulgą przyjął porzucenie tematu wymyślonego syna Felicji. Nie znał ani jednej osoby, która byłaby artystą, a którą mógłby podać za swojego syna. Nie przemyślał tego, ale na szczęście nie musiał się już tym przejmować. Przynajmniej na razie. Maxowi ciężko było odgadnąć, co kryje się w głowie jego nauczyciela. Jego mina nie wyrażała nic więcej niż zwykle, ale sam fakt, że Enrico nie unikał rozmowy była już pozytywnym znakiem dla ślizgona. -Nie brzmisz jakby cieszyła Cię ta zmiana miejsca zamieszkania. - Był ciekaw, czy jest coś co konkretnie sprawiało nienawiść Wespucciego do Londynu. Fakt, miasto było tłoczne, ale przecież Rzym nie był nic lepszy. A z tego, co Enrico właśnie powiedział, to tam dorastał. Felicja również zwróciła część swojej uwagi na jej stygnące jedzenie. Może i miała 80 lat, ale żołądek nadal był Maxa, a on umierał z głodu. -Oh, nie może być aż tak źle! - Co prawda pokolenie, które teraz uczęszczało do Hogwartu nie należało do najłatwiejszych do ujarzmienia. Chociaż Max nie wierzył, że poprzednie roczniki były idealnie ułożone. -Laboratorium zielarskie? Brzmi ekscytująco! Jest jakiś uczeń, który szczególnie zachodzi Ci za skórę? - Był ciekaw, czy Enrico jest w stanie wytypować czarną owcę w tym psychicznie niestabilnym stadzie. Kandydatów było wielu. -Na polanie koło mojego domu rośnie niezwykle rzadka odmiana wrotycza zwyczajnego. Kornwalia cała roi się od takich cudów natury. Jakbyś wybierał się kiedyś na wyprawę badawczą, napisz sowę, chętnie ugoszczę Cię herbatą. - Sam nie wiedział czemu, ale coraz lepiej rozmawiało mu się z Enrico. Starał się panować nad mową ciała Felicji, aby jak najbardziej zdradzać swoje zainteresowanie jego osobą. Miał jeszcze trochę czasu nim będzie musiał uciekać na boomerskie gargulki z resztą niespodziewanych starców, więc nie musiał się spieszyć i mógł ze spokojem pałaszować obiad.
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Temperament Włocha (który gdzieś tam jeszcze był) kontrastował mocno z ponurym Londynem. Enrico był perfekcjonalistą, bardzo lubił podróżować. Perspektywa siedzenia w tak zaludnionym mieście, bez jakichś pięknych widoków to dopiero było przytłaczające. Rzym nie był też idealny, ale Enrico bardziej pasował ten typ urody miast... - Niestety nie. Przeniosłem się z Rzymu po śmierci rodziców, gdy zaopiekowała się mną ciotka z mężem od strony matki. Wybitni czarodzieje. W sumie to śmierć rodziców była dosyć nagła, niespodziewana. Po dziś dzień nie wiem, co się stało. W każdym razie... Londyn to totalne przeciwieństwo Rzymu. Ponure, deszczowe miasto. Rzym? Ahhh, słoneczny, piękny. Do dziś wracam tam bardzo chętnie - starał się mówić Wespucci.
Prawdę mówiąc, Enrico był przyzwyczajony do uczniów, którzy nie znali swojego miejsca w szeregu. Ci angielscy uczniowie na razie zdawali się być stosunkowo dobrze wychowani. Może to wina wieku profesora? - Osobiście mam duże doświadczenie w poskramianiu młodzieży, której wydaje się, że może wszystko. W każdej szkole znajdą się takie osobniki, które utrudniają innym zdobycie wiedzy. Moim celem jest nakierowanie na odpowiedni tor takiej osoby. We Włoszech mimo tego, że uczniowie byli dosyć rozrywkowi, to potrafili się opanować, przez co atmosfera mogła być dosyć luźna. Narracja Hogwartu nie jest tak ciepła, stąd też muszę przybrać inne metody. Ale na pierwsze miesiące pracy muszę powiedzieć, że faktycznie nie jest źle - Enrico przytaknął na słowa o ekscytującej pracy w laboratorium. Nie była to praca biurowa, opierała się na pewnych schematach, których jednak nie trzeba było się trzymać sztywno. Był dosyć zdziwiony pytaniem o uczniów, jednak, żeby nie urazić rozmówczyni postanowił odpowiedzieć. - Jakoś szczególnie to nie, jednak kilku na lekcjach obserwuję trochę bardziej. Pozwoli pani, że nie będę wymieniał nazwisk, bo profesjonalizm i etyka nauczyciela nie pozwolą mi raczej na obgadywanie uczniów z nikim, nawet z innymi nauczycielami chyba, że jest to zupełnie niezbędne. To co dzieje się na moich lekcjach zostaje na moich lekcjach - Enrico był pod tym względem dosyć dziwny. Zazwyczaj nigdy nie brał informacji o innych uczniach od nauczycieli, oraz nie udostępniał informacji o uczniach no chyba, że było to konieczne. Uczeń musiałby porządnie narozrabiać, żeby Enrico zgłosił to komuś.
Nieznacznie ucieszył się na wiadomość o rosnącej nieopodal posiadłości rozmówczyni dosyć ciekawej roślinie. Enrico nie przepadał zbytnio za Wielką Brytanią, ale raczej w tym momencie nie miał czasu na podróże na przykład do Ameryki Południowej. - Bardzo dziękuję, z chęcią wpadnę - uśmiechnął się szeroko do Felicji. Enrico coraz bardziej odpowiadało towarzystwo trochę starszej towarzyszki.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Enrico coraz bardziej się rozgadywał, co w pewien sposób nawet cieszyło Maxa. Kto by pomyślał, że spędzi tak dzisiejszy dzień. Gdyby nie ta nagła zmiana jego płci i wieku, zapewne nigdy by do tego nie doszło. -Potrafię sobie wyobrazić, te piękne, włoskie niebo. - Na twarzy Felicji pojawiło się rozmarzenie. Wcale takim złym aktorem Solberg nie był. Z drugiej strony, Rzym był mu obcym miastem, które niezmiernie go ciekawiło. -Ogromnie Ci współczuję. - Chwycił wolną rękę Wepucciego w geście pocieszenia, gdy ten wspomniał o śmierci swoich rodziców. -Taka niewiedza musi być okropna. - W tej chwili wolał skupić się na historii swojego rozmówcy. Był przynajmniej pewien, że nie pomiesza żadnych z fałszywych faktów wymyślonej historii Felicji. Max faktycznie starał się zachowywać na lekcjach staruszka ze względu na szacunek do jego wieku, ale musiał przyznać, że w pewien sposób profesor budził u niektórych lęk. Było jasne, że lepiej nie zadzierać mu za skórę. Ostatnie zajęcia, jedna z grup zapamięta pewnie na długo, gdy porwali się na macanie brzytwotrawy. -Zawsze myślałam, że Włosi mają luźniejsze podejście do życia niż ludzie tutaj. Widać nawet w moim wieku można się mylić. A jak reszta grona pedagogicznego? Dogadujecie się? - Był ciekaw, jak wyglądają relacje między profesorami, do których zazwyczaj uczniowie nie mieli wglądu. Przecież to też ludzie i mogą się dogadywać lepiej lu gorzej. -Oh, nazwiska i tak by mi nic nie powiedziały. Raczej nie kojarzę zbyt wielu wnucząt moich znajomych, którzy jeszcze by uczęszczali do szkoły. - Spodziewał się, że Enrico jest tą osobą, która raczej trzyma się wszelkiego rodzaju etyki nawet poza miejscem pracy. Widać było, że bierze życie na poważnie. -Mam nadzieję, że nie muszą często odwiedzać skrzydła szpitalnego. Za moich czasów nie zwracano zbytnio uwagi na zasady bezpieczeństwa, ale dzisiaj chyba bardziej się dba o te sprawy. - Zaśmiał się w duchu na myśl o tych wszystkich historiach swoich dziadków i rodziców. "Za ich czasów..." To zdanie słyszał tyle razy, że mógłby spokojnie uznać je za życiowe motto. Gdy Enrico przyznał, że chętnie wpadnie na herbatkę, w środku Felicji obudził się prawdziwy Maxio. Staruszek nie spodziewa się, że sowa nigdzie nie dotrze, a jeżeli już, to do rąk nastoletniego ślizgona. Z drugiej jednak strony, wyszukać pola tej rośliny nie będzie mu ciężko. No i zawsze może mu powiedzieć, że jest wnuczkiem staruszki, a ona już odeszła z tego świata.
