Wejście do gospody jest oblegane przez klientów, widocznie obskurność owego przybytku nie jest w stanie odstraszyć takiej ilości czarodziei, którzy planują zatrzymać się tutaj, bądź chociażby napić piwa.
Autor
Wiadomość
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Zrobił dwa kroki, ale dziewczyna nie dawała za wygraną. Odwrócił się ku niej, spoglądając w jej twarz podejrzliwie. Jezu, ona naprawdę wyglądała na szczerą i autentycznie zmartwioną jego utratą pamięci. Zaczął się załamywać. Może to cecha, którą miał kiedyś, daje o sobie znać? Od kiedy pamięta (hehe...), to łatwo nie ufa ludziom. Raczej wszystkich trzyma na dystans i nie chce nikogo dopuszczać blisko siebie. Ale czy nie po to przyjechał do Londynu, żeby znaleźć dawnych bliskich? Ma teraz odtrącać każdego, kto zacznie mu opowiadać niewiarygodne historie o nim samym? Jak może podważać ich autentyczność, skoro sam zaczął szukać odpowiedzi? Może warto zaufać. Choć właśnie... - Dlaczego? - zapytał, czując się nagle bardzo zmęczony. Dlaczego miał jej zaufać? Jednak to pytanie po paru sekundach wyparowało mu z głowy, bo dziewczyna wyjęła... Co. Różdżkę. Serio. Wpatrywał się w nią osłupiały. Znowu poczuł, że ziemia usuwa mu się spod stóp, ale tylko bardziej oparł się o ścianę całym ciałem, nie spuszczając wzroku z tego patyka w dłoni dziewczyny. W tym momencie mógłby jeszcze upierać się, że próbują go wrobić, ale z różdżki, po uprzednim wypowiedzeniu jakiegoś tajemniczego słowa, wyskoczył dziwny dym, który utworzył figurkę smoka. Cóż, takich gadżetów w świecie, który znał, to jeszcze nie widział. Więc chyba... Nie był w stanie na razie powiedzieć, że dziewczyna nie kłamie. Wyciągnął rękę i spróbował złapać figurkę, ale jego palce natrafiły na pustkę, przechodząc płynnie przez widmo. Zabrał dłoń, jakby się oparzył. Przeniósł wzrok na dziewczynę, ale nadal się nie odezwał. To, co mówiła dalej, brzmiało niewiarygodnie, ale chyba było prawdą. Właściwie nie miał teraz powodów, aby jej nie wierzyć. Ludzie niemagicznego pochodzenia, czarodzieje, czystokrwiści... O Boże, co tu się działo? I on niby był czarodziejem i to tym czystokrwistym? To znaczy, że kiedyś, przez całe życie też używał... różdżki? I w ogóle to wszystko było dla niego normalne? Takich rewelacji to on się zdecydowanie nie spodziewał. Przeniósł wzrok na bar. W środku są czarodzieje. Ożeżkurwajapierdole. - Chyba mnie czymś naćpali w tym samolocie, tak mi się wydawało, że ta kanapka była jakaś dziwna - powiedział bardziej do siebie niż do dziewczyny, cały czas patrząc na drzwi baru. Przeniósł na nią wzrok, kiedy wspomniała o whisky. No proszę, czyli przed wypadkiem też lubił whisky. Good boy. Spojrzał dziewczynie w oczy, widząc w nich tylko szczerość, więc po chwili wahania kiwnął głową. - Może jeśli faktycznie będę udawać naćpanego, to będzie mi to wszystko łatwiej przyjąć. Zwłaszcza ze szklanką whisky w ręku - mruknął i skierował się do wejścia.
