Hogwart Express jak zawsze oferuje wygodne siedzenia i wspaniałe wrażenia z podróży. Z powodzeniem możesz tu zmrużyć oko, albo oddać się zażartej dyskusji ze swoimi przyjaciółmi. Nie trać czasu. Pewnie wszyscy już się pchają, żeby zająć miejsca przy oknie. Przybierz na twarz najładniejszy uśmiech i bądź bohaterem, który jako pierwszy wciągnie swoje bagaże do przedziału!
Co takiego się stało, że ta cholerna myśl zaświeciła w jego głowie? Nagle. Zupełnie tak, jakby coś wybuchło. Iskierka ognia spaliła cały dom. Nie przeżył nikt. To jest, jak pożar. Jedna kwestia przyćmiła wszystkie inne, siejąc spustoszenie w jego głowie. Chciał wyjść, pójść swoją drogą, wypić tą cholerną butelkę ognistej sam i jutro niczego nie pamiętać, ale wciąż był w pociągu. Kiwnął głową na słowa Sary i posłał jej niemrawy, wymuszony wręcz uśmiech, po czym chwycił za flaszkę i upił kolejne parę łyków. Jeden, drugi, trzeci i czwarty połączyły się w ogromną ilość alkoholu, która zaczęła już mieszać Gregersowi w głowie. Potęgowała tylko emocje. Działo się to, co nie powinno nigdy się dziać. On już kogoś wybrał. On był wierny, chciał być wierny, ale równocześnie wiedział, że to nie wyjdzie. Jedna myśl pociągnęła za sobą inne, które złożyły się w coś nieuniknionego. W jego głowie zaczęły pojawiać się obrazy przeszłości. I know, the past will catch you up as you run faster... I spojrzał na Sarę. Wiedział, że będzie trzeba coś wybrać. Musiał być rozsądny, nie mógł dać się ponieść chwili. Jakiejś dziwnej myśli, impulsowi. Czy to był impuls?Czy to mogło pojawić się nagle? Może to myśl tłumiona od dawna? Przeklinał siebie samego, wyzywając od najgorszych, niestałych w uczuciach skurwysynów. Od tych, którzy nie mają kontroli nad sobą, nad swoim umysłem. Od kretynów, idiotów. Znienawidził siebie w tej chwili. Zależało mu. Czy będzie żałował, jeśli zostawi to ot tak? Powinien działać, zanim będzie za późno? Powinien to przemyśleć? Nie, przemyślenia w tym momencie nie istniały. Cholerny alkohol mieszał mu w głowie. Mógł teraz kierować się tylko impulsem i resztkami sił powstrzymywał samego siebie przed zrobieniem czegoś okropnie głupiego. Przecież to jest Sara. Ta, z którą droczył się, ta, z którą pił i palił, ta, z którą... Mógł być po prostu sobą. Ta, przed którą odsłonił tak wiele. Dopiero teraz uświadomił sobie, że pamięta prawie każdy moment. W jego pamięci na długo zapisały się obrazy ich spotkań, ich rozmów. Tych lepszych i gorszych chwil. Czy to podświadomość? Co robić? I know, the last in line is always called a bastard... Kolejny łyk ognistej, której butelkę przekazał po chwili Sarze i jeszcze większy mętlik w głowie. Uświadomił sobie coś. Coś, co go przeraziło. Ona nie będzie czekać. Jeśli on nie zadziała, za jakiś czas będzie upijał swoje smutki w alkoholu, widząc ją z kimś innym. Z kimś, kto nie był nim. Wszystko poszło za daleko... Siedział teraz lekko przechylony do przodu, a wyraz twarzy miał nieobecny. Czuł się tak, jakby pękło w nim coś, co od dawna chciało się wydostać z jego głowy. Myśli było zbyt wiele i miały zbyt silne natężenie. Kotłowały się zbyt mocno. Przymknął powieki. Kiedy to się zaczęło? I kiedy się zakończy? - Kurwa mać... - Zaklął cicho, mając nadzieję, że nikt go nie usłyszał, po czym odpalił kolejnego papierosa, a w głowie już huczało. Huczały też myśli, migały obrazy, wybrzmiewały słowa, które kiedyś będzie musiał wypowiedzieć. - Kiedy będziemy na miejscu? - Chciał już wyjść. Wyjść. Wyjść. Nie wiedział, ile czasu minęło, ile zostało. To go pochłonęło.
- Równo osiem godzin. Przed chwilą ruszyliśmy. - stwierdziła przyciszonym głosem niewiele się różniącym od szeptu. Bała się głośno mówić - bała się, że wtedy wszystko się wyda a ona chciała zamknąć swój sekret i schować go w najgłębszym zakamarku swojej głowy. Może gdzieś w odmętach jej umysłu zapomniany, by niepostrzeżenie zniknął? Marszcząc ze zdenerwowaniem nos w pewnej chwili odkryła, że ręka odmówiła jej współpracy i całkiem nieświadomie spowodowała, że nie do kończony papieros upadł wprost na ciemny materiał jej szkolnej spódnicy, wypalając w niej małą dziurę. Jak oszołomiona wpatrywała się w tą scenę zbyt mocno błyszczącymi oczami jakby się doszukując w tej zwyczajnej sytuacji, drugiego dna. Jakby ów używka była pewną ślizgońską osobą a zniszczony materiał spódnicy nią samą. Głupie porównanie ale tak się właśnie czuła. Czuła, że sama jego obecność wypalała w jej głowie niezatarty ślad, który żadnymi swoimi myślami nie potrafiła zmyć. Jakby się nie starała, ta uporczywa myśl powracała i coraz to bardziej opanowywała jej cały rozsądek. Zyskiwała przy tym kontrolę nad jej wszystkimi innymi myślami, wtapiała się niepostrzeżenie w życie i .. przewracała je całe do góry nogami. Powodowała totalny chaos w jej hierarchii wartości oraz burzyła tą stabilność, tak bardzo jej potrzebną na co dzień. Próbując o tym nie myśleć, na wyczucie przejęła po raz kolejny zdecydowanie lżejszą butelkę od jasnowłosego, uważając by nie dotknąć ani jednego pora jego skóry. Musiała zachować kontakt fizyczny do minimum. Tak samo jak wzrokowy i każdy inny. Tylko wtedy się będzie czuć w miarę bezpiecznie - bo już nawet ze swoimi myślami czuła się zagrożona. Tak jakby zorganizowano na nią polowanie a ona by musiała uciekać. Ale przed czym? Nie wiedziała. Czuła takie spustoszenie w swojej głowie, że najchętniej by wstała, poczęła się kręcić w kółko z rękoma nad głową i krzyczeć jak opętana by to coś z niej zabrać i uwolnić ją od tego nowego.. uczucia? Myśli? Co to ma być, że ona sama nie wie co jej dolega! A raczej ją atakuje znienacka, próbując