Ta komnata jest najbardziej słonecznym miejscem w zamku - bardziej niż klasa transmutacji. Okna są bardzo szerokie i wbudowane jeden obok drugiego na całej długości bocznej ściany. Dodatkowo kolory ścian i podłogi zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Bez względu na pogodę w tym pomieszczeniu jest przyjemnie i utrzymuje się stała temperatura dziewiętnastu stopni Clesjusza.
Oczywiście, że dziewczyna nie była taka głupia na jaką wyglądała, ale dała się ponieść swojemu własnemu złemu samopoczuciu i objęła ciepło przyjaciółkę. - E taaam, będzie cudownie, nie Elliott? - Powiedziała z lekkim uśmiechem. - Mam cholerna prośbę. To ważne dla mnie i dla ciebie i dla wszystkich wkoło. - Zaczęła poważnie. - Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Proszę, kiedy zaczynam zachowywać się jak rozkapryszony bachor weź mi walnij i skrzycz, żebym więcej tego nie zrobiła, choć i tak zrobię, bo niestety taka moja głupia natura! - Słowa wychodziły z jej ust z niesamowitą prędkością. - Obiecaj mi, proszę. - Zakończyła szeptem.
Miałem już ruszyć w stronę wszystkich prezentów by i mój mały podarunek do nich dołączył, gdy zobaczyłem co się dzieje z Natanielem. To co ujrzałem i wyczułem od tego chłopaka nie wróżyło niczego dobrego. Musiałem działać! Powolny ruch ręki i czekolada oraz nóż wylądowały skrzętnie przy innych podarkach. Chociaż stół z nimi znajdował się jakieś cztery metry ode mnie, to rzut udał się idealnie i niczego nie uszkodziłem. Teraz to trudniejsze, skinąłem głową ku Sigrid i wskazałem zataczającego się chłopaka, jednocześnie ruszyłem ku niemu. Nie byłem odpowiednią osobą by go uspokajać, ale jeśli miał kogoś zaatakować to niech to będę ja. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, by upewnić się że nikt nam nie przeszkodzi, jeśli cokolwiek się wydarzy, odetchnąłem spokojniej kiedy nie dojrzałem nikogo w pobliżu.
Coś złego działo się z Natanielem. Odkąd do komnaty wszedł Yavan oczy drugiego ślizgona straciły blask, by po chwili zalśnić niebezpiecznie. Byłam pewna, że nie chodzi o nowego ucznia, sama również odpływałam w ten sposób. To przeszłość puka w bramy naszej duszy domagając się posłuchu. Wolałam całą sytuacje przeczekać z uśmiechem na ustach i obserwować go kątem oka. Gdy Yavan obwiązał czekoladę wstążką Nataniel ocknął się a jego oczy zmieniły barwę na żółtą... O bogowie...Obserwowałam jak chwiejnym krokiem podchodzi do wyjścia i modliłam się by dał radę...W końcu coś mówił mi o swojej przeszłości, ale podejrzewam, że tylko maleńki skrawek. Ten najmniej bolesny... W ostatniej chwili chwyciłam za rękę Yavana, który już szedł w kierunku Nataniela. - Nie teraz, niech wpierw wyjdzie.... Zamilkłam. - Da radę, zobaczysz...
Kiedy zmierzałem ku chłopakowi, ktoś złapał mnie za rękę....to była Sigrid. Wpatrywała się w Nataniela zatroskanymi zwierciadłami duszy, a jej głos był silny i nieznoszący sprzeciwu kiedy mówiła do mnie. - Nie teraz, niech wpierw wyjdzie.... - po chwili dodała - Da radę, zobaczysz... - usłuchałem, znała go i wiedziała co jest, a czego nie jest w stanie dokonać, taką miałem nadzieję. Przyjrzałem się walce którą prowadził i lekko się uśmiechnąłem. - Masz rację on da radę – z całkowitą pewnością wypowiedziałem te słowa, oraz wyswobodziłem się z jej chwytu i przytrzymałem jej dłoń by wiedziała, że nie jest sama. Tylko tyle mogłem zrobić w tej sytuacji. Odprowadzałem Nataniela wzrokiem przyglądając się jego wewnętrznej walce, którą prowadził jak przystało na wojownika i jak przystało na wojownika wyjdzie z niej zwycięsko.
