Nie sposób, abyś tu nie trafił szczególnie po długim kluczeniu po ogrodzie. Tuż za sercem styku wszystkich alei znajduje się posąg bożka Gajah. Już po kilku sekundach przebywania w jego pobliżu da się wyczuć magię, którą on wokół siebie roztacza. Nie dość, że możesz odczuć, że ciągle on się Tobie przypatruje, to do tego jeśli usiądziesz na jednej z ławek na około słonia możesz liczyć na jego wsparcie duchowe. Na tych kilka ulotnych chwil odbierze Tobie wszystkie zmartwienia, a przynajmniej sprawi, że ich rozmiary skurczą się. Pewnie dlatego niektórzy chcieli zniszczyć ogród i zbudować na około posągu domu. Gdy tylko jednak pojawiły się takie plany Gajah rozgniewał się do tego stopnia, że powiędły wszystkie kwiaty. Stąd miejscowi odnoszą się z szacunkiem do tego bożka, a jedyne co robią, to składają na około każdego poranka świeże płatki róż.
Uwaga, pisząc w tej lokacji rzeczywiście musicie ująć, ze wasze postaci odczuwają błogość i opuszczają je złe emocje.
William przybył do posągu bożka Gajah by w spokoju móc przeczytać prospekt dotyczący eliksirów i ziół przydatnych przy ratowaniu topielców. Wybrał to miejsce ponieważ słyszał o jego wyjątkowych magicznych właściwościach. Wiedział też, że raczej nie będzie tu nikogo, co da mu możliwość spokojnego czytania. A nawet jeśli ktoś by przyszedł, raczej będzie się w ciszy modlił. Will stanął dwa kroki od posągu i trzymając ręce z tyłu, skłonił się nisko. Podszedł do najbliższego drzewa i siadł w jego cieniu. Błogość tego miejsca sprawiła, że znów zapragnął rozłożyć się wygodnie i zasnąć. Powstrzymał się jednak. Wyjął z torby pergamin, pióro, atrament i prospekt. Przeczytał go w całości od okładki do okładki. Książek zazwyczaj nie czytał za jednym razem, bo uważał to za nieprzyjemne. Z broszurką postąpił inaczej, ponieważ potrzebował jej treści tylko do napisania listu. Przejrzał notatki, które udało mu się zrobić podczas czytania i na ich postawie napisał list. Wytarł pióro, zakręcił atrament i schował wszystko do torby. Był zmuszony wrócić na łodzie mieszkalne by Ahaya (jego sowa) mogła wysłać list do profesor Moonlight. Wstał i niechętnie oddalił się od posągu, odczuwając zanikanie jego magicznego wpływu. [zt]
Czas, w którym rozgrywał się projekt Złoty Sfinks zdecydowanie był dla niej niekorzystny. Nie dość, że musiała zdawać owutemy w niesprzyjających warunkach i zawaliła je ze względu na trudności językowe, tak i kolejne zadanie otrzymała wtedy, gdy najmniej się go spodziewała - na wakacjach w Grenlandii. Nie miała ochoty wybierać się na wakacje w Indiach. W odróżnieniu od Malakiasa, nie miała tu nikogo, poza właśnie nim. Przeżyła już kiedyś dłuższą rozłąkę z bliźniakiem, więc zacisnęła zęby i wróciła do Qeqertarsuaq, żeby pomóc w domu. Nie była wcale przerażona, gdy spostrzegła, że ma zajmować się Jadowitą Tentakulą. W swoich kufrach opiekowała się przecież znacznie bardziej niebezpiecznymi i rzadkimi okazami roślin. Dodatkową korzyść stanowił fakt, że po poprzednim zadaniu została w jej posiadaniu mała Lunaballa, a Nuka skwapliwie wykorzystywała jej srebrzyste odchody - najlepszy nawóz, jaki w życiu napotkała. To zadanie miało być pestką. Ale nie było. Nie wiedziała dlaczego. Wszystko robiła dobrze. Odpowiednie nawodnienie. Dobry czas naświetlania. Perfekcyjne przycinanie. Śpiewała jej nawet kołysanki, co noc brzmiące nieco bardziej rozpaczliwie, bo roślina więdła i nikła w oczach. Nie zrobiła nic źle, ani jednej rzeczy. W przedostatni dzień leżała już półprzytomna przy tentakuli i pytała ją, dlaczego ta chce zniszczyć jej życie.
