Podobno spora część uczniów zachodzi w głowę gdzie mogą zakupić magiczne proszki, które pozwolą im na chwilę odlecieć. Przecież tutaj są wakacje i trzeba korzystać ze wszystkich dóbr, które daje natura. Nic tylko korzystać i brać więcej. Aż się człowiek uśmiecha od ucha do ucha. Tak zapewne uważało wielu. Pewnie w tym celu wybrała się tutaj Cortacesped Caraballo. Przecież nie od dziś wiadomo, że wakacji trzeba smakować, a i umieć się bawić. A kto jak nie Ślizgoni pchają się do zakazanych rzeczy? I do tego wyszła od Uzdrowiciela z pokaźną reklamówką. Pytanie... Czy chodziło jej o proszki, a może o opatrunki i ziółka uspokajające? No nic. Do tego będzie dochodził Morpheus White, który akurat wybrał się na spacer, a teraz... Teraz musi się przyjrzeć uczennicy. Co zawiera jej torba i czemu wygląda tak, jakby zawierała zielone listki?
Morpheus - zaczynasz. Kostka parzysta - pytasz dziewczęcia, co ma w torbie, a potem oskarżasz ją o handel złymi substancjami Kostka nieparzysta -niefortunny upadek na schodkach powoduje, że przyglądasz się torbie z dołu, grzecznie pytasz dziewczęcie czemu odwiedziła uzdrowiciela
Tak tak tak, nastał ten smutny dzień, w którym Richelieu przytłoczona milionem okropnie pesymistycznych wizji wstała z samego rana, kiedy reszta jej ziomków jeszcze spała i postanowiła coś ze sobą zrobić, żeby odreagować. Eliksir euforii z festynu był super, sake w sumie też dawało radę, ale proszę, nie mogła przecież cały czas tkwić w stanie oderwania od rzeczywistości, bo najpewniej pod koniec wakacji czekałoby ją jakieś AA czy inne grupki wsparcia. Jak na szaloną graczkę Quidditcha przystało, jej pierwszym pomysłem był długi, porządny bieg, tak więc ciesząc się już na endorfinowy zastrzyk, wskoczyła w swój śliczny dresik. Jakże była rozczarowana, gdy okazało się, że poranione nogi nie dają jej zrealizować owego planu! Owszem, chodzenie szło jej dobrze i nawet nie kuśtykała ani nie jęczała, że coś ją boli, ale gdy tylko rozciągała mięśnie łydek, miała wrażenie, że ktoś przypala jej kończyny żywym ogniem i jednocześnie szarpie we wszystkie strony. Nie mogąc się zdecydować na żadną wystarczająco dobrą zastępczą opcję, ruszyła na spacer po mniej uczęszczanej części wioski, w końcu nie miała zamiaru się natknąć na lailo-irbisa albo na jej żądnego zemsty chłopaka. Madison nie miała jeszcze okazji porozmawiać z Filipem ani z Riverem, bo w końcu ich stan euforyczny utrzymywał się jakiś czas, a ten pierwszy nie pojawił się na festynie, ale nie była w stanie stwierdzić, której rozmowy boi się bardziej. Zamiast skupić się na pięknych widokach czy na czymkolwiek przyjemnym, rozmyślała o wszystkich tych niemiłych rzeczach, od których pragnęła uciec, dlatego też ani się obejrzała, a wylądowała w pobliżu chatki uzdrowiciela i doznała olśnienia, że może będący w środku Japończyk da radę doprowadzić jej nogi do stanu używalności! Oczywiście nie sposób było się dogadać z tym uzdrowicielem, gdyż nie rozumiał słowa w cywilizowanym języku i machał rękami jak opętany, ale usadził ją czymś, co pewnie miało być leżanką dla pacjentów czy coś takiego i zaczął uważnie oglądać rany, cały czas obficie wszystko komentując. Japończyk oburzył się, gdy do pomieszczenia wleciała sowa, a gdy Richelieu poprosiła go na migi o jakiś kawałek pergaminu czy papieru i coś do pisania, zaczął gadać jeszcze szybciej, jeszcze bogaciej przy tym gestykulując. Hehs pewnie gdy pojawi się Morris, uzdrowiciel będzie już na skraju wylewu. Swoją drogą, Madison nie miała pojęcia czego powinna się spodziewać po tak spontanicznie umówionym spotkaniu. Minęło już trochę czasu od wydarzeń w Hogsmeade, kiedy to nieznajomy podjął jej dziwaczną grę i kiedy biedna wypiła podmieniony eliksir i zmieniła się w królika. Nie sądziła, by kiedykolwiek jeszcze spotkała owego mężczyznę, a tu proszę, niespodzianka. Otrzymana odpowiedź ją nieco zaniepokoiła. Jakim cudem po miejscu jej pobytu ustalił, że jest przyjezdna i co do tego wszystkiego mają ślizgoni? Cóż, gdyby była może trochę bardziej uważna, skojarzyłaby to wszystko i dopasowała chociażby do opowieści zasłyszanych w dormitorium, kiedy to jedna z gryfonem uparcie wzdychała jaki to przystojny jest ten Aden Morris, opiekun ślizgonów. Ale nieeee, nie, Richelieu niczego nieświadoma czekała właśnie na nauczyciela, z którym przy pierwszym spotkaniu flirtowała i któremu teraz listownie przyznała się do napaści na jedną z uczennic. YOLO!