przekabacić na swoją stronę. A najgorsze w tym wszystkim jest sam fakt, że nie da się z tym walczyć. To tak jakby zabrano Ci różdżkę i kazano walczyć z dementorem. Jesteś wtedy na przegranej pozycji. I nie wygrasz. Więc mam się poddać? Ta myśl pojawiła się w jej głowie tak nagle, jakby ktoś zapalił wewnętrzne światło, które rozprasza mrok. (i obłąkanie od razu.) Ale Sara się nie poddaje. Nigdy ani w żadnej sytuacji - i już podświadomie wiedziała, że na upartego będzie walczyła. By nie dopuścić do siebie więcej takich myśli. Zdrowo pociągnęła z butelki a lekkie skrzywienie warg mogło być oznaką, że Sara była co najmniej dziewicza w kwestii próbowania przeróżnych trunków. Niestety ale sam grymas oznaczał co innego.. Mianowicie wojnę. Sama ze sobą. Co dziwota, po chwili ukuło ją w serce co innego. On był w związku. Szczerze powiedziawszy nigdy na to nie patrzyła z tej perspektywy ale teraz poczuła coś. Coś nieokreślonego a niewymowna złość narosła w niej od tak, jakby człowiek pstryknął palcami. Złościła się na samą siebie, że nie wzięła tego wcześniej pod uwagę bo teraz w swoich własnych oczach była totalnie na przegranej pozycji - a jej duma została pogrzebana sześć metrów pod ziemią. Zagryzając wargi, machinalnie spojrzała na butelkę i wtem dobiegł ją fakt, że piją z niej oboje i nie trudno było przeoczyć owegofaktu, że nie wycierają po sobie gwintu. Sarę jak przystało na rasową wariatkę, niemalże szlag trafił. Miała ograniczyć kontakt! Dlatego w kolejnym głupim odruchu niemal na siłę, wepchnęła praktycznie opróżnioną butelkę w dłonie Gregersa a sama utkwiła swój wzrok we własnych dłoniach, próbując uspokoić swój oddech, myśli i całą siebie. Tylko jak to zrobić skoro nawet teraz wyczuwała jego bliskość? Korzystając z okazji, że ten pochylił się do przodu, Sara w tym samym czasie niemalże przytuliła się do okna jak i zasłon pociągowych by w pewien sposób się od niego oddalić. Być może dla innych to by się wydawało zabawne bądź zaskakujące, że oboje wyczyniają coraz to nienormalne rzeczy ale Sullivian to już naprawdę nie obchodziło.
Powiadają, że na wojnie i w miłości wszystkie chwyty są dozwolone. A ona w końcu musiała wygrać tą.. wojnę.
Heh, co za głupi błąd się wkradł z mojej strony. Uznajmy, że Sara jak Greg se wylazł, to zdążyła się przebrać w mundurek, o! I z stąd teraz ma spódnicę na sobie a nie spodnie. ;_;
Jakże dziwnie musieli wyglądać. Pogrążeni w panicznym amoku, nie zauważali siebie nawzajem. Nie zważając na swoje reakcje, dali się pochłonąć myślom i odrzucili cały rozsądek. On przez chwilę nawet nie pomyślał, że może to coś, co go nagle porwało, porwało też ją. Obierał najgorsze scenariusze, rozkładając je na części pierwsze, analizując dogłębnie. Osiem godzin. Osiem cholernych godzin. Czuł się, jakby zostały mu zapowiedziane najgorsze tortury. Był pijany, rozdarty i wkurwiony. W myślach klął i groził sobie samemu. Spojrzał na Sarę, która nie wyglądała na ani trochę bardziej wesoło, niż on, ale wydawał się tego nie zauważać. Wzrok miał rozmyty, głos może odrobinę bardziej zachrypnięty. Dwójka ludzi, którzy tak dobrze się rozumieją, nie potrafi odczytać swoich reakcji. Rozgryźć ich. Jakież to dziwne, prawda? Resztkami samokontroli postanowił zachować dystans, czyli swoją jedyną broń. Zamrozić to wszystko wewnętrznym chłodem i już nigdy nie pozwolić temu się roztopić. Zgasić wewnętrzny ogień. Nie potrafię... Był słaby i gardził samym sobą. - Uważaj. - Wyrzucił niedokończonego jeszcze papierosa, który właśnie wypalał dziurę w materiale szaty Sary, łapiąc przy okazji tak niepożądany kontakt wzrokowy z nią. Zabawne. Sytuacja rodem z jakiegoś filmu. Szkoda, że nie miała prawa zakończyć się dobrze. Gregers zachowywał się tak, jakby odebrano mu całe logiczne myślenie i cały rozsądek. Zdolności do analizowania i wyciągania wniosków. Nie połączył powolnych reakcji Sary z jej skołowaniem, którego też zresztą nie zauważał. Był tak skupiony na sobie. Na swoich myślach. - Bo sobie krzywdę zrobisz. -A co, jeśli ja cię skrzywdzę? Spojrzał w stronę okna. On się do tego nie nadaje. Do uczuć, do planów, do związków. Wszystko obraca w pył, jak śmiercionośna choroba. Ukrył twarz w dłoniach, by po chwili jedną z nich chwycić butelkę prawie już pustą. Wypił ostatniego łyka, wiedząc, że to nic nie da. Nie wprawi go w dobry nastrój, nie doda pewności siebie, za to jeszcze bardziej skołuje. - Jak sądzicie... - Zaczął, kierowany wpływem alkoholu, wewnętrzną rozterką i chęcią zajęcia myśli jakimkolwiek innym tematem. - Wejdzie tu któryś z profesorów? - Wstał i niepewnie chwiejąc się na nogach, zaczął grzebać w walizce, by po chwili wyciągnąć z niej kolejną butelkę. Przyglądał się jej przez parę sekund, jakby rozmyślając nad tym, czy rzeczywiście powinien jeszcze bardziej pogarszać swój stan. Jakie to absurdalne! Ludzie uciekają do alkoholu, wiedząc, jaki ma na nich wpływ, a kiedy wiedzą, że są już na totalnym dnie, chcą jeszcze więcej. Pokręcił głową, jakby chciał ukarać samego siebie i schował flaszkę z powrotem do jednej z przegród walizki. Nieobecnym wzrokiem rozejrzał się dookoła i swoje chwiejne kroki ku kanapie. Nie usiadł jednakże tam, gdzie siedział wcześniej, a na samym końcu. Jak najdalej od Sary, czym prawdopodobnie pogorszył tylko sprawę. Mogła pomyśleć, że zwyczajnie nie ma ochoty na jej towarzystwo, prawda? Było zupełnie inaczej, ale wyglądało tak, jak wyglądało. Alkohol odebrał mu resztki rozsądku, który nakazałby zachowywać się, jak na normalnego człowieka przystało. A w jej oczach mógł wyjść na kompletnego kretyna. Nie wiem, co robić...
edit, bo pociąg hamuje!
