Po spotkaniu z Pernillem i udowodnieniem mu, że jednak chłopak doskonale potrafi pływać postanowił zajrzeć do domku i tam też udał się Pernill. Trochę czasu minęlo zanim z powrotem trafili do celu. Zgubili się jednym słowem. Postanowił skontaktować się z Dainą dlatego po dowiedzeniu się który domek ona dzieli i kto z nią zamieszkuję wysłał sowę do jednego z nich gdyż byli to ślizgoni i zarazem znajomi Adriena. Ona by od niego list pewnie od razu wyrzuciła dlatego musiał coś innego wymyślic i tylko to zdołał. Umówił się w miejscu gdzie dotarł pierwszego dnia. Dość blisko ich domków więc trafienie tam nie było wielkim zadaniem. Jedyne czego się obawiał to tego, że Daina może tutaj nie trafić, ale na pewno da sobie radę. Przeciez potrafiła się teleportować więc mogłaby bez najmniejszych problemów znaleźć się koło niego jedynie o nim myśląc. Dotarł sam powolnym spacerkiem. Doszedł gdzieś w środku lasu i i była tam rzeka co wcale nie było dla niego dziwne bo już tutaj był i to miejsce mu się bardzo spodobało i wydawało mu się, że było ono romantyczne. Oczywiście Daine może to w ogóle nie ruszyć, ale może jakoś pomoże.
Miała przyjść nad rzekę. Po co miała się tam udać? Szczerze mówiąc sama nie miała pojęcia. Chłopcy z pokoju kazali jej udać się w tamto miejsce, ale nie powiedzieli dlaczego i kto będzie tam na nią czekał. Coś jej mówiło, że był to Adrien.. Albo Pernil, ale nie miała pewności. Z żadnym z nich nie miała ochoty rozmawiać. Przygryzła wargę i szła spokojnie ze spuszczoną głową w dół, aby nie widzieć osoby, z którą będzie musiała porozmawiać. Dotarła w końcu w upragnione miejsce i rozejrzała się dookoła. Nikogo nie zauważyła, więc skrzyżowała ręce pod biustem, czekając aż ktoś ją zaczepi. Zaczęła przyglądać się urzekającemu widokowi i wspominać. Co konkretnie? Wszystko po kolei. Najpierw przypomniała sobie Denethora. Biedny chłopak, którym obdarzyła głębokim uczuciem. Wciąż go kochała, nawet po jego śmierci aż pojawił się Adrien. Właśnie.. Zacisnęła usta w wąską linię i odetchnęła głęboko. Fajki. Tak. To coś, co jest jej teraz potrzebne. Wyjęła z kieszeni jeansów paczkę papierosów a razem z nią - mugolską zapalniczkę. Tą samą, którą miała podczas konfrontacji z Pernillem. Włożyła między różane usta szluga i podpaliła jeden z końców, zaciągając się przy tym głęboko. To zawsze ją uspokajało. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła powieki, delektując się spokojem, który owładnął jej ciało. Ponownie się zaciągnęła i wypuściła dym, robiąc przy tym kółka z dymu papierosa.
Sam dzisiejszego dnia miał ochotę zapalić papierosa mugolskiego, ale takowego nawet nie posiadał. Nigdy nie palil i pewnie palić nie będzie, nie widział w tym żadnego sensu. Chyba, że to na prawdę uspokaja i jakoś podnosi na duchu to będzie trzeba to kiedyś sprawdzić. Adrien był tutaj przed Dainą. Dlatego też czekał na nią przemyślając każdą cząstkę tej rozmowy. Nie, nie obawiał się niczego. Niby ją kochał jeszcze, ale było mu obojętne czy ona będzie chciała do niego wrócić czy nie. Wolność też jest dobra, a on o dziewczynę starać się nie będzie. Owszem, o Dainie zawsze inaczej myślal, ale się na niej zawiódł, nie uważał, że będzie aż tak bardzo zła za ten wyskok. Przecież mogła mu to wybaczyć, prawda? Jak kocha to powinna, albo przynajmniej mogła spróbować,a nie od razu Adriena dając na drugi tor i w ogóle. Po chwili czekania zjawiła się oczekiwana osóbka. Najwidoczniej wcale go nie zauważyła, wcale się nie zdziwil, bo sam usiadł w niezauważalnym miejscu. Jednak musiał podejść, po to ją tutaj zwerbował i sam pofatygowal się przyjść. - Witaj... - powiedział do niej, ale wcale się nie uśmiechał, a mial na to ochotę. Dzisiejszego dnia był nieco wrednym ślizgonem, może to i Daina lubiła w nim, ale kto to wie. - Przeszło Ci już czy nadal masz do mnie wielkie pretensje? - zapytał wprost. A co miał się przejmować? Chciał to szybko załatwić i mieć z głowy. Już wystarczająco za nią latał, aby jeszcze teraz poświęcać na to swój cenny czas.
Paliła w spokoju, kiedy usłyszała znajomy głos. Adrien. Wiedziała, że będzie musiała się z nim w końcu zobaczyć i porozmawiać... Ale nie myślała, że będzie to takie niespodziewane. Zesztywniała i przybrała obojętny wyraz twarzy. - Cześć - mruknęła tak jakby nie interesowała ją jego obecność. Była na niego wręcz wściekała a kiedy usłyszała dalszą część jego słów myślała, że zaraz wybuchnie. Zacisnęła zęby i rzuciła na ziemię niedopalonego papierosa. - Wielkie pretensje? Adrien! Czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś? Zdradziłeś mnie. Zdradziłeś, a to jest wręcz niewybaczalne. Myślisz, że będę z kimś, kto traktuje mnie jak zabawkę? Jesteś zbyt pewny siebie. Skoro tak ciągnie Cię do tej gryfońskiej szmaty, to do niej idź i zabawiaj się z nią do woli. Ja jakoś nigdy nie marzyłam o "skokach w bok" choć uwierz mi. Miałam do tego wiele okazji. Chciałeś ze mną mieszkać? Po co? Żeby na boku pieprzyć się z Pernillem? Błagam Cię, jesteś żałosny. - warknęła patrząc na niego wielkimi oczami a jej tęczówki pałały gniewem i od razu widać w nich było groźbę. Jeszcze tak się do niej zwracał! Jakby to on robił jej łaskę, że z nią rozmawia. Ooo nie. Tak nie będą się bawić.
To, że Daina będzie na niego wściekła to wcale go nie zdziwiło, bo chyba głupi byłby nie. Ale może też trochę przesadzała? To był jego byly, głupie zachowanie z jego strony ma zakończyć ich związek? Owszem, zachował się niewłaściwie. - Daina uspokój się. Wiem co zrobiłem, ale to.. Nie wiem jak do tego doszło... Daj spokój. Chyba nie chcesz przez jeden raz, jeden głupi wyskok zakończyć to o co walczyliśmy? - mruknął do niej. Nie mial nic na swoje usprawiedliwienie, ale tez i nie mial zamiaru się tłumaczyć. Jedynie chcial się dowiedzieć czy to już koniec czy nie. - Nadal chciałbym z Tobą zamieszkać, ale już to jest niemożliwe. Dajesz się ponieść emocjom, zobaczysz że będziesz tego jeszcze żałować, a ja nie mam zamiaru czekać aż Tobie się odwidzi. - no tak, był trochę irytujący, ale w takich sprawach Adrien właśnie taki byl. On nie miał zamiaru się jej prosić o wybaczenie. Mało tego kwiatu na świecie? A związek chyba nie jest dla niego, najzwyczajniej w świecie się po prostu dusi i zawsze coś spieprzy.
