To akurat dość osobliwe miejsce. Z muru jakby wyrastają schody, ale nie przejmuj się że załamią się pod twoim ciężarem połączonym z jakimś ekwipunkiem. Zostały zaczarowane, by znosić ciężar aż do kilku ton. Także śmiało możesz po nich skakać, z tym że uważaj co by nie spaść. Na murku znajduje się kilka wygodnych ławek, więc tutaj możesz przysiąść i odpocząć.
Początkowo miał sobie odpuścić wysyłanie listu do pielęgniarki ze swoimi przemyśleniami po pierwszej części kursu. Nie uważał, że będzie mu to niezbędne do szczęścia, poza tym wiedział swoje i skoro nie było to obowiązkowe to nie wiedział dlaczego miałby to zrobić. Jednak kiedy przysiadł na chwilę i zaczął kartkować prospekt, który dostał kilkanaście minut wcześniej to nie mógł sobie odpuścić. Zagadnął jakiegoś małego chłopca, który przechodził niedaleko o pióro i kartę, i po kilku chwilach miał to czego potrzebował. Nie sądził, że malec będzie taki zaradny i sypnął mu kilka monet, które walały się po kieszeniach. Może i teraz pierwszych zajęć z kursu nie był dla niego wybitnie ciekawy, bo bardziej przydatne by mu było jak sprowokować u kogoś wymioty. Miał takie, a nie inne zajęcie. W szkole to nie miał problemu jeżeli ktoś brał od niego roślinki albo eliksiry to nie zachowywał się wygłodniały dzikus. Gorzej było z mugolami z którymi miał do czynienia w Londynie. Niektórzy to niemal wyrywali mu wszystko z rąk, aby mieć już swoje upragnione rzeczy. Dostać to na co tak długi czekali, tacy do dopiero byli niebezpiecznie. Nieraz widział jak się dusili po tym jak zachłannie wypili na raz eliksir, który im dał, chociaż mówił wiele razy, żeby tego nie robili. Dlatego zaklęcie które zmusza do wymiotów w takiej sytuacji by mu się przydało albo może jakaś roślina, której intensywny zapach tak działał? Odbiegł myślami od głównego tematu, co zdarza się chyba wszystkim i dopiero po chwili przypomniał sobie co takiego chciał napisać. Nie wiedział czy Sevi odpowie na jego na jego list, bo podszedł do tematu inaczej niż reszta. Tak mu się wydawało. W końcu skupił się bardziej na sposobach, które nie wymagały eliksirów. Przeczytał wszystko jeszcze raz, a później zwinął kartę w rulonik. Prospekt położył obok siebie i wystawił twarz w stronę słońca. Może nie znalazł sobie najwygodniejszego miejsca do siedzenia, ale jak tylko zobaczył wystające z muru schody musiał się po nich wspiąć. Teraz położył się na jednej z ławeczek, bo nie chciało mu się stąd ruszać. Zrobił co miał zrobić, a teraz chwilę odpoczywał, co byłoby bardziej zrozumiałe jakby miał się czym zmęczyć. Kiedy promienie słoneczne zaczęły się robić nie do zniesienia wstał ze swojego miejsca i udał się w poszukiwaniu cienia. Nie zapominając o liście i prospekcie, zaczął zeskakiwać schodami. Jeszcze tylko znajdzie sowę… zt
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Zapoznawanie się z ostatnim kompleksowym źródłem wiedzy, tym razem na temat magicznych stworzeń musiało być przyjemne. Rasheed niespecjalnie był wyedukowany w tym zakresie, dlatego fakt, że mógłby się dowiedzieć czegoś nowego był całkiem przyjemny, zwłaszcza w obliczu tego, że dawno nie brał udziału w tak porządnie przygotowanym kursie. Miał nadzieję, że po ukończeniu go, już nigdy nie będzie musiał biec do skrzydła szpitalnego, bo wszystko będzie „goiło się samo”, za jednym machnięciem różdżką. Wybrał się więc gdzieś w Indie, chcąc znaleźć miejsce, które byłoby ciekawe i inspirujące, ale niespecjalnie rozpraszające. Zdecydował się na strome schody, przy których odnalazł ławkę, na której mógł rozłożyć pergamin i pióro wraz z kałamarzem. Wertując prospekt, jednocześnie zapisywał swoje spostrzeżenia i dość szybko uwinął się z tym wszystkim, ale jeszcze nie wysyłał listu. Zbyt dobrze mu się tutaj siedziało, dlatego jeszcze zanim poszedł postanowił nieco poskakać po stopniach, sprawdzając ich wytrzymałość. Były nieźle zaczarowane, dlatego jeszcze przez godzinę zastanawiał się jakiego zaklęcie mógłby użyć, żeby uzyskać podobny efekt i doszedł do wniosku, że chyba zapyta o to Archibalda na następnych zajęciach. Potem zebrał swoje szpargały i poleciał wysłać sowę do Sevi.
