Klasa artystyczna zmienia się jak kameleon w zależności od tego co jest trenowane bądź ćwiczone, więc nigdy nie wiadomo co tutaj dziś będzie się znajdować. Przyrządy do rzeźby, sztalugi, a może zwykłe ławki, by podszkolić się z wiedzy o magicznych artystach. Można tu znaleźć wiele pomysłowych dzieł. Także spora część uczniowskich malowideł zrobi kremowe ściany owego pokoju.
Autor
Wiadomość
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Głupio było spóźnić się na pierwsze zajęcia w nowym roku szkolnym... Zwłaszcza kiedy było się karanym wilkołakiem, który drugi raz powtarzał ostatni rok studiów. Mefistofeles nawet nie próbował ukryć faktu, że zwyczajnie biegł do Klasy Artystycznej, jeszcze po drodze jakoś ogarniając swój wygląd. Zaspał, tragicznie zaspał... I już nie wiedział na co i kogo zrzucać winę. Impreza Souhvězdí, czy może późniejsze odwiedziny znajomych? Liczyło się tylko to, że w cholernym Hogwarcie zablokowana była cholerna możliwość cholernego teleportowania się. Nox z Doliny Godryka przeniósł się pod bramę, a warto dodać, że wtedy jeszcze miał niezapięte spodnie, rozwiązane buty i koszulę zmiętą w ręku. Zawartości nawet nie znał. Pędził tak na łeb na szyję, co i rusz na kogoś wpadając i mamrocząc wyjątkowo niewyraźne "przepraszam", albo pokrzykując mniej przyjemne "z drogi!". Ostatecznie wpadł do środka, ciągnąc desperacko za krawat, którego za nic nie mógł porządnie zawiązać. Z ciężkim oddechem przywitał nauczycielkę, która najwyraźniej była nowa, albo przyjechała z innej szkoły. Usiadł obok jakiejś nieznajomej Puchonki, próbując zniknąć w tłumie i zawiązać buty. Merlinie, piękny początek... Oczywiście, musiał pojawić się kolejny problem. Z torby, ledwie odstawionej przez Noxa na posadzkę, wysunął się ciekawski pyszczek białego królika. Butter, bo tak miał na imię mały pieszczoch, wcale nie okazywał żadnego skrępowania. Zamiast tego zaczął interesować się szatą @Niamh O'Healy.
Zapewne otrzymałaby za to stwierdzenie wiele krzywych spojrzeń, lecz Billie absolutnie nie mogła się doczekać pierwszych zajęć w tym roku. A fakt, że miały dotyczyć działalności artystycznej tylko w niej entuzjazm podwajał. Nawet to nie potrafiło jednak zmienić natury młodziutkiej Swansea; oczywiście, że przez korytarz biegła prawie spóźniona, odliczając tylko sekundy do zatrzaśnięcia jej drzwi przed nosem. Świetnie zaczynała ten rok. Roztrzepane włosy wykręcały się w każdą możliwą stronę, a na policzkach pojawiły się różowe plamki wskazujące na pośpiech - nawet jeśli przed wejściem do klasy zatrzymała się, by przygładzić mundurek i wyrównać oddech. Jej twarz przecinał promienny uśmiech mogący robić konkurencję dla popołudniowego słońca. Billie tanecznym krokiem przemknęła pomiędzy ławkami; po drodze pomachała do @Mefistofeles E. A. Nox i wplotła palce we włosy @Gabriel R. Swansea, mierzwiąc jego fryzurę - artystyczny nieład bardzo pasował na te zajęcia! - ale nie przeszkadzając przesadnie w rozmowie z uroczą puchonką. @Caelestine Swansea powitała lekkim muśnięciem ramienia i ciepłym uśmiechem, nie chcąc się narzucać swoją osobą, a przynajmniej nie tak jak @Elaine J. Swansea, której bez skrupułów zarzuciła ramiona na szyję. Wiedziała, że blondwłosa kuzynka nie będzie miała nic przeciwko tej czułości. Na końcu zostawiła głośne buziaki na policzkach @Elijah J. Swansea oraz @Cassius Swansea. Przy tym ostatnim już pozostała, opierając brodę na czubku jego głowy i oplatając go szczelnie ramionami; nie dało się nie zauważyć, że Jean niesamowicie tęskniła za towarzystwem ślizgońskiego kuzyna. - Jak uroczo mieć was wszystkich w jednym miejscu. I to bez darcia kotów, tu się chyba dzieją jakieś czary - zachwyciła się wciąż nieprzyzwyczajona do tak licznej rodziny; w poprzednich szkołach zawsze była jedyną Swansea. A wcale tego nie potrzebowała, o wiele lepiej czując się w otoczeniu bliskich. Nawet jeśli ci bliscy nieszczególnie się zgadzali... Uniosła wzrok na przyjezdną profesor i dopiero, kiedy ta okazała gotowość do rozpoczęcia lekcji, z niechęcią odsunęła się od Cassiusa, zajmując najbliższe wolne krzesełko.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie sądził, że dożyje czasów, w których będzie czuł potrzebę unikania Hogwartu. A jednak! Gdyby nie fakt, że był to pierwszy dzień szkoły, a w dodatku zajęcia artystyczne, Ezra zapewne wcale by się do klasy nie pofatygował. Zresztą, sprowadziła go tu raczej ciekawość niźli chęć nauki; nawet jemu obiła się o uszy międzyszkolna wymiana dotycząca także grona pedagogicznego. Nie miał czasu, aby poznawać każdego przyjezdnego, w rzeczywistości jakoś szczególnie go nie obchodzili... Co innego ludzie powiązani ze sztuką, ich warto było chociaż na chwilę zahaczyć spojrzeniem. I choć chyba wszyscy wiedzieli, że i tak żaden nauczyciel nie dorówna poczciwemu Foresterowi, to nie było powodu, by nie dać szans polskiej profesor, która w dodatku ponoć była sławna. Nie żeby robiło to na nim większe wrażenie - Ezra też był całkiem sławny, co stanowiło dobitny dowód na to, że nie należało mieć zbyt wysokich oczekiwań w stosunku do takich osób. Wszedł do sali pewnym siebie krokiem, nie obdarzając zgromadzonych większą uwagą, a już na pewno nie zamierzając nikogo zaszczycać swoim towarzystwem. Z tego powodu usiadł sam, odrobinę z boku, z rozluźnionym i raczej zadowolonym uśmiechem na ustach wodząc spojrzeniem wręcz w leniwy sposób. Clarke w tej jednej klasie spędził prawdopodobnie więcej czasu niż ktokolwiek inny z obecnych i tę naturalną pewność siebie dało się wyczytać z postawy. I choć może to on był uczniem, czuł się w tym miejscu zapewne śmielej niż profesor Fikus... Pytanie brzmiało, jak dobitnie miał w planach to okazać!
Była ciekawa tych zajęć. Zastanawiała się, jak duży nacisk w Hogwarcie kładzie się na działalność artystyczną. Nie oszukujmy się - na ogół ten przedmiot był spychany na dalszy tor i tego samego spodziewała się tutaj. Sama potrafiła być bardzo wymagająca i zawsze wyraźnie podkreślała, że to nie są luźne zajęcia, tylko normalna lekcja, na której trzeba się skoncentrować i chociaż momentami bywa swobodniejsza, żeby zostawić trochę miejsca na kreatywność, to nie ma na niej miejsca na obijanie się. Nienawidziła braku punktualności. Na normalnych zajęciach wpuszczała spóźnialskich, ale karała ich (w nowej szkole miała możliwość odejmowania punktów!) i patrzyła krzywo już do końca. Dzisiaj jednak nawet na to nie zamierzała pozwalać, jej plany wymagały par i nie chciała zamieszania. Zresztą, przy ich pierwszym spotkaniu wolała jasno nakreślić zasady, żeby nie było nieporozumień. Ze wszystkimi witała się krótko, ale zerkała na nich i analizowała dość dokładnie, z kim ma do czynienia. Większą uwagę zwróciła natomiast na chłopaka, który zwrócił się bezpośrednio do niej. Wydawał się całkiem sympatyczny i chociaż w pierwszej chwili sceptycznie podeszła do jego uczestnictwa w zajęciach, szybko doszła do wniosku, że w dzisiejszym temacie nie powinno być z tym problemów. Gorzej z pracą domową, ale tym będzie się martwić później. - Tak, nie powinno być problemu, tylko na drugiej części będziemy też malować - uprzedziła @Fabien E. Arathe-Ricœur, żeby nie był zdziwiony, jak później będą zajmować się czymś innym niż rzeźbą. Mimo wszystko w tej formie w jakiej miało się to odbyć, była pewna, że sobie poradzi. Kiedy pełna godzina wybiła, wstała i zamknęła lekko uchylone drzwi. Nawet jeśli ktoś próbowałby przekroczyć teraz próg sali, zostałby odesłany bez dyskusji. Spojrzała po uczniach, mając nadzieje, że to wystarczy do wprowadzenia atmosfera lekcji i uciszenia towarzystwa. - Dzień dobry. Nazywam się Julia Fikus i będę w tym roku uczyła was Działalności artystycznej i Obrony przed czarną magią. Na początku uprzedzę, jakie zasady panują na moich lekcjach i dotyczą obu przedmiotów. Nie toleruje spóźnień. Dzisiaj już nikogo nie zamierzam wpuszczać, bo będziemy pracować w parach, ale normalnie jestem trochę bardziej wyrozumiała. Na pewno będę odejmować punkty i ewentualnie wlepiać szlabany, więc polecam jednak przychodzić o czasie. Kiedy mówię, oczekuje ciszy, ale kiedy pracujemy, macie trochę więcej swobody, zwłaszcza na zajęciach artystycznych, gdzie będzie dużo pracy własnej i w grupach. Tylko podkreślam, chodzi o rozmowy na temat. Rozmowy o sztuce tak, plotki nie. Nie lubię, jak ktoś traktuje moje zajęcia niepoważnie, wymagam skupienia, ambicji i jakichkolwiek zdolności - powiedziała powoli, patrząc po twarzach z lekkim zaciekawieniem. Cieszyła ją frekwencja, ale jaka była szansa, że wszyscy na sali faktycznie mieli jakikolwiek talent? Wysunęła zza biurka wiadro z lepką, czarną substancją. - Dzisiejsze zajęcia będą mocno integracyjne, dlatego zaraz dobiorę was w pary i będziecie razem pracować. W wiadrze jest samozasychająca glina. Waszym zadaniem będzie rozłożenie jej równomiernie na całym ciele kolegi. Macie do tego szpachelkę, która pozwoli wam wyrównać to dokładniej niż rękami, ale nimi oczywiście możecie też sobie pomagać. Uprzedzam, że od momentu kontaktu z ciałem, glina zasycha w dwie minuty. Później już nic z tym nie zrobicie, więc to co nakładacie, od razu wygładzajcie. Waszym zadaniem jest ułożenie grubej warstwy na całej powierzchni ciała. Łącznie z twarzą. Tak zaklejona osoba nie może się ruszać, ale może oddychać, więc nie stresujcie się. Chodzi o to, żeby powstałą dokładna kopia tej osoby. Kiedy skończycie, zaklęciem Gemini kopiujecie swoją pracę i wodą w drugim wiadrze zmywacie glinę z partnera. Jeśli ktoś nie potrafi rzucać zaklęcia, ja to zrobię. A potem oczywiście zamieniacie się w parach. Jak już wszyscy skończą, przejdziemy do drugiej części zajęć. Wszystko jasne? - zapytała spokojnie, wskazując im odpowiednie wiadra. Było ich kilka, więc każda para mogła wziąć zestaw dla siebie.