Sytuacja: W tym momencie pociąg gwałtownie zahamował, a na głowę kompletnie pijanego, nieobecnego i w ogóle skołowanego Gregersa, spadła chyba najcięższa ze wszystkich walizek. Biedny, nie zdążył nawet zrobić uniku i trach! Leżał właśnie nieprzytomny na ziemi. Masz, czego chciałeś, Colton! Niczego nie będziesz pamiętał! Pomagam: - Kostka: 6
Masz czego chciałaś.. Sara właśnie przed chwilą stwierdziła, że na pusty żołądek wyżłopała mniej więcej połowę butelki jednego z najmocniejszych magicznych alkoholi. I już, prawie natychmiastowo odczuwała tego skutki. Świat wokół niej tańczył i wirował, barwy przeplatały się ze sobą tworząc rozmazane i zbyt jaskrawe wzory na widok których, musiała mrużyć co chwila oczy. Czuła się jeszcze gorzej, tragiczniej i ogólnie masakrycznie. Nachalne myśli nie chciały w dalszym ciągu opuścić jej biednej głowy a teraz mając w sobie dość sporo promili we krwi - tym bardziej nie umiała im podołać. Miała się znieczulić a jedynie się osłabiła. I jak miała wygrać tą wojnę w takim stanie? Och, miała ochotę dać sobie w łeb. Albo wyjść z pędzącego pociągu i skrócić swoje mentalne męki. Tak, męki. Ona męczyła się z tym wszystkim co rozgrywało się w jej głowie. To były jak wykwintne i pełne finezji tortury, przedstawiające wyśnione i zbyt idealne obrazy domniemanej przyszłości pod tytułem: A co by było gdyby.. Ale nie będzie tak. Już ona się o to postara. Czuła się tak bardzo rozdarta, tak bardzo zła na siebie, tak słaba.. Nie spostrzegła nawet gdy chłopak zgarnął z jej szkolnego materiału otulającego jej kolana, niezgaszonego papierosa. Nie widziała tych jego wszelkich spojrzeń, nic nie widziała bądź nic nie chciała widzieć. Była jak wyłączona z życia. Sama ze swoimi niedorzecznymi myślami, które tak niespodziewanie w niej buchnęły i od razu zacisnęły wokół niej swoje szpony, nie pozwalając się tym samym z nich wyrwać - kiedy tak bardzo próbowała od nich jak najdalej uciec. W głowie jej huczało a poszczególne nie wypowiedziane jeszcze słowa tak bardzo w niej krzyczały. Rozrywały jej całą na maleńkie kawałeczki i roznosiły w pył zdrowy rozsądek. W dodatku była jeszcze porządnie odurzona alkoholem i straciła kontrolę nad własnym ciałem i ruchami. Tego chciałaś? Nic nie czuć i stracić kontrolę nad wszystkim? Tak. Chciała być sobą ale przez to coś, co śmiało zagnieździć się w jej myślach, nie mogła. Czuła się jak osaczone zwierzę, które trzeba poddać tresurze bądź praniu mózgu. A jej to już ogółem powinno się wszczepić nową, lepszą osobowość i wytępić z niej wszelkie aspekty buntowniczego życia. Kolejne westchnienie wydobyło się z jej warg a sama Sara dość nieprzytomnym spojrzeniem, omiotła przedział w którym się znajdywała. Po cholerę ją tutaj zaciągał! Marszcząc groźnie a raczej po pijacku brwi jak i czoło, próbowała zsunąć się ze swojego miejsca i wykonać kilka kroków w stronę wyjścia. - Ja zawsze na siebie uważam. A profosowie, profefrsowie. Kurde! Profesorowie mają lepsze rzeczy do roboty, niż patrzenie na nas. - wyjąkała dziwnie miękkim i ewidentnie wstawionym głosem. Podtrzymując się jedną ręką o jakiś mały stolik przylutowany do ściany tuż pod oknem - zacisnęła na nim mocno palce. I chyba po raz pierwszy w życiu miała nieco więcej szczęścia, gdy ten cholerny pociąg raptownie zahamował. Co prawda, jedynie uderzyła dość boleśnie bokiem o kant tego całego pieprzonego stolika i kątem oka, zauważyła jak kufer znajdujący się tuż nad głową Gregersa - niebezpiecznie się chwieje i .. spada wprost na jego głowę. - Gress! - pisnęła dość zszokowana, by nawet nie zauważyć, że zdrobniła jego imię i równie z szokowanym wyrazem twarzy, spojrzała na tą całą Allison. Jednakże nie umiejąc nawiązać z nią żadnego kontaktu, westchnęła cierpiętniczo i przykładając dłoń do czoła, spróbowała wykonać kilka kroków w stronę artystycznie wyłożonego na ziemi, chłopaka. Niezdarnie wyciągnęła różdżkę ze swojej tajemnej kieszeni. (hehe) i niewerbalnym zaklęciem usiłowała ściągnąć z niego ten kufer. Zapomniała jednak wziąć pod uwagę, że jej umiejętności po wypiciu jakiekolwiek trunku drastycznie spadają - to i spowodowała, że wieko kufra z głośnym kliknięciem się gwałtownie otworzyło - jeszcze bardziej przy tym nokautując nieprzytomnego Ślizgona. Dopiero za trzecim podejściem (nie chcecie wiedzieć, co mu zrobiła przy drugiej próbie!) jako tako przelewitowała jego kufer na jakiś pusty fotel. I co ja mam teraz zrobić? Mogłaby iść grzecznie do swojego przedziału i tam siedzieć cicho a nawet i pójść spać ale .. była puchonką. Nie zostawi go nieprzytomnego - i to jeszcze na pastwę losu tej Ślizgonki. Złorzecząc na niego w swoich myślach jak i pod nosem - stanęła nad jego osobą i po chwili dość chwiejnie kucając przy nim, wymamrotała niepewnie kolejne zaklęcie co by go oblać zimną wodą. Oczywiście starała się na niego patrzeć ani w żaden sposób nie dotykać ani nic. Ale jak było wspominane wcześniej - z Sary jest niesamowita niezdara to i musiała się za bardzo pochylić nad nim, rozlana woda jeszcze bardziej jej ułatwiła to zadanie i Sara z ogłupiałą i przerażoną miną, wylądowała na nim. Nienawidzę swojego życia.
