Te pomieszczenie stworzone jest dla muzyki. Na ściany nałożone jest zaklęcie wyciszające, a w środku znajdzie się mnóstwo instrumentów - od małego srebrnego trójkąta po stary, ale nastrojony fortepian. To tutaj zazwyczaj organizowane są zajęcia z Działalności Artystycznej, jeśli tematyką jest właśnie muzyka. Raj dla każdego uzdolnionego muzycznie czarodzieja.
Mężczyzna ewidentnie ignorowałam Dulce, więc postanowiła milczeć. Przynajmniej zewnętrznie, bo wewnętrznie skakała z radości gdy tylko karty Candy wskazały na to, że nie zagra w następnej turze. Szkoda, wielka szkoda. Wręcz przeciwnie. Dobrała kolejne karty i zaczęła się kolejna rozgrywka, tym razem została na placu boju z udawanym Rosjaninem. Jej myśli błądziło do biblioteki i do niejakiego Alexandra, któremu zawdzięczała to, że zna chociażby podstawy tego języka. Szlag, czemu ona o nim myślała, teraz, kiedy gra w tego pieprzonego durnia? Skarciła się w myślach i oparła o ścianę pokoju poprawiając poduszkę na której siedziała. Coś jej mówiło, że niejaki Misha wygra te rozdanie, lecz było jej to już zupełnie obojętne. Była lepsza i tak i tak od swojej puściutkiej siostrzyczki, która myślała zawsze, że pozjadała wszelakie rozumy. Westchnęła cicho i położyła karty na blacie stoły wzorkami do góry, tak by nikt ich nie widział. Sama zaczęła chuchać i pocierać dłonie, było tu zimno, cholernie zimno.
Wcale jej nie zignorował, nigdy nie ignorował dziewczyn. Nie mógł przecież kompletnie zapomnieć o obecności Candidy i zacząć rozmawiać wyłącznie z drugą Hiszpanką. Właściwie to sam poczuł się trochę olany, ale oczywiście nie miał pojęcia dlaczego Dulce straciła zainteresowanie jego osobą. Może lubiła Rosjan i była zawiedziona, że jednak nim nie jest. Jego słowa jeszcze dobrze nie wybrzmiały, kiedy znikąd pojawił się mglisty pegaz i zabrał gdzieś Candy. Misha patrzył przez moment na miejsce, które jeszcze chwilę temu zajmowała Hiszpanka. Wzruszył ramionami. Uroki eksplodującego durnia... - No i zostaliśmy w dwoje - zauważył, zwracając się do Krukonki. Rzucił na stół pierwszą lepszą kartę, próbując ocenić ile lat mogła mieć dziewczyna - To o co my w końcu gramy? - nikt mu wcześniej nie odpowiedział, a jaki sens miała gra jeśli nie wiedziało się jaka jest stawka - Pewnie o nic wartego uwagi... - odpowiedział sam sobie pod nosem, pociągając łyk whisky z piersiówki. Jakby nie patrzeć był to legalny szkolny klub. Spojrzał na Hiszpankę wyzywająco - Co powiesz na dorzucenie kilku galeonów do puli?
Słyszała, że eksplodujący dureń to przewrotna gra, ale nie sądziła, że aż tak bardzo. Kiedy pojawił się pegaz w pierwszej chwili się mu tylko przypatrywała, lecz gdy tylko zaczął cwałować po pomieszczeniu i pochwycił Candy, poderwała się na równe nogi i próbowała złapać ją za dłoń. Niestety, jej ręka się zdematerializowała, a pegaz pomknął wraz z nią na grzbiecie gdzieś daleko. - Kurwa! - stęknęła po hiszpańsku przerażona i rozejrzała się po reszcie. - Myślicie, że jej nic nie będzie? - swoje brązowe oczy zwróciła ku podrabianemu Rosjaninowi szukając w nim jakiegoś pocieszenia. Sama nie wiedziała jakiego. "Ok, Dulce myśl, to szkoła, nie pozwolą na to by stała się jej krzywda... Chyba." Usiadła przy stole nadal roztrzęsiona zaistniałą sytuacją. Mruknęła tylko na potwierdzenie słów Mishy, nawet nie zauważyła kiedy Des się ulotniła, pewnie gdzieś między wyparowaniem Candy a dobieraniem kart. - Zapewne tak - odparła lakonicznie, ciągle myślała o tym czy jej siostra jest bezpieczna i zdrowa. Wbrew pozorom mimo, że ich relacje nie były najlepsze nigdy by nie pozwoliła, by stała się Candy krzywda. Nigdy. - A to nielegalne, bo jest ustawa o hazardzie, B w szkole tym bardziej, C nie mam tyle pieniędzy by je przewalić na durnoty - odparła na pytanie Mishy. Przerzuciła karty i już na niego nie spojrzała.