- Nie wiesz jak do tego doszło? Ściągnął Ci spodnie i zaczął się bawić. Tobie się podobało i się zgodziłeś. Proste. Czy chcę to zakończyć przez jeden głupi wyskok? Adrien. Skoro był jeden, to będzie też kolejny. Do cholery jasnej, nie będę z kimś kto mnie zdradził... I może zrobić to po raz kolejny. Nie ufam Ci już, więc nie wiem czy to ma sens. - powiedziała krzyżując ręce pod biustem i schylając odrobinę głowę aby patrzyć na niego wilkiem. Po chwili odwróciła od niego spojrzenie, aby wbić lazurowe tęczówki w rzekę. Dźwięki płynącej wody były uspokajające, ale nie wystarczająco, aby Daina się ogarnęła. Wyglądała na zamyśloną i również taka była. Adrien zrobił coś, co jest niewybaczalne i nie miała zamiaru nadal z nim być... Chociaż może? Wciąż go kochała.. Ale być może będzie z nim tylko dlatego, aby rozkochać go w sobie jeszcze bardziej i rzucić? Powstrzymała wredny uśmieszek i spojrzała na niego znów. Spojrzała mu prosto w oczy i powoli podeszła do niego. Bardzo powoli a jej ruchy były opanowane i precyzyjne mimo, że jej wnętrze buzowało złością. Potrafiła się doskonale kamuflować jeśli chodzi o uczucia więc była pewna, że Adrien nie zauważy jej dwóch, różnych obliczy. Nigdy ich nie zauważał, więc niemożliwe było aby tym razem coś się zmieniło w tym kierunku. Kiedy już stała centralnie przed nim - położyła chłodną dłoń na jego policzku i przybliżyła swoją twarz do jego. Zatrzymała się kilka milimetrów przed nim i uśmiechnęła się słodko. Tak, jak zawsze, jakby nic się nie stało. Oczy były spokojne i pełne zrozumienia. - Rozumiem, kochanie. Nie dałam Ci wszystkiego. Mam nadzieję, że jakoś to naprawimy i będzie dobrze. Ale obiecasz mi, że to się nie powtórzy? - Zapytała spokojnie, chłodnym palcem muskając jego policzek. Przekrzywiła głowę na bok i złożyła usta w delikatny dzióbek. Zbliżyła do jego warg swoje i obdarzyła go czułym pocałunkiem. Rozchyliła swoimi ustami jego, dołączając język do pocałunku który zaczął się pogłębiać i robić coraz bardziej namiętny. Jej ramiona objęły szyję, przybliżając go do siebie.
Owszem miała do niego pretensje i nie ma się co dziwić, ale mogłaby jednak trochę przystopować. Skoro go na prawdę kochała dlaczego nie chciała dac mu drugiej szansy? Adrien nie lubił wchodzić do tej samej rzeki dwa razy dlatego tak na dystans trzyma Pernilla, ale Daina była inna. Właśnie takiej kobiety oczekiwał. Ale czy to nadal będzie jego kobieta zależało tylko i wyłącznie od niej. - Był jeden i ostatni. Daina to był mój błąd. Do tej pory pluje sobie w twarz za to co zrobiłem. Owszem, możesz mi nie wierzyć, ale mówię prawdę. - powiedzial do niej. Chciał ją jeszcze do siebie przekonać, ale to chyba już na prawdę nie miało sensu. Jeśli dziewczyna nie chciała nie mógł jej do tego przekonywać, co to ma być związek na rozkaz? To nie byłoby już taki fajny związek. I jeśli Daina się jeszcze raz wrócić do Adriena z pewnością nie będzie tak jak wcześniej. Nie będzie się przy nim zachowywała jak do tej pory. Daina najwidoczniej była zamyślona, ale tak. Nigdy nie poznał jej innych obliczy zawsze przy nim byla taka jak teraz więc nie bylo mowy, aby Adrien zrozumiał co ta dziewczyna ma na myśli. - Wiedziałem, że mnie nie odmówisz. Nie obiecuję, bo to nie jest moje ja, ale mogę Ci obiecać, że będę się starał. - powiedział prawdę. Obiecać jej nie mógł, że nic kompletnie nigdy nie będzie, ale obiecać, że się postara to jednak mógł. Może i nawet się z tym ogarnie, a jeśli nawet nie to będzie się staral, aby nikt go nie przyłapał. Tego gówniarza do tej pory nie dorwał, już nawet zapomniał jak ten gość wyglądał, zresztą co było to było i nie ma do czego wracać. Daina się dowiedziała, postanowiła dać mu drugą szansę i to jednak było najważniejsze. Cały czas patrzył na nią otępiały, bo jednak wydawało się to dość dziwne, ale postanowił się tym nie przejmować. Uśmiechnął się lekko i niczego się nie domyślając pogłębil się w tym pocałunku chyba bardziej niż ona.
Słysząc słowa Adriena, była jeszcze bardziej wściekła. Jak on mógł? Odsunęła się od niego trochę, aby spojrzeć mu w oczy i uśmiechnęła się do niego uroczo. W tej chwili dziękowała niebiosom za tę umiejętność perfekcyjnego zmieniania swojej mimiki i zachowania, aby nikt nie zauważył jej gry i kłamstwa. Położyła swoją głowę na jego ramieniu i odetchnęła głęboko. Sama nie chciała się do tego przyznać, ale brakowało jej tego. Tej jego bliskości i zapachu... Ale to nie zmieniało faktu, że nie wybaczy mu tego co zrobił. I jeszcze nie chce obiecać, że więcej jej nie zdradzi! Co za wstrętny kretyn! Skrzywiła się bo wiedziała, że nie widzi. Po chwili znów przybrała na usta zakochany uśmiech i ponownie spojrzała w jego tęczówki. Złapała go za dłonie i splotła swoje palce z jego. - Kocham Cię. - powiedziała cicho patrząc mu śmiało w oczy i ściskając jego palce. Musiała być wiarygodna. Przekrzywiła głowę na bok i spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs. Wyglądała naprawdę pięknie w takiej postawie. Tak niewinnie i słodko.. Ale nikt poza nią nie wiedział jaki diabeł czai się w za tą nieskazitelną maską...
Dobrze ją znał, ale najwidoczniej nie na tyle, żeby domyślić się, że to jest jedynie jej gra, jej zemsta. Adrien również tak robił, ale nigdy jemu tego nie robili, pewnie jak się kiedyś dowie będzie na prawdę gorąco, ale czyżby było życie bez właśnie takich akcji. Może z prawdziwej, miłości narodzą się wrogowie numer jeden. Chociaż Adrien osobiście sam by jej nic nie zrobil. Nie umiałby nic jej zrobić. Może dlatego, że nadal coś do niej czuje. Może nie jest to to samo co na początku ich związku, ale coś tam na pewno czuje, bo serce trzy razy szybciej mu zabiło jak dziewczyna go pocałowała. To było bardzo dziwne, bo był pewny, że po jego słowach dziewczyna by się wkurzyła, no bo która by się nie wkurzyła? Ale teraz nie miał tego w głowie. Nie obchodziło go to najważniejsze, że dziewczyna nadal chciała z nim być. Ciekawe ile ta gra będzie trwała, ale miał nadzieję, że jak najdłużej. - Ja Ciebie też, nawet nie wiesz jak przez te wakacje mi Ciebie brakowało. - powiedział do niej i zamlaskał ustami. Taka byla prawda. Adrien na prawdę przejął się tym ich rozstaniem, ale najważniejsze, że wszystko wróciło do normy.
