Quinn wspinała się powoli po schodkach, które prowadziły do jakiegoś domu. Dziewczyna była bardzo ciekawa tego miejsca dlatego się tam wybrała. Tylko dlatego. Jakoś nie lubi być w miejscach daleko od ludzi, gdzie nikt nie zagląda. Nie wiadomo co by można by było tam zastać. Rożne okropieństwa. Szczury, węże, gady, a może nawet ludzkie ciała, które się powali rozkładały. Do takiego miejsca zapewne nie chciałaby się udać Q. Jednak teraz zrobiła wyjątek gdyż chciała poznać każdy zakamarek Japoni. Stanęła przed drzwiami opuszczonej chatki i nacisnęła lekko klamkę i czekała aż drzwi się otworzą i Quinn zobaczy co zastanie w środku.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Alan bardzo ciekaw był okolicy, w której położona była ich wioska, nic zatem dziwnego iż urządzał sobie różnorakie spacery, mające na celu odkrywanie kolejnych, niesamowitych miejsc. Kiedyś musi zabrać tutaj Jude, koniecznie! W każdym bądź razie znalazł się nieopodal jakiejś opuszczonej chaty. Początkowo wspiął się po schodach i miał zamiar tylko usiąść, posiedzieć sobie w spokoju i obmyślić jakiś plan na jutrzejszy wieczór. Wprawdzie raczej nudzić się nie będzie i zapewne całkiem spontanicznie gdzieś się uda, acz jakiś zarys mieć musi! Może akurat wpadnie na coś genialnego i zapamięta ten wyjazd na długo? Cóż, pewnie by faktycznie coś wymyślił, gdyby nie usłyszał skrzypienia podłogi. Ktoś jest w środku? W tej chatce? Kto w ogóle ośmielił się do niej wchodzić? Przecież tam pewnie unosi się taka warstewka kurzu jak w starych bibliotekach i wszędzie chodzą pająki. Może jakiś Japończyk odprawia tam tajemnicze rytuały albo coś w tym stylu. Wciąż nie mógł bowiem ogarnąć tutejszych ludzi. Tacy dziwni byli, ale na plus, na plus! Co inne, to fajne. A oni zdecydowanie się różnili od Anglików w większości czynności, gestów i zachowań. Zamiast Japończyka modlącego się do świni, ujrzał jednak zupełnie coś innego. Dziewczynę, zdawało mu się nawet, że kojarzył ją ze szkoły. Poza tym na Azjatkę nie wyglądała ani trochę. - Na Merlina, dlaczego sama zapuszczasz się w takie dziwne miejsca? I w ogóle ty chyba jesteś z Hogwartu? Mam nadzieję, że rozumiesz co mówię, bo jeśli ewentualnie jesteś jakąś zmutowaną Japonką, to pewnie nie znasz angielskiego - od pierwszej chwili Howett był całkowicie wyluzowany, poza tym... dobre pierwsze wrażenie to podstawa!
Quinn weszła do domku. Szła powoli aby podłoga się nie załamała. A jeśli by się tak stało to dziewczyna wpadła by do dziury i nikt by jej nie znalazł. Bo niby kto miałby zaglądać do takiego opustoszałego miejsca. Quinn siedziałby tam tyle że pewnie by umarła z głodu i wycieńczenia i gdy w końcu ktoś by ją znalazł to zastałby tam tylko szkielet Q. Ale że brunetka jest mądra to zapewne przypomniałaby sobie że jest czarodziejką i ma przy sobie różdżkę, którą mogłaby wykorzystać aby się stamtąd wydostać. Może Ślizgonka nie zostałaby ukarana za użycie magii. Przecież to byłby nagły wypadek, który bez magii by się obszedł. Quinn dotarła do krzesła, które stało przy małym stoliku bez większych przeszkód. Podłoga się nie zapadła, żadne robactwo nie wylazło ze swoich kryjówkę i w ogóle nic się nie stało. Tak naprawdę to nie było tam aż tak strasznie. Jeszcze jakby jakoś ładnie umeblować ten domek, pomalować ściany to można by było tak zamieszkać. Q usiadła na krześle i oparła się jednak uważała aby nie wykonywać gwałtownych ruchów aby noga krzesła się nie złamała. Wprawdzie dziewczyna nie jest aż taka ciężka aby krzesło się załamało pod jej ciężarem jednak trzeba dmuchać na zimne. Usłyszała że ktoś wszedł do środka i odwróciła się. No i wykonała gwałtowny ruch! Jednak krzesło się nie załamało. Spojrzała na człowieka, który wszedł. Zmarszczyła brwi. - Jakie dziwne?- zapytała- Ten dom wcale nie jest dziwny -powiedziała nie wierząc we własne słowa. Rozejrzała się dokoła. Ten dom był dziwny. - Czy ja ci przypominał Japonkę? -zapytała unosząc prawą brew. Bez przesady. Quinn nie ma azjatyckim urody. Co to to nie.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Ten dom jest totalną dziurą. Za to z pewnością bardzo przydatną, jeśli ktoś chce zaszyć się przed światem i nie mieć do czynienia z ludźmi, nie wychodzić i w ogóle żyć z dala od cywilizacji. Prawie jak wyjazd do Afryki, bezludną wyspę albo jakiekolwiek inne pustkowie. Tak właśnie. Prędzej pocałowałby dyrektora Hampsona, niż w takim zamieszkał. Co nie zmienia faktu, że melanże byłyby tutaj bardzo udane! Ciekawe, jakie schizy by się miało po pijaku. Może wydawałoby się, że jakieś japońskie duchy przechodzą przez ściany albo, że ten domek się zapada a ludzie razem z nim? Wyjazd jeszcze długi, trzeba wypróbować! W każdym bądź razie Howettowi nie wydawało się, aby był taki sfatygowany i wygryziony przez korniki, że trzeba aż uważać na podłogę. Może faktycznie istnieje szansa na zawalenie się tejże i to gryfon jest taki tępy, że tego nie dostrzega. Cóż, nie będzie przejmował się takimi błahostkami, zawsze może użyć swojej różdżki, wszakże był czarodziejem i preferował czarodziejskie rozwiązania, niżeli użeranie się z głupim drewnem. - Nie, jest całkiem normalny, jeśli lubi się takie rudery jak ta - odparł ironicznie Howett, przewracając oczami. A odnośnie tej azjatyckiej urody wzruszył jedynie ramionami. - No dlatego mówię, że może jakaś zmutowana Japonka. Zdarzają się tacy ludzie. Na przykład niektórzy mają rodziców europejczyków, a geny jakieś tatarskie. Wiesz o co chodzi. Wiesz? Oparł się o jedną ze ścian, ale kiedy tylko spostrzegł unoszącą się w powietrzu warstewkę kurzu, na powrót przystanął. Cholera, mógłby tutaj ktoś czasem posprzątać.