Julka was podzieliła i od razu mieliście przystąpić to działania. Ezra został bez pary, więc Julka wzięła go do siebie. W ich wypadku - tylko on rzeźbi ją. W przypadku reszty par: najpierw jest oklejane jedno z was, potem drugie, możecie wybrać kolejność. Każdy rzuca kostką na swoją pracę, tylko pamiętajcie, że ona ma wpływ również na waszego partnera! W dodatku zamiast klasycznych przerzutów, posługujemy się systemem pożyczonym od Neia, czyli do rzutu kostką dodajemy 1 oczko za każde 10 punktów z kuferka z DA.
Wynik:
1: Niestety, idzie ci fatalnie. Nie wymieszałeś nawet porządnie gliny i konsystencja którą nakładasz na ciało kolegi jest zbyt gęsta, w dodatku pojawiają się grudki. Masz spory problem z wysychaniem. Zamiast dwóch minut, zaczęło się to mocno przedłużać, co nie jest przyjemne dla twojego partnera. Zwyczajnie robi mu się zimno od wilgotnego materiału. Po skopiowaniu rzeźby Julka wytyka mankamenty i wszystkie możliwe nierówności. Widać, że nie jest zadowolona z twojej pracy. 2,3: Julka ciągle musiała ci podpowiadać i pomagać przy wygładzaniu. Wszystko robiłeś zbyt krzywo i niedokładnie. Niektóre elementy kazała ci nawet zmyć i zrobić od nowa. Przez tę zabawę z warstwami, lepka maź zaczęła podrażniać skórę partnera. Z czasem całe ciało zaczęło go niesamowicie swędzieć i tak będzie do końca tej lekcji. 4: W twojej pracy było kilka błędów. Przede wszystkim, przez nierówne rozkładanie warstw, zniekształciłeś sylwetkę partnera. Nie oddaje ona jego prawdziwej postury. Julka zwraca ci na to uwagę, ale nie ma innych, większych zastrzeżeń. 5: Nałożyłeś stanowczo za grubą warstwę gliny. Jeżeli chodzi o aspekt wizualny, zadziałało to nawet na twoją korzyść, wygląda na to, że Julka nie będzie miała uwag. Gorzej, że zafundowałeś swojemu partnerowi piekące oparzenia na odsłoniętych częściach skóry. Oby nie miał ci tego za złe! Oparzenia będą mu doskwierać również w kolejnym wątku. 6: Twoja praca jest idealna. Dopracowana, dokładna, równo wyszlifowana. Jedynym minusem jest to, jak długo to wszystko trwało. Fikus posyła ci ponaglające spojrzenie, a twój partner ma prawo mieć pretensje. Tyle czasu bez ruchu każdego by zmęczyło. 7 i więcej: Otrzymałeś nawet pochwałę od nauczycielki, a ona nie rzuca nimi na prawo i lewo. Praca została wykonana dobrze, a w dodatku sprawnie. Wszystko ładnie wymodelowałeś. Na takiej podstawie na pewno będzie łatwiej ci pracować na kolejnej części zajęć.
Możecie zaniżać wynik, aczkolwiek dobrych uczniów Julia na pewno zapamięta i może wziąć to pod uwagę nawet na kolejnych lekcjach. Czas macie do 11 września do 23.59.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie uważała O'Callaghan za ciekawą osobę, ale już fakt, że usiadła obok niej był niezwykle interesujący. - Czeeeść? - odpowiedziała ostrożnie, kątem oka taksując Krukonkę, jakby spodziewała się z jej strony jakiegoś ataku. Jej zatarg z Irlandką był raczej podszyty szkolną rywalizacją, jednak Ettie miała też na uwadze jej relację z Gilliams. Nie ufała nikomu z ekipy Carson nawet jeśli nie wszystkie jej koleżanki były na równi z nią mściwie jędzowate. Nie zdążyła wystosować żadnej złośliwości, po części wzięta kompletnie z zaskoczenia, a po części dlatego, że głos zabrała profesorka. Szybko okazało się też w ogóle sobie na tej lekcji nie pogada, a przynajmniej nie legalnie. Jednak zanim jeszcze nauczycielka zdążyła dojść do tej kwestii już zaskoczyła ją czym innym. O tym, że kobieta ma też ich uczyć obrony nie słyszała. - Na raz? - spytała głośnej niż zamierzała. Pytanie było z tych głupich, ale w rzeczywistości miało być bardziej retoryczne i Ette nie tyle, że chciała rozwiać nim swoje wątpliwości, co wyrazić zdziwienie, połączone z wewnętrznym spostrzeżeniem, że taka sztuka może i nawet by ją zainteresowała. Później, kiedy Fikus zaczęła wytyczać im dość jasno określone granice, obowiązujące na jej lekcjach, trochę pożałowała, że tak się wyrwała. Odpowiednie zachowanie na lekcjach nie zawsze się jej trzymało, a szkolne reguły traktowała raczej jako wskazówki, do których mogła stosować się o ile jej nie wadziły, ale nawet ona nie chciała podpadać żadnemu nauczycielowi już na pierwszych zajęciach. Ettie i tak raczej nie zamierzała pojawiać się na działalności artystycznej nigdy więcej, dokonawszy właśnie odkrycia, że były to prawdziwe lekcje, a nie przyjemne zajęcia, na których można by pogadać. Natomiast obrona przed czarną magią była w jej własnoręcznie wybranym programie studiów i unikanie Fikus do końca roku nie wchodziło w grę. Mając to na uwadze, mimo że zupełnie straciła w tym momencie ochotę na lekcję sztuki, obiecała sobie do końca zajęć zamknąć dzioba i zachowywać się jak należy. Zapanowanie nad własną mimiką kosztowało ją dużo wysiłku, gdy profesor mówiła o ambicji i przede wszystkim "jakichkolwiek zdolnościach". Przyznać się, czy rżnąć głupa do końca zajęć z nadzieją, że się nie wyda? Merlinie, kto by pomyślał, że zajęcia artystyczne zestresują ją bardziej niż runy? W momencie, w którym nauczycielka zaczęła wyjaśniać im zadanie jej solenne postanowienie, że nie odezwie się nie pytana i nie da po sobie poznać, że nie ma za knut talentu zadrżało u posad. Kątem oka zerknęła na siedzącą obok O'Callaghan, szukając niezrozumienia i na jej twarzy. Gryfonka przebiegła też wzrokiem po reszcie klasy. Milczeli. Czy naprawdę tylko ona kompletnie nie potrafiła sobie tego ułożyć w głowie? Wyglądało na to, że nikt nie zamierzał zadać nurtujących ją pytań, a ktoś przecież musiał. Z wyjątkowym jak na siebie ociąganiem uniosła rękę. - Upewniam się, że dobrze zrozumiałam... emmm - przełknęła ślinę. Nie lubiła powtarzać poleceń, jakby była jakaś ograniczona i potrzebowała usłyszeć coś trzy razy, by do niej dotarło - Mamy wysmarować się w całości gliną tak bez... - sama nie wiedziała, czego oczekuje. Może istniało jakieś zaklęcie, które tworzyło wokół nich jakąś cieniutką ochronną powłokę i było to tak oczywiste dla artystów, że nie trzeba było o tym mówić? A może to była jakaś specjalna glina, która nie brudziła ani nic - Przepraszam, nigdy nie rzeźbiłam. Jak to w ogóle działa? I... i co z ubra... - zacięła się. Nie. Nie było mowy, że zasugeruje na lekcji, że mieliby się rozebrać, a z drugiej strony, kto ich tych Czechów wiedział. Już na uczcie powitalnej dali wszystkim do zrozumienia, że mają dużo bardziej liberalne podejście do życia niż Wyspiarze i o tyle, o ile Ettie nie przeszkadzało w ogóle piwo w szkole, nie wspominając o ogólnej otwartości umysłu charakteryzującej przyjezdnych z Sauhvezdi, to na taką wolność artystyczną gotowa nie była. - Wodą z wiaderka przecież szat nie wypierzemy. - dokończyła zakłopotana.
Wyjaśniwszy wszystkie nurtujące ją kwestie, spojrzała na Ślizgona, którego przydzieliła jej nauczycielka, zjeżdżając go wzrokiem. Zatrzymała spojrzenie na jego torbie. - Drugie śniadanie ci ucieka - prychnęła. Gdyby nie to, że nie chciała już więcej zwracać na siebie uwagi Fikus, poprosiłaby o innego partnera. I nie chodziło tu nawet o jej niechęć do Noxa. Po prostu jakoś nie uśmiechało jej się, żeby jakikolwiek facet smarował ją gliną. Z zaciętą miną podeszła do chłopaka. - Używasz szpachelki - postawiła sprawę jasno - I żadnych numerów, bo zatęsknisz za dementorami.
-------------------------------------------------- Kostka: 5, ale będę smarować później.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Pojawienie się Billie było niczym wyjrzenie słońca zza ciemnych, burzowych chmur. Wystarczyło, żeby cmoknęła go w policzek i jej szczupłe ręce otoczyły jego ramiona, a wszelki bojowy nastrój jaki tylko się w nim zbierał natychmiast z niego wyparował. - Billie - wymruczał jej imię z uczuciem, z jakim wypowiadał jedynie imię swojej siostry. Zmrużył oczy, czepiąc z jej uścisku dużo otuchy i przyjemności. Kiedy odsunęła się, aby usiąść Cassius chwycił ją za rękę i wskazał jej miejsce przed sobą i Caelestine, a jeżeli faktycznie je zajęła, natychmiast wplótł palce w jej niesforne włosy. Poruszał nimi powoli i metodycznie. Nauczycielka zaczęła mówić, a on po prostu zaplatał kuzynce warkocz. Kiedy skończył, przesunął jeszcze palcami po jej karku, a potem już się wyprostował, aby chociaż udawać, że jest grzecznym i pilnym uczniem. W końcu ta cała pani Fikus jeszcze ich nie znała. To była niepowtarzalna okazja, aby chociaż spróbować zrobić dobre wrażenie. Tak dla testu czy w ogóle warto było się starać. Wszak Cassowi zazwyczaj ani trochę nie zależało na opinii wśród kadry nauczycielskiej. Słuchał jej tak pi razy drzwi, jednym uchem wpuszczając, a drugim wypuszczając. Notował tylko co ciekawsze fragmenty jak to, że o sztuce pozwalała rozmawiać. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że Swansea zamierzał to wykorzystać w stosownym momencie. Zadanie nieszczególnie przypadło mu do gustu. Ślizgon nigdy nie miał zbyt wiele do czynienia z rzeźbą, a zwłaszcza w takiej formie, trudno więc się dziwić, że nie pokładał zbyt wiele wiary we własne umiejętności w tym zakresie. Kiedy dodatkowo okazało się, że jego partnerem w zbrodni miał być Elijah, pozostało mu już tylko wywrócić oczami. - Chyba się nie polubimy - mruknął tylko, zerkając spode łba na Fikus, kiedy ta rozdzielała pozostałych. Zanim wstał, aby pójść po czarną maziagę, która miała być ich narzędziem pracy ścisnął jeszcze dłoń siostry, aby dodać jej otuchy. Cholera, już nawet Elijah był lepszy od przyjezdnego. Nie zazdrościł jej tego przydziału. Swansea przytargał glinę do wolnego miejsca gdzieś na tyle klasy i zaczekał aż kuzyn do niego podejdzie. - Ja zaczynam - stwierdził wtedy i nie dając mu czasu na sprzeciwienie się, natychmiast nabrał trochę gliny na dłonie i rozsmarował ją na policzku kuzyna. - Bądź tak łaskaw i spróbuj się nie ruszać. Nie chciałbym wsadzić ci palca do oka. - Ton jego głosu był niewinny, chociaż spojrzenie zdradzało, że absolutnie nie miałby nic przeciwko. Mimo wszystko zależało mu na tym zadaniu i wolał, aby wredny kuzyn mu w nim nie przeszkadzał. W innym wypadku konflikt między nimi w żadnym razie nie miałby stracić na sile, a wręcz przeciwnie. Wkrótce okazało się, że Cassius pracuje z gliną całkiem sprawnie i dokładnie. Radził sobie wystarczająco dobrze bez pomocy szpachelki. Może była to zasługa częstego malowania wyłącznie palcami? Kiedy poprosił Fikusową o zaczarowanie jego rzeźby, ta pochwaliła go nawet. Nieszczególnie go to ukontentowało, wszak nie zdawał sobie wtedy jeszcze sprawy, że ta pani nie jest tak wylewna w rozdawaniu miłych słów. Kiwnął więc tylko głową, dając znać, że przyjął jej słowa. Tymczasem kiedy już się oddaliła i Ślizgon sięgnął po wiadro z czystą wodą, uśmiechnął się nieznacznie pod nosem. - Wiesz co? Jako rzeźba nie wyglądasz nawet tak tragicznie. Może powinniśmy wszyscy przyłożyć różdżkę do zamienienia cię w kamień. - Zdradził swojemu modelowi, kiedy przesunął delikatnie dłonią po jego twarzy, aby zmyć glinę najpierw z niej. Pomimo wielu zaczepek słownych i kuksańców, jakie na co dzień sobie darowywali, Swansea był podczas zmywania zaskakująco ostrożny. Wcale tego palca w oko wsadzić mu nie zamierzał i chociaż z początku korciło go, żeby poradzić sobie z tym za pomocą chłoszczyść, odpuścił sobie kolejne złośliwości. Kiedy zmył z niego glinę, opłukał starannie palce w wiaderku, a następnie stanął przed nim i spojrzał wyczekująco. Nieszczególnie miał ochotę na to, aby Eli go dotykał, ale nie zamierzał stawać okoniem i uniemożliwiać mu wykonanie zadania. Miał jedynie nadzieję, że chociaż nie spieprzy roboty i z niego też będzie całkiem ładny… odlew.
