Klasa artystyczna zmienia się jak kameleon w zależności od tego co jest trenowane bądź ćwiczone, więc nigdy nie wiadomo co tutaj dziś będzie się znajdować. Przyrządy do rzeźby, sztalugi, a może zwykłe ławki, by podszkolić się z wiedzy o magicznych artystach. Można tu znaleźć wiele pomysłowych dzieł. Także spora część uczniowskich malowideł zrobi kremowe ściany owego pokoju.
Była zaskoczona, kiedy nagle do niej podszedł. Wtedy za wszelką cenę starał się unikać jakiegokolwiek bliższego kontaktu z nią. Ej... Czyżby faktycznie traktowanie go jakby zawsze miał rację i nikt inny na świecie lepszy od niego nie istniał działało? W sumie jeśli była zakochana, to traktowała tak swój obiekt westchnień przez cały czas nie licząc tych chwil, kiedy kłóciła się z nim chcąc też czasem postawić na swoim dla czystej przekory... Ciekawe i zastanawiające trzeba przyznać. Przyglądała mu się dokładnie, centymetr po centymetrze. No i... Uśmiechnął się? Naprawdę to widziała, czy po prostu nadmiar wyobraźni na nią działa w ten sposób? Kiedy ją dobrowolnie dotknął i to jeszcze w ten sposób ledwo co powstrzymała się od miny, która wyglądałaby tak samo jak emotikonka „O.O” i po prostu zmarszczyła nosek zamykając oczy w momencie targania jej włosów. Potem spojrzała na niego i po raz kolejny uśmiechnęła się tak wdzięcznie i bardzo delikatnie. - Rozumiem, że pozycja francuskiej arystokratki to i tak za mało przy tobie... - Powiedziała krótko. No cóż różne się dzieją rzeczy na świecie. Owszem, mieszka w jakieś tandetnej melinie tylko i wyłącznie z bratem. Ale jej nazwisko we Francji jest bardzo znane, a jej rodzina jest niesamowicie majętna. I tak naprawdę tylko ona zna całą historię... Reszcie pozostaje wiedza, że miała już nawet bal debiutancki, więc jest wysoko postawioną dziedziczką. Ile w tym prawdy? No cóż... O to już trzeba ją spytać.
- Wiesz opinia się liczy, a w opinie ludzi jesteś zwykłą, że tak pozwolę sobie ciebie nazwać, normalną kurwą. Rodzice w ministerstwie jednak spełnili swoje zadanie. Posprawdzali trochę tu i tam, i wiesz po tym totalnie straciłaś szansę. - Powiedział i odgarnął włosy na bok. - Moja dziewczyna nie musi być wierna bo mnie to nawet nie obchodzi to raz, dwa może i nie musi być wierna, ale nie pozwolę aby ona zniszczyła moje dobre imię. A trzy to ma być dziewczyna a w przyszłości żona. Ma się zajmować domem, a nie wyrażać swoje myśli. Ma mnie szanować jako człowieka i męża - No tak stosunkowo staromodne założenie, ale to był Shin. On tak traktował każdą dziewczynę. No może inaczej zachowywał się przy dziewczynach na których mu zależało, ale Corin to nie groziło.
- No tak. Opinii się niestety już nie da zmienić, kiedy taka pojawiła się już dawno temu. Gdybym mogła, zrobiłabym wszystko żeby tylko ludzie inaczej na mnie patrzeli, wierz mi. Szczególnie, że większość tego, co mówią to stek bzdur – Powiedziała po czym westchnęła cicho i wstała z krzesła przechodząc o kilka kroków jakby to miało pomóc w uporządkowaniu myśli. Wróciła do mówienia dopiero jakiejś minutce. - Nie wyglądasz na osobę, która tak przyszłościowo o tym wszystkim myśli. Raczej na wolnego ducha, ale łatwo się pomylić, kiedy ktoś doskonale potrafi stwarzać pozory. A ty do takich osób należysz, mam rację? - Skomentowała cichutko nadal myśląc. W sumie to, co mówiła teraz to prawda. Nie spodziewała się, że on tak się przejmuje opinią innych. I naprawdę zmieniłaby swoje życie, ale czasem człowiek nie ma wyboru. Lub podjął złe i nic na to nie poradzi. Jedyne, co mogłoby ją wyciągnąć z niskich sfer jak to ujął, to ktoś z tych sfer wysokich. A jakoś chętnych nie widać.