W uczniach było to niesamowite, że gubili się we własnym życiu. Uczęszczali do najlepszej szkoły magii i czarodziejstwa w Hogwarcie, a mimo wszystko cofali się na poziom intelektualny mugoli i załatwiali wszystko własnymi rękami! To było istne szaleństwo. Aden jeszcze przed studiami czytał o takich interesujących klątwach, zaklęciach atakujących, że grzechem było po prostu ich nie używać tylko bawić się w małego boksera. Trochę miał dosyć połamanych nosów i kości, które pielęgniarka szkolna próbowała łatać swoim gabinecie. Potem musiał zbierać tych delikwentów, odejmować punkty i tłumaczyć, że są czarodziejami, posiadają w kieszeni szaty magiczny patyczek i niechże ruszą głową! Aden też winił siebie. Był zły, okropnie zły, że sam nie skojarzył faktów. Oczywiście Madison posiadała nietutejszy akcent, ale Aden kompletnie nie zakładał, iż może należeć do grupy przyjezdnych. To było jakieś istne szaleństwo. Na szczęście nie uczęszczała na jego lekcje, nie mógł wcale więc kojarzysz jej bystrych oczu, a w zasadzie tęczówek, które obiecywały adrenalinę. Chciał ją udusić gołymi rękami, że nie wspomniała mu o swoim wieku. Teoretycznie była dorosła, jednak Aden miał te trzydzieści siedem lat na karku i w głowie ciągle były mu romanse. W ogóle nie chciał być odpowiedzialnym człowiekiem. Wystarczało mu to, że jego praca wymagała zbyt wiele, tej całej powagi, odejmowania punktów. Sama nuda. Na szczęście mógł bez ograniczeń oddawać się swojej pasji, jaką była historia, no i piękne uczennice, które sprawiały, że na jego twarzy często pojawiał się uroczy uśmiech. Zapewne dlatego miał tyle fanek! Wszedł do chaty uzdrowiciela i parsknął śmiechem, widząc Japończyka, który nienawidził angielskiego ani francuskiego i zdecydowanie młoda kobieta nie przypadła mu do gustu. Jedyne jednak co pamiętał po japońsku to było: - Arigato neeeeeee (dziękuję bardzo) - rzekł totalnie bez akcentu, psując melodyjność azjatyckiego języka. W sumie nie wiedział nawet, co to znacyz. Ważne, że się starał! Niech się cieszy, że mu starożytnymi runami czegoś nie napisał. Podszedł do Madison, wzdychając ciężko. Chciał ją zacząć wyzywać, krzyczeć, że go okłamała, że jak mogła dopuścić do tego, że całował się z uczennicą, gdy po prostu wziął ją na ręce i wyniósł z chatki, sadząc na drewnianej ławce. Chwycił nogę dziewczyny, obserwując ranę. - Na Salazara, coś Ty zrobiła? - spytał przerażony. Ze swojej magicznie zaczarowanej kieszeni wyciągnął waciki i eliksir oczyszczający rany. Namoczył materiał, przecierając lekko ranę. Uniósł brew, chcąc zagaić rozmowę. - Co to była za koleżanka i czemuś jej wpierdoliła? - dodał chwilę później, korzystając z kolokwialnego języka, którego Madison użyła w liście. Tak, jeszcze się na nią wydrze, na pewno nie ulegnie urokowi tej dziewuchy i da jej solidny szlaban. O tak!