- Mnie też bardzo Ciebie brakowało.. - odparła przytulając się do niego. Z jednej strony robiła to ze względu na część planu... A z drugiej strony naprawdę za tym tęskniła. Nie miała zamiaru jednak po nim płakać. Owszem. Wciąż go kochała, ale to nie oznacza, że będzie rozpaczać za facetem który ją zdradził. Ba! Mało tego! Nie dość, że ją zdradził i potraktował jak zabawkę którą w każdej chwili można zmienić, to jeszcze nie chce jej obiecać, że nigdy więcej nie ponowi tego błędu. Znienawidziła go jeszcze bardziej. Aż straciła chęć na stanie z nim tutaj i rozklejanie się. Nie, nie i jeszcze raz nie. Uśmiechnęła się do niego słodko i odetchnęła głęboko. Spojrzała na czarny zegarek, który spoczywał na jej lewym nadgarstku i przeniosła tęczówki w kolorze lapis-lazuli na Adriena. - Wiesz, skarbie.. Ja już się chyba będę zbierać. Chłopcy w pokoju na mnie czekają. Obiecałam im, że zaraz wrócę, mogą się zmartwić. Ależ oni są sympatyczni. Polubiłam ich. Po za tym, mieliśmy dokończyć grę.. Pewnie nudzą się tam beze mnie. - powiedziała spokojnie, jakby nieświadoma znaczenia swoich słów, chociaż to jedynie gra. Jak wszystko co robiła przez ostatnie kilka minut. Adrien od zawsze był o nią cholernie zazdrosny. Nigdy nie dawała mu powodów do zazdrości, ale skoro się bawić... To czemu nie iść na całość? On mógł ją zdradzić a co ona zrobi? To się okaże. Cmoknęła go w policzek przelotnie, odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku domków. Nie spoglądając za siebie, dumnym krokiem w końcu zniknęła z jego pola widzenia a drwiący uśmiech nie schodził z jej ust.
Raphael siedział nad rzeką, wpatrując się w wartki nurt i jak zwykle odpływając w marzenia. Dym z papierosa unosił się leniwie ku górze, otaczając twarz Francuza błękitną mgiełką. Myślał. W jego głowie kolejne historie splatały się ze sobą, tworząc powieść, a może tylko opowiadanie. Jego bohaterowie płynęli balią przez ocean, a może leżeli właśnie w łóżku, zastanawiając się, czy w ogóle warto wstawać, paląc papierosy i upijając ostatni łyk whiskey albo bourbona. Jakaś dziewczyna siedziała na balkonie, wpatrując się w wieżę Eiffela i pijąc poranną kawę, jakiś facet krzyczał pod tym balkonem, a ona udawała, że nie słyszy. Ktoś przedzierał się przez mgłę, ktoś leżał w szpitalu, podłączony do kroplówki, czyjeś dłonie zaciskały się kurczowo na barierce na statku. Ktoś siedział na parapecie okna. Na dwunastym piętrze, zastanawiając się, czy warto się wycofać. Raphael dotykał chropowatej powierzchni kamieni, delikatnego materiału, jakim był mech i drobnych listków paproci, zamykając oczy, koncentrując się wyłącznie na zmyśle dotyku i grze własnej wyobraźni. Czuł, że w końcu z tych strzępków myśli złoży sensowną historię, wszystko układało się w spójną całość. Rozumiał swoich bohaterów, śledził ich kroki, bo przestali być wytworami jego wyobraźni, a zaczęli żyć własnym życiem. Prawdę mówiąc, świat fikcji był mu bliższy niż ten, który wszyscy uważali za prawdziwy. W nim był demiurgiem, mógł decydować o wszystkim, wiedział, co się stanie i jak pokierować daną osobą, by historia nabrała odpowiedniego tempa. Był wszechwładny. Nie wiedział, jaki jest dzień tygodnia, czasem nie pamiętał, ile ma lat, a twarze jego znajomych wirowały mu przed oczami, ale dopasowanie człowieka i prawdziwej historii, nie tej, którą wymyślił sam Raphael, sprawiało mu pewien problem. Był odrealnionym, ekscentryczny marzycielem. Ale było mu z tym dobrze.
Ostatnimi czasy Elliott nie mógł znaleźć choćby krótkiej chwili na poważne, głębokie rozważania. Wciąż poznawał nabardziej interesujące, nieznane mu dotąd zakątki Japonii, a wszystko to czynił w towarzystwie Kayle. Skupiał się głównie na jej osobie, a robił to tym bardziej, że wszystko potoczyło się tak niecodziennie... Wszystko, to znaczy ich znajomość. Choć każdego wieczoru wracał zmęczony fizycznie, to jego psychika zdecydowanie wypoczęła. Był jak nowo narodzony, świeży, z miliardem nowych planów na przyszłość, które być może zrealizuje wraz z wyżej wymienioną Kanadyjką. Zdawało mu się, że znają się od zawsze. Zaistniała sytuacja spowodowała, że nie chodził już bez przerwy z głową w chmurach, rozmawiając w myślach z wyimaginowanym kompanem, który towarzyszył mu w każdy dzień i każdą noc. Nawet jeśli tak było, to potrafił zejść na ziemię w odpowiednim momencie. W dużej mierze przyczynił się do tego również fakt, że po wakacjach zostanie studentem. Chciał zaskoczyć czymś Kanadyjkę, obdarować ją drobnym upominkiem, który symbolizowałby ich pierwsze (lecz na pewno nie ostatnie!) wspólnie spędzone wakacje. W tym celu udał się na poszukiwanie targowiska, na którym jeszcze na początku wyjazdu spotkał swoją najlepszą przyjaciółkę, Ursulę, a z którego potem wspólnie uciekali. Miał tylko nadzieję, że tamtejsza sprzedawczyni nie będzie go pamiętać, wszak zepsuł łapacz snów! Wolałby zatem, aby nie kazała mu za niego płacić, kiedy już zebrał się na tyle odwagi, aby się tam zjawić ponownie. Jeśli wszystko będzie w porządku, kupi wówczas pamiątkę dla jego utalentowanej sportowo przyjaciółki, może nawet coś związanego z quiddichem, bo przecież uwielbiała tą grę. O, albo te samokarmiące pałeczki! Jeżeli w ogóle uda mu się tam dotrzeć. Bennett wkrótce z przerażeniem stwierdził, że pomylił drogi i udał się w zupełnie innym kierunku. Wiedział, bo mijał to miejsce już wielokrotnie. Wdał się widocznie w rozmyślania, które sprawiły, że ponownie oderwał się od rzeczywistości i nie patrzył, gdzie go nogi niosą. Po chwili jednak dostrzegł w oddali jakąś postać, tuż nad rzeką. Udał się w jej kierunku, stwierdziwszy, że sylwetka jest bardzo znajoma. - Masz może jeszcze jednego? - zapytał, wskazując ruchem dłoni na papierosa. Tak się składało, że już dawno nie palił, a gdy poczuł charakterystyczny zapach, zatęsknił za dymem w płucach. Uzależnienie dało o sobie znać. Przysiadł się do Raphaela z niemrawą miną, gdyż właśnie przypomniało mu się, że sam już od kilku dni nie miał wolnej chwili. Tak dawno nie odpływał w marzeniach, choć przecież codziennie dzielił się nimi z Walsh. Nie miał okazji jednak sam, w spokoju, z dala od wścibskich gapiów posiedzieć i pomyśleć, zatem poczuł małe ukłucie zazdrości, że to dla Raphaela codzienność. Ech, papierosy też ma. Czyli wszystko, czym żył Elliott dopóki nie poznał Kayle. Jednak nie chciał, aby aktualny stan rzeczy zmienił się na poprzedni, wszakże ta znajomość bardzo wiele mu dała! Nienie, on tylko zdał sobie sprawę, że zaniedbał niektóre obowiązki, przyzwyczajenia, ale co tam! Warto było.