Od razu się rozpromieniła. Udało jej się! Wzbudziła w Marg chęć do optymistycznych myśli. A przynajmniej tak jej się wydawało. Wiadomo było, że obie należą do dość dobrych aktorek. Zwłaszcza w swoim towarzystwie. Nie była więc do końca pewna, czy to przypadkiem nie przykrywka, żeby poczuła się lepiej. - Najcudowniej na caaałym świecie. Siedziały blisko stolika z prezentami. Nagle przed jej oczami przeleciał prezent dla Carmen od Ślizgona. Spojrzała w jego stronę, marszcząc brwi, ale w końcu wzruszyła tylko lekko ramionami i odwróciła wzrok z powrotem na przyjaciółkę. - Bardzo chętnie - wyszczerzyła się do niej. - Choć nie sądzę, by było to potrzebne.
Margaret uszczęśliwiona popatrzyła na Elliott. - Ale to tak na wszelki wypadek. - Omiotła wzrokiem cały pokój, ale nie chciała myśleć o tym, co dzieje się gdzie indziej niż między dwoma przyjaciółkami. - Dzięki. - Uśmiechnęła się. Tak naprawdę. I to od cholernie długiego czasu.
- Ależ zawsze do usług. - Wyszczerzyła się do Margaret. Przynajmniej między nimi panowała normalna atmosfera. Rzuciła tylko w kierunku Nataniela krótkie spojrzenie. - A teraz ty obiecaj mi to samo, proszę. Nigdy nie wiadomo, co może mi strzelić do głowy. Zachichotała.
Popatrzyła z ukosa na przyjaciółkę. Średnio się na to zapatrywała, bo nie wyobrażała sobie nawet Elliott w takiej sytuacji, ale co miała zrobić? Musiała obiecać. Była jej to winna. - Kochanie moje. Obiecuję. - Zachichotała. - Od razu dostaniesz w łeb!
- Nie wiem, czy się cieszyć, czy raczej płakać. - Zaśmiała się. W łeb dostać jej się szczerze powiedziawszy, nie uśmiechało. Ale po dłuższym zastanowieniu powiedziała sobie, że jeśli nie zrobi nic głupiego, to nie dostanie, a zawsze będzie miała jakieś zabezpieczenie. Tak więc wybrała to pierwsze. Wyszczerzyła się.
Marg było tak dobrze w towarzystwie przyjaciółki, jednak przypomniała sobie prawdziwy cel przybycia tutaj. - No a kiedy przybędzie Carmen? - Zaszczebiotała. - Ja się w ogóle za nią cholernie stęskniłam.
No właśnie... kiedy będzie Carmen. Dobre pytanie. - Szczerze? Nie mam pojęcia. Morgane miała jej wysłać sowę z listem. - Wzruszyła ramionami i pokręciła zrezygnowana głową. Jak na razie przyjęcie okazało się niezłą klapą. Ale jak to mówią "Dobrymi chęciami piekło wybrukowano".
Miała nadzieję, że przyjęcie odbędzie się. Mało tego, że się im uda i że wszyscy wychodząc z tego pokoju będą dumni z tego co zrobili i co osiągnęli. - No to rozumiem, że na razie tylko czekamy, tak? - Puściła oczko do Elliott.
Taaa, ona też miała taką nadzieję, ale nawet różowe okularki nie zdołały uchronić jej przed wątpliwościami. A co, jak się jej nie spodoba? A jeśli wszyscy się nagle rozpierzchną? Albo... pokłócą? Oj, Elliott, staczasz się w otchłanie realizmu. Stop! Niemożliwe. Nie, nie i jeszcze raz nie! - Tak. - Pokiwała niemrawo głową. - Ale możemy sobie jakoś urozmaicić czas. Masz jakiś pomysł?
//Nie ma sprawy. Jak widzisz... mi też nie za bardzo idzie pisanie dłuższych postów^^
Margaret spojrzała na sufit i zamyśliła się. Nie miała absolutnie żadnego pomysłu. Większą część jej dzisiejszej kreatywności zabrało wykończenie prezentów dla Carmen. Wróciła wzrok na przyjaciółkę. - Muszę cię zmartwić. Niestety nie mam nawet zalążka jakiegokolwiek pomysłu na jakiekolwiek zajęcie. - Powiedziała szybko.
No... dlaczego nie? Sama miała parę, które mogłyby rozluźnić atmosferę. Od picia po mugolskiego pokera rozbieranego. Ale wątpiła, czy ktoś zgodzi się z nią w to pograć. Mało osób znało się na mugolskich zabawach. - Em... może butelka?
