Cały plac skrywa się pod filarami, a na suficie znajdują się rozmaite wzory i spisane modlitwy, których niestety nie odczytasz. Tutaj skryjesz się przed cieniem. Nigdy nie rozkładają się tu tragarze. Wydają się być jakby przestraszeni klątwą, która mogłaby na nich spaść. Nie wiadomo dlaczego unosi się tu ciągle zapach świeżych kwiatów zważywszy na to, że nie ma tu obok żadnego ogrodu. To chyba magia. Podobno w mury filarów zostały wrzucone płatki kwitnących kwiatów i to również dlatego to miejsce jest bezpieczne od złych sił.
Co za bezczelny z niego gagatek! Utopia liczyła na to, że Tom wymyśli jakieś miejsce spotkania, a okazuje się, że to ona musiała odnaleźć dla nich atrakcję. Postanowiła więc, że pójdzie przed siebie i spotkają się w jakimś charakterystycznym miejscu, a dopiero potem zdecydują, dokąd dokładnie chcieliby się udać. W ten oto sposób dziewczyna wylądowała wśród filarów. Przyglądała im się z uwagą, zachwycając nimi, jakby były kolejnym cudem świata. Żałowała, że nie posiadała aparatu, bo wtedy mogłaby to wszystko w łatwy sposób uwiecznić. Zazwyczaj jest tak, że brakuje nam czegoś, czego nie mamy szansy zyskać, a w tym wypadku były to wakacyjne fotografie. No nic, Blythe kręciła się po placu, czekając na Toma, który zapewne zgubił się gdzieś w krętych i ciasnych uliczkach miasta.
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Złożył listy na pół i wsadził do kieszeni. Lubił trzymać listy w przeznaczonym dla niego miejscu. Niosły wspomnienia te miłe i te przykre. Zazwyczaj były miłe. Po drodze natknął się na kolegę z dormitorium. Teraz tutaj każdy każdego szukał. Dlatego musiał każdemu udzielać szybkich odpowiedzi takich jak "przykro mi, ale nie, nie widziałem". Szkoda, że nie reagowało na coś takiego jak "Accio Utopia" Chociaż nie, tego nie musiał używać. Wiedział doskonale gdzie iść. Może i dziewczyna po długim czekaniu zrezygnowała i poszła gdzieś go szukać. Chociaż miał cichą nadzieję, że została na miejscu zła na niego. Zauważył ją stojącą tyłem w jego stronę. No, no. Wyglądała super! Przy tym upale on też by mógł wsiąść jakieś krótsze spodnie, a nie.. Popis zrobił na całego. Ruszył w jej stronę i objął ją w pasie po czym dał jej całusa w policzek. - Przepraszam, że tyle musiałaś czekać, ale zamieszanie na całego. Mam nadzieję, że nie gniewasz się.- uśmiechnął się w taki sposób, że nawet jeśli tak to by przestała od razu. Puścił ją i rozejrzał się. Zauważył śliczne widoki. Zagwizdał i pokręcił głową. - co tak ładnie pachnie? Przecież w pobliżu nie ma żadnego ogrodu a czuję kwiaty! Chyba, że to ty- puścił do niej oko. Nie gniewał się na nią, że nazwała go karłem. Nie przyznał się do tego tylko był już przyzwyczajony. A co do inteligencji to nie uważał ją za głupią tylko chciał się podrażnić. Spodziewał się prędzej odpowiedzi takiej jak "chyba ty", ale się przeliczył. Przesunął się do niej bliżej. Miał chociaż pretekst- przecież w tym tłumie można się było zgubić. Kto wie kto zaraz wpadnie.
To uroki początków każdego hogwarckiego wyjazdu – wszyscy się gubili i nikt nigdy nie potrafił powiedzieć, gdzie znajdują się jego znajomi. Gorzej niż w szkole, która już sama w sobie była ogromna, a Utopia śmiała się niezmiernie z każdego przyjezdnego, który utknął na magicznych schodach. Sama doskonale sobie radziła, bo pomimo rocznego pobytu w Salem doskonale znała każdy interesujący ją zakamarek zamku. Dziewczyna starała się odczytać napisy, które zamieszczono na filarach. Odrobinkę przypominały powywijane runy, choć nijak miały z nimi cokolwiek wspólnego. A że Blythe nie znała tego języka, mogła sobie tylko pluć w brodę, że nie pozna tajników Indii w takim stopniu, w jakim by tego chciała. - Nie, nie gniewam – odpowiedziała, uśmiechając się do niego. Przez ten miesięczny pobyt w domu stęskniła się za nim równie mocno co za Lyonsami. – To jest całkiem interesujące – dodała, wskazując na litery w hindi, układające się w sentencję, której Utopia nie miała niestety szansy poznać. Chyba że Gittan znała się na tym lepiej od niej. Mogłaby ją potem zapytać. - Chciałbyś – zaśmiała się, ale jego słowa spodobały jej się. – Podobno w tych kolumnach są płatki kwiatów. Czytała co nieco o Indiach, gdy dopadła bibliotekę w Salem, która była dla niej całkowitą nowością. I w ten sposób mogła wykazywać się wiedzą przed znajomymi. Miała tylko nadzieję, że nikogo tym nie zanudzi. Wiedziała, że się z nią drażnił – tak samo jak ona z nim, nazywając go karzełkiem. Przecież wcale nie uważa, że był wredny. No może czasem, ale jednak to tylko głupie żarty w listach, prawda? Poprawiła podkradziony Archibaldowi kapelusz, który przekrzywił jej się gdy przebiegał obok jakiś Hindus. Tak bardzo nie lubiła tłoku, a wszędzie w Indiach panoszyli się ludzie. Czy tutaj w ogóle była możliwość znalezienia jakiegoś spokojnego miejsca?