- Akurat to mam zawsze- stwierdził z uśmiechem Raphael, wyciągając do Elliotta paczkę papierosów. Zaciągnął się swoim i rozchylił usta, formując z dymu małe kółeczka. Jakoś dawno nie widział Elliotta. To pewnie przez to prefekcenie. A może i nie? Może tylko mu się wydawało, że Bennett został prefektem? Nigdy nie był pewien, czy dobrze pamięta, czy nie myli faktów stworzonych przez niego z faktami stworzonymi przez bieg wydarzeń. Chyba w ogóle tak zaczęła się ich przyjaźń. Od wspólnego dymka i jakichś dziwnych wypowiedzi. Obaj byli podobnie odrealnieni, obaj mieli dziwny stosunek do życia. Obaj preferowali świat marzeń od tego rzeczywistego. - I co tam u pana, monsieur Bennett?- spytał, wydmuchując dym z płuc i zastanawiając się, jak długo nie widział swojego przyjaciela.- Ja kontempluję japońską przyrodę. Kobiety mi się tu jakoś nie podobają, Japonki są... dziwne. I przeraźliwie podobne do siebie. Ciągle się uśmiechają, nie ma w nich nic z tej kokieterii, którą mają Francuzki, a także inne Europejki. Brak osobowości, humorów i gierek. Wszystkie lukrowane. Żadnych przypraw. Cynamonu, pieprzu, chilli, czy choćby zwykłej, pospolitej cytryny. Identyczne- westchnął w zadumie Raphael.- To wszystko jest takie... odmienne. Nawet kolory, nie wiem czy to zauważyłeś? Jakby przyćmione, a jednocześnie niezwykle intensywne. Jakby wszystko otulała mgła, przez którą próbują przebić się żywsze barwy. I stąd ta sztuczność- podsumował Raphael, wpatrując się w przestrzeń i wrzucając do wody jakiś niewielki biały kamyk. Przesunął dłonią po wiecznie rozwichrzonej czuprynie i przeniósł wzrok na drugiego puchona.- Nie nadążam za światem. Więc mówiłeś, że co u ciebie?- zainteresował się uprzejmie, zapominając, że już o to pytał, a Bennettowi nawet nie dał dojść do słowa, prowadząc swój monolog i jak zawsze koncentrując się na własnych doznaniach.
Wyciągnął jednego papierosa z paczki, głowiąc się nad tym, jak powinien go odpalić. Wiele nie myśląc, użył w tym celu różdżki, choć szczerze nie lubił jej do tego używać. Bądź co bądź, papierosy to złe przyzwyczajenie i powinien z tym skończyć, jego różdżka jest zbyt dobra na takie rzeczy. Jeszcze się obrazi i przestanie czarować! Choć tak naprawdę raczej przerażała go perspektywa, że poprzez nieudolne podpalanie może wywołać pożar. - Same ciekawe rzeczy - odparł zadowolonym tonem, zaciągając się przy tym dymem papierosowym. Nie robił tego jak trzynastolatka, która dorwała się do używek, tylko ze spokojem, właściwym sobie rozmarzeniem. Delektował się chwilą. Doprawdy dawno już nie miał na to czasu, zatem powrót do starych nawyków cieszył go ze zdwojoną siłą. Sam nie miał pojęcia, kiedy ostatnio widział się z Raphaelem. Miał już wspomnieć o ostatnich dniach, ale ten go wyprzedził i zaczął swój wywód, którego Elliott słuchał z otwartymi ustami. Później zamknął buzię, stwierdziwszy, że jego rozważania, którymi chciał się podzielić, są bardzo płytkie w porównaniu z tym, w jakie aspekty zagłębił się dziś młodszy puchon. - Mówiłem, że u mnie jest nieźle - uśmiechnął się doń uprzejmie, a potem wbił wzrok gdzieś w przestrzeń daleko przed sobą. Zastanawiał się przy tym, dlaczego nie zwrócił uwagi na takie rzeczy, gdy tutaj przyjechał. Czy powodem tego była Kayle, która prawdopodobnie sprowadziła go na ziemię? Przecież ostatnio zajmował się dosyć przyziemnymi sprawami, co najwyżej rozmawiając wspólnie z nią o planach na przyszłość, które co prawda były nierealne, ale chciał je zrealizować. Jednak ta natura filozofa gdzieś w nim zanikła, zaiskrzyło coś zwanego zdrowym rozsądkiem. Nie dostrzegł różnicy w kolorach, a tutejsze kobiety... Owszem, wydawały mu się takie same, jednak tłumaczył to sobie odrębnością kultur i wcale nie zwrócił uwagi na drobnostki, którymi odznaczają się Europejki, a których Japonkom brakuje. Może nadszedł nareszcie czas, aby przystanąć w tej pogoni za przygodą, zatrzymać się i pomyśleć? - Nie miałem czasu, żeby zauważyć. Stałem się chyba trochę jak ci wszyscy zabiegani ludzie. Tyle, że w przeciwieństwie do nich, ja nie jestem pogrążony w pogoni za sukcesem. Ja szukam przygody. Chyba jeszcze nie jest ze mną tak źle, co? - chciał, żeby ktoś mu powiedział, że wcale nie jest taki, jak reszta. Przecież potrafił nagle przysiąść, co nie zmienia faktu, że poczuł nagłą przepaść między tym, co było kilka tygodni temu, a tym co jest dziś. Może to jest tylko ten etap, kiedy człowiek staje się odpowiedzialniejszy. Dorośleje.