Hogwart raczej nie przodował w przestrzeganiu przepisów BHP, o czym boleśnie przekonał się, gdy w zeszłym roku na szkolnym balu przygniótł go i połamał wieloryb, ale szczerze powiedziawszy Misha nie martwił się o zbytnio o Candidę. Dureń jego zdaniem był tak niewinną grą, że większą krzywdę można było sobie zrobić idąc korytarzem. - Pewnie tylko wywiózł ja z klasy - uspokoił Krukonkę - Przyjaźnicie się? Już sięgał do kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy, kiedy Dulce zawiodła go odpowiedzią. Bardzo konkretną. Aż zaczął się zastanawiać czy nie chowała się czasem wśród Destielów. Jakoś powstrzymał się od przewrócenia oczami. Zamiast tego poszedł w drugą stronę i uśmiechnął się do dziewczyny. - Twoja strata. Mam wrażenie, że być wygrała... - mrugnął do niej prowokacyjnie, chociaż nie liczył na to, że zmieni zdanie. Wyciągnął od niechcenia kartę. Jakoś stracił zainteresowanie grą. Czas rzucać najwyższy rzucać tę szkołę, bo mu tu przyjdzie zdechnąć z nudów.
Koniec rundy V! Przegrywa @Misha Destiel, który, jako że już ma ubranie pustelnika, dorobił się również długiej siwej brody, dzięki której jeszcze bardziej przypomina czcigodnego starca!
Dziewczyna szczerze jakoś nie miała ochoty rozmawiać z Mishą, nie wiedziała doprawdy co Candy mogła widzieć w takim pustaku, że zadawała sobie trud odpowiadania na jego pytania. Chyba już takich lubiła, o ładnej buzi, wielkim fiucie i pustce w czaszce. - Nie, nie przyjaźnimy się, jak nie zauważyłeś podobieństwa między nami to i może lepiej, w końcu ja jestem ta ładniejsza z sióstr -zachichotała przerzucając karty. Oj coś dzisiaj nie szło Krukonowi. - Możliwe, że bym wygrała, jednak wiesz, nie ekscytuje mnie zakładanie się o pieniądze, są rzeczą nabytą...- odparła enigmatycznie drapiąc się po obojczyku. Znowu wełniany sweterek gryzł jej delikatną, miękką skórę. Nie znosiła takiej pogody. - Osobliwą kobietę sobie znalazłeś jako obiekt twoich podbojów - jasne było, że mówi o Candy. Szczerze to mu nawet trochę współczuła braku gustu. Już starsza Miramon się nim zabawi wedle życzenia i zostawi.
Odkąd wróciła znad jeziora targały nią na przemian dwa uczucia: przerażenie i ekscytacja. Zaś w momentach, w których się na siebie nakładały, robiło się naprawdę hardcore'owo. Początkowo próbowała sobie poradzić z tym sama, szukając informacji o perle, która wciąż tkwiła w jej kieszeni, w bibliotece. Jednak ślęczenie nad księgami nigdy nie było jej ulubionym zajęciem. W tym wypadku w ogóle nie wiedziała, z której strony ugryźć temat. Rozdrażnienie wcale nie pomagało, a to co przy okazji wyczytała o wodnych potworach, tylko pogłębiło jej panikę. Z tym co działo się w jej głowie wyduszenie z siebie kilku wyrazów trwałoby wieczność. Opowiedzenie całej historii Xavierowi było nie możliwe. Ilekroć emocje brały nad nią górę, wracało jąkanie. Tak jakby aparat mowy nie nadążał za tym co chciał jak najszybciej przekazać mózg. Na szczęście było w Hogwarcie miejsce stworzone na takie wypadki. Śpiewając trzeba było trzymać się jakiegoś rytmu. Mimo swojej przebojowości i słuchu muzycznego Gemm wstydziła się śpiewać. Przynajmniej sama. Z zagłuszającym ją odrobinę instrumentem nie miała z tym problemu. Chociaż jej ukochany bas był niezaprzeczalnie najwspanialszym instrumentem na świecie, to niestety niespecjalnie melodyjnym. Idealnym wyjściem dla Puchonki był właśnie fortepian. Wparowała do sali i nie zwalniając kroku przeszła przez pokój muzyczny, zatrzymując się dopiero przy starym fortepianie w pomieszczeniu obok. Wybór między pięknym, błyszczącym instrumentem a rozklekotanym rupieciem był chyba oczywisty. Martwe przedmioty też mają uczucia. Usiadła na taborecie, zebrała pajęczyny z klawiszy i czekając na przyjaciela zagrała główny motyw z filmów o Jamesie Bondzie. Albo coś, co miało tak brzmieć.