Kaia skupiła się maksymalnie i choć wiedziała, że to niemiłe, obrzuciła swojego partnera spojrzeniem, przyglądając mu się od stóp do głów. Kojarzyła go, to oczywiste, skoro oboje byli na studiach, ale nigdy nie zamieniła z nim ani słowa. Jej nieśmiałość i teraz odegrałaby wielką rolę w ich współpracy, gdyby nie fakt, że Krukonka uwielbiała sztukę i przy niej łamała wszystkie swoje ograniczenia. - Cześć - przywitała partnera, uśmiechając się przy tym szeroko. - Może ja zacznę? - spytała go i nie czekając na odpowiedź, pewną ręką sięgnęła po wiaderko z gliną oraz szpachelkę, którą miała zamiar sobie pomagać. Znając siebie, nie miała wątpliwości, że większość pracy wykonają jej dłonie aniżeli inne narzędzia wspomagające. Uśmiechnęła się pocieszająco do chłopaka i zastanowiła się, którą część jego wysportowanego ciała ubrudzi czarną mazią w pierwszej kolejności. Dziewczyna nigdy nie wstydziła się nagości; te akty w sztuce wydawały się jej bardzo inspirujące, ponieważ każdy człowiek był inny i każda praca, bez względu na rodzaj - rysunki, szkice, rzeźby, była inna. - Zdejmiesz koszulkę? - spytała, obserwując zmiany zachodzące na jego twarzy. Nawet nie wiedziała, czy pasjonował się w sztuce, czy trafił tu przez przypadek. Tak naprawdę wciąż nie odpowiedział, czy godzi się na bycie pierwszym modelem. Szkoda będzie ubrudzić tę piękną twarz, pomyślała Kaia z lekkim uśmiechem.
Krukonka nierozerwalnie łączyła swoje życie ze sztuką. Czy czuła się artystką? Nie, chyba nie. Ale wiedziała, że w każdą pracę bez względu na jej treść, wkłada wszystkie swoje emocje i umiejętności. Fakt, czasem miewała gorsze dni i wpływało to na jakość dzieła i szczerze powiedziawszy - nieco obawiała się zadania postawionego przez, jak się wydawało, dość surową nauczycielkę. Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z taką glinką i była wielka możliwość, że nie uda się jej wykonać takiej pracy, jaką miała w zamyśle. Tak czy owak, trzeba było przystąpić do zadania...
Davies nie uważała się za szczególnie artystyczną duszę. Owszem, skrobanie po pergaminie i nakładanie na niego kolejnych szkolnych pomieszczeń było jakąś formą pseudosztuki, jednak, jak dla niej, takie rzemiosło wymagało co najwyżej pewnej ręki, dobrej pamięci i odrobiny wyobraźni, aby sprowadzić obraz trójwymiarowy na kartkę. A teraz miała na zmianę być rzeźbiarką i modelką. No cud. - To nie był mój pomysł. - oświadczyła bezradnie, stojąc przed jednym z kuzynstwa Swansea, Gabrielem. Chciała wykonać zadanie jak najlepiej, jednak zarówno kompletny brak wprawy, jak i pośpiech związany z zagrożeniem zaschnięcia gliny i presją sprawiały, że nieszczególnie panowała nad tym, co robiła. Sięgnęła po szpachelkę i zaczęła wcierać ją w tors Swansea, jednak ewidentnie już na dzień dobry coś poszło nie tak. Nie zorientowała się, że być może dobrze byłoby chociaż przemieszać otrzymaną maź, żeby woda nieco rozbiła gęstą, zbitą substancję. Początkowo usiłowała walczyć ze zbyt nieregularnymi warstwami i grudkami, jednak szybko zrezygnowała, nie widząc żadnych efektów swoich starań. Po prostu chciała to skończyć i mieć za sobą moment wstydliwej nieporadności. - Może lepiej, żebyś tego nie widział. - odezwała się po chwili, mierząc wzrokiem Gabriela, bo czym wyjęła szpachelkę z gliną z wiaderka i nałożyła równie grubą, co wcześniej warstwę paskudnej mazi na twarz Krukona. Glina zrobiła radosne 'ćtap', co Davies skwitowała wyłącznie posępnym uśmiechem, zanim przeszła do dalszych starań. Jednak w momencie, gdy zawaliła sprawę już u podstaw, bo w samej glinie, to jej wysiłki pozostawały bez znaczenia, niezależnie od jej prób, nerwów i wysiłków. - Przepraszam. - po czasie znacznie dłuższym niż dwie minuty było po wszystkim. Glina w jej wiaderku była nadal kompletnie bez sensu i niezmiennie gęsta jak nieszczęście, Swansea w tych wszystkich warstwach gliny bardziej przypominał golema niż człowieka. Choć Moe spieszyła się i starała ratować swój nieszczęsny twór przed kompletną klapą, wychodziło coraz gorzej i gorzej. Miała zresztą porównanie w tworzącym obok nich Cassiusie, który z Elijaha zrobił pomnik boga seksu. Czyli się dało. Poprosiła profesorkę o pomoc z zaklęciem z mniej lub bardziej oczywistych względów i dopiero, gdy Gabriel wydostał się z pułapki jej rozpaczliwej twórczości, wybełkotała słowa przeprosin. No to teraz jego kolej.
Nie zdążył nawet rozgościć się w ławce w której usiadł, kiedy nauczycielka rozpoczęła lekcję. Nie zamierzał oczywiście przeszkadzać nowej pani profesor - nie chciał na wejściu stracić punktów. Chociaż w sumie już to zrobił, patrząc na to, że na uczcie powitalnej Nora uznała, że odejmie mu ich piętnaście. Niesprawiedliwość. Wsłuchiwał się w słowa nauczycielki bez zbytniego przytakiwania czy pogaduszek. Wolał nie rzucać się w oczy, szczególnie, że rzeźbiarzem był raczej nędznym. Wzruszył ramionami do swojej kumpeli z ławki, z którą nawet nie zdążył się porządnie zapoznać, po czym pozbierał swoje graty do torby i podniósł wzrok. Gryfonka, która miała być jego parą stała już nad nim. Uśmiechnął się do niej miło, bo przecież nie obchodziło go zbytnio z kim musiał pracować. Wziął wiaderka z gliną i podszedł bliżej końca klasy, gdzie stali jego pozostali kuzyni. I to nie chodziło o to, że nie mógł się bez nich obyć, po prostu wiedział, że takie połączenie może skończyć się katastrofą i że Eli może potrzebować jakiegoś mentalnego wsparcia w tej potyczce z Cassiusem. No i chciał słyszeć te wymiany zdań, które zapewne między nimi nastąpią. Stanął wygodnie, żeby Gryfonka mogła zacząć swoją pracę, bo jakoś tak z góry założył, że to ona zacznie. Tuż przed tym, jak pierwsza porcja gliny wylądowała na jego torsie podniósł rękę do góry, sygnalizując dziewczynie, żeby się zatrzymała. - Na uczcie powitalnej ten nauczyciel z Czech mi załatwił jedną koszulę, wylewając na nią piwo. Chłoszczyść nie zadziałał, więc wolę nie ryzykować utraty kolejnej. Kto wie co Ci ludzie ze wschodu dodają do gliny. - mruknął do dziewczyny, po czym dość szybko poradził sobie z guzikami i już po chwili świecił gołą klatą w klasie. Tak na dobre rozpoczęcie roku, negliż w pełnej okazałości. Spodni mu nie było szkoda, więc oszczędził ludziom dalszego striptizu. Po tym krótkim przedstawieniu znowu znalazł sobie wygodną pozycję i dał nałożyć na siebie kolejne warstwy gliny. Nie minęła długa chwila, kiedy zaczął być sam sobie wdzięczny za zdjęcie ubrania. Jego spodnie zaczynały być dość wilgotne, przez warstwę gliny na nich, co sprawiało, że zaczynało mu być niebotycznie zimno. Przynajmniej na torsie tego tak nie odczuwał. Nie poganiał Gryfonki, dał jej się "spełniać" artystycznie i nie narzekał na jej umiejętności. Nie chciał nikogo odpychać od sztuki, a niemiłe komentarze mogłyby tak zadziałać. Zaśmiał się cicho, kiedy Moe przeszła do jego twarzy, bo rzuciła całkiem zabawny komentarz. Zamknął oczy (i usta), po czym się nawet lekko uśmiechnął, nawet jeżeli nikt miał tego nie zauważyć, przez ilość warstw gliny jakie Morgan nakładała na jego ciało. Po dłuższej chwili już było po wszystkim, a on stał koło swojej podobizny. Może i nie wyszła idealnie, ale nie dał po sobie poznać, że nie rozpoznałby siebie. Poklepał Davies po ramieniu. - Nie jest tak źle, dobrze uchwyciłaś mój... eee... prawy profil, tak, prawy profil wyszedł idealnie - wyszczerzył się do dziewczyny, gadając do niej podczas zarzucania na swój tors suchej i ciepłej koszuli, bo przecież nie musiała go przepraszać i chciał chociaż trochę ją pocieszyć. Nauczony błędami Moe zamieszał glinę, która jakimś cudem przybrała odpowiednią gęstość. Zaczął nakładać maź szybkimi ruchami, jednak przekonał się dość szybko, że nie była to jego para kaloszy. Do tego zerkał co chwila na Eliego i Cassa, przez co jego uwaga była bardzo podzielona. Warstwy, które nakładał na o wiele niższą gryfonkę, były przez to nierówne, co zauważała nauczycielka i co chwila przychodziła mu pomagać i poprawiać po nim pracę. Irytowało go to bardzo, szczególnie, kiedy kazała mu zmywać nałożoną przez niego substancję i poprawiać wszystko raz po raz. Szkoda mu było młodszej dziewczyny, która przez to musiała trzymać to wszystko na sobie dłużej niż wymagało. No i zakładał, że szybko stanie się pośmiewiskiem wśród swojego kuzynostwa, skoro nawet gliny nie może porządnie nałożyć. Po kolejnym wtrąceniu nauczycielki, ta w końcu stwierdziła, że jeżeli poprawi nos swojej rzeźby może skończyć pracę. Wypełnił więc prośbę kobiety, po czym dał glinie doschnąć i rzucił wymagane zaklęcie. Pomógł Moe dojść do stanu używalności, poprzez zmycie tego wszystkiego i podrapał się niezręcznie po karku. Widać obydwoje nie mieli zbyt wielkiego talentu w oblepianiu kogoś gliną. Może w garncarstwie mieliby więcej szczęścia?