No Quinn z pewnością nie zamieszkałaby w tym domku. Po pierwsze w każdej chwili może się zawalić, a po drugie jest zbudowany w Japonii. Quinn niezbyt za nią przepada. Ci wszyscy ludzie są tutaj jacyś tacy dziwni i brzydcy. Są dziwnie ubrani i w ogóle zachowują się jakoś bardzo nienormalnie. Te wszystkie rytuały i obrzędy. Uhh. Q na dłuższą metę nie mogła by tu mieszać. Na jakiś czas przyjechać i odpocząć do Japonii, czego nie? Ale żeby mieszkać tu na stałe to niee. Z pewnością nie. Z tego co dziewczyna zauważyła większości ludzi podoba się tu. Uniosła brew- Taa, rozumiem -powiedziała kiwając głową- Zapewniam cię że nie jestem żadnym zmutowanym Japończykiem.- ciekawe czy tacy w ogóle istnieją. No może. Pewnie gdzieś tam sobie żyją. Quinn jak dotąd nie spotkała jeszcze takiego Japończyka. Ogólnie odkąd tu przyjechała to wdziała mało Japończyków. Może dlatego że nie wychodziła wiele na świeże powietrze. Większość czasu siedziała sobie w pokoju, a tam raczej nie zaglądali Japończycy.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Cóż, na Alanie natomiast Japonia wywarła pozytywne wrażenie, ale chyba już gdzieś o tym wspominałam, zatem nie będę robić tego po raz drugi, bo i tak nie miałoby to większego sensu. - Rozumiem - uśmiechnął się Howett przyjaźnie, równocześnie stwierdzając w myślach, że uwagę o zmutowanych Japończykach dziewczyna wzięła chyba sobie do serca. Myślała pewnie, że Alan mówił poważnie! Ech, może się nie wyspała, zresztą wcale by się nie zdziwił, te materace niby nie były takie złe, ale i tak było mu niewygodnie. I to od kilku dni! Zupełnie nie mógł się tutaj wyspać, a wakacje są przecież od tego, aby wypoczywać. Zresztą w Irlandii czy Wielkiej Brytanii też nie miał zbyt wielu okazji na sen. Ciągle tylko imprezy, jakieś wydarzenia, spotkania ze starymi znajomymi... Wyśpij się tu, kiedy wszyscy ciągle coś od ciebie chcą! No nic, na to jeszcze będzie miał czas po śmierci, czy coś takiego. Tak czasami mawiała babcia, ta z Irlandii właśnie, kiedy Howett dziwił się, że ta jest już od piątej rano na nogach. - Więc co sprowadza tak uroczą niewiastę, w takie mroczne miejsca? - zapytał gryfon, wkładając ręce do kieszeni i ryzykując jednak oparcie się o ścianę. Może jakieś mroczne interesy ma albo na kogoś czeka? Jeśli to drugie, to chętnie umili jej ten czas oczekiwania, a jakże!
Nie byłby sobą, gdyby nie przypałętał się w to miejsce. Nawiedzone rudery? Wyjące chaty, and stuff? Jego działka, zdecydowanie! Ale najpierw wypadało zrobić rekonesans okolicy. Miał zamiar wejść do środka, strzelić parę zdjęć i opublikować relację na wizbooku, jak przyjdzie okazja. Więc dla zasady, pierwsze ujęcie z zewnątrz. Przeszedł się na tyły, bo nie planował włamywać się od frontu, a istniało więcej niż nikłe prawdopodobieństwo, że znajdzie tam drugie drzwi. I nie pomylił się, ale poza nimi naciął się także na niespodziewane, choć wcale nienajgorsze towarzystwo. Machnął krótko blondynce, obracając się tyłem do chaty i wspinając się w ten sposób na wyższe stopnie schodów. -Kogo moje oczy widzą? Sophie... Odchylił nieco głowę do tyłu, zerkając przelotnie na krągłe to i owo. Zanim oberwie mu się po uszach, wolał nacieszyć oczy. Co prawda nie miał z nią zatargu, choć Ślizgoni wcale nie potrzebowali powodu do jatki. -Marnie wyglądasz. Chudo. Stwierdził, krzywiąc się z lekka. Anorektyczna budowa ciała dziewczyny zawsze biła go po oczach, tym razem nie potrafił tego przemilczeć, widząc ją w czymś bardziej skąpym od zwyczajowej, szkolnej szaty. Zagryzł wnętrze policzków, żując widocznie jakąś uwagę w ty temacie, ale koniec końców - zachował ją dla siebie. Obrócił się z powrotem i mruknął krótko "alohomora", a drzwi typowo japońskim nazykiem przesunęły się ulegle. -Bingo. Kącik ust drgnął mu pogodnie, gdy przyszło mu przestąpić próg. Zatrzymał się tylko na chwilę, obrócił przez ramię. -Wchodzisz?
Sophie zgodziła się na to spotkanie z bliżej nieokreślonych powodów, których znaczenia nie zna nikt. Bo kto zna Sophie i powody, które decydują o tym gdzie i z kim pójdzie? Co takiego miał w sobie Marshall, że po otrzymaniu zaproszenia wyjęła z walizki jedną z tych sukienek, które nie były wyzywające, a jednak powiewając na wietrze pasowały do niej… Określały ją… Właściwie jej nagła zmiana decyzji o wstaniu z łóżka zdziwiła współlokatorów. Kto się spodziewał, że Lorrain wstanie i nawet się wydrze na nich, żeby przestali zachowywać się jak idioci i wreszcie ruszyli tyłki, żeby się sobą zająć. To było chyba jedyne zdanie, które dziś wypowiedziała, bo ogólnie zajmowała się milionem rzeczy, które prowadziły do sukcesywnego ignorowania tych ludzi. Przecież nie lubiła ich… Byli niczym. Każde z nich było łatwe do ignorowania, manipulowania i wznoszenia posążków na jej cześć. Nie uśmiechało się jej pomieszkiwanie z nimi wraz z tłumaczeniami, że jednak pogoda jest świetna i wspaniale byłoby iść popływać, kiedy by ich tam wszystkich utopiła. Właściwie… To byłaby zbrodnia doskonała. Godna pomysłów Sophie. Naprawdę! Lorrain przyglądała się kartce, na której Marshall nagrezdał te parę słów i nie rozumiała po co dokładnie chce się z nią spotkać. Ludzie rzadko ryzykowali jeśli nie chcieli się uzależnić. No może ryzykowali jeśli pozostawiła przynętę wystarczającą na to, żeby poczuli nagłą potrzebę znalezienia się obok niej. A ona wtedy była tak łaskawa, że wyrastała znikąd i to była najlepsza część planu. Te zakłopotanie. Wymieszane spojrzenia pełne wcześniej wypitego alkoholu „na odwagę”. Uśmiechała się wtedy, jakby niczego nie widziała. Przecież nie chciała widzieć. Miała w tym cel. Cel uświęcał środki i to jej wystarczało. Zdecydowanie wolała poprzestawać na małym jeśli chodziło o zabawę ludźmi. Jeszcze by się zorientowali i układanka by upadła. To nie byłoby mądre z jej strony. Boże… To byłoby straszne. Porażka. I to dość bolesna. A do jakiej grupy zaliczał się Lee? Chyba do tej, której Sophie jeszcze nie zdążyła zbadać tak, żeby określić wszystko, co tyczy się jego życia. Każdy w jej głowie miał swoje akta, które uzupełniała dodając kolejne historie. Nieważne kim byłeś dla Beatrice… To musiało być udokumentowane, a jeśli nie zostało… Musiałeś rzeczywiście być nikim istotnym. Przykre, ze czasem chcemy zagrać wielką rolę, a nikt nie chce na nas patrzeć, przyznać nam roli czy w ogóle oddychać tym samym powietrzem. Sophie odrzuciła burzę włosów do tyłu i wyszła z domku. Wioska opustoszała. To wieczór zadecydował o tym, że wszyscy zamknęli się w swoich murach i marzyli o ostrym stosunku z byle kim, byle jak, byle do przodu… Marzenia niektórzy mieli przyziemne… Lecz czy to do niej należał obowiązek określania tego? Pewnie nie. Ale po co sobie odmawiać przyjemności komentowania głupoty? Znalazła się wreszcie na wyznaczonej ścieżce i dumnie ruszyła do przodu. Nie żeby sobie myślała, że jest piękna i świetna… Nie… Ona nie miała w sobie nawet nuty myśli narcystycznych. Miała poczucie własnej wartości, ale nigdy nie wybijała się ponad tłumu. Inni robili to za nią, a z opinią publiczną nauczyła się nie walczyć. Walka z wiatrakami… Nie warto. – Witaj Marshall. – Uśmiechnęła się delikatnie kiedy już była na tyle blisko, że bez problemu mógł usłyszeć jej głos i rozróżnić słowa… – Nie wyglądam marnie Marsh. Kłamiesz. Pomieszanie zmysłów. Matka jej mówi, że jest gruba. Marshall, że jest marna… Jeszcze inni nie komentują tego w ogóle. Czy Sophie mogła komuś ufać? – Wchodzę. – Wzruszyła ramionami i wsunęła się do środka… Wiedząc, że nie jest tu „służbowo” drgnęła, kiedy jej druga część chciała automatycznie wyciągnąć różdżkę i krzyknąć jedno z niewybaczalnych zaklęć… Na pewno ktoś tu był. Ktoś kto rozsiewał ten dziwny klimat zbrodni. – Wybacz Marsh. Ale co my tu robimy? – Spytała z uśmiechem, co by nie zdradzić swojego niepokoju.
