Młody mężczyzna siedząc w domu aż był zdziwiony. Jego siostra napisala do niego sowę z prośbą o spotkanie. Ciekawe czy miala coś mu ciekawego do powiedzenia czy po prostu stęskniła się za bratem. Mieli zawsze bardzo dobry kontakt, a w tym roku się dziwnie to zniżyło. Rzadko kiedy w szkole rozmawiali, jak już cos to przypadkowe spotkanie w pokoju wspólnym gdzie jednak wypadało powiedzieć parę słów. Gabi nie wiedziała nic o jego sytuacji sercowej w tym momencie. Pernilla lubiła. O dziwo. Był gryfonem, ale jednak czysta krew popłacała i nawet Gabi która ma taki stosunek do gryfonów polubiła go. Miała złe opinie na temat swojego brata, bo z nim zerwał, ale teraz chyba nie wie co jest grane. Że Daina jego obecna dziewczyna za którą pewnie Gabi nie przepada. Kibicowala jemu i Pernillowi, a teraz w to wszystko wtargnęła Daina. Miał nadzieję, że jednak jakoś to będzie i się dziewczyny polubią, a jeśli nie to nie jego zresztą sprawa. Przyszedł tutaj, bo tutaj chciała się spotkać jego siostra, dlatego stanął na moście opierając się o jakąś barierkę i czekał na nią, bo szczerze powiedziawszy się nawet za nim stęskniła.
To, żeby spotkać się z własnym bratem, trzeba mieć jakiś powód? Nie można się tylko stęsknić? Z resztą skoro tak dawno się nie widzieli to teraz mają idealną okazję, by ze sobą pogadać. Ubrana na czarno, jak zawsze z przebijającą się w jej odzieniu zielenią. Na początku mostu pojawiła się i Gabriella. Nie zauważyła jeszcze swojego uroczego braciszka i szła powoli, spokojnie, rozglądając się na boki i w duchu zachwycając pięknem świata. Uśmiechnęła się do brata delikatnie stając przed nim: - Witaj. - zaśmiała się i nachyliła bu ucałować jego policzek.
Oczywiście, że nie, jednak po tych wszystkich wydarzeniach troche się wystraszył. Nie odzywała się do niego przez długi okres czasu, nawet w domu na wakacjach była nieco zamknięta w sobie jakby to nie była ona. Dlatego od razu gdy dostał sowę przestraszył się, że coś się stało. Za własną siostrę jest w stanie oddać wszystko, nawet jest w stanie poświęcić samego siebie. Dobrze wiedziała, że jeśli będzie miała jakikolwiek problem mogła się do niego zgłosić, a będzie się starał jej pomóc jak najlepiej. - Cześć Gabi. Stało się coś? - zapytał spoglądając na nią. No chyba nie dziwiła mu się dlaczego takie pytanie. Zazwyczaj jak się prosi o spotkanie to jest to coś pilnego. Jednak po jej minie doszedł do wniosku, że chyba wszystko jest w jak najlepszym porządku. Chciała się po prostu z nim spotkać i tyle.