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Uśmiechnął się jeszcze tylko błagalnie. Wiedział, że ten uśmiech działa cuda. To jego uroda, to coś co ma się po prostu. Nie, no dobra. Wcale nie uważał, że jest przystojny to dlaczego miałby to robić ktoś? Jednak nie zamierzał ze swoim wyglądem nic robić. Dobrze jest jak jest. Przecież tu nie chodzi o wygląd, chyba.. Chociaż musiał przyznać, że trochę w życiu mu pomógł. Zerknął na to co pokazywała mu dziewczyna. Ciekawe to było. Chciałby się kiedyś nauczyć takiego języka! Teraz mówi, że chce, a potem by mu się nie chciało! On już znał siebie na wylot. Niestety! Zazwyczaj trzymał się swojego zdania. W wakacje robił się strasznie leniwy. Jednak jeśli chodzi o przyjaciół to nigdy nie będzie! Ma się ich jednych i trzeba o nich dbać i się z nimi droczyć. Póki się ma z kim. - No pewnie, że bym chciał! Ale tak jak teraz pachniesz też jest okej. Wcale nie narzekam- prychnął. Czy czasami nie pomyliła domów? Tiara przydziału dobrze ją przydzieliła? Straszna z niej była kujonka. Skąd to wiedziała? Czy czytała jakieś książki czy to tylko jakieś plotki. Owszem, czasami lubił się pouczyć, ale teraz wszystko mu wyleciało z głowy. Och. Musi te lenistwo zostawić gdzieś za sobą. - Skąd to wiesz?- spytał z ciekawością. Rozejrzał się dookoła i podszedł do jednego z filarów i zaczął go wąchać. Zaśmiał się sam do siebie, ale owszem coś wyczuł, ale słabo co. Osoby musiały wkładać w to dużo pracy. Czy było to zabezpieczone jakimś czarem? Tyle pytań mu się kłębiło w głowie, ale głupio było pytać. Wyszedłby na jakiegoś głupka. - Szkoda, że nie zabrałem z pokoju aparatu. Fotografie to kolejne wspomnienia- zaśmiał się. Miał chyba jakiegoś hopla na punkcie wspomnień. Wiadomo, że będzie miał wszystko w głowie, ale fajnie by było widzieć. Nie, nie! Przed nim przecież długie życie! Nawet jeśli przyjdzie czas na koniec szkoły to nie zostawi przyjaciół! Znów zacznie pisać durne liściki. Taak, zaczęło się od durnego do nie wiadomo kogo. Najlepiej napisać i prosić sowę "wyślij do dziewczyny, którą pierwszą spotkasz". Ach, jaki wtedy był głupi i młody! Teraz tego by nie zrobił.
Spojrzała na niego z ukosa, ale po chwili i tak się roześmiała. Serio brakowało jej Toma i tych jego tekstów i docinków. Cały miesiąc bez tego to istna zmora, ale tego Utopia nie powiedziała na głos. Poza tym nikt tego nie wiedział, bo dziewczyna milczała na ten temat, ale Tiara Przydziału w jej przypadku wahała się między trzema domami. Gdyby nie krew, pewnie brałaby pod uwagę również Slytherin, ale sześć lat temu zaproponowała Ravenclaw, Hufflepuff i Gryffindor. Ten ostatni najmniej brała pod uwagę, ale to Blythe ostatecznie dokonała wyboru, kierując się myślą o bracie, który był absolwentem tego domu. W jakiś sposób chciała go sobie tym przybliżyć. Potem został opiekunem Gryfonów, nieco utrudniając jej tym żywot, ale nigdy tego wszystkiego nie żałowała. - Przeczytałam, będąc w Salem – podzieliła się z nim tą informacją. – Poza tym wszyscy wokół o tym gadają, dlatego mi się przypomniało. Też byś mógł czasem coś poczytać. Szturchnęła go przy tym zaczepnie w ramię. Rzadko który Gryfon sięgał po książki, a Utopia niezmiernie się tym wyróżniała. Ale przecież ludzie to tak złożone istoty, że ciężko ich przydzielić do jednych cech, ograniczając inne. Często myślała o tym, że widziałaby prędzej Echo w Hufflepuffie, a Rain w Gryffindorze, sama lądując w Ravenclawie, ale los chciał tak a nie inaczej. A obrót spraw mimo wszystko był dobry. Tom akurat to rasowy Gryfon i tego zmienić nie mogła nawet we własnej głowie. - O tym samym myślałam! Czytasz mi w myślach? – Spytała podejrzliwie. Wiele by dała za aparat fotograficzny, a nie sądziła, by w tym mieście mogła jakiś dostać. Chyba że od nielegalnego kupca w Indirze, ale wolała nie ryzykować dowiedzenia się potem, że trzyma w rękach własność któregoś z uczniów lub – o zgrozo – nauczyciela. - Zawsze zostaje nam zdobycie myślodsiewni - stwierdziła jeszcze. Choć bardziej interesowałaby ją peleryna-niewidka. Lubiła czasem znikać, a nocna wędrówka po Dziale Ksiąg Zakazanych była szczytem jej marzeń. I wymagało nie lada odwagi. - Będziemy stać przy tych kolumnach, czy idziemy pozwiedzać? Tłum był bezlitosny i Blythe pragnęła stąd uciec, by więcej nie przesuwać się w różne strony, aby pozostali turyści i tubylcy mogli przejść.
Ostatnio zmieniony przez Utopia Blythe dnia Pon 7 Lip 2014 - 0:20, w całości zmieniany 1 raz
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Miałby poczytać trochę? Chyba niektórym to się w głowach poprzewracało! - Mam nadzieję, że z tobą wszystko w porządku kocie. Bo jeśli mówisz, że mam sobie trochę poczytać to chyba cę naprawdę pojebało- parsknął śmiechem i podszedł bliżej. Tego jeszcze nie pisali, żeby miał czytać. Musiałby być chory. Przecież nikt nie mógł wiedzieć, że w nocy zakuwa. To jego słodki sekrecik. - Tak. Jestem taki zły, że wiem o czym myślisz. I wiesz co? Powinnaś się naprawdę wstydzisz swoich myśli!- puścił do niej oko śmiejąc się wciąż. Nie miał pojęcia co go tak śmieszy po prostu śmiać mu się chciało. To chyba była sprawka wakacji. Przecież czuł wolność! Co mogli robić w taki upalny dzień? Mogli owszem tu stać, gadać i śmiać się z niego, ale po co? - Może miałabyś ochotę wpaść do mojej łódki? Tutaj strasznie jest duszno, a tam jest fajny chłód. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi- szczerze? To sam siebie nawet nie ogarniał. Podobało mu się zwiedzanie a tu nagle chce zakończyć? Dlaczego ktoś go po prostu nie walnął w tą zapyziałą mordę?