Opanowanie się zajęło mi sporo czasu. Kilka dobrych minut na złapanie oddechu i wyciszenie myśli pomogło na moje skołatane wspomnieniami nerwy... No mogłem już myśleć a przynajmniej po części. Wszedłem z powrotem do środka i spojrzałem na Sig z wdzięcznością. - Dziękuję. Kontem oka widziałem co zrobiła i było mi lżej gdy wiedziałem że we mnie wierzy. Z uśmiechem podszedłem do Elli siedzącej z Margaret na uboczu i ukłoniłem się nisko prezentując szeroki uśmiech i znów zielone oczy... - Wybacz już mogę robić ponownie za miłą osobę. Wybacz jeśli zakłóciłem twój plan przyjęcia.
Z uśmiechem wpatrywała się w Margaret, czekając na jej odpowiedź. Pozostawało jeszcze pytanie, czy reszta się zgodzi, ale jeśli będą we dwie, to będzie raźniej. Kątem oka zaobserwowała jakiś ruch. Odwróciła delikatnie głowę w tamtą stronę i ujrzała zbliżającego się Nataniela. Uśmiechnęła się. Znowu był sobą. Poradził sobie z chwilowym kryzysem. Nie, żeby kiedykolwiek w to wątpiła. - Daj spokój, jak widać przyjęcia i tak nie można zaliczyć do najbardziej udanych, a każdy przecież może mieć gorsze chwile. Ważne, żeby umieć się z nich podnieść. - Mrugnęła do przyjaciela.
Nie wiadomo z jakich przyczyn nasz kochany Ridż znalazł się właśnie w tym pomieszczeniu. Och! No tak! Było to tak, że Gryfon nie miał z kim spędzić czasu, więc udał się na mały spacerek po zamku, po drodze zerkając do wszystkich ciekawych miejsc. I oto jest tutaj, w Tęczowym Pokoju, który jest tak kolorowy, że aż chłopaka przez to wszystko zemdliło. Po przekroczeniu progu drzwi udał się na jeden z foteli, po drodze mijając takie osoby jak Elliott, jego kochaną siostrę, oraz innych jej przyjaciół, których jeszcze nie miał okazji poznać. W tym dziwnego Ślizgona, który wydał mu się jakiś nieprzyjemny. I był brzydko ubrany. No, może nie brzydko, jak niemodnie. Wybaczcie no, ale Ridż nie będzie się zadawał z byle szmatławcem! Co to, to nie! W podskokach przemaszerował obok Ell, posyłając jej w powietrzu buziaka, a potem usadowił się na fotelu. Cudownie. Teraz wystarczyłoby jeszcze wyciągnąć jakąś książkę i się relaksować. Ale nie. Cudowny Ridżu ma lepsze sprawy na głowie, niż głupie książki. On sobie wyciągnął zza pazuchy zeszycik, w którym sobie słitaśnie rysuje. I teraz własnie naszkicuje sobie swój nowy projekt ubioru, lub coś w tym stylu. Pięknie i cudownie!
Siedziała sobie spokojnie z wyszczerzem na twarzy, patrząc to na Marg, to na Nataniela, to jeszcze na Sigrid i Yavana i ogólnie rzecz biorąc na wszystkich zgromadzonych, a tu nagle do Pokoju wkracza jej jak zawsze wspaniale ubrany brat. Co jak co, ale gust to on miał bardzo zacny. Był wspaniałym towarzyszem na zakupach. Och, gdyby nie on, zapewne popełniłaby wiele gaf modowych. Ot, na przykład teraz... Chyba nie będzie zadowolony z jej wyglądu. Włosy niedbale spięte, czarne getry i szary, trochę rozciągnięty sweter z wilkiem (taki jak na avku, o). Kiedy przechodził koło niej, przesłał jej buziaka, co ona przyjęła z jeszcze większym bananem na twarzy. Zaraz jednak zrobiła to samo i całus od niej pofrunął w stronę Ridża. O! Ma swój słitaśny zeszycik z takimi też rysunkami! - Przepraszam was na chwilkę. - Nie wytrzymała i podniosła się z podłogi. Odetchnęła, miała nadzieję, że pan Jahanson nie zrobi jej zaraz wykładu o modzie. Nie, żeby tego nie lubiła. Nie, nie. Kochała. Ale tak teraz? Podeszła do niego i zajrzała mu przez ramię. - Projektujesz coś dla mnie, braciszku?