Pokiwała lekko głową przygryzając dolną wargę. Co ją tu sprowadza? - Ciekawość- powiedziała marszcząc lekko nos. No bo, po co innego Q miała by tu przychodzić. Dziewczyna była bardzo ciekawska. Skoro już jest w Japonii to powinna zwiedzić każde miejsce, które tam jest niezależnie od tego czy wygląda na bezpieczne czy nie. No bo co to za życie bez ryzyka? Q musi popytać gdzie jeszcze są takie miejsca, które są z dala od cywilizacji. Z chęcią by odwiedziła takie opustoszałe miejsca, które spowija taka atmosfera tajemniczości. Taa, Q jest trochę dziwna. Ale tylko troszeczkę. Przeniosła wzrok na chłopka. -A, ty? Co tu robisz?-zapytała unosząc jedna brew.
Przyszedł z nią na rękach aż tutaj. Przyszedł tutaj, bo uzmysłowił sobie, że chce oszczędzić jej kolejnych upokorzeń, plotek i pomówień. To wszystko było zbyt skomplikowane. Dopiero teraz uświadomił sobie, że to dopiero początek, że to, co zrobił dotychczas, było głupią grą, w którą wciągnął osobę, na której mu zależało. Zmusił ją do przyjęcia pewnych postaw, do tego, żeby znalazła się w określonej sytuacji, w określonym czasie. Żałował? Nigdy nie żałował tego, co już uczynił, nawet jeśli nigdy by tego nie powtórzył. Jedno z dużych, rozwalających się łóżek oczyścił za pomocą różdżki i dzięki swoim umiejętnościom w zakresie transmutacji, udało mu się sprawić, że wyglądało nieco lepiej. Zjedzoną przez mole pościel, która walała się w kącie pokoju również przemienił w ciepłą, puchową pierzynę, która wyglądała co najmniej przytulnie. Nie wiedział, jak na to zareaguje, ale zdjął z niej swoją koszulę, odwracając wzrok. Była mokra, nie położy jej w takim stanie do łóżka. Rozpiął jej spodnie i ściągnął je, odkrywając jej nogi. Nie było w tym żadnego podtekstu, ani nutki erotyzmu, chociaż gdzieś w środku... Ułożył puchonkę na łóżku, przykrył ją wyczarowaną chwilę wcześniej kołdrą i usiadł obok niej. Magia, to przydatna umiejętność - udało mu się napełnić czajniczek wodą, a za pomocą accio, przywołał parę saszetek z herbatą. - Wiem, że teraz pewnie nie czujesz się na siłach, ale... ale jestem Ci coś winien. - Spojrzał w jej oczy. Nie chciał, by zobaczyła na jego twarzy smutek, chociaż tak było w istocie. Nie chciał, bo obawiał się, że znów odbierze to, jako element gry. Westchnął. - Popełniłem wiele, wiele błędów. - Odwrócił wzrok. Nie mógł tak po prostu na nią patrzyć. - Koniec gierek, koniec z obłudą, koniec z kłamstwem. Nie chcę tego odwlekać, musimy porozmawiać Niki... - Słowa wypełzały z jego ust z wielkim trudem. Jego niezachwiana pewność siebie teraz zdawała się być tylko iluzją. Był idiotą. Tak bardzo zatracił się w swoim egoistycznym dążeniu do sukcesu, do zwycięstwa, że zapomniał, że po drugiej stronie również kryją się uczucia, kryje się żywy człowiek. - Nie będę kolejny raz przepraszał, bo i tak pewnie mi nie uwierzysz. - Głos pełen prawdziwej goryczy. Nie udawał, tym razem obiecał sobie, że naprawdę będzie całkowicie szczery z samym sobą i z osobą, na której mu zależało. - Ale chciałbym Ci wyjaśnić wszystko, co się ostatnio stało. Nie musisz się mnie bać, naprawdę nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić, nigdy bym Cię nie skrzywdził Nightmare, a wiem... wiem, że to zrobiłem. - Westchnął ponownie. Przyniósł dziewczynie kubek gorącej herbaty i zacisnął jej dłonie na ciepłym naczyniu. - Pij. Proszę. Poczujesz się lepiej. - Troska w głosie. Jak mógł teraz odpokutować całe to paskudztwo, które uczynił?
W końcu doniósł ją gdzieś. Opuszczona chata, rzadko ktokolwiek się tutaj zapuszczał. Czyżby planował zrobić coś co może zranić ją do końca życia? Nie miała zielonego pojęcia. Jak na razie nie obchodziło ją to ani trochę. Nie słyszała nic, ale zarazem słyszała wszystko, rzeczywistość zmazywała się z fikcją i śmiała się jej prosto w twarz tworząc obrazy, które nigdy nie miały i nie będą miały miejsca. Zamknęła oczy, było jej tak zimno… Słyszała jak chłopak wypowiada zaklęcia, jak macha różdżką, co on robi? Żadne ze słów nie doszło do jej umysłu. Nightmare, opamiętaj się! Przestań się zachować jak lalka! Obudź się, słuchaj co mówi, wyczuwaj każdy najmniejszy szmer, żeby w razie czego móc się obronić! Wróciła jej świadomość, w dosyć nie odpowiednim momencie, chłopak zdjął jego koszulę z niej, a ona zadrżała. Nie wiedziała co ma zrobić. Ma żałować? Że mu uwierzyła? Że pozwoliła mu siebie zabrać? Opuściła wzrok i zakryła się rękoma, chłopak zdjął jej spodnie. Skuliła się, przegryzła wargę i starała się jak najbardziej zakryć swoje ciało. Później… eee? Położył ją i przykrył? Spojrzała na niego zdziwiona, jednak kiedy skierował w jej stronę swoje spojrzenie odsunęła je. Nie chciała, by spojrzał w jej oczy, teraz kiedy udało jej się przywrócić swoją kamienną, teatralną twarz, nie mogła mu pozwolić spojrzeć sobie w oczy, nie chciała dać mu możliwości odczytania wszystkich jej uczuć. Jej dłonie zacisnęły się na krawędzi kołdry, zasłoniła się po sam czubek nosa, tylko oczy wystawały i spoglądały na niego spod byka, jakby przestraszone. Analizowała każdy jego gest, pilnowała każdy najmniejszy ruch, jakby mogło być coś czego się obawia. W końcu coś powiedział, zacisnęła dłonie na kołdrze i wpatrywała się niepewnie w jego twarz, w momencie, kiedy ich oczy się spotkały odwróciła wzrok i nie powalała sobie na chwilę słabości. Mówił dalej, czy to kolejna gra? Kolejna zabawa, która ma na celu wykorzystania jej? Nie chciała rozmawiać, nie miała na to ochoty! Chciała się schować pod kołdrą i… tak na marginesie to dobry pomysł. Gdy wypowiedział jej imię schowała się pod kołdrą i tam się skuliła zamykając oczy. Miała nadzieję, że sobie pójdzie i ją zostawi w spokoju, jednak mówił dalej. Przepraszał ją, nawet mówiąc, że nie będzie tego robił, uchyliła powieki i wpatrywała się w ciemność, która ją otaczała. No coś ty… wcale mnie nie skrzywdziłeś czymś takim. Nawet jak jesteś tego świadomy to nie wiem co ja mam zrobić. Po prostu się boję… Wyciągnął w jej stronę kubek, odchyliła delikatnie kołdrę i spojrzała na niego, a później niepewnie na kubek. Usiadła i w ostatniej chwili złapała kołdrę zarumieniona osłaniając swoje ciało. Drugą odebrała kubek i podziękowała delikatnym gestem głowy. Upiła trochę i zarumieniła się bardziej czując jak ciepło ogarnia całe jej ciało. Jej wzrok utkwił w płynie i w końcu się odezwała. - Nie pamiętasz? – wyszeptała. Rękę, którą przytrzymywała kołdrę zacisnęła na niej i nie spoglądając nawet na niego dokończyła – Wybaczyłam nawet mordercy mojej matki… – wyszeptała i znowu upiła łyk herbaty. Nie chciała go tak naprawdę słuchać, ale… ona była dziwna, potrafiła wybaczyć wszystko i chociaż cierpiałaby jak nikt, nie mogłaby tego nie zrobić, ponieważ każdy zasługuje na wybaczenie jego błędów. Wiedziała, że źle robi mówiąc to jednak nie mogła się powstrzymać. Bała się.