- Opinia to coś dzięki czemu jesteśmy wyjątkowi. To właśnie ona wyznacza naszą wartość. Gdybym naprawdę nie przejmował się opinią to z pewnością dał bym się tobie poderwać, gdyby moja opinia tak mi zwisała to z moim bratem miał bym dobre stosunki, ale cenie sobie to, że ludzie mnie szanują. Nie ma nic gorszego niż brak szacunku dla siebie samego. Najpierw trzeba zacząć się samym szanować a dopiero potem oczekiwać od innych szacunku. - Mruknął cicho i wrócił na swoje miejsce. No tak dla człowieka który był wychowany w takiej a nie innej rodzinie opinia to najważniejszy wyznacznik wartości. - Wiesz opinię zawsze da się zmienić, ale smród zostanie. Musiała byś narodzić się na nowo i nie popełnić tego błędu. To jest już chyba najbardziej dobitne stwierdzenie, że nie masz co nawet się starać. Bo smród twojej przeszłości ciągnie się za tobą cały czas - Powiedział i wbił swoje brązowe oczy w sufit.
- W sumie tak naprawdę to, jak inni ludzie cię odbierają powinieneś... Hm. Wydaje mi się, że nawet jeśli dałbyś mi się poderwać, czy miałbyś dobre kontakty z tym debilem, to będąc tak wyjątkowym swobodnie mógłbyś sprawę tak ustawić, żeby wyszło dla ciebie na plus. W końcu manipulacja ludźmi powinna być twoją najmocniejszą umiejętnością – Spoglądając na niego przekrzywiła głowę w bok. Ten gest i jej mina sprawił, że widać było po niej, że jest bardzo zainteresowana jego zdaniem na ten temat. W sumie kiedy rozmawiali tak normalnie... Choć w jakim sensie cały czas traktując ją jak istotę będącą piątym kołem u wozu, to wydawał się nawet całkiem miły. Taki... Hm. Nie potrafiła tego tak naprawdę jednoznacznie nazwać. Ale było w nim coś innego niż wcześniej. Choć jak uderzał nią o ścianę też było super... Ah, na to wspomnienie wręcz się rozpływała. Zero jakiś zahamować, zero „muszę uważać, żeby jej się nie stała krzywda”. Świetna sprawa. - Cóż. Moja przyszłość istnieje w przeszłości. Tam, gdzie zawsze była i będzie. Ale nawet, gdybym się urodziła drugi raz tak czy siak byłabym dziwką prawdopodobnie... Albo leżałabym gdzieś w rowie już dawno zamordowana, a to też nie jest zbyt miłe... - Zaśmiała się cicho. W sumie to gdyby nie ta praca, to ona i brat już dawno zostaliby wyrzuceni z domu. A skoro tak, to bardzo prawdopodobne, że zginęłaby mimo różdżki w walce o przetrwanie. Czy na ulicy, czy w mugolskim sierocińcu. No cóż...
- Mi by to tam nawet pasowało jak byś leżała w rowie. Nie musiał bym się z tobą męczyć. Kto wie może kiedyś mnie trafi ten zaszczyt uciszenia ciebie raz na zawsze - Powiedział i tak jak by od niechcenia wyciągnął swoją różdżkę i wycelował ją w Corin. - Wiesz dziadek zajmował się trochę czarną magią więc przekazał mi kilka tajników. Może kiedyś je sobie przećwiczę - Powiedział i zaczął swoim patyczkiem toczyć kółka w powietrzu. No tak lubił tak się wygłupiać na dobrą sprawę jeszcze nigdy nie użył niewybaczalnego, ale dlaczego by nie spróbować choćby teraz. Kto to wie co mu teraz łaziło po głowie. Sam w sobie był stosunkowo dziwnym człowiekiem.