Spojrzałem na Ell z rozbawieniem wzrokiem pełnym tłumionego śmiechu... Jaki ten koleś był wymuskany. Każdy ruch nie kontrolowany i tak nienaturalnie nie męski. Ech jakby tego było mało już sam fikuśny strój mówił jak marną istotką jest przybysz. Był to chodzący dowód czym się kończy zbyt bliskie krzyżowanie rodów na tej wyspie. Z kpina na twarzy przysiadłem nieco dalej od dziewczyny i jej znajomego... Nie moja sprawa z kim się przyjaźni oraz nie zamierzałem ranić przyjaciółki nie stosowną uwagą o nowo przybyłym. Akceptowałem inności nawet bardzo dobrze ze względu że sam jestem z natury inny od reszty ludzi. Jednak Homoseksualiści tacy jak on zawsze budzili moją niechęć. Ot miałem w rodzie jednego wuja o podobnych upodobaniach który wywołał u mnie tą awersję. Większość mojej rodziny była Bi seksualna lecz nigdy nie przeszkadzało to im w byciu wojownikami i mordercami lecz on był inny. Pamiętam jak samą tylko lewą ręką poderżną gardło 8 letniemu chłopcu by zaraz po powrocie do domu niemal wyć iż zmarnował takie ładne dziecko... I właśnie dla tego, pamiętając to zdarzenia trzymałem się z dala od tych biednych odmieńców przeklętych przez los...
Ridż siedział sobie grzecznie, szkicując, a kątem oka obserwował też Ślizgona, który siedział z Elliott i resztą jej przyjaciół. Jakiż on był dziwny! Gryfon wiedział, że teraz pewnie go obgadują, ale jakoś zbytnio się nie przejął. Zawsze olewał to, co ludzie do niego mówili. Gdyby tego nie robił uznaliby go za słabego i zniszczyli od razu, a tego by nie chciał. Po chwili poczuł czyjeś dłonie na jego ramionach. Odwrócił się, a tam, za nim stała sobie jego kochana Ell. Och, jak miło było ją zobaczyć teraz z bliska. Chłopak uśmiechnął się do niej, a potem omiótł spojrzeniem jej ubiór. Tutaj brakowało Ridżowej ręki! I zdecydowanie dziewczyna ubierała się sama. - Wyglądasz... ohydnie. - Zażartował, udając, że się wzdryga, a usta wydął w podkówkę. - I owszem. Szkicuję coś zdecydowanie dla dziewczyny. Może wyjdzie coś idealnego dla Ciebie. Musimy się kiedyś wybrać wspólnie do Londynu, Kochanie. - Powiedział, poklepując ją po ramieniu i znów z uwagą patrzył na jej szary sweter. Przecież Ell ma takie piękne oczy! Niech je podkreśla ubiorem tego samego koloru, a nie tylko czerń, szarość i biel. - Kim jest twój bez gustu ubrany kolega? Nie lubię go. Dziwnie mi się przypatruje. - Kończąc to, znów popatrzył w stronę Ślizgona, któremu teraz dodatkowo puścił wredny uśmieszek.
No nie mogłem po prostu chciało mi się wyć ze śmiechu... Ten facet może był i dziwadłem lecz na pewno śmiesznym dziwadłem. Ach gdyby mnie nie wydziedziczyli pewnie zabrał bym go na zamek dla wujka. Ale zaraz , to że się do mnie nie odzywali nie znaczy że nie mogę im wysyłać prezentów na urodziny. O się zdziwi stary zboczeniec jak mu paczuszką z priorytetem podeśle tego cielaka. Hmm przyjrzałem się uważnie młodzikowi oceniaj jego nazwijmy to walory... Nie znałem się na ocenie męskiej urody lecz kolorowe modne fatałaszki były lubiane przez mojego wuja gdy ten poszukiwał swych kochanków ( ofiar) Uznałem więc że nada się idealnie. Wystarczyło jedynie poczekać aż Ell nas sobie przedstawi i później zaczaić się na teko kolesia w ciemnym zakamarku korytarza.. Zmieniłem na natychmiast wyraz mojej twarzy nie chcąc przerazić potencjalnej karty przetargowej mogącej zaważyć o przychylności tego potwora... Pomoc wuja była by jak najbardziej przydatna. Mimo iż to stary zboczeniec miał szerokie wpływy w wielu kręgach władzy i finansjery.