Raphael spojrzał na niego kątem oka i zaciągnął się z wyraźną przyjemnością. Wykrzywił wąskie wargi w lekkim uśmiechu. Był dobrym obserwatorem i umiał wyciągać wnioski, a Elliotta znał całkiem dobrze, właściwie był jedną z niewielu osób, o których mógł to powiedzieć. Najmłodszy z Bennettów dokonał czegoś niemal niemożliwego, to znaczy zainteresował Francuza swoją osobą i nawiązał z nim nić porozumienia. Poza tym potrafił słuchać tego, co Raphael mówił i traktować to z odpowiednią powagą, a nie jako bredzenie nieuleczalnego marzyciela i człowieka, który ma nie do końca po kolei w głowie. Tak przynajmniej uważali zwyczajni zjadacze chleba. Bycie przeciętnym... czy może być coś gorszego dla kogoś takiego, jak de Nevers? Zwyczajnym, szarym, pospolitym, średnim. To tego właśnie się bał, ilekroć zagłębił się w siebie i próbował znaleźć odpowiedź na pytanie, jaki właściwie jest? Czego się boi? Czego pragnie? Oni z Elliottem byli inni, to ich wyróżniało, to ich... wywyższało. Oni myśleli i czuli, zamiast lecieć na łeb na szyję za sukcesem, pieniądzem czy przyjemnościami, które miały znaczenie tylko przez kilka dni, a potem okazywały się wielkim rozczarowaniem. Oni patrzyli dalej, czuli wyraźniej, próbowali dojrzeć sens albo ukształtować rzeczywistość według własnego światopoglądu. Co z tego, że teoretycznie było to niemożliwe? Że byli tylko dwoma młodymi mężczyznami, właściwie chłopakami, którzy mieli bardzo blade pojęcie o życiu, życiu, które inni uważali za prawdziwe? Raphael uśmiechnął się w zadumie i spojrzał na Elliotta z uwagą, przechylając głowę i opierając ją na jednej ręce. - Kiedy mężczyzna nie dostrzega kobiet, nie oznacza to, że nie dostrzegasz żadnej, ale że dostrzegasz tylko jedną- stwierdził sentencjonalnie, po czym z kieszeni wygniecionej koszuli wyciągnął notes i zanotował to kilkoma szybkimi ruchami pióra. Obrzucił Bennetta leniwym spojrzeniem, które nie mówiło nic. Nie miał zamiaru naciskać, w końcu to nie jego sprawa. Jeśli Elliott chce coś powiedzieć, Raphael go z chęcią wysłucha, ale nie będzie wyciągał wyznań siłą. To takie typowo kobiece. - Nie wierzę w to- stwierdził spokojnie Francuz, po czym wyrzucił niedopałek papierosa do rzeki. Przez chwilę obserwował jasny punkcik niesiony przez wartki nurt, po czym uniósł wzrok na starszego Puchona.- Nie jesteś jak wszyscy. Ja też nie jestem. To przejściowe- zapewnił go z zamyślonym uśmiechem, po czym zapalił kolejnego papierosa.- Ale szukanie przygody wydaje się w porządku. Nie jest przyziemne. To dążenie do czegoś... bliżej nieokreślonego. Poniekąd to kuszenie losu. Równie dobre jak opisywanie świata i oglądanie go przez pryzmat jakiejś głębszej myśli. Nie, nie jest źle- uspokoił go de Nevers i zaciągnął się dymem. Milczał przez dłuższą chwilę, po czym jakby sobie przypomniał o obecności Bennetta i potarł kciukiem czoło. - Kobiety potrafią przenieść do świata metafizycznego... albo rozpaczliwie fizycznego. Fascynujące- westchnął, przygryzając dolną wargę i strząsając popiół do rzeki. Nie miał wątpliwości, że za zmianą Elliotta stoi jakaś kobieta. One tak miały. Potrafiły przerobić człowieka racjonalnego na romantyka i w drugą stronę. Manipulatorki. Barwne, fascynujące katalizatory zmian, dojrzewania.
Całe szczęście, że Raphael sam domyślił się, co jest przyczyną niewielkiej zmiany Elliotta w ostatnich dniach. Bennett sam pewnie by mu nie powiedział, wszak nawet nie zauważył żadnych zmian, a przynajmniej nie zauważał ich do dnia dzisiejszego. Jednak tłumaczył to sobie zupełnie inaczej, a mianowicie wyjazdem do Japonii i podekscytowaniem na spotkanie z Kayle. Ona na pewno miała na niego pewien wpływ, wiedział to, aczkolwiek nie przyszło mu do głowy nawet, że ów wpływ jest tak ogromny. Miło było przysiąść tutaj wraz z de Neversem i tak na spokojnie o wszystkim pomyśleć. Elliott również go lubił, gdyż z nim zawsze można było porozmawiać na wszelkie tematy. Na te głębsze, a nie płytke rozmyślania, jak zmusić się do napisania eseju z transmutacji czy kiedy wreszcie przestanie padać. Zdawało mu się, że Raphael patrzy na wszystko z innej perspektywy. Zastanawia się, zanim coś powie i w nawet najprostszej rzeczy próbuje znaleźć coś... niecodziennego. To właśnie było w nim najlepsze. Dywagacje na różne tematy, szukanie odpowiedzi na pytania, na które z pozoru żadna odpowiedź nie istnieje. Wszystko miało jakieś drugie, głębsze dno, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę i był jedyną osobą, która rozumowała w ten sposób. Tylko z nim, jako z jednym z nielicznych, można było porozmawiać na prawdziwie fascynujące tematy, które dotyczyły zarówno najbliższego otoczenia, jak i oddalonych o tysiące kilometrów miejsc, a nawet takich, które wcale nie istnieją. To było cudowne, te rozmowy dawały mu o wiele więcej, niż rozmowy z innymi ludźmi. W ogóle Raphael, podobnie jak Elliott, był nieco... oderwany od rzeczywistości. Może wyglądało to trochę inaczej, może oboje mieli inny sposób na myślenie, ale niezaprzeczalnie byli marzycielami. - Czy ja wiem? Och, kobiety są wszędzie, to zdążyłem zauważyć - odparł z roztargnieniem, nie bardzo zdając sobie sprawę, co miał na myśli de Nevers i kto idealnie pasuje do tego opisu. Kayle była przecież tylko przyjaciółką, traktował ją czysto kumpelsko. Zresztą... On w sprawach uczuciowych jest jeszcze większym ciamajdą, niż na codzień. Zupełnie nie ma podejścia, wyobraża sobie, że miłość musi odgrywać się tak jak w tych wszystkich książkach. Pojęcia nawet nie ma, kiedy to się zaczyna i kiedy kończy. Kompletnie nie rozumiał tych wszystkich romantyków i nie miał pojęcia, jak taki casanova obchodzi się z kobietami. Sam nie potrafił traktować ich inaczej, niż koleżanki, a jednak bywały wyjątki. Jednak teraz nie ma takiego wyjątku, dlaczego zatem Raphael daje mu jakieś aluzje? Ech, nieważne. Zaciągnął się po raz ostatni i zgasił papierosa. Kaszlnął przy tym ze dwa razy, a potem przeciągnął się. Położył się na trawie i podłożył ręce za głowę. - To dobrze. Zacząłbym chyba świrować, gdyby okazało się, że staję się, no wiesz... realistą - odparł zamyślonym tonem. Hm, ostatnio jego głowę zaprzątały takie sprawy, że można byłoby poymśleć, iż gdzieś zatracił tę swoją naturę marzyciela. Jednak skoro Raphael mówi, że wszystko jest w porządku, to pewnie faktycznie tak jest. Zatem nie powinien się więcej nad tym zastanawiać. - Słucham? - podparł głowę dłonią i spojrzał na przyjaciela z zaciekawieniem. Nie uwierzycie, ale właśnie wpadło mu do głowy, że de Nevers się za-ko-chał! Tak, skoro ni stąd, ni zowąd zaczyna gadać o przedstawicielkach płci pięknej, to na pewno tak musi być! Ciekawe, co za dziewoja skradła mu serce? Taki sposób myślenia jest zupełnie w jego stylu, więc nie należy się dziwić, kiedy znów wyniknie jakieś nieporozumienie! - Co masz na myśli? - zapytał, bo stwierdził, że to zabrzmi o wiele lepiej, niż "jak ona ma na imię".