- Możemy kiedyś powalczyć na czarną magię w Pokoju Życzeń. Pewnie skoro dowiadywałeś się o mnie czegoś to wiesz, że dwa razy prawie wyleciałam ze szkoły za użycie zaklęć niewybaczalnych, więc może miałabym z tobą chociaż cień szansy? – Założyła kilka kosmyków za ucho i puściła mu oczkiem. Raz użyła Crucio na koleżance z domu. Chciała wtedy zemścić się na cholernej wywłoce za to, że skrzywdziła jej najlepszą przyjaciółkę. Mało brakło, ale pozostała w szkole. Za drugim razem obyło się bez większych przykrości, gdyż zabiła wiele istnień naraz w zakazanym lesie... No i były to pająki, a nie ludzie. W Beauxbatons jeszcze również interesowała się tą tematyką, ale wtedy bardziej zainteresowała ją animagia. Szkoda, że straciła tą zdolność, ale nie można mieć wszystkiego, prawda? Zresztą, po cholere jej animagia skoro o północy będzie musiała się chować w odległych zakamarkach zamku byleby tylko nie trafić na kogoś, a potem przez parę dni będzie chodziła wyglądając jak zombie?
- Czy ty chcesz zginąć z mojej ręki. Chociaż nie ukrywam, że kusząca to propozycja. W sumie to po co iść do pokoju życzeń. Możemy tutaj sprawdzić kto co potrafi - Powiedział i ponownie wyciągnął swój magiczny patyczek. Był bardzo pewny siebie. Może nawet i za bardzo, więc nic dziwnego, że wiele ludzi chce zachwiać w nim tą pewność, ale jak na razie nikomu to się nie udało. - No chyba, że się boisz. To jest zupełnie zrozumiałe. Nie każdy ma w sobie tyle odwagi - Mruknął cicho i wbił wzrok w dziewczynę czekając na jej ruch. On się nie cofnie, ale miał szacunek dla ludzi którzy po prostu się boją. Nie wszyscy urodzili się z ogromnymi pokładami odwagi. Tak więc Shin wstał ze swojego miejsca i odgarnął włosy na bok aby mu nie ograniczały pola widzenia.
- Sprawdzenie siebie tutaj raczej nie jest najlepszym pomysłem. Nauczyciele chodzą po zamku i wiecznie dają szlabany ostatnim czasem. A mi już mało brakuje, żeby wylecieć więc wolałabym się jednak przenieść – Powiedziała tonem, który wskazywał na to, że to nie jest jej postanowienie, a raczej pobożna prośba. Jej akta i tak już zajmowały zbyt dużo miejsca na półce, a jeśli do tego wszystkiego dopadnie ją Brendan to będzie już miała przesrane na całej linii. - Oczywiście, że się nie boję. Choć pewnie jesteś ode mnie trochę lepszy, więc możesz mi dać minimalne fory – Skomentowała sięgając do tylnej kieszeni, z której to po chwili wydobyła swoją różdżkę. To nie byłą ta pierwsza, którą niegdyś otrzymała... To już jej trzeci magiczny patyk w całym swoim życiu i szczerze mówiąc nie do końca jej słuchała i jeszcze nie stosowała ów artefaktem czarnej magii, ale nie powinno być źle. Między innymi dlatego, że ta panna przesadnie wierzy w swoje możliwości.
Gwen weszła do klasy ciesząc się jednak, że jest już w środku. Kochała przebywać na dworze, ale wraz z nastaniem jesieni nic nie dało się już zrobić, by nie zachorować. Czarodzieje jeszcze nie wymyślili jak zrobić, by nie chorować. Puchonka zdjęła szal, kurtkę i przełożyła je przez oparcie krzesła. Czuła się tu prawie jak w pracowni swojej matki, choć tam raczej nie lubiła przebywać. Jej matka nie za bardzo pozwalała córce korzystać ze swoich przyborów twierdząc, że dla artysty one czymś, czym się nie dzieli. Dlatego też kupowała jej osobne ołówki, węgle czy szkicowniki. - Dawno już nic nie rysowałam - stwierdziła. Od powrotu z wakacji nie trzymała w ręce ołówka czy węgla. Wolała prace czarno-białe niż kolorowe. Nie za bardzo wychodziło jej wypełnianie kolorami tego, co naszkicowała. O farbach nawet nie ma, co wspominać. Gwen odziedziczyła po mamie zdolności artystyczne, ale traktowała je jako dodatek do pasji, jakiej były zwierzęta.