Zdawała się być nieobecna, jakby nie rejestrowała tego, co do niej mówił, jakby kołdra była barierą pomiędzy nią, a nim. Jakby mogła ją ochronić, ale nie miała przed czym. To tylko jej wyobraźnia, ale... czy mógł mieć jej to za złe? Znalazła się tak nagle w swoim ciele w takiej sytuacji. Nigdy nie chciałby, żeby tak wyszło, żeby tak właśnie się to wszystko skończyło, żeby musiała się pojawić w chwili, kiedy był tak blisko z Victorique. Z drugiej strony: będąc z nią, ciągle musiał mieć na uwadze, że ma do czynienia z nimi obiema, dlatego właśnie - nie mógł po prostu zakochać się w jednej z nich. Musiał przyjąć obie, zyskać zaufanie obu stron jej charakteru, żeby nigdy nie stało się tak, jak się stało. Nie podejrzewał, że ona może się zamienić z de Blois, że Nikola może powrócić w takim momencie i teraz powoli uświadamiał sobie, że już nigdy nie może zrobić czegoś podobnego. Nie może dopuścić do sytuacji, kiedy puchonka lub Viki pojawi się i poczuje tak, jak w tej chwili czuła się Nightmare. Oblizał wargi. Sam trzymał swoją herbatę i upił solidny łyk gorącego płynu, który parzył w język i rozgrzewał od środka. Sam zmókł i miał ochotę zdjąć podkoszulek, spodnie, położyć się pod kołdrę i rozgrzać się, znaleźć się na jej miejscu, ale teraz ważniejsza była Niki. Wzdrygnął się. Lubił zimno, ale mokre ubranie przylepiało się do jego ciała w nieprzyjemny sposób, dając uczucie dyskomfortu. Czuł jak coś zatrzymuje się w jego gardle. Odebrała od niego kubek i usiadła, opierając się o balustradę i jednocześnie na krótką chwilę odkrywając swoją nagość. Starał się odwrócić wzrok, ale nie zdążył. Ona była szybsza i zasłoniła się kołdrą. Rumieniła się. Serce ściskało mu się, jakby objęte metalową obręczą, która zaciskała je i nie pozwalała normalnie oddychać, normalnie pracować. Drżał. Nie tylko z zimna, ale również z emocji. Tak wiele się stało. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. To wszystko przerastało jego siły, NAWET jego siły. Oblizał sparzone wrzątkiem wargi. Widział wystające ponad kołdrę obojczyki dziewczyny, które jeszcze paręnaście minut temu całował z zapamiętaniem, widział jej szczupłe ramiona i łabędzią szyję. Zaczął oddychać głębiej. Smukłe palce obejmujące kubek, usta upijające łyk herbaty. Cieszył się, że zaufała mu na tyle, że nie próbowała uciekać, nie próbowała już dalej kryć się pod kołdrą. On przecież... robił to wszystko dla jej dobra. Teraz. Może wcześniej był egoistą, ale koniec, musiał pomyśleć też o niej. Jak mógł w ogóle sądzić, że uda mu się coś osiągnąć w taki sposób?! Uśmiechnął się na jej słowa. Smutno, ale jednak się uśmiechnął. - Wiem, że wiesz, że nie byłem z Tobą szczery - zaczął, próbując znów złapać z nią kontakt wzrokowy. Nie chciał jej czytać, nie chciał odkrywać tego, co kryje się za jej spojrzeniem - chciał, żeby wiedziała, że nie ucieka przed konsekwencjami i przed prawdą. Dotknął ręką jej nagiego ramienia i przeszył go dreszcz. Otworzył drżące usta, jakby chciał kontynuować swoją myśl. Nie chciał płakać, bo już raz to zrobił w jej obecności, a teraz miał właśnie zaprzeczyć szczerości tych łez. - Ja... przez... cały ten czas... - zamilkł, zaciskając powieki. - Cały ten czas chodziło przecież tylko o Ciebie. To pewnie... brzmi irracjonalnie. Ja wiem. Wiem, że wychodzę na psychola, że byłem straszny, byłem egoistą. Nie umiałem normalnie się z Tobą skontaktować. - Cofnął rękę. Wciągnął powietrze do płuc. Drżące palce sięgnęły po paczkę papierosów, ale szybko zrezygnowały. Nie będzie uciekał się teraz do używek, a na pewno nie w jej obecności. - Musiałem zrobić coś strasznego, coś okrutnego, a teraz widzę, że to było złe. To wszystko miało pozostać tajemnicą, ale nie potrafię, bo widzę Twoje spojrzenie, widzę, jak patrzysz na mnie z przerażeniem. To nie tak miało wyglądać! Nie tak, Nikola! Powinnaś móc sama zadecydować, a ja postawiłem Cię przed dokonanym. - Łza spłynęła po jego policzku. Otarł ją, chociaż wiedział, że jest za późno, żeby jej nie zauważyła. Zacisnął zęby. - Błagam Cię, nie wybaczaj mi tak łatwo, zrobiłem zbyt wiele złych, okrutnych rzeczy, zbyt wielu ludzi ucierpiało i... Ty ucierpiałaś i... Corin i wszyscy dookoła, a teraz zaczynam rozumieć swój błąd i wiem, że powinienem odbyć swoją krucjatę, powinienem nie móc tego naprawić, choćbym bardzo, bardzo chciał. - Odwrócił głowę. Nie mógł patrzeć na jej ciało, na jej oczy, pełne przerażenia i dobroci, bo sam czuł się teraz po prostu NIEGODNY jej spojrzenia. - Uratuję jakoś sytuację z Corin. Zrobię to dla niej. - pochylił głowę i nie umiał powstrzymać kolejnych łez, bo kiedy widział, jak Nikola zachowuje się, jakby była kompletnie zobojętniała, jakby spotkało ją coś tak strasznego, że musiała się wyłączyć...