Raphael był przenikliwy. I miał intuicję, która często zastępowała mu zdrowy rozsądek, ale przede wszystkim całkiem sporo wiedział o kobietach i o tym, co potrafią wyprawiać z facetami. W końcu był Francuzem, prawda? On obserwował i wyciągał wnioski, chociaż czasem nie zwracał uwagi na rzeczy naprawdę istotne, a koncentrował się na detalach, które tworzyły malownicze, choć nieistotne akcenty w jego własnej opowieści, którą snuł niezmiennie odkąd tylko nauczył się budować zdania wielokrotnie złożone. Różnili się, to prawda. Elliott był raczej pogodnie rozmarzony, podczas gdy Raphaelowi zdarzały się długotrwałe okresy melancholii i zwątpienia. Tak czy inaczej nie przeszkadzało im to w nawiązaniu przyjaźni i spędzaniu długich leniwych godzin w swoim towarzystwie. De Nevers czuł się doceniony, bo wreszcie ktoś nie tylko znosił jego tasiemcowe monologi, ale w dodatku wyciągał z nich wnioski i potrafił z nim dyskutować. Wchodzili na jakąś inną płaszczyznę myślową niż przeciętni ludzie i obydwaj czuli się tam nareszcie na miejscu. Po chwili namysłu Raphael również wyciągnął się na trawie, paląc niespiesznie drugiego papierosa i przymykając oczy. Lubił te niespieszne godziny, kiedy odpływali z Elliottem w inną rzeczywistość, patrzyli na świat pod innym kątem. To pozwalało im wciąż odkrywać nowe aspekty, nie tracić zainteresowania, dochodzić do wniosku, że zaskoczenie może czekać za każdym rogiem. Słysząc odpowiedź przyjaciela, Raphael uśmiechnął się pod nosem, dochodząc do wniosku, że jego diagnoza musi być słuszna. - Owszem, monsieur Bennett, kobiety są wszędzie. Jednak prawdziwe kobiety są towarem deficytowym, luksusowym i nie spotkasz ich wszędzie- stwierdził w zadumie, puszczając kółka z dymu. On nie miał takich problemów. Kobiet nie traktował zbyt serio, zresztą to stwierdzenie odnosiło się do większości aspektów życia. Kobiety wyczuwały w nim jakąś inność, rozmarzenie i kompletną niezaradność życiową i zawsze znalazła się jakaś, która koniecznie chciała się nim zaopiekować albo być tą, która ściągnie go na ziemię, pokaże, że rzeczywistość nie jest tak straszna, by musiał od niej uciekać w świat fantazji. Niektóre kochały jego opowieści, mogły godzinami siedzieć i słuchać niestworzonych historii, które wymyślał, by sprawić im przyjemność, ale głównie sobie, bo tworzenie było mu równie niezbędne do życia jak powietrze. A niektóre po prostu z nim sypiały. To też się zdarzało i to nie tak znowu rzadko. - Mam na myśli to, że kobiety są najbardziej niezwykłymi istotami. Samą swoją cielesnością potrafią sprawić, że zmieniasz sposób postrzegania świata, że nawet realista traci kontakt z rzeczywistością. Z drugiej strony potrafią wymusić pożądane przez nie zachowania, zwracanie uwagi na takie bzdury jak wyprasowana koszula czy coś równie przyziemnego i godnego pożałowania- de Nevers roześmiał się cicho, zaciągając papierosem.- Wykorzystują swoją seksualność do manipulacji. Ale jeszcze lepiej wykorzystują nasze uczucia i za to im przekleństwo i chwała jednocześnie- podsumował Francuz i zamilkł, wpatrując się w niebo. Do głowy mu nie przyszło, że Elliott mógł wpaść na równie idiotyczny pomysł. On? Zakochany? Nie, nie, skąd! Zdarzyło mu się to dotąd... może trzy razy? I nie dotyczyło chwili obecnej, z całą pewnością! Ha, zabawne, obaj zupełnie odmiennie interpretowali słowa Raphaela. Tak to jest, jak człowiek nie wypowiada się konkretnie!
Och, ile dałby Elliott, aby także dostrzegać w kobietach to wszystko, co dostrzegał Raphael. Aby za każdym razem patrzeć na świat z innej perspektywy. Za każdym razem, nie tylko okazjonalnie, kiedy ma czas. A warto wiedzieć, że właśnie tego mu ostatnio brakowało - czasu. Przepływał między palcami, a wszystkie minione chwile stawały się tylko obrazami w jego głowie, bezpowrotnie utraconą masą wspomnień. Ile by dał, aby niektóre rzeczy przeżyć jeszcze raz! Nigdy nie zdarzyło mu się dwa razy odpływać w ten sam sposób, marzyć o tej samej rzeczy tak, jak wcześniej. Kiedy wyobrażał sobie swoją podróż dookoła świata, wizje różniły się znacznie od siebie. W każdej z nich były inne miejsca, inny sposób podróżowania, inne przygody. To było to, co łączyło go z Raphaelem. Coś... czego nie potrafił sam do końca nazwać. Myślenie. Myślenie, ale nie płytkie rozważania, tylko takie, ażeby zdobyć się na nie, potrzeba czasu i wolnej przestrzeni. Czasem Bennettowi zdawało się, że ludzie są zamknięci w klatkach, które sami sobie stworzyli. Ograniczają się, nie pozwalają wziąć wyobraźni góry nad rozsądkiem. Przecież w każdej chwili można się wycofać. Kiedy Elliottowi rozmyślania wymykały się spod kontroli, schodził na ziemię. Dlaczego zatem inni ludzie tego nie mogą zrobić? Nie mogą choć raz oddać się chwili, pochłonięci bez reszty realizmem? Dobrze, że de Nevers taki nie był. On jeden potrafił go zrozumieć, kiedy nie mógł znaleźć odpowiednich słów. - Hm, masz całkowitą rację - odparł Bennett, jakby właśnie zdał sobie z czegoś ważnego sprawę. Nie odpowiedział jednak na wywód przyjaciela, zbyt pochłonięty szaleńczą gonitwą myśli. Wciąż był przekonany, że to jakaś dziewczyna doprowadziła go do takiego stanu i takich rozmyślań. Ciekaw był, kim ona była i co takiego w sobie miała, że sprawiła, iż Raphael wciąż tylko filozofuje na temat tych istot. Pomógłby mu, gdyby potrafił, jednak wygląda na to, że puchon będzie musiał poradzić sobie sam z ów pięknością, jako że Bennett kompletnie nie wiedział, jak z nimi postępować. Szkoda. - Nie mam z kobietami zbyt wielu doświadczeń, ale to na pewno niezwykłe istoty, jak mówisz. To zadziwiające, że niektóre potrafią pochłonąć nam tyle czasu... - wpatrzył się w niebo, miejscami zachmurzone i nie wiadomo, czy bardziej miał na myśli siebie, czy Raphaela. Zapewne chodziło mu o przyjaciela, wszak Kayle nie była dla niego nikim więcej. Sądził, że Raphael kogoś ma. Kogoś, kto kusił go swoją cielesnością, o której tyle puchon mówił!