/zt x2
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie często zaglądała do Dziurawego Kotła. Nie było to miejsce w jej stylu, ale czasem okoliczności tego wymagały i dziś nie było inaczej. Odbywała w przybytku spotkanie, o które poprosiła ją najstarsza siostra. Pozyskanie ważnego klienta, którego Aiofe nie potrafiła przekonać, a wiedziała, że Irvette ma do tego niepowtarzalny dar naturalny, jak i specjalne magiczne zdolności, które mogły nieco nagiąć wolę ich celu. Niestety, choć rudowłosa ostatecznie osiągnęła swój cel, namęczyła się dość mocno, a do tego klient niesamowicie ją zmęczył i zdenerwował, swoimi wygórowanymi oczekiwaniami. Nie, on nie oczekiwał, on wymagał, co jeszcze bardziej podnosiło dziewczynie ciśnienie. Irvette dobiła targu i pierwsza opuściła Dziurawy Kocioł, dając tym samym znak, że negocjacje dobiegły końca. Już miała kontaktować się z siostrą, by przekazać jej nowiny i trochę wyzwolić te emocje, które w niej teraz siedziały, gdy dostrzegła nieopodal znajomą twarz. Twarz, która od rekonstrukcji w Hogwarcie nie pozwalała jej spać spokojnie. W mgnieniu oka kobieta zmieniła plany i jeszcze szybciej znalazła się obok nieznajomego. -Nie zdążyłam pogratulować zaciętej walki podczas rekonstrukcji. - Uśmiechnęła się, uważnie studiując twarz @Nathaniel Bloodworth, tym samym angażując go w niewielkie uprzejmości. Szybko jednak te miały się skończyć, co zapowiadała zmiana koloru szmaragdowych tęczówek de Guise, na czarne, kompletnie bez emocji szparki, wpatrzone głęboko w źrenice mężczyzny. -Powiedz mi kim jesteś i skąd mnie znasz. - Wydała polecenie głosem, który powinien zabrzmieć dla niego jak pokusa, której nie potrafi się oprzeć. Rudowłosa nie miała pojęcia, z kim ma do czynienia i że ten, może być w stanie oprzeć się jej hipnozie, więc wszystko pozostawało teraz w rękach losu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Miał tu kilka spraw do załatwienia, nic, czym chwaliłby się nowo poznanym osobom. W Dziurawym Kotle dobrze zbijało się interesy, było to miejsce duże, tłoczne i dobrze wszystkim znane, idealnie ulokowane na magicznej mapie Londynu. Jeśli o niego chodziło, nie pojmował do końca, na czym polegała jego popularność, no chyba że chodziło tu o przejście na ulicę Pokątną. Spieszyło mu się, żeby mieć to jak najszybciej za sobą, ale chciał rozegrać sprawę na spokojnie, nie było więc innej opcji, jak spalić przed wejściem błękitnego gryfa i raz jeszcze powtórzyć w głowie strategię działania. Miał do opchnięcia pióro tajemnic, ale zdecydowanie zamierzał uzyskać jak największą przebitkę, jaka tylko była możliwa. W innym wypadku nie było sensu się tu kłopotać. Zwrócił na dziewczynę oczy i przez krótką chwilę przyglądał jej się, próbując dopasować nazwisko do twarzy, którą miał przed oczami. Załapał dość szybko, była charakterystyczna podobnie jak nazwisko, które nosiła. No i wspomniała o rekonstrukcji. Uniósł więc kącik ust, kiwając do niej głową. — Nie zdążyłem podziękować Ci za uratowanie tyłka — odparł po wypuszczeniu z ust dymu. Wcale nie szło za tym żadne podziękowanie, tak samo jak za jej słowami tak naprawdę nie podążały gratulacje. Może to i lepiej, nie wspominał tego pojedynku najlepiej, by nie powiedzieć, że myśl o nim wprawiała go w głębokie zażenowanie. Miał już wspomnieć o tym, że zwykle radzi sobie odrobinę lepiej, ale w obliczu tego, co się nagle wydarzyło, postanowił jej to po prostu pokazać. Już sama