Rzeczywiście, to jak często tutejsi czarodzieje uciekają się do mugolskich, jakże prymitywnych sposobów rozwiązywania problemów i radzenia sobie z niektórymi sprawami, zamiast sięgnąć po różdżki i popisać się wiedzą praktyczną, odbiegającą nieco od tego, czego uczeni byli w szkole, mogło być oburzające. Dlatego też pewnie Aden byłby zadowolony, gdyby wiedział, że Madison w przeciwieństwie do Teddry, nawet nie tknęła palcem Howett, tylko potraktowała ją kilkoma zaklęciami, z których ostatnie było doprawdy fikuśne i zdecydowanie bardziej wytworne niż prawy sierpowy. O ile w ogóle nauczyciel może być zadowolony z bójki uczniów, ale ojtamojtam! Cóż, oboje dali niezły pokaz, ignorując wszystkie, nawet najbardziej krzykliwe oznaki, naprowadzające do wyciągnięcia oczywistych wniosków, że w zbiorze łączących ich rzeczy, oprócz osobliwego wieczoru w pubie, znajduje się również taki wcale nie mały szczegół, jak urocze zamczysko o nazwie Hogwart. Madison zapisała się tylko na kilka przedmiotów, a w tej puli nie było akurat wykładów Morrisa. Może to i lepiej, gdyby odnalazła swojego Pana Nieznajomego na miejscu profesora nie wiedziałaby jak zareagować. Może ruszyłaby do niego z oskarżeniami, że był nieuczciwy, że nie powiedział od razu kim jest, że pewnie chciał ją wykorzystać i o Merlinie, naśle na niego kanadyjskie ministerstwo magii, a tak to będą mogli kulturalnie odbyć tę konwersację bez świadków. Tylko pozostawało pytanie… czy właściwie Richelieu miała prawo atakować Adena, skoro sama również nie spieszyła się z ujawnianiem swojej tożsamości? Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie, słysząc śmiech. Co biedna miała zrobić, skoro pielęgniarka nie doprowadziła jej nogi do idealnego stanu, a nawinęła się na uzdrowiciela? Liczyła na to, że Japończyk mieszkający w lesie ma styczność z ludźmi poranionymi przez dzikie zwierzęta i bez zadawania żadnych pytań da sobie radę, jednak najwyraźniej ten uzdrowiciel powinien mieć raczej rangę zielarza, bo nadawał się tylko do sprzedawania urlopowiczom trochę mniej legalnych roślinek. Spojrzała zdziwiona na Adena, gdy powiedział coś po japońsku, nie wiedząc czy powiedział coś z sensem czy rzucił jakimś przypadkowym zasłyszanym zwrotem w stylu „dupa biskupa” czy coś. - Co Ty robisz, dobrze mu szłooo – jęknęła niezadowolona, kiedy bez pardonu ją podniósł i wyniósł z chatki. No cóż, może na razie uzdrowiciel nie zrobił zbyt wiele, ale na pewno miał w zanadrzu jakiś idealny środek, który właśnie miał zaaplikować! – Wtedy nie byłeś żadnym szalonym mistrzem eliksirów – prychnęła, gdy wyciągnął jakąś substancję i zaczął majstrować przy jej nodze. Mówiąc „wtedy” miała oczywiście na myśli ich wieczór w Hogsmeade, kiedy to oglądał uważnie fiolkę, nie mając zielonego pojęcia, co jest w środku. - Dziewczyna mojego przyjaciela zdradziła go z jakimś frajerem, więc poszłam razem z koleżanką z drużyny jej wyjaśnić, jak nieładnie się zachowała i jak bardzo tego nie pochwalamy. I spokojnie, nie była ślizgonką, tylko puchonką. – wzruszyła ramionami, jakby takie akcje były zupełnie normalne i zdarzały się na porządku dziennym. – Tylko potem się okazało, że chyba jest animagiem. – dodała po chwili, wskazując niedbale na swoją nogę, żeby wyjaśnić jej dość opłakany stan. Może nie powinna mu tego mówić, teraz, skoro już wie kim jest i jakie ją mogą spotkać konsekwencje, ale po swoim jakże niefrasobliwym wyznaniu w liście nie mogła już się wycofać i powiedzieć, że żartowała. Chciała dodać coś jeszcze, wyjaśnić jakoś tą dziwną sytuację, w jakiej się znaleźli, ale słowa nie przechodziły jej przez gardło. Bogowie, prawie wpakowała się w romans z nauczycielem! - Będę mówić do Ciebie po imieniu, dobrze? Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, bo zważając na okoliczności, w jakich się poznaliśmy, formułka „szanowny panie profesorze” byłaby groteskowa. – powiedziała w końcu, zerkając na mężczyznę i nie mając już żadnego pojęcia, czego powinna się spodziewać.