@Pandora J. Doux wydawała się naprawdę sympatyczna. Emily ucieszyła się, że dosiadła się właśnie do niej. Zwłaszcza, po uwadze dotyczącej domów. Sama nienawidziła tego podziału i cieszyła się, że ktoś z zewnątrz to również dostrzega. Uczniowie wydawali się być zadowoleni tym dziwnym podziałem, który segregował ludzi i faktycznie potrafił sprawić, że ktoś traktował innych jak gorszy sort. Zresztą, co to w ogóle była za śmieszna teoria, że ludzi można podzielić na cztery kategorie. Abstrakcja, naprawdę. Już lepiej jakby ciągnęli losy. - Zgadzam się, to jedna z głupszych rzeczy w tej szkole. Wy nie macie żadnych podziałów? - dopytała zainteresowana, biorąc od niej wstążkę w rękę. Zawiązała ją tak jak dziewczyna prosiła, chociaż trochę krzywo i nieporadnie. Sama bardzo rzadko robiła coś z włosami. Rozmowę musiały uciąć dość szybko, bo zaczynała się lekcja. Słuchała nauczycielki z uwagą, a na koniec - była nastawiona naprawdę bardzo sceptycznie. Generalnie kobieta wydawała się miła i konkretna, ale Emily nie spodobała się uwaga dotycząca zdolności. Nie obawiała się specjalnie, bo choć może nie była na poziomie zebranych w licznej grupie Swansea, to potrafiła rysować i w innych dziedzinach raczej też sobie radziła. Natomiast, jakby nie patrzeć, to była tylko lekcja w szkole. Mieli się rozwijać i dokształcać, ale program powinien być dostosowany do każdego, nie tylko do zdolnych uczniów. Miała jednak nadzieje, że to tylko nieznaczący komentarz i nowa nauczycielka będzie wyrozumiała. Kolejnym minusem był podział w parach. Może nie sam fakt, że mieli w jakichś pracować, ale wyjątkowo pechowy wybór jej partnerki. Z niedowierzaniem zerknęła na nauczycielkę, która przydzieliła jej @Elaine J. Swansea. Zupełnie jakby wiedziała! Emily starała się nie okazywać przy blondynce, że wybór jej nie zadowala, ale z jej twarzy wiele dało się odczytać. - Ja zacznę, ok? - rzuciła tylko i sięgnęła po kleistą maź. Z rzeźbą nie miała żadnego doświadczenia, ale jak trudne to mogło być? Cóż, okazało się, że bardzo. To było dość dziwne, rozsmarowywać to po całym jej ciele. Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że przy pomocy szpatułki będzie to mniej niezręczne, niż jakby działała dłońmi, ale na twarzy było to prawie niemożliwe. Nakładała warstwy pewnie, ale jak się okazało, źle. Nauczycielka spojrzała na nią surowo i Rowle już wiedziała, że nie zrobiła dobrego pierwszego wrażenia. Ogromną część swojej pracy musiała zmyć i zaczynać od nowa. Humor popsuł jej się jeszcze bardziej i niemal wklepywała gline w dziewczynę, zamiast delikatnie ją rozkładać. Oczywiście, musiała zacząć rok od nieudanej pracy z działalności artystycznej. Jakżeby inaczej. W końcu skończyła i poprosiła nauczycielkę o skopiowanie pracy. Zaczęła zmywać gline z krukonki, ale ta już z całą pewnością czuła ogromny dyskomfort. Głównie swędzenie, które zafundowała jej Emily. - Chyba jednak wole rysunek - mruknęła pod nosem, ni to do siebie, ni do Elaine i w końcu stanęła przed nią gotowa do bycia manekinem.
Kostka: 2 + 1 = 3 (Élé swędzi ciało do końca lekcji)
Nie mogła się skoncentrować na zleconym im zadaniu. Te wszystkie przytulenia z rodziną rodziły małą ekscytację, z kolei wzrok Elijaha, chociaż nawet nie patrzył na nią, tylko posyłał go do różnych osób na sali, sprawiał, że czuła dziwną presję. Tak, samo, jak spojrzenie pani Fikus. Chciała się pokazać z jak najlepszej strony, a tymczasem całkowicie zjadła ją trema i rozproszyło wspomnienie Cassiusa i jego idealnego dopasowania do Billie. Dalej przed oczami widziała, jak splatał jej warkocza, jak jej ramiona oplatywały cassiusową talię. Nie zazdrościła im ich relacji. Cieszyła się z takiej rodziny, która trzymała się tak blisko siebie. Czasami jednak miała sobie za złe, że nie potrafiła być tak samo otwarta, jak Elaine, czy zabawowa jak Billie. Chociaż bardziej niż prawdopodobnie ktokolwiek w tym pomieszczeniu, miała ochotę przymilić się do brata, objąć go w pasie i uspokoić zszargane nerwy, nie potrafiła się na to zdobyć, a im więcej o tym myślała, tym więcej błędów popełniała, nakładając glinę na ciało przyjezdnej uczennicy. Pandora miała nieszczęście trafić dzisiaj na partnerkę, której myśli nie były skoncentrowane na temacie zajęć. Julia, jak na nauczycielkę sztuki, nie pojmowała duszy artysty. Łatwo porywanej przez emocje, łatwej w uleganiu słabościom chwili. Jak można było być zawsze skoncentrowanym? Sztuka była ulotna. Ciężka w schwytaniu, jak wena, która raz była, innym razem odchodziła. Nie dało się jej objąć ramami. Nie dało się jej poskromić. Poskromiona sztuka... czy nie była tylko falsyfikacją prawdziwego przepływu inspiracji? Jedynego, prawdziwego, potrafiącego schwycić serce. Uniosła wzrok do nauczycielki, zrugana przez nią kilka razy i poczuła złość. Zacisnęła palce na glinie, przypominając sobie wieczorki poetyckie w Paryżu i wystawę rzeźb w Rzymie. Przypomniała sobie spacer nad Sekwaną, podczas Dni Sztuki Magicznej i pomyślała... że jakby ktoś próbował objąć ramami te wolne ptaki, które były gwiazdami tamtych wieczorów... sztuka by umarła, a artyści razem z nią. Nie polubiła Julii Fikus. Ale istniała różnica między lubieniem, a szacunkiem. Jednocześnie mogła z absolutną pewnością stwierdzić, ze respektowała ją bardzo mocno. Każdą jej zasadę i regułę, jaką objęła te zajęcia. Niemniej, tylko z bratnimi duszami mogła się dogadać. Julia Fikus nie była jej bratnią duszą.
Wywróciła oczami, ale słuchała każdego Swansea. Musiała przyznać, że wyjątkowo wszyscy się tutaj stawili, co uszczęśliwiło ją tak samo jak Billie, którą bardzo mocno przytuliła na powitanie. Wokół nich tłoczyło się sporo osób. Dzisiaj była rozpieszczona przytuleniami. Nie nadążała za witaniem się z wszystkimi, a jednak przytuliła też Gabriela mówiąc mu, jak cieszy się, że go widzi. Gdy Cassius robił przytyki, zaśmiała się dając wszystkim wokół znak, że nie przejęła się tym morzem sarkazmu. - Nikt nie wątpi w waszą wzajemną miłość, ale czas się skupić, a wyznania zostawmy na przerwę. - wypowiedź okrasiła pogodnym uśmiechem, a i wprawiony słuchacz mógł wyczuć w tym nutę tonu prefekta dbającego o minimalny spokój. Nie zdołała nic do nikogo powiedzieć, nawet nie skomentowała słów Elijaha, nie wychyliła się do Jonasa, bowiem weszła nauczycielka. Wyprostowała się i słuchała z uwagą, wyrabiając sobie o niej dobrą opinię. Posłała uśmiech Elijahowi, a Cassiusowi ostrzegawcze, ale wciąż ciepłe, uniesienie brwi, aby się obaj nie pozabijali przy zadaniu. Podeszła do Emily. - Jasne, zaczynaj. Daj mi sekundę. - Zdjęła bawełniany biały sweterek, a włosy związała w ciasnego koka, aby nie przeszkadzało. Stanęła nieruchomo, wyprostowana, z uniesioną brodą i rozluźniła ciało, aby Emily mogła pracować. Obserwowała ją w ciszy, nie nawiązywała dialogu aby jej nie rozpraszać. Przyglądała się jej pracy i dzielne znosiła dyskomfort związany z wysychającą na ciele gliną. Marszczyła brwi, kiedy Emily musiała zmywać wszystko, zaczynać od nowa, nakładać coraz wiecej i inaczej. Nie ukrywała, że się odrobinę zniecierpliwiła. Silne wklepywanie nie pomagało wytrzymać, a i czuła na skórze pieczenie. Z ulgą pomogła Emily zmyć z siebie glinę. - Aj, aj, chyba mam uczulenie na glinę. Oh, na Merlina. - jęknęła pocierając wnętrzem dłoni szyję, ramiona, kark… wzdrygnęła się, zadrżała i polewała zaczerwienioną skórę wodą. Nie powinna się drapač, tyle wiedziała. - Jakoś wytrzymam. Uhm, nie mamy tyle czasu, zacznę od razu. - jednak zanim wzięła się do pracy, musiała rozmasować swędzącą skórę. Wyraźnie było jej z tym źle. Mimo wszystko skupiła się na zadaniu i rozkładała na Emily cienką warstwę. Dzięki temu zapomniała o dyskomforcie. - Też wolę rysowanie, przynajmniej nie uczula. - próbowała zażartować i podzielić się z Emily humorem, który jako tako miała dobry mimo dolegliwości. Nakładała na nią glinę bardzo starannie i dokładnie. Nie musiała powtarzać i zmywać ani razu. Raz na jakiś czas przepraszała Emily łagodnym tonem za zbyt mocne dociśnięcie szpatułki, poinformowała, że uniesie jej dłoń, by ją dokładniej otulić gliną, wspomniała, że odsunie jej włosy, aby ich nie pobrudzić przedwcześnie. Naprawdę chciała poprawić swój wizerunek w jej oczach. Pracowała długo, naprawdę długo, ale za to bezbłędnie. Raz na jakiś czas muskała przerwać pracę, aby się podrapać albo rozmasować. Czując naglący wzrok nauczycielki, bardzo nieznacznie się zarumieniła i pospieszyła. - Przepraszam, że tak długo, Emily. Już kończę, naprawdę. - pospieszyła się i mogła poprosić nauczycielkę o skopiowanie. Nawet nie zerknęła na efekt, błyskawicznie zaczęła ścierać glinę ze Ślizgonki, aby mogła usiąść - co też jej po pewnym czasie zaproponowała - i dokończyła czyszczenie jej. Przeprosiła ją jeszcze jakieś dwa razy mając nadzieję, że będzie jej to wybaczone.