- Serio by ci to nie zaszkodziło – stwierdziła, wystawiając do niego język. Gdyby wiedziała, że po nocy zakuwał, pewnie podchodziłaby do tego nieco inaczej. Sama przecież wiele razy zasypiała na lekcje przez to, że czytała do białego rana. I miała przez to ogromne kłopoty, bo brat chciał, by pozostawała dobrą uczennicą, a jej ostatnimi czasy szło niezwykle topornie. Nie potrafiła się na niczym skoncentrować, a w głowie mieszkały tylko pomysły na buntownicze spiski i wygłupy. Co jej się działo? - To ty powinieneś się wstydzić, że z takim zainteresowaniem się im przyglądasz – powiedziała tajemniczo. Może to i lepiej, że ludzie nie wiedzieli, co siedziało innym w głowach. Niekoniecznie Utopii, bo to przecież niewinne dziecko, a szczytem jej możliwości pozostawał Arch jako meduza, no ale… Niektórzy już zaczynali ją demoralizować, na przykład Rain Xander, z którą szlajała się po Nokturnie w swoje siedemnaste urodziny i która niemalże upiła ją jakimś rumem. - Wszystko, byle uciec od tego tłoku – uznała. – Choć twoja propozycja brzmi podejrzanie. Droczyła się z nim znowu, ale naprawdę chciała już stąd uciec. Może i nie było gorąco, bo znajdowali się w cieniu filarów, ale kręcący się Hindusi doprowadzali ją już do szału. Zdecydowanie bardziej wolała chłód idący od wody i spokojne łódki. No, na pozór spokojne. I w ten oto sposób ruszyli w stronę mieszkalnych barek.
Ostatnia notatka, musisz się postarać, Wotery. Nie rób niczego na odwal się, pomyśl trochę, daj sobie czas. Przeczytaj ten list kilkanaście razy, zanim zdecydujesz się go wysłać do profesor Sevi. Wiadomo, pokaż jej, że doceniasz jej zajęcia, to jedna z ważniejszych rzeczy, jakie musisz zrobić. Przecież sama chciałabyś, żeby wszyscy doceniali Twoje zajęcia, prawda? Właśnie z taką myślą panna Wotery chciała napisać ostatnią notatkę na zajęcia z kursu pierwszej pomocy. Było jej smutno, że to już ostatnia notatka, którą pisze do profesor Sevi, jednak starała się o tym nie myśleć. Dla niej kurs mógłby trwać przez całe wakacje. Przecież jest jeszcze tyle rzeczy, których nie nauczyła ich ta cudowna kobieta, prawda? Amelia zdaje sobie jednak sprawę, że wszystko co dobre musi się w życiu kończyć - przynajmniej w jej życiu. Tak było ze wszystkim. Zrezygnowana zajęła miejsce na jednej z ławek na pilarowym placu, rozglądając się dookoła z zaciekawieniem. Cudowny zapach kwiatów przez dobre dziesięć minut nie pozwalał jej się skupić na niczym innym. Przezwyciężyła jednak chęć podziwiania cudownych wzorów na suficie, uśmiechając się do siebie lekko i sięgając po pergamin i pióro, które ze sobą przyniosła. Cudownie, teraz może zacząć opisywać, jakie zwierzęta według niej najczęściej atakują w magicznym świecie. Zdecydowała się dokładnie opisać ataki hipogryfów i smoków, ponieważ właśnie te wydają jej się najgroźniejsze i najczęściej spotykane w jej świecie. Wywróciła oczami, szukając jakiegoś natchnienia. Wreszcie, po dobrej godzinie skrobania notatki i zaglądania co chwilę do broszurki otrzymanej na ostatnich zajęciach od profesor Sevi, Amelia zadowolona ze swojej pracy wstała z ławki i ruszyła do swojej łodzi mieszkalnej, coby wysłać ją do odpowiedniej osoby.
Choć Melody nie spędziła w Indiach wiele czasu mogła szczerze powiedzieć, że zobaczyła już większość ciekawych miejsc i zupełnie nie miała pomysłu na kolejną wycieczkę. Słońce przypiekało jej ramiona, a stopy bolały od długiego spaceru. Tym własnie sposobem dziewczyna trafiła na Pilarowy plac, o którym słyszała od kilku tubylców. Podobno wisiała nad nim jakaś klątwa, ale kiedy Melody przyglądała się urzekającym wzorom nie mogła zrozumieć, skąd w ogóle pojawił się ten pomysł. Były zbyt fantastyczne, a zafascynowana Krukonka potrafiłaby wpatrywać się w nie godzinami, aby zrozumieć schemat wzorów i odcyfrować modlitwy. Przycupnęła na jednej z ławeczek i chłonęła każdy szczegół. W tym momencie czas stanął dla niej w miejscu i każdy bez najmniejszego problemu mógłby się do niej podkraść. Zapach świeżych kwiatów przyjemnie drażnił jej nozdrza przywołując wspomnienia o Londynie i opiekunce, która rozstawiała rośliny wszędzie, gdzie tylko pozostało trochę miejsca. Nieświadomie się uśmiechnęła i zaczęła rytmicznie bębnić palcami o swoje udo. Właściwie cieszyła się, że postanowiła jeszcze gdzieś się wyrwać. Siedzenie w łodzi nie było spełnieniem jej marzeń. Gdyby jeszcze ktoś postanowił do niej dołączyć, bo cóż, choć Mel ceniła sobie chwile samotności zdecydowanie chciała w tej chwili wymienić z kimś chociaż kilka słów.