Silver po wejściu do klasy zdjęła szalik i kurtkę, a następnie odłożyła swoje graty na pustą ławkę. No i dlaczego nie wzięłaś torby idiotko? Zbeształa samą siebie z kwaśną miną, po czym odwróciła się w stronę Gwen. - Ja coś tam rysowałam zaraz po rozpoczęciu roku. - Uśmiechnęła się, rozglądając po klasie. Dawno nie była w tej sali... Chyba parę ładnych lat temu przyszła tu, żeby coś poczytać, bo wszędzie aż roiło się od innych dzieciaków. Zazwyczaj siedziała wówczas w cieniu regałów, kątem oka patrząc na obrazy innych uczniów - inne przepiękne, a inne wołające o pomstę do nieba.
Ostatnio zmieniony przez Silver Shadow dnia Wto Lis 13 2012, 21:59, w całości zmieniany 1 raz
- Ja od zawsze miałam problem z farbami - powiedziała Gwenllian podchodząc do półek, gdzie znajdowały się przybory do malowania, rysowania i czego jeszcze dusza zapragnie. - Nigdy nic nie wychodziło, jeśli zaczynałam ich używać. Psułam nie raz to, co narysowałam i z czego byłam zadowolona. Zaczęła przeglądać zawartość wyposażenia sali. Naszła ją ochota, żeby spróbować coś naszkicować. W sumie nie miała nigdy konkretnego celu, jeśli zaczynała tworzyć. Pozwala swojej ręce działać tak, jak sama chciała. Dopiero później zastanawiał się, co też nagryzmoliła na papierze. W końcu znalazła pudełko, gdzie znajdowały się ołówki. Wyciągnęła jedne z pudełka i podeszła do sztalugi stojącej przy oknie. - Parę razy próbowałam szkicować portrety, ale mi nie wychodziło - dodała uśmiechając się przy tym.
Dziewczyna przechyliła głowę, obserwując poczynania znajomej. Gdy ta uniosła w górę pudełko z ołówkami, Silver w jednej sekundzie znalazła się tuż przy niej, kradnąc jej przy okazji jeden z nich. Następnie usadowiła się przy innej sztaludze, raczej średniej wielkości i wyjrzała za okno. - Hmm... Ja raczej lubowałam w fantastycznych stworzeniach. - Odparła sucho, marszcząc brwi. Co by tu... O, już wiem! - Jej ręka popłynęła lekko w stronę kartki, aż dotknęła rysikiem papieru. Następnie ściągnęła usta w mały dziubek, zastanawiając się nad wielkością postaci. Shadow wzruszyła ramionami, pozwalając porwać się emocjom.
- Ja wolę pejzaże - oznajmiła Gwenllian. Wyjrzała przez okno i czekała na przypływ natchnienia. Tego, w porównaniu do mamy, jej brakowało. Grania von Ingersleben zawsze je miała. Niezależnie, gdzie była. Nawet w środku nocy mogła wstać i zacząć malować, rysować czy co innego tworzyć. Gwen musiała się odpowiednio nastroić, aby stworzyć coś, z czego byłaby zadowolona. Choć głośno o tym nie mówiła, co zazdrościła matce, że możę od tak sobie tworzyć. Ona w przeciwieństwie go Granii miała zdolności i podejście do zwierząt. Matka i córka znacznie się różniły. Gwen popatrzyła na Silver, która już coś skrobała po kartce. Masz ci los. Niektórym do dobrze. Mogą sobie od tak malować. Westchnęła bezgłośnie.
