Ta komnata jest najbardziej słonecznym miejscem w zamku - bardziej niż klasa transmutacji. Okna są bardzo szerokie i wbudowane jeden obok drugiego na całej długości bocznej ściany. Dodatkowo kolory ścian i podłogi zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Bez względu na pogodę w tym pomieszczeniu jest przyjemnie i utrzymuje się stała temperatura dziewiętnastu stopni Clesjusza.
Wreszcie, gdy już kompletnie stracił rachubę czasu, kieliszków i osób uczestniczących w grze, a wszyscy byli w cudownym stanie upojenia alkoholowego, Manuś doszedł do wniosku, że zabawa chyba powoli chyli się ku końcowi, bowiem niektórzy powoli zaczynali odpadać, hehe, a przynajmniej na to wyglądało. A bynajmniej nie chciał, by teraz mu tu wszyscy popadali, bo co by to była za impreza? Czas na przerwę w intensywnym chlaniu. No. W związku z powyższym postanowił zająć towarzycho jakąś inną ultra epicką zabawą! Tak, tak, wiemy, powinien być wodzirejem na weselach, najlepiej do spółki z Borysem i LSD. I Regisem, który przyniósł alkochińczyka. W ogóle powinni założyć firmę! Chwilę pogłówkował, a jako że był już nieco zamroczony, musk pracował mu wolniej, ale wreszcie wymyślił! Po ostatniej kolejce, gdy kostka znów trafiła w jego ręce, zastopował dalszą wymianę i uniósł dłoń w geście "zamknąć mordy bo ja mówię". Ekhm. - Eeeeeeeeeeeeeeeej - zabrzmiał donośnie i elokwentnie początek jego przemowy - N-N-nakurwiamy w butelkę! - huknął, przekrzykując kozacką muzę, a następnie dodał z cwaną miną - NA CAŁOWANIE! Toć to dopiero wyzwanie! Ach, ale mózg. Nie czekając na reakcję innych, porwał jedną z butelek, opróżnił ją z pozostałości jakiegoś alkoholu, a następnie podał ją Boryskowi. - PROSZ, CIŚNIJ - oznajmił uroczyście i rozpoczęła się najbardziej ekscytująca rozgrywka butelki w historii Hogwartu.
LSD naprawdę zaczynał ogarniać coraz bardziej imprezowy nastrój. TAK, jeszcze bardziej, każdy się dziwi, że to możliwe! Dlatego gdy zakończyli grę w alkochińczyka, zniknęła na chwilę na korytarzu. "Odetchnąć". Kokainą w żyłę. Wróciła bardzo uszczęśliwiona do tęczowego pokoju, odgarniając włosy. Chwiała się lekko na nogach, ale według niej miała dzięki temu wybitnie seksowny chód. Sinusoidalny, hehehe. Chwyciła kolorowego drinka z palemką, jednego skręta. Jej wzrok przykuła śliczna półwila, wydobywająca się z czekoladowego dymu niczym bogini światłości... coś takiego. Ale wszyscy teraz zdawali się być rozżarzeni. LSD postanowiła przez chwilę zająć ją swoją osobą, dlatego podeszła doń, chwytając butelkę tequili po drodze. Przystanęła obok. - Reprezentantka Hogwartu! - powitała ją z lekkim uśmiechem. - Mam dla ciebie zadanie - dodała, nachylając się konspiracyjnie. W lazurowych oczach zadrżały diabelskie ogniki. Wręczyła jej butelkę alkoholu. - Wypij to. Zaśmiała się cicho, spowijając ją w kłąb dymu marihuany. Uniosła swoją szklankę w mini-toaście. Potem zauważyła, że Manuelek zarządził grę w butelkę. Przysiadła na pufie, nieco dalej od towarzystwa, z uśmiechem nieświadomie błąkającym się na ustach i drinkiem w dłoni. Jasne, że grała. Ale przerwa pomiędzy siedzącymi na ziemi była tak niewielka, że trafienie na nią graniczyło z cudem. Lunarie zmrużyła oczy, obserwując tłumek siedzący w okręgu. Potem mrugnęła jeszcze do ślicznej półwili. A potem do Faziego.
O nie, o nie, o nie, proszę państwa, dramat ludzkości, Ostberg utknęła gdzieś we wklęsłym zakrzywieniu czasoprzestrzeni i kiedy to ona spokojnie paliła skręty nad Tamizą z jakimś londyńskim przystojniaczkiem, którego imienia nie potrafiła zapamiętać, okazało się, że dzień urodzinowej imprezy niespodzianki jej ziomka Manuela i jego siostry Rocio jest dniem dzisiejszym, a nie jutrzejszym. W ten oto sposób Lottka wbiła, jak zwykle ostatnio, niesłychanie spóźniona i wyglądająca jak ostatni lump do Tęczowego Pokoju i musiała przyznać, że Borysek i LSD wszystko zajebiście ogarnęli. Wyrzuty sumienia spowodowane byciem na haju? Może minimalne, ale natychmiast minęły, kiedy zobaczyła, że i tak wszyscy są na chillu albo wcale nie powoli odpływają z powodu alkoholu. - MAAAAAAAAANUUUUEEEEEEEEL! - wydarła się już od wejścia, bo przecież co to by było za wejście bez bojowego okrzyku? Jednak zanim podbiegła do siedzącego chłopaka, podleciała szybko do jego siostry i życząc jej wszystkeigo najlepszego, odrzuciła gdzieś pod ścianę swoje dwa prezenty, które na szczęście przygotowała wcześniej. Chwilę póżniej przepchnęła się gdzieś tam, mrucząc niewyraźnie "przepraszamprzepraszamkurwaprzejście", żeby w końcu dostać się do przyjaciela. - Staaaary, masz jeszcze więcej włosów niż zazwyczaj! - stwierdziła zdumiona, gdy już się na nim uwiesiła, wyrzuciła z siebie milion życzeń i wycałowała na przywitanie, z okazji składania pokracznych życzeń i bez okazji. Dopiero wtedy podbiła do organizatorów, a konkretniej do Borysa, bo szczerze mówiąc, nie miała pojęcia kto jeszcze to szykował, a głupio byłoby strzelać gafę. - Boris, jesteś pieprzonym mistrzem! - stwierdziła zachwycona, po czym jego także ucałowała w oba policzki, jak to miała w zwyczaju. Zmęczona tym jakże wyczerpującym wyczynem, klapnęła na tyłek i dopiero wtedy przyjrzała się, co robi reszta. Jednak niewiele jej to mówiło upsss... - Ej, mogę tak do was wbić na kleszcza? - zapytała, patrząc na planszę, pionki i kieliszki i lekko przekrzywiając głowę.