Upały... Nie był do nich przyzwyczajony. O wiele bardziej wolał deszczowy urok Londyn'u... Chłód połączony z bijącymi ci po twarzy promieniami słonecznymi. O dziwo, że Travers w ogóle zgłosił się do udziału w wycieczce szkolnej, czyż nie cenił w sobie tej indywidualności? Czy nie lepiej było opierdzielać się na znanych ulicach, wśród ludzi, których się zna? Bo prawda jest dosyć oczywista, nie znał za wiele osób ze szkoły... Bo jakoś szczególnie mu na tym nie zależało. Jeszcze podczas roku szkolnego marzyły mu się samotne wakacje. Niczego ta bardzo nie ceni, jak chwil spędzonych sam ze sobą. W końcu był tak cholernie wspaniały, że sama jego obecność mu w zupełności wystarczała. Jednak dzisiaj postanowił wyjść do ludzi, a raczej do tłumu ludu... Inaczej tego się nazwać nie da. Jedno szczęście o tej porze nie było aż tylu turystów, połączonych z tutejszymi. Tłum. To zdecydowanie nie jego klimat. Jego nogi prowadziły go w dokładnie nieznanym sobie kierunku. Czasem lubił tak chodzić, bez większego celu tylko po aby po czasie poczuć ten przyjemny ból nóg, sygnalizujący, że czas powrócić. Dzisiaj zamierzał zwiedzić nieco tejże jakże kolorowej okolicy. Związał włosy w wysoki kucyk, bo w końcu nie będzie się grzał za dwóch. Wyglądał jak prawdziwy wczasowicz... Szara koszulka bez rękawów, spodnie do kolan w kolorze khaki... Tylko aparat brakował mu do wskoczenia na level turysty. i rybacki kapelusz, o. Oparł się o jeden z filarów pilarowego placu, tak się nazywał, tak? A jego wzrok przyciągnęła pewna osóbka. Nie byłby sobą gdyby do niej nie podszedł, prawda? Godne pożałowania zachowanie, Romeo, wiesz? Nie mógłby odpuścić krukonce spokojnego dnia, bez jego udziału... Nic nie równa się z zniszczeniem komuś popołudnia... Szczególnie jej. Usiadł obok niej, nie starając się szczególnie ukryć swojej obecności. Na ławce usiadł okrakiem, aby mieć przed sobą całą jej postać. Zabawę czas zacząć. Wyjął papierosa i tak się nim zaczął bawić.-Kogo moje piękne oczy widzą.-Uśmiechnął się szeroko w jej kierunku, choć bardziej do siebie.
Myśli to takie podstępne bestie, które potrafią w jednej chwili zabrać człowieka do innego świata. Nawet chłonny i zazwyczaj opanowany umysł Melody miał tendencję do podkradania dziewczyny w najmniej odpowiednich momentach. W chwili, gdy Romeo postanowił zaszczycić ją swą obecnością, Krukonka zastanawiała się, czy zaklęcie "Accio" mogłoby przywołać jej jakiś większy deszcz. Drgnęła zaskoczona na dźwięk jego głosu przez moment nie będąc pewna, gdzie właściwie się znajduje. Jej wzrok padł na Romea, a w oczach zatańczyły przewrotne iskierki. Och, tak, właśnie pojawiła się osoba, która jednym słowem mogła doszczętnie zrujnować idealny dzień Melody. Ale w końcu... nawet idealny dzień bez droczenia się z Romeem byłby zmarnowany. - Oczywiście, że mnie - odparła wesoło i przyjęła podobną pozycję jak jej towarzysz. Na szczęście tego dnia wybrała szorty, więc nie musiała się przejmować takimi szczegółami. - Chciałabym móc powiedzieć, że cieszę się na twój widok, ale rodzice zabronili mi kłamać - dodała lekko. Nie byłaby sobą, gdyby nie dodała tej lekko złośliwej uwagi. Zerknęła na lawirujący między palcami chłopaka papieros i przeklęła pod nosem, że własne zostawiła na łodzi. - Właściwie, co cię tu przywiało?
On w momencie, kiedy czekał na jakiś cud, bawiąc się przy filarze... Zastanawiał się, czy nie wypadałoby zjeść czegoś. Czy kanapka z tuńczykiem byłaby odpowiednia? Czy jednak skusić się na coś bardziej egzotycznego? W końcu jak jest już w Indiach, niech spróbuje czegoś stąd. Potem jego oczom ukazała się drobna postać... Dziewczyny. I w tym momencie wiedział, że kanapka musi poczekać gdyż teraz miał misję do wykonania. Jeżeli zawiedzie, wtedy może skusi się na coś bardziej mocnego... Dzień jeszcze młody... Czy jak to mówią mugole. Nigdy nie był w tym dobry... Wiedział, że wywiera na niej wrażenie... Cholerne. Bo w końcu jak tu można pozostać obojętnym przy jego osobie? Przystojny, zadziorny, zabawny, nieosiągalny... Coś, czego skrycie pragnie, jeszcze jednak nie zdaje sobie z tego sprawy. Biedactwo. Też czułby się zagubiony, będąc tak blisko jego osoby. Szczególnie, jeżeli czasem potrafi być nieźle natarczywy, wręcz osaczając ofiarę ze wszystkich stron. Oparł dłonie na ławce i uśmiechnął się zadziornie, pochylając w jej kierunku. Im bliżej wroga tym lepiej możesz poznać jego zamiary. Mniej blisko przyjaciół, ale wrogów jeszcze bliżej, tak? -Nie bądź taka skromna. Wiem, że szalejesz na moim punkcie i szczytem Twoich marzeń jest siedzenie blisko mnie.-Powiedział spokojnie, z niewyobrażalną pewnością siebie. Jak to możliwe, że był taki arogancki? Nie tyle co w myślach ale w sposobie bycia co i słowach. Uśmiechnął się pod nosem i wsadził papierosa między wargi aby po chwili go odpalić. Widział jej spojrzenie wędrujące za tym niewielkim przedmiotem? Owszem.-A nic. Poczułem woń desperacji i zobaczyłem Ciebie... Więc musiałem sprawić aby Twój dzień stał się piękniejszy i cokolwiek wart.-Poruszył znacząco brwiami, zaciągając się porządnie.
Ludzka płytkość od zawsze była jednym z najchętniej zgłębianych przez Melody tematów, dlatego przybycie chłopaka stanowiło dla niej kolejną okazję do badań. Och, czyżby chciał jej zaimponować swoją arogancją? No cóż, nie dziwiła się tym zbytnio. Przecież nie mogła winić go za to, że stara się dotrzeć do tak niesamowitej osoby, jaką była. Opadające kaskadą na ramiona włosy odrzuciła do tyłu. Pomimo, że chłopak wyraźnie minimalizował dystans między nimi, tym samym poważnie naruszając jej przestrzeń osobistą, której zazdrośnie broniła, nie miała zamiaru dawać mu jakiejkolwiek przewagi. O nie, słońce, trafiłeś na równego przeciwnika, a nie płochliwą dziewczynkę. - Szczytem? Proszę cię, moje marzenia wybiegają o wiele dalej niż sądzisz - odparła z równą śmiałością, a na jej ustach zatańczył cyniczny uśmieszek. Lubiła to. I wiedziała, że on też to lubi. Mrugnęła do niego żartobliwie przekrzywiając lekko głowę. - Dzięki łaskawco - prychnęła sarkastycznie. - O tak, jesteś moim osobistym "indyjskim słońcem". Tak samo natarczywym i niechcianym dodała w myślach. Sarkazm był jedyną obroną Melody. Choć potocznie znany był jako najniższy poziom humoru, dziewczyna sądziła, że potrzeba do niego najwyższej inteligencji. Bez ceregieli zabrała Romeowi papierosa i wsadziła do własnych ust. Zaciągnęła się, po czym jak na złość dmuchnęła Puchonowi dymem prosto w twarz. Zachowywała się bezceremonialnie. Możliwe, że nawet za bardzo. Ale czemu miała przestrzegać norm towarzyskich, kiedy on najwyraźniej nie zamierzał tego robić?