Pociąg nagle zahamował, dziewczyna zerwała się nie wiedząc co się stało, bo w końcu zasnęło się jej ze zmęczenia. Ledwo przytomna i wystraszona, rozglądnęła się wokoło zastanawiając się co się stało, następnie wzrokiem powędrowała w stronę Sary, i Gregersa, który ucierpiał najbardziej i leżał na ziemi. Nie umiała wydusić z siebie ani jednego słowa, chciała wstać, ale nie potrafiła się nawet poruszyć, była w szoku. Spuściła wzrok na ziem, by powoli dojść do siebie, w głowie jej szumiało jak po jakiejś hucznej zabawie, a nawet i gorzej. Wzięła głęboki oddech i patrzała przed siebie w jeden punkt, musiała się jakoś pozbierać, ale nawet nie umiała się skupić, utknęła jakby między snem, a rzeczywistością. Wiedziała jedno, że nie będzie tej podróży miło wspominać...
Powoli otworzył oczy. Pierwszą osobą, którą zobaczył, była Sara. Zdecydowanie zbyt blisko, jak na obecną ich relację, a do tego w stanie zaawansowanej nietrzeźwości. On z kolei był obolały, skołowany i generalnie, nie miał pojęcia, co robi w pociągu i gdzie jedzie, ale był t r z e ź w y. Zresztą, nie pamiętał nawet, że dziś pił, więc uniósł lekko brwi, kiedy dostrzegł opróżnioną butelkę, leżącą na ziemi. Jakim cudem się nie rozbiła? Tego nie wie nikt. W każdym razie, przetarł dłonią obolałą głowę, delikatnym ruchem pomógł Sarze zejść z siebie ( hehehe ), po czym spróbował się podnieść. Oczywiście, że bez skutku, bo od razu poczuł ból pulsujący w karku, skroniach, plecach, wszędzie. - Gdzie my jedziemy? - Wydusił, ponownie rozglądając się dookoła. W przedziale była jeszcze jakaś dziewczyna, której imię świtało gdzieś w jego głowie, ale za nic nie mógł go sobie przypomnieć. Udało mu się usiąść. Rozmasował swój obolały kręgosłup, wyglądając przy tym co najmniej, jak człowiek w wieku podeszłym i spróbował podnieść się na nogi. Bezskutecznie. Opadł na podłoże, czując, że nie będzie w stanie utrzymać ciężaru ciała i westchnął ciężko. - Jakiś, kurwa, kufer na mnie spadł, czy co do chuja? - Chciał wstać i móc rozsiąść się wygodnie na kanapie, a tymczasem, jak ostatnia pizda nie mógł podnieść dupy z podłogi. Czuł, że huczy mu w głowie, a obraz co jakiś czas jeszcze się rozmywał, ale był już w stanie myśleć. Powoli odzyskiwał świadomość, choć ostatnie parędziesiąt minut gdzieś mu uleciało. Jeszcze nie wiedział, że przed chwilą był pijany w sztok i że właśnie dlatego nie ma prawa ich pamiętać. Co więcej! Nie wiedział także, jakie myśli przed chwilą kołatały się w jego głowie. Ciekawe, czy wrócą? - Sara, ty znasz dużo zaklęć. Masz jakieś uśmierzające ból w zanadrzu? Bo mam wrażenie, że zaraz się rozpadnę. - Spojrzał na nią, ale po jej stanie stwierdził, że chyba nic konstruktywnego nie usłyszy. Zerknął więc na dziewczynę siedzącą przy drzwiach, ale ta z kolei wyglądała tak, jakby była w ciężkim szoku, więc chyba będzie musiał poradzić sobie sam. Obolałą ręką, wyciągnął z kieszeni różdżkę, która... Była złamana. - Kurwa... - Jęknął, przyglądając się jej, po czym zrezygnowany i okropnie poirytowany równocześnie, opadł na ziemię. Skąd on weźmie tyle hajsu?
Minęła dosłownie cała wieczność gdy on raczył otworzyć oczy a Sara w tym samym momencie pisnąć zduszonym głosem. Na całe szczęście jej włosy po raz pierwszy w życiu zaczęły z nią współpracować, i litościwie zakryły jej coraz to większe ze zdumienia oczęta. Z kolei strach tak bardzo sparaliżował jej całe ciało, że to biedne złotowłose dziewczę za żadne skarby świata by się nie podniosło. Starając się więc za wszelką cenę nie oddychać za głośno, drgnęła gwałtownie gdy ten ją dotknął i po chwili zdjął z siebie. Tak - oczywiście, że zareagowała burakiem i z jej warg padło coś niewyraźnego w stylu Cojarobięobożebożenkoratujmnie. i z cichym plaśnięciem wylądowała na podłodze.. w sam środek zrobionej przez siebie kałuży. Wzrok dla pewności utkwiła gdzieś zdecydowanie poniżej szyi blondwłosego i sama wyglądała jakby się nabawiła jakiegoś szoku, a i od razu traumy na całe życie. Nie panując nad sobą, po chwili swoje mokre dłonie jako tako wytarła o swoją koszulę a różdżkę.. różdżkę na całe szczęście położyła na podłodze i niech Merlinowi będą dzięki, że jej nie połamała na same drzazgi. - Hogwart. Kierunek Hogwart, Wielka Sala, uczta, rozpoczęcie nauki, zresztą sam wiesz. - odparła mechanicznie i chcąc nie chcąc podniosła na niego swe spojrzenie co by nie wyjść na niekulturalną. Chociaż w dalszym ciągu najchętniej by rozmawiała do ściany. Do podłogi, sufitu a nawet i krasnoluda! Byle nie do niego, Merlinie. Walcząc sama ze sobą - chwilę potem z spod delikatnie półprzymkniętych powiek oceniła jego stan fizyczny i zmarszczyła lekko czoło, gdy i jej nieco zaczęło dokuczać te głupie uderzenie w bok. Super. Z pewnością do wieczora będzie miała siniaka w wielkości pięści i jeszcze inni pomyślą, że ją nie daj boże w domu biją i od razu, że jeść nie dają. Bo to takie drobne i kruche jakby się samym powietrzem żywiła. Albo problemami raczej, o tak! Pokręciła powoli głową na znak, że nie zna nic takiego - wybaczcie ale nie skojarzyła, że umie i to perfekcyjnie. (a niech cierpi, hehehe ) i jedynie, przygryzając mocno wargi, spojrzała gdzieś w bok. - M -Morfina. - odparła jakże błyskotliwie i mogłaby samej sobie pogratulować za gadanie takich głupot, okraszonych zachwycająco dużą ilością jej skromnego wdzięku. Co prawda morfina by mu pomogła. (i przy okazji jej!) W końcu czemu się nie naćpać raz a porządnie? Na jego pytanie o kufrze, nawet nie chciała odpowiadać - bo i po co? Jeszcze by się wygadała, że przez nią oberwał jego wiekiem w głowę nie raz a .. trzy razy. Bo jej się ręka z różdżką omsknęła. I raz pomyliła się przy wymawianiu zaklęcia. I ogółem była niezdarą, teraz pijacką niezdarą - tak dla uściślenia. Czując, że w głowie coraz bardziej jej się kręci a świat się dziwacznie rozmywa - dla swojego i innych bezpieczeństwa, położyła się na pociągowej podłodze i zamknęła oczy. Gdy ktoś na nią będzie śmiał wejść, zacznie warczeć. Bądź rzucać klątwami. Albo umrze bo coś czuła, że przeholowała z alkoholem i chyba nawet nie będzie miała dość sił by z stąd wyleźć. Nie wspominając o aktywności na Uczucie powitalnej. Z pewnością zrobi wrażenie na swoich kolegach, gdy siedząc koło nich efektowanie walnie czołem w puchoński stół i z miejsca zaśnie. Słysząc, że ten miły ślizgoński osobnik nieopodal niej klnie - zlitowała się i wskazała mu palcem swoją różdżkę. - Asinta Mulaf. Ruch nadgarstkiem płynny i krótki. Jedno okrążenie, zaczynając od lewej strony. - wymamrotała dość niewyraźnie i otworzyła oczy by móc spojrzeć w górę czyli w sufit. W końcu kto jej zabroni leżeć sobie na podłodze w pociągu i podziwiać jego wnętrze?