Borysek jako jeden z prowodyrów całego zajścia, poczuł się do odpowiedzialności, aby nowym osobom na imprezce było zacnie i milusio jak u pana boga za piecem. Dlatego spojrzał na nieznaną mu z imienia i nazwiska Eufemię Fontannę, chociaż kojarzył ją z turnieju, ale oj tam, teraz nie miał do tego głowy. W ogóle siedziała koło niego, więc tym bardziej powinien zadbać o jej... odpowiedni, imprezowy nastrój ehe. Dlatego ruszył swój zacny tyłeczek do stolika po kolorowe butelki i większą szklankę. - Nie znam cię zbytnio, w zasadzie to wcale, ale czuję się w obowiązku cię upić - rzucił do niej jakże szarmancko i bełkotliwie z mętnym uśmiechem. Po chwili zrobił jej cudownego, kolorowego drina, a kiedy go opróżniała robił jej śmiałe dolewki. Kobietom jednak szybciej wchodzą do głowy smaczniejsze alkohole! Wtedy w pewnym momencie musiał przestać, albowiem Manuelek przemówił. Butelka? Sure! Zgarnął opróżnione szkło, po czym rozejrzał się tajniacko po siedzących dookoła ludziach. Kto da tygryskowi buuuuuuzi? No, ruszyło. Czekał w napięciu, modląc się, aby to nie był jakiś facet, bo jeszcze przytnie jego cudną skórę zarostem i co wtedy. No dramat. Na szczęście butelka zatrzymała się na Nefre. Uśmiechnął się diabolicznie, po czym przyczołgał do niej i już miał pocałować delikatnie, ale czyjaś nikczemna ręka bestialsko go pchnęła, dlatego pocałunek wyszedł dużo namiętniej i nachalniej niż planował. Hihi, upsik. Przyznać się psotnicy, który to! Ale nie, żeby mu się nie podobało, skądże znowu, było całkiem fajnie, uuuu. Dobra, w końcu jednak się opanował i wrócił na miejsce z szerokim uśmiechem, mówiącym "no i co, cwaniacy?!". A potem podał butelkę następnej osobie, czyli chyba samej Nefre. Wtedy do pomieszczenia wbiła Lotka. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, o ile było to możliwe, kiedy go tak ściskała. - Pewka, posadź gdzieś swój zacny tyłeczek i ciśniemy dalej! - rzucił do niej ochoczo.
Dobra, impreza się rozkręciła, nie ma co. Na początku Charlotte siedziała na jednej z puf z kieliszkiem w dłoni, całkowicie olewając co się dzieje dookoła, ale potem Manuel zaproponował bardzo ciekawą propozycję dotyczącą nakurwiania w alkochińczyka! Oł je, tego studentka ominąć nie mogła, więc posłusznie ruszyła swoje cztery litery z miejsca przy którym siedziała i ustawiła się w kółeczku obok LSD i NNN. W sumie to bardzo odpowiadało jej to towarzystwo. W końcu nie ma to jak chlać w towarzystwie najlepszych przyjaciółek, o. W pewnym momencie nawet Naleight złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą, więc obie wyszły z pokoju. Oczywiście poszły ćpać, a gdy wróciły, Szarlotka od razu zobaczyła wszystko w wyraźniejszych i weselszych barwach. Nawet raczyła posłać uśmiech Gilbertowi, więc musiała być rzeczywiście nieźle kopnięta. Siadając z powrotem na swoje miejsce, wzięła swój kieliszek i nalała sobie trzy kolejki, bo w końcu trochę ominąć ją musiało, nie? Tak w ogóle to był któryśtamsetny kieliszek. Wprawdzie nie liczyła tego, ale czuła, że osiągnęła swoją ulubioną sferę. No, i trzeba dodać, że dołączyło do nich kilka osób, których dziewczyna najnormalniej w życiu nie znała. Potem nagle znowu zmiana propozycji - nakurwiamy w butelkę. No spoko, dobrze. chcecie nakurwiac? To będziemy, tylko potem nie zdziwcie się jeśli tutaj połowa dziewczyn straci dziewictwo! Z resztą obstawiam, że każda z nich pieprzyła się już nie raz, więc co za problem? Najwyżej ona też mogłaby wylądować z kimś w łóżku lub ewentualnie, jeśli łóżko dostępne nie będzie - na podłogę. Jak na razie tylko grzecznie przyglądała się, jak grają inni. Przy okazji oparła głowę o ramię NNN, a drugą ręką chwyciła LSD na rękę. Nie, żeby kleiła się do najlepszych przyjaciółek, o nie! Ale, jakoś naszła ją potrzeba zrobienia tego. W końcu wrócił jej udupiający nastrój, jaki miała w swoim dormitorium przed przybyciem na imprezę. No kurwa, no szkoda no. Musiała się zabawić, żeby nie spierdolić swojego humoru do reszty. JAPIERDZIU! Wódki było pod dostatek, do tego marihuany, hery i innych - czego jej jeszcze brakowało?!