zmiana w oczach była czymś niecodziennym i niespodziewanym, ale zmusił się do zachowania stoickiego spokoju, jedynie bacznie się jej przyglądając. Dopiero jej słowa sprawiły, że na spokój nie miał już ochoty. Być może byłby uległ jej na choćby kilka sekund, gdyby nie to, że pod wpływem zmiany w jej oczach napiął się w pełnej gotowości. Umysł miał pozornie pusty, szczelnie zamknięty i zupełnie dla niej niedostępny. A w oczach wkurwienie. — Jestem... — zaczął, siląc się na nieobecny ton, a wykorzystując tę chwilę na wyciągnięcie różdżki. Niewerbalnym depulso cisnął nią o ścianę, zagradzając jej drogę z różdżką tuż przed zielonymi oczami rudowłosej — w tym momencie okropnie wkurwiony — dokończył, rozglądając się szybko wokół. Na szczęście akurat było pusto, ale i tak nie było to najlepsze miejsce do załatwiania prywatnych porachunków. — sanguinem ulcus — wyszeptał, rozkoszując się brzmieniem inkantacji, której nie miał okazji wymawiać zbyt często. Uśmiechnął się nawet, wyraźnie usatysfakcjonowany. — Jak bardzo bawiłoby cię, gdybym użył teraz na tobie imperiusa i kazał lizać swoje buty? — taka ładna, a taka niemądra. Może jednak pierwsze wrażenie na dziedzińcu było jak najbardziej słuszne? Może w istocie nie miała wiele rozumu w głowie, nie potrafiąc wymierzyć sił na zamiary? Wysokości progu, na który próbowała wstąpić względem swojej wielkości? — Mnie bardzo. — Dodał z satysfakcją. Ale nie zrobił tego i nie zamierzał. Ostatnie, czego sobie życzył, to Azkaban za używanie zaklęć niewybaczalnych na środku ulicy pokątnej. Nie zamierzał wierzyć, że dziewczyna nigdzie go nie zgłosi, a był już zbyt zmęczony życiem, by jak niegdyś bawić się w zacieranie swoich śladów. — Przeprosisz mnie teraz ładnie i powiesz o chuj ci chodzi — jego ton nie znosił sprzeciwu, podobnie jak wzrok, którym, gdyby tylko mógł, dawno już by ją zamordował. Przerwał działanie zaklęcia, pozwalając jej złapać oddech i wypełnić polecenie.
Miała wrażenie, że skądś zna tę twarz teraz, gdy mogła lepiej się jej przyjrzeć, ale nie mogła za nic w świecie dopasować jej do żadnego znanego sobie imienia. Postanowiła więc, za wszelką cenę dowiedzieć się prawdy, a jak miało się okazać, była to naprawdę wysoka cena. Już od pierwszej chwili czuła, że coś jest nie tak. Starała się wzmocnić urok i nagiąć tę barierę, którą napotkała, ale na próżno. Popełniła błąd. Wielki błąd, co zrozumiała w momencie, gdy poczuł ból rozchodzący się wzdłuż jej kręgosłupa, wynikający z gwałtownego spotkania ze ścianą. -Za grosz kultury. - Zdążyła mruknąć nim poczuła tak dobrze znane sobie uczucie wrzenia krwi we własnych żyłach. Tak, zaklęcie to nie było jej obce. Przywoływało wspomnienia z nocy, gdy Stéphane po raz ostatni przekroczył próg ich chateu. Nie była w stanie kompletnie znieczulić się na działanie klątwy, ale wciąż pamiętała bolesną naukę ojca - nie krzycz szmato. Chyba nie chcesz pokazać, że jesteś słaba.... Zaciskała więc mocno szczęki, choć nie miała tak samo dobrej kontroli nad ciałem, które za wszelką cenę chciało pozbyć się tego palącego uczucia. W końcu upadła też na ziemię, sięgając prawie butów, które to w chorej fantazji nieznajomego, miała mu wylizać. -Powiedziałabym, że nie jesteś tak głupi. - Wysyczała, gdy zaklęcie przestało działać, nawiązując do jego chęci przejęcia kontroli nad jej umysłem. -Nie sądzę, bym miała za co przepraszać i jasno wyraziłam swoje intencje. - Zadarła wysoko głowę, starając się