Wiedział, że Gemma prawdopodobnie za bardzo panikuje i temat, o którym chciała mu powiedzieć, okaże się nie taki ekscytujący, jednak od razu zareagował na jej wiadomość. Poza tym zażyczyła sobie kanapkę! Więc może jednak coś w tym wszystkim było... Popędził do kuchni, poprosił o "Specjalną kanapkę Gemm" razy dwa (tak, panna Twisleton była na tyle częstym bywalcem w kuchni, że miała już nawet swoją kanapkę) i gdy tylko ją dostał, ruszył w stronę piątego piętra. Pokonał długi korytarz i po chwili stanął przed wielkimi dębowymi drzwiami. Wrota były na tyle grube, że nie przepuszczały żadnego dźwięku z wewnątrz, lecz jak znał Gemm, był przekonany, że na pewno coś teraz przygrywa sobie na fortepianie. Popchał drzwi, które uchyliły się z lekkim skrzypieniem i wszedł do środka. Szybkim krokiem podszedł do fortepianu i położył na nim dwie ogromne kanapki zawinięte w papier. - No dobra, co jest grane? - zapytał, dysząc lekko. Miał tylko ogromną nadzieję, że jego przyjaciółka nie wpakowała się znowu w jakieś ekstremalne kłopoty.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Oderwała wzrok od klawiszy słysząc otwierane drzwi, a gdy tylko zobaczyła przyjaciela przestała również grać. Tak bardzo chciała opowiedzieć już całą historię, że ledwie mogła wysiedzieć. - W-w-w-wysk-koczysz ze skaa-arpet jak ci op-powiem - powitała go. Zanim jednak zabrała się za opowieść, złapała jedną kanapkę i porządnie się w nią wgryzła. Od rana nic nie jadła. Kanapki ze wszystkim wymyśliła już w bidulu. Kiedy kradła z kuchni zależało jej na zabraniu jak najwięcej, jak najszybciej, w jak najbardziej ergonomicznej formie. Później, kiedy mogła przygotowywać je bez pośpiechu i mogła bardziej zastanowić się nad tym co z czym połączyć stały się ulubionym daniem z wyboru. Odłożyła na wpół zjedzoną kanapkę na fortepian i po któtkim zastanowieniu zaczęła grać jakąś melodię, która wydała jej się wystarczająco romantyczno-dramatyczna na bycie podkładem do "ballady" o wodnych potworach. Po chwili dołączyła ze śpiewem: - Będzie chujowe, bo na spontana - rozstrojony instrument też sytuacji nie ratował - Poszłam nad jezioro z rana. Na pomost po północnej stronie. Tam gdzie wiosną są melanże. W wodzie, prawie... - przerwała nagle, sięgnęła do kieszeni dżinsów i wyciągnęła feralną perłę. Położyła ją obok kanapek - Nie dotykaj t-tylko! - ostrzegła i wróciła do gry - Zobaczyłam ją w wodzie, ale nie na dnie. Skubana się unosiła. Chciałam ją wyłowić i gdy już ją prawie miałam, syrena się pojawiła - zaczęła grać forte, a dramatyzm melodii znacznie górował już nad romantyzmem. Gemma mimowolnie wypadła trochę rytmu, przyśpieszając coraz bardziej - Przysięgam! Nie ściemniam! I mi się nie zdawało! Wciągnęła mnie, sucz, do wody i ciągnęła na dno! Próbowałam walczyć, ale chuja to dało. Tylko ją wkurzyłam, później... odleciałam. Myślałam, że już po mnie. Ostatnie co pamiętam, to ta przeklęta perła. Tym razem na dnie. Xav, ja powinnam być martwa! ...no i tu się robi nienormalnie - bo wcześniej, nie było przecież w ogóle dziwnie... Ale można chyba pozwolić komuś, kto posługuje się magią na delikatne rozszerzenie pojęcia normy. Melodia znów trochę się uspokoiła - Bo ocknęłam się na pomoście, zupełnie sucha. Ani śladu syreny, wokół żywego ducha... Tylko ta perła leżała tuż przy mnie... To wzięłam. Mam dowód. I w sumie jest śliczna. Tylko, że to dziwne. Co ja mam z nią zrobić? Myślałam, że może wisiorek, ale co jeśli jest czaromagiczna?
Choćby chciał zaprzeczyć, nie mógł - podekscytowanie Gemmy od pierwszej sekundy zaczęło udzielać się również jemu. Może faktycznie jego przyjaciółka nie dramatyzowała, wyglądało na to, że rzeczywiście ma mu do przekazania coś wartego całego tego zamieszania. Przygryzł dolną wargę i obserwował, jak Gemm pochłania kanapkę, chociaż miał wielką ochotę usłyszeć już tę całą nowinę. Głóg głodem, ale niechże się w końcu nad nim zlituje! Gdy Twisleton zaczęła przygrywać coś na fortepianie i do tego wyśpiewać mu całą historię (jak się szybko zorientował), uśmiechnął się szeroko. Tylko ona potrafiła zrobić coś takiego i to między innymi w niej uwielbiał. Słuchał jej uważnie, starając się skupić na samej opowieści, a nie na tym, jak jest ona przedstawiana. Powiódł wzrokiem za malutkim przedmiotem, który Gemm wyciągnęła z kieszeni i już chciał go dotknąć, kiedy przyjaciółka mu zabroniła. Wtedy historia przybrała dramatyczny obrót. Otworzył szeroko usta z miną mówiącą: "Po coś tak ryzykowała? Mogłaś zginąć i zostawić mnie samego w tej szkole!". Wiem, że to dużo jak na pojedynczy wyraz twarzy, lecz ona na pewno wszystko zrozumiała. - Myślisz... myślisz, że jakiś super seksowny tryton uratował cię z opresji? - Zażartował, lecz szybko zaczął na poważnie zastanawiać się nad perłą. - No właśnie! Czarnomagiczna czy nie... Nie wiadomo czy w ogóle jest magiczna. Ale jeśli tak... może okazać się czymś drogocennym i unikatowym. Gemm, może powinnaś dać to do przebadania jakiemuś profesorowi? Sprawa naprawdę okazała się ciekawa. - Może Keane? Uczy OPCM, poza tym mówił, że zajmował się egipskimi klątwami czy coś, pamiętasz? - zaproponował. - Tylko żeby się nie okazało, że musisz im oddać to cudeńko. Jest ryzyko.