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Tak, włoskie niebo jest niesamowite. Takie bardziej zadbane, pogodne. Jednak rozmyślanie o tym rzymskim krajobrazie miejskim nie mogło przysłonić jego bólu, po stracie rodziców. To nie byłoby normalne dla Enrico, normalne natomiast było to, że niezbyt okazywał emocje, lekko tylko zmieniając głos. Nie lubił pokazywać swoich emocji. Emocje są słabością, czymś czego należy się wystrzegać, żeby nie zostać skrzywdzonym bardziej. - Już pogodziłem się z tym, że raczej nie dowiem się tego... Kiedyś przyjdzie i na mnie czas, wtedy być może dowiem się trochę więcej? - Enrico starał mówić tak bez emocji, jak tylko się dało, jednak coraz gorzej mu to wychodziło.
Z niemałym zaciekawieniem przyjął uwagę Felicji na temat temperamentu Włochów. - Może faktycznie są bardziej, jak to mówi młodzież "lajtowi" i w sumie mam na swój sposób luźne podejście do życia, jednak nikt poza mną tego raczej nie zrozumie - zaśmiał się Enrico. Prawdą było, że nikt nie musiał i raczej nie rozumiał go. On sam nawet nie próbował siebie zrozumieć. Mogłoby to się dla niego skończyć katastrofalnie. - Reszta grona pedagogicznego, cóż... Nie widzę powodu do tego, żebym widział w nich wrogów, raczej żaden młody nie wykopie mnie tak szybko z Hogwartu, a co dopiero z tych dusznych cieplarni chyba, że zrobię to sam - dalej mówił uśmiechając się nieznacznie w kierunku Alicji - A tak, to trudno mi powiedzieć. Niezbyt często jestem w Wielkiej Sali, czy w pokoju nauczycielskim. Mimo wszystko nie mam i raczej nie zamierzam tam mieć żadnych "przyjaciół z pracy", czy też przeciwnie "wrogów". Uważam, że kontakt z innymi nauczycielami w sprawach innych niż związane z obowiązkami nauczycieli nie jest konieczny i niezbędny, dlatego jego nie praktykuję, ale tak w sprawach służbowych wszystko przebiega poprawnie - opisywał dosyć zawile Wespucci. Po chwili zaniemówił, nie wiedział co miał powiedzieć na kwestie bezpieczeństwa na jego lekcjach. Od czasu jego przyjścia do Hogwartu to nie eliksiry, żadne OPCM, żadne miotlarstwa, to zielarstwo powodowało najwięcej wizyt w skrzydle szpitalnym... - Myślę, że jeśli chociaż trochę uważają na moich zajęciach, to nie grozi im zbyt szybkie pojawienie się w skrzydle szpitalnym. A pani jak się mieszka w Kornwalii? - zdał sobie sprawę, że rozmowa zaczyna coraz bardziej być jednostronna - skierowana wyłącznie na niego, co niezbyt mu się podobało. Enrico pomimo tego, że zawsze miał dużo do powiedzenia, lubił słuchać innego człowieka, tak po prostu. Dyskretnie spojrzał jeszcze na zegarek, patrząc, czy może na wszelki wypadek posiedzieć tutaj trochę dłużej. Z tego co pamiętał nie miał żadnych planowanych spotkać i innych obowiązków teraz, co go niezmiernie ucieszyło.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ze względu na swoją historię, Max nie miał aż takich uczuć względem swojej zmarłej matki. Pewnie śmierć przybranych rodziców przeżywałby o wiele mocniej. Zależało mu na nich pomimo wielu i to bardzo wielu problemów, jakie im sprawiał. Mimo to, nie skreślili go i starali się wychować na porządnego człowieka. Były momenty, że Max sam nawet wierzył, że im się to udało. Czuł jednak, że w tym roku bardzo mocno zaprzepaścił ich starania i zrobił wiele potężnych kroków w tył. -Jestem bardzo ciekawa, co czeka nas po drugiej stronie. - Prawdziwy Solberg raczej nie zastanawiał się nad tym problemem, ale babcia Felicja, to zupełnie inny temat. Szesnastoletni Max po prostu nadal dziwił się, że nic go nie zabiło. Przeszło mu jednak teraz przez myśl pytanie, czym różnią się mugolskie zaświaty od tych magicznych. Jeżeli w ogóle istnieją. I jeżeli czymkolwiek się różnią. -Och, nie wątpię. Zapewne jest to kwestia wychowania i ogólnie przyjętych norm kulturowych. - Jak to mówili, co kraj, to obyczaj i chyba nikt nie wychodził dobrze na próbie zrozumienia, co leży u podstaw takiego czy innego zachowania włochów, anglików, rosjan, czy czechów. -Naprawdę? Ja nie wyobrażam sobie nie mieć znajomych z pracy! W końcu spędza się z nimi tyle czasu. W moim przypadku to akurat była rodzina, więc nie zbyt duża różnorodność. - Czyżby zobaczył na twarzy Enrico uśmiech? Hallelujah! No to doprawdy rzadki widok. Coraz bardziej widział, że człowiek, to tylko człowiek i wystarczyło trochę chęci, by nawiązać jakiś fajny kontakt. -To pielęgniarki muszą mieć nawał roboty! - Zachichotał cichutko. Dobrze wiedział, że uczniowie raczej nie przejmują się czymś tak trywialnym jak ich własne bezpieczeństwo. Przecież Solberg był tego idealnym przykładem. Sam nie wierzył, że nie wpadł na macanie brzytwotrawy. Ale może i wyszło mu to na dobre. -Uwielbiam to miejsce! Tyle ciszy i spokoju. No i niedaleko rodzinnej hodowli. Zawsze mogę odwiedzić młodsze pokolenie i przywitać z testralem czy dwoma. - Podobała mu się ta stworzona na potrzeby Babci Felicji wizja. Merlinie, ile on by dał, żeby mieć własnego testrala. Czy nie może napatoczyć się na jakiegoś zdychającego menela, czy innego staruszka i w końcu być w stanie widzieć te cudowne kreatury?