Nie dość, że nie wyszło jej zadanie, to jeszcze musiała lecieć aż do Indii, by zostawić ją jakiemuś kolejnemu zawodnikowi. Przez całą podróż Nuka na zmianę załamywała się i siedziała w katatonicznej depresji, to wściekała się na siebie i cały świat, to knuła, czy nie podtruć rośliny tak, by nikomu po niej też nie wyszło. Ale nie, nie zrobiła tego. Wymęczona smutkiem, płaczem i podróżą, powędrowała do jakiegoś idiotycznego posążka, który to podobno miał poprawić jej humor. Prychnęła cicho, widząc to miejsce i pokręciła głową, składając u stóp nieistniejącego boga zniszczoną roślinkę. Odgarnęła włosy zabandażowaną ręką - nie dość, że wszystko jej nie wyszło, to jeszcze prawie odcięła sobie palca przy ostatnich próbach podcinania liści i kolców.
Wcale nie czuła się lepiej. Właściwie, nie pamiętała czy kiedykolwiek czuła się gorzej. Wielka kula ciążyła jej w sercu, w brzuchu, w gardle. Nie miała już siły płakać, miała wrażenie że oczy wyschły już na wiór po ostatnich łkaniach. To miał być jej wielki, jasny punkt. Jej zorza polarna. Zielarstwo, jej miłość, jej pasja. A teraz straci prawie wszystkie punkty, straci szanse na wszystko. Cofnęła się o krok. Kręciło jej się w głowie i chciało się jej wymiotować ze smutku. Wcale nie poczuła się lepiej, ani o jotę. W amoku opuściła lokację, rozważając czy zasłużyła sobie na bezbolesne samobójstwo.
/zt
kostki - 6 poprawione na 6 3 http://czarodzieje.forumpolish.com/t9014p60-kostki#252330 http://czarodzieje.forumpolish.com/t9014p60-kostki#252335
Między trzecim, a drugim zadaniem zdawała się trwać wieczność. Fyodorova zaczęła nawet rozważać, czy organizatorzy po prostu o nich nie zapomnieli i oczywiście myśl ta bardzo ją cieszyła. Bo wszakże, jeśli tylko Sfinks zostałby zapomniany, ona spokojnie mogłaby wrócić do domu! Nagle jednak, w samym środku parnych wakacji, gdzie sądziła, iż będą mieć wolne, pojawiła się informacja o kolejnym etapie rozgrywek. Cicho liczyła, iż zajmować będą się zwierzętami, tymczasem jak na złość, kluczową kwestią miała być znajomość roślin. Nie była z zielarstwa aż tak dobra. Nie spodziewała się więc tutaj wysokich sukcesów. Kiedy roślina trafiła w jej ręce, Fyodorova starała się nią w miarę regularnie opiekować, tak by ta przy niej nie zdechła. I to udało się jej całkiem dobrze. Ku jej zdziwieniu, kwiat nawet zdawał się podrosnąć o parę drobnych centymetrów. Niby niewiele, ale jednak dziewczynę całkiem to ucieszyło. Szczególnie z perspektywy tego, jak ona wyszła z całej tej opieki. Kiedy Rosjanka chciała przyciąć odrobinę te zwiędłe liście, sekator omal nie obciął jej palca. Przeklęła siarczyście, kwiatek odrzuciła na bok (całe szczęście najwyraźniej upadek z szafki na ziemie nie zaburzył jego procesów wzrostu), po czym pobiegła do pielęgniarki. Jak na złość sama z uzdrawiania też nie była aż tak dobra, a na dodatek ominęła kurs pierwszej pomocy. Może powinna spróbować jednak do niego podjeść? Po tych zmaganiach z chwastem, jak to później go nazywała, z radością po minionym tygodniu, udała się pod posąg jednego z tych dziwnych bożków, by przekazać kwiat kolejnej osobie. Ona już nie chciała z Tentakulą mieć nic wspólnego.