Tak, przypomniało mu się, o czym myślał wcześniej i już wiedział, dlaczego na podłodze leży flaszka, a nie woda mineralna. Westchnął ciężko i stwierdził, że więcej na razie pić nie będzie. Za to w pierwszy dzień wspólnego mieszkania z Sarą, najebie się, jak stary alkoholik, coby mu nerwy do reszty nie siadły. Kiwnął głową, kiedy uświadomiła go, że jadą do Hogwartu, po czym powrócił do prób podniesienia się z podłogi. Oczywiście żadna z trzech się nie powiodła, a przy każdej Gregers klął, jak szewc, ale przynajmniej opuściła go ta cholerna panika, której za nic nie mógł powstrzymać. Był już spokojniejszy, a teraz głowę zajął sobie rozmyślaniem, co by tu zrobić, żeby wstać i do tego nie złamać się w pół - Hogwart. - Rzucił, kiedy ostatnia próba dobiegła końca, po czym zrezygnowany położył się na pociągowej podłodze i utkwił swoje spojrzenie gdzieś w suficie. - Wcale nie chce mi się tam jechać. Ciekawe, ile zajęć opuszczę w tym roku, nie? - W zasadzie nie wiedział, czy pyta samego siebie, czy Sarę. - Piszesz się na spacery po błoniach w trakcie lekcji, czy tchórzysz? - Zerknął na nią, by dowiedzieć się, że wciąż unika jego spojrzenia. Miał tylko nadzieję, że nie powie czegoś w stylu ,, nie, spierdalaj, nie chce mi się ciebie oglądać, dlatego odwracam wzrok ''. W ogóle, tego dnia ciężko by zniósł chyba jakąkolwiek odmowę z jej strony, bo wszystko miało zdwojoną siłę. Każde słowo liczyło się podwójnie z dopisanym na końcu wykrzyknikiem. Jakby spisać pamiętnik Gregersa z dzisiejszego dnia, to raz, że przekleństwa byłyby stosowane tak często, jak przecinki, a dwa, że każde zdanie byłoby okraszone co najmniej trzema wykrzyknikami. Tyle emocji się kotłowało w Coltonowej głowie. - Morfina? - Uniósł wysoko brew jeszcze zanim zauważył, że jego różdżka się złamała. - Szkoda, że nie noszę jej zawsze przy sobie. - Uśmiechnął się nieznacznie, po czym zaklął. Właśnie w tym momencie, kiedy niezbędny przedmiot każdego czarodzieja, uległ zniszczeniu. Całe szczęście, że Sara nie była aż tak niestandardową Puchonką, jaką mogłaby być i poratowała go swoją różdżką. Wykonał odpowiedni ruch nadgarstkiem, a zaklęcie wypowiedział na tyle wyraźnie, na ile potrafił. Zadziałało. Już po chwili poczuł napływ kojącego ciepła w całym ciele i było lepiej. Coraz lepiej, aż w końcu mógł wstać, choć trochę chwiał się na nogach. Zerknął jeszcze na podłogę pociągu, gdzie właśnie leżała Sara. Cholerny impuls kazał mu położyć się obok, co by było, kurwa, romantyczniej. Colton, idioto. Skarcił samego siebie w myślach i doczłapał się do kanapy, na której usiadł. W końcu coś wygodniejszego, niż twarda i zimna podłoga, nie? - Dzięki. - Rzucił jeszcze, podając Sarze różdżkę, po czym wyciągnął z kieszeni swoją. Nie było z nią tak źle. Może nawet nie była złamana, a tylko obita? Ciężko powiedzieć, choć na pierwszy rzut oka, sprawa wyglądała groźnie. Chcąc sprawdzić jej funkcjonalność, wypowiedział pierwsze lepsze, niegroźne oczywiście zaklęcie, jakie przyszło mu do głowy i ku jego zdziwieniu, zadziałało. Uśmiechnął się tryumfalnie i odetchnął z ulgą na myśl, że te pieniądze będzie mógł wydać jednak na fajki.