No w końcu! Chociaż jeden z nich wpadł na to prawie na samym początku! Że nie możesz chcieć tylko Nikoli, tylko Victorique, mimo wszystko trzeba było chcieć je obie i tylko w taki sposób można było wyjść z tej sytuacji zwycięsko. Naoki próbował wyciszyć Nikolę, Allistair próbuje wyleczyć Nikolę i dopiero powoli zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli pragnie Nikoli, musi pragnąć także Victorique. To jest najważniejsze, zaakceptować je jako jedność, ale zarazem traktować je jak dwie osobne dziewczyny, które nie mają pretensji, że masz ‘kochankę’, bo skoro to nadal ich ciało... Kątem oka spojrzała na niego, na jego ubrania, na jego posklejane od deszczu włosy. Jej wzrok przebiegł po całym pomieszczeniu, upiła trochę herbaty i opuściła głowę, nie wierzyła, że o tym pomyślała. Przegryzła wargę, która i tak ją już bolała, tak samo jak dłoń, która już nie krwawiła. Znowu rozpoczął rozmowę. Nie przerywała mu słuchała go uważnie. Jednak kiedy chłopak ją dotknął, jej wyraz twarzy się zmienił, odruchowo odrzuciła jego dłoń, niestety przy tym puszczając kołdrę, znowu się nią opatuliła, kiedy poczuła, że zjeżdża z jej ciała. Nieświadomie wykonała ten ruch, nieświadomie go odepchnęła, przestraszyła się, ten dotyk coś jej przypominał, coś o czym chciała zapomnieć, coś czego na szczęście nie pamiętała. Pozwoliła mu mówić dalej. Słuchała… w ciszy. Kiedy skończył westchnęła i spojrzała na niego, pozwoliła mu przez chwilę nacieszyć się jej spojrzeniem. - Rozbieraj się. – eee? Wpatrywała się w niego poważnym spojrzeniem, jakby wiedziała czego chce, dopiero po chwili zarumieniła się i poprawiła swoje zdanie – Znaczy się, chodziło mi o to, no wiesz, bo jesteś cały mokry i się rozchorujesz nic więcej, ja po prostu. – opuściła głowę cała czerwona. Ona zawsze musiała coś palnąć głupiego. Uspokoił się i westchnęła pod nosem. Nie obchodziło ją to jaką ma aktualnie sytuację z tym chłopakiem, dlatego zignorowała wszystko co powiedział, prawie wszystko. - Skoro chcesz kary, bądź odpokutowania za grzechy to powinnam ci to dać… Ale nie chce na razie o tym myśleć – wymruczała pod nosem. Odłożyła już pusty kubek na bok. Położyła się i przykryła się ponownie po sam nos, spojrzała na niego niepewnie i ponownie uciekała wzrokiem. - Jak na razie, chciałabym pomóc Cornelii – wyszeptała i zamknęła powieki – Masz dwa wyjścia, albo wieczysta przysięga, albo wymazanie pamięci… – powiedziała i otworzyła oczy wpatrując się w podłogę. Ciekawe jak na to zareaguje. Prześladowałeś mnie, tak? Przez to zraniłeś Corin? Przez to wszyscy cierpieli? Dlaczego w taki sposób musiałeś to zrobić, co? Pomyślała spoglądając na niego niepewnie.
Wpadł na to dużo wcześniej. Od samego początku patrzył na nie, jak na jedną kobietę, o dwóch twarzach i akceptował je obie. To wnosiło sporo różnorodności, ale stawiało też sporo wyzwań przed Lawyersem. Wiedział, jak ujarzmić Viki, a przynajmniej domyślał się tego, ale zupełnie nie miał podejścia do Nikoli. Cały czas wydawało mu się, że umie tylko sprawiać jej ból i zaczynały męczyć go jej łzy i smutek. Chciał, żeby wreszcie mogła być sobą, nie musiała borykać się z problemami i ratować wszystkich dookoła. Odepchnęła jego dłoń. Nawet nie zauważył, jak się odkryła. Nie chciał patrzeć, bo nie chciał narzucać jej swoich pragnień. Widział, jak znowu przygryza swoją wargę. - Nie rób tak - powiedział głośno. Już dość, że na jej dłoni wciąż widniały świeże skaleczenia, będące świadectwem niedawnej obecności de Blois w jej ciele. Czy gdyby Viki znów się pojawiła, to byłby w stanie posunąć się dalej? Teraz już nie. Nie dlatego, że nie chciał. Pragnął tego, jak niczego na świecie, ale najpierw musiał wiedzieć, że Nikola to akceptuje. Gdyby poznał jej myśli na ten ułamek sekundy - jak by zareagował? Co to miało w ogóle oznaczać? Uniósł swój wzrok, patrząc na nią kompletnie zdziwiony. Jej pierwsze słowa bardziej pasowały do Victorique, ale z całą pewnością wypowiadała je Nikola. Teraz on się zarumienił. - Spoko, nic mi nie będzie. - Machnął ręką. Nie chciał teraz rozbierać się przy niej do bielizny, chociaż prawdę mówiąc poczułby się pewnie zdecydowanie lepiej, niż opatulony przez warstwę ciężkich od wody ubrań. Bal się, że będzie to wyglądało niedwuznacznie? A może po prostu czułby się dziwnie? Przerażała go ta myśl. - Nie chcę zapomnieć. Nie chcę nie pamiętać swojego błędu. Złożę Przysięgę. Obiecuję. Niezależnie od tego, co zrobi Somerhalder, zrobię to. - Patrzył na nią i... nie potrafił zrozumieć swojego serca. Wszystko zdawało się krzyczeć. Każdy jego mięsień, każdy organ. Nawet głowa krzyczała - przytul ją, pocałuj! Zrób COKOLWIEK! Co się dzieje? Całkowicie gubił się w swoich myślach. Wydukał w końcu: - Cieplej Ci? - Jakby miał nadzieję, że powie nie, że powie nagle, że potrzebuje, żeby sam ją ogrzał, nawet jeśli było to całkowicie szalone. Te myśli po prostu rozpierały jego ciało, jego serce ledwo wyrabiało pompować krew do mózgu, który pracował na zwiększonych obrotach, przetwarzając nagle miriady myśli i możliwości. Uchylił lekko usta, nie mogąc oderwać spojrzenia od puchonki.