Jakże mylna, jednak uwarunkowana była ślepota ludzi. Widzieli jedynie to, co sam chciał im pokazać... Nie dostrzegając a nawet nie chcąc widzieć więcej. Bo przecież... Jak mogliby się mylić? Ich osąd jest przecież nieomylny. Dlatego tak bardzo lubił wprowadzać ludzi w zakłopotanie, wywołując u nich objawy niepewności i zmieszania. Czy chciał aby Melody poznała jego prawdziwe oblicze? To wszystko zależy do niej. Na razie, Romeo poobserwuje... Niech nie powie, że ta bliskość nic dla niej nie znaczy. To przecież marzenia każdej niewiasty w ich szkole a teraz nawet i okolicy! Dziewczyna ma niewyobrażalne szczęście i nawet nie chce się do tego przyznać. Wstydnisia z niej taka? Jasne, a on naprawdę uwielbia swoje imię. Zaśmiał się i zaciągnął się dymem, jeszcze raz... Jakby uzupełniając słowa i myśli tym jednym, prostym gestem. Zdecydowanie uwielbiał jej uśmiech, tak po prostu, drażni go a jednocześnie wie, że to jego zasługa... I jest z siebie cholernie dumny.-Oświeć mnie, moja droga, nieświadoma swoich pragnień, koleżanko, jakie są Twoje marzenia.-Powiedział spokojnie, wpatrując się w nią. -Oh, nie przesadzaj. Jestem jedynie skromnym studentem.-Powiedział, kładąc sobie dłoń na klatce piersiowej, w miejscu, gdzie rzekomo powinno znajdować się serce. Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka... "Indyjskie słońce"... Nie zabrzmiało w żaden sposób ładnie... Ba! Chyba nawet rozumiał tę niechęć, która pojawiła się w tonie jej głosu. -Czuje się niemiłosiernie dotknięty... Musisz to teraz naprawić.-Powiedział a raczej mruknął. Bez droczącego się Romea, Melody nie będzie miała ciekawego dnia... I obydwoje doskonale wiedzą, że ona da wszystko aby po prostu mu dopiec... A jeżeli on nie będzie skory na to... Bay, bay, ciche marzenia. Dlatego poprawa jego humoru leży szczególnie w jej interesie. Zaśmiał się, kiedy tak bezceremonialnie zabrała mu papierosa i ostentacyjnie dmuchnęła mu dymem w twarz. Cóż, wolał wersję z ust do ust jak już musiał się dzielić swoim małym narkotykiem. Nienawidził oddawać komuś fajek... Tak po prostu. A tu proszę, uśmiechał się prosto w jej twarz. I co on teraz ma zrobić? Wciąż miała jego papierosa, a dłonie oparte były o kanty ławki. Jedyne czego może użyć to ust. Bez słowa, przechwycił papierosa, chwytając go ustami i wyciągając. Musiało to wyglądać przekomicznie. Walczyli o niego. O zwykłego papierosa. Odwrócił go, palcami(bo przecież nie mógł zrobić tego inaczej) i zaśmiał się.
Wydawanie opinii. Zdecydowanie najgorsza wada współczesnego społeczeństwa. To co jednemu ujdzie płazem u drugiego człowieka potraktowane będzie jako coś niedopuszczalnego. Zabawne, jak łatwo zwieść samego siebie i z miejsca skreślić innego człowieka. Wydać ocenę na podstawie... Niczego. Ocenę, którą w późniejszym okresie ciężko zmienić, o czym Melody doskonale przekonała się na własnym przykładzie. Dlatego nigdy nie starała się przyklejać znajomym "łatki", która określi ich do końca życia. Ale była tylko człowiekiem i nie zawsze jej to wychodziło, szczególnie przy osobach które skrzętnie ukrywają istnienie "tej drugiej strony". Kłamstwem byłoby powiedzenie, że obecność Romea nie miała na nią żadnego wpływu. Znajdował się na tyle blisko, że bez problemu mogła poczuć zapach skóry chłopaka, dostrzec drobne szczegóły jego twarzy, wyczuć aurę, która ingerowała w jej własną. Nie były to jednak uczucia na tyle intensywne, by dziewczyna traciła głowę, a jakiekolwiek emocje - bardziej lub mnie pozytywne - przysłoniły jej racjonalne myślenie. Znała je doskonale i wiedziała, że między innymi towarzyszyło jej oczekiwanie. Oczekiwanie, któro znaczyło, że Mel najzwyczajniej w świecie nie wiedziała, czego ma się spodziewać. - Nie sądzisz, że moje marzenia to temat osobisty? Jeśli chcesz wiedzieć to chyba powinieneś mnie trochę przekonać... - stwierdziła przygryzając wargę i mrugając do niego żartobliwie. Słowa, które wypowiadała Blackthorne w większości nie pokrywały się z jej rzeczywistymi myślami, przez co wydawała się być czasami zbytnio złośliwa. Cieszyła się, kiedy ktoś nie zważał na jej uszczypliwości i rewanżował tym samym. - Nie mogę się nie zgodzić - wtrąciła, kiedy wspomniał o skromnym studencie. Właśnie tak, nikim więcej. - Dotknięty? Czy ja cię czymś uraziłam? Chyba nie słoneczkiem, prawda? Miałam na myśli tylko to, że sama twoja obecność sprawia, że jest mi gorąco - dodała spoglądając na niego dużymi oczami i przybierając najbardziej niewinną minkę, na jaką było ją stać. Miała tylko nadzieję, że Romeo nie zauważył jak uporczywie starała się powstrzymać kąciki ust, które wyjątkowo bardzo chciały wygiąć się ku górze. Śmiech Puchona był w pewnym stopniu zaraźliwy. Spodobał jej się sposób, którego postanowił użyć, aby odzyskać swą własność, nie mogła powiedzieć, że nie. Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna mu to jakoś utrudnić, ale stwierdziła, że tym razem zrezygnuje. Przesunęła się na ławce kilka centymetrów do tyłu przywołując na powrót granicę. Jej oczy migotały wesoło, a ona sama wręcz promieniała. Brawo Romeo, punkt dla ciebie.