Ależ ona sama nie była lepsza! W końcu podziabała może ją nadwrażliwa istotka, lecz dlaczego nie użyła zaklęć uzdrawiających do tej rany? Aden oczywiście będzie bohaterem małego Króliczka, ale pojawia się tu hipokryzja, o której wspomniałyśmy wcześniej. Starał się uczyć swoich podopiecznych tego, że czarodzieje to jest rasa nadludzi. Mieli o wiele większą władzę niż małe pachołeczki mugole. W końcu ten mógł skaleczyć go nożem, a Aden zabić w kilka sekund słynną Avadą; co z tego że trafiłby do Azkabanu! Mówimy o możliwościach. - Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś przyjezdną? Na Merlina, jak mogłem na to nie wpaść - burknął urażony, zmieniając to co raz to bardziej ubrudzone krwią waciki na świeże. Rzeczywiście Aden nie był mistrzem eliksirów, w zasadzie nie potrafił nic sam uwarzyć. Mężczyzna znał historię każdego z płynów, o których uczyli się w Hogwarcie, ale przygotowanie go było dla niego trudniejsze od czarnej magii. W zasadzie moglibyśmy się upierać, że Ślizogni mieli owe zło we krwi, więc nauka klątw przychodziła im z łatwością. Wyrzucił ubrudzone waciki na torby, spoglądając krytycznie na Madison. - Kochanie, on prawie jedną z gałęzi wiśni wydłubałby Ci oko - wywrócił oczami, wyjmując kolejne flaszki eliksirów z torby. Zaczął przeglądać ich etykiety, aby mieć pewność, że żaden z uczniów tym razem niczego nie podmienił. Chociaż był ciekawy, czy Madison dopadła Bruna za tę... zniewagę piękna? - A Ty chociaż jedyne co mogłaś to prychać i ruszać swoim ogonkiem, wtedy to dopiero byłaś milutka. Przynajmniej nie miałaś jak kłapać tym jęzorem, w końcu nie wychodzi Ci powiedzenie, że jesteś tak młoda! - odfuknął na nią. Jemu nie wyszedł eliksir?! A kto kogo podpuszczał, aby wypił to cholerstwo? Aden naprawdę wtedy był pełen wątpliwości. Nie pachniał za dobrze. Chociaż bądźmy ze sobą szczerzy, Madison w postaci króliczka naprawdę uciekała słodkością i urokiem. Westchnął ciężko. - Mam nadzieję, że dowaliłaś mocniej Puchonce niż ona Tobie, rana wygląda wyjątkowo paskudnie - w końcu znalazł fiolkę z eliksirem, której szukał. Trzymał ją przy sobie zawsze na wszelki wypadek, bowiem płyn ten był w stanie wyleczyć nawet ugryzienie wilkołaka. Wystarczyła tylko kropla! Na pewno bazował on na łzach feniksa, dlatego był tak trudno dostępny. Lekko skroplił jej ranę, obserwując jak powoli zaczyna się ona zarastać. Jednak uważał, że Madison powinna zostać ukarana za te okrutne kłamstwo (chociaż Aden wcale nie był jej bierny!). Dlatego nachylił się do uda dziewczyny. Niby nic, a ugryzł ją lekko i zaśmiał się cicho. - Jeszcze raz spróbuj coś przede mną zataić, to przeżyjesz prawdziwe średniowieczne tortury, Madison - zagroził jej palcem. Oczywiste było to, że nie byłby w stanie skrzywdzić dziewczyny. Za bardzo mu się podobała, co z resztą było widać na załączonym obrazku. Nie chciał ot tak zrywać z nią kontaktów, bo okazała się uczennicą. Wszak wcale nie chodziła na jego lekcje! Nie obowiązywał go żaden kodeks etyczny. Podał jej dłonie. - Chodź, spróbuj na nią stanąć - rzekł ciepło. Upalny wiatr otulał ich zmęczone ciała, a Aden czuł się trochę nie na miejscu. Co jeśli ich ktoś zobaczy? Byli co prawda na jakiś totalnych przedmieściach, gdzie nikt nie zaglądał, jednakże wciąż było między nimi napięcie. Prychnął. - Spróbowałabyś tylko wylecieć do mnie z tekstem "szanowny panie profesorze". Nie jesteś moją uczennicą, więc nasza relacja nie jest jakaś niemoralna. Martwi mnie tylko, że masz dość dzikie te koleżanki. Co jeśli nas zobaczą i ugryzie Cię animag w drugą nogę? - zaśmiał się, unosząc brew. Pomógł jej wstać, oglądając jej ciało, czy nie ma jeszcze jakiś ran, które wymagają interwencji.