Podczas gdy Gwen rozmyślała nad różnicami między nią a swoją matką, Silver kończyła już podstawowy szkic postaci. Rysunek miał przedstawiać małą dziewczynkę ze skrzydłami anioła, która płakała rzewnymi łzami ściskając pluszowego misia bez głowy. Założoną miała obrożę z przymocowanym do niej długim, grubym łańcuchem, przykutym do sękatego drzewa, włosy miała potargane, a pomiędzy kosmykami można dostrzec zarys dwóch krótkich rogów. Oto i demoniczna dziewczynka... Ah, przydałoby się ją w coś ubrać. Shadow palnęła się w czoło otwartą dłoią, przypominając sobie o odzieży. Czym prędzej naszkicowała krótką, postrzępioną sukienkę z falbankami i koronkami. Shadow uśmiechnęła się na początkowy zarys postaci. - Ładnie. - Szepnęła zadowolona z siebie, spoglądając w stronę Gwen. - Jak ci idzie? - Zapytała zaciekawiona, wychylając się ze stołka, aby coś dojrzeć.
- Jak krew z nosa - przyznała szczerze Gwen. Wstała od sztalugi i podeszła spojrzeć, co stworzyła Silver. - To jest śliczne - przyznała ze szczerym podziwem Gwenllian. Jej postacie wychodziły jak niektóre postacie z mugolskich kreskówek. Zawsze były kanciaste i jakieś nie wymiarowe. To za duże oko, to nie taki profil twarzy. Przyczepiała się do wszystkiego, co jej zdaniem było nie tak. Lubiła harmonię i odpowiednio dobrane proporcje. Jedynie w pejzażach udawało jej się uchwycić, czasami, ulotne piękno przyrody. - Żebym coś stworzyła potrzebuję natchnienia, a ono nie chce przyjść wtedy, gdy ja chcę rysować - poskarżyła się. Ale co biedna Silver miała na to poradzić? Przecież nie sprawi, że Gwen będzie rysować jak szalona. Westchnęła i wróciła do swojej sztalugi,.
Silver słysząc tą entuzjastyczną pochwałę wybuchła szczerym śmiechem. - Matko... Makabryczne to to może jest, ale czy śliczne? - Zapytała, podnosząc do góry jedną brew. Słysząc skargę uśmiechnęła się do niej ze szczerym zrozumieniem, a następnie wróciła do swojego rysunku. Na tym etapie zaczęła dodawać więcej szczegółów, takich jak wypełnienie oczu, dorysowanie szwów na przytulance, itp. Z tym pomysłem Shadow nie było tak, że od razu na niego wpadła, tak o, po prostu. O nie. Gryfonka widziała przed oczami obraz małej dziewczynki już od paru dni, ale nie miała czasu ani ochoty, ani materiałów, żeby daść upust swojej wyobraźni.
- Mama uwarzą, że w dzieciństwie musiałam się walnąć w głowę, bo normalnie podobają mi się rzeczy, które innym wydają brzydkie - powiedziała Gwen otwierając okno. Przez chwilę patrzyła na krajobraz roztaczający się zza okna. Zakazany Las, jezioro, błonia Hogwartu. W końcu je zamknęła i zastanowiła się nad czymś. Gdzieś w zakamarkach je umysłu zaczął kiełkować zalążek pomysłu na rysunek. Gwen za dobrze się znała, by wiedzieć, że nie ma nas na zrealizowanie swojego wymarzonego obrazka. W końcu usiadła i przyłożyła ołówek do kartki. Najpierw pociągnęła jedną linię, a za nią następną. Następnie naszkicowała półkole i zamyśliła się. W końcu rysuję to dla rozrywki, a nie na pokaz. Dzieło sztuki nie wyjdzie mi z tego za nic. Po paru chwilach na kartce pojawiło się słońce zachodzące nad jeziorem. W prawym rogu znajdował się fragment wieży. - I to tyle - burknęła Gwen. Zacięła się. Dalej nie ruszy. Jej kartkę znaczyły jedynie parę kresek. - Na mnie pora - powiedziała Gwen po chwili. Dziękuje za wspólny wypad. Do zobaczenia - pomachała Silver i wyszła.