Tego chyba nie da się już zmienić, prawda? Ludzie tak mają, że liczy się dla nich tylko to, co na wierzchu. Tylko to, co w ich mniemaniu jest dobre. Mają w dupie to, jaka tak naprawdę jest prawda. Czy to wina tego iż nie daje pokazać swojej innej postaci? Oczywiście, że nie. Uwielbia ludzi, uwielbia się z nimi dzielić. Zawsze daje najwięcej z siebie, bo wie, że druga osoba nie zrobi tego pierwszego kroku. A może tu chodzi właśnie o to, daje ludziom to czego chcą. Patrzy najpierw na nich, później na siebie... W przypadku kobiet tak zdecydowanie jest. Dżizas, czy wszystko brała tak dosłownie? Niech się dziewczyna nieco rozluźni, nie jest przecież na żadnym przesłuchaniu. Nie w jego interesie jest to, czy wpływa na dziewczynę tak, jak to sobie wyobraża w głowie. To przecież jedynie gadanina, ale kto wie co tam sobie Romeo potrafi ubzdurać. Lubił ją. Za stawienie się mu, umiejętność zainteresowania go i przytrzymania w miejscu. Niewiele ludzi potrafi go naprawdę przyciągnąć. Zainteresować sobą. To naprawdę trudna sztuka... Bo on nienawidził się nudzić, coś musiało się dziać, sprawić, że jego mózg będzie działać na największych obrotach. -Jak mogę Cię przekonać, oh, najdroższa?-Spytał spokojnie, brzmiąc całkiem poważnie. Przekrzywił głowę, przyglądając się jej drobnej twarzy. Czy on mówił prawdę? Czy naprawdę chciał poznać jej marzenia? Tak. Chociaż jedno. I nie mówił o tym, które jest nazbyt oczywiste. Jednak widok go takim jakim go bozia stworzyła jest widokiem na wybranych. Nie dzisiaj.-Kolacja? Dobre wino? Czy tak nisko się cienisz i wystarczy Ci paczka moich fajek?-Uniósł lekko brwi. Czy naprawdę miała tak niskie mniemanie o nim? Nie mógł w jej oczach wyglądać aż tak fatalnie. Pod tą fasadą sarkazmu i złośliwych uśmieszków, był naprawdę niesamowitym facetem. Wbrew pozorom, posiadającym ludzkie uczucia. Zaśmiał się głośno, jakby jej słowa były naprawdę dobrym żartym. Pokiwał lekko głową.-W Twoich ustach, nie wiadomo jak słodkich, brzmiało to jak oblega. Jak to jest możliwe? Jak to robisz?-Ah te ich słodkie rozmowy, mogłyby trwać bez końca! I zdecydowanie widział uśmiech kryjący się w jej kącikach, w końcu bierze sobie do serca obserwacje jej osoby. Najpierw mu zabiera jego rzecz, a potem jeszcze chce utrudniać mu odzyskanie tego? Jakie prawa sobie rości do tego papierosa? Hę? Pewne było to, że jej się ten sposób spodoba. Uwielbiała się z nim bawić, droczyć się, czasem wchodzić na tę cienką granicę. A on? On to on. Chyba tak miał, że nawet nie chcąc potrafił wpłynąć i to zwykle pozytywnie, na drugą osobę. Po prostu wiedział co robić, aby komuś było dobrze(nieważne jak perwersyjnie to brzmi)
To może była ta tajemnica. Może chodziło o to, jak bardzo liczyli się z innymi ludźmi. Dla Mel było to oczywiste, własne dobro zawsze przedkładała nad innych. Wiedziała do czego dążyła i co musiała zrobić, aby to otrzymać. Potrzeby znajomych nie były jej priorytetem i pewnie także dlatego nie przejmowała się bardzo wystawianiem im opinii. Ludzie odchodzą, przychodzą inni. Melody po prostu zazdrośnie broniła tego co jest wyłącznie jej. To była ta różnica. Czy Melody go lubiła? Zapewne tak. Ale każda znajomość musiała iść w którąś stronę i wiedziała, że ich nastawienie do siebie może zmienić się w ciągu jednej minuty. Właściwie w każdej chwili jedno dla drugiego mogło przestać być interesującym obiektem. – Sama nie wiem – wymruczała udając głębokie zamyślenie. Myślała, że jakoś to zironizuje i porzuci temat. W końcu marzenia Blackthorne wcale nie były warte zachodu. Standard - miłość, przyjaźń, wykształcenie, rodzina... w sumie chyba nie ma osoby, która o tym kiedyś nie myślała. Te bardziej ekstremalne wiązały się wyłącznie ze światem mugoli. - Po prostu mnie zaskocz – zaproponowała wzruszając ramionami. Przerzuciła nogi na jedną stronę ławki i podniosła do pozycji pionowej. Nie oglądając się na Romea przeszła kilka metrów, aby z bliższej odległości móc podziwiać filary. Zmęczyło już ją siedzenie w tej jednej pozycji, więc chyba chłopak się nie obrazi, że postanowiła podzielić swoją uwagę. Oczywiście, dawała mu szansę, znała go tylko z własnych krótkich obserwacji. Kto wiedział, jak zachowywał się w stosunku do innych? Nie spędzała z nim dwudziestu czterech godzin na dobę i nie mogła dociec, jaką maską się zasłania. Bo każdy jakąś miał. – Wrodzony dar, mój drogi. Nawet najpiękniejsze słowa mogą kryć w sobie niechcianą prawdę – odrzekła nie zastanawiając się nad tym co mówi. Czy ona właśnie przyznała, że jej celem było urazić Romea? Kiedy była dostatecznie rozluźniona, Mel zaczynała wyraźnie ignorować etykietkę „własności osobistej” i rościć prawa do przedmiotów, które wpadały jej w oko. Jeśli czegoś pragnęła nie przejmowała się późniejszymi konsekwencjami. Chciała się po prostu trochę zabawić, czy to źle?
