Malutki sklepik, utrzymany w tradycyjnym, japońskim stylu. Jest tutaj tylko jedna ekspedientka, a zarazem właścicielka - staruszka Akinori. Ceny nie są wygórowane, można tutaj zakupić piękne, ręcznie malowane pocztówki, często z motywem kwiatu wiśni, czy elementy tradycyjnego stroju japońskiego - od wachlarza po kimono.
Dzień w sam raz na zakupy - ta myśl powitała dzisiaj i Philippe'a Lorrain i Katherine vi Britannie, bowiem oboje wybrali się do sklepiku Akinori, niemalże w tym samym czasie. Kiedy Katherine oglądała wachlarze i kimona, Philippe stał przy ręcznie malowanych, małych, ruchomych japońskich smoczkach i pewnie nie zwróciliby na siebie większej uwagi, gdyby nie mężczyzna, który wpadł do sklepiku i rozejrzał się wokół. Nie widząc właścicielki w pobliżu, potrącając Katherine, porwał dwa, z pewnością drogie kimona i wybiegł ze sklepu. W tym samym czasie, z zaplecza przyszła Akinori, właścicielka! Podeszła do Katherine, zapewne chcąc się zapytać, czy czegoś nie potrzebuje, ale stanęła w pół kroku, widząc, iż brak jej najlepszych i w dodatku najdroższych kimon, które jeszcze zanim wyszła, wisiały, prezentując swe wdzięki przed klientami. Staruszka zrobiła się czerwona i zaczęła krzyczeć na Kath, uznając oczywiście, że to dziewczyna jest niecną złodziejką! Wszakże zanim Akinori wyszła na zaplecze, w sklepie była tylko gryfonka. Co teraz, jak wytłumaczyć kobiecie, która nie rozumie angielskiego, że to nie Katherine jest sprawczynią? Z krzyków staruszki, można było wywnioskować, iż zamierza wezwać policję, ninja, samurajów, lub nawet wszystkich naraz! Philippe Lorrain, który widział całe zajście, również ma wybór - pomóc oskarżonej dziewczynie w wytłumaczeniu staruszce, że to nie Kath ukradła kimona czy dać pokaz znieczulicy ludzkiej? Zawsze może też pomóc Britanni w ucieczce, hehs, Mistrz poleca i życzy miłej gry!
Pobudka o czwartej nad ranem nie należy do najprzyjemniejszych, ale powiedzmy, że Philippe się już do tego po prostu przyzwyczaił. Za oknami widniały jeszcze blade purpury, róże i szeroka gama błękitów. Chmury lekko postrzępione przesuwały się leniwie po niebie, przypominając o niebłagalnym mijaniu czasu. Chyba chciałby, by Lorrain przejął się tym, wstał i zaczął kolejny wakacyjny dzień. Wiadomo jednak nie od dziś jak to jest ze wstawaniem, zaczyna się od "Jeszcze pięć minut", a kończy po paru godzinach. Nic więc dziwnego, że leżał niczym zwłoki do godziny siódmej, gdy to już nie on, a jego lokatorzy pragnęli jego pobudki. Zjadł razem z nimi śniadanie, przy którym przeszło mu przez myśl, że to właśnie dziś powinien wybrać się na zakupy. Czemu? To tylko jemu wolno wiedzieć, tu nawet dobrym argumentem byłby padający śnieg. Niedługo po swoim 'cudownym' śniadaniu i jeszcze lepszej pobudce znalazł się w sklepie Akinori. W sumie, to jeszcze nie wiedział czego szuka. Taki tam mały spontan w tym jego poukładanym, książkowym, flegmatycznym świecie. Nie żeby był nudny... Po prostu przez większość jego życia to co robi musiało mieć sens. A teraz? Zaczął korzystać z planu dnia: wstać, przeżyć, pójść spać. Philippe stał przy ręcznie malowanych, małych, ruchomych japońskich smoczkach. Nawet nie wiecie jakie one są cudowne! Wiadomo, tak popatrzeć to zawsze można. Choć nie zabrał się na wycieczkę w tym roku z ONMS, to jednak sam temat smoków lubił. Choć... On prawie każdy temat naukowy lubił. Są na pewno dużo prostrze niż wszystkie sprawy emocjonalne, da się je opisać, podlegają regułą. A taka miłość? No niby ładnie i pięknie, ale na dłuższą metę to same z nią problemy. W pewnym momencie do sklepu wpadł jakiś podejrzany typek, zabrał parę kimon i wypruł w długą ze sklepu. Boże, nawet w Japonii kradną... A można by pomyśleć, że to taki spokojny, przyjazny naród. Tu jednak proszę patologia wszędzie! Gdyby nie ten incydent, to pewnie Filipek po jakimś czasie zaczął by myśleć, czy może nie przeprowadzić się ze swojej 'cudownej' Francji właśnie tutaj... A tak to kiszka, trzeba będzie szukać dalej miejsca na jego przyszłe mieszkanie. Nie minęło dziesięć minut, a tu sprzedawczyni zaczyna się przyczepiać do jakieś dziewczyny, najwyraźniej nietutejszej o te kimona. No naprawdę... Na pewno je połknęła i te sprawy, by ona nie zauważyła, że je ukradła. W końcu takie łaszki nie są małe. Filipek jednak nie miał zamiary wkraczać jako adwokat, dopóki dziewczyna nie poda jakiś sensownych argumentów sprzedawczyni. Jeśli przyjdzie mu robić za tłumacza - trudno, jeśli nie - lepiej dla niego. Koniec pieśni!