Finn podobało się w jaki sposób profesor Fikus jasno wyznaczyła czego oczekuje. Nie lubiła, gdy nauczyciele rzucali hasło do zrobienia i nagle wszystkim trzeba było się zająć samemu, albo co gorsza dopytywać wykładowcę. Mniej podobało jej się, że trzeba pracować w parach. I że cokolwiek w ogóle trzeba tu robić. No to nici z dokończenia dzisiaj książki na lekcjach... Zaskoczyło ją za to, ze profesor Fikus będzie prowadzić także OPCM. Jeden z jej ulubionych przedmiotów i jeden z jej znienawidzonych przedmiotów prowadzi jedna osoba? To brzmi... źle. Finnigan uznała, że musi się jak najbardziej starać, aby już teraz nie podpaść profesor Fikus, ale brak zdolności artystycznych Krukonki źle temu wróżył. Gdy Harriette się odezwała, Finnigan nie mogła się powstrzymać by nie rzucić na nią nieco krzywego spojrzenia. Jak pytania o szaty niespecjalnie mogła zrozumieć - istnieje w końcu multum zaklęć czyszczących - tak rzeczywiście przyklejanie gliny na twarz wydawało się być dziwnym pomysłem. Na plastyce w podstawówce zazwyczaj używało się kremów pod wszelakie odlewy. Ale w sumie mowa tu o glinie, która najwyraźniej pozwala oddychać nawet oblepionej nią osobie, więc zapewne miała wiele innych funkcji, których nie ma zwykła glina. A przynajmniej tak przypuszczała Finnigan i dziewczyna miała nadzieję, że nauczycielka to potwierdzi, choćby po to by móc uśmiechnąć się drwiąco do Harriette Wykeham. Nie było to typowe zachowanie dla Finn, ale nie lubiła tego jak kompetytywna jest Gryfonka i jej pomyłki sprawiały Finnigan jakąś satysfakcję. Gdy zostali przydzieleni na pary, Krukonka miała mieszane uczucia co do jej przydziału. Piątoklasistka. Puchonka. Cecha charakterystyczna: Irlandka. Finnigan nawet znała jej nazwisko, O'Healy, i była niezwykle dumna z siebie z tego powodu - zwykle nie przejmowała się imionami i nazwiskami innych, o ile nie musiała często mieć z nimi do czynienia. - Hej, będziesz coś miała przeciwko, jeśli zacznę pierwsza? - spytała Finn. Chciała mieć to jak najszybciej za sobą.
Kiwnęła głową w odpowiedzi do Emily i już otwierała usta, aby coś dopowiedzieć, gdy odezwała się Julka, więc głowa Pandory błyskawicznie odwróciła się w stronę pani profesor. Pożegnała się z nową znajomą ciepłym uśmiechem i znalazła miejsce z nową partnerką, która najwidoczniej zamyślona nie usłyszała jej powitania. Puchonka wyglądała na całkowicie pochłoniętą swoimi myślami, więc Pandora postanowiła jej zbytnio nie zagadywać. Sama miewała takie dni, w których ciężko było jej prowadzić dialog, a na wierzch wychodził jej melancholijny charakter. Może dla dziewczyny to był właśnie jeden z takich dni? Usiadła i pewnie oddała się w jej ręce, sama obserwując delikatną urodę uczennicy, która przywodziła jej na myśl rusałkę ukrytą wśród kłosów zbóż. Nie wiedziała czy dziewczyna jest uzdolniona artystycznie czy nie, ale pewne było, że nie skupia się na swoim zadaniu. Pandora szybko zaczęła odczuwać nieprzyjemne pieczenie i swędzenie, jednak nie mogła nawet drgnąć, aby nie zniszczyć pracy swojej partnerki. Zamknęła oczy i starała się myśleć o czymś przyjemnym, żeby te tortury minęły jej jak najprędzej. Wyobraźnia poniosła ją do chłodnego jeziora na błoniach Hogwartu, do którego wchodziła powoli, wyobrażając sobie, że zanurza się centymetr po centymetrze, jednocześnie żegnając pieczenie na zamoczonych fragmentach skóry. W końcu ciemna toń pochłonęła całe jej ciało. Spadała na dno pokonując gładko opór wody, gdy nagle gwałtownie wynurzyła się z tej wizji, słysząc głos profesor Fikus tuż koło siebie. Odetchnęła z ulgą, gdy Caelestine zaczęła zmywać z jej ciała glinę, jednak powoli zaczynała zauważać coraz większą powierzchnię swojej skóry, którą pokrywało teraz czerwone podrażnienie. - To nie Twoja wina, moja skóra jest dużo delikatna. - powiedziała cicho do dziewczyny, chcąc ją pocieszyć, chociaż nie była pewna, czy Puchonka w ogóle zauważyła szkody na skórze przyjezdnej. Splotła swoje dłonie, żeby powstrzymać się od drapania, bo doskonale wiedziała, że to najgorsze co może teraz zrobić. Rozplotła je dopiero gdy przyszła pora do pracy i miała czym zająć ręce. Uśmiechnęła się pokrzepiająco do partnerki, mając nadzieję, że nie odwdzięczy się jej tym samym uczuleniem. Pandora nie była uzdolniona. Zdecydowanie nie była. Może i posiadała jakiś zmysł artystyczny, ale nie posiadała duszy artysty. Zadanie jednak wymagało od niej po prostu dokładności i skupienia, a więc starała się skoncentrować na każdej warstwie. Nakładała, wygładzała, wyrównywała, przyklepywała i zdrapywała, starając się mieć już jak najmniejszy kontakt z gliną, aby nie podrażnić dodatkowo skóry. Szpachelka jednak nie zawsze radziła sobie z nadmiarem gliny, przez co sylwetka Caelestine nieco się zniekształciła. - Przepraszam, chyba Ciebie pogrubiłam… i wcale nie masz tak czoła - szeptała zakłopotana, martwiąc się, aby dziewczyna nie miała kompleksów po zobaczeniu siebie w wersji rzeźby. Profesor Fikus utwierdziła ją w jej błędach, jednak nie zarzuciła niczego więcej, co sprawiło, że Panda poczuła się trochę lepiej. Polka była surową nauczycielką, więc nie było co oczekiwać pochwał za nieidealną pracę. Gdy tylko kobieta skopiowała glinianą figurę, szybko zabrała się za zmywanie zaschniętej substancji, aby sprawdzić czy przypadkiem nie skrzywdziła w żaden sposób swojej modelki.
No cóż. Kaia szybko stwierdziła, że to nie jest jej dzień. Nie wiedziała, czy to pod naporem nieprzyjemnych myśli echem obijających się w jej umyśle, czy też po prostu tego, że nie zjadła śniadania, ale jednego była pewna - jej zimne, pergaminowe dłonie nie przestaną się trząść na tej lekcji. Wkurzona po raz kolejny odrzuciła resztki gliny do wiadereczka i fuknęła pod nosem. Uwielbiała sztukę, ale wygładzania tej cholernej mazi miała już serdecznie dość. Za każdym razem, gdy wydawało się jej, że dobrze oddaje rysy twarzy swojego modela, ręka musiała jej drgnąć i zaburzyć całą pracę. Gdy po raz kolejny nos chłopaka został komicznie zniekształcony, Krukonka jęknęła przeciągle. Akurat wtedy nauczycielka musiała podejść do niej jedwabistym krokiem i krytycznie obrzucić twarz Matta. Czarno zielonkawa maź powoli już dochodziła do punktu krytycznego - przynajmniej w skali Kai - momentu zasychania. Jednak pod nadzorem czujnego oka nauczycielki i pod wpływem jej nauk, Kaia zaciskając zęby i starając się opanować drżenie dłoni - skończyła swe dzieło. A raczej nieudaną karykaturę Matthewa. Przyjrzała się temu z grymasem na twarzy i chwyciła zwilżoną ściereczkę, by przetrzeć swoje umazane gliną palce. Gdy już wyczyściła je dokładnie, chwyciła za wypolerowaną różdżkę, której czyszczeniem zajęła się akurat poprzedniego wieczora i wypowiedziała krótką formułkę: - Gemini. Następnie kopniakiem odsunęła wiadro z mazią oraz szpachelką, a przyciągnęła inne z wodą. Bez większego pośpiechu chwyciła gąbeczkę i zaczęła mycie partnera od najbardziej oczywistego punktu: twarzy. Gdy czekoladowe oczy rzuciły jej spanikowane spojrzenie, szybko zrozumiała w czym problem. Zbyt długo bawiła się z tą rzeźbą. Ponownie chwyciła różdżkę, a jej celem i tym razem był Ślizgon. - Aquamenti - powiedziała, a strumień lodowatej wody uderzył w chłopaka, mocząc go od stóp do głowy. Nie miał czasu na parskanie czy gniewne spojrzenia skierowane w stronę Kai. Swędzenie było nieco większym problemem.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Dużo mówiła. W dodatku dużo niepotrzebnych, nużących rzeczy. Nie miał pojęcia, czy jedynie zgrywała taką ostrą, by wzbudzić respekt wśród obcych uczniów, czy może faktycznie darzyła uwielbieniem sztywne zasady. Którakolwiek z opcji była prawdziwa, nie miała przypaść do gustu Clarke'owi. Szybki rachunek w głowie pozwalał dostrzec, że pozajmowanych krzeseł w sali było nieparzyście, zatem jedna zbłąkana, spóźniona dusza byłaby więcej niż pożądana - ale najwyraźniej Julia Fikus nie potrafiła wychodzić poza własne ramy. Nie chciał mówić w jaki sposób świadczyło to o nauczycielu tak kreatywnego przedmiotu. Zabębnił palcami o blat, rozglądając się po sztalugach; lubił obserwować, w jaki sposób nieustannie przeobrażała się klasa. Nawet w przeciągu kilku dni jej wystrój potrafił zmienić się diametralnie - raz dominowały rzeźby, raz obrazy, potem znowu jakaś galeria fotografii. Było to chyba najsilniejsze świadectwo artystycznego ducha pomieszkującego w murach zamku. Od wymalowanych zdobnie ścian oderwał wzrok dopiero, kiedy usłyszał własne nazwisko. Najwyraźniej dosięgnął go prawdziwy zaszczyt, skoro Julia Fikus zamierzała pozwolić mu na obsmarowanie się gliną. Trzeba było przyznać, że była to swego rodzaju odwaga - szczególnie skoro Clarke z rzeźbą nigdy nie miał większego doświadczenia. - To jakiś sposób na regulaminowe przekonanie uczniów do wyskoczenia z ubrań? - zagaił w neutralnym tonie, który nie współgrał z bezczelnością kryjącą się w słowach, kątem oka zauważając, że jeden chłopak pozbył się już koszulki. Być może był to słuszny krok - Ezra też nie ufałby laikom. Z lekceważących machnięciem ręką dodał: - Pani też nie musi się krępować. Trudno było ocenić na ile poważny był Ezra - ton i uboga mimika sugerowały, że całkowicie, nawet jeśli do pracy zabrał się jeszcze zanim nauczycielka zdążyła skomentować jego słowa. Wbrew pozorom i opinii, kształty profesor zupełnie w tym momencie nie miały dla niego znaczenia. Nabrał sporą ilość gliny, nakładając ją na szyję kobiety i zaczynając uważnie rozprowadzać. Być może metodę prób i błędów powinien zastosować na zakrytych fragmentach skóry; dopiero kiedy glia wyschła, Ezra zauważył, że była to warstwa zbyt gruba (efekt kostki 5). Wszystko jednak było kwestią wprawy. Kolejne partie szły mu już znacznie sprawniej. - To niezręczne? - zapytał nawet odrobinę ciekawy odczuć Fikus, kiedy palcami rozprowadzał glinę po jej biuście. Brakowało mu w tym trochę subtelności i delikatności; kiedy na moment zastygał, oceniając efekty, dało się zauważyć będące tego przyczyną niekontrolowane drżenie mięśni. A przecież najważniejszą cechą artysty była pewna ręka. Rzucenie zaklęcie nie stanowiło problemu w przeciwieństwie do zmycia mazi z ciała nauczycielki. Kolorowe plamki zatańczyły przed oczami Clarke'a, a uniesienie ręki poskutkowało kolejną falą drżenia mięśni. Chcąc nie chcąc, Ezra wyciągnął różdżkę, pomagając sobie zaklęciem Chłoszczyść - choć niewątpliwie nie był to najdelikatniejszy sposób pozbycia się gliny, to na szczęście skuteczny. Zaraz potem oparł się o kant ławki i potarł ręką kark, mając wrażenie, jakby w pomieszczeniu zrobiło się zbyt ciepło. Zadowolenie spłynęło już z jego twarzy, zostawiając miejsce jedynie zmęczeniu...