Ostatnio zmieniony przez Charlotte de La Brun dnia Sro Maj 18 2011, 18:30, w całości zmieniany 3 razy
Ooo, butelka! Chociaż nie nagrała się w alkochińczyka to trzeba przyznać, iż zabawa (prawie jak kinder party) namber tu znacznie bardziej jej odpowiadała. W końcu chodzi o całowanie, nie? Na dodatek tyle luduuuu. Taka okazja rzadko się trafia, więc trzeba korzystać! Wodziła oczami po butelce, która wskazywała na.. nią. Odsunęła się od Charlotte, która najwyraźniej straciła dobry humor. Popatrzyła na nią wzrokiem wyraźnie mówiącym "zaraz znów sobie coś wstrzykniemy". Odwzajemniła zarówno uśmiech, jak i pocałunek. Co? To już koniec? No doooobra. Wzięła butelkę i zakręciła ją energicznie. Była strasznie ciekawa kogo wylosuje. Courtney! Nie jest źle, hy hy. Przysunęła się do Rudej, aby złożyć na jej ustach pocałunek. No no, kto by pomyślał, że Anderson jest hetero? Niechętnie wróciła na swoje miejsce. WTF? Znowu? Wyszczerzyła się do studentki. Czy ta butelka coś sugeruje? Nie to, żeby NNN miała coś przeciwko, absolutnie. Można powiedzieć, że jej się podobało. No ale dosyć tego dobrego. Kręcimy. Zaśmiała się widząc, że butelka znów wskazuje na Court. Tym razem buziak był znacznie dłuższy. A co, nie należy sobie żałować! W między czasie dostrzegła, że doszła Lottka. Pomachała jej na powitanie. Graaaaamy dalej, ludu! Kręcimy, całujemy, kręcimy, całujemy...
Główka lekko kiwała się jej na boki. Poprawiła opaskę z piór na czole, dopiero teraz zrozumiała, jak długo siedziała w totalnym nieładzie. Przeciągnęła kosmyki włosów między palcami, wygładzając je i rozczesując prowizorycznie. Naciągnęła rękaw psychodelicznej koszuli, żeby zasłonić ślad po niedawnym wkłuciu. Strzepnęła popiół z shishy z nagiej skóry na odsłoniętych nogach, wyrwała pojedynczą nitkę z jeansowych szortów. Potem, lekko chwiejnym krokiem, przeszła wzdłuż całej sali tęczowej i wymieniła we wszystkich shishowe wkłady, doprawiła niektóre haszyszem i marihuaną i zmieniła węgielki na nowe. Potem usiadła na wcześniej obranym miejscu, dalej od reszty, z minimalną przerwą pomiędzy nimi, żeby mogła zostać wylosowana. Chociaż nie sądziła. Usiadła po turecku na pufie, sięgnęła węża od fajki wodnej i zaciągnęła się głęboko nowym, mocnym aromatem czekolady i haszyszu. Lazurowe tęczówki wypełniły się błogim niezrozumieniem, rozmyte spojrzenie przesuwało się powoli po zlewających się w różnobarwny wir ścianach. Głosy były jakby przytłumione, jakby przykryła się kołdrą intensywnych doznań. Mrru. Tak się w to wciągnęła, że zauważyła dopiero trzeci pocałunek NNN i Courtney. Aż się zakrztusiła z wściekłości, oczy zaszły jej chwilowo łzami. Ok, wkurwiła się. I nie mogła jakoś dobrze odkaszlnąć. Halo, pomocy, pierdolnij ktoś ją w plecy!
Oczywiście Lottka raczyła usadzić gdzieś swój zacny tyłeczek jeszcze zanim Tygrysek jej to zasugerował i pomimo że jeszcze nie wkręciła się w grę (jaka szkoda, że ominęła alkochińczyka!), obserwowała ją uważnie. Trzeba przyznać, że Manuel miał świetny pomysł z nakurwianiem w butelkę, o tak! Zrobiła samoobsługę i sowicie nalała sobie wódki, którą niemal natychmiast wypiła i dopiero wtedy ponownie rozejrzała się po zebranych. Zobaczyła machającą w jej stronę NNN, więc wyszczerzyła się do niej nawet szerzej niż zwykle i odpowiedziała tym samym, dopóki dziewczyna ponownie nie wylosowała Court, której zresztą Ostberg również pomachała. Miejmy nadzieję, że Anderson nie wzięła jej za nierozwoja po ostatnim zamuleniu na widowni pierwszego etapu! Następnie cudne oczęta panny Lottki ujrzały równie cudownego pana Slone'a, więc dziewczę przesunęło swój tyłek nieco w jego stronę. - Giluś, jakże dawno cię nie widziałam! - zawołała radośnie, po czym strzeliła sobie następną kolejkę, nawet nie myśląc o tym, że może chłopak nie ma życzenia z nią rozmawiać. Bo niby dlaczego nie?
W sumie długo nie trwało, jak grali jeszcze w tę grę, przyniesioną przez niego samego. Nawet nie przewidział, ze tak szybko to się wszystko potoczy, no ale. W sumie dobrze, bo on by jeszcze zezgonował zbyt szybko i co? A tak to rozrywka będzie. I już zastanawiał się, kto mu się trafi, no co, ciekawy był! W międzyczasie przybyły jeszcze dwie osoby, które to przywitał machaniem ręki, bo dopiero z bliska mógł ujrzeć ich twarze. ten dym nie służył cokolwiek dla jego wzroku. Matko, on się starzeje! No aaale, najpierw zaczął Borysek, któremu trafiła się Naleigh. I nie, wcale Regis nie był o nią zazdrosny, WCALE! Ale gdzieś tam podświadomie miał nadzieję, ze jej trafi się on sam, no, ale nie! To była Courtney i ta sytuacja się powtarzała. Coby nie zasmucać, wypił ze dwa kieliszki. Nagle usłyszał, jak ktoś się krztusi i automatycznie jego wzrok powędrował w tamtą stronę i ujrzał, że to LSD, wiec jakoś dostał się blisko niej, i klepnął ją parę razy w plecy, coby przestała się krztusić.