ignorować ból, który jeszcze promieniował w jej ciele. Te kilka krótkich słów pozwoliło jej jednak sprawnie wyciągnąć różdżkę i odpłacić się napastnikowi pięknym za nadobne. Rzuciła Artus Versavi, ciekawa, jak giętki mężczyzna może się stać z odrobiną pomocy z zewnątrz. -A teraz mów kim jesteś, albo zaraz nie będziesz w stanie powiedzieć już nic, do końca swojego życia. - Zagroziła, a jej oczy pociemniały jeszcze bardziej, gdy delikatnie zmieniła ułożenie różdżki by nagiąć działanie kolejnego mięśnia. Nie bała się, wręcz przeciwnie, nieznajomy obudził w niej chęć mordu, którą na co dzień musiała dusić głęboko w sobie, a teraz, dzięki niemu, miała okazję dać jej upust. Właściwie to chyba powinna była mu podziękować.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Uśmiechał się z satysfakcją, tak na jej słowa, jak i wszystko, co po nich nastąpiło. Podobało mu się, owszem – to, co zobaczył w jej oczach, kiedy zrozumiała, co ją czeka, to jak osunęła się na ziemię, pozbawiona sił, by stać prosto i dalej dumnie unosić podbródek. Czuł się potężny, kiedy tak nad nią górował, nawet jeśli widział i rozumiał, że było to uczucie złudne, a on po prostu maltretował jakąś Francuzkę. Był jednak daleki od nazywania jej niewinną dziewczyną. Może mógłby tak o niej pomyśleć, gdyby sam nie interesował się hipnozą i nie wiedział doskonale, jak silnie splatała się ta sztuka z czarną magią w najczystszej postaci. Nie był więc szczególnie zaskoczony, kiedy postanowiła się zrewanżować – choć oczywiście wolałby zdążyć obronić się przed jej atakiem. Wolałby też być całkiem cicho, ale pojedynczy jęk bólu po prostu mu się wyrwał. Mógł spodziewać się ataku, ale nie tego, że nastąpi tak szybko – i że będzie tak cholernie boleć. Zacisnął zęby, ani myśląc dać jej podobną satysfakcję po raz drugi. — Wystarczyło zapytać, jeśli tak bardzo chciałaś się ze mną umówić — warknął, sprowadzając jej intencje do durnego, dziewczęcego zauroczenia. Wcale tak nie uważał, ale każda okazja, by z niej zakpić była teraz na wagę złota... nawet jeśli mogła popchnąć ją do przedłużenia tortur. Czy był w stanie rzucić zaklęcie? Cóż, bardzo wątpił, a kiedy różdżka pod wpływem ruchu tej należącej do niej wypadła mu z dłoni, było oczywiste, że nie ma na to szans. Bezsilnie oparł się o ścianę, o którą pieprznął ją zaledwie kilka chwil temu. Co za paradoks. — Twoim utrapieniem, jeśli natychmiast mnie nie puścisz, francuska szmato — nie był to najlepszy moment na pogawędki, ale starał się brzmieć normalnie, jakby każde słowo wcale nie przychodziło mu z trudem. Jednocześnie wszystkie resztki sił włożył w to, by ruszyć lewą ręką, gdzie na serdecznym palcu nosił pochłaniacz magii. Magia pierścienia powinna osłabić ją na tyle, by nie była w stanie podtrzymywać zaklęcia i kupić mu wystarczająco czasu, by sięgnął po różdżkę. — Nathaniel — wysapał, kiedy atak ustał — Bloodworth — dodał, odgarniając z czoła zmierzwione kosmyki włosów. — Cofnij to, co spierdoliłaś, to powiem ci, skąd cię znam.