Jednak czy naprawdę inni aż tak go obchodzili? Tylko ci, którzy naprawdę zajmują istotne miejsce w jego życiu. Sęk w tym, jest godowy do poświęceń jedynie w momencie, kiedy znaczy ona dla niego naprawdę wiele. A w posiadaniu tego, czego chce nie ma problemów. Tak już chyba było od dziecka. Miał to, czego chciał, nieważne do jakich środków musiał się posunąć aby to otrzymać. Albo idziemy po zgodzie albo Romeo zacznie się robić nieprzyjemny. A czy ktokolwiek przejmuje się opiniami innych? Jesteś jaki jesteś, co komu do tego... Gadali, gadają i będą gadać... Najwidoczniej jesteśmy tak zajebiści, że nie mają innego tematu do rozmów. Choć wydawanie opinii jest u ludzi automatyczne, to nawet nic złego, mieć na kogoś temat dane zdanie. Tylko błagam, nie rozgadujcie tego wszem i wobec, że ktoś się wam podoba czy nie. Gówno mnie to. Nie chciałby tego... Naprawdę. Od zawsze miał dziwną potrzebę bycia z kimś, ale nie takim, BYCIA BYCIA, tylko rozmowy... W kocu jest bardzo towarzyską osobą. A najgorsze co można mu zrobić, to włożyć samego do pudełka... I zostawić, na pastwę tych bezbarwnych, pustych, czterech ścian. A co do Melody, wątpił aby mógł się przy niej nudzić. Jednak jeżeli tak się stanie, po prostu wstanie i odejdzie, uznając, że na tym poprzestanie. Nuda to również druga z najgorszych dla niego rzeczy. Uwielbia kiedy coś się dzieje... Wtedy jest ciekawie. A on chciał je poznać, chciał wiedzieć, co siedzi pod tą czupryną. Czy jednak coś niezwykła, czy to, co posiadają prawie wszyscy. Nic nie poradzi, że ciekawość u niego zawsze przewyższa... A chęć odkrywania nowych rzeczy jest całkiem dobrą cechą. Uważała świat mugoli za ekstremalny? Po prostu mnie zaskocz. Uniósł wysoko brwi, jakby naprawdę go zaskoczyła takim obrotem spraw. To miało go zniechęcić? Czy jednak nie? Niech sobie nie myśli, że się podda. On się NIGDY nie poddaje i dostaje to, czego chce. A jeżeli będzie musiał się bardziej postarać? Niech jej będzie. Zobaczymy jej minę kiedy do tego dojdzie. Uśmiechnął się szeroko i utkwił w niej swoje spojrzenie, kiedy tak wstała i ruszyła w kierunku jednego z filarów. Obserwacja to podstawa, a on chciał poznać każdy jej szczegół. Tak po prostu, aby wiedzieć. Sam usiadł na ławce tak jak każdy normalny człowiek na niej siedzi i oparł się z tyłu rękoma, dopalając papierosa i wycierając go o kamień. Mhm. Wstał powoli, widząc jak zajęta jest obserwacją... Nieważne, że to rzecz martwa... Naprawdę. Obszedł filar z drugiej strony, miał nadzieję, że niepostrzeżenie i tak wyszedł z drugiej strony, trzymając się go i spoglądając na nią. Kolejny, szeroki i jakże szczery uśmiech pojawił się na jego twarzy. Był chyba naprawdę w dobrym humorze. -Pięknie powiedziane.-Cicho prychnął. -Tylko, że prawda nigdy nie jest niechciana... Cóż, przynajmniej według mnie... Nie mam z nią problemów.-Powiedział spokojnie, z lekkim namysłem. Jest wręcz pożądana. Niektórzy ludzie mają z tym problem. Z prawdą... Mhm. A to, że chciała to urazić, i bardzo dobrze. Lubił zadziorne dziewczyny, bo było z nimi więcej roboty. I zabawy. Czyli była w jego towarzystwie "rozluźniona", tak? Dobrze wiedzieć, zapamięta i prawdopodobnie kiedyś wykorzysta. Nie znasz dnia ani godziny, moja droga. Czy to możliwe, że byli do siebie podobni? Oh.
[wątpię abym odpisała już na kolejny twój odpis :P pakowanie i te sprawy ;c]
Oczywiście, nie była stworzeniem bez uczuć i kiedy już tylko kogoś naprawdę polubiła, zależało jej aby ta osoba miała o niej jak najlepsze zdanie. Sęk w tym, że prawdziwi przyjaciele nie oczekują od siebie przymusowych zachowań, kochają za to co się posiada. Dlatego Melody kochała w całej swej intensywności, jednak tylko tych, którym udało się siłą swojego charakteru lub ujmującą osobowością przebić na tyle głęboko. A takich osób było niestety niewiele. Po czasowym odizolowaniu w okresie dzieciństwa zaczęła jednak doceniać towarzystwo innych ludzi. Robiła wszystko, aby tylko nie dopuścić do powtórzenia tamtej sytuacji. Potrzebowała nawet mikroskopijnego zainteresowania, które stało się dla niej prawie tak ważne jak tlen. Bez tej małej rzeczy nie potrafiła funkcjonować. Interesująca... to pojęcie względne. Zależne od charakteru i wychowania każdej poszczególnej osoby. Blackthorne wiedziała, że posiada wiele pospolitych cech... ale oprócz tego miała w pamięci inną stronę swojego ja. O tak, miała wiele tajemnic, począwszy od tego, że wychowywana była wśród mugoli i to z dwoma „matkami”, a skończywszy na jej małym, co miesięcznym kłopocie. I obiecała sobie, że te tajemnice nigdy nie wyjdą na światło dzienne, nie kiedy nie była pewna potencjalnego słuchacza. Świat mugoli był pełen dziwactw, o czym przekonała się na własnej skórze. Musiało minąć sporo czasu zanim przyzwyczaiła się do tych wszystkich maszyn, do konieczności używania rąk przy każdej nawet najbardziej nieprzyjemnej pracy, zanim potrafiła dostrzec niezwykłość tego świata. Ci ludzie nie posiadali magii, mogli polegać wyłącznie na swojej sile fizycznej i umysłowej, a jednak doszli tak daleko. Potrafili robić rzeczy, których czarodzieje nigdy nie będą mogli zrozumieć. I Melody chciała doświadczyć tych wszystkich wynalazków, na pewien czas zapomnieć o istnieniu prawdziwej magii. To było w pewnym sensie ekstremalne. Zmarszczyła lekko brwi i przesunęła opuszkiem palca po filarze, aby zbadać jego fakturę. Kiedy jakiś temat ją ciekawił potrafiła na chwilę „odlecieć” i każdą swoją myśl poświęcić właśnie tej jednej rzeczy, jednocześnie zapominając o reszcie świata. Prawdopodobnie dlatego zignorowała wychwycony kącikiem oka ruch i ocknęła się z rozmyślań, kiedy zaraz przed nią pojawiła się postać Romea obejmującego filar. Przez chwilę musiała mieć wyjątkowo niemądrą minę, ale równie szybko się zreflektowała. Odpowiedziała mu niewymuszonym, a zarazem wdzięcznym uśmiechem. – To dobrze, bo inaczej nie ominęłaby nas masa konfliktów. Nie owijam w bawełnę. – Swoją drogą, było to dosyć interesujące. Nie często trafiają się ludzie, którzy od przesłodzonych komplementów, które łechtają ego wolą gorzką prawdę. Blackthorne to doceniała. Naprawdę. Kiedy jest się rozluźnionym łatwiej pozyskać sympatię. Prawdopodobnie konieczność poznawania wciąż nowych ludzi wykształciła w niej tę łatwość do swobodnego zachowania. I doskonale, tylko kiedy ten dzień już nastąpi, Mel nie będzie grzecznie dostosowywała się do jego wymysłów, co to to nie.