Łoooo kurfa. O co chodzi? Trochę się w tym wszystkim pogubiła, szczerze mówiąc. Grali w coś, teraz grają w coś innego. A ona cholera nadal widzi u każdego dwie głowy. Zaciągnęła się marihuaną i już było trochę lepiej, jakby bardziej poukładane, mimo że w jeszcze większym chaosie. Ale kto by się tym przejmował? Najwyżej nie będzie mogła wstać, co to takiego? Nie raz ją wyciągali z imprez na barana czy nieśli na rękach. Nakurwiamy w butelkę? Doobra, ona nie ma nic przeciwko. Butelka fajna rzecz. A jak zbliża ludzi! Awww… aż uśmiech sam się pojawia na twarzy noo. Pomachała Lotce, która właśnie weszła do pokoju i której wcale nie wzięła wtedy za niedorozwinięte dziecię. Więc luzik. Dobra! Pierwszy pocałunek jakoś pominęła, może i dobrze. Ale drugi już nie ominął jej. Yy… nie no… niby była hetero, prawda? Ale nie można powiedzieć, że jej się nie podobało. Co to, to nieee. Było zaskakująco przyjemnie. Pokręciła butelką, upatrując sobie kolejną ofiarę, a tu takie zaskoczenie! Znowu NNN. Nie była tym faktem szczególnie zasmucona, skądże znowu. WTF? Trzeci pocałunek z tą samą osobą. Oostrooo. Butelka chciała im coś wyraźnie przekazać. Zaśmiała się z tego zbiegu okoliczności i przybliżyła się do dziewczyny, tym razem przedłużając pocałunek i dodając do niego szczyptę namiętności, a na koniec lekko podgryzając wargę studentki. Uśmiechnęła się do niej zadowolona i zakręciła pustą butelką po raz drugi. Mmm… Rrrrocio. Miała coś dzisiaj szczęście do dziewczyn. Hyhy… chyba powinna zmienić orientację. Przybliżyła się do jubilatki i złożyła na jej słodkich usteczkach krótki, lecz dość namiętny pocałunek, po czym oparła głowę na ramieniu Borisa. Taak, wcześniej wcisnęła się między niego, a Effie, za co bardzo ją przeprasza. A tu proszę! LSD się dusi. Co za szkoda. Naprawdę! Już nawet chciała się ruszyć i klepnąć tą sierotę, ale uprzedził ją Regis, za co mu dzięki, gdyż iż wrogowi życia ratować nie wypada. Jeszcze by się pogodziły! O zgrozo… to byłoby dziwaczne.
Zakaszlała jeszcze kilka razy, zamrugała gwałtownie i dopiero czyjeś mocne nakurwianie w jej plecy pozwoliło jej po chwili zaczerpnąć oddech. Chociaż niekoniecznie oddech, wymiana tlenu w tej sali zakłócała przyrodniczą normę, wymieniali dwutlenek węgla na narkotyczne opary, nie tlen! Spojrzała na Regisa i w tejże chwili w jej głowie zrodził się diabelski masterplan. Tak iście diaboliczny, że nawet zasmuciła się przez jakąś sekundę, że jest okrutnym człowiekiem, ale to zaraz minęło, wraz z miękkim uśmiechem, jakim uraczyła gajowego. - Znów mnie ratujesz, najpierw od ewentualnego braku kolejki a teraz od żałosnej śmierci przez zakrztuszenie - zaśmiała się, kręcąc głową. - Rany, Regis... jutro nikt nie wyjdzie stąd żywy, mówię ci. Język trochę się jej plątał. Zabójcze połączenia dzisiejszej imprezy były przytłaczające dla organizmu. Lazurowe spojrzenie powędrowało jeszcze chwilowo na NNN, potem na Szarlotkę. Szarlotka, biedna, znów będzie musiała lawirować pomiędzy dwiema skłóconymi członkiniami Loży. Ale chyba się już do tego przyzwyczaiła. Rywalizacja NNN i LSD była już nieodłącznie wpisana w jej życie w Hogwarcie. W każdym niemal aspekcie. Przeniosła znów spojrzenie na mężczyznę, mrużąc oczy. - Merlinie, nie wierć się tak - poprosiła, przymykając na chwilę powieki. Ale nie wiercił się, to jej obraz drgał. Oparła głowę na jego ramieniu, nie pytając nawet o pozwolenie. Wtuliła się lekko, niby tylko przelotem, na chwilę, chcąc odpocząć. Ta, hehe. - Tylko ty mówisz do mnie "Lunarie". Dlaczego?
