Jeżeli szukałeś jakiejś magicznej rośliny potrzebnej do produkcji maści czy eliksiru, to właśnie tutaj są one hodowane. Później są przeznaczane na eksport po całym kraju, a nawet za granicę. Oprócz licznych plantacji znajduje się tu ogromny las, gdzie rosną cieniolubne rośliny. Uważaj jednak na stworzenia go zamieszkujące!
Autor
Wiadomość
Mithra Mahdavi
Wiek : 30
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 189cm
C. szczególne : Cienie pod oczami wywołane chorobą; obwieszony błyskotkami jak król Albanii
Nie spieszyło mu się do szpitala. Przyszedł tu więc praktycznie na pieszo, śmiało zatrzymując mugolskie samochody i prosząc o podwózkę. O kilometr, może dwa, jak daleko tylko byli państwo w stanie, wszystko jedno. Byle do przodu, na plantacje poza Londynem. Niektórzy z nim gawędzili, inni zupełnie o tym zapominali, chcąc się go pozbyć nieomal od razu, kiedy zmiarkowali, że nie będzie jechał sam. Mithra jak zwykle wybrał też i Wiatr. Wśród aromatycznych ziół i magicznych roślin owczarkowe bieganie mogło być utrudnione, lecz nie miał serca zostawić go w mieszkaniu. Nie kiedy sam zamierzał spędzić tutaj wiele godzin. Wysiadając, mógł dać jedynie „dziękuje”, co jednych satysfakcjonowało, innych zupełnie nie. Jego? Aż nadto. I przeszedł śmiało przez ogrodzenie, jak gdyby nigdy go tam nie było. Wziął psa na ręce i przeskoczył z nim, z lenistwa po prostu magią popychając się w górę, ponad niewysoki płotek. - Nie oddalaj się - poprosił swą mądrą, zaczarowaną bestię, wyznaczając mu spojrzeniem cały teren niepokryty roślinami, a samemu podążył śmiało wprost w te zielone listki i cienkie gałązki. Skończyły mu się zapasy - dzięki, Morris - więc po kilku dniach próżnowania śmiało po nie przybył. Wybrał jedną z alejek, czujnym spojrzeniem niebieskich oczu szukając bardzo znajomej, miłej dla oczu roślinki o białych kwiatach. Wiedział, że tutaj znajdzie jej mnóstwo, a to jej zawsze potrzebował najbardziej oraz najwięcej. Skromny asfodelus, pan życia i dawca śmierci. Mithra śmiało wydostawał spod ziemi jego bulwy, chętnie zanurzając palce pod ziemię i zbierając całą roślinę. Uważając, aby jej nie uszkodzić, zabezpieczył ją, dla odmiany, delikatnym różdżkowym zaklęciem i wsunął do torby przewieszonej przez ramię. Powtórzył czynność co najmniej kilkukrotnie. Zapas asfodelusa był obowiązkowym elementem jego eliksirowego zakątka, tak samo jak kora z drzewa wiggen, również będąca tutaj do znalezienia. Bez tego prostego eliksiru nie mógł funkcjonować, trawiony nieuleczalną chorobą genetyczną. Nie miał sił, a czego jak czego, ale akurat przy mierzeniu się z zaklętą bransoletą siły by się przydały. Skrobał powoli korę, oddzielając ją od miękkiego rdzenia drzewa i układając na sobie w malutkie pagórki. Wziął jej tak wiele, że wkrótce pasek torby zaczął wpijać mu się w ramię. Wtedy rzucił na torbę zaklęcie zmniejszające jej wagę, bo to nie było wszystko. Jeszcze derolean. Chociaż nie rósł tutaj naturalnie, Mithra wiedział, że w szklarniach znajdzie odrobinę tej piękności. Magiczne plantacje oferowały odmianę o czerwonych kwiatach, do której obcokrajowiec podchodził bardzo ostrożnie. Zbierał ją w rękawiczkach, świadom jej niezwykle widowiskowych właściwości uśmiercających. Przyda mu się, jeśli następnym razem znowu zachce mu się przepalać obłożone klątwą bransoletki… czyli pewnie dość prędko. Na derolean naszykował osobną torbę, wsuwając go ostrożnie do środka, aby przypadkiem go nie uszkodzić i nie pozwolić, aby materiał nasiąkł śmiercionośnym sokiem. Wiatr czasem lubił sypiać na tej torbie. Wziął jeszcze trochę dyptamu i ze trzy porcje glicynii, nim zwołał psa i zabezpieczywszy zioła, zaczął kierować się z powrotem na trasę Londynu. W domu czekało go mnóstwo warzenia, którym miał nieco podreperować swój budżet domowy przed pierwszym maja, będącym swoistą granicą opłacenia rachunków. Nie było co zwlekać. Złapawszy kolejnego stopa, pozwolił historii zatoczyć specyficzny krąg. Ponadto, ironiczne to było aż nadto, iż w mugolskim samochodzie znalazł zaczarowaną pisankę.