Jak w zwolnionym tempie, spoglądała w stronę Ślizgona i mrużyła nieco oczy gdy ten usilnie starał się podnieść z podłogi. Co prawda dość niewygodna była i mokra i zimna i twarda i ogółem brzydka, ale sama zainteresowana wolała się jednak nie podnosić do pozycji siedzącej co by nie zwrócić treści żołądka i nie pochorować się jeszcze bardziej. A tak przynajmniej świat tak mocno nie wirował i jeszcze nie widziała przed oczami gwiazd ani żadnych innych białych myszek. Tylko zimno jej było. Spuszczając swój wzrok z chłopaka, z powrotem podniosła swe oczy na sufit i podziwiając go w pełnej krasie, usiłowała zagwizdać na jego widok. Tak - właśnie wchodziła w stan totalnego upojenia, więc nikt nie wie co jej wpadnie do głowy. Ręką się zamachnęła w powietrzu i zrobiła zbolałą minę, że nic złapała. A miała narastającą chęć na czekoladę, ale nie na tą cholerną skaczącą żabę. Skrzyżowała nogi w kostkach i ziewnąwszy, potarła dłońmi swoje policzki i za jednym zamachem zamknęła oczy. Te cholerne kołysanie pociągiem, wywoływało w niej praktycznie chorobę morską a coraz bardziej narastający stukot kół powodował, że w sarowej głowie na dobre rozbrzmiały dzwony, dzwoneczki i wszelkie inne takie dzwoniące rzeczy. -Sam jesteś cykor. I spoko mogę łazić ale jak załatwisz taki czadowy motor. Albo łódki jak znajdziesz, albo jak w Zakazanym Lesie zobaczę jednorożca bo gorzałochłonów widziałam setki. Znaczy się GUMOCHŁONÓW! I czemu one żrą tylko sałatę? To takie głupie. I niesmaczne! I w sumie chciałabym zobaczyć tego co tak bucha. Buchorożec czy co to jest, takie brzydkie. - wymamrotała sennie i zdecydowanie pijacko nawet jak na samą siebie, gdy wydęła lekko wargi a po chwili zwilżyła je językiem, od razu wyczuwając smak pozostałości po Ognistej Whisky. - Rany umrę. Niedobrze mi. - zawyrokowała grobowym tonem i przekręciła się jakoś tak dziwnie do boku. Na szczęście ubrania z nią grzecznie pracowały i nie zamierzały niczego odkrywać u tego dziewczęcia. No może oprócz jej krawatu, który totalnie poluzowany, powoli powolutku zsuwał się z jej szyi. Przynajmniej mogła na luzie oddychać. Na wyczucie odebrała od niego swoją własność i przytuliła się do tego kawałka drewna co by się bezpieczniej czuć i jęknęła głucho. Nigdy więcej alkoholu. Biedaczyna ta poczęła pod nosem coś majaczyć a w głowie prowadzić kolejną rozmowę sama ze sobą. Uporczywie chciała niechciane myśli wyrzucić z siebie, najlepiej pod koła rozpędzonego pociągu a sama zasnąć na wieki, wieków amen. Gardło ją paliło jakby co najmniej połknęła drut kolczasty, usta piekły od mocnego alkoholu, głowa pulsowała jakby tarła nią o płyty chodnikowe i ogółem czuła się tak niemrawo i tak nie do życia, że zrobiłaby wszystko byleby się uwolnić od tego głupiego stanu. W tej chwili sprzedałby nawet swoją duszę samemu diabłowi! Albo nie, bo się do niej przywiązała.
Roześmiał się głośno na słowa Sary. I nie, wcale jej nie wyśmiewał! Najzwyczajniej w świecie go rozbawiła. No bo z kim było tak zabawnie, jak z nią? Colton, do cholery! Właśnie miał ochotę się spoliczkować, ale biorąc pod uwagę fakt, że nie był w przedziale sam, zrezygnował ze swojego genialnego pomysłu. - Sara. - Zaczął, nie mogąc przestać się śmiać. - Jeszcze nie było takiej sytuacji, że widziałem ciebie pijaną, będąc trzeźwy. Bo zawsze, jak byliśmy razem... Jak gdzieś razem byliśmy, to obydwoje najebani w sztok. A teraz mogę powiedzieć, że całkiem... - Poszukał w głowie określenia, które nie było słowem ,,uroczo'', co zajęło mu dobre parę sekund. - Fajnie mówisz. A w sumie to jest coś takiego, jak buchorożec? - Zmarszczył na chwilę brwi, szukając w głowie obrazu tego wymyślnego zwierzęcia, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć, żeby o nim słyszał. Zresztą, to wcale nie dziwne. Zajęcia z ONMS omijał szerokim łukiem tak, jak trzy czwarte innych swoją drogą, więc w tej, jak i wielu pozostałych kwestiach, ktoś mógłby nazwać go ignorantem. On oczywiście tak nie uważał. On po prostu nie tracił czasu na głupoty. Wiadomo, nie? Kiedy Sara wyznała, że źle się czuje, nie bardzo wiedział, co z tym fantem zrobić. Nie miał przy sobie żadnego super eliksiru, zaklęć znał niewiele i generalnie stał tak, patrząc tylko, jak przekręciła się na bok. - Połóż się na kanapie i śpij. - Powiedział tonem mędrca. W gruncie rzeczy, to jeśli chodziło o wszelakie związane z alkoholem sprawy, śmiało mógłby się nazwać wyrocznią. Dlatego też kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów i wskazał miejsce obok siebie. - Dobra, dobra, ja żartowałem z tym, co będzie, jak cię upiję, spokojna głowa. - Puścił jej oczko i uśmiechnął się szeroko, przypominając sobie sytuację sprzed parudziesięciu minut. Serio miał aż tak beznadziejną opinię, że te laski mogły wziąć na poważnie jego głupie poczucie humoru? Nieźle! W każdym razie Gregers wstał i chcąc pomóc Sarze podnieść się na nogach, podał jej rękę, żałując po chwili tej decyzji. Kontakt fizyczny w sytuacjach tego typu był bardzo niewskazany i pogarszał tylko sprawę, ale Colton stwierdził, że jej samopoczucie jest ważniejsze od jego emocjonalnych rozterek rodem z epoki romantyzmu, ale chwila. On postawił czyjeś zdrowie ponad swoimi potrzebami? Oj, albo jeszcze mu nie przeszło po tym upadku, albo coś naprawdę jest na rzeczy, a obstawiam raczej drugą opcję, chociaż kto go tam wie. W każdym razie, nawet Gregersa zaskoczyła ta myśl i stwierdził, że jemu to już chyba do reszty się w głowie popierdoliło.