No działo się dość ciekawie, ciekawie. Nie miał pojęcia gdzie zginął nagle alkochińzczyk i dlaczego przestał wygrywać. Zresztą, czy to było ważne? Było mu tak milutko i w ogóle dobrze i pokój i miłość sie szerzy i nawet czarnuchy przestały mu przeszkadzać, wręcz miał ochotę podejść do Manuelka i go zacałować. Widać coś w Rocio mu nadal nie pasowało. A skąd w nim nagle takie popędy? Cholera wie. Może to kwestia tego, że wszyscy nagle zaczęli się miziać, nie wiadomo z jakiej przyczyny i w ogóle? Mizianie sie jest dobre, niech się miziają. A czemu on tego nie robił? Nie wiedział. Na razie siedział sobie na podłodze śpiewając pod nosem zacne mruczanki, idealne wręcz na stan takiego wymieszania podkradanego innym alkoholu i oparów w powietrzu -Ooossssstbeeeeeerrrrrg! - Brawo za spostrzegawczość panie Slone, brawo. Nalezy się order, to na pewno. A jej się należało buzi na dzień dobry. Dostała? Nie. Muehe. Ale nei było tak źle. Gilbert przejechał koniuszkiem po jej dolnej wardze, a potem jak gdyby nigdy nic położył się na jej nogach, bo widać tak mu było lepiej. -Tęskniłaś - Stwierdził jeszcze w czasie wiercenia się na jej nogach. W końcu musiał się po ludzku ułożyć, wepchnąć resztę ciała między innych mniej lub bardziej znanych ludzi i w ogóle znaleźć wygodną pozycję. A w ogóle mu się zdawało czy ktoś tu się dusił przed chwilą? Kurna, uratowana. A byłyby takie jaaaja! -Umrzyyyyyj - Polecił jeszcze oczywiście LSD podsumowując owe życzenie prezentacją ząbków w ładnym uśmieszku
No tak, w sumie jakby nie patrzeć, wszyscy dookoła zaczęli się miziać. Ale nie tylko ci, którym tak właśnie nakazała święta butelka, bezustannie kręcąca się na podłodze. A dobrze, niech będą płodni i rozmnażają się! Chociaż... no może jeszcze nie teraz. Zerknęła ponad głowami innych na krztuszącą się dziewczynę i ratującego ją superbohatera. Żal, nie znała żadnego z tej dwójki. Nadrobi się, nadrobi! Trochę czasu minęło, zanim Giluś uświadomił sobie, że ktoś coś w ogóle od niego chce, ale oj tam oj tam. - Już myślałam, że się ze mną nie przywitasz. - mruknęła, gdy Slone ułożył się na jej nogach. Jeszcze tylko naciągnęła krawędź wyciągniętego swetra na udo i niech sobie leży! Dokładnie w tym momencie coś, a konkretniej ktoś jej się przypomniał. To nie było miłe, ani trochę! A jakie jest na to lekarstwo? Alkohol, dużo alkoholu. Dlatego też Ostberg chwyciła pobliską butelkę, nawet prawie pełną i mając w poważaniu kieliszki, pociągnęła zdrowo z gwinta. - Za tobą? Zawsze i wszędzie! - zapewniła po upiciu kolejnego łyka, niemal automatycznie drugą rękę wplątując w jego włosy. No skoro już leży jej na nogach, to co? - Chcesz łyka? - zapytała, pokazując mu butelkę. Bo przecież jest wspaniałomyślna i może nalać trochę wódki prosto do ust Gilberta, dokładnie tak jak to widziała na takim zajebistym filmie!
Te narkotyczne opary na niego też działały jakoś dziwnie, bo zaczął widzieć jakieś amorki, które latały nad zgromadzonymi w tej sali. A raczej takie przywidzenia często mu się nie zdarzały, toteż to było dziwne. Ale cóż, to była rasta impreza, można sęe było tego spodziewać! I dziwnie się poczuł, gdy ujrzał spojrzenie Lunarie, które zinterpretowałby poprawnie, gdyby tylko był trzeźwy. ale, ze nie był, no to cóż, zrozumiał je opacznie i nie domyślał się, że w jej głowie zrodził się mistrzowski plan, o nie. - Cóż, taka moja rola - również się roześmiał - wiem, wiem, ale spodziewałaś się czegoś innego? Tak, jego wzrok również przelotnie powędrował do Naleigh, jednak teraz się nią nie przejął. Widział, że się dobrze bawiła bez niego, toteż powrócił do panny Deceiver. Zbagatelizował tę wzmiankę o wierceniu się, zgadując, że po prostu ona miała przywidzenia. A gdy wtuliła się w niego, po prostu objął ją ramieniem. Nawet, jeśli miało to być tylko na chwilę. A może i nie? - Takie jest przecież twoje imię, Lunarie. A skrót jest... dla mnie zbyt... - urwał, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa. Nieodpowiedni? Wulgarny? Zbyt oczywisty?
W zasadzie Rocio przestała cokolwiek ogarniać. Znaczy po prostu zadecydowała, że koniec z alkochińczykiem. W końcu jeśli jest tyle trawy, to czemu ona ma umrzeć po wypiciu przesadnej ilości procentów. Rosado. I w zasadzie już kiedy miała zakomunikować, że ona się tak nie bawi, ktoś podrzucił pomysł butelka. Czy w to przypadkiem nie grało się jak byli małymi dziećmi? Już chciała coś posmęcić, ale w końcu zrezygnowała z tego, widząc z jakim zapałem wszyscy podchodzą do gry. Zresztą już ona sama nagle stwierdziła, że to w sumie może być świetny pomysł. Oj tak, Rocio nie była zbyt stanowczą osobą, jeśli chodzi o to czego chce, a czego nie chce. No chyba, że religia! W każdym razie zaczęło się. Raz na jedną, raz na drugą. Rocio paliła sobie sziszę z czymś, co pewnie wolałaby nie wiedzieć, co tam już jest. W każdym razie było baaardzo zabawnie. Szczególnie w jej stanie. A pocałunek z Court był całkiem przyjemny. Czy ona wtulała się do Tygryska? Rocio uśmiechnęła się na ten widok. Za to tego woźnego, gajowego, czy kto tutaj siedział wyciągnęłaby najchętniej za fraki za takie przytulanie się do LSD. Bo w końcu ona na pewno była niewinna, a ten szalony gajowy chciał wykorzystać sytuację, o tak. Rosado zakręciła butelkę i wypadło na Szarlotkę. W zasadzie całkiem fajnie. Niezbyt zgrabnie pochyliła się do niej i złożyła na jej usteczkach pocałunek. Musiała przyznać, że Szarlotka była całkiem słodka! Aż uśmiechnęła się, trochę pijacko, po tym buziaku. A ponieważ LSD chciała przytulać się z jakimś gajowym, Rocio oparła się o Manuelka.