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Enrico z racji wieku coraz częściej zastanawiał się na temat tego, co może go czekać po drugiej stronie. Właściwie to nie byłoby chwili, gdyby się nad tym nie zastanawiał. Ciekawość była rzeczą naturalną, tym bardziej nie zaskoczyła go odpowiedź rozmówczyni. Skinął też uwagę na temat różnorodności narodowości i norm kulturowych. To, co było do pomyślenia tutaj, niekoniecznie widziało się w Durmstrangu, czy chociażby we włoskiej szkole, gdzie nauczał.
- Już tam nawał roboty... Może czasami jest większe zapełnienie łóżek w skrzydle szpitalnym. Nic specjalnego - odpowiedział Enrico. W tym momencie coś mu przyszło do głowy. Gdy Felicja opowiadała o swoim miejscu zamieszkania, Wespucci przypomniał sobie, że wcześniej rozmówczyni mówiła, że z chęcią chciałaby odwiedzić Włochy, do których niebawem miał się wybrać. - Nie powiem, bardzo ciekawe. Gdybym miał się gdzieś przenieść z Londynu może byłaby to Kornwalia, chociaż osobiście niedługo wracam na dwa-trzy miesiące do Rzymu, żeby nacieszyć się trochę włoskim i latem i pozałatwiać kilka spraw - opowiadał Enrico. W tym czasie z teczki wyciągnął wolny skrawek pergaminu i zanotował tam coś, po czym delikatnie przesunął po stoliku w stronę pani Felicji. - Tutaj jest adres kamienicy w ścisłym centrum Rzymu, dosyć mugolska okolica, ale uroku jej nie można odmówić. Jeśli będziesz chciała kiedyś odwiedzić Włochy, służę chętnie noclegiem. Wystarczy sowa, że się zjawisz - uśmiechnął się szczerze Wespucci. Enrico jeżeli miał możliwość lubił pomagać ludziom, a tutaj mógł mieć taką możliwość. Felicja wydała mu się osobą, której mógłby pomóc. Mieszkanie w kamienicy i tak stało puste, a jeśli komuś posłużyłoby do odwiedzenia tamtych terenów, to czemu by nie?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skrzydło szpitalne raczej nie narzekało na brak roboty. Ze względu na ciekawą naturę Hogwarckich lekcji, co rusz ktoś tam lądował. Do tego wypadki na korytarzach, błoniach i podczas meczów quidditcha. Z całą pewnością nie zazdrościł szkolnym pielęgniarkom. -Wbrew pozorom w Wielkiej Brytanii pełno jest tak pięknych i spokojnych miejsc. Polecam zrobić sobie wycieczkę. - Nie wiedział, czy Enrico lubuje się w takich wyjazdach, ale mówił prawdę. Wyspy Brytyjskie miał do zaoferowania dużo więcej niż Londyn, Dolina Godryka i Kornwalia. -Oh, nie musiałeś. - Czuł jak policzki Felicji rumienią się, gdy Wespucci podał jej karteczkę z adresem. Szkoda, że prawdopodobnie nigdy z niej nie skorzysta. -Bardzo miło mi się z Tobą rozmawiało, ale muszę uciekać. Mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia przed powrotem, sam rozumiesz. - Uśmiechnął się słodko do Enrico i powoli podniósł z miejsca, chowając karteczkę do kieszeni. -Bardzo dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa. - Rzucił jeszcze na odchodne i ruszył w stronę drzwi. Za chwilę miał rozpocząć niecodzienne spotkanie ze znajomymi, którzy jakimś cudem też obudzili się dzisiaj w ciałach starszych sobie osób.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
POCZĄTKI STAŻU:6 DAWNO DAWNO TEMU...TYDZIEN PO KURSIE BARMAŃSKIM
Kilka chwil potem aportowali się w Hogsmeade przed restauracją gdzie miał juz kiedyś kurs barmański teraz przyszla pora na staż. Właściwie chłopak przestał się już peszyć na widok znanej restauracji osób. Nie namyślając się dłużej otworzył drzwi po czym wszedł rozejrzał się w środku była jakaś garstka ludzi. Nie przejmował się jednak tym zbytnio. Tak tak zaczął więc dzień a to nie byle jaki. Huan zrobił co mu kazali jednak ma do tego dryg a może to jego( konik)bo najwyraźniej Huan czuje sie prawie jak u siebie albo jak ta plumpka w wodzie. Co zrobić gdy wszyscy bardzo cenią cały wkład w miejscu pracy, a w dodatku słuchają merzczyzny pomysłów i po prostu wszystko idzie wprost magicznie. Nie na darmo chyba cie tu zwą mistrzem w tym, co robisz i jak wykonujesz. Chodzą pogłoski i plotki wśród pracowników ktoś ma zostać zatrudniony na stałe - może chodzi właśnie o Huana kto wie? No i w dodatku premia czyżby zapwiedz za taki wkład i prace a moze jednak stała praca? Uśmiechną się i wyszedł by za tydzień znowu wrócić i dokończyć dalszy staż. z/t
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
PRZYGODY W TRAKCIE TRWANIA STAŻU 4 KOLEJNY TYDZIEŃ STAŻU
Kolejny dzień zmagań na stażu i nowy tydzień nawet pogoda dopisywała dla Francuza który wybrał się na staż. Cały czas idąc próbował wszystko sobie przypominać lecz ciągle coś wskakiwało nie tam, gdzie powinno a może powinno. Szybko odnalazł swoje stanowisko i zabrał się za nie,Huan czuł się jak ryba w wodzie, uradowany, gdyby nie jedno ale... zwłaszcza współpracownicy to naprawdę wredni ludzie czasem do szpiku kośći No ale ktoś jednak powiedział szefowi o tym że za bardzo się obija Francuz. Jak mus to mus i nie ma bata na to co się stało w końcu Huan musiał zostać do końca stażu w pracy o trzy godziny dłużej ,i to bez zapłaty. Chyba mężczyzna miał do tego wybitny talent, a dzień bez stażu i wpadek był dniem straconym. Huan początkowo był nastawiony dosyć sceptycznie, już pierwszego dnia jego wrażenie zdawało się być dobre. Zrobił swoje i wyszedł by ponownie wrócić i zakończyć wszystko związane ze stażem. z/t
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
PRZYGODY, KTÓRE SPOTKAŁY CIĘ POD KONIEC STAŻU: https://www.czarodzieje.org/t19525p494-kostki#580510 563 Huan był z siebie zadowolony w końcu ukończył staż i stanie po drugiej stronie jako własciciel. No może faktycznie brunet miał ogromnego pecha każdego może dopaść. Zwłaszcza jeśli chodzi o dokumenty dla szefa miały być na wczoraj a nie na dziś. Oczywiście Huan jak to Huan biegając to tu to tam robiąc różne slalomy pomiędzy różnymi rzeczami ustawionymi przed biurem, Huan miał ominąć jakis karton ale go nie zauwazy z pośpiechu i potknął się lądując na podłodze, a dokumenty...całe mokre wpadają do wiadra pełnego wody, co tu robi te wiadro kto je postawił. Jak pech to pech raczej takiego jeszcze chłopak nie miał nigdy w zyciu. Szybko użył zaklęcia osuszające pergaminy i wnet dokumenty wyglądają jak przed upadkiem. Za to dalsza częśc pokonana bez przeszkód czy komplikacji i zadowolony szef jak nic. Uśmiechął się przyjaźnie, podając ręke szefowi i całemu zespołowi ale się okazało ze czeka Huana niespodzianka bo wszycyc go polubili i nie chca zeby brunet odchodził. Huan poszedł do swojego biurka i zauważył lewitujący kapelusz podziękował i wyszedł z/t