- Jak istnieje żmijoptak to czemuż u licha, ma nie być buchorożca? - spytała dość nieprzytomnie i po chwili wygięła wargi w grymas gdy przypomniała sobie tą nieszczęsną lekcję Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Koniec końców dostała na niej uwagę, za nie podjęcie się opieki nad tym czymś przeokropnym, co miało w sobie kły i inne paskudztwa. - Swoją drogą to ktoś musiał być gorzej ode mnie wstawiony jeżeli na siłę zmuszał węża i ptaszysko do sssspółkowania. - zasyczała z rozbawieniem przy ostatnim swoim słowie i uchyliła jedno oko, a potem drugie i wlepiła zbyt rozszerzone tęczówki w człowieka przed sobą, potocznie zwanego Ślizgonem. Nadęła lekko policzki i nie mając sił - a nawet i nie chcąc się podnosić - jeszcze chwilkę sobie poleżała na podłodze by móc sobie pomarudzić. Dopiero na wieść o spaniu się nieco ożywiła i ponownie na niego spojrzała, marszcząc przy tym nos. Bała się w jakim stanie się obudzi za te parę godzin - oraz z jakimi myślami. Teraz co prawda była tak skołowana, że nic by do niej nie dotarło konkretnego ale.. cicho. Fuknęła na siebie w myślach i po chwili z bardzo niewyraźną i podejrzliwą miną, ujęła jego dłoń - chociaż gdzieś w zakamarkach jej totalnie schlanego umysłu, coś głośno krzyczało by tego nie robiła, bo wyda na siebie wyrok śmierci. Jednak wiecie, że Sara to bunt z prawdziwego wydarzenia, prawda? Dlatego bez namysłu powiedziała do siebie dość głośno : - Cicho bądź. - i kiwając smętnie głową.. podała mu dłoń. Pierwsze wrażenie było co najmniej dziwne. Słowem, jakby próbowała się przytulić do słupa pod wysokim napięciem lub bardziej z życia wzięte - gdy człowiek próbuje rozczesać swoje naelektryzowane włosy i wyczuwa takie delikatne i całkiem przyjemne dreszcze pod palcami. Sama zainteresowana wątpiła by Gress przed chwilą robił coś z włosami a skoro dziewczę z niej kompletnie niedoświadczone ani w romansach nie zaczytane, to jedynie wymamrotała coś pod nosem i starała się stanąć na nogach. I weź się tutaj utrzymaj w równowadze pionowej. Niecałe pięćdziesiąt kilko wagi, ponad pół litra Ognistej we krwi i Sara poczuła, że nogi momentalnie się pod nią uginają w stronę podłogi - jakby ta się już za nią stęskniła. Automatycznie zamknęła też oczy i po raz kolejny w tym dniu jęknęła. - Zgaście światło. I niech podłoga nie skacze, błagam. - rzuciła nieco zachrypniętym głosem i sekundę później cichy, dźwięczny śmiech wymknął się z jej warg gdy ten strzelił coś o wykorzystaniu. Tylko nie do końca wiadomo było, czy ten śmiech był aby na pewno wesoły czy też dający początek niezłej fontannie łez. Aby się niczym nie zdradzić, zrobiła coś co umiała najlepiej czyli ziewnęła cicho i nie otwierając swoich ocząt, westchnęła. - Opowiedz mi bajkę. Te pociągisko tak się wlecze i tak kołuje, że prawdopodobnie stracę głowę i zostanę dziewczyną Prawie Bezgłowego Nicka. Miałby chociaż chłop rozrywkę. - wymamrotała marszcząc nieznacznie czoło i.. już całkowicie się osunęła na kolana. Pokonała ją Ognista. Co za plama na jej puchońskim honorze.
Podróż do Hogwartu przebiega w nadzwyczaj spokojnej atmosferze, wszyscy wydają się tacy zrelaksowani, zadowoleni i pełni pozytywnej energii na nadchodzący rok. Wakacyjne nastroje zdecydowanie nie zdążyły opuścić jeszcze pasażerów Hogwart-Expressu. Wygląda na to, że nie tylko nastrój pozostał ten sam.. przez całą podróż w Waszym przedziale coś śmierdzi, strasznie śmierdzi czymś martwym i zdecydowanie nieświeżym. Wreszcie okazuje się, że zapach, chociaż tak właściwie nie można tego nazwać w ten sposób, dochodzi z jednego z kufrów, ułożonych na samej górze. Decydujecie się ściągnąć go na dół i poszukać przyczyny smrodu. Wreszcie udaje Wam się dokopać do starej, bardzo starej, możliwe, że włożonej tam w dzień powrotu Hogwart-Expressem do domu, kanapki, upchanej gdzieś w bocznej kieszonce. Wszyscy patrzycie na siebie z konsternacją, zastanawiając się, czyj to kufer. Jakoś nikt nie kwapi się do podniesienia ręki i przyznania się do faktu, że to jego rzeczy znajdują się w kufrze.
Teraz każdy z Was rzuca jedną kostką – kufer należy do tej osoby, która wyrzuciła największą liczbę oczek. W razie remisu, rzut powtarzają tylko osoby mające ten sam, największy, wynik. Fabularnie oznacza to, że obie zdecydowanie wypierają się posiadania tak kompromitującej rzeczy w swoim bagażu, jednak wreszcie któraś ugina się i przyznaje do swojego zaniedbania.
Uniósł wysoko brwi i roześmiał się. Serio? To ktoś był kiedykolwiek bardziej, niż Sara wstawiony? No dobra, dobra. Gregers jakiś czas temu, ale on tego nie pamięta, więc ćśś! Dajmy mu spokój choć tym razem. - Wiesz co? Wielu pijanych już widziałem. - Zaczął, biorąc głęboki oddech. - Ale ty przebijasz ich wszystkich. Nawet tego, który połączył ptaka i żmiję, choć nie znam go osobiście. - Posłał jej nieco złośliwy uśmiech, po czym puścił oczko, co by nie wzięła tych jego małych złośliwości do siebie. W końcu nic złego nie miał na myśli, prawda? Kiedy kazała mu się uciszyć, zmrużył tylko oczy i już miał kolejny komentarz na końcu języka, gdy zdecydował się machnąć na to ręką. W końcu była pijana, a pijani ludzie różne rzeczy mówią, no i oprócz tego była także... Sarą. A tego chyba nie trzeba tłumaczyć. Chwycił mocniej jej dłoń, widząc, że ma problemy z utrzymaniem równowagi. Kiedy stanęła na nogach, odstawił ją ładnie na kanapie, żeby mogła sobie usiąść, czy się po prostu położyć i pospać trochę. - Posłuchaj mnie tym razem i prześpij się. - Uniósł lekko brwi, słysząc troskę w swoim głosie. Mówił jakby ciszej, łagodniej... Czy jemu już do reszty się w głowie poprzewracało? Właśnie karcił i wyzywał siebie samego w myślach, kiedy poczuł dość nieprzyjemny zapach. Zmarszczył nos, po czym omiótł wzrokiem cały przedział, szukając przyczyny zdarzenia. - Ej, czujecie to? - Zapytał, zerkając to na Sarę, to na Allison. Chwilę później, nie czekając nawet na odpowiedź, otworzył szerzej okno, co by wpuścić trochę świeżego powietrza i oparł się o ścianę pociągu. Wciąż rozglądał się jednak po pomieszczeniu i co jakiś czas marszczył nos, dając upust swojemu zniesmaczeniu. Kiedy Sara nakazała zgasić światło, skierował na nią swoje zdziwione spojrzenie, po czym wyjrzał przez otwarte przed chwilą, okno. No, byłby nawet skłonny przyjąć wyzwanie, gdyby nie fakt, że wszystkie światła były włączone, a słońce jeszcze świeciło. Westchnął. - Mówię ci, prześpij się. - Powtórzył tonem bardziej stanowczym, próbując odłączyć od niego tą wyczuwalną wręcz troskę. Nie znosił tego uczucia, bo nigdy nie zapowiadało nic dobrego. Troska zawsze wiąże się z zaangażowaniem, a dlaczego on by się miał, do cholery jasnej, angażować?! Pokręcił głową z dezaprobatą, a na słowa Sary o bajce, uśmiechnął się szeroko. - Jaką chcesz? Taką ze szczęśliwym zakończeniem? - Zerknął na nią, a po chwili poczuł, jak bardzo nogi odmawiają już posłuszeństwa. Zdecydował więc, że chyba powinien wziąć przykład z dziewczyn. To znaczy, usiąść sobie na kanapie. Tak też zrobił. Rozsiadł się wygodnie, kładąc nogi na przeciwnej oczywiście, kanapie i założył ręce za kark. - Bo wiesz, ja znam dużo fajnych bajek. - Rzekł nieskromnie, choć oczywiście nie znał żadnej. Będzie improwizować. No co? Inteligentni ludzie tak potrafią, a kto Coltonowi inteligencji odmówi? Ćśś!