Wakacje w Japonii mijały bardzo dobrze, wręcz fenomenalnie! Niemalże całe dni spędzała z Elliottem - super komatem od przeróżnych przygód oraz naczelną osobą, która sprowadza na ziemię panienkę Walsh. Na Merlina, ten człowiek jest taki dobry! Do dziś ma wyrzuty sumienia, jak ona mogła go tak nieładnie potraktować. Głupia jest! Zamiast wszystko na spokojnie to jak zwykle się rzuci. No i zacznie straszyć swoimi nieżywymi zwierzątkami. Bójcie się! Ale Elliott okazał się być zupełnie innym człowiekiem! Poprzez listy poznała go doskonale, a ich niespodziewane spotkanie w pokoju było wręcz dziwne. Na szczęście wszystko pięknie się wyjaśniło i codziennie urządzają sobie jakieś długie wędrówki po wiosce. Jeszcze tylko góra Fuji i pierwsza przygoda życia będzie zaliczona! Jednak dziś postanowiła powędrować gdzieś sama. Wie doskonale, że Bennettowi może czasem się przejeść tylko towarzystwo Walsh. Ona nie ma nic przeciwko, sama chciała pobyć ze swoimi koleżankami czy też pochodzić gdzieś sama. Tak więc zorganizowała sobie tylko czas dla siebie. Potem pójdzie nawiedzić koleżanki w pokoju i zrobią jakieś dzikie piżama party, o tak! Wstała dość późno, a to zupełnie do niej nie podobne. Mało tego! Wszyscy gdzieś się zmyli, nie wiadomo gdzie poszli. Zostawili ją samą, pewnie nie mogli ją obudzić, bo Kayle to śpi jak zabita jakaś. Trochę straszne, ale przecież śmierć jak na razie jej nie grozi, chyba. Przez pół godziny wylegiwała się na łóżku. Wczoraj była tak panięta po całodniowym spacerze z Elliottem, że wcale nie odwiedziła łazienki, tylko poszła spać w ubraniach. I tak wyszła oczywiście na zewnątrz - roztrzepana, zaspana, w brudnych ubrania, prezentowała się fatalnie. Ale przecież ten dzień ma spędzać sama, więc nie ma się czym przejmować. Dziwnym trafem znalazła się na kwiecistym moście. Śliczne miejsce, sam raz na jakieś grubsze rozmyślenia. Tylko o czym? No właśnie! Pustka. Oparła się łokciami o barierki i zaczęła wgapiać się w rzekę. A jak wiadomo, Kayle to ohydna dziewczyna zaczęła pluć do tej rzeki. Oj nie ładnie!
Wyciągnął kolejnego papierosa z paczki, podpalił go od różdżki i zaciągnął się z westchnieniem satysfakcji. Właściwie nie do końca ogarniał, co się wokół niego dzieje, wszystko przepływało jakby obok, ale to przecież Raphael, on właśnie tak funkcjonował od chwili, kiedy nauczył się zmyślać. Podobno był nieznośnym, choć uroczym dzieckiem- opowiadał niestworzone historie z tak poważną miną, że nikt nie mógł jednoznacznie stwierdzić, czy buja, czy mówi prawdę. Jego wiecznie rozmarzone oczy i potargane włosy niezmiennie zwracały uwagę. Niewiele się zmieniło odkąd skończył trzy lata. Może tylko trochę urósł. No dobrze, bardzo urósł, ale pozostał tym samym zmyślającym Raphaelem, którym był już jako dziecko. O, i palił. Palił jak smok i od czasu do czasu lubił sobie wypić. I przespać się z jakąś interesującą młodą damą. Ale poza tym bardzo się różnił od innych młodych czarodziejów. Teraz właśnie szedł przed siebie, pozwalając, by strzępki myśli same poukładały się w jakąś sensowną całość. Rozchełstana koszula, wygnieciony kołnierzyk i niesforne loki, które nie wiedziały co to grzebień. I wzrok utkwiony w przestrzeń. I papieros w kąciku ust. Niespodziewanie dostrzegł jakąś rudowłosą niewysoką postać, która najwyraźniej pluła do rzeki. Uniósł lekko brwi i aż przystanął. Po chwili oparł się o barierkę obok niej i strząsnął do wody popiół. - Większość dziewcząt nie pluje do wody- stwierdził tonem, z którego trudno było cokolwiek wywnioskować. Po prostu skonstatował fakt i nie wiedział, co z nim zrobić.