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Chciał powoli zabierać się za załatwianie papierów, nie chcąc nagle wylądować na lodzie, jeśli przesadnie się pospieszy. Dalej uparcie brał tyle godzin w warsztacie, ile tylko mógł, jednocześnie nie ukrywając przed obecnym pracodawcą, że w najbliższym czasie będzie składał wypowiedzenie. I chociaż wszystko miało iść do przodu malutkimi kroczkami, to wystarczyła jedna ulotka o organizowanym kursie barmańskim, by Mefisto po prostu... po prostu się na niego zapisał. Wiedział doskonale, że nie przygotowywał się do niego nawet w połowie tak intensywnie, jak powinien, więc za robotę zabrał się te kilka dni wcześniej, przypominając sobie jakże szkolne uroki wkuwania na ostatnią chwilę. Do pierwszej części podszedł dość optymistycznie, doskonale wiedząc, że mojito jest jednym z najbardziej klasycznych koktajli i nie można nie wiedzieć jak go zrobić. I całkiem przyjemnie mu się nad nim pracowało, korzystając z tego bardziej mugolskiego podejścia, które pasowało do uniwersalnego napoju. Nie peszył się, czując czujne spojrzenie prowadzącego na swoich rękach, przy rozkrajaniu limonek czując się jak podczas kreślenia linii tatuażu, a przy rozcieraniu listków mięty szukając tak dobrze sobie znanych mieszanek barw. Dał się dodatkowo podnieść na duchu tym, że wykonał idealne mojito. Domyślał się, że z kosmicznym drinkiem będą większe problemy i mimo wszystko trochę obawiał się tak inwazyjnego użycia magii. I chociaż przy samym przygotowywaniu produktów zaczął odrobinę wypadać z rytmu, to nie spodziewał się takiej pomocy ze strony swojego nauczyciela, zaraz z zaskoczeniem dochodząc do wniosku, że ten wykonał większość roboty... i sam Mefisto musi zaczynać od nowa. Nieszczególnie rozumiejąc o co ma w tym wszystkim chodzić, spróbował raz jeszcze i szybko zorientował się, że coś musiało pójść nie tak, bo ogień nie trzyma się odpowiednio na powierzchni drinka, niezależnie od siły rzucanego na niego zaklęcia. I trzecią zabawę z produktami płacił szalejącymi nerwami, z zadowoleniem dochodząc do wniosku, że przynajmniej teraz idzie mu już dobrze... nawet, jeśli efekt końcowy kosmicznego drinka nie miał satysfakcjonująco niebieskiej barwy. Gdy wychodził z kursu, z cennym certyfikatem w torbie, był niemal stuprocentowo pewny, że prowadzący przydzielił mu go głównie za zaangażowanie, albo po prostu z litości - bo przecież idealnie nie było, a tego wymagał od siebie sam Mefistofeles.
/zt
Angel Price
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : czarujący uśmiech, drobny kolczyk w lewym uchu, gładziutka twarz niczym pupa archanioła no dobrze z lekkim kilkudniowym zarościkiem, czerwone usta o smaku truskawkowym
To był ten dzień, gdzie niesamowity Angel Price postanowił rozpocząć budowanie swojej przyszłości. Opłacił kurs i zamierzał otrzymać certyfikat profesjonalnego magicznego barmana, aby cieszyć się legalną pracą, a także uczciwie zarobionymi galeonami. Jednak Angel miał większe plany niż tylko bycie barmanem, pomagierem czy kimś takim, co powodowałoby uniżenie jego statusu społecznego i przede wszystkim godności. Price widział przyszłość. O, nie, nie... Nie był żadnym jasnowidzem. Chodzenie z kulą i plecenie trzy po trzy było dla narkomanów, alkoholików czy tam chorych psychicznie. On miał wizje. Stworzyć swoje miejsce. Cudowny raj dla wszystkich. Dlatego kilka kursów zapewne przydałoby mu się w branży, zwłaszcza barmana — alchemika wysokoprocentowych napoi. Nazwy alkoholi, smaki, tworzenie drinków były niczym eliksiry w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. On nie był najlepszy z tego przedmiotu, ale to dlatego, że była tu znaczna różnica. Co innego łączyć składniki do kolorowych drinków, a co innego substancje od zwierząt i roślin niebezpiecznych, martwych i obrzydliwych. Alkohol powodował wymioty tylko przy zbytnim nadmiarze. Martwe stworzenia zawsze, a od trującego bluszczu pewnie się umierało, a nie rzygało. Odetchnął teatralnie, ubrany niczym profesjonalny barman. Podwinął białe rękawy i zabrał się za przygotowanie składników do Mojito. Odmierzenie składników wydawało się banalnym punktem do odhaczenia na liście, jednak delikatnie mówiąc, Price się przeliczył. Przesadził z miętą i lodem. Drink wyglądał jakby się rozwadniał, a przecież patrzono mu na ręce. Starał się uratować sytuacje. Przygotowanie odpowiednio napoju alkoholowego nie było takie łatwe, zwłaszcza że należało operować magią. Niestety drink nie podobał się mistrzowi. Zresztą napój zmienił jeszcze barwę na pomarańczową, coś rzeczywiście było nie tak. Angel dostał szanse poprawy, ale nie wyszło mu. Musiał podejść do kursu jeszcze raz — tak też zrobił. Za drugim razem niemal odetchnął z ulgą. Drink wyszedł świetnie. Cześć druga kursu miała być trudniejsza. Bardziej magiczna, a także bardziej wybuchowa. Zdecydowanie wolał drinki po mugolsku — tutaj no cóż... Dobrze, że nie były to kociołki, a małe szklaneczki. Kociołki podobno, gdy wybuchały to zabijały. A szklaneczki? Któż to wie... Kosmiczny drink. Przygotowanie produktów szło mu całkiem dobrze. Machał różdżką jak w transie. Coś mu zdecydowanie nie wychodziło, jednak wszystko się udało. Nie ma co w magicznych drinkach też mu szło całkiem nieźle. Ale to nie koniec co tam przygotowanie składników, teraz miał wykonać perfekcyjnie tenże napój. Z początku drink wyglądał dość ładnie, ale nie smakował jak powinien - czy to pleśń na wierzchu? Musiał ponownie podejść do tej części kursu. Wcześniej przygotował się w domu na wszystkie możliwości. Opłacało się. Kurs ukończył. Zainwestował w siebie pieniądze, a teraz mógł się cieszyć dyplomem i oczywiście niemałymi umiejętnościami.