Niamh O'Healy
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : irlandzki dialekt, odstające uszy, krzywy ryj
Powoli odwróciła twarz w stronę byka, który się do niej przysiadł, bezpardonowo się w niego wgapiając. Nadal szukała czegoś, co było nietypowe, a przysiądnięcie się do niej jakiegoś dużo starszego Ślizgona we wzorki na pewno do rzeczy nietypowych należało. Nie słuchała zbyt uważnie nauczycielki, więc informacje o spóźnieniach, nie gadaniu i innych takich, wpadły przez jej ucho, uciekając drugim, nie pozostawiając za sobą zbytnio śladu. Śledziła wzrokiem palce Ślizgona, który wiązał buty, kiedy rozproszył ją jakiś ruch przy jego leżącej nieopodal torbie. - O w morde, zajonc! - wyrwało jej się entuzjastycznie. Odchyliła się na krześle, by lepiej przyjrzeć się puchatemu zwierzątku. Mogła zgrywać kogo chciała, ale nadal była piętnastoletnią dziewczynką. Kiedy jednak pierwszy zachwyt opadł, zaczęło do niej docierać coś innego - to pewnie był znak. Nie za często króliki wyskakują z toreb na lekcjach. Nawet w szkole magii. Co mógł oznaczać taki kicaj? Jakąś czujność? Ha-ha! Totalnie miała rację - coś się kroiło i wskazywały na to wszystkie znaki na ziemi. Tymczasem nauczycielka skończyła gadać i rozdzieliła ich w pary do jakiegoś zadania. Niamh nie kojarzyła laski, która do niej podeszła, ale nazwisko jej się podobało. Może brat ją znał? - Irlandka, ay? - przywitała się, ale po chwili podejrzliwie zmarszczyła brwi - Czy rżniesz głupa jak Gilliams? - znała już jedną Finn, która wcale Irlandką nie była. Dopóki nie nie zdała była z nią na roku. W sumie nie jej wina, że ją starzy nazwali tak, a nie inaczej, ale Brytole kradnący im już nawet imiona trochę irytowali. Skinęła jej, żeby zaczynała, bo tak właściwie, to nie wiedziała, co mają robić z tą gliną i demonstracja by nie zaszkodziła. Przy okazji rozejrzała się po klasie, zerkając co robią inni. Wszystkie pary zaczęły obkładać się gliną. Serio? Nie zdążyła zapytać, bo i na sobie poczuła ciepłą papkę. Najwidoczniej serio.
Finnigan była oburzona pytaniem Puchonki. Może Krukonka nie była przesadną patriotką, ale była dumna ze swojego pochodzenia i zainsynuowanie, że tylko udaje sprawiało, że Finn czuła się dziwnie zażenowana. - Oczywiście, że jestem Irlandką! - rzuciła po Irlandzku rozprowadzając glinę. Automatycznie zaczęła od twarzy dziewczyny - w podstawówce zazwyczaj robili malowanie lub odlewy właśnie twarzy, więc to był dla niej naturalny wybór. - Poza tym, jakie to ma znaczenie? - dodała po chwili nie oczekując odpowiedzi. Finn próbowała wykonać swoją pracę jak najszybciej. Początkowo nawet myślała, że nie idzie jej aż tak źle biorąc pod uwagę jej zdolności artystyczne. Jednak gdy doszła do szyi, nauczycielka zwróciła uwagę na to jak nierównomiernie rozłożyła glinę. Świetnie, zapunktowanie u profesor Fikus na tych zajęć mogło już tylko graniczyć z cudem, zwłaszcza, jeśli potem mają zająć się malowaniem. Finnigan musiała zmyć część swojej pracy i zacząć od nowa. Kilka razy. Ostatecznie musiała prosić o pomoc nauczycielkę, o ile nie chciała spędzić reszty dnia przy tej robocie. Nie miała czasu, aby rozejrzeć się po reszcie sali, ale miała nadzieję, że chociaż jednej osobie idzie gorzej niż jej. Gdy w końcu skończyła, czuła się jakby przebiegła maraton. Już teraz była wykończona tymi zajęciami, a to dopiero początek. Pośpiesznie rzuciła zaklęcie gemini. Była tak zirytowana tą pracą, że machnąwszy różdżką prawie nią rzuciła. Zmyła glinę z O'Healy, wyjątkowo starając się być jak najdokładniejsza. Nie miała pojęcia czy Puchonka zna zaklęcia czyszczące, więc wolała dać jej jak najmniej roboty w ogarnianiu się po zajęciach. Takie tam bycie przykładnym starszakiem. Zaraz miała być jej kolej na bycie ofiarą gliny i miała nadzieję, że O'Healy w przeciwieństwie do niej ma jakieś zdolności artystyczne. - Wszystko w porządku? - spytała po skończeniu pracy nadal po Irlandzku. Dawno nie miała okazji mówić w tym języku, więc chciała chociaż przez chwilę go poużywać, aby nie utracić płynności mówienia.
- Musisz mi je później pokazać. – Rzucił jeszcze a propos zdjęć wykonanych przez Elijah, twierdząc że póki co kontynuowanie tematu wakacji nie będzie najlepszą decyzją. Zresztą po chwili pani profesor przedstawiła się i przekazała im reguły panujące na jej zajęciach oraz wskazówki co do dzisiejszych zadań. Nie znał się na lepieniu w glinie, dlatego słuchał wszystkiego niezwykle uważnie. Musiał jednak przyznać, że jak na pierwszy raz było to sporo informacji i chociaż wydawało mu się, że zapamiętał całkiem sporo, tak nie był pewien jak poradzi sobie w praktyce. Dodatkowo, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, trochę obawiał się pracy z Fabienem i tego, że nie będzie potrafił się z nim dogadać. - Ja zaczynam? Jeśli coś odwalę, to od razu przepraszam. Nigdy tego nie robiłem. – Uprzedził swojego partnera, podchodząc ostatecznie do wiadra z szybko zasychającą substancją. Zaczął ją równomiernie rozkładać ją za pomocą szpachelki po ciele Krukona. Zważywszy na fakt, że musieli pokryć gliną całe ciało swoich kompanów, trochę mu to zajęło. Tym bardziej, że próbował być niezwykle (może aż nadto) dokładny. Dotarł do twarzy i tutaj włączył już pełną koncentrację, chcąc jednocześnie zadowolić nauczycielką, ale i nie zrobić koledze większej krzywdy. Cholera, później to on będzie musiał w tym czymś zastygnąć jak pomnik… Chyba wolał jednak grę na instrumentach lub malowanie. Popatrzył jednak w końcu na swoje dzieło i jak się okazało, nie można było mieć do niego większych zastrzeżeń. No, może poza tym, że nałożył zbyt grubą warstwę gliny. Dopiero teraz dowiedział się, że w ten sposób sprawi Fabienowi kilka piekących oparzeń na odsłoniętych częściach skóry. Szlag by to… Chciał jak najszybciej pozbyć się tego czegoś. Poprosił więc nauczycielkę o zastosowanie zaklęcia Geminio, którego sam nie potrafił, a następnie zajął się zmywaniem gliny z ciała chłopaka. - Nie chciałem, sorry. – Westchnął ciężko, bo miało najwyraźniej stanowić wyraz przeprosin. Kiedy skończył, sam stanął jak słup, mówiąc Krukonowi, że ten może zaczynać. Raczej nie obawiał się, że celowo zemści się na nim za jego błąd, ale cóż… on też nie zrobił tego celowo. Modlił się więc w duchu, by Fabien miał nieco więcej talentu w tej dziedzinie.
Kostka: 5
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Od początku zajęć był jakiś śnięty i nie do końca przytomny, a rozbudził go dopiero głos przyjezdnej nauczycielki. Na razie nie miał o niej zdania. Szanował to, że od razu określiła swoje zasady, ale jednocześnie nie wiedział dlaczego, wydawała mu się właśnie jakaś sztywna i surowa. A może to po prostu fakt, że wkurzały go te zajęcia, bo w istocie nie interesowało go lepienie z gliny i nie miał pojęcia, po co się tutaj znalazł? Wysłuchał wytycznych pani profesor, ale większość słów wyleciało mu drugim uchem. Dlatego też chętnie zgodził się, by to Kaia jako pierwsza oblepiła go tym paskudztwem i zgodnie z jej poleceniem zdjął koszulkę, uśmiechając się przy tym do niej zawadiacko. Chyba jedyny przyjemny punkt zajęć. W każdym razie obserwował, co dziewczyna robi, żeby czegoś się od niej nauczyć, chociaż w tym samym czasie stał się również jej królikiem doświadczalnym, co z pewnością nie było już takie kolorowe. Byle nic mu się podczas tych zajęć fizycznie nie stało, to będzie dobrze. Takie miał podejście. Bo o ile jeszcze załapać kontuzję na meczu realnie można było, tak nie wyobrażał sobie, by miało mu się coś przydarzyć podczas bawienia się tą mazią w wiadrze. Niezbyt wiele mógł robić, skoro przypominał teraz jakąś rzeźbę. Z niecierpliwością czekał więc aż Krukonka skończy swoje zadanie. W międzyczasie usłyszał parę krytycznych komentarzy Fikus na temat jej pracy. - Nie przejmuj się. – Mruknął cicho do Kai, kiedy nauczycielka odeszła. A jednak niedługo po tym jak glina zniknęła z jego ciała, poczuł jak wszystko go swędzi. Z drugiej strony nie był nawet pewien czy to normalne konsekwencje czy może jednak pannie Lindsey naprawdę to nie wychodziło. - Zaczynamy? – Zapytał czy dziewczyna jest gotowa i sam przeszedł do sedna, pod nosem mamrocząc coś niecenzuralnego. Nie miał wcale ochoty tego robić, ale głupio byłoby też opuścić zajęcia w trakcie. Musiał dbać o reputację, jeśli nie chciał, żeby Fairwyn zrobił mu z dupy jesień średniowiecza. Stwierdził jednak, że przemyśli swój udział w kolejnych zajęciach przyjezdnej. Nietrudno chyba było przewidzieć, że zadanie pójdzie mu tragicznie. Nie wymieszał nawet porządnie gliny, które konsystencja okazała się zbyt gęsta. Gdzieniegdzie pojawiały mu się grudki, a co gorsza substancja w ogóle nie chciała zasychać. Przez to wszystko się przedłużało, a on wystawił Kaię na dodatkowe cierpienia. Matthew postanowił więc dokończyć wszystko na szybko, żeby niepotrzebnie nie męczyć koleżanki. Poprosił panią Fikus o użycie zaklęcia Gemini, przy okazji wysłuchując miliona jej uwag. Wytknęła mu chyba wszystkie mankamenty i nierówności, jakie mogła, ale cóż… wolał się tym nie przejmować. Kiedy już tylko został z Krukonką sam na sam, wyciągnął swoją różdżkę i zastosował niewerbalne Aquamenti, by zmyć z jej ciała ten syf. A co, pójdzie w jej ślady i nie będzie się dalej męczył z tym paskudztwem. Nie skomentował nijak zajęć, ale po jego minie widać było, że jest nimi znudzony.