Protestuję, z Madison była doprawdy szalona i zdolna czarodziejka, to nie jej wina, że w Hogu uczyli zaklęć leczniczych później niż w Riverside i zamiast znać je już teraz, miała przerabiać je na lekcjach dopiero w nadchodzącym roku szkolnym. Jasne, coś tam o tych zaklęciach wiedziała, ale była zbyt próżna, by ryzykować próbowanie owych zaklęć na swoich pięknych nóżkach, co mogłoby się skończyć okropnymi bliznami czy czymś jeszcze gorszym. A poza tym przyznajmy szczerze, żadna dziewczyna nie miałaby nic przeciwko byciu opatrywaną przez takiego mężczyznę! Tak więc nie było tu żadnej hipokryzji, tylko przepisowe postępowanie biednej, poturbowanej dziewczyneczki. Chociaż w sumie to było trochę przykre, że system nauczania umożliwiał jej przerobienie drugiego człowieka w kamień albo posiekanie na milion kawałków, jednocześnie nie dając jej wystarczających umiejętności do przynajmniej częściowego naprawienia działania owych zaklęć. - Dlaczego miałabym opowiadać o swoim pochodzeniu komuś nieznajomemu, komuś, kogo teoretycznie miałam nigdy więcej nie spotkać? - zapytała, ignorując jego burknięcie i przyglądając się uważnie jego poczynaniom, które przyprawiały ją o dziwne mrowienie w poranionej nodze. Tak na dobrą sprawę, wtedy w pubie, zaczęli luźną rozmowę, niezobowiązującą gadkę-szmatkę, owszem, ekscytującą i wywołującą ciężkie do zinterpretowania odczucia, ale nawet się sobie nie przedstawili, nie mówili nic osobistego. Wszak żadne z nich nie myślało chyba wtedy o tym, jak dziwnie może się potoczyć za znajomość rozpoczęta nad burbonem. - Już bez przesady, nie jestem aż taką pierdołą, zbliżyłby się tylko do mnie z tą gałęzią, to skończyłby z nią w tyłku. - rzuciła w odpowiedzi, machając przy tym lekceważąco ręką. Jak to dobrze, że Aden sprawdzał uważnie etykietki, doprawdy Richelieu nie chciałaby, żeby jej nogi pokryło królicze futro czy stało się z nimi coś równie dziwnego. A co do Bruna, ten jak na razie dość skutecznie unikał jej i jej gniewu, ale spokojnie, jestem pewna, że jeszcze na siebie kiedyś wpadną i wtedy nie będzie już tak kolorowo. Madison spojrzała na Adena, kiedy wspomniał o tych feralnych skutkach eliksiru i już chciała odburknąć, że życie, niekiedy pierwsze wrażenie była złudne, a ona wcale nie jest milutka, ale w ostatnim momencie ugryzła się w język. Nie chodziło tu nawet o to, że teraz już wie, że jest nauczycielem i nie powinna rzucać takich odzywek, tylko raczej o to, że jak na nieznajomego, którego nic nie musiało obchodzić, nie zostawił jej w postaci królika na pastwę losu, tylko przetransportował ją pięknie do miejsca, gdzie udzielono jej pomocy medycznej. Tak tak, ona go podpuszczała, ale on nie był w stanie się zorientować co zawiera fiolka, taki z niego mistrz eliksirów! - Ciężko porównywać, robiła z siebie ofiarę, więc to bardziej przypominało znęcanie niż bójkę, potem się przemieniła i zaatakowała w plecki jak na bohaterską puchoneczkę przystało, a z pazurami i kłami ciężko