Odnalazła to miejsce gdy wracała z ostatnich zajęć od Sevi. I wtem wpadło jej do głowy by napisać i wysłać do Sevi swoją notkę odnośnie przemyśleń co do jej zajęć. A raczej wszystkich zajęć. Co się miała rozdrabniać! Wyciągając z przepastnej torby kilka pergaminów i pióro wraz z kałamarzem, poczęła skrobać na pergaminie. Miała nadzieję, że te zaklęcia będą jej przydatne a i sama zaczęła się zastanawiać nad pracą Uzdrowiciela w przyszłości. Bo czemu nie? Opisała szybko każde poszczególne zajęcia z Sevi, wyszczególniła dane eliksiry a dorzuciła nawet kilka mugolskich sposobów i ta- dam. Notatka została napisana. Ogarnęła na szybko czy nie ma błędów i poderwała się ze stromych schodów by wysłać profesor Moonlight, list. zt.
Kiedy Sunny trafiła w to miejsce od razu postanowiła napisać tu notatki, które miała wysłać Sevi na temat "najczęściej spotykanych atakach zwierząt magicznych i tym, jak sobie radzić w takiej sytuacji". Był to dość ciekawy temat w który można było się zagłębiać coraz bardziej i bardziej a i tak nie dało się tym znudzić. Sunny dużo czytała na ten temat w ciągu roku szkolnego i co nieco już wiedziała o atakach zwierząt i leczeniu. Usiadła na samej górze stromych schodów i wyjęła z torby pergamin oraz pióro. Westchnęła cichutko i zaczęła wpatrywać się przed siebie w zamyśleniu. Po bardzo długim czasie napisała owe notatki i wysłała je do Sevi. Było już ciemno więc spędziła tutaj kilka godzin, co było dość dziwne bo czas leciał jej na prawdę wolno gdy pisała o atakach zwierząt. No cóż widocznie Sunny miała kiepskie poczucie czasu. Wzięła swoje rzeczy i udała się w stronę swojej łodzi.
Wiecie jak to jest, czasem na wozie, a raz pod. Jak dzisiejszy dzień się wam zakończy? To zaraz się okażę, bo przecież w słonecznych Indiach może wydarzyć się wszystko. Od niesamowitych przygód, po jakieś dziwne akcje, które raczej nie przyniosą Wam na koniec dnia smakołyków. No albo kwiatków, albo czegoś czego bardzo pragniecie. Spokojnie jednak! Macie niepowtarzalną szansę by się trochę pogimnastykować, bo przecież strome schody to jedno z najbardziej… Niebezpiecznych miejsc? Co to jednak dla Was, skoro z pewnością przed wycieczką w Indie czytaliście sporo o tym kraju, jak na prawdziwych krukonów rzecz jasna przystało. No niemniej jednak… Melody i Amadeus znaleźliście się tu zupełnym przypadkiem. Chcieliście trochę odpocząć, właściwie to nawet się Wam nie dziwie, te upały są nie do wytrzymania. Nawet po drodze idąc macie tutaj niemałe przygody, bo pewna babcia sprzedała Wam butelkę wody, a co tam jest? Kilka kropel eliksiru rozdymającego. Biedactwo, które to wypije zacznie latać, czy uda Wam się to jakoś naprawić? Lekcja z zaklęć! Na pewno odwiedzaliście w Hogwarie te zajęcia, a jeśli nie to… Życzę Wam z całego mrocznego serduszka powodzenia!
Alternatywa – możecie znaleźć ławeczkę i założyć, że znajdował się przy niej sznur, którym możecie przywiązać nieszczęśnika żeby gdzieś nie uciekł. Ewentualnie spróbujcie zaczepić jakiegoś przechodnia co by wam pomógł, może akurat traficie na czarodzieja? Drugą alternatywą jest to, że żadne z was nie wypije magicznego napoju, a skorzystacie z niego przy jakiejś najbliższej okazji, wtedy jedno z Was, które go ma wpisuje sobie do kuferka!