Kostka: 1
Niamh O'Healy
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : irlandzki dialekt, odstające uszy, krzywy ryj
Mina jej zrzedła, kiedy Krukonka zaczęła mówić po Irlandzku. No ona nie mówiła, no i co? Jak wszyscy wkoło mówili po angielsku, to gdzie się miała nauczyć? Na szczęście i tak nie mogła za bardzo odpowiedzieć, bo dziewczyna zaczęła smarować jej gliną twarz. - To dobrze - udało jej się tylko wybąknąć, po czym zamilkła pod warstwą gliny. Wyglądało na to, że będzie miała spokój na dłużej, bo Finnigan miała jakieś problemy z nakładaniem materiału i co chwila robiła to od nowa, Niamh za to wszystko zaczynało swędzieć i pewnie w cale nie pomagała partnerce kręcą tymi częściami ciała, którymi była w stanie i próbując sobie jakoś ulżyć. W końcu jednak Krukonka skończyła, zmyła z niej glinę i... znowu zaczęła się popisywać znajomością języka. - Uważaj z tym - ostrzegła koleżankę - Niektóre nauczyciele robio problemy, jak nie mówisz literacko odmiano angielskiego - zacisnęła zęby na wspomnienie eliksirów z Brownem. Nie dając Krukonce czasu na odpowiedź, rozsmarowała jej byle jak rozrobioną glinę po twarzy. Było to trudniejsze niż się wydawało, szczególnie prze grudki, które się w niej porobiły, ale jakoś dało radę. - No bo to apstrakcja je - usprawiedliwiła swoje dzieło, kiedy nauczycielka kręciła nosem na efekt końcowy.Niby się znała na sztuce, a nie wiedziała, że nie każde dzieło musi być rzeczywiste.
Kostka: 1
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Doskonale zdawał sobie sprawę z istnienia zaklęć czyszczących, nie zmieniało to jednak faktu, że wolała mieć uprane ciuchy - mimo wszytko wydawały jej się świeższe. Poza tym nie była ekspertem od gliny - nie miała pojęcia jak ona wpływa na materiał, a miała lepsze rzeczy do roboty niż doprowadzanie ubrań do ładu. Jakby ich ktoś uprzedził, że będą się na tych zajęciach brudzić, to by nie przyszła nie zakładała nowego swetra.
- A w ogóle, to ja zaczynam - dodała po chwili, kiedy dotarło do niej, że przecież tak może. Jeśli nie będzie się zbytnio śpieszyć, to może nawet Nox nie zdąży. Jej samej też się nie widziało obmacywanie Ślizgona, a jej poziom zaufania do płci męskiej był tak niski, że wcale by się nie zdziwiła, gdyby mu się to jeszcze podobało. Nakładała wszystko szpachelką, przez co początkowo nie wyglądało to zbyt dobrze, kiedy już jednak przykryła Noxa wystarczająco gruba warstwą, pomogła sobie dłońmi. Zadowolona z efektu (jakby to nie wyglądało, zamurowany Nox był cieszącym oko widokiem) rzuciła Geminio. Nie chcąc, ale musząc chlusnęła na chłopaka wodą z wiadra, a że niespecjalnie zmyło to grubaśną warstwę, którą wcześniej nałożyła, rzuciła jeszcze Aquamenti celując strumieniem w twarz Ślizgona. - Ups. - rzuciła bez żalu, gdy woda przebiła się już przez glinę i jeszcze z dobre dwie sekundy nie opuszczała różdżki. W końcu zmyła też z niego tyle gliny, żeby był w stanie dalej poradzić sobie samemu, po zym obejrzała się na nauczycielkę. Zdąży, czy nie zdąży?
Kostka: 5
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Humor zdecydowanie poprawił mu się na widok kuzyna, z którym, w zupełnym przeciwieństwie do Cassiusa, dogadywał się niemal równie dobrze co z bliźniaczą siostrą. Uścisnął jego dłoń i nieco się rozluźnił, z miejsca czując się bardziej komfortowo. Kiedy zaś do sali wpadła Billie, przynosząc ze sobą potężną porcję niewymuszonej radości, rozpromienił się, na moment wyglądając jak zupełnie inny Elijah – taki, któremu dla odmiany coś w życiu wychodziło. Nie był zadowolony z faktu, że stanęła bezsprzecznie po stronie Cassiusa, to jego obdarowując większą ilością ciepła, ale nie okazał tego w żaden sposób. Dopóki była przy nim Elaine, łatwiej było mu na to machnąć ręką. – Żadnego darcia kotów, tylko czysta miłość. – dodał, unosząc kącik ust w uśmiechu. Może to i lepiej, że nie wiedziała jaka była prawda. Zerknął na Cassiusa, ale nie powiedział już nic więcej, gdyż nauczycielka w końcu rozpoczęła zajęcia. Wysłuchał jej w skupieniu, zgadzając się z nią w wielu kwestiach. To, że artysta potrzebował wolności nie podlegało dyskusjom, ale uważał, że w nadmiarze może przynieść odwrotny efekt. Lubił organizację i samodyscyplinę, a na szkolnych zajęciach była ona przecież jeszcze potrzebniejsza. Podobało mu się jej podejście, w przeciwieństwie do tego, że zaczęła rozdzielać ich wedle swojego uznanie. I to jak rozdzielać! Prawdopodobnie nie mógł dostać gorszego partnera do pracy. Choć miał ochotę odwlekać to w nieskończoność, w końcu skierował do niego swoje kroki, poprawiając po drodze srebrno-niebieski krawat. Niemo zgodził się na to, by to on jako pierwszy stworzył rzeźbę; właściwie całkiem odpowiadała mu ta kolejność, dawała mu bowiem możliwość by przyjrzeć się jak robią to Cassius i pozostali Swansea, dostrzec ich błędy i wyciągnąć z nich jakieś wnioski. – Zapewne – mruknął i dla własnego bezpieczeństwa rzeczywiście zamarł w bezruchu. Okazało się to tym trudniejsze, że w bliskiej od nich odległości ustawił się Gabriel, któremu do pary przydzielona została Moe. Praca z magiczną mazią szła im na tyle źle, że z całej siły musiał powstrzymywać się, by się nie roześmiać. Warstwa mokrego chłodu, którym pokrywał go Cassius, była o dziwo przyjemna w odczuciu. Do tego trzeba przyznać, że – zwłaszcza w porównaniu z innymi grupami – szło mu to całkiem sprawnie i całość była ukończona nim w ogóle zdążył poczuć jakikolwiek dyskomfort. Najbardziej zaś zaskoczyło go to, w jaki sposób Ślizgon zmywał z niego dziwną magiczną glinę... nie spodziewał się po nim takiej delikatności. Wciąż nieruchomy – nie wiadomo, czy za sprawą gliny, czy może nieznacznego podenerwowania nową dlań sytuacją – przeniósł wzrok na twarz kuzyna, teraz zastygłą w skupieniu, choć była to tak zwykła czynność. Zmarszczył nieznacznie brwi kiedy w końcu miał taką możliwość, ale nic się nie odezwał; zamiast tego sięgnął do wiaderka i, choć był od stóp do głów mokry, zaczął nakładać glinę na Cassiusa. Mógł wpierw się wysuszyć, ale wypróbowanie gliny (albo siebie w tej technice) pochłonęło go tak bardzo, że nie zwracał na to uwagi. – To dość rozsądne, że nie wsadziłeś mi palca do oka – zagaił, rozsmarowując mu maź na twarzy nogach – wiesz, teraz jesteśmy w odwrotnej sytuacji i mógłbym ci się odwdzięczyć. Spojrzał na niego krytycznie, zastanawiając się czy ma jakąś konkretną wizję... i po prawdzie miał, lecz wymagała ona środków, o które nie zamierzał prosić. Zdawało mu się, że rzeźba wyszłaby znacznie lepiej gdyby Cassius zdjął z siebie koszulę, ale w życiu by go to nie zapytał. Naraziłby się tym przecież na kolejne komentarze ze strony kuzyna – tych nigdy nie brakowało. Do nakładania gliny posługiwał się głównie palcami i całymi dłońmi, szybko dochodząc do wniosku, że w ten sposób najłatwiej jest mu ją uformować... szpatułką posługiwał się głównie w miejscach, które nie wymagały tak dużej szczegółowości, lub których naprawdę nie chciał dotykać. Zachowywał się przy tym delikatnie i sprawnie, skupiając się na każdym poszczególnym ruchu, co objawiało się płytką pionową zmarszczką usytuowaną pomiędzy jasnymi brwiami. Wiedział, że Cassiusowi poszło dobrze i zamierzał dać z siebie wszystko, byle tylko nie wypaść przy nim gorzej. Najmocniej skupił się na twarzy, gdyż w jego prywatnej twórczości to właśnie ona była najistotniejszym elementem każdego człowieka. Rozcierał glinę z wyjątkowym wyczuciem, starając się jak najlepiej odbić ostre rysy kuzyna. – Nigdy nie zrobiłem Ci zdjęcia – wypalił bez pomyślunku, rozcierając glinę na czubku cassiusowego nosa. Zmarszczył brwi jeszcze mocniej i uciekł spojrzeniem ku wiaderku, by nabrać ostatnią porcję materiału. Chcąc nie chcąc, zaczął zastanawiać się czemu tak było... miał w sobie przecież wiele detali, które chciałby uwiecznić za pomocą aparatu. Czy jego niechęć do Cassiusa była w istocie tak silna, że uniemożliwiała mu przełknięcie dumy i wyżycie się w najbliższy sobie, artystyczny sposób? – nie sądziłem, że prędzej zrobię Twoją rzeźbę. Powinniśmy je potem zniszczyć żeby nikt sobie niczego nie pomyślał... Geminio. – jako jeden z nielicznych bez problemu rzucił zaklęcie, nie oglądając się na nauczycielkę. Zaczął zmywać z Cassiusa glinę, ale nie powiedział już wiele więcej. I tak zbytnio dał się ponieść myślom i, co gorsza, dał im wyrwać się z gardła wprost do świata zewnętrznego. Cierpliwie czekał na ocenę nauczycielki.