Nie zamierzała, a przede wszystkim nie chciała odmawiać siostrze spotkania. Była ciekawa tego, co u niej słychać, ale sama również miała jej co nieco do opowiedzenia, być może nie tak ciekawego i fantastycznego, jak to, co działo się ze starszą z Brandonów, ale to nie miało aż tak wielkiego znaczenia. Wiedziała, że będąc tylko uczennicą, nie jest w stanie zawojować świata, a jej siostra z całą pewnością miała we wszystkim o wiele większe doświadczenie, ale tak naprawdę nie zazdrościła jej ani trochę, nie zachowywała się, jakby to, że była starsza, że z Jonem byli pierwsi i doświadczyli już więcej, jakoś ją kłopotało. Mogla czerpać wiedzę z jej doświadczeń, co lubiła robić, aczkolwiek zawsze odnosiła wrażenie, że jednak się od siebie różniły i w pewnych sytuacjach postąpiłyby, cóż tu mówić, skrajnie różnie. Tak czy inaczej, odpisała siostrze na list, wskazując jej miejsce, w którym miały się spotkać, żeby zjeść spokojnie obiad i należycie plotkować o wszystkim i niczym, po czym z wielką przyjemnością doczekała soboty. Założyła botki na wysokim obcasie, eleganckie, przyległe, czarne spodnie o wysokim stanie, wieńczące pas nieco fikuśną kokardą. Ponieważ Victoria właściwie nigdy nie nosiła koszulek, nie powinno nikogo dziwić, iż miała na sobie białą koszulę wpuszczoną w spodnie, a jej mankiety zdobił rząd eleganckich, błękitnych guzików, sięgających niemalże w połowę przedramienia. Na wierzch zarzuciła wiosenny płaszczyk, włosy wyjątkowo związała w niski kucyk i tak przygotowana ruszyła na spotkanie z Patricią, zastanawiając się, co je dzisiaj czeka i czy dowie się od siostry, że może powinna jednak zacząć nosić ubrania, które bardziej pasowały do jej wieku. To była jedna z tych rzeczy, które zawsze ją bawiły, Jon uwielbiał pytać ją, jak może pracować w koszulach albo eleganckich swetrach, ale ona nie potrafiła sięgać po inne ubrania. Była przekonana, że nawet gdyby Nikola faktycznie przekonał ją do założenia trampek, całość dopełniałoby coś, co należałoby nazwać bezwzględnie i absolutnie eleganckim. Czasami uśmiechała się pod nosem na myśl, że wszystko wskazywało, iż będzie najbardziej eleganckim konstruktorem mioteł we wszechświecie. Na miejsce dotarła pierwsza i rozejrzała się w poszukiwaniu siostry, uznając, że po prostu poczeka na nią na zewnątrz, pogoda była w końcu całkiem przyjemna i nic nie wskazywało na to, by miało za moment lunąć. Zbliżała się prawdziwa wiosna, a ją to niesamowicie cieszyło. Liczyła na to, że już wkrótce będzie mogła uczyć się na dworze, a nie w dormitorium, to było bowiem coś, co zawsze sprawiało jej prawdziwą przyjemność, a i wiedza zdawała się łatwiej trafiać do jej głowy.
To nie tak, że od razu założyła, że Victoria nie będzie miała czasu czy ochoty się z nią spotkać. Starsza Brandon zazwyczaj właśnie w ten sposób, który użyła w liście zaznaczała jak bardzo zależało jej na tej kwestii. Musiała mieć pewność, że słowa zawsze były dla ludzi znaczące, więc wręcz czasami nachalnie wywierała na nich presje. Najgorzej chyba zawsze miał Jonathan, z którym chyba była najbliżej z całej trójki rodzeństwa, chociaż i z Vicky też miały swoje epizody, kiedy Pat potrafiła z zazdrości robić młodszej siostrze wyrzuty o najdrobniejsze błahostki, byle by tylko pokazać, że nie jest taka idealna. Na szczęście jednak Patricia wyrosła z tego i aktualnie w mniejszym stopniu szukała powodów do zamieszania, przez co z Krukonką miały całkiem dobry kontakt. Dlatego właśnie postanowiła się z nią spotkać, ponieważ dość długo nie miały okazji do rozmowy sam na sam. Teleportując się na jedną z przecznic na głównej ulicy Hogsmeade, wsunęła dłonie do kieszeni swojej niezniszczalnej, czarnej ramoneski, która była u niej klasykiem z dżinsami i dzisiaj z luźną koszulką z nadrukiem najnowszego albumu Evangeline of Bloodstone. Kojarzyła tak mniej więcej gdzie może znajdować się wspomniana w liście przez Vic restauracja, jednak już niecierpliwiła się w myślach, uznając, że traci czas, kiedy mogła teleportować się pod sam lokal (gdyby tylko znała jego dokładne położenie). Jednak w końcu zobaczyła w oddali znajomą sylwetkę i od razu pomachała siostrze, kiedy tylko ta spojrzała w jej kierunku. Z uśmiechem przytuliła ją i mocno wyściskała. - Ah, gdzieś Ty się podziewała? Dawno Cię nie widziałam w zamku. A jak już to przelotem. - odezwała się pełna nadziei na to, że odbiją sobie stracony czas, kiedy mijały się w szkole, w które de facto Pat już rok temu rozpoczęła asystenturę, a teraz miała zacząć nauczać... - Może wejdźmy. Pogodę mamy nawet ładną, więc możemy wrócić razem spacerkiem, o ile nie masz planów - zaproponowała jej, entuzjastycznie zerkając, kiedy przekraczała próg lokalu, rozglądając się w poszukiwaniu wolnego stolika.