konkurować. - westchnęła ciężko, kiedy Morris stwierdził, że jej rana wygląda paskudnie. Przez chwilę wyginała usta w podkówkę, przypominając sobie, jak przerażone miny miały jej kanadyjskie ziomeczki, gdy zobaczyły obrażenia Teddry i Mads „po zderzeniu z drzewem”, chociaż nie oszukujmy się, blondynka była w gorszym stanie. Patrzyła z niemym zachwytem na to, jak okropne rany znikają jedna po drugiej, a noga wraca do zdrowego, pierwotnego stanu. Już miała zamiar podziękować najśliczniej na świecie, uśmiechnęła się przeuroczo i już zaczęła coś mówić, kiedy Aden się pochylił i... ugryzł ją! - Na bogów, nie gryź mnie, ostatnim razem nie wynikło z tego nic dobrego, pamiętasz? - zaśmiała się, trochę zdziwiona jego zachowaniem, ale w sumie możemy się umówić, że jak na razie cała ich znajomość wręcz ociekała absurdem, wiec co tam! - Hahaha jak na razie chyba nie mam żadnej poważniejszej sprawy do zatajania, więc wygląda na to, że jeszcze trochę sobie pożyję! - stwierdziła pogodnie odnośnie grożących jej średniowiecznych tortur, które były doprawdy przerażającą wizją! Może dobrze, że Madison nigdy nie widziała jak ostro reaguje Aden na uczniów, bo może wtedy naprawdę by się zaczęła bać, a tak to sobie luźniutko żartowała ze wszystkiego, pewna, że jest równie szalonym nauczycielem, jak wtedy był w Hogsmeade. Gdy blondyn powiedział, żeby wstała i wypróbowała swoją naprawioną nogę, chwyciła jego ramię, bo przecież ciężko jej było się podnieść z tej ławki, a i ona, pomijając lekkie zmieszanie faktem, że Aden nie jest tym, za kogo go początkowo miała, nie czuła się jakoś przesadnie skrępowana, bo, jakby nie patrzeć, przy poprzednim spotkaniu zapędzili się już dalej. Ale my i tak wiemy, że jeśli przydybie ich Obserwator czy jego informator, całość zostanie tak umiejętnie opisana, że wyjdzie z tego afera na sto fajerek. Richelieu wstała z ławeczki i wpierw powoli i ostrożnie, a później już całkiem pewnie stanęła na poranionej nodze, przenosząc na nią ciężar ciała i sprawdzając czy wszystko z nią w porządku. - Ulala jest super, nieśmigana nówka sztuka! - stwierdziła zachwycona, jakby była jakimś androidem, któremu uszkodzoną część wymieniono na nową, w pełni sprawną, po czym uśmiechnęła się pogodnie do Adena. - Nie jest też zupełnie normalna, dlatego wolałam się upewnić, że nie będziesz mieć nic przeciwko i że nie będziemy się teraz sztucznie napuszać i bawić we wzniosłe formułki. O Jezu nie, w życiu, moje koleżanki są normalne i nic mi nie wiadomo na temat tego, żeby którąś z nich miała jakieś niebezpieczne futrzaste wcielenie. Tamto było po prostu nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. - wzruszyła ramionami, jakże swobodnie uznając wszystkie ostatnie dramaty i prawdziwą lawinę dziwnych wydarzeń nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. - A poza tym teraz już będę wiedziała do kogo iść z prośbą o naprawienie mnie. - dodała wesolutkim tonem, robiąc przy tym cwaniacką minę, och szalona.