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Coś w jego uśmiechu pełnym satysfakcji sprawiało, że Irvette była pełna sprzeczności. Z jednej strony miała go za aroganckiego dupka, który pozwala sobie na zbyt wiele, ale z drugiej.. Cóż, zawsze szanowała ludzi z mocnym charakterem, a ten mężczyzna zdecydowanie taki posiadał. Nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo po pierwsze zaczął manipulować temperaturą jej krwi, a po drugie sama poczuła zwierzęcą satysfakcję, gdy udało mu się wyrwać z jego gardła jęk bólu. Co prawda tylko jeden i to dość słaby jak na jej gusta, ale lepszy taki niż żaden. -Nie schlebiaj sobie. Nie masz za grosz powodu. - Odparsknęła, choć kłamstwem było stwierdzenie, że jej obecny przeciwnik nie należał do przystojnych. Jednak po interakcji, jaką obecnie dzielili raczej nie wyobrażała sobie, by kiedykolwiek miała spojrzeć na niego przychylniej. Arogancki dupek. -Nie rani mnie ujadanie jakiegoś kundla, więc oszczędź sobie oddechu. - Uniosła lekko kąciki ust, choć w jej postawie nie było za grosz niczego przyjemnego. Wręcz przeciwnie, wtedy właśnie tylko poprawiła zaklęcie, jakim go raczyła. I wtedy właśnie sytuacja znów przybrała dla Rudej nieoczekiwany obrót. Poczuła, jak nagle zaczyna tracić siły. Powoli, aczkolwiek skutecznie jej zaklęcie słabło. Postanowiła więc wycofać je, dając nie tyle oddech mężczyźnie, co czas sobie na regenerację. -Bloodworth.... - Powtórzyła, mrużąc lekko oczy. Nie traciła czujności, ale też miała wrażenie, że jest jej to dziwnie znajome. Oczywiście znała niewiele rodzin, które by nadawały dzieciom tak charakterystyczne imiona, ale nie było tu miejsca na kolejny błąd, więc wolała pozwolić mu mówić, skoro był już taki chętny. -Mów, byle konkretnie. Nie mam czasu na historię Twojego życia. - Warknęła, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z jego twarzy, czy też pozwalając sobie na luźniejszą postawę. Jeśli zazwyczaj ludzie podejrzewali ją o połknięcie pośladami kija, to teraz uznaliby, że ma tam cały ich stos.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Można by powiedzieć, że jego sytuacja była beznadziejna i ostatnie co powinien teraz czuć to rozbawienie, ale na jej słowa wykrzywił wargi w uśmiechu, nawet jeśli średnio wesołym i urokliwym ze względu na przeszywający ból mięśni i kości. Podobała mu się jej postawa, lubił trafiać na swojej drodze na równych sobie. Znała klątwy, których by się po niej nie spodziewał, władała hipnozą i to chyba całkiem sprawnie, skoro musiał skupić się na tym, by odeprzeć jej atak i krzywdziła go bez zająknięcia, choć przecież nie miała ku temu żadnego innego powodu niż zemsta. Nie mógłby tego powiedzieć o większości napotkanych w życiu osób, zwłaszcza kobiet. Poza tym niezmiernie bawiło go określenie „kundel”, którym swego czasu tak chętnie zwracał się do Mefisto, poddając go podobnym, jeśli nie gorszym torturom. Urocza klamra kompozycyjna. — Nie masz czasu? To Ty zaczepiłaś mnie, de Guise — zwróciłby się do niej po imieniu, ale, co bardzo paradoksalne, biorąc pod uwagę całe zajście, właściwie to nie było mu znane. Zmrużył zielone ślepia, chwilę siłując się z nią na spojrzenia, aż w końcu roześmiał się, kręcąc głową na tę jej napiętą postawę i determinację, by wyciągnąć z niego informacje. Nie wiedział, czemu były takie cenne, ale był człowiekiem interesu; skoro jej na nich zależało, że zamierzał oddać jej tego z łatwością. — Tylko daruj sobie machanie różdżką... a przede wszystkim trzepotanie rzęsami. Jak zdążyłaś pewnie zauważyć, i tak nie podziała — oklumencja nie była co prawda całkiem niezawodna, ale nie musiał jej o tym mówić. Nie bez trudu sięgnął do kieszeni po papierośnicę, starając się zrobić to na tyle powoli, by jednocześnie nie podejrzewała go o złe zamiary i też, by trochę ją zdenerwować. Całe to sięgnięcie po papierosa było przesiąknięte czystą