Samonauka - zielarstwo | Zbieranie składnika (kora drzewa wiggen)
Poszukując kolejnych ciekawych miejsc w Londynie, któregoś wieczoru natknęła się na magiczne plantacje pełne przeróżnych roślin. Spieszyła się wtedy do domu, aby spędzić czas ze swoją przyjaciółką, więc nawet na parę chwil nie mogła się zatrzymać. Zerknęła tylko na ciągnące się pola i uprawy. Zapamiętała gdzie znajduje się ten raj, po czym postanowiła któregoś dnia tu powrócić. Uwielbiała zbierać różne składniki do eliksirów lub maści, więc nie wątpiła, że i tam znajdzie coś świetnego. Ariadne pojawiła się parę dni później na plantacjach. Oszołomiona bogactwem tutejszych upraw przechadzała się blisko godzinę po okolicy. Wiedziała, że nie może ot tak wszystkiego pozabierać (poza tym nie chciała - inni też korzystali z tych plantacji i byłoby to bardzo samolubne). Zdecydowała, że wypatrzy jedną, konkretną roślinę i to ją spróbuje zebrać. Wiele wpadło jej w oko, ale ostatecznie zabrnęła aż do rozłożystych sadów, gdzie odnalazła to, czego podświadomie poszukiwała. W małym sadzie rosły pokaźne drzewa wiggen. Pomimo że nie kwitły już w tak późnej porze roku to i tak miały w sobie pewien specyficzny urok. Jeśli w ogóle można powiedzieć tak o drzewach. Ariadne lubiła przyrodę na tyle, że nie wydawało jej się to dziwne. Podeszła bliżej i dopiero wtedy zauważyła kilka ptaków, które wyjadały resztki ciemnoczerwonych owoców. Wcześniej nawet nie wiedziała, że wiggen owocują. Przysiadła zaciekawiona pod drzewem, starając się nie spłoszyć szpaków swoją obecnością. Wyciągnęła książkę i odnalazła rozdział poświęcony tym roślinom. Po kilku stronach odnalazła już wzmiankę o małych, drobnych owocach, ale nie była napisane nic więcej o tym, czy ich też używa się w eliksirach lub do robienia maści. Ani o tym jakie posiadają właściwości i czy są jadalne. Trochę zawiodła się tym podręcznikiem, decydując że sięgnie informacji później po prostu w bibliotece. Na razie zamierzała tylko zebrać trochę kory do warzenia eliksirów. Wstała i ptaki gwałtownie odleciały, kracząc na Ariadne z wyrzutem. Jasnowłosa zbliżyła się do największego z drzew i pogładziła dłońmi jego korę. Uwielbiała jej gładkość i żałowała, że odrobinę zepsuje to, gdy tylko zacznie odcinać fragmenty drewna. Wyjęła nieduży scyzoryk. Wolała używać go niż różdżki, miała wrażenie, że jest wtedy dokładniejsza. Zaczęła wyłupywać i odkrajać kawałki kory, które wrzucała do skórzanej sakiewki. Nie było to proste zadanie, wymagało też siły. Spędziła na tym sporo czasu, mając nadzieję, że nie uszkodziła za bardzo drzewa. Jednak miało tak silne właściwości uzdrawiające, że najpewniej samo siebie również wyleczy z tych małych ubytków. Ariadne upewniła się, że ma odpowiednią ilość składnika i schowała go do swojej torebki. Wycofała się z sadu, oglądając się przez ramię po raz ostatni na drzewa wiggen. Z pewnością zapamięta to miejsce. Prawdziwy raj dla zielarza. Przeszła się łagodnymi pagórkami, zmierzając ku centrum Londynu. Zamierzała uwarzyć eliksir wiggenowy - najpopularniejszy chyba eliksir leczniczy, który stosowało się tak często, że praktycznie w każdym sklepie można było go kupić za dobrą cenę. Ale Ariadne lubiła własnoręcznie przygotowywać mikstury, więc swoje zapasy zamierzała zrobić we własnym kociołku. A raczej, w kociołku w pracowni eliksirów w Londynie, bo stricte własnego nie miała... Odrobinę krucho było u Wickens z pieniędzmi. Zbyt krucho, aby kupować sobie nowe rzeczy. Upewniła się, że sakiewka spoczywa bezpiecznie w torbie i wróciła do domu. + /zt