Kostki: 5 i 3 Bonus: Nie Przekazanie rośliny: Snow Riggs
Kostki: 2 i 6 Bonus: Nie Przekazanie rośliny: powinien być Leoš Příborský, ale jest wpisany w nieobecnościach, więc Gwen von Ingersleben
Nie spodziewał się Snow, że na wakacjach będzie zadanie. Zdziwił się trochę, ale ochoczo przystąpił do niego. Zawsze był ciekaw nowych rzeczy, a tak szczerze mówiąc to nigdy nie zajmował się Tentakulą. Trochę żałował, że nie ma żadnej książki do której mógłby zajrzeć i się jakoś wspomóc, bo gdyby to było w szkole już dawno popędziłby do biblioteki. Może uda mu się złapać Nastkę to ona mu podpowie co i jak. Tylko, że idąc pod posąg to nie miał pojęcia o co dokładnie może chodzić. Dopiero kiedy znalazł się Snow ma miejscu przetarł oczy, aby się upewnić czy dobrze widzi. Miał nadzieję, że będą musieli zajmować się jakimś stworzeniem, a nie rośliną. Zawsze miał z nimi problem i po odebraniu jej od Zil westchnął ciężko, aby udać się na swoją łódkę. Nie miał pomysłu na to jak się Tentakulą zajmować. Dla Snowa roślina była z tych wymagających i musiał się nią zajmować niemal non stop. Nie wiedział jak to zrobił, ale urosła ona i wyglądała na naprawdę dobrze utrzymaną. Zadowolony był z siebie po pierwszych dwóch dniach. Tak się pewnie Snow poczuł, że kolejnego dnia to już nie myślał nad tym co robił. Po prostu chciał mieć z głowy roślinkę i iść na plażę. Za szybko chciał się nią z rana zająć, a później cierpiał. Nadział się na kolec, ale sprawę olał. Dalej zajmował się Tentakulą, ale już większą ostrożnością, aby przypadkiem sobie czegoś znów nie zrobić. Musiał odwiedzić pielęgniarkę, bo palec tak mu spuchł, że zgiąć go nie mógł i do tego bardzo go bolał, więc wolał już dla świętego spokoju do niej pójść. Dobrze, że była na wyjeździe, bo inaczej musiałby Snow szukać ratunku na własną rękę. Po tygodniu znów przyszedł w to samo miejsce, ale tym razem roślinę oddawał. I oby więcej nie musiał się nią zajmować. Siedem dni to zdecydowanie zbyt długo.
Że dostałam list od Nuke w czasie nieobecności to napisze tu, stać mnie
Kostki: 2 i 2 Bonus: Tak (za dwie takie same kostki) Przekazanie rośliny: Psychosis, bo doszła, a ma teraz więcej punktów niż Gwen
Coccinelle już na pamiętała o tym, że projekt jest jej nadrzędnym celem i zadania mogą przychodzić niespodziewanie jak deszcz. Fakt, że plotka o hodowaniu rośliny trafiła do niej chwile wcześniej niż list "N.E" ktokolwiek to jest był zbawienny. Szybko więc przeplanowała swoje wakacje, by na chwile zajrzeć do Indii, a w zasadzie pod posąg bożka Gajah. Trochę żałowała, że nie może zostać tam na dłużej, bo malowidła z henny są w jej oczach superkowe i na niejeden by się skusiła. Tym razem jednak musiała zadrzeć swój przecudny nos do góry, nałożyć uśmiech numer pięć i z udawanym zadowoleniem opiekować się rośliną. Oczywiście włożyła w to więcej chęci niż rozumu, przez co całość wyglądała dobrze, ale gdzieniegdzie dało się zobaczyć skutki złego naświetlania. No tak... Nigdy nie była dobra w te klocki. Jedno wyjście na zakupy i bam, roślina już cierpi. Pewnie dlatego wolałaby badać zwłoki niż ten kolczasty krzak. Choć nie najgorzej poszło jej robienie z tego czegoś kremu. Kosmetyki takie super, tyle ma ich w swojej kosmetyczce, że aż rośliny do nich ciągną. Mówią "Weź mnie do moździerza, zostanę twoim balsamem" czy coś w tym guście. Bo halo, jak niby inaczej można wytłumaczyć ten cud stworzenia maści? Ach, rzeczywiście, Cinny jest taka cudowna, że musiało jej się udać. Tak mijały dni na zmaganiach z zadaniem, które z ulga przekazała w dobrym stanie kolejnej osobie. Miejmy nadzieje, że ona tego nie spartoli, bo jeśli, to jej oczy wydłubie za brak szacunku do jej pracy, o!