Ostatnio zmieniony przez Xavier Whitegod dnia Wto 10 Sty 2017 - 19:06, w całości zmieniany 1 raz
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Wyczytała krytykę w spojrzeniu przyjaciela. Spojrzała na niego niewinnym spojrzeniem, telepatycznie wysyłając wiadomość „No co? Tak już mam” i dla podkreślenia tych (nie)słów, zmieniła na moment melodię na „Material Girl”. Na moment, bo zaraz uświadomiła sobie, że Xavier raczej nie zna Madonny. Zresztą, za wiele nie stracił, przynajmniej w jej odczuciu. - Xav, ja mo-ogłam umrzeć, a ty sobie jaja robisz! – zmarszczyła na niego brwi, ale chcąc, nie chcąc, sama zaczęła sobie tę sytuację wyobrażać – Myślisz, że na mnie chuchał, żeby mnie wysuszyć? – podsunęła, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Możliwość opowiedzenia komuś całej tej historii w sporym stopniu uspokoił jej nerwy. Z ulgą stwierdziła, że nie jąka się już tak straszliwie. Wzięła do ręki perłę, kiedy chłopak nazwał ją drogocenną i unikatową, i przyglądała się jej, obracając w palcach. No pewni, że była! Na pewno była najcenniejszą rzeczą, jaką Gemm kiedykolwiek posiadała… chyba… Myślała o tym, żeby pokazać ją jakiemuś nauczycielowi. Myślała nawet o Keane'ie, chwalił się w końcu, że był tym łamaczem klątw i w ogóle. Tylko, że… wcale nie chciała rozstawać się z perłą. - Sama nie wiem Xav… - zacisnęła perłę w dłoni – Nowy jest, nie znam typa. J-jeśli stwierdzi, że jest niebezpieczna, to jaka będę miała gwa-a-rancję, że tak jest. Że jej sobie nie wziął, że-eby sprzedać? Gemma nigdy nie oceniała ludzi z góry, albo raczej oceniała, ale pozytywnie. Rzucanie niepopartych niczym oskarżeń było bardzo nie w jej stylu, ale czego to chciwość nie robiła z ludźmi. - Poza tym – schowała perłę z powrotem do kieszeni – noszę ją ze sobą już pół dnia. Coś by mi się już do tej pory stało, nie? – powiedziała z pełnym przekonaniem, chociaż wcale nie była taka pewna. Chciała to usłyszeć od kogoś jeszcze. Miała nadzieję, że jeśli sama będzie brzmieć przekonująco, Xavier przyzna jej racje.
Oczywiście, że mogła zginąć. I oczywiście, że go to przeraziło. Była jednak cała i zdrowa, więc spokojnie mogli skupić się na pozostałych aspektach całej tej przygody Gemm. No może nie na spokojnie, gdyż obydwoje byli już nieźle podekscytowani i jak zawsze reagowali półserio. - Och, na pewno. Chuchał i dmuchał, aż... - Zrobił rozmarzoną minę, dając przyjaciółce znak, że wyobraża sobie siebie samego na jej miejscu. Następnie roześmiał się głośno. - Dobra, nieważne. Skupił wzrok z powrotem na Twisleton, rozmyślając o omawianej sprawie. W jego głowie pojawiały się przeróżne teorie, a każda następna była jeszcze dziwniejsza od poprzedniej. W sumie to poczułby się zawiedziony, gdyby perła okazała się po prostu... perłą. Przewrócił łagodnie oczami. - Nawet nie pomyślałem, że mógłby ci ją ukraść, Gem. Mogłoby się jednak zdarzyć tak, że by ci ją skonfiskował w obawie przed niebezpieczeństwem. - Wysłuchał jej, kiwając energiczne głową. - W sumie racje. Gdyby to coś miało cię zabić, opętać czy wyhodować ci pryszcza na nosie, pewnie już by to zrobiło. Opadł na fortepian, a brodę oparł na dłoni. Obydwoje milczeli przez chwilę, wpatrując się w perłę spoczywającą między palcami Gemmy. - Tak jak mówiłem wcześniej, jest kilka opcji. Albo jest to zwykła perła i niepotrzebnie tylko zmoczyłaś włosy, albo magiczny przedmiot i jest super cenny. Jeśli to drugie, perła może być niebezpieczna lub wręcz przeciwnie... Hmm, czy możemy jakoś to sprawdzić? Nie prosząc do tego nauczyciela?