czasami Victoria zastanawiała się, czy to jakaś rodzinna tradycja - posiadanie naprawdę silnych charakterów. Gdzie by nie spojrzeć, wśród Brandonów zawsze znalazły się osoby, które potrafiły jednym spojrzeniem stawiać na swoim, podejrzewała jednak, że tak być musiało, skoro ich ród od zawsze figurował pośród naprawdę potężnych rodzin, dorobili się olbrzymiego majątku, a transport magiczny opierał się w większości o ich braki. Nie było tutaj miejsca na słabeuszy, a jeśli pewne jednostki wolały wieść spokojne życie z dala od interesów rodzinnych, było to możliwe, niewątpliwie jednak musiały one miewać bardzo ciężki czas, kiedy pozostali Brandonowie urządzali sobie wojny podjazdowe, starając się postawić na swoim. Nie rzucali w siebie zaklęciami, nie walczyli zawzięcie, bo byli zgraną rodziną, ale mimo wszystko nagromadzenie silnych, idealnych charakterów w jednym miejscu nigdy nie było dobrą opcją i tylko Merlin raczył wiedzieć, jak to mogło się skończyć, zwłaszcza teraz, kiedy Victoria również mogła być postrzegana jako osoba dorosła. Była pełnoletnia, miarą czarodziejską i mugolską, a za trzy miesiące miała zakończyć swoją edukację szkolną, by pójść na studia i dalej rozwijać swoją wiedzę, w wybranych już tylko zakresach, pochylając się nad nimi z całą swoją siłą i ochotą. Teraz jednak nie zamierzała się nad tym niepotrzebnie pochylać, zwłaszcza że właśnie dostrzegła swoją siostrę, kręcąc jednocześnie głową, gdy dostrzegła, co ta na sobie miała. Pod tym względem różniły się jak woda i ognień, jak niebo i ziemia, ale mimo wszystko nie mogła jej zarzucić, by wyglądała źle, ten strój po prostu pasował Patty, był niczym jej druga skóra, tak samo, jak te eleganckie stroje, jakie nosiła Victoria, w pełni odpowiadały jej charakterowi. Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia, zwłaszcza gdy objęła mocno siostrę, ciesząc się z jej obecności i mając ochotę posłuchać wszystkich tych opowieści, jakie mogła jej przynieść. - Pewnie dlatego, że robię wszystko, żeby odbić maleńkie trzysta pięćdziesiąt punktów, które straciły dwa gumochłony - powiedziała lodowato, ale zaraz machnęła ręką, ostatecznie to nie było na pewno coś, o czym Patty chciała słuchać i tak na pewno miała świadomość, o czym dokładnie Victoria mówiła. - Nie mogę tego przeboleć i pewnie jestem z tego powodu niesamowicie nudna, ale naprawdę, zachowywali się, jakby byli na pierwszym roku! Weszły razem do restauracji, a później zajęły miejsce, kiedy Victoria stwierdziła, że planów żadnych nie ma i z przyjemnością przejdzie się z siostrą, w końcu to przedłużało im możliwość spędzenia czasu razem, a i sam spacer był przyjemnością dla kogoś, kto mimo uwielbienia dla książek, kochał także ruch, świeże powietrze, po prostu możliwość przebywania poza najróżniejszymi murami. Młodsza Brandon założyła nogę na nogę i uśmiechnęła się do siostry, po czym nieznacznie przekrzywiła głowę, a jej jasne oczy błysnęły pełne zaciekawienia, jakiego nie umiała ukryć. - Masz dla mnie na pewno ciekawe plotki, o wiele lepsze, niż moje marudzenie godne prefekta.
O tak, mocne charaktery zdecydowanie były znakiem rozpoznawczym u Brandonów, ale jak widać, nie wychodzili na tym źle, skoro ich rodzinny interes tak dobrze prosperował, bo rzeczywiście to mogło mieć w tym swój udział. I Pat też miała nadzieję, że osiągnie wiele przez swój upór i temperament, co nawet przez jakiś czas jej się udawało, gdyby nie zupełnie niezależne od niej czynniki. Nikt nie jest w stanie przewidzieć co innemu człowiekowi uderzy do głowy, a zwłaszcza jeśli jest się osobą dość rozpoznawalną i ktoś może ci źle życzyć. Wtedy nie ma znaczenia czy masz silny charakter czy miękki tyłek. Wtedy przez jedną nieświadomie podjętą decyzję, wszystko może się zawalić... Nie miała wpływu na swoją osobowość i sposób bycia, ale miała wpływ na swój ubiór. I właśnie dlatego zazwyczaj zakładała na siebie wygodne ubrania, koszulki wyrażające jej miłość do rocka, tylko czasami wskakując z bardziej eleganckie ciuchy, ale tylko jeśli miała na to akurat ochotę. Wiedziała dobrze, że w domu wszyscy krzywo patrzyli na jej codzienny ubiór (zwłaszcza matka, która najchętniej założyła by na nią siłą, uszyte przez nią garsonki), ale chciała być sobą i musieli to uszanować. Victoria była jedną z osób, które mimo całkiem odmiennego stylu zawsze ją wspierała - nie licząc nielicznych momentów, kiedy żartowała z jej kilkukrotnie odnawianej za pomocą magii czarnej kurtki, którą Pat ubóstwiała. Dlatego zobaczywszy na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech i podleciała do niej, aby ją uściskać. Usłyszawszy o nadrabianiu punktów, od razu mina jej zrzedła i skrzywiła się nieznacznie, odsuwając się od siostry. - Masz na myśli tą bójke po ostatnim meczu? Słyszałam o tym. Jakim trzeba być bezmózgim... - zaczęła, kręcąc głową i przypominając sobie co słyszała o tym incydencie w pokoju nauczycielskim na drugi dzień po meczu. Niestety tego dnia wyjątkowo nie mogła oglądać rozgrywek, bo uczestniczyła w kursie zawodowym, ale może to i dobrze, bo chyba rozniosłaby tych kretynów, którzy zaczęli te zaczepki. I żeby jeszcze na boisku takie rzeczy... Kiedy znalazły się już w lokalu i zajęły stolik, podeszła do nich kelnerka z kartami dań. Patricia ucieszyła się niezmiernie, kiedy Vic zgodziła się na spacer po posiłku, uznając, że będzie to cudowna okazja ku temu, aby mogły ze sobą spędzić jeszcze trochę czasu. Omiótłszy wzrokiem menu restauracji, usłyszała słowa siostry i uniosła spojrzenie znad karty. - Plotki? Hmm, nie jestem Obserwatorem i z pewnością aż tylu nie znam, ale... na początek mogę sprzedać Ci dobrą wiadomość. - posłała jej wymowne spojrzenie, uśmiechając się chytrze. - Zdałam kurs nauczycielski. Od kwietnia będę oficjalnie uczyć miotlarstwa. - oznajmiła wyraźnie podekscytowana swoją nową praca i tym, że będzie też bliżej sióstr. Wiedziała, że Vic ma zamiar kontynuować swoją edukację na studiach, dlatego też cieszyła się, że będą bliżej. Przynajmniej będą miały okazję rozmawiać częściej niż raz na kilka tygodni, jak do tej pory. - A co do plotek to mama coś wspominała, że Jon ma nową dziewczynę. Ciekawa jestem... nic mi nie wspominał, ale w sumie ostatnio byłam troche zabiegana. A Ty coś wiesz na ten temat? - odezwała się po chwili, chwytając jedną z serwetek i próbując zrobić z niej prymitywne origami. - Podobno pochodzi z Edynburgu i jest spokrewniona z Dearami. Szczerze, to nie uwierzę, dopóki jej nie przyprowadzi.