Gdzieżby oni go obgadywali! Elliott by mu przecież tego nie zrobiła. Za kogo on ją ma, noo... Stara się biedna i stara, a tu ją osądzają o plotkowanie. To nie dla niej. Za szlachetna jest i za wierna. No dobra... czasami jej się zdarza. Ale zazwyczaj mówi miłe rzeczy, o. Nigdy nie uważała Ridża za słabego i nigdy nie będzie. A nawet gdyby, czysto hipotetycznie oczywiście, to go nie zniszczy, tylko będzie bronić własną piersią. A co jak co, ale bić to się umie i mało kto jej podskoczy. W razie czego palnie czymś rozbrajającym albo zrobi słodkie oczka i gotowe. - No wiesz... starałam się. - Wydęła dolną wargę, która zaczęła delikatnie drgać. Usiadła sobie na jednym z podłokietników, wlepiając oczka w szkic. To będzie przecie arcydzieło, ot co. - Mam nadzieję, już teraz wygląda na genialne. Owszem, były tam dopiero zarysy. Ale przecież wiadomo, że spod utalentowanej rączki Ridża tylko takie projekty wychodzą, c'nie? - Oj musimy, musimy. Brakuje mi twojej pomocy. - Spuściła dla efektu głowę i pokazała swoje aktualne ciuchy. Co mogła poradzić, że uwielbiała ten sweter, no? Dla niej był piękny. Chociaż pewnie tylko dla niej... I nie ma w szafie tylko bieli, szarości i czerni. Czasami zdarza się coś kolorowego. Fioletowego na przykład. Popatrzyła w kierunku rzeczonego Ślizgona. - To Nataniel. Nie przepada za "innymi" osobami, choć sam jest troszkę odmienny. - Dyplomatycznie przemilczała pierwszą część wypowiedzi o braku gustu. Och no... chłopak lubi pobiegać w czerni. Niech tylko spróbuje Ridża uprowadzić, to ona mu nogi z czterech liter powyrywa, ot co. Potem jeszcze pojedzie do domu rzeczonego zboczeńca i zrobi niezłą rozpierduchę. O! Nie wolno mu! Nie pozwoli! Niech sobie nawet o tym Nataniel nie myśli.
Kamień spadł mi z serca gdy Nataniel po krótkiej nieobecności wszedł do komnaty. Uśmiechnęłam się do niego uspokajająco gdy rozmawiał z Elliott. Przez jedną, krótką chwilę nie miałam się czym zająć...Tylko przez chwilkę, do czasu gdy do pomieszczenia wszedł modnie ubrany gryfon. Z wrażenia musiałam usiąść w wygodnym fotelu. Nie lubię oceniać ludzi na podstawie pierwszego wrażenia, ale w tym wypadku aż się o to prosiło. Moja przyjaciółka z uśmiechem na ustach do niego podeszła i zaczęła rozmowę. Może warto byłoby go poznać? Już chciałam wstać, gdy z miejsca Nataniela dobiegło mnie rozbawione prychnięcie. Spojrzałam na swojego ślizgona z zaciekawieniem. - Czy mogę wiedzieć, co cię tak bawi? Naprawdę byłam ciekawa, mogłabym przysiąc, że nie było to nic wesołego. Bynajmniej nie w kategoriach zwykłych, miłych czarodziejów.
Och jak zawsze czyta we mnie jak w otwartej książce ... Spojrzałem na Kotka zastanawiając się czy będąc przy niej zdołam cokolwiek ukryć przed tą małą anielicą. Ech i co ja mam jej powiedzieć? Że chciałem go ogłuszyć i zapakować w pudło by posłać w Bieszczady do starego czarnoksiężnika mieszkającego w czarnym mrocznym zamczysku? Nie to nie brzmiało zbyt dobrze... - Powiedzmy kruczku iż zastanawiam się czy jeden z moich członków rodu nie był by zainteresowany umiejętnościami artystycznymi tego chłopaka. Uśmiechnąłem się miło lecz oczy wciąż świeciły mi zielono wrednym blaskiem. - Młody paniczu czy zgodzisz się na mecenat mojego wuja jeśli chodzi o kwestie mody? Spytałem patrząc na młodego gryfonka ...
Usta zacisnęły jej się w wąską linię. Spojrzała na Nataniela. On. Coś. Knuje. Była tego stuprocentowo pewna. Już ona dobrze znała ten jego uśmieszek i błysk z oczach. Taki wredny i... i w gruncie rzeczy do niego pasował, no... to musiała przyznać. Coś się kryło za tym "mecenatem jego wujka". Pewnie to jakiś stary, bogaty zboczeniec, który będzie chciał wykorzystać jej Ridża seksualnie. Ona na to nie pozwoli. A Gryfonek wcale nie jest młodszy od Nataniela, o. Tylko młodo wygląda, co jest akurat zaletą. Założy się, że za dwadzieścia lat ten mieszkaniec domu Lwa będzie wyglądał na dwadzieścia parę, a nie ponad trzydzieści. I wtedy będzie tym szpanował. I wielu osobom, które się z jego dziecięcego wyglądu nabijali, będzie najzwyczajniej w świecie łyso. Zobaczymy kto będzie się śmiać. Posłała Natanielowi mordercze spojrzenie, jakby chciała nim powiedzieć "ty sobie nawet nie myśl, żeby coś mu zrobić".