Psychosis przyszła kulturalnie na miejsce, które wskazała jej nieznajoma Coccinelle. No okej, właściwie to znajoma, wszak znały się, że z obozu szkoleniowego, ale dziewczyna nie zapamiętała niczego poza tym, że Lepeltier jest po prostu piękna. Podejrzewała, że płynie w niej jakiś pierwiastek krwi wili, ale nie była pewna czy powinna wyciągać takie wnioski. Wszak to była jej osobista sprawa, a jej nic do tego. W każdym razie zjawiła się na miejscu, w którym miała odebrać roślinę, o której zdążyła już dowiedzieć się w podobny sposób do swojej poprzedniczki, a mianowicie z ploteczek. Nie była specjalnie pocieszona tym, że to akurat musi być chwast już od samego początku. Niespecjalnie znała się na zielarstwie i przywidywała totalną katastrofę. Odebrała tentakulę z wybitnym zniechęceniem znajdującym odbicie w skrzywionej minie, ale podziękowała koleżance, żegnając ją zazdrosnym spojrzeniem. Wszak miała to już za sobą! To będzie prawdziwa porażka. Psychosis wybrała się z rośliną na łódkę, postanawiając, że chociaż postara się nią należycie zająć, nawet jeśli nie przewidywała specjalnie dobrych skutków takich działań. Wszystko szło dobrze, nawet bardzo dobrze, aż do pewnego momentu. Otóż roślinka rosła sobie spokojnie, a właściwie nie rosła, ale też nie marniała, aż w drugiej połowie tygodnia, Blythe opryskiwała ją wodą i paskudnie się zacięła, bo okropny krzaczek zastawił na nią sprytną pułapkę. Zatrzymała krwawienie szybkim zaklęciem i w sumie nie było tragedii, ale nieufność pozostała! Być może dlatego, że sobie odpuściła bliższe kontakty ze „zjadającą” tentakulą, jej macki były lekko sine, gdy przekazywała ją koleżance? To akurat wysoce prawdopodobna opcja. W każdym razie po zakończonym tygodniu, poirytowana ciągłym wlepianiem spojrzenia w ten niewdzięczny badziew, przekazała go Daenerys z prawdziwą ulgą. Niech zabiera sobie to paskudztwo, brr.
Kostki: 3 i 1 Bonus: Nie Przekazanie rośliny: Emm skoro Gwen nie ogarnęła, Leoś na nieobecności to chyba teraz Daenerys Anderson?
Dany był podekscytowana na myśl o nowym zadaniu ze złotego Sfinksa. Przedwcześnie jednak. Przyszła na miejsce przekazania rośliny i odebrała ją od krukonki, mając nadzieję, że to zadanie uda jej się wykonać lepiej niż pozostałe. Nie zakładała jednak żadnych cudów na kiju, bo z zielarstwa orłem znów nie była. Wszystko szło względnie dobrze przez pierwsze trzy dni. Potem, Dany chciała wypaść jak najlepiej i znalazła odżywkę, która miała tentakuli pomóc, nic jednak bardziej mylnego. Znaczy, może i by pomogła, gdyby Dany spryskała tym roślinę. Zamiast tego ukuła się w palec dotkliwie. Znaczy nie aż tak dotkliwie, że zaraz mieliby jej rękę amputować, po prostu, zabolało, krew poleciała i tyle Dany opatrzyła palec i nie zajmowała sobie nim więcej głowy. Dwa dni przed końcem zadania wszystko zaczęło się sypać na łeb na głowę. Najpierw tentakula przybrała dziwny odcień i choć Dany starała się, to nic nie poprawiało jej stanu, potem zaś, zauważyła, że jej palec urósł do rozmiarów pokaźnego serdelka. Nie było wyjścia udała się do szpitala, gdzie to wyciągnięto jej jad z palca. Z uczuciem wielkiego przegrania i pochyloną głową Dany człapała na plac, by oddać roślinę kolejnej osobie. Sfinks nie był chyba jednak konkursem dla niej.