z/t
Rachela Woodlay
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, oklumencja i legilimencja
Klasę artystyczną darzyła sentymentem. Jeszcze za czasów, kiedy uczęszczała do Hogwartu, organizowano weń zajęcia dla chętnych. Doskonale pamięta prowadzącego, Xawerego Shumana. Człowiek daleko posunięty wiekiem, cierpiącego na postępującą podagrę. Kościsty, z dłońmi przypominającymi sękate badyle, powykręcane niczym korzenie drzew. Najmniejszych palców już nie mógł odgiąć, tak mu zesztywniały stawy. Wszyscy dziwili się, że jeszcze jest w stanie wziąć grafit do rąk i narysować prostą linię, bez użycia linijki. Był to człek prostoduszny, niemówiący wiele, jednak lubujący się w poezji i na każde pytanie przeważnie odpowiadał wyszukanym cytatem z kieszonkowego tomiku. Jeżeli nie słowem, niespotykaną aparycją, to samym swym usposobieniem zjednywał sobie ludzi. Choć skupiona była na nadprogramowych przedmiotach, wiedząc czego od życia pragnie, zawsze znajdywała chwilę, by zajść tutaj. Nie bacząc na plamy, ubrudzone ręce w węglu, czuła się nadzwyczaj swobodnie, niczym nieskrępowana. Wolna w pełni tego słowa znaczeniu. Przelewała wtedy obrazy z własnych snów, z pogranicza podświadomości, które jeszcze nie zdołały umknąć spod powiek po jej przebudzeniu.Zapominała kim jest, gdzie jest, a wszystkie wątpliwości, gniew i tęsknoty wylewała na naciągnięte płótno czy kartkę papieru. Nie trudno się domyślić, ze często przywoływała swych myślach twarz matki, z lat dziecięcych, kiedy jeszcze nic nie było wiadomo o jej chorobie. Te lepsze portrety gromadziła gdzieś w teczce, w kufrze, pod stertą ubrań. W pierwszych latach, kiedy było jej naprawdę trudno ze wszystkim pogodzić, gdy miewała złe chwile, zawsze wyciągała rysunki, przeglądając i uświadamiając sobie, że nie jest sama. Że z góry ktoś nad nią czuwa. Szkicowała swoja matkę głownie dlatego, że bała się też iż kiedyś całkowicie zapomni, jak wyglądała. Wprawdzie zawsze miała do dyspozycji zdjęcia, czy portret rodzinny, ale chodziło jej o osobiste wspomnienia, które nijak nie zostały utrwalone, poza formą wspomnienia w jej głowie. Przechadzała się po atelier, przeglądając prace uczniów. Martwe natury, magie plam barwnych, tworzącą oryginalny obraz artysty, który nie naśladował przyrody. Pod stertą kartonów znalazła tuzin zarysowanych kartek, pomiętych i rozmazanych. Jeden z nich był jej autorstwa. Ile to już lat minęło? Dwanaście? Trzynaście? Nigdy nie datowała ich. Czy odważyłaby się jeszcze raz coś narysować? A może wyszła z wprawy lub brak jej tego świeżego spojrzenia na rzeczywistość, jakie miała naście lat temu?
Klasę artystyczną można było uznać za odskocznie od wszystkiego, nie tylko ona tak uważała. Trudno jednak stwierdzić, że tylko uzdolnieni uczniowie przepadali za tym miejscem. Widać miała w sobie coś jeszcze, coś przez co nie zawsze bezpiecznie było się tu pojawiać, kto normalny spędzały tutaj wiele czasu? Szczególnie samotnie? Nie dane jej było przekonać się jak to jest, nie dane było też powspominać. Usłyszała za sobą pogardliwe prychnięcie. Kiedy się obróciła dostrzegła jedną ze studentek. Mundurek wskazywał na to, że miała do czynienia z Krukonką. Stała przed nią dość wysoka i szczupła młoda kobieta, o długich i czarnych włosach oraz niezbyt przyjaznym spojrzeniu. Znana jej z lekcji, Alice Hirs. Zdolna, wyniosła i do granic możliwości perfekcyjna. Z nutką czegoś dzikiego, kompletnie niezrozumiałego. - Marnuje pani czas na przeglądanie bazgrołów? A ja się dziwiłam czemu uczy pani akurat w takim miejscu przy swoich możliwościach - pokręciła głową najwyraźniej zawiedziona tym co zobaczyła.