Przymknęła powieki i przez kilka chwil wydawało się jej, że zaśnie. Ale po zamknięciu oczu, świat zdawał się jeszcze bardziej nieokiełznany, wirujący, dziki. Otworzyła je gwałtownie i odsunęła się nieco od Regisa, mrużąc oczy. Jednak lepiej patrzeć. Chociaż jej wada wzroku sprawiała, że nigdy niczego nie widziała wyraźnie. A może to i lepiej. Chyba wcale nie chciała widzieć świata w każdym jego szczególe. Nie sądziła, że warto. W ogóle nie zarejestrowała słów gajowego więc nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Pokiwała więc lekko głową, bo to uniwersalna reakcja na wszystko, co się mówi. Zmarszczyła do tego lekko brwi i westchnęła, tak jakby te słowa nie wymagały komentarza. To zawsze wystarczało. Upiła łyka z kolorowego drinka i ożywiła się nieco, widząc jak Rocio znów staje się bardziej ruchliwa. Nieświadomie przygryzła nieco dolną wargę. - Co? Jaki? - usłyszała swój własny głos odpowiadający Regisowi. - Jest idealny. To cała ja. Uśmiechnęła się przelotnie i nachyliła się do niego. Z ustami tuż przy jego uchu szepnęła wyjdź ze mną, duszę się tu. Wstała i wraz z Regisem powoli wyszła z tęczowego pokoju, opierając się na jego ramieniu i upewniając się, że NNN dostrzeże ich przy drzwiach. Niedobra Lunka.
Gra była szczególnie ciekawa widząc, jak to wszyscy się miziają, całują, ale jednak jakoś Szarlotki to nie przekonało. Ciągle siedziała w kółeczku jak na tureckim kazaniu; z głową podpartą na rękach, nie miała zamiaru się do nikogo odzywać. Jednak po chwili zaczęła obserwować toczącą się grę i akurat wtedy kręciła Rocio. O MATKO! Wylosowała ją, no kto by pomyślał! Studentka wesoło się uśmiechnęła i nachyliła w stronę dziewczyny, żeby potem odwzajemnić ich słodki i niewinny pocałunek. O, tak na początek. Po drugim razie na pewno przestanie być słodko, a będzie namiętnie. W końcu jak się bawić, to bawić. Po chwili Charlotte grzecznie odsunęła się od jubilatki i zaczęła kręcić. - O KURWA - wymsknęło jej się, gdy zobaczyła KOGO WYLOSOWAŁA. Superregis we własnej osobie. Szkoda tylko, że będzie musiała się chamsko wpierdzielić miedzy niego a LSD, którzy właśnie niedaleko nich ROZMAWIALI. No cóż - gra to gra, więc dziewczyna wstała z miejsca i ruszyła w kierunku uroczej dwójki, uśmiechając się do pana gajowego. Przy okazji ich zatrzymała, bo właśnie dokądś się wybierali. O nie najpierw zadanie, a potem dopiero mogli się bzykać gdzie indziej. - Pardon, ale mam tutaj zadanie do wykonania - wesoło zaskrzeczała, kątem patrząc na LSD i obserwując jej reakcję, a w duchu przezywała się o to, że musiała akurat wylosować tą osobę. Pociągnęła Regisa za koszulkę i pociągając do siebie, lekko pocałowała. Musiała stwierdzić, że z gajowego był NIEZŁY KRAKERS, nie ma co. Ale to dalej był facet/kochanek/czyktotam NNN i LSD, więc tak nie wypada, o nie nie nie!
No jak ona w ogóle mogła pomyśleć, że on by się nie przywitał. W koncu to takie miłe, kulturalne i słodkie dziecko! Gwałtowne podniesienie się, by tym razem zasmakować jej ust w normalnym pocałunku tylko powinno wszystkich utwierdzić w tym przekonaniu. Był cudowny. Ale mógł jednak tego nie robić. Nie wiedział czy to kwestia dymu czy czegoś jeszcze, ale kiedy położył się z powrotem jakoś tak.. zrobiło się kolorowo. Za bardzo tak. Jaskrawe kolorki waliły mu po oczętach, musiał je przymrużyć, ale co tam. Trudno. Przeżyje -A czy ja ci sie podobam? - Wywrócił oczami niezadowolony słysząc retoryczne pytanie Lotki. Pytanko takie za pytanko takie. No ludzie kochani, jak on miałby nie chcieć pić? To się w bani nie mieści. W sumie koniec świata w sobote, wszystko możliwe. Ale nie aż takie odskocznie od rzeczywistości, no! I oczywiście nie chciało mu się już podnosić. Chciała filmowo, nie zabroni jej. Dzioba musiał tylko troszke otworzyć żeby miała gdzie to lać. No i ta nadzieja, że i on się nie zacznie krztusić. I ten wzrok prosto na nią z serii Co kurwa, lej te cole . I walić miziających sie ludzi. Chwała Lotce i jej zapasom
LSD oblizała usta, niech to szlag. Spojrzała nieprzeniknionym wzrokiem na Szarlotkę, właściwie niczego nie dało się wyczytać z jej twarzy. - Już mi dobrze - zwróciła się zatem do Regisa i nie patrząc na nich, wróciła w głąb tęczowej sali. Chujchujchuj. Usiadła znów na pufie odseparowanej nieco od towarzystwa. Ach. Właściwie przypomniało się jej, że Gilbert cośtam do niej krzyknął. W odwecie postanowiła wyłowić oliwkę z jednego z drinków i rzuciła w niego. Miała zamiar trafić w brzuch, dziwnym trafem udało jej się prosto w oko. - Zgińńńń - krzyknęła do niego urokliwie, uśmiechając się słodko. Chwilowe spojrzenie zatrzymała też na jasnowłosej studentce, której to zwalił się na kolana i mrugnęła do niej przyjaźnie. Puff, dobrze, że jej nie trafiła. Odnalazła spojrzeniem NNN. I przez kilkanaście dobrych sekund patrzyła na nią dziwacznie, wyzywająco. Pokręciła lekko głową i zagapiła się teraz na sufit. Wsunęła węża od fajki wodnej do ust i znów rozpoczęła proces upajania się shishą. - Chujbytowszystkokurwajapierdolę.