Nikola była trudna do rozgryzienia. Żeby do niej dotrzeć trzeba było mieć talent, bo nie było wiele osób, którym to się udało. Allistair był jedną z nich, Cornelia… widziała tylko jej część i nie zapowiadało się na to, żeby poznała ją do końca. Gdy podniósł głos spojrzała na niego zdziwiona. Oblizała wargę, którą przed gryzła i odwróciła wzrok niezadowolona, jednak nadal spięta i niepewna. - Niby dlaczego? – wyszeptała, nie rozumiejąc, co mu tak naprawdę w tym przeszkadza. Pomagało jej się to uspokoić, czuła się lepiej, pewniej kiedy tak robiła. Westchnęła pod nosem – Zresztą nieważne – dodała zanim chłopak zdążył się odezwać. No tak, wyszło to trochę dziwnie, jednak nie wiedziała dlaczego ujęła to w takie, a nie inne słowa, kiedy odmówił jej spojrzała na niego zdezorientowana. Nie będzie go do tego zmuszać, jednak jak się rozchoruje to… to… ach tak, będą musieli poczekać z pomocą Cornelii! Oczywiście o to i wyłącznie o to jej chodziło! Zrezygnował z wykasowania pamięci, zdziwiło ją to, zazwyczaj każdemu zależało na tym, by zapomnieć, po to żeby nie cierpieć, po to żeby nie czuć odpowiedzialności tego co zrobili. On był inny. Tak naprawdę to panienka Nightmare nie miała zielonego pojęcia, czy może mu ufać, czy to znowu nie jest gra, którą wymyślił, żeby ją omotać, zbliżyć się do niej i wykorzystać. Co się tam stało. – pomyślała i położyła wolną rękę na swojej klatce piersiowej, nie zwracając uwagi na chłopaka – Moje serce nadal bije jak oszalałe, wszystko mnie boli, a ciało domaga się czegoś, ale czego? Nie rozumiem nic… nic, a nic. Spojrzała na niego i uchyliła usta, jednak nie powiedziała nic, a nic. Milczała, żeby po chwili opuścić wzrok i odwrócić się do chłopaka tyłem. - Nie chce żeby Cornelia cierpiała… kiedy wrócę do pokoju od razu wyśle jej wiadomość, z tym co zamierzamy zrobić – powiedziała i skuliła się bardziej opatulając się kołdrą, o ile to było możliwe. Cały czas chodziło tylko o Ciebie – dlaczego tak ci na mnie zależy? Jestem zwykła, pospolita, nieśmiała i zamknięta w sobie. Nie wierzę w siebie i nie chce zwracać na siebie uwagi, a jednak ty to zrobiłeś. Jesteś psycholem, żeby w taki, a nie inny sposób się do mnie zbliżyć, jednak muszę przyznać… że to było odrobinę ciekawe. Patrzę się z przerażeniem… Zaśmiała się pod nosem i zamknęła oczy nie odwracając się do chłopaka. Już dawno nie byłam w takim stanie. Lekceważyłam wszystko i udawałam, że jest w porządku, a tobie udało się mnie przerazić. Najbardziej zastanawia mnie jedna rzecz. – dziewczyna odwróciła się i spojrzała na chłopaka przez ramię – Najpierw się do mnie dobierałeś, a później… zacząłeś mi pomagać. Straciłam przytomność? Dlaczego nie pamiętam nic, a nic? I dlaczego mi pomogłeś… gdybym straciła przytomność i nagle ją odzyskała, to byś kontynuował to, nie mógłbyś tego przerwać, a jednak to zrobiłeś… W ogóle nie rozumiem tej sytuacji. Westchnęła i zakaszlała. Nie wiedziała jak wyjaśnić to wszystko, zwłaszcza, jak powiedzieć o tym wszystkim Allistair’owi… a może mu nie mówić? Nie może mu nie powiedzieć… Co teraz? - Trochę – wydukała i opatuliła się jeszcze bardziej kołdrą. Z jej policzków nie znikały rumieńce, cały czas tam były, czy aby na pewno symbolizowały, że jest zawstydzona? Przymknęła powieki. Zimno mi…
Wydawało się, jakby się wahała, jakby była rozbita, walczyła z czymś w sobie. Ona naprawdę nie wiedziała o istnieniu Victorique? Nie wiedziała kim jest de Blois? Mój boże! Naprawdę zaczynał się robić problem! Jak to wszystko wytłumaczyć? Jak jej powiedzieć, że na chwilę była kimś innym, że ona sama chciała, że on wcale nie wykorzystał jej, ani jej słabości, a wręcz pokonał jej siłę! Coś zmieniało się w puchonce, ale to nie miało związku z obecnością Viki w jej umyśle. Sama Nightmare intensywnie myślała nad czymś. Nad odpowiedzią? Kolejnym gestem? Teraz, kiedy ich spojrzenia się splotły, nie umiał odwrócić wzroku. Wpatrywał się w jej oczy urzeczony, zauroczony i omamiony. Te same oczy, które należały też do de Blois, teraz spoglądały na niego z dziecięcą ciekawością. To wszystko było aż nazbyt skomplikowane. Kim ona była? Nieważne, która z nich dominowała. Obie były równie piękne. Jak bliźnięta, które odziedziczyły przeciwne cechy, ale obie upchane w jedno ciało, zamieniające się czasami na świadomość. Jedna usypiała, by druga mogła się obudzić. - Musisz. - Skinął głową, ale zupełnie teraz o tym nie myślał. Teraz myślał tylko o puchonce, o każdym szczególe, który widział. Gdybyś tylko wiedziała... gdybyś zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteś wyjątkowa, niepowtarzalna, jak bardzo jesteś piękna. Wtedy zrozumiałabyś, dlaczego tak bardzo mi zależy, dlaczego musiałem spróbować Ci zaimponować, zdobyć Cię w godny sposób, nie tak, jak próbowali to robić inny. Ja też jestem wyjątkowy... ja jestem inny, nie czuję się taki, jak wszyscy. Trochę. Słowo, które odbijało się chwilę w jego głowie. Zrobiło mu się gorąco. Tak nagle. Mógłby zacząć parować, gdyby to ciepło było prawdziwe, realne. Oddychał głęboko, nieregularnie. Powoli zdjął swój podkoszulek, rozpiął spodnie i rzucił je na ziemię. Nie odrywał od niej spojrzenia. Nie był teraz godzien nawet na to, żeby słuchać jej głosu, a jednak... Jak mógł się powstrzymać? Jak mógł opierać się czemuś, co było ponad nim? Szaleństwo! Czysty obłęd! Każdy ruch - taki nierealny. Im bardziej zbliżał swoją dłoń do jej twarzy, tym bardziej czuł, jakby jakaś siła powstrzymywała go od pokonywania ręką kolejnych centymetrów. W końcu poczuł jej skórę pod palcami i otworzył usta, oddychając przez nie głęboko i szybko. Musiała widzieć, jak jego klatka piersiowa unosi się w szaleńczym tempie, musiała czuć na policzku jego puls, jakby jego serce miało zaraz dosłownie eksplodować. Plus sto do tętna. Zbliżył się. Złożył na jej ustach pocałunek. Na początku nieśmiały, a potem... Jeśli wcześniej sądził, że kiedy całował Victorique, to przemawiały przez niego uczucia i zaangażowanie... mylił się. Mylił się cholernie. Teraz dopiero czuł, jak nagle wali się wszystko w jego głowie, jak cały świat wiruje, rozpada się, tworząc otaczającą ich pustkę, podczas gdy on odszukał jej język. Bezdech, gorąca rozkosz. Od razu zrobiło się cieplej, dużo cieplej. Zamknął oczy. To nie był pocałunek. To nie był TYLKO pocałunek. Sam nigdy nie przeżył niczego podobnego. Po prostu, jakby przez całe życie czekał na coś podobnego, jakby każda sekunda oczekiwania na tą chwilę, była straconym czasem, ale kiedy w końcu udało mu się... teraz nie zamierzał żałować niczego. Jakby urodził się na nowo. Czuł, że i ona oddycha szybciej, że jej serce przyspieszyło bieg. Boże... czyżby ona również? Zatracał się zupełnie...
Wolność, można poczuć wtedy kiedy nikt nie ma nad tobą kontroli, kiedy wiesz, że możesz robić co chcesz i przyjmujesz konsekwencje swoich czynów. Wolność jest nieosiągalna dla tych, który przez pewien czas żyli w klatce, oni oczekują, oni szukają kogoś, kto będzie mógł przejąć nad nimi kontrolę. Jeżeli urodziłeś się w klatce, nie będziesz pragnął wolności, ponieważ nie będziesz wiedział jaka jest piękna.