Amadeus chciał spędzić resztę dnia spokojnie. Miał trochę dość łażenia za Krukonami, nauczycielami i ogólnie dość szlajania się. Chciał sobie usiąść i mieć wszystko w dupie. Na nieszczęście dla niego - spotkał Melody Avril Blackthorne. Kobietę-psa... TO ZNACZY wilka. Kobietę-wilka. Ich znajomość była... Dość skomplikowana i nie chce mi się jej w całości przytaczać. W skrócie: 'Deus miał po prostu pecha. Teraz jest bezradny, musi słuchać Krukonki, bo... No w sumie nie musi, ale boi się postąpić inaczej. Pełni przy niej rolę takiego zwierzaczka. Nie brzmi to najlepiej, każdy to przyzna, ale cóż zrobić? Doszli wspólnie do stromych schodów, na których Lachad piekielnie szybko chciał usadowić swoją zamożną dupcię, co też zrobił, jak tylko się do nich dostał. Po drodze dostali butelkę wody od jakiejś Hinduski, którą oczywiście chłopak oddał starszej koleżance, ze względu na jej przewagę nad nim i władzę. - Ufff... Może Ty też sobie usiądziesz? Nie warto chodzić w tak upalny dzień. W dodatku duszny. - zaprosił dziewczynę Amadeus - Swoją drogą nie piłbym tego czegoś. Nigdy nie wiadomo co taka babcia mogła do tego dodać. Może chciała zrobić Ci psikusa. Jest idealna pogoda na psikusy z wodą, przecież każdy chciałby się teraz napić czegokolwiek... Ale ja tak tylko mówię, nic nie zabraniam. - momentalnie się wycofał. I tak już za dużo powiedział. Za dużo jak na niego.
Są takie momentu, kiedy trzeba pozwolić życiu obrać własny kierunek, nie zastanawiać się nad skutkami i po prostu podążać przed siebie. Zamiast czytać miliony broszurek i planować cały dzień od świtu do zmroku, poddać fali wydarzeń. To właśnie ten ślepy los sprawił, że Melody akurat tego dnia przypadkiem znalazła się na stromych schodach poszukując odpoczynku. Jakkolwiek bardzo podobał jej się ten kraj, pogoda była wręcz nie do zniesienia dla tej miłośniczki Anglii. Była pewna, że ten dzień obędzie się bez wrażeń. Jednak jej marzenie o samotności zostało rozwiane, kiedy dziewczyna zrozumiała, kto będzie jej towarzyszem. Amadeus Louis Lachad, a jakże! Wstyd się przyznać, ale nieuważna Melody po prostu obawiała się, że chłopak może jednym słowem zniszczyć jej całą szkolną karierę. Dlatego właśnie postanowiła trzymać go na tyle blisko, aby młodszy Krukon nigdy nie zapomniał kto tu jest górą. Drogę do stromych schodów przebyli w milczeniu i nie, żeby Mel miała coś przeciwko temu. Tylko raz zostali zaczepieni przez Hinduskę, która sprzedała im butelkowaną wodę. Choć Melody wcale o to nie prosiła, Amadeus oddał jej napój. - Z przyjemnością – mruknęła nawet nie siląc się na złośliwość. Przycupnęła na schodku i przez chwilę bawiła butelką. Zmęczenie i upał dawały się we znaki, dlatego Krukonka postanowiła spróbować wody. Oczywiście, słyszała ostrzeżenie Amadeusa, jednak postanowiła je zignorować. - Nie doszukujmy się we wszystkim jakiegoś spisku. To była po prostu miła staruszka. Odkręciła napój i wzięła potężny łyk. Woda była już lekko nagrzana, ale wciąż przyjemna w smaku. Tak jak oczekiwała. Tylko, Melody, czy po wyścigach na dywanach nie powinnaś się nauczyć, że nigdy nie powinno się pić niczego o nieznanym pochodzeniu? - Widzisz? Jest całkiem w porządku. Niemal natychmiast pożałowała swoich słów. Czuła jak w jej ciele zachodzi coś dziwnego, a w następnym momencie... rozdyma się! Pisnęła przestraszona palcami zahaczając o brzeg schodka, aby nie zacząć latać. - Dobra, przepraszam, miałeś rację! - wykrzyknęła przestraszona. Melody kogoś przeprasza? Przeprasza Amadeusa? Co się tu dzieje? - A teraz rusz może wreszcie łaskawie tyłek i mi pomóż, co? Kiedy była w Hogwarcie z pewnością uczęszczała na zajęcia w tym temacie... Ale w tej chwili za nic nie była w stanie sobie przypomnieć, co należy zrobić. Trzeba było tym razem posłuchać rady kogoś innego. Gratulacje Melody!