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
- Sądzisz, że powinnam sprawdzić czy nie jestem w ciąży? - spytała, kładąc dłonie na podbrzuszu. Zmarszczyła brwi, głęboko się nad czymś zastanawiając. W jaki sposób rodziły syreny? Tarły się czy może były jajożyworodne jak gupiki? A może w ogóle nie było żadnej ikry. Miały przecież cycki. Humanoidalne zawsze stanowiły dla niej taksonomiczny problem, ale syreny wywracały wszystko do góry nogami już na poziomie gromady. Czy to ssak? Czy to ryba? (Nie! To Superman!) - Myślisz, że syreny karmią młode piersią? - podzieliła się z przyjacielem rozmyślaniami, ale uświadomiwszy sobie jak dziwnie musiało to brzmieć z jego strony i chcąc oszczędzić sobie oraz jemu tłumaczenia swojego toku myślowego, machnęła ręką - Nie było pytania... Trochę się może zagalopowała z tymi podejrzeniami, ale bogata nigdy nie była. Mogło jej odbić. Przygryzła wargę i zmieszana jednostajnie uderzała w G. - No oj tam, jedna ryba... - nie do końca, ale nie chciała już dyskutować na ten temat. Kiedy przyznał jej rację, przestała katować biedny klawisz. - Właśnie - przytaknęła na jego przytaknięcie bardzo zadowolona z ich jednomyślności. Uspokojona ponownie wgryzła się w kanapkę. Kiedy Xavier skończył wywód odłożyła ją na fortepian i ostrzegawczo wycelowała w niego wskazujący palec. - Po pierwsze - zaczęła stanowczo - nawet jeżeli jest to zwykła perła, to nie jest zwykła. Jebnę sobie z niej takie kolczyki, że kapcie zgubisz. Proszę mi tu nie znieważać mojego pierwszego skarbu - chyba, że była sztuczna. To byłby już dramat, dlatego wolała o tym nie myśleć. Perła wydawała się być prawdziwa, ale przecież żaden był z niej specjalista - Po drugie: możemy? - spojrzała na niego sceptycznie. Może on, bo ona na pewno taka zdolna nie była. Z drugiej strony, co niby miała do stracenia? Nie perłę w każdym razie. Zdrowie? Życie? Kogo to obchodzi! - Możemy! - odpowiedziała sama sobie - Oczywiście, że możemy! - klasnęła w dłonie i wstała energicznie, zatrzaskując fortepian. Chwyciła kanapki i już miała gdzieś iść, ale zmieniła zdanie i usiadła z powrotem. - No to... ekhem, jak?
Aaaaaaaaa! Zabij mnie! Wyleciało mi to z głowy przez te wszystkie lekcje ._. Jestem debilem.
Xavier zrobił duże oczy. - Och, tego nie przemyślałem... - powiedział, po czym zamaszystym ruchem wyciągnął zza paska różdżkę - Znasz na to jakieś zaklęcie? Wybacz, ale to żeńska sfera wiedzy, której raczej nie zgłębiam - zażartował. Ich rozmowa zaczęła zbaczać na bardzo dziwny tor. Zastanawianie się nad sposobem karmienia syren, a co dopiero nad przebiegiem ich stosunków seksualnych było czymś, o czym Xav raczej starał się nie myśleć. No bo jak one niby to robiły? Oplatały się ogonami i... - Racja. Nie brnijmy w to - przyznał, krzywiąc się z powodu własnych myśli. Uniósł wysoko ręce w geście kapitulacji. W tamtym momencie Gemma była jak jakaś kocia matka chroniąca za wszelką cenę swoje kocięta. Oczywiście kociętami była perła i wyglądało na to, że przyjaciółka odrzuca jakiekolwiek myśli na temat perły jako zwykłej podróby. Nie dziwił jej się z resztą. A nawet cieszył, że Gemm znalazła coś tak wyjątkowego. Kiedy Twisleton podskoczyła i oderwała się od fortepianu, był przekonany, że wpadła na jakiś pomysł. Niestety, było wręcz odwrotnie. Oparł się więc z powrotem na instrumencie. Nagle coś wpadło mu do głowy. Wyprostował się i machnął różdżką w stronę Gemm trzymającej swój cenny skarb. - Enutitatum! - Na razie to było jedyne zaklęcie, jakie przychodziło mu na myśl w tej sytuacji. Jeżeli perła to tak naprawdę inny przetransmutowany przedmiot, powinna ujawnić się jej prawdziwa forma. Jeśli nie, nic się nie stanie.
Perła była wyjątkowo odporna na wszelkie próby unicestwienia jej. Kiedy jednak któreś z was wzięło ją do ręki, perła błysnęła a twój głos stał się ładniejszy i wyraźniejszy, to chyba znak, by spróbować coś zaśpiewać.