Nie chciała, żeby chłopak dążył do tego do czego dążył. Miała nadzieję, że będzie mogła poleżeć spokojnie i odpocząć. ZAUFAŁA mu. Jednak niedługo tego pożałuje. Znowu odwróciła wzrok, wpatrywała się przed siebie, w ścianę. Według niej nie była nikim niezwykłym. Była dodatkiem na tym świecie, który nie wnosił niczego pożytecznego, mimo iż tak bardzo chciał. Westchnęła pod nosem. Poczuła się okropnie melancholijnie, chciała odpocząć. Poczuła, że chłopak zaczął się poruszać, uchyliła powieki i spojrzała na niego kątem oka. Jednak mnie posłuchał. Pomyślała i uśmiechnęła się w duchu. Była dobra, ale to nie oznacza, że od razu zapomni o wszystkim co się stało. Jej ciało czegoś pożądało, jej serce czegoś pragnęło, a jej umysł krzyczał jej głośne i niewyraźne: „Nie!”. Nie wiedziała o co chodzi. Jednak słuchała się rozumu, gdyż on zawsze pozwalał jej wyjść z kłopotów. Poczuła dotyk. Odwróciła się i spojrzała na niego zdziwiona. Tym razem nie uderzyła go. Ledwo się powstrzymała przed tym gestem. Nikola… on Ci nic nie zrobi… więc dlaczego… mam złe przeczucia. Widząc jego oddech przełknęła ślinę i chciała się odsunąć, jednak nie zdążyła. Chłopak złożył na jej ustach pocałunek, a jej źrenice się rozszerzyły, tęczówki zadrżały, a całe ciało zostało sparaliżowane. Nie mogła wykonać żadnego gestu. Przestań… Jej policzki jeszcze bardziej się rozpaliły, poczuła jak w jej głowie bije pulsacyjny ból, jak każdy fragment światła odbierany przez oczy sprawia niewyobrażalne cierpienie. Kręciło jej się w głowie. Czuła swoje serce, czuła swój szybszy oddech, ale nie chciała, tak bardzo nie chciała. Błagam… przestań. Każdy gest każdy ruch chłopaka wykonany nad jej sparaliżowanym ciałem sprawiał jej przykrość. Jej ciało było rozpalone, jednak nie z powodu pocałunków, którymi obdarował ją chłopak. Położyła dłonie na jego klatce piersiowej i resztą sił starała się go odsunąć, w oczach ponownie zakwitły jej łzy. Opuściła głowę i przegryzła wargę. Znowu to samo, ona daje komuś drugą szansę, obdarza go zaufaniem, a ta osoba ją zawodzi. Zaczynała mu wierzyć… powoli zaczynała nawet mu współczuć, ale cóż. Nie można mieć wszystkiego od razu. Jej oddech był szybki, zbyt szybki. Jej ciało było rozpalone, zbyt rozpalone, a ona mimo wszystko marzła. Jej siła zmalała, a ona opuściła ręce i zamknęła oczy. Nie płakała, tym razem nie płakała. Nie miała siły nawet na to. - Prze… stań – wyszeptała niedosłyszalnie, niewyraźnie. Prawdę mówiąc ledwo poruszyła ustami. Nikola Nightmare jest bardzo chorowitą osobą, zwykłe przeziębienie potrafiło zatrzymać ją w łóżku na tydzień. Z gorączką, kaszlem i wielkim osłabieniem. Nie miała siły na nic, nawet żeby bronić się przed pocałunkami chłopaka. Nie wiem on sobie myślał, najpierw przepraszać, najpierw żałować, a później powtarzać swój błąd.
Spowiedź z uczynków niedokonanych. Niczym paraliżujący gniew, który zastyga w fantazyjnych kształtach, pośród ramion obłędu - jedynego spowiednika, gotowego wysłuchać wszystkiego tak bezstronnie. Król śmierć. Król niezrozumienie. Kochanek chaosu, teraz zagubiony pośród wieloznacznych gestów, odbieranych zbyt subiektywnie. Odsunęła się od niego. Spojrzał na nią. Przestań. Skinął głową. To była zmiana. Wtedy Nikola pojawiła się niespodziewanie, teraz Aaron zdawał sobie sprawę, kim jest dziewczyna, która przed nim siedzi. Czy może istnieć jednoznaczna definicja zdrady w świecie, gdzie przybiera ona tak wiele różnych imion? Otchłań wypełniała się powoli przedmiotami. Niezrozumienie i furia w oczach. Zrobiło mu się gorąco. Faux Pax. Zadrżał, odsuwając się od niej jeszcze bardziej i... Milcząc. Czarne, w przytłumionym świetle, oczy wpatrywały się w nią tak, jak wpatrywały się w Victorique. Schował wszystkie emocje, stłumił krzyk, ale nie miał zamiaru zrzucać z siebie winy za to, co się stało. Oblizał usta. Czasami tak jest, że chcemy czegoś nieświadomie, że podświadomie dążymy do czegoś, czego nie jesteśmy w stanie zrobić. Czegoś, co przerasta nas swoją śmiałością. Jak tu kochać się z człowiekiem tak przepalonym przez zło, nawet jeśli ciało mówi coś innego? Czuł przecież napięcie w powietrzu, ale czuł też siły, które opuszczały powoli puchonkę. Nie będzie jej przepraszał. Po prostu podniósł różdżkę i jednym machnięciem rozpalił ogień w kominku. Dlaczego nie wpadł na to wcześniej? Deszcz bębnił w szyby i dach, który miejscami przeciekał. Było ciemno, za oknami szalał żywioł, ale tutaj byli bezpieczni. Miał być dobry, miał jej nie krzywdzić, ale nie umiał się z nią obchodzić. To nie była Victorique. Musiał inaczej do tego wszystkiego podejść. Przemyśleć to na spokojnie. Położył się obok, na kołdrze, bo nie miał śmiałości wślizgnąć się pod nią. Nie dotknął jej, patrzył po prostu w jej oczy i przepraszał ją tylko spojrzeniem. Przecież obiecał jej, że nie zrobi tego więcej, by nie sądziła, że rzuca słowa na wiatr. Oddech się uspokajał. Wszystko wracało na swoje miejsce. Czuł się głupio. Mógł jej nie posłuchać, nawet jeśli groziłoby to zapaleniem płuc. Był ulepiony z twardszej gliny - nie chorował, nie musiał obchodzić się ze sobą ostrożnie. Przeżył już wiele i wiedział, gdzie znajdują się granice jego wytrzymałości, ale teraz naprawdę nie miał ochoty ubierać się w wilgotne, nieprzyjemnie mokre ubrania, które leżały na podłodze. Nie odzywał się, bo po co słowa? Co mógł powiedzieć? Nie mógł zachowywać się impulsywnie, powinien zachować więcej powściągliwości, ostrożności. Nie cechowała go gwałtowność i nieprzemyślane działania, a jednak dał się ponieść emocjom. Dlaczego?
Nie spodziewała się… Nie pomyślałaby, że tak po prostu przestanie. Co z tym facetem jest nie tak?! Albo to ona źle rozumuje… Albo nie potrafi go po prostu rozgryźć. Spoglądała mu w oczy speszona i zakłopotana. Co jest grane?! Nie miała zielonego pojęcia co ma o tym wszystkim myśleć, robił wszystko, żeby utrudnić jej osąd, żeby nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, żeby nie wiedziała co ma z nim zrobić, co ma o nim myśleć. W pewnym momencie zaczynała uważać, że bawił się w tą swoją grę i wykorzystał wszystkich, chwilę później zmieniał się i wydawał się być troskliwy, jakby naprawdę mu na niej zależało, w innym momencie nie potrafiła odczytać tego można by powiedzieć pożądania. Westchnęła pod nosem i zamknęła oczy. Czasami wszystko wydaje się być niezrozumiałe, ponieważ nie dostrzegamy najprostszej odpowiedzi. Mamy ją cały czas przed oczami, jednak świadomość nie pozwala nam jej ujrzeć, nie pozwala dostrzec, zagraca nasz umysł wszystkim, byleby nie dojrzeć tej jeden jedynej rzeczy, takiego prostego rozwiązania. Nie wiem czy w tym momencie też tak jest, ale nie mam już innych pomysłów. Nie wiem co mam o nim wszystkim myśleć… dodatkowo jestem taka zmęczona. Czasami pragniemy czegoś, o czym nie mamy zielonego pojęcia, nasze ciało, nasz umysł, nasze serce tęskni za czymś co przeżył kiedyś, jednak nie ma zielonego pojęcia co to dokładniej jest, czemu jest takie ważne. Jednak nadal tego pożądamy i biegniemy na oślep chcąc osiągnąć ponownie to uczucie, poczuć tą przyjemność. Prawdę mówiąc nie oczekiwała przeprosin. Nie chciała ich słyszeć. Można by powiedzieć, że uznałaby to za obrazę, że przeprasza ją za pocałunek. Jak można za to przepraszać? Przepraszać mógł za to co się stało wcześniej, nie za teraz. Wpatrywała się w niego przykrywając się po szyję kołdrą. Położył się obok. Nic nie powiedziała, on też nie. Wpatrywała się w jego tors, w ciszy, słuchając jak ogień skwierczy. Na chwilę zamknęła oczy i… zasnęła? Dokładnie, nie obawiała się, że chłopak po prostu rzuci się podczas snu na nią, albo po prostu nie miała siły pilnować się.