Mogły się różnić, mogły być do siebie również podobne, ale prawda była taka, że zawsze, ale to zawsze, uczyły się tego, by wzajemnie się wspierać. Oczywiście, miewały gorsze okresy, tak jak i z resztą rodzeństwa, ale to nie oznaczało, że nie zamierzały się już nigdy więcej do siebie odzywać. Zapewne gdyby było trzeba, to każde z rodzeństwa skoczyłoby za pozostałymi członkami rodu Brandonów w ogień, wykrzykując jeszcze jakieś mniej lub bardziej cenzuralne okrzyki bojowe. Przynajmniej dokładnie w to wierzyła Victoria, która choć nie okazywała nadmiernie uczuć, doskonale wiedziała, czym jest miłość i dałaby sobie ręce uciąć za swoich najbliższych, tak po prostu. Wierzyła w nich, trzymała mocno kciuki, by wszystko, co robili, szło zgodnie z ich planem, żeby osiągali sukcesy, żeby działali zgodnie z własnymi pomysłami i planami, ostatecznie bowiem to właśnie było najważniejsze w życiu. Dlatego tak kibicowała Zoe, która nie miała żadnych związków z magicznym transportem, koncentrując się na czymś zupełnie innym i robiąc to na tyle dobrze, że mogłaby osiągać sukcesy, gdyby tylko nieco przysiadła do działania, a nie bujała wiecznie w obłokach. Nic zatem dziwnego, że możliwość rozmowy z siostrą sprawiała jej taką przyjemność. - Nawet nie wiem, co dokładnie się stało, ale do dzisiaj jestem taka wściekła, kiedy o tym myślę. To nie było ani zachowanie godne sportowca, ani nic mądrego, nie wiem, jak oni chcą sobie później radzić w życiu - powiedziała jeszcze gorzko, a jej jasne oczy na moment jakby błysnęły, gdy tliła się w nich furia, ale ostatecznie nie chciała za długo o tym dyskutować, a tym samym zanudzać siostry, w końcu nie o to tutaj chodziło i zdawała sobie z tego w pełni sprawę. Miały o wiele ciekawszych rzeczy do omówienia, a Victoria była gotowa siedzieć tutaj bardzo, ale to bardzo długo, ciesząc się również na spacer, który miały później w planach. Na razie nawet jeszcze nie zerknęła w kartę, jedynie za nią dziękując, bo nie chciała przerywać tak szybko rozpoczętej rozmowy. - Och, Obserwator. Nigdy nie czytam tego, co tam piszą, naprawdę. Chociaż muszę przyznać, że chyba było tam ziarenko prawdy, jeśli chodzi o Fillina - odparła, przekrzywiając głowę, ale nie czuła z tego powodu absolutnie niczego, jakby po prostu to nie miało dla niej znaczenia, ta myśl zaś powodowała, że jedynie upewniała się w swoim myśleniu, iż chłopak nie miał dla niej znaczenia, jako partner, a był jedynie całkiem ciekawym znajomym, z którym mogła spędzać czas i dobrze się bawić. - Och, bo wiesz, że z nim zerwałam? - spytała jeszcze, spoglądając na siostrę, nim ta wypowiedziała najważniejsze słowa, jakie zapewne miały paść tego popołudnia. Victoria uśmiechnęła się ciepło, a jej lodowato zimne oczy zabłyszczały niespodziewanie niczym gwiazdy, ujawniając, iż nawet taka Królowa Śniegu, jak ona, potrafiła się cieszyć. Nawet na jej policzkach pojawił się cień rumieńca, kiedy wstała, by po prostu podejść i uściskać siostrę, co nie zdarzało się jej często, ale takie chwile nie trafiały się codziennie, więc Patty musiała znieść tę chwilę siostrzanej miłości, która niemalże przelała się przez młodszą Brandon jak fala, której nie dało się zatrzymać. - Teraz będziesz mogła trenować mnie do upadłego, wiesz o tym? Och, masz już jakieś pomysły na zajęcia? Rozmawiałaś z profesorem Walshem? - spytała jeszcze, nim jej siostra przeszła do plotek dotyczących ich brata, a Victoria aż nastawiła ucha znad trzymanej karty dań, by nieznacznie unieść brwi na te kolejne rewelacje. - Nic mi nie mówił! Mam wrażenie, że dalej uważa, że mam trzy lata i nie mam pojęcia o związkach. Myślisz, że ukrywa ją, bo boi się, że mama postanowi zaprosić ich na obiad?
To prawda, nawet jeśli miały odmienne zdanie, jeśli czasami były zupełnymi przeciwieństwami, to i tak i dla jednej i dla drugiej rodzina była najważniejsza i nie potrafiły tego ukrywać w swoim zachowaniu względem jej członków. Zawsze dobrze było mieć i czuć to wzajemne wsparcie, a z siostrami naprawdę nieźle dogadywały się jak na rodzeństwo. Bo przecież nie zawsze musi być kolorowo, żeby móc powiedzieć, że są niezwykle zżyci, wszyscy razem. Z Jonem było nieco inaczej. Patty czuła tę mentalną więź, przez to, że byli bliźniakami, a więc przeważnie bardzo dobrze się rozumieli. Z dziewczynami za to nie musiały wiecznie się zgadzać, aby mieć świadomość i poczucie, że są blisko. Słysząc słowa siostry, westchnęła przeciągle, bo nie wiedziała jak ma ją pocieszyć. Głupota ludzka nie bolała, jak widać, a cierpiały na tym tylko niepotrzebnie takie osoby jak Vicky, która przejmowała się dobrym imieniem domu i aktualnym stanem punktów a rankingu. - Dobra, już, nie rozmawiajmy o tym, bo jesteśmy poza szkołą. Po co się niepotrzebnie denerwować. Było minęło - oznajmiła niezwykle przekonywująco, jakby chciała uspokoić Victorię i uciąć temat, który był dla niej stresujący. Miały pogadać, miło spędzić czas, więc po co dalej rozmawiać o czymś przykrym. Ostatecznie zerknęła tylko na menu, po czym podobnie jak siostra zamknęła ją, by podłożyć ją sobie pod dłonie i nachylić się w stronę Vic, kiedy przyszło do plotek. Nie była typem osoby, która lubiła takowe roznosić i miała wrażenie, że Krukonka także, ale przecież każdą interesuje to co dzieje się w życiu najbliższych i znajomych, prawda? Dlatego się spotkały. Ale kiedy usłyszała o chłopaku młodszej siostry - jeszcze nie wiedziała, że byłym - zmarszczyła brwi. - Co masz na myśli? Co tam pisali? - spytała, zupełnie nieświadoma, że rozdrapuje temat, który może być dla Victorii niewygodny. A potem usłyszała dosadnie, że nie jest już z Fillinem, co niezwykle zaskoczyło Pat i aż lekko