______________________
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Podniosła perłę na wysokość oczu, szukając w niej jakiejkolwiek zmiany. Po chwili przeniosła przepełniony zachwytem wzrok na Xaviera. - Ziooom, wiesz co byłoby pojebane? - zrobiła efektowną przerwę, ale niezbyt długą, bo jak zwykle, jak najszybciej chciała podzielić się z nim swoimi zaprawdę inteligentnymi rozważaniami - Gdyby zaklęcie trafiło mnie i ja bym się przemieniła. Siedem lat przyjaźniłeś się z kimś innym, rozkmiń to? To byłby zajebisty materiał na książkę. Trochę odeszła od tematu perły, ale olśnienia nie są przecież czymś, nad czym się panuje. Zresztą nieprawdą byłby stwierdzenie, że Gemm w ogóle panowała nad swoimi myślami. Teraz na przykład układała w głowie projekt okładki rzeczonej książki i obsadzała aktorów do jej filmowej adaptacji, nucąc przy tym For your eyes only. Nie było w jej życiu momentu, do którego nie umiałaby dopasować którejś bondowskiej piosenki, a jak już dopasowała, mimowolnie zaczynała ją śpiewać. W planowaniu wydania bestsellero-blockbustera, przeszkodziły jej dziury w fabule, więc po chwili - Nie istnieje nic w stylu Priori Incantatem, co by pokazało wszystkie magiczne czynności "wykonane" przez przedmiot?
Xavier otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nic takiego na zrobił. Zamiast tego stał tak przez dłuższą chwilę i wpatrywał się gdzieś daleko poza to pomieszczenie. Czy oni zawsze musieli to robić? Nakręcać się nawzajem na jakieś nienormalne rzeczy, które miałyby prawo wydarzyć się wyłącznie w ich pokręconych beretach? Dobra, nie ma co się oszukiwać - musieli. - To byłby zajebisty materiał naukowy dla mojego psychiatry - powiedział w końcu. - Gemm, przez ciebie już nigdy nie spojrzę na innych ludzi w ten sam sposób. Mama Xava była powieściopisarką, ale na taki pomysł raczej nigdy by nie wpadła. Whitegod był przekonany, że po dzisiejszym spotkaniu ich dwójka będzie przyglądać się podejrzliwie ludziom i tworzyć kosmiczne pomysły, kto kim jest w rzeczywistości i dlaczego się ukrywa. Przyjrzał się z ukosa przyjaciółce. Czy ta dziewczyna znała wszystkie obciachowe piosenki mugolów? A może one nie są obciachowe, tylko po prostu ja się nie znam? - pomyślał. Wolał jednak nie pytać o to Twisleton, bo pewnie wcisnęłaby mu kit i potem chodziłby po Hogwarcie, śpiewając jakieś guilty pleasure kocich mam po czterdziestce. I tak, wiedział już, że Spice girls wcale nie grały ostrego rocka! Odrywając się od dziwnych myśli, wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia. - Nagle coś zwróciło jego uwagę. Czy to mogła być...? Nie. Ale coś błysnęło, gdy odwracał wzrok. A więc może to właśnie to. - Eee, Gemm, czy twoja perła posiada funkcję świecenia?
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Zaśmiała się złowieszczo. - Nie ma za co - wyszczerzyła się do niego - Zawsze można rzucać Enutitatum na każdą nowopoznaną osobę. Xavier na szczęście nie zapytał o piosenkę, bo pewnie przegryzłaby mu tętnicę szyjną a potem rozpaczała nad jego zwłokami. "For your eyes only" faktycznie nie była najwybitniejszą z bondowych piosenek (powiedziałaby nawet, że jedną z gorszych) wciąż jednak była z Bonda, a więc zasługiwała na najwyższy szacunek. Ech, kiedyś go zmusi do obejrzenia tych wszystkich filmów... Gdyby Xav zechciał chodzić na mugoloznawstwo, nie miałby problemów z robieniem z siebie głupka. Ale nie chciał, musiał więc liczyć się z konsekwencjami. Gemma zaś okrutnie korzystała z tego w najlepsze. - Nieee... - odpowiedziała, nie będąc w sumie pewną. Zamknęła perłę w pięciach i zajrzała do niej przez wąską szparkę między palcami - Nie wiem - coś tam jakby błyszczało, ale może odbijała tylko światło, które wpadło ukradkiem przez jej place - Weź ty - wyciągnęła rękę z perłą do chłopaka, zupełnie zapominając, że miał jej przecież na wszelki wypadek nie dotykać.