- Zabiorę cię kiedyś do mnie, do Paryża- powiedział Raphael, patrząc na Bennetta w zadumie.- Tam zobaczysz prawdziwe kobiety. Wszystko w ich gestach, mimice, sposobie poruszania się, nawet noszenia torebki jest takie... inne. Prowokujące, a jednocześnie mówiące musisz się bardziej postarać. One są świadome swojej władzy nad mężczyznami, nawet małe dziewczynki powtarzają te zachowania. Wydęcie warg, obrażona mina, którą po chwili zastępuje niebiański uśmiech. Tracisz grunt pod nogami. Trzepoczesz się jak ryba w sieci- od euforii, do depresji. Strącają cię coraz niżej, niżej, niżej, a potem wyciągają dłoń i wiodą do bram nieba. Na kobiety trzeba uważać, wierz mi. Ale właściwie to i tak nic nie daje, bo jeśli chcą cię usidlić, nie ma na nie rady- westchnął z jakąś dziwną, pełną rezygnacji satysfakcją i wypuścił w powietrze kłąb dymu. On kochał obserwować. A potem przenosić to na papier, zbierać ulotne wrażenia, powiew wiatru, który niósł zapach perfum "Gio" od Armaniego, sposób w jaki mieniła się broszka wpięta w apaszkę albo klapę płaszcza. Dziwne konstrukcje kapeluszy, piętrzące się na głowach dostojnych matron. Dostrzegał niuanse, ale często miał problem z ogarnięciem całości, stwierdzeniem, jaki to wszystko ma sens, zebrane razem. On nie koncentrował się na wrażeniu ogólnym, on tworzył z pozornie nieistotnych wrażeń misterne kompozycje, tak by czytelnik mógł poczuć dotyk kobiecej skóry, wypukłość pieprzyków, aksamitną spódnicę czy żakiet, zapach świeżych croissantów, smak "Don Perignona" i wiatru wiejącego od morza. Często umykały mu prawdziwe znaczenia. On kolekcjonował drobiazgi, wrażenia zmysłowe, które wpasowywał później w akcję, w dialogi, które nadawały jego tworom realność, sprawiały, że w ich papierowych żyłach zdawała się tętnić prawdziwa krew. - O tak. Bywają treścią czasu, treścią życia... A ty? Jak ty widzisz kobiety, Elliocie?
Paryż? To takie miasto z wieżą Eiffela, o której czytał kiedyś książkę. Kawał żelaza i nic więcej, a niektórzy podziwiają ów budowlę, jakby była co najmniej dobrem narodowym. Przekona się na własnej skórze, jak to jest. Słyszał nawet o pewnym mężczyźnie, który tak bardzo nienawidził wieży Eiffela, że codziennie jadał pod nią śniadania - tylko stamtąd nie było jej widać. Na pewno uwzględni Francję w planie swojej podróży dookoła świata! W każdym razie mimo tego zamyślenia, druga część zdania Raphaela wcale mu nie umknęła. Słuchał jej z uwagą, zastanawiając się, skąd o właściwie tyle wie. Czy to tylko jego rozważania, czy też może osobiste doświadczenia, poparte jakimiś książkami. Faktycznie jest na tyle dobrym obserwatorem, aby zauważyć w kobietach takie detale? W każdej? Bennettowi do tej pory zdarzyło się tylko kilka razy myśleć w taki sposób o przedstawicielkach płci pięknej, a konkretniej kilku z nich. Właściwie to nie były nawet kobiety, dziewczyny jeszcze, młodzieńcze zauroczenia, które on nazywał szczególną więzią, przyjaźnią. Przekręcił się na bok i podparł głowę dłonią. We Francji kobiety na pewno są inne, niż te w pozostałych częściach świata. Niegdyś wiele czytał o tym kraju, tam wszystko wydaje się być takie... eleganckie i wyrafinowane. Artystyczne. Najlepszym przykładem tego jest Raphael, siedzący obok niego. Zawsze miał w sobie coś niezwykłego, przykuwającego uwagę. Chyba wszyscy Francuzi tak mieli. Pierwsze skojarzenie, które nasuwało się Elliottowi, gdy mowa była o tym kraju, to był zapach ciepłych croissantów, chłopiec jadący na rowerze w berecie na głowie, a także eleganckie kobiety spieszące z przyjaciółkami pod rękę, ubrane w takie buty na wysokim obcasie, co to wszystkie je teraz noszą, aby dodać sobie wzrostu. No i przede wszystkim malarze. Malarze wszędzie, artyści. Tak, niezaprzeczalnie Paryż jest miastem artystów! Czy Raphael też mógłby nim być? Może gdyby Bennett urodził się w stolicy Francji, postrzegałby ten świat zupełnie inaczej, z takiej perspektywy, co Raph. Choć i tak są do siebie na tyle podobni, aby móc razem rozmyślać nad tyloma sprawami. - Kobiety? No... Nie wiem, mam same przyjaciółki i nie zwracam uwagi na takie drobnostki - wzruszył ramionami, choć w oczach czaiła się nutka przerażenia. Czy powinien? Czy to już ten wiek, kiedy człowiek musi się ustatkować, znaleźć drugą połówkę, która będzie przy tobie na starość? Kurczę, de Nevers pewnie już znalazł takową, skoro jest zakochany! Jego bracia też kogoś mają, a jeden to już nawet się hajtnął! Przez chwilę ogarnęło go uczucie paniki, które jednak zniknęło równie szybko, co się pojawiło. Kiedy skończy studia, znajdzie pracę w delegacji i ożeni się z jakąś Rosjanką. Tak sądził, bo oczywiście nie miał pojęcia, że Kayle ją wyprzedzi! - Wszyscy teraz się zakochują. Wszyscy znajdują drugą połówkę, spędzają z nią każdą wolną chwilę i wysyłają sobie walentynki czternastego lutego, a ja nawet nie wiem, jak rozpoznać, że się jest zakochanym! Kayle by umiała, prawda? Ona umie wszystko!
Paryż to odrębny, mały wszechświat, gdzie słońcem jest wieża Eiffela, symbol postępu i nowoczesności, początku władania metalem i szkłem na wielką skalę. Czasami Raphael zdawał sobie sprawę z faktu, że jest znów w Anglii, dopiero kiedy wyglądał przez okno i nie widział jaśniejącej, strzelistej wieży, przyćmiewającej blask gwiazd i księżyca. Miał wtedy dziwne wrażenie, że ktoś go oszukał, bo przecież cały czas był przekonany, że czuje zapach kawy i croissantów, że w uszach pobrzmiewa mu gwar rozmów prowadzonych w jego ojczystym języku i z charakterystycznym, paryskim akcentem, który rozsławiła Edith Piaf. Zapalał wówczas papierosa i nucił Sous le ciel de Paris, czując dojmującą tęsknotę za swoim miastem i wyciągając stare rękopisy, w których udało mu się najlepiej oddać czar Paryża. Nie miał dobrego głosu, ale jego nucenie nikomu nie przeszkadzało- niskie mruczenie w języku Flauberta, Camusa i Rimbauda. Szybko jednak zapominał, jak o wszystkim, pochłonięty konstruowaniem nowego świata, układaniem go wedle własnych przekonań i marzeń. A będąc w Paryżu, większość dnia spędzał siedząc w kawiarni na Champ – Elysées, pijąc mocną, czarną kawę, paląc papierosa i patrząc. Obserwując ludzi, zwłaszcza kobiety, ale i mężczyzn. Ich kłótnie, ich pocałunki, kobiece dąsy, męskie zmieszanie i złość, kiedy łapali je za łokieć i tłumaczyli coś zawzięcie. One potem płakały, wyrywały się z uścisku i odchodziły szybkim krokiem, wystukując obcasami nerwowy rytm. To był cały rytuał, zwykle zwieńczony skruchą mężczyzny i namiętnym pocałunkiem na środku chodnika. Raphael lubił obserwować te małe spektakle, grę gestów i spojrzeń. Notował. Czasami też pozwalał się gdzieś wyciągnąć znajomym artystom, którzy nie mieli pojęcia o jego czarodziejskich zdolnościach, sądzili, że jest jednym z nich. De Nevers lubił ich towarzystwo, a ukrywanie przed nimi faktu, że uczy się w Hogwarcie nie stanowiło jakiegoś specjalnego problemu, w końcu był mistrzem w opowiadaniu bajeczek. Siedzieli do późna, paląc papierosy i pijąc wino, układając nowe koncepcje, rozmawiając o kobietach i metafizyce, czasem oceniając wzajemnie swoje obrazy, wiersze czy utwory. Lubił te wieczory, noce, czasem budził się potem wtulony w ciepłe kobiece ciało, mając w głowie mętlik, ale czując dziwną błogość. - Masz same przyjaciółki, dlatego że wasza relacja nie może zmienić płaszczyzny, czy przez twój własny sposób postrzegania?- spytał Raphael, przymykając oczy i wciągając w płuca kolejną dawkę kojącego dymu. - Co do drobnostek... tu popełniasz kardynalny błąd, gdyż z drobnostek składa się całość. Tak jak materia składa się z molekuł, tak kobieta nie jest jedną bryłą, ale fascynującą, skomplikowaną mozaiką cech. Zauważasz, że ma piękne oczy, ciemne brwi, które dodają jej charakteru, usta zdradzające temperament albo włosy, które pachną piżmem, albo konwaliami...- otworzył oczy i przekręcił się na bok, opierając się na łokciu i patrząc na Bennetta z uwagą.- Jak rozpoznać? Ach... to nie takie proste, bo każdy reaguje nieco inaczej... z pewnością każda twoja myśl leci do niej, nie możesz spać, sam nie wiesz dlaczego, jesteś rozbity, zastanawiasz się, co ona robi, o czym myśli... Pozornie nieistotne słowa, zdarzenia, przedmioty przypominają ci o niej... Pamiętasz jej zapach, sposób, w jaki się śmieje. Jedni cierpią, jednocześnie czując jakieś dziwne wzruszenie. Inni są szczęśliwi zupełnie bez powodu, zachowują się jak pijani...- wyliczał Raphael, obserwując przyjaciela spod oka i zastanawiając się, kim jest ta, która wzbudziła tyle wątpliwości w Elliotcie. Ciekawe, ciekawe... tajemnicze zagadnienie.