Szczerze? On nawet opinią przyjaciół się nie przejmował. Nie wliczał w to swojej malutkiej siostrzyczki, ani kogoś... Kto naprawdę zasłynąłby w jego piramidzie. Ludzie mówili i to się nie zmieni, nie w jego interesie leży co takiego. Nauczył się wpuszczania jednym a wypuszczania drugim uchem, już za młodu. Dzięki ojcu, chociaż do czegoś się przydał. Teraz każdy musi być wyjątkowym, aby być kimś. A co z tymi nijakimi, słabymi? Z góry są zrzucani do jednego worka, nie mając kompletnych szans na wyjście z niego...? Odizolowaniu? Skąd on to znał? Samotne wieczory na ławce, samotne spędzanie czasu w pokoju... Zero kontaktów z ludźmi, przynajmniej normalnymi. Romeo nigdy nie zapomni tej pustki, która w nim powstała i wolno, boleśnie pożerała go. Po powrocie... Uwaga była potrzebna wręcz pożądana. Dlatego wie, o czym mówi. Dla niego pojęcie interesujące... Cóż, po prostu coś go musi zaciekawić, pociągnąć... Tak, aby chciał wiedzieć więcej, tak, aby coś huczało mu w głowie i mówiło, że powinien drążyć ten temat. Romeo był ciekawskich człowiekiem, od zawsze tak było. Pchał łapki gdzie nie powinien, chodził tam gdzie nie było wolno. Tylko po to aby zobaczyć, aby sprawdzić czy to niebezpieczeństwo jest uzasadnione. Lubił wygodne życie nie powie, że nie... Czy jednak poradziłby sobie bez magi? Tak. Zdecydowanie. Był bardzo zaradnym chłopcem. W końcu aby dostać to, czego chce... Musi sam na to zapracować i się pomęczyć. Nie zawsze jest tak łatwo, prawda? Dlatego gdyby nagle spuścili go do świata mugoli. Dałby radę. Nie powie, ich świat jest fascynujący, przyciąga go... Tylko dlatego, że jest inny, wypełniony rzeczami, o których nawet nie mają pojęcia. Poza tym, przez długi czas tam siedział. Lubił obserwować ludzi, a to zamyślenie na ich twarzach. Powoduje, że się zastanawia, o czym dokładnie rozmyślają. Co takiego przyciągało ich uwagę, że zapominali o bożym świecie. Czy coś jest wstanie spowodować taki wyraz twarzy u niego? -Konflikty są fajne. -Powiedział spokojnie a później się uśmiechnął.-Bez nich byłoby nudno. Zapewne nie miałbym co robić.-Uniósł lekko brwi, bardziej rozbawiony swoimi słowami. Nie powiedziałby, że konflikty powodują w jego przypadku spięcie. On zawsze był rozluźniony, żyjący tą chwilą... Bezproblemowy. Kto jednak powiedział, że nie może być obserwatorem uczestniczącym w tej akcji?
Taka była brutalna prawda. Jeśli nie miało się nic do zaoferowania następstwa były natychmiastowe. To było jak poker... Albo ruletka. Należało podbijać stawkę, robić rzeczy, których nikt się nie spodziewa i garściami zbierać to co możliwe. No chyba że ktoś chciał zostać wrzucony do woreczka razem z innymi ofermami, z którymi nie chciano się zadawać. Tak niestety działało nastoletnie społeczeństwo. Zassała wargę, jak zawsze, kiedy jej myśli zaczynały rozbiegać się zbyt swobodnie. Zakładała, że to dzięki chłonnemu umysłowi i pewnie trochę irytującej dociekliwości trafiła do Ravenclawu. Jednak miało to swoje wady, bo potrafiła wyłączyć się w najmniej pożądanym momencie. Tak jak teraz. Choć Melody żyła wśród mugoli, od dziecka przyzwyczajana była do istnienia magii i chociaż mogło to brzmieć nieprawdopodobnie, nawet czary wydawały się być już pozbawione pierwotnego blasku. Była to dla niej rzecz tak naturalna, że nie potrafiła podchodzić do tego w inny sposób. Za to świat mugoli... Wciąż będący dla niej ogromnym znakiem zapytania. Ocknęła się z zamyślenia, choć jej wzrok pozostawał z lekka zamglony. Widziała, że Romeo ją obserwuje, dlatego porzuciła temat, a charakterystyczna zmarszczka pomiędzy jej brwiami, wygładziła się. - To dobry sposób na urozmaicenie ponurego dnia - zgodziła się, po czym dodała: - Ale wtedy staję się dość gwałtowna... Taka już była. Emocje odczuwała wyjątkowo intensywnie, potrafiła przechodzić ze skrajności w skrajność. Kiedy się z czegoś cieszyła potrafiła zapomnieć o jakimkolwiek jutrze, ale z kolei rozgniewana przypominała gradową chmurę. [b] - Powinnam już iść. Niedługo wracamy, sam wiesz... Ale liczę, że po powrocie do Hogwartu jeszcze jakoś się zgadamy Uśmiechnęła się i wyminęła Romea. Przechodząc obok niego lekko musnęła dłonią jego ramię. Miał rację, udało mu się nieco rozpogodzić dzień Mel.