Amadeus zrezygnowany potrząsnął głową, gdy dziewczyna podniosła butelkę do ust. To się nie mogło dobrze skończyć i on to wiedział. To znaczy podejrzewał. Zresztą - naprawdę? Pić wodę za darmo od jakiejś starej Hinduski? Kiedy dziewczynie przez chwilę od napicia się nic nie było, ten dalej patrzył skrzywiony. Był w sumie bezradny. Niczego jej nie mógł przecież zabronić, a ona miała przewagę - przecież to Melody, nie Amadeus trzymała butelkę w ręce. "Musisz się nauczyć Amadeus - nie dziel się takimi rzeczami z innymi..." Gdy tylko o tym pomyślał, dziewczyna zaczęła się... nadmuchiwać. Robiła się coraz większa i większa, powoli unosząc się w powietrze. - Na trzustkę Rogogona! - powiedział głośno, w ogóle nie zaskoczony zaistniałą sytuacją, chociaż trzeba przyznać, w głębi duszy wierzył, że się jednak mylił - Co ja mam zrobić, dziewczyno! Jestem okropny w zaklęciach! Uuuughh... Czekaj, może... - przez chwilę się namyślił, po czym wyciągnął różdżkę i - Sonorus! LUDZIE PALI SIĘ! PALI SIĘ!!! PALI SIĘ, POMOCY!!! - zaczął krzyczeć, próbując równocześnie znaleźć coś czym może przytrzymać dziewczynę przy ziemi. Od dawna wiadomo, że ludzie prędzej przyjdą pooglądać ogień niż komuś pomóc, a 'Deus to sprytna bestia jest...
Melody nie zamierzała drugi raz przepraszać ani przyznawać się do lekkomyślności. Zrobiła głupio, to fakt, ale nie znaczyło to od razu, że te kilka z pozoru prostych słów chciało przejść przez jej gardło. Przez te pięć minut natura dziewczyny się nie zmieniła i nie miała ochoty użalać się ani marudzić. A tym bardziej przepraszać. Stało się. Trudno. - Więc lepiej byłoby dla ciebie gdybyś jakimś cudem nauczył się zaklęć, które odstawią mnie na ziemię - warknęła opryskliwie i rozpaczliwie zaczęła się rozglądać. Jedną rzecz musiała mu jednak przyznać, Amadeus miał głowę na karku. Ludzie raczej nie są chętni do pomocy, no, chybaże pod znakiem zapytania stoją ich własne dobra. Pomysł był genialny, tylko odrobinę... Nieskuteczny. Tubylcy nie zaczęli się tłumnie schodzić i nawet żaden ze znajomych nie usłyszał wołania. Może wiedzieli, że Amadeus blefuje albo po prostu do nich to nie dotarło? Niech to szlag! - Dobra, mamy jakiś plan b? Kawałek sznurka, druta... Cokolwiek co utrzymałoby mnie na dole? - zapytała starając się myśleć racjonalnie. Tymczasowo musiała wyłączyć emocje, zapomnieć o podziałach i współpracować z Krukonem. Jakby nie patrzeć to on stał na pewnym gruncie, a ona została zrobiona w... Balona. Wypuściła z sykiem powietrze trzymane w płucach. Pomimo starań jej szare komórki miały inne plany i nie chciały dopomóc w trudnej sytuacji. Jedyne wyjście, które miało prawo zadziałać to posłanie Amadeusa, żeby kogoś przyprowadził i bycie dobrej myśli. Proszę, powiedz, że masz coś w zanadrzu pomyślała błagalnie i spojrzała w tęczówki towarzysza. W tym momencie jej twarz była jak otwarta księga i liczyła tylko na to, że Amadeus będzie potrafił z niej czytać.