Tak, tak, trochę obserwował, co się działo w kółeczku, jednak aż jakoś sobie tym nie zaprzątał głowy, bo nie była to jego kolej. I może się nie zachowywał, jak zwykle, ale co tam. Ale zauważył, jak patrzyły na siebie Rocio i LSD, no, no, zazdrość widoczna gołym okiem! - Nawet jeśli, dla mnie i tak lepiej brzmi Lunarie - odparł, a potem wysłuchał dziewczyny i był chętny spełnić jej prośbę. Sam zresztą potrzebował trochę powietrza. I już miał wyjść, kiedy nagle całował się z Charlotte. No, no, nie spodziewał się, że na niego tak szybko wypadnie kolej! Na jego szczęście pocałunek był krótki. Mógł więc zaraz po tym podejść i zakręcić butelką, o. Wypadło na... Courtney! Ta to się dziś wycałuje! Podszedł do niej i wziął ją w objęcia i pocałował trochę namiętniej, niż planował, ale co tam! Chyba Borysek nie będzie na niego zły? Po tym sobie usiadł w kółeczku i zaciągnął się dymem z fajki wodnej, który to podebrał Lunarie! No, właściwie nie jej bezpośrednio, bo przeszła ona przez jeszcze czyjeś ręce.
Ostatnio zmieniony przez Régis Sauveterre dnia Sro Maj 18 2011, 20:06, w całości zmieniany 1 raz
Tak, CDLB wiedziała, że tak właśnie będzie - że Lunarie się na nią wkurwi, że zniszczyła jej humor i teraz nici z pójściem w ustronne miejsce razem z Regisem. Studentka za to nie miała żadnych skrupułów, bo w końcu to była zwykła zabawa. Nigdy tak na serio nie uprzykrzałaby przyjaciółce życia, zarywając do jej kochanka. W końcu wystarczy to, że ona i NNN mają już wystarczająco dużo sprzeczek. Ale dobra no, dobrze - Szarlotka była do tego tak bardzo przyzwyczajona, że mogłaby wyczuć na kilometr w jakich teraz stosunkach są dziewczyny. W każdym bądź razie - studentka nie chciała być kolejną ofiarą sprzeczki. Podeszła do przyjaciółki, siadając obok niej i wyraźnie widząc, że ta jest cholernie wkurwiona. No dobra, trzeba będzie załatwić to delikatnie, o. Żeby tamta się jeszcze bardziej nie wkurwiła. - Jak tam? - zagadnęła ją, obserwując, jak LSD właśnie rzuciła w Gilberta oliwką. - To wszystko jest zjebane - dodała, patrząc na nią. Oczywiście mówiła o tym, że sprawy się nieco pokomplikowały między ich lożą. I co teraz? No kurwa, kurwa, kurwa.
Rzucała niepohamowanym potokiem bluzgów, które nigdy w ustach kobiety zaistnieć nie powinny. Ale ona nie była kobietą. Nie, kurwa, ona była mentalnym jeleniem płci męskiej. Jebanym jeleniem skaczącym sobie wesoło wśród trawki. Trawki, dużo trawki. Marihuanki, amfetaminki, kokainki, heroinki, tableteczki, strzykaweczki, rany boskie, jej kraina wiecznego szczęścia otworzyła się przed nią otworem, ale w chwilę później przesłonił ją haszyszowy dym, który wydobywał się z jej własnych ust. Zamrugała i wróciła głową do pionu, poprawiła opaskę z piór na głowie. Nadeszła Szarlotka i rzekła, że to pojebane, w momencie, gdy LSD rzucała w Gilberta oliwkami. - Co? Oliwki? Nie, ja tam całkiem lubię - powiedziała, kiwając głową i patrząc na Szarlotkę dziwnie. Naprawdę, nie musiała się aż tak martwić tym, że nie lubi oliwek. LSD mogła wyjadać wszystkie i zostawiać jej bezoliwkowe potrawy. Ach, nie o to jej chodziło. - Aaaaaa - mruknęła, kręcąc głową. - Dobra, nieważne. Serio, nieważne, nie rozmawiajmy o tym. Powiedz mi coś innego, Charlotte mon amie, chcesz spróbować innego smaku niż czekolada? - Wyjęła z kieszeni psychodelicznej koszulki inne wkłady do shishy. Bananowy, truskawkowy, karmelowy, malinowy, toffi, kurwa, żyć nie umierać. Opróżniła jednym łykiem drugą połowę swojego drinka i zaraz przyciągnęła dwa kolejne dla siebie i Szarlotki. - Nakurwmy się, błagam, jestem po tylu używkach, a wciąż nie mogę znieść świata.
Okej, zrobiło się dość osobliwie, trzeba przyznać. Wyczuwała napięcie między członkiniami jakże słynnej Loży. W kręgu stał zaś gajowy Regis, który chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, w co właściwie został wciągnięty. Cóż… tak bywa, że faceci najczęściej nie wiedzieli co się wokół nich dzieje, co sprawiało, że można było nimi sprawnie manipulować, co właśnie robiła LSD. Ale jak widać plany popsuła jej lekko Szarlotka. Kurde… zaczyna tą dziewczynę coraz bardziej lubić! Serio! Kochana dziewoja! Jak miło zobaczyć na twarzyczce Lunarie ten grymas niezadowolenia. Tak, jest wredna. Ale tylko trochę. Nie za bardzo. O! Znowu się całuje? Nie noo… milusio. Ta butelka chyba ją bardzo lubi. Przedłużyła delikatnie pocałunek z Regisem, ale oczywiście bez przesady, bo Boris siedzi tuż za nią. Machnęła energicznie butelką i oto wypadło na Lottę. Cóż… nie da się ukryć, że Gilbert trochę jej przeszkadzał w wykonaniu zadania, ale w końcu dostała się do jej ust. Zdając sobie sprawę, że Gilbert na nie patrzy, jak na złość włożyła w pocałunek trochę więcej namiętności, niż przewidziała. Oderwała się od dziewczyny, kiedy usłyszała odgłos czegoś uderzającego o czyjeś ciało. Zaśmiała się, choć może i nie powinna, z Gilberta, trzymającego w jednej ręce oliwkę, drugą przytykając do oka. No nieźle. Powróciła do Boriska i przytulając się do niego wyszeptała mu do uszka: - Jak się bawisz Tygrysku? – musnęła ustami płatek jego ucha.