James od jakiegoś czasu był dla Avrel obiektem interesującym, bardziej niż inni. Mówiąc wprost - podobał jej się troszeczkę, ale do tej pory było to uwarunkowane głównie atrakcyjnym wyglądem. Dziś to się zmieniło, kiedy zaczęli rozmawiać pod portretem Grubej Damy. Waters wydał jej się inteligentną i wrażliwą na sztukę osobą, a to bardzo ceniła sobie w innych. Rzadko kiedy nie mogła się dogadać z kimś, kto na czymś grał, lub rysował. I tym razem się nie zawiodła. Ich rozmowa przebiegała lekko, bez niezręcznej ciszy, a nawet tę zwyczajną serdeczność można było w niej zauważyć. Avrel bardzo ucieszyła się, kiedy przyjął jej propozycję na temat wspólnego grania, a nawet pociągnął to dalej, zapraszając ją do pomieszczenia, do którego właśnie się kierowali. Zdecydowanie nie chciała wracać do Pokoju Wspólnego, w którym impreza nadal trwała w najlepsze. Wolała spędzić ten czas we względnym spokoju. Schodząc dwa piętra w dół, trafili na długi korytarz. Podczas spacerowania po nim nie było ciszy, konwersacja była wartościowa i ciekawa dla Avrel. W końcu stanęli przed drzwiami, na których była złota tabliczka, z napisem ,,Muzyka to największa magia''. Av uśmiechnęła się lekko po przeczytaniu tego i zerknęła na Jamesa. Nie mogąc powstrzymać ciekawości i ekscytacji, otwarła drzwi i przeszła przez próg. Aura panująca w tym pomieszczeniu była całkowicie odmienna od tej poza nim. Coś sprawiało, że cały stres i problemy znikały i pojawiała się jedynie chęć grania na tym pięknym, starym pianinie, które widziała parę metrów przed sobą. Odwróciła się do Jamesa i uśmiechnęła promiennie, po czym podeszła do instrumentu i przejechała palcem po klawiszach. Dźwięk, który wydobył się z instrumentu sprawił, że skrzywiła się lekko. Fortepian był mocno rozstrojony. - Damy radę go nastroić, prawda? - spytała z nadzieją, patrząc się na Krukona. Oh, tak chciałaby teraz z nim usiąść i móc pograć.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Nieczęsto spotykał kogoś, kto miał jakiekolwiek pojęcie o sztuce czy kulturze. Ludzie, których zazwyczaj poznawał, jako swoje priorytety traktowali chociażby imprezy. Oczywiście, to zrozumiałe, że w tym wieku jest akurat czas na to, by się wyszaleć, zabawić, przesadzić z alkoholem czy spróbować innych używek, bo w dorosłym życiu, takie zachowania nie są traktowane już z przymrużeniem oka. Avrel jednak, ma artystyczną duszę i jakby nie patrzeć, to w pewien sposób wyjątkowe. Miał okazję rozmawiać z nią co najwyżej przez dwadzieścia minut, a w jak szybkim czasie, zdążyli obnażyć przed sobą swoje pasje. Owszem, James nie był aż tak zaangażowany w muzykę, ale jednak stanowiła ona znaczną część w jego życiu. Potrafiła naprawić mu humor, gdy był smutny lub zrelaksować po ciężkim dniu. Nie wiedział, czy Avrel również zna to wyjątkowe miejsce, ale podświadomie liczył, że jednak będzie to dla niej nowa część Hogwartu. Był tutaj z raz, czy dwa, ale zdążył zapamiętać wyjątkowy klimat tego miejsca. Gdy tuż za Av wszedł do środka, na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. Pamiętał okoliczności, w jakich odkrył to miejsce, a oprócz tego dostrzegł promienny uśmiech u swojej towarzyszki. Grzechem byłoby tego nie odwzajemnić. - Zobaczymy... - odpowiedział z nutą tajemniczości w głosie, po czym podszedł do instrumentu. Udał, że nie do końca wie, co miałby zrobić, źeby fortepian odzyskał swój dawny blask, jednak po chwili zmienił strategię i w końcu ujawnił, że jest inaczej. Nie był żadnym profesjonalistą, ale kiedyś obserwował cały proces strojenia. Poza tym, był czarodziejem, więc nie musiał mieć nawet do tego żadnych specjalnych narzędzi. Gdy zabrał się do pracy, czuł na sobie skupiony wzrok Avrel. Postanowił więc zagaić rozmowę. - Módlmy się, żebym nic nie zepsuł - powiedział, śmiejąc się cicho. - Nie, ale serio, jakbym coś spieprzył, to wyszedłbym na totalnego palanta - dodał, cały czas z promiennym uśmiechem. Sam nie wiedział kto lub co, wprawiło go w taki nastrój, ale takie ogólne zadowolenie nawet mu się podobało. Ostatecznie, oderwał się od instrumentu i schował różdżkę do tylnej kieszeni spodni. Ręką przetarł lekko zakurzone miejsce na siedzeniu, po czym ustawił krzesło w ten sposób, by pokazać dziewczynie, że ma na nim usiąść. Nie był do końca pewien, czy cała procedura nastrajania fortepianu przebiegła pomyślnie, ale miał nadzieję, że właśnie tak jest.