złośliwością, zmuszało ją, żeby stała tam z tym palem w dupie i czekała na niego grzecznie, zupełnie tak jak powinna. — Uczyłem przez moment w szkole — oznajmił i odpalił papierosa z użyciem różdżki — ale nie zapamiętałem Cię z zajęć — dodał z rozbawieniem. Nie chciała historii jego życia? Och, no to zamierzał ją jej zaserwować. Zaciągnął się dymem, robiąc dramatyczną pauzę. — Urodziłem się w Londynie, ale moja matka pochodziła spod Marsylii. Prowansja jest piękna, nie uważasz? — z uroczym uśmiechem wyciągnął w jej stronę papierośnicę, oferując jej szluga. Potem wcisnął ją z powrotem do kieszeni, bez względu na to, czy wzięła go, czy nie. — Od dawna znasz hipnozę? — zmienił temat ni z tego, ni z owego. Targ nie został bowiem jeszcze dobity, a miał kilka pomysłów co do tego, jaką mogła złożyć mu ofertę.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zemsta była idealnym powodem i Irvette nie potrzebowała kolejnego. Chociaż wciąż pozostawała kwestia braku poczucia bezpieczeństwa przez fakt, że ktoś niepożądany mógł znać jej tożsamość, a nie oszukujmy się, w momencie gdy ktoś tak chętnie ją atakował bez ostrzeżenia, nie mogła go nazwać swoim przyjacielem. Rodziną tak, ale nie kojarzyła, by byli ze sobą spokrewnieni. -Szczekaj głośniej, a przestanę podejrzewać, że nie masz nic do powiedzenia i będę tego pewna. - Miał poniekąd rację, bo to ona faktycznie do niego podeszła, ale zadała tylko jedno, krótkie pytanie, nie trzeba było z tego zaraz robić całonocnej opowieści przy ognisku, na którą Nathaniel najwyraźniej miał teraz ochotę. Zbyła milczeniem jego słowa, skupiając się na wykonywanych przez mężczyznę gestach. Nie atakowała pochopnie, ale nie oznaczało to, że nie była gotowa się bronić, gdyby jednak kolejny głupi pomysł strzelił mu do głowy. Widząc papierośnicę zrozumiała, w jaką gierkę obecnie grali i wcale jej się to nie podobało. -Konkretnie. - Powtórzyła, słuchając o jego przeszłości w Hogwarcie, która musiała być dość niedaleka. Widać rozminęli się na szkolnych korytarzach i Bloodworth przestał uczyć nim ona podjęła naukę w zamku. -Przepiękna. Aż dziw, że wypluła na świat kogoś o tak szpetnych genach. - Miała już wystarczająco informacji, by dojść prawdy. Potrzebowała jednak jeszcze dosłownie minuty, by połączyć kropki i przypomnieć sobie te wszystkie drzewa genealogiczne, które ojciec wpychał w jej mózg. Miała to szczęście, że niewiele szanowanych rodów pochodziło akurat z tamtej konkretnej okolicy. -Która część naszej rozmowy dała Ci złudne poczucie, że dowiesz się o mnie czegokolwiek więcej? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie. Był naprawdę bezczelny jeśli myślał, że powie mu cokolwiek na temat swojego daru. Nie mogła teraz już zaprzeczyć, że go posiada, to prawda, ale nie oznaczało to, że nagle miała wyspowiadać się przed nim ze wszystkich swoich grzechów.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Pewnie wybuchnąłby śmiechem, gdyby tylko wiedział, co skłoniło ją do nawiązania z nim dzisiaj kontaktu. Za jakie zagrożenie go uznawała, podczas gdy on nie wiedział nawet, jak brzmi jej imię i wcale nie zamierzał o to pytać. Paradoks to potężna magia. Przewrócił wymownie oczami. Jej obelgi nieszczególnie trafiały do celu. Może miałyby szansę z kimś mniej przekonany o swojej niepodważalnej wartości, ale on akurat nie miał z tym najmniejszego problemu. — Moja droga, na mój widok wyraźnie w Tobie zawrzało, nie musisz się tego