______________________
Rachela Woodlay
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, oklumencja i legilimencja
Owszem, zebrało jej się na wspominki, nawet przysiąc by mogła, że przez myśl przeszło jej ponownie chwycić w rękę sepię, sprawdzając czy potrafi nad nią panować tak samo, jak nad swoją różdżką. Wpierw spojrzała przed siebie, dzierżąc w dłoniach prace uczniów, potem zerknęła przez ramię. Dezaprobata w postaci kręcenia głową, umknęła jej uwadze. Ruchy jej były powolne a spojrzenie zogniskowało się na krukonce. Widząc jej twarz, nazwisko samo cisnęło się na usta. Nie spieszyła się z odpowiedzią, powracając do uprzedniej czynności, jak gdyby nigdy nic, jakby dziewczyna nie zakłóciła tej chwili samotności. - Czasami najbardziej niepozorna rzecz, może być przyczynkiem do czegoś wielkiego. Wystarczy uważnie obserwować.- Przerwała milczenie, w końcu odkładając szkice i obracając się całkowicie w stronę dziewczyny. - Ale darujmy sobie tą psychologię, panno Hirs.- Coś czaiło się w kącikach ust nauczycielki, czyżby to uśmiech? - Byłabym rada, gdyby panna zdradziła mi, co sama robi w tej klasie, by nie marnować swojego cennego czasu i talentu?- Dłońmi wskazała na cały asortyment, mieszczący się w sali. - Przypuszczam, że nie ma panna zamiaru zostać współtwórczynią tych...bohomazów?
Dziewczyna skrzyżowała ręce pod biustem, ciemne oczy uważnie obserwowały najdrobniejsze ruchy nauczycielki, jakby analizowały jej posunięcia, może próbowały odgadnąć co dalej? Z takimi to nigdy nie wiadomo, lepiej nie zgadywać, po prostu dać im egzystować gdzieś obok siebie i w drogę nie wchodzić. A już na pewno nie podpadać. A wyglądało na to, że pani profesor było do tego bardzo blisko. Krukonka zagryzła wargę najwyraźniej chcąc powstrzymać się od niezbyt kulturalnego wybuchu śmiechu słysząc jej filozofie. - Nie łamie regulaminu, o to się proszę nie martwić. Wystarczy, że robię coś znaczącego - ruszyła się wreszcie z miejsca, podeszła do Woodlay, przyjrzała się pracy którą trzymała. - Ewentualnie można rzec, że planuje podbój świata, ma pani wolny wieczór, chętnie wtajemniczę - przeniosła spojrzenie na resztę sali, nie wydawała się żartować, ale... raczej nie mówiła poważnie.
______________________
Rachela Woodlay
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, oklumencja i legilimencja
Czy pojęła jej słowa? Czy miała choć blade pojęcie o psychoanalizie? Szczerze wątpiła, myśląc że dziewczyna ma o wiele ważniejsze przedmioty do ogarnięcia, niż zagłębianie się w ludzki umysł i to od strony mugolskiej psychologii. Wbrew pozorom i powszechnym stereotypom, są to ludzie równie inteligentni, co czarodzieje znających także ten drugi świat, skrzętnie skrywany i chroniony przez Ministerstwo Magii. Co prawda dziewczyna rzeczywiście była błyskotliwa, posiadała chłonny, analityczny umysł, a to sprawiało, że czuła się pewna siebie. Czasem aż zanadto. Rachela nigdy nie miała do niej zastrzeżeń. Uczeń, który potrafi cokolwiek wynieść z lekcji, jest oznaką, ze trud pedagoga nie idzie na marne, dlatego tolerowała Alice. - Jestem o tym święcie przekonana.- Cały ciężar ciała przeniosła na prawą nogę, przyjmując pozę znaną powszechnie ze starożytnych przedstawień bogiń, utrwalonych w posągach. - Podbój świata powiadasz? Wielu już przed Tobą próbowało i przegrało z kretesem. Ale zamiast marnować swój czas w tych murach, chętnie posłucham...mam nadzieje, czegoś oryginalnego.- Posłużyła się jej kodem, nawiązując do kontekstu wypowiedzi.