Pierwsza lekcja była ważna. Służyła Julii głównie do tego, żeby zorientować się w uczniach. Zobaczyć, kto ma większy talent, kto mniejszy. Kto nadrabia ambicją, a kto traci przez lenistwo i niedbalstwo. Kogo doceni za podporządkowanie się jej zasadom, a do kogo już na początku się zniechęci. Chciała ich poznać, żeby wiedzieć, jak prowadzić zajęcia, w czym są już dobrzy, a czego im brakuje. Mogli mieć umiejętności manualne, ale ze szwankującą kreatywnością, lub na odwrót. Pierwsza część zajęć sprawdzała głównie to pierwsze, ale to co miała w planach później, miało zweryfikować właśnie drugą kwestię. Właściwie nie wiedziała czemu wzięła do pary akurat chłopaka, który siedział sam. Powinna raczej popchnąć go do zintegrowania się z grupą, ale wyglądał tak niewyraźnie, że wolała mieć na niego oko podczas tych zajęć. Zwłaszcza, że mógł kiepsko znieść oblepienie gliną, nawet jeśli nie było przy tym problemów z oddychaniem. Jego bezczelny komentarz lekko ją obruszył, ale też przykuł uwagę. - Właściwie to nie, nie mieliście się do tego rozbierać - powiedziała, kiedy jedna dziewczyna dopytała, a jeden chłopak w tym samym czasie zdjął koszulkę. Czyżby Hogwart był taki otwarty? Nie przeszkadzało jej to, ale wolała, żeby nikt jej nie posądził o nieprzyzwoite zajęcia. Nie widziała jednak powodu, żeby odejmować im za to punkty. To jednak była sztuka i faktycznie rzeźba mogła być dokładniejsza przy mniejszej ilości ubrań. - Glina bez problemu schodzi z materiału. Ale jeśli tak wolicie, to pozostawiam wam do wyboru - stwierdziła. W Julii surowość włączała się dopiero, kiedy ktoś lekceważył zadanie. Tego nie można było im zarzucić, więc przymknęła na to oko. Za to kolejny, śmiały komentarz chłopaka nie do końca jej się spodobał. Normalnie pewna doza arogancji u innych jej nie przeszkadzała, ale jednak od uczniów wymagała szacunku. - Wierze, że poradzisz sobie bez tego - odparła tylko spokojnie i dała mu się zabrać za pracę. Stała bez ruchu i obserwowała jego działania, żeby ewentualnie je korygować. Kiedy przesadził z warstwą gliny, skrzywiła się nieznacznie, bo pieczenie nie było przyjemne. - Cieńsze warstwy. Im delikatniej to zrobisz, tym bardziej oddasz realną sylwetkę, pilnuj tego - spojrzała na niego i pokręciła głową na kolejny komentarz. - Nie, nie jest niezręcznie - powiedziała lekko rozbawiona jego słowami. Faktycznie się tak nie czuła. Podchodziła do tego zadaniowo. Zauważyła jego dziwne ruchy i drżenia, które nie wyglądały standardowo. - Za to ty spróbuj się nie denerwować - zerknęła na niego, widząc niepewną rękę. Nie wyglądał na kogoś, kogo mogła ta sytuacja zestresować, w takim razie skąd takie zachowanie? - Dobrze się czujesz? - spojrzała na niego, kiedy zmył z niej glinę niezbyt delikatnym zaklęciem. Nawet go za to nie zbeształa, za bardzo zaniepokoiła ją perspektywa omdlenia na jej pierwszych zajęciach. Po skończonej pracy chłopaka chodziła po sali i oceniała innych. Nieliczni zasłużyli na komplement, innym dawała jedynie porady. Kiedy wszyscy skończyli, rozejrzała się po sali spokojnie. - W porządku, skoro wszyscy skończyli, do następnego zadania weźcie farby. Waszym zadaniem będzie pomalowanie rzeźby. Na karteczce wylosujecie wskazówkę, a reszta zależy tylko od waszej kreatywności. Starajcie się nie skupiać tylko na wyglądzie. Macie czas do końca lekcji i proponuje większość poświęcić na dobre przemyślenie swojej pracy. Pomysł się liczy znacznie bardziej niż wykonanie - powiedziała spokojnie i pokazała im zarówno gdzie są farby jak i miska ze wskazówkami.
Rzuć kostką:
1. Twoim zadaniem jest jak najlepiej oddać pierwsze wrażenie, jakie wywarł na tobie twój partner podczas waszego pierwszego spotkania. 2. Masz narysować strój, który najbardziej pasuje do danej osoby, albo najtrafniej oddaje twoje wyobrażenia o niej. 3. Namaluj zwierzę, które kojarzy ci się z twoim partnerem. 4. Odpowiednio podkreśl wszystko co, to ci się podoba w twoim partnerze. 5. Podkreśl wszystkie wady swojego partnera. 6. Oddaj emocje, które odczuwasz teraz, widząc tę osobę.
Rzut jest opcjonalny - możecie wybrać karteczkę! Chociaż fabularnie jest to oczywiście losowanie.
Choć nawet ślepy zauważyłby negatywną chemię pomiędzy chłopakami, w jej obecności jakoś zawsze potulnieli, przez co Billie chyba nigdy nie była świadkiem ostrych wymian zdań. Sądziła toteż, że cała ich zawiść miała charakter pasywny. Nie mogła mieć pojęcia, że odgrywała w tym jakąś rolę - a powinna skoro sama beznadziejnie łatwo poddawała się wpływom rodziny. Szczególnie Cassiusa. Być może Valentina zawsze miała rację, być może niezdrowe było to, jak bezwolna wobec starszego Ślizgona potrafiła być Billie; jego uwaga była dla niej prawdopodobnie cenniejsza od większości nagród, które w ogóle można by jej zaoferować. Dlatego z cichym chichotem przyjęła nakierowanie jej przez kuzyna na krzesło i tę przyjemną zabawę kosmykami włosów. Szeroki uśmiech pozostawał na jej wargach przez cały wykład profesor Fikus na temat spóźnień, rozmów nie na temat, systemu kar... Wyniosła z tego wszystkiego tyle, że może powinna przestać pojawiać się na zajęciach artystycznych, jeśli zależało jej na punktach, ponieważ nawet w minimalny sposób nie była w stanie uwierzyć we własną punktualność. Nie przeszkadzało jej, że profesor Fikus zaczęła rozdzielać pary - to zawsze był najlepszy sposób na poznanie kogoś nowego. Nie potrafiła odnaleźć w tym jednak żadnej logiki; nie dzieliła ich płcią, wiekiem ani predyspozycjami artystycznymi, nie mogła też wiedzieć, w jakim stopniu się znają, co znaczyło, że wszystko odbywało się na "chybił-trafił". A patrząc po Elijahu i Cassie, profesor Fikus miała niezwykle groteskową intuicję. - Podmieniono ci Swansea, ale mam nadzieję, że to nie taki wielki zawód... - odezwała się do @Cherry A. R. Eastwood i wyciągnęła rękę, aby porządnie się przywitać. - Jesteś kapitanem Puchonów, prawda? Bardzo, bardzo podobało mi się jak graliście poprzedni sezon. A ty to chyba dodatkowo masz to w genach, tak jak twój brat. Franka to w ogóle jestem fanką, byłam kiedyś na jego treningu, żeby z bliska poobserwować w jaki spo- Na brodę Merlina, wygodnie ci biegać po szkole w takich butach? Chodzenie po schodach musi być katorgą - zdumiała się, z przerażeniem spoglądając na wysoką szpilkę, synonim zdradzieckiej pułapki. Dopiero po chwili zorientowała się, że już udało jej się złamać jedną z zasad profesor; obejrzała się na kobietę, ale luźny słowotok mógł umknąć jej uwadze. - Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli zacznę? Nie mogę się doczekać wypróbowania tej gliny. Tylko nigdy nie rzeźbiłam, krzycz na mnie, jeśli coś będzie źle. Kiedy beztrosko nabierała w ręce maź, nie mogła jeszcze podejrzewać, że faktycznie da Cher sporo powodów do krzyku. Billie tak się spieszyło do nakładania gliny na ciało koleżanki, że przymknęła oko na nieprawidłową konsystencję. Dało to o sobie znać już po chwili. Choć Jean niesamowicie się starała, z niemal motylą delikatnością rozprowadzając maź cienką warstwą po ciele, to ona i tak nie chciała schnąć. Dodatkowo na powierzchni tworzyły się małe grudki, w efekcie czego cera rzeźbionej Cher wyglądała, jakby została wysypana pryszczami. - Przepraszam, przepraszam, to nie tak miało być - zalamentowała, dotykając ramienia dziewczyny, żeby sprawdzić, czy jej twór w ogóle zamierzał wyschnąć i - o zgrozo - jeszcze odbijając na nim swój palec. Trudno było znaleźć słowa, opisujące rzeźbę Billie, ale profesor Fikus jakoś temu podołała, popisując się znajomością synonimów słowa "tragedia". Cóż, z pozytywów, przynajmniej zmywanie gliny z partnerki poszło jej sprawniej!
Głos Pandory sprowadził ją na ziemię. Spojrzała na nią pół-przytomnym spojrzeniem, nie bardzo radząc sobie ze zleconym im zadaniem. Słowa przyjezdnej, choć grzeczne i dodające otuchy, zadziałały na Celeste odwrotnie do zamiaru. Swansea spięła ramiona, czując dopieto teraz stres i poczucie odpowiedzialności za stan, do jakiego doprowadziła wrażliwą skórę rudowłosej. Patrzyła na nią nie wiedząc jak jej pomóc. Nie znała się na tyle na magii leczniczej, żeby było to możliwe. Na glinie widocznie też nie. Znacznie lepiej szło jej ocenianie rzeźb innych autorów, niż robienie ich samemu. Winiła za to wiele czynników. Część z nich to był niepewny grunt. Przyjezdna nauczycielka, przyjezdna partnerka. To były aspekty stresujące w tej pracy. Były też aspekty rozkojarzeniowe. @Gabriel R. Swansea bez koszulki. @Cassius Swansea w parze z @Elijah J. Swansea. @Billie J. Swansea, której praca szła tak samo dobrze jak Caelestine. — Przepraszam — rzuciła wewnętrznie zniechęcona, choć otwarcie wyraziła jedynie ton skruchy. Mimo to, rzadko kiedy z jej ust padały takie słowa. Niemniej Pandora zasłużyła na właściwe zachowanie, po tym, jak Cessi zmasakrowała jej skórę... — Jest dobrze. Bardzo dobrze — w ramach pokuty wyraziła opinię o jej własnym dziele. Mimo, że rzeczywiście rzeźba była nieco pogrubiona, a czoło podwyższone, praca Pandory była znacznie bliższa ideałowi niż praca Celeste. Pozostało jej jedynie skoncentrować się na dalszym zadaniu. Przez pomoc profesor Fikus, jej figura, chociaż w zupełności nie przypominała przyjezdnej, przynajmniej nie rozpadała się, trzymając się pionu. Malowanie było akurat wielkim zamiłowaniem Celeste, dlatego ucieszyło ją, kiedy wylosowała kartkę, mającą za zadanie wyrazić jej emocje, kiedy pierwszy raz poznała Pandorę. W ten sposób, wypełniła rzeźbę ciepłymi barwami pomarańczu i czerwieni. Miękkimi pociągnięciami zaznaczała policzki, rumieniąc je farbą, prusząc glinianą "skórę" bielą i jasnymi odcieniami beżu. Pandora kojarzyła jej się z czymś łagodnym, pięknym, eterycznym, zdolnym do wybaczenia. Właśnie to próbowała przedstawić swoją pracą.