Kostki: 3 i 6 Bonus: Nie Przekazanie rośliny: Leos P.
Nawet sobie nie wyobrażacie z jaką determinacją i zaciętością Leoś czekał aż przyjdzie jego kolej w złotym Sfinksie. Chciał wszystkim udowodnić jak bardzo jest zajebisty. Jak bardzo dobrze mu idzie. Jak bardzo dobrze umie zajmować się roślinami i zwierzętami. I że to nie jest wcale pomyłka że jest w tym projekcie. W sumie to najbardziej chciał pokazać to Rosjance, z którą ostatnio mieli ostro na pieńku. No ale nie ważne. Wyrwany przez sowę z drzemki, jak oparzony poderwał się i przeczytał list, po czym porzucił hamak nad brzegiem jeziora i ruszył w wyznaczone miejsce. Od ostatniego zadania poduczył się z zielarstwa. Dlatego prawei podskoczył z radości jak zobaczył że będzie musiał się zajmować rośliną. Będzie mógł się wykazać, zobaczyć czego się nauczył. Nie zapytał nawet dziewczyny czemu jest taka smutna, po prostu wziął od niej roślinkę pełen zapału żeby się nią zaopiekować. I tu może była jakaś ingerencja boska, czy coś w tym rodzaju ale szło mu wyśmienicie. Roślinka naprawdę świetnie się prezentowała. Oczywiście, wprawne oko bez problemu zauważyłoby że zielarstwo nie jest najmocniejszą stroną Leosia ale jak na w pewnym sensie laika Tentakula wyglądała bajecznie. Leoś był z siebie tak dumny, że zapomniał o bożym świecie. Przedostatniego dnia zadania jak przycinał listki Tentakuli sekatorem, ten się omsknął i prawie odciął jego czeski palec! Chyba nie muszę przytaczać to jaka wiązanka posypała się z ust Priborskiego? Rzucił zaklęcia Haemorrhagia iturus i Ferula, pobiegł do pielęgniarki, to szybko wszystko naprawiła, oczywiście uświadamiając go jak blisko było do straty palca. Miał tylko nadzieję że nie odejmą mu za to nie wiadomo jak dużo punktów. Tydzień minął naprawdę błyskawicznie. Z opatrunkiem na palcu i naprawdę ładnie wyglądającej Tentakuli udał się pod posąg gdzie ją dostał. Wcześniej napisał list do Gwen, kolejnej uczestniczki.
Kostki: 2 i 3 Bonus: Nie Przekazanie rośliny: Gwen
Kostki: 6 i 2 Bonus: Nie Przekazanie rośliny: Gwen, jak się odezwie
Aram uwielbiał eksperymentować i właściwie całe życie zajmował się poszukiwaniem nowych rozwiązań w tym, z czym miał do czynienia na co dzień. Choć tentakule widywał wyłącznie na zajęciach zielarstwa, chyba śmiało można było uznać je za codzienność, prawda? W każdym bądź razie mając do czynienia z rośliną sam na sam, Irańczyk postanowił nieco wykorzystać ją do swoich własnych celów. A że miała dość interesujące liście, postanowił je odciąć i zmieszać nieco z różnymi składnikami eliksirów, aż w końcu wyszła mu maść o dziwnej konsystencji. Obawiał się jednak przetestować ją na samym sobie, bo doświadczenie nauczyło go, że z jadowitymi gatunkami nigdy nic nie wiadomo, więc znalazł ofiarę w postaci kolegi, uskarżającego się na ból po treningu qudditcha. I zadziałało! Naprawdę zadziałało, choć sam w to nie wierzył. Może dostanie jakąś nagrodę za nowy rodzaj leku? Choć zapewne to już zostało wynalezione. Ale przecież doszedł do tego całkiem SAM! I prace nad ulepszeniem maści tak bardzo go pochłonęły, że zupełnie zapomniał o roślinie, osuszając ją niemalże na wiór. Gdyby ktoś z nauczycieli to zobaczył, załamałby się pewnie. Ale jako ostatnia osoba i tak dostał już cierpiącą tentakulę, więc mógł to zwalić na kogoś innego. Prawda?