Uwaga, spoiler! Jestem bardzo wspaniałomyślna, usunęłam mojego cudownego posta, co za pech! Więc ten będzie ogólnie chujnią, ale nie przejmuj się, będą lepsze! Koniec spoileru, może trochę mi przydłuży, hehs! To normalne u Kayle. Sama nie wie co robi. Najelpiej to pluć do rzeki i zupełnie mieć wyjebane na to, że ktoś może przechodzić. Ale ona jest głupia, więc wybaczcie jej, takiego dzieciaka nie dla się oduczyć takich brzydkich manier. Rodzice nie umieli wychować dziecka to teraz mają wiecznie zaślinioną zawodniczkę quidditcha. Jeszcze tłucze kubeczki co powoduje, że lokatorzy są mega źli na dziewczynę. Na szczęście jest pewien Elliott Bennet, który tolereuje wszystkie dziwavtwa dziewczyny. Na Merlina, on jest taki miły i kochany. Czasem to chciałaby mocno go przytulić i dać buziaka w policzek jak swoim misiom, do których oczywiście się nie przyznaje, bo jeszcze ktoś wyjawi tą słodką tajemnicę, że Kayle lubi się bawić maskotkami (w sumie to autorka tego posta, prawie osiemnastolatka, nadal śpi z kupą pluszaków, które zajmują połowę łóżka, ale ciii!). Szybko oderwała wzrok po czym skierowała go w stronę nieznajomego chłopaka. Oczywiście nie zorientowała się, że trochę śliny jej ciekło po kącikach ust, BLEH. - Nie wiem czy wiesz, ale to u dziewczyn normalne, nic dziwnego. Lubimy sobie pluć do wody, urządzać konkursy na najdłuższe pierdy, rozbijać jajka na włosy, to normalne - odparła, a następnie wytarła z siebie to coś co jej kapało, wyglądała jak jakiś pwychopata. A może i jest? Sama nie ma zielonego pojęcia czy dziewczyny robią takie dziwne rzeczy? Cóż, żadnej się nie pytała, bo pewnie by się zaczęły dziwnie patrzeć na Walsh. A ona te rzeczy lubi, fajne jest pierdzenie i rozbijanie jajek na głowie, hihi. - Kayleigh! Miło mi. To znaczy nie wiem czy tobie jest miło, bo wyglądasz strasznie. Nie chodzi mi, że wygląd, ale taki strasznie zmęczony. Ale nie ważne! Znaczy ważne, zdrowie jest najważniejsze. I ja się już zamknę, no już, teraz, jest cicho - jeszcze zaczęła gwizdać, ale jak ma już być cicho to niech będzie! - Ale mów mi po prostu Kayle - w końcu krótko i rzeczowo się przedstawiła, posyłając uśmiech, nie był jakiś ponętny, bo wszystko psuł ten ohydy aparat na zęby, fujka!
Raphael patrzył na nią z rosnącym zdumieniem, dochodząc do wniosku, że jeśli sądził, że widział w swoim siedemnastoletnim życiu dużo, to był w ogromnym błędzie. Plującej do wody dziewczyny nigdy nie widział, ale może to dlatego, że one robiły to w samotności, kiedy sądziły, że nikt ich nie obserwuje. Nie no, co za bzdura, nie wyobrażał sobie tych wytwornych Francuzek, za którymi wodził wzrokiem siedząc gdzieś w kawiarni i paląc papierosa, stojących na mostku i plujących do wody. Nie. Mostki, przynajmniej we Francji, służyły do trzech rzeczy- przechodzenia po nich na drugą stronę (jakie to ohydnie prozaiczne), całowania (już lepiej) oraz wpatrywania się w wodę i zastanawiania nad sensem życia, co Raphael osobiście preferował. Gdyby wiedział, że ta oto ruda, plująca istota, po której brodzie, o zgrozo, spływała stróżka śliny (no dobrze, może nie stróżka, w końcu nie była wściekła, ale jednak... plwocina), przyczyniła się do poważnych zmian w stosunku do życia jego przyjaciela Elliotta, to chyba by zwątpił w świat. Ale nie wiedział, więc może to i lepiej dla jego i tak już zwichrowanej psychiki. Zresztą, to była KANADYJKA. Pochodziła z tego dzikiego kraju za oceanem, gdzie biegały łosie i rosomaki. Oczywiście o tym też jeszcze nie wiedział, ale pewnie prędzej czy później się dowie. Na razie wyjął z ust papierosa i posłał jej lekki uśmiech, zastanawiając się, na jakim świecie on żyje, skoro nigdy nie widział damskich konkursów na najdłuższe pierdy, plucie w dal i takie inne. Nie, to nie mieściło się w głowie nawet jemu, więc chyba ta mała nieźle bajała albo pochodziła z jakiegoś bardzo odmiennego kulturowo miejsca. - Raphael de Nevers. Mnie też jest miło. I czuję się nadzwyczaj dobrze, to raczej znużenie światem. To znaczy nie fizyczne, ale mentalne, może to to, jak sądzisz, Kayle?- spytał z wyraźnym zaciekawieniem, bo niewątpliwie była najbardziej oryginalną przedstawicielką jaką widział w swoim życiu.