Samonauka - zielarstwo | Zbieranie sadzonek (asfodelus i księżycowa rosa)
Tak jak kiedyś postanowiła, tak teraz zrobiła. Planowała powrócić na magiczne plantacje i z uporem szukała w napiętym grafiku miejsca na drobną wycieczkę w tamte rejony. Pamiętała ile magicznych roślin tam widziała przy poprzedniej wizycie, więc była pewna, że znajdzie coś ciekawego. Tym razem Ariadne wpadła na pomysł zasadzenia własnych roślin i wyhodowania składników, które przydadzą się do eliksirów. Wcześniej nigdy tego nie robiła. Zazwyczaj kupowała potrzebne rzeczy lub niektóre znajdywała w dzikich częściach przyrody. Ale zrobić coś własnego tak zupełnie od zera? Bardzo ekscytowało to dziewczynę. Zamiast korzystać z Błędnego Rycerza tym razem przeteleportowała się na miejsce - skoro już wiedziała, dokąd zmierza to i łatwiej było skorzystać z tego środka transportu. Do tej pory unikała poruszania się tak po Wielkiej Brytanii, ale powoli przyzwyczajała się do nowego otoczenia. Przechadzała się po magicznych plantacjach, wypatrując co ciekawszych roślin. Początkowo z trudem znaleziony wolny czas Ariadne zamierzała poświęcić na warzenie eliksir leczniczego, ale stwierdziła, że to przecież nie ucieknie. Tymczasem zbliżała się jesień, a zaraz potem zima, więc nie wszystkie rośliny będą dostępne. Spokojnym krokiem zwiedzała po raz kolejny te tereny, wypatrując po jakimś czasie już dwóch konkretnych roślin. Rosy księżycowej i asfodelusa. Były to jedne z najpopularniejszych, łagodnych w obyciu kwiatów. Powinna poradzić sobie z wyciągnięciem po jednej sztuce z ziemi, zabezpieczeniem i następnie posadzeniem w doniczce. Niebawem zobaczyła duże poletka tych leczniczych roślin. Przyklękła przy młodych osobnikach, które dopiero co wypuszczały pierwsze pędy. Nie chciała brać dorosłych okazów, tylko zaopiekować się kwiatami od samego początku. Ostrożnie naruszyła ziemię dookoła asfodelusa, po czym wyciągnęła roślinkę z jej drobnymi korzonkami. Zabezpieczyła ją zaklęciem unieruchamiającym w dużym słoju. Do podobnego słoja włożyła nieco mniejszą roślinkę księżycowej rosy. Jej delikatność sugerowała, że gdyby Wickens była mniej zręczna to pewnie totalnie by ją zniszczyła. Na szczęście dziewczyna miała szczupłe, zwinne palce. Musiała przyznać, że nieźle ubabrała się przy tym ziemią. Wytrzepała ubrania, wciągając głębszy oddech. Zmęczyła się zginaniem kręgosłupa i przenoszeniem sadzonek. Była jednak pewna, że cały ten wysiłek się opłaci. W najlepszym wypadku będzie miała świetne, własnoręcznie wyhodowane składniki do eliksirów. Aż czuła ekscytację na samą myśl. Może opieka nad roślinami dołoży Ariadne trochę roboty, ale dzięki dokładnemu planowaniu swojego czasu zwykle nie miała problemów z robieniem tego, na co ma ochotę. Podniosła oba słoiki, w których tkwiły dwie malutkie roślinki. Niemalże zbyt słabe, żeby mieć szansę na przeżycie po wyjęciu z ziemi. Tym lepiej, że Ariadne mogła szybko zdecydować się na ponowną teleportację, aby przenieść nowe kwiatki. Nie tylko miały zachwycać swoim unikatowym urokiem, gdy ustawi je w doniczkach w domu, ale też przydać się w kwestii ziołolecznictwa, co było dla Wickens bardzo ważne.