Och, jak dobrze! Jak dobrze, że mogły to pościć w niepamięć, cokolwiek to wszystko za znaczyć. Dlatego też bardzo spodobał się jej pomysł wielkiego nakurwienia się (z naciskiem na to, że już nieźle nawalona była). Wzięła od LSD drinka i upiła go do połowy, zastanawiając się nad wyborem innego wkładu do sziszy. Malinowy. Maaaaaaaaaaaaalinowy! Oj tak, właśnie tego jej brakuje. Nie ma to jak do tego wszystkiego dowalić trochę malin. Szybciutko porwała z rączek dziewczyny wkład, chcąc "załadować" go do sziszy. Po chwili wszystko było gotowe. - Napierdolmy się tak, jak nigdy - powiedziała, dopijając do końca swojego drinka. Zastanawiała się też, czy mogłaby przekroczyć swój rekord pijaństwa i ćpania. Nie było to niemożliwe, ale trudne do zrealizowania. W końcu nie raz już przedawkowała narkotyki. Na szczęście sziszy nie można było przedawkować, więc mocno się zaciągnęła, myśląc tylko i wyłącznie o swoim celu. Tak, zapomnijmy o Regisie i całej reszcie!
Miłe, kulturalne i słodkie dziecko? Cóż, z jej doświadczenia wynikało, że ani miłe, ani kulturalne, ani słodkie, ani dziecko. Ale jak kto lubi! Oj, a ona luuuubi... Szczególnie, gdy ją zaskakuje. Gdy tak już się ślicznie ułożył na jej nóżkach, nie posądzałaby go o nagłe zrywy, a ten proszę, podnosi się, żeby ją pocałować i to jak. Zanim ponownie się położył, odpowiedziała tym samym, jednocześnie gładząc jego policzek dłonią. Jak miło, że się ogolił! Jeśli zobaczył kolorki, to zapewne zasługa Ostberg, tylko Ostberg i jeszcze raz Ostberg! - Wieeesz, wystarczyło powiedzieć, że nie masz ochoty. - burknęła, siląc się na powagę i urażoną minę. Po chwili zaśmiała się gardłowo, upiła kolejnego łyka i po filmowemu nalała rozsądną ilość wódki prosto w otwarte, jakże seksowne usta Gilusia. Żeby było po filmowemu (dokładnie tak jak w sygnie Cass!) dodam, że na koniec zamknęła mu usta pocałunkiem! Gdy podniosła głowę, zobaczyła Court i bojowo wymierzoną w nią butelkę. Uśmiechnęła się do dziewczyny i prawdopodobnie by się ruszyła, gdyby nie pewne utrudnienie, więc pocałunek z Courtney odbył się tuż nad paniczem Slone. Enjoy! Musiała przyznać, że podobała jej się ta gra. Odprowadziła dziewczynę spojrzeniem, potem zakręciła butelką i... w sumie nie miała pojęcia, na kogo padło. Manuela? Kogoś obok? Chyba Rosado. Zobaczy się za chwilę. Upiła kolejnego łyka, kolejnym łykiem uraczyła Gilusia, no i się zobaczyło. Manuel! Wyszczerzyła się do niego dziko, oj będzie ciekawie! - Przepraszam cię na chwilę. - powiedziała, wygrzebując się spod Slone'a, wstała i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę Rosado. Ale na tym skończyły się jej siły na poruszanie nogami, więc usiadła mu na kolanach (załóżmy, że Manu siedział na krześle, a nie na podłodze) i zarzuciła ręce na kark, przekrzywiwszy głowę na bok. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. - wymruczała dosłownie na chwilę przed tym, jak przywarła do jego warg, z początku delikatnie, by chwilę później zatopić się w nich z większą pasją i poczuć smak alkoholu i zioła. Z lekkim ociąganiem odsunęła się od niego, wstała i wróciła na swoje miejsce, do Gilberta.
Ostatnio zmieniony przez Lotta Ostberg dnia Sro Maj 18 2011, 20:42, w całości zmieniany 1 raz
Uśmiechnęła się, widząc entuzjazm Szarlotki. Dlatego też, gdy przygotowywały wkład, wrzuciła tam dawkę haszyszu... od serduszka. Gdy węgielek rozżarzył się odpowiednio, LSD zaciągnęła się kilka razy, by rozpalić lepiej shishę i podała węża Szarlotce. Przytrzymała dym w płucach, a potem wypuściła, wielki, mleczny głąb, znacznie gęstszy od całego dymu w tęczowym pokoju. - Królestwo z dymu, królowa płacząca za królem tylko sekundę, bo potem rozpłynęli się oboje - mruknęła cicho, przystawiając opuszek palca do skroni. Znów dźwięki stłumione, potem ostre i głośne, słuch zaczynał jej płatać figle. O wzroku nie wspominając. Marihuana, amfetamina, hasz, kilka rodzajów alkoholu, kokaina. Dziwne, że jeszcze trzymała się prosto na nogach. A może właśnie dobrze, że siedziała rozwalona na pufie i kiwała lekko głową. Jej wcale nie chodziło o Regisa. Regis był tylko kartą przetargową, chodziło tylko o NNN. Zawsze w konfliktach w loży jakiś problem wychodził od NNN albo LSD. Tak naprawdę tylko Szarlotka trzymała je jeszcze przy sobie, gdyby nie jej interwencje, pewnie po pierwszej kłótni obie już nigdy by się do siebie nie odezwały. Nogi dziewczyny konwulsyjnie podrygiwały, jakby chciała wytupać jakiś rytm. Usiadła prosto i spróbowała rękami, siłą docisnąć je do ziemi, żeby się uspokoiły, ale mięśnie oszalały. Skuliła się lekko, żeby ukryć wizualnie to drżenie. - Potrzebuję alko - wymamrotała, sięgając po szklankę. Wypiła kilka łyków i przejęła od razu znów węża od Szarlotki, by się zaciągnąć. Zdechnie, jak nic!