Nikola obudziła się nad ranem. Jej pobudka wyglądała tak jak zawsze, usiadła pozwalając, by kołdra zjechała z niej na kolana i zaczęła ziewać rozciągając się zaspana. Dopiero po kilku chwilach zorientowała się, że to co się wczoraj stało wcale nie było snem, przestraszyła się prawdę mówiąc i zleciała z łóżka uderzając swoim tyłkiem o posadzkę. Przełknęła krzyk i okryła się ręką, spojrzała czy chłopak nadal śpi. Wydawało jej się, że tak, dlatego podreptała na czworaka do swojej różdżki, którą o dziwo, tym razem wzięła. Ummm Accio sukienka? Chyba tak. - Accio sukienka – wyszeptała i po chwili oczekiwania sukienka wleciała do pomieszczenia. To się nazywa szczęście! Nie miała zielonego pojęcia, jak tu wleciała, ale była szczęśliwa, że w końcu będzie mogła poczuć się bardziej komfortowo! Ale czekaj, czekaj! Przecież jeszcze w niektórych miejscach jest z błota, wzięła głęboki oddech i spojrzała niepewnie na chłopaka. Postanowiła na wszelki wypadek przejść do innego pomieszczenia, jak pomyślała tak zrobiła i po chwili wypowiedziała zaklęcie: „Aquamenti”. Załamała się, że woda była taka zimna, przywołała poprzez Accio jeszcze ręcznik i bieliznę, po czym narzuciła je szybko na siebie i obejrzała się czy wszystko wygląda tak jak powinno. Kiedy skończyła te przygotowania wróciła do pokoju i spojrzała niepewnie na chłopaka. Mogła sobie iść, mogła go tu zostawić, ale… mimo wszystko było jej głupio. Tak więc westchnęła i usiadła, tam, gdzie on siedział poprzedniego wieczora.
Ostatnio zmieniony przez Nikola Nightmare dnia Pon 29 Lip - 19:47, w całości zmieniany 1 raz
Leżał jeszcze przez długie minuty, zastanawiając się, co może siedzieć w głowie dziewczyny, co myśli o wszystkim tym, co się wydarzyło tego dnia. Musiała być wykończona całą tą sytuacją. Nikola zasnęła. Cholera... Zasnęła. Po prostu. Zamknęła oczy i już ich nie otworzyła. Miarowy oddech, którego nie miał śmiałości przerywać. Bał się wykonać jakikolwiek ruch, żeby jej nie wybudzić. Po prostu patrzył, jak śpi, utulona, skulona pod kołdrą, powoli rozgrzewając swoje drobne ciało. Nie myślał o niczym, bo nie czuł takiej potrzeby. To była jego myślodsiewnia: obraz, który miał przed oczami. Puchonka, która zdawała się być teraz słodka i niewinna, choć doskonale pamiętał jak rzuciła się na niego pod postacią Viki, jak smakował jej krew i zdzierał z niej ubranie. Takich wspomnień pewnie nie uda mu się tak po prostu wymazać, zapomnieć. Nie chciał nawet tego. Czuł się trochę tak, jakby... właśnie - ciężko to określić, ale teraz zasypiał obok Nightmare i wcale mu nie przeszkadzało, że jest tym, kim jest. Zdążył jeszcze tylko wyciągnąć dłoń, by usunąć z jej twarzy niesforny kosmyk, wciąż mokrych włosów. Potem nastała tylko ciemność i noc pozbawiona wszelkich snów.
Rano obudziło go poruszenie, ale był zbyt zaspany, by zarejestrować wszystko poprawnie. Ktoś siedział na łóżku, w jego dormitorium? Czy może w Londynie w mieszkaniu? Nieee... w domku w Japonii? Potem nagle wszystko wróciło. Dokładnie w momencie, kiedy puchonka spadła z łóżka i wyrżnęła tyłkiem w deski. Otworzył oczy i widział wyraźnie, jak przemyka po pokoju, próbując zakryć swoje ciało. Potem rzucała jakieś zaklęcia i wyszła. Zasnął ponownie. Obudził się kilka minut później, gdy wróciła do pokoju. Miała wciąż mokre włosy i pachniała świeżo i ładnie. Pewnie brała coś w rodzaju prymitywnego prysznicu. Ogień w kominku dogasł zupełnie. Słyszał plask jej bosych stóp na drewnianych deskach pokrywających podłogę tego miejsca. Potem poczuł, jak ktoś siada na brzegu łóżka i dopiero wtedy obrócił głowę w jej stronę. To była Nikola. Była ubrana w śliczną, ciemnofioletową sukienkę bez ramiączek i wciąż miała mokre włosy. Uśmiechnął się do niej i poczuł się trochę zażenowany, że leży na samych bokserkach na łóżku. Poruszył się trochę. - Tanabata? Dzisiaj? - zapytał wciąż zaspanym tonem głosu. Ziewnął przeciągle i zasłonił usta dłonią. Zawahał się, ale zdecydował się w końcu to powiedzieć: - Pięknie wyglądasz. - W jego głosie można było znaleźć nutkę czułości. Usiadł na łóżku i stwierdził, że nie chce ubierać wciąż pewnie wilgotnych ubrań, więc zrobił to samo, co dziewczyna: przywołał kilka części swojej garderoby do pokoju. Przez okno wleciała ciemna marynarka, jasny cienki sweter, kremowe spodnie i skórzane, ciemnobrązowe buty. No i świeża bielizna oczywiście. - Nie zdziwię się, jeśli mi powiesz, że chcesz teraz stąd zwiać, ale jeśli zaczekasz na mnie parę minut, to... możemy iść razem. - Ta propozycja była straszliwie niepewna, jakby bał się, że może wydawać na siebie wyrok śmierci. Szybki prysznic. Tylko tyle. Nic więcej nie było mu trzeba.
Usiadła na brzegu łóżka i westchnęła lekko podenerwowana. Spojrzała na niego i… znowu przegryzła wargę, to był nawyk, tak samo jak zabawa jej kłem. Powinnam stąd wyjść i zostawić go samego sobie, ale jak tu ktoś wejdzie, albo z nudów podpali domek… Tak na marginesie idiotko, komu może odwalić, by podpalić domek tak dla jaj! Weź się ogarnij! Nagle usłyszała jego zaspany głos. Spojrzała na niego w milczeniu, opuściła wzrok zdenerwowana. Wzięła głęboki oddech i nie wiedziała co ma mu na to odpowiedzieć. Gdy ją komplementował wstała zarumieniona i uchyliła usta chcąc coś powiedzieć, jednak nie zrobiła tego. Odwróciła się do niego tyłem. Miała ochotę się schować. Nie chciała iść na Tanabate, jednak przeczucie jej mówiło, że powinna się tam pojawić, chociaż na chwilę. - D… dziękuje… – wyszeptała w końcu i podrapała się po policzku. Uklękła na posadzce i zaczęła zbierać to co zostało jej. Mianowicie spodnie i buty… Buty, mimo iż to były trampki ubrała na nogi, a spodnie poskładała. Spojrzała na niego niepewnie i wstała poprawiając sukienkę. - Wolałabym wstąpić do domku, po leki – wydukała i zanim chłopak się zorientował była już przy drzwiach. - Na Tanabacie będę, więc… może się spotkamy… przypadkiem. – ostatnie słowo padło po dłuższej chwili, po czym dziewczyna wyszła kierując się do domku.