wstydzić — powiedział to tak lekko, jakby wspominał zjedzony dzisiaj obiad, po czym dodał — No i zawsze mogło być gorzej, mogłem być rudy, prawda? — zauważył z rozbawieniem, tak by przekonać się, czy uda mu się ją dodatkowo rozdrażnić. Dziś było to widać jedną z jego ulubionych aktywności. Złapał papierosa między wargi, milknąc na krótką chwilę. Im bardziej go poganiała, tym bardziej zwalniał, racząc ją swoją powolną, przesiąkniętą kpiną opowieścią. Jawnie okazywał niesubordynację. I tak, był w tym bezczelny jak cholera. — Taka niemiła — pokręcił z rozczarowaniem głową — Co się stało z dziewczyną, która dała mi toffi? Już nie jestem mile widziany w szklarni? Czy wiedział, że powiedział jej dość, by mogła sama poszukać informacji? Owszem, nie był kretynem. Samo nazwisko dałoby jej wystarczająco dużo. Dał jej okazję do targu o czas, bo jeśli chciała dowiedzieć się wszystkiego szybko, miała możliwość z tego skorzystać. W żyłach de Guise wyraźnie nie płynęła jednak przedsiębiorczość, skoro ani myślała o tym, by przemyśleć podaną przez niego stawkę. Wzruszył więc tylko ramionami. — Och, dowiem się. Dawno bym się dowiedział, po prostu dotąd nie miałem ku temu powodu. A teraz wybacz, w środku ktoś na mnie czeka. Au revoir — rzucił jej ostatni niezbyt przyjemny uśmiech i w istocie wszedł do środka pubu. Nie miał żadnego powodu, by stać tutaj i wystawiać się na ostre słowa i równie cięte zaklęcia, skoro wyraźnie nie chciała z nim rozmawiać.
| z. t.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Widać obydwoje nic sobie nie robili z obelżywych słów, jakie padały w ich stronę. Trafili na równego sobie przeciwnika i to właśnie sprawiało, że ta interakcja była dla Rudej bardziej interesująca niż jakkolwiek przerażająca. -Widzę wchodzimy na wyższy poziom dyskusji. - Odparła prześmiewczo na jego wyszukaną obelgę co do koloru jej włosów. Wiedziała, co mówi się o rudzielcach ale dla niej nie miało to znaczenia. Wiedziała, że po tak płytkie obelgi sięgają Ci, którzy nie mają nic więcej do zaoferowania. -Została bezpodstawnie zaatakowana czarną magią. - Wzruszyła od niechcenia ramionami. -Nasza szklarnia akceptuje wszystkich klientów. - Dodała jeszcze, bo jeśli chodziło o pracę, jaką obecnie wykonywała, nie mogła przecież jawnie zabronić komuś dokonania zakupu. Poza tym, nie miała w zwyczaju robić afer w miejscu pracy. Gdyby jednak chodziło o jej własny biznes, na pewno miałaby nieco inne podejście. No chyba, że Bloodworth miałby do zaoferowania coś naprawdę wartego uwagi. Te kilka kupionych sekund pozwoliło jej w końcu poskładać wszystkie elementy i wiedziała już, skąd zna nie tylko to nazwisko, ale i niektóre cechy wyglądu młodzieńca, który ewidentnie podobny był do swoich dziadków. Tak, magia mogła oszukiwać, ale geny robiły swoje. Pamiętając staruszków, tym bardziej nie mogła się nadziwić, skąd w Nathanielu tak paskudny charakter. Nie miała jednak teraz zamiaru przyznawać się do swojej wiedzy. -Powodzenia. Może jak się dowiesz, następnym razem wykażesz się większym rozsądkiem. - Rzuciła z błyskiem w oku pewna, że nawet jakby chłopak chciał, to i tak nie dokopie się do jej największych sekretów. Odpuściła sobie kulturalne pożegnanie, odprowadzając go wzrokiem, po czym poprawiła włosy i koszulę, samej ruszając we własną stronę. W końcu musiała skontaktować się z siostrą i przekazać jej wyniki dzisiejszej negocjacji.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.