Nie miała miejsca w domu na sadzenie nowych roślin, więc ponownie udała się na magiczne plantacje. Aż dziwne, że będąc tu po raz trzeci, ponownie nie spotkała żadnego innego czarodzieja. Czyżby miała po prostu takie szczęście lub pecha? Nie narzekałaby, gdyby mogła porozmawiać z jakimś zapalonym zielarzem. Na pewno udzieliłby Ariadne potrzebnych wskazówek. Bądź co bądź, kobieta przygotowała się jak tylko mogła. Poczytała o odpowiednim sadzeniu roślin, przejrzała nawet stary podręcznik z zajęć w Ilvermorny. Kupiła dla asfodelusa naprawdę dużą doniczkę. Z tego co wiedziała to ta roślina potrafi osiągnąć nawet do metra wysokości, więc potrzebuje sporo miejsca. Usiadła gdzieś pod cieniem jednego z wiggenowych drzew i wyciągnęła worek z ziemią mieszaną, idealną do uprawy magicznych roślin, którą również zakupiła. Na szczęście mała sadzonka w słoju nadal trzymała się dobrze. Wickens bez zwlekania wsypała na dół doniczki trochę kamieni, żeby zatrzymywały wilgoć, później natomiast wsypała sporo ciemnej ziemi. Zrobiła dłonią spory dołek, w którym umieściła korzonki asfodelusa. Przysypawszy wszystko ziemią, otarła czoło z lecących na oczy włosów. Wyglądało na to, że zrobiła wszystko zgodnie z instrukcjami.
Następna w kolejce czekała księżycowa rosa. Jej miejsce znajdowało się w malutkiej, żółtej doniczce, jaką przygotowała Ariadne. Liczyła na to, że ten drobny kwiatek polubi swój nowy dom. Jej porcję ziemi wymieszała z inną glebą, żeby nadać jej więcej składników odżywczych. Wszystko robiła tak, jak opisywali to w książkach, ale i tak trochę się obawiała. Było to tak delikatne maleństwo. I pomyśleć, że kryło się w nim tak wiele uzdrawiającej mocy. Przygotowywała ponownie kamyczki na dnie doniczki, nasypała ziemi i uwiła gniazdko odpowiednie rozmiarem do księżycowej rosy. Najbliższa pełnia była za dokładnie miesiąc. Ciekawe czy do tego czasu rosa urośnie i wypuści pąki? Jeszcze nigdy Ariadne nie zbierała tej rośliny, więc myślała o tym z ciekawością. Dokończyła delikatne przyklepywanie ziemi. Zabrała się też za podlanie obu roślin. Wiedziała, że potrzebują teraz łyku wody po tym, jak zostały zabrane ze swojego miejsca w ziemi i ułożone gdzie indziej. Miała jednak nadzieję, że tu im też będzie pasować i faktycznie wyrosną, a nie zwiędną.