wytrzeszczyła oczy na siostrę, pochylając się automatycznie w jej kierunku i chwytając ją za dłoń. - Jak to? Dlaczego? Co się stało? - wypaliła bezmyślnie, oczywiście chcąc od razu wszystkiego się dowiedzieć, bo najwidoczniej nie była na bieżąco z jej sprawami sercowymi, co ją nieco ukuło. Jednak zerwanie jest dość traumatycznym przeżyciem dla każdego i miała nadzieję, że Vicky trzymała się jakoś. A potem obwieściła jej dobrą nowinę i przytuliła ją, kiedy wstała by wziąć ją w objęcia i ciepło pogratulować nowej posady. Niezmiernie liczyło się dla niej tak wielkie wsparcie ze strony Krukonki. Nigdy nie przeszkadzały jej tego typu gesty, jednak myślała, że to właśnie Victoria była typem niezbyt wylewnej, jeśli chodziło o pokazywanie tego na zewnątrz. - Jasne, będziemy sobie robiły prywatne treningi. Kiedy tylko chcesz. Tylko nie za często, bo nie mogę ciągle być na eliksirze, bo potem jak przyjdzie co do czego to nie mogę zasnąć... - wytłumaczyła, po czym machnęła ręką na to ostatnie, uśmiechając się do siostry - Mam kilka pomysłów na lekcje, ale to moja słodka tajemnica. Walsha jeszcze nie miałam przyjemności jako tako poznać, choć widywałam go kilka razy podczas stażu. Ale muszę z nim omówić program... Co przerobił, a co nie... - myślała na głos, odnotowując sobie w głowie, że musi koniecznie wysłać sowę do starszego nauczyciela miotlarstwa. Może uda jej się także otrzymać jakieś cenne wskazówki na początek od niego, kto wie. Zobaczyła zaciekawienie w oczach młodszej siostry, od razu, kiedy tylko padły słowa "Jon" i "dziewczyna" w jednym zdaniu. Jakoś szczególnie interesowały się życiem miłosnym swojego brata. Może to dlatego, że był jednym chłopakiem i mogły poniekąd trochę do poobgadywać i pośmiać się z jego poczynań względem niewiast, ale tak naprawdę przecież robiły to z miłości. - Mi też ciężko czasami uwierzyć, że już dawno skończyłaś te trzy lata... - mruknęła zaczepnie, posyłając Vicky zadziorny uśmieszek i śmiejąc się pod nosem, po czym dodała: - Z pewnością ją ukrywa, ale pewnie przed nami. Skoro mama już o niej wie, to pewnie ją poznała. Ja nie wiem czego on się boi... Że ją zjemy z butami? - parsknęła śmiechem na samą myśl o tym, że siadłaby na dziewczynę brata i zalałaby ją morzem pytań, a ta uciekłaby z wrzaskiem.
Rodzina była dla Victorii niezwykle ważna i właściwie można byłoby spokojnie powiedzieć, że było w tym niesamowicie wiele zaparcia i uczucia, które dziewczyna potrafiła wyrażać w co najmniej dziwny sposób. Jej twierdzenie, że skoro urodziła się Brandonem, Brandonem również umrze obijało się chyba wielokrotnie o uszy jej rodzeństwa i chociaż mama wcześniej kręciła nad tym głową, ostatnimi czasy zachowywała się zupełnie tak, jakby zaczynała córce wierzyć, dochodząc chyba do wniosku, że Victoria była mimo wszystko w stanie zmusić swojego potencjalnego męża do tego, by przyjął po niej nazwisko i w ten sposób stał się częścią jej rodziny. To, że była uparta jak osioł, niekoniecznie było w tym momencie plusem, ale cóż na to poradzić? Była również niezwykle przywiązana do swojego szkolnego domu, czuła odpowiedzialność za ludzi, którzy szczycili się mianem Krukonów i przeżywała tę całą bójką nieznośnie mocno, ale Patty miała rację i nie powinna się na tym za mocno koncentrować, więc ostatecznie machnęła na to ręką, a później spojrzała uważniej na siostrę, gdy ta zaczęła dopytywać o Fillina i wyraźnie się wszystkim mocno przejęła. - Spokojnie, Patty, miałam czas, żeby o tym pomyśleć i to nie boli, więc wydaje mi się, że w ogóle się w nim nie zakochałam i to było niepoważne z mojej strony. Uważam, że rozstaliśmy się w dobrych stosunkach. Ale gdyby Zoe mogła czasem trzymać buzię na kłódkę, byłoby lepiej. Czy ty wiesz, że ona sobie plotkuje ze Swansea na temat tego, czy ja umieram z miłości? A on potem bezczelnie pisze do mnie jakieś skandaliczne listy - parsknęła, zastanawiając się, czy nie powinna przypadkiem pogrozić palcem kuzynce, bo to ona później musiała użerać się z Larkinem i jego pytaniami na temat tego, czym jest miłość. Zaraz jednak potrząsnęła głową i uśmiechnęła się, nieco zaczepnie, jak na siebie, a jej jasne oczy błysnęły. - Zatem posłuchaj, twój prywatny Obserwator donosi. Zgodnie z plotkami, Fillin kręcił z Cali, kiedy umawiał się jeszcze ze mną. Zaczął się kiedyś z tego tłumaczyć, mówiąc, że to wcale tak nie jest, ale wiesz co? Teraz się chyba z nią faktycznie umawia - dodała i wzruszyła ramionami, nim nieoczekiwanie okazała wielkie emocje i wielkie wsparcie siostrze, co nie zdarzało jej się często i faktycznie jak na Victorię było niesamowicie wylewne, tak samo jak to, jak słuchała dalszych słów Patricii, a na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. - Koniecznie z nim porozmawiaj, wydaje mi się, że uda się wam ze sobą naprawdę dobrze dogadać, właściwie jestem przekonana, że dokładnie tak będzie i trzymam kciuki za twoją pierwszą lekcję! - powiedziała zaraz, uśmiechając się do niej ciepło i całkowicie wciągając się w rozmowę, na chwilę zupełnie zapominając, że przyszły również coś zjeść, tym bardziej gdy Patty wspomniała o Jonie, jakiejś tajemniczej dziewczynie i ukrywaniu jej. Victoria uśmiechnęła się lekko i nawet wzniosła oczy ku niebu, gdy siostra przyznała, że zapomina czasem o jej wieku, po czym pokręciła głową. - Pewnie uważa, że jesteśmy strasznymi harpiami i będziemy oceniać ją pod każdym możliwym względem. Założę się, że dziewczyna nie ma pojęcia o lataniu, ani choćby o budowie najprostszego samochodu, więc pewnie uważa, że wszystkie wybierzemy dla niej opcję: nie - stwierdziła, marszcząc lekko nos. - A może ty masz z kim pojawić się w domu na rodzinnym obiedzie?