Avrel chyba nie mogła sobie lepiej wyobrazić tego wieczoru. Nie mogła przewidzieć tak przyjemnego dla niej przebiegu zdarzeń, no bo, cholercia, jasnowidztwo u niej nie zostało zauważone. Same lekcje wróżbiarstwa uznawała za jedynie ciekawy sposób rozrywki, aczkolwiek nie za coś prawdziwego i przydatnego. Pomieszczenie, w którym się teraz znajdowali, pachniało starością i dało się wyczuć, że nie jest to pokój zbyt często odwiedzany. Zapewne kiedyś było tu więcej przedmiotów przydatnych, ale z jakichś powodów zostały może one przeniesione lub całkiem zlikwidowane. Nie starała się wnikać w to. Avrel odczuwała swoistego rodzaju enigmatyczną aurę, panującą w owej sali. Była pewna, że nawet jeśli niewiele osób odwiedza to miejsce, to kiedy już tak się dzieje, to odbywają się tu rzeczy niezwykłe. Czy to głębokie rozmowy czy granie na tym instrumencie, ale z pewnością niezwykłe. Przynajmniej takie wrażenie odnosiła, dość dziwna, Avrel. Odwzajemniony uśmiech Jamesa sprawiał, że jej humor stawał się z minuty na minutę coraz lepszy. Całkiem zapomniała o poirytowaniu, które odczuwała jeszcze tak niedawno, będąc w dormitorium i przeciskając się przed zapełniony po brzegi Pokój Wspólny. Avrel zaraz miała zagrać na fortepianie z naprawdę miłym chłopakiem, a przynajmniej taką miała nadzieję. Nie była pewna, czy Jamesowi uda się nastroić instrument. Przygryzła wargę, obserwując poczynania Krukona. Nie widząc żadnych śladów grymasów niezadowolenia bądź zagubienia, uśmiechnęła się. - Nie wyszedłbyś, ja kompletnie nie wiedziałabym jak się do tego zabrać. - odparła cicho chichocząc. Widząc, że chłopak chowa różdżkę, spojrzała na niego i podekscytowana usiadła na siedzeniu. Wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze, po czym delikatnie ułożyła palce na klawiszach. Ostrożnie zaczęła grać melodię , a kiedy dźwięki wydawały jej się jak najbardziej spójne i prawidłowe, z większą pewnością siebie kontynuowała. Przymknęła oczy, a jej kąciki ust mimowolnie stopniowo unosiły się coraz wyżej. Sposób, w jaki czuła się podczas gry na fortepianie, pianinie bądź harfie, był nie do opisania. Myślami znajdowała się całkowicie gdzieś indziej, zależnie od wspomnień, które wiązała z daną melodią. Była teraz w swoim małym, przytulnym i bezpiecznym świecie.
Zajęcia, przerwa, zajęcia. Bieganina po korytarzach w celu przyswojenia wiedzy, która tylko w 40 procentach przyda nam się w życiu. Kiedy znajdą się poza murami szkoły, większość zapomni o tym, czego zdołała się nauczyć. Wiedza nie zawsze mogła pomóc im w tym, co miało nadejść. Choć to, jak wykorzystamy to, co mamy, to już inna kwestia. Nieważne. Raczej sprawy szkolnictwa nie były czymś, co specjalnie zajmowało jego myśli. Nie odpowiadał mu sposób, w którym posuwała się ta ciemna masa, zwana uczniami. Ich twarze były jednakowe, zlewały się w jedność. Nie mógł ich od sobie odróżnić... Jakby pojęcie indywidualności nie istniało w ich słowniku. Czy to takie złe, przynależeć gdzieś? Zacisnął palce na rączce plecaka i zatrzymał się. Jego nogi powoli przesuwały się do tyłu, chcąc jak najszybciej stąd uciec. Potrzebował powietrza, potrzebował swojej cząstki wolności. I już wiedział gdzie iść. Korytarze już dawno opustoszały. Wsunął się do jednej ze starych klas muzycznych i zrzucił z siebie czarną szatę, upychając ją niedbale do plecaka. Poczuł znajomy zapach kurzu i starego drewna, dopiero teraz poczuł, że naprawdę oddycha. To był jeden z takich dni, w których ledwo mógł znieść własne towarzystwo. Wtedy było najlepiej zamknąć się gdzieś lub zniknąć na chwilę. Nie pamięta już, kiedy ostatni raz dotykał podobnego cudeńka. Usiadł przy starym fortepianie i przesunął dłonią nad klawiszami. Jego ręką drżała, nie wiedział, czy było to z przejęcia, czy może z bólu, jaki odczuwał w rozdartych kostkach. Lekko nacisnął na klawisz, a z wnętrza instrumentu wydobył się nieprzyjemny zgrzyt. Kiedyś byłby oburzony z tego stanu rzeczy, teraz mógł być jedynie wdzięczny. Pamięta jeszcze jak to się robi? Zebrał powietrza do płuc i dopiero kiedy ta przerażająca melodia wyszła na światło dzienne, zdał sobie sprawę, że jego ramiona cały czas były napięte.