Na ustach dziewczyny wreszcie pojawił się zwyczajny i szczery uśmiech, który nie przesiąkał jadem na każdy możliwy sposób. Ponownie zrobiła kilka kroków do przodu, zapewne chcąc mieć lepszy widok na nauczycielkę i otoczenie dookoła niej. Ale przecież nie planowała rzucić się na nią z żądzą mordu, nie obliczała swojego pola manewru. Prawda? - Oh chyba nie ma mnie pani za głupią? Nie mam na celu wytępienie wszystkich mugoli albo ludzi o innym kolorze oczu niż mój, to zbyt prymitywne - wzruszyła ramionami odpowiadając wyjątkowo zawiedzionym głosem. Najwyraźniej przykro jej było, że ludzie z takim potencjałem mieli tak idiotyczne i niesprawdzające się pomysły. - Co nie oznacza, że z chęcią nie zniszczyłabym paru miast, ot z nudów. Zapewne i panią profesor czasem kusi taka destrukcja - no tak, dyskusja na takie tematy wydawała się być dla niej całkowicie zwyczajna i swobodna.
______________________
Rachela Woodlay
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, oklumencja i legilimencja
Wyprostowała się, spuszczając ręce wzdłuż swoich boków, jedną dłoń wsparła na swym biedrze. Nie, nie obawiała się dziewczyny, jednak ta postawa powinna wysłać dziewczynie stanowczy sygnał, że powinna zaniechać dalszego zbliżania się do jej osoby. Antracyt źrenic był utkwiony w jej osobie, mierząc od stóp po sam czubek głowy postać Alice. Nie zdradzała jakiegoś specjalnego, żywego zainteresowania sprawą, raczej znudzenie czy dystans do słów dziewczyny. - A czy wybicie wszystkich mugoli, ludzie innej wiary...czy jak to powiedziałaś, o odmiennym kolorze skóry, oczu, jest równoznaczne ze zawładnięcie światem? Dla mnie to pewna forma nacjonalizmu.- Wzruszyła bezwiednie ramionami. - Władza dla ludzi mego pokroju. A ty chyba nie masz zamiaru dzielić się nią?- Odwzajemniła szczery uśmiech, który nijak pasował do jej drapieżnych rysów twarzy. - Ty jesteś typem autokraty, jak mniemam?- Raczej nie musiała zadawać tego pytania, gdyż odpowiedź już była jej znana. Wszak zna dziewczynę nie od dziś. Chciała już rzec, że z nudów różne idiotyczne pomysły przychodzą do głowy, ale miast tego, wciąż grała. - Ech, gdyby to było takie łatwe. Ale nie chodzi mi o sam proces niszczenia, raczej o jego konsekwencje, które mogłyby popsuć zabawę. Podsumowując, nie spontanicznie, ale z głową...owszem.
Szlag jasny trafiłby czas jakim człowiek dysponuje. Wszystko jest do dokończenia i dorobienia następnym razem, jak tylko szał dookoła się uspokoi, Mistrz przeprasza i dziękuje serdecznie. A co się w owej klasie takiego stało? Ot dziewczyna wysłuchała do końca wszystkiego co pani profesor ma do powiedzenia, rzuciła krótkie - O wszystkim się pani wkrótce przekona - obróciła się na pięcie i wyszła z sali bez słowa pożegnania, układając sobie wszystko w głowie dokładnie. Chwilowo jesteś wolna, do chwili znalezienia czasu.