Amadeusowi trudno robiło się cokolwiek pod wpływem presji. Nie miał jednak tym razem żadnego wyboru, chyba, że chce, by Melody poleciała gdzieś daleko i w końcu spadła z wysoka w całkowicie innym miejscu. Te hinduskie baby sprzedające wody zawsze takie są! Ech... - Na brodę Merlina... Sznurek... Czekaj, czekaj! - zatrzymał się, spojrzał dziewczynie w twarz, która mówiła wyraźnie, że nie chce znaleźć się w niebezpiecznie wysokim miejscu, po czym, jak z automatu, wydusił - Acciosznur! W czasie kiedy potencjalny sznur leciał w jego stronę, on szukał miejsca, o które mógłby zawiązać dziewczynę. - No szybko, szybko!!! - gorączkowo szemrał pod nosem, rozglądając się dookoła. Kiedy nareszcie znalazł jakieś dziwne metalowe coś na ziemi, o czym nie miał pojęcia co to jest (a był to mugolski stojak na rowery) sznur przyleciał do niego i zaplątał się na jego twarzy. Był dość gruby, by utrzymać dziewczynę i też dobrej długości. - Ciekawe komu to zwędziłem... - powiedział przywiązując jeden koniec do metalowego stojaka. Na drodze, z której sznur przyleciał, leżało w rządku dużo ubrań. - Dobra! Łap to! - krzyknął i rzucił w jej stronę resztę sznura - Spróbuj jakąś część ciała tym obwiązać! Powinno dać radę, prawda?
Właściwie to Melody dziwiła się, że Amadeus nie przejawia żadnej chęci do pozostawienia jej samej sobie. Nie chciał się ten raz zemścić? Upokorzyć? Ona na jego miejscu pewnie miałaby niezły ubaw, a wszyscy znajomi w promieniu trzech mil zaraz dowiedzieliby się o wypadku. A on? Nic z tych rzeczy. Zaklęcie accio to przemyślany ruch stwierdziła w myślach. Dzięki Bogu nie trafiła tu z jakimś nierozgarniętym Puchonem i mogła liczyć, że towarzysz rozsądnie podejdzie do sprawy. Był Krukonem, to rozumiało się samo przez się. Przyglądała się, kiedy Amadeus przywiązywał koniec wezwanego sznurka do stojaka na rowery i nawet zaśmiała się cicho na jego uwagę. Już mogła sobie wyobrazić minę tego nieszczęsnego mugola, kiedy zrozumie, że jego sznur z ubraniami gdzieś wyparował. Niezbyt zręcznie złapała koniec sznura i przez chwilę zastanawiała się, w jaki sposób się przywiązać. Najlepszym wyjściem wydawało się być zaplątanie nadgarstka, bo w tej sytuacji talia raczej była niemożliwa. Z trudem udało jej się wykonać zadanie przy okazji nie odlatując. Ale się udało. – Chyba jest w porządku, tak myślę – stwierdziła z satysfakcją. Sznur zdawał egzamin i ten jedne kłopot mieli z głowy. Teraz należało się zastanowić, jak odwrócić działanie eliksiru.
Amadeus nie szukał raczej zemsty ani też nie chciał się podlizać. Wiedział, że gdyby chciał pośmiać się z Mel, wkrótce spotkałoby go coś gorszego, o zdwojonej sile. A podlizywać się nie musiał po prostu. Pomagał, bo tak robią ludzie, zresztą nie chciałby, żeby Melody coś się stało, a on był ostatnią osobą, która ją widziała - w takiej sytuacji, gdyby nie pomógł, czekałoby go dużo nieprzyjemności i wyrzuty sumienia nie są z nich najgorsze. Tak jak ta pierwsza część "ratowania" Krukonki była niezła, to kolejna... Cóż, Amadeus nie miał zbytnio pojęcia o tym, jak może ściągnąć dziewczynę na ziemię. Żadnych przeciwzaklęć nie pamiętał, poza tym w zaklęciach to on orłem nie był. Myślał jednak gorączkowo, nie świętując tymczasowego zwycięstwa. Nic, a nic nie przychodziło mu do głowy, więc spojrzał do góry na dziewczynę i westchnął ciężko, po czym rzucił: - I co teraz? Masz jakiś pomysł? Bo ja nie wiem jak Cię ściągnąć na dół i przywrócić do normalności. - mówiąc to, drapał się po podbródku jedną ręką, a drugą drapał łokieć tamtej. Przydałby się tam ktoś, kto się trochę lepiej na tym zna niż dwójka Krukonów (nie ubliżając oczywiście Ravenclawowi, którego członkowie są raczej nadzwyczaj mądrzy).
baaardzo przepraszam za zwłokę, ale no, byłem trochę ałt of maj łorld i zapomniało mi się xd przyjmę baty, jak trzeba będzie /