Zamruczała jakoś dziwnie i już bez zbędnych gestów czy też odruchów buntowniczości - grzecznie usiadła na taj całej pociągowej kanapie czy tam siedzisku - i z marszu osunęła się resztę siedzeń. Nogi oczywiście swobodnie jej zwisały w stronę podłogi a sama niewinna puchonka, zmarszczyła nos na jego słowa co do tego, że nie widział bardziej wstawionych osób. Bardzo zabawne, no doprawdy! Bo niby on jest wzorem cnót (o ile posiada JAKĄKOLWIEK cnotę.. ) i wszystkich zalet. Zaśmiała się bezgłośnie na sam taki pomysł i na oślep wycelowała w niego palcem. - Ten gość był ślizgonem. Musiał nim być! W końcu kto normalny by zmuszał jakiegoś brzydkiego gada i biednego ptaszka do .. do.. no Ty już wiesz do czego, no. Swoją drogą, to nie na moją głowę jak to się stało i kto był samicą a kto samcem. I te dopasowanie! Merlinie, moja wyobraźnia.. - jęknęła po chwili zrozpaczona i zacisnęła mocno powieki by pozbyć się tego widoku z sprzed swoich ocząt jak i z głowy. Nie chciała jednak potrząsać swą biedną łepetyną bo jednak trochę bo trochę, ale ją lubiła mieć na swoim karku. Dlatego zamiast tego, wzięła parę głębokich oddechów i .. rozkaszlała się biedna. Myśląc, że już praktycznie wypluje płuca - skrzywiła się nieco i dotknęła delikatnie palcami swojego gardła a potem bezceremonialnie położyła sobie rękę na czole. Matko jedyna, chyba nie złapała żadnej choroby od tych dzikusów w Indiach? Przerażenie objawiło się na jej drobnej buźce a po chwili jej nos - jak zawsze w takich sytuacjach - leciutko się zmarszczył. Nie piła przecież nic od nikogo - pomijając grobowym milczeniem wszelkie trunki od tegoż właśnie Ślizgona. Nie latała także na żadną krzakoterapię więc wenerycznej też nie mogła złapać, na galopujące testrale! A jakoś nie miała tajemniczych dziur w pamięci. Co do pytania Gress’a o ten dziwaczny zapach, jedynie wzruszyła lekko ramieniem i stwierdziła na głos, że nie ma pojęcia a jej kufer jest w jej przedziale więc nich tu sobie szuka winnego i ani waży się na nią spoglądać podejrzliwie. Hm, więc się przeziębiła jeszcze! Nie to, że aktualnie jest pod wpływem alkoholu oraz nikotyny to jeszcze brakuje by się kleju nawąchała, no. Gratulując samej sobie, wystawiła nawet przed siebie uniesiony w górę kciuk, nie zastanawiając się nawet jak to mogło wyglądać dla pozostałych. Super! Więc uznają ją za totalnego schizolca. Sara nie mając innego wyjścia po prostu zakryła dramatycznym gestem swe oczy i wypuściła głośno powietrze z ust. Dopiero jako tako zareagowała gdy ten osobnik płci męskiej również raczył usiąść i złorzecząc na niego dość głośno - tak by ją usłyszał - nieco się przesunęła, robiąc mu przy tym miejsce. Jednak dalej zajmowała trzy pozostałe gdy na nich na luzie leżała czy też półleżała. Ale chyba nie zamierzała spać. A czemuż to? Ano dlatego: - Nie, nie, nie. - zaczęła jakże mądrze i filozoficznie i uniosła nawet na niego swe spojrzenie. Chociaż tak z dołu patrzeć na niego, nieco dziwnie jej było i tak niezręcznie i głupio, że zaraz zamknęła z powrotem swe oczy. Od razu lepiej! - Nie pójdę spać bo jeszcze się obudzę bez cnoty i wtedy bym musiała Cię kastrować. I co wtedy będzie? - stwierdziła całkiem poważnym głosem jak na swój pijacki stan i ułożyła wargi w słodki.. złośliwy .. półuśmiech. Na wieść o bajce wydała natomiast z siebie dłuugie Hmmmmm ,zdążyła nawet zmienić swe ułożenie na tych wszystkich siedziskach coraz bardziej targając sobie przy tym włosy i wymamrotać, że jej zimno jest oraz, że te mundurki nadają się jedynie do du.. duszy. - Szczęśliwe zakończenie w bajkach jest już przereklamowane. Ale możesz coś walnąć o s-smokach. Jakie to są zajebiste stworzenia! Mają ogony, skrzydła i zieją ogniem! Chciałabym być smokiem. - odparła już nieco ciszej i wbrew sobie ziewnęła przeciągle. Zapomniała nawet o obecności Allison! W sumie ona taka cicha laska, że nic dziwnego. A jakoś nie zarejestrowała by jej się coś stało podczas nagłego hamowania pociągu. No cóż!
kufer Sarki jest w jej przedziale, więc nie wiem czy mam losować czy nie XD