Skoro Raphaelowi zdawało się, że czuł zapach francuskiej kawy i croissantów będąc w Anglii, to może miał halucynacje? No dobrze, widocznie był na tyle rozmarzony czy zajęty własnymi myślami, że naprawdę zdawało mu się, iż przebywa we Francji. Ale halucynacje też mógł mieć! Z niewyspania na przykład, Elliott sam takowe często miewał, najczęściej przez pierwsze trzydzieści sekund po przebudzeniu, kiedy to wydawało mu się, że jego sen był rzeczywisty, że to działo się naprawdę. Więc może osoby, które miewają halucynacje, wcale nie są chore czy na haju, a jedynie oddają się błogiemu rozmarzaniu? To chyba temat na inny dzień, wszak dziś filozofowali na temat kobiet, a raczej filozofował Raphael, a Bennett dzielnie się przysłuchiwał, nie mając w tym temacie wiele do powiedzenia. Choć właściwie mowa była również o Francji, gdzie de Nevers się wychował. Można by rzec, że to taki mały fanatyk swego ojczystego kraju, bo kiedy mówił o nim, Elliottowi wydawało się to niezwykłe i tak charakterystyczne, że nabrał ochoty, aby wybrać się tam w podróż. Poznać tamtejsze życie, obyczaje, a może i nawet... kobiety. Znajdzie jakąś uroczą Francuzeczkę, z którą założy rodzinę i będzie płodził dzieci, jak prawdziwy mężczyzna - czy to możliwy scenariusz? Kto wie, kto wie! - Eee... chyba nie mogę zmienić płaszczyzny przez swój własny sposób postrzegania. Ale mi to nie przeszkadza! Na razie nie potrzebuję swojej... no wiesz... drugiej połówki - wydukał trochę niepewnie, bo czuł się nieswojo, rozmawiając o kobietach. Wysłuchał, co ma na ten temat do powiedzenia de Nevers, a potem potrząsnął przecząco głową. Nienie, on nie jest zakochany, jeszcze nie. Za wcześnie, za krótko, zresztą nawet nie ma takiej osoby, o której myślałby dniami i nocami. Może jedna, ale do zakochania mu jeszcze daleko. Kiedyś na pewno to się stanie, ale przedtem muszą się lepiej poznać, poza tym nigdy nie wiadomo, co los dla nas zgotował, zatem wolę nie wyprzedzać faktów! - To musi być jakaś szczęściara. Tak pięknie o niej mówisz... - westchnął Bennett, wygadując się przy tym, zupełnie przypadkiem, ze swoich podejrzeń. Ech, oboje zastanawiali się, kim jest ta druga, tymczasem nikogo takiego nie było! W każdym razie niebawem u Elliotta będzie, ale do tego potrzeba jeszcze trochę czasu, więc już nie zdradzam, co się będzie u niego działo, hehe. Bennett zastanawiał się, czy Raphael powie to samo jej. Oczywistym było, że ma na oku jakąś dziewoję, zacną miejmy nadzieję, wszak puchon nie chciałby, aby jego przyjaciel był w związku z jakąś niegodną podróbką dziewczyny. Zważywszy na to, że lubych swoich braci to on raczej nie lubił! W każdym razie, na pewno byłaby dumna z takiego chłopaka jak on, a i mogłaby się od niego wiele nauczyć. Raphael miał taki inny... sposób postrzegania.
Raphael spojrzał na Elliotta ze szczerym zdumieniem, unosząc lekko swoje ciemne brwi. - Mon Dieu, a któż mówi o szukaniu swojej drugiej połówki? To zadanie na całą resztę życia, podejmowanie się go w tej chwili, w tym wieku, jest absolutnym nieporozumieniem. Kobiety to dzieła sztuki, już samo przebywanie wśród nich jest czymś metafizycznym... Na kobiety należy zwracać uwagę jako na płeć piękną, obserwować, podziwiać... sycić duszę ich widokiem, rozmową, flirtami. Elliocie, mon cher, czy ty w ogóle umiesz rozmawiać z kobietami? Tak, z kobietami, a nie z "osobami przeciwnej płci, które różnią się od mężczyzn jedynie czarującymi krągłościami w odpowiednich miejscach"?- Raphael spojrzał na przyjaciela bacznie, siadając na trawie i wyciągając wygodnie długie nogi.- Bo jeśli traktujesz kobiety jako przyjaciół, to szanse na zmienienie płaszczyzny waszej relacji są naprawdę niewielkie... Bycie z kobietą, samo przebywanie z nią, prowadzenie swoistej gry... jest największą przygodą życia, a sam mówiłeś, że poszukujesz przygód...- de Nevers rzadko bywał tak konkretny i przejęty rzeczywistością, czy może raczej tym, co o rzeczywistość zahaczało. Kolejna wypowiedź Bennett kompletnie go zaskoczyła. Raphael zmarszczył brwi i przeczesał niecierpliwym gestem zmierzwione loki, które opadały mu na czoło. - Ależ... o kim ty mówisz?- zainteresował się żywo, dochodząc do wniosku, że musiało zajść jakieś nieporozumienie. Milczał przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, co jego przyjaciel może mieć na myśli, jednak nie rozumiał, co miały znaczyć te słowa. Czy w jego życiu była jakaś kobieta? Hm, chwilowo nie, zresztą, jak już wspominałam, Raphael był zakochany może trzy razy, a poza tym wszystkie jego znajomości były raczej przelotne. Właściwie to zdążył się nawet zaniepokoić! Na Merlina, może wplątał się w coś i na śmierć o tym zapomniał? Takie sytuacje już mu się zdarzały i zawsze miały niemiłe następstwa, ale gdyby był naprawdę zakochany, to raczej by o tym pamiętał, zwłaszcza po tej tyradzie na temat objawów miłości, którą przed chwilą wygłosił, prawda...?