Oczywiście, Aden prze nigdy nie negował zdolności magicznych Madison Richelieu. Uważał ją za piekielnie utalentowaną kokietkę, która zawróciła mu w głowie, chociaż nie powinna. W ogóle kobiety to były niezłe gnidy! Serce tylko łamią Adenowi, wszak Madison nie wspomniała mu o wielu rzeczach! Jednak aby podkreślić, że nie jest suką, powiedzmy, że naprawdę mało się znali i tak naprawdę wszystko było przed nimi. Nawet kilka lekcji zaklęć jak na przykład episkey. Chociaż on tam wolałaby o nim opowiedzieć! Cóż za czarodziej, teoretyk. Bądźmy ze sobą szczerzy. Madison wiedziała, że będzie potrzebowała ratunku i nikt inny po prostu jej nie pomoże jak Aden Morris. Połowa Hogwartu latała pijana, a druga zaś część ruchała się po kątach. Co te wakacje robią z ludźmi... Chciałaś mnie nigdy więcej nie widzieć? Łamiesz me serce Kanadyjska Duszo! - jęknął kompletnie niepocieszony. Oczywiście, że uznałby ją za wariatkę, gdyby w pubie zaczęła opowiadać całe swoje życie. Nie był ani psychologiem ani tka cierpliwym człowiekiem, aby na butelkę Ognistej Whisky zamienić się w psychologa. To zbyt dużo nerwów by kosztowało! Dlatego w zasadzie unikał interakcji z uczniami. Nie miał w sobie żadnego drygu niesienia pomocy. Gdy chłopcy się bili, fuknął na nich, że nie robią tego jak prawdziwi czarodzieje, zamiast strzelić w jednego i drugiego drętwotą. - Teraz jesteś taka waleczna! - zaśmiał się. Wcześniej to tylko gestykulowała mocno. W zasadzie wyglądała jakby starała się posługiwać językiem migowym, ale japoniec nie był aż tak zaawansowanym człowiekiem, aby porozumiewać się z niemowami. Aden aż był ciekaw, jak pokazałaby irbisa. To byłoby doprawdy zabawne! I urokliwe. Wszak on podobnie opowiadał wydarzenia pielęgniarce, że był sobie z dupeczką, gadka – szmatka a tu nagle jest królikiem. Może obydwoje powinni zostać zamknięci w Szpitalu Świętego Munga i pierdzielić niektóre zobowiązania? Ona przestałaby być dziewczyną Rivera, a Aden miałby „urlop” w pracy. Dwie najlepsze opcje, jakie mogłyby się im zdarzyć. Kanadyjka jak prawdziwa czarownica rzuciła na nauczyciela urok, który nie był ot tak sobie odwracali, gdy nagle tracił ją z oczu. Zaintrygowała w pubie mężczyznę. Stała się wtedy nietuzinkowa, kobieta, której nie dało się po prostu zapomnieć. Westchnął. - Bo wiesz, Puchoni to straszni tchórze i panikarze. Jednak zobacz, nie masz już śladu! - uśmiechnął się, gładząc dłonią miejsce, w którym jeszcze niedawno znajdowały się rany. Zastanawiał się, czy byłby w stanie napisać do znajomych z ministerstwa, aby dowiedzieć się, kto z Hogwartu ma postać irbisa, lecz zdał sobie sprawę, iż byłaby to lekka przesada. Wówczas dorwałby tę osobę i co by powiedział? „- 10 pkt dla Twojego sraczkowatego domu i czyszczenie posągu irbisa za dziobanie mojej pięknej dupeczki”? Byłoby to absurdalne, wręcz komiczne. Lepiej takie teksty zachować dla swojej wyobraźni, tak był zawsze bohaterem. Może dlatego, że jako historyk miał bardzo rozbudowaną wyobraźnie? - Słucham więc panno Richelieu, jak się panna odwdzięczy? Za to taką ciężką pracę należałoby się ze sto galeonów! - podkreślił cenę jego starań. Naprawdę robił wszystko dla niej, na co tylko mógł sobie pozwolić. Czasem Aden zachowywał się jak mały gówniarz, jednak to było po prostu wyjątkowe. Nie zachowywał się tak przy wszystkich. Musiał mieć „zaufaną osobę” (trochę hipokryzja, że spotkał dupeczkę i ot tak jej ufał), ale po prostu zrobiła na nim niesamowite wrażenie. A on czasem też potrzebował adrenaliny! Tu ugryzie, tam podskubie... - Na pewno? Wiesz, jako nauczyciel mam dostęp do Twoich szkolnych akt.... - zagroził jej palcem, śmiejąc się przy tym cicho. Nie wyobrażał sobie, żeby wbił sobie do gabinetu dyrektora i opowiedział mu o nieznajomej, którą poznał w barze, a ona na pewno tu nie uczęszcza, ale chętnie pogrzebałby sobie w papierach. Absurd, cała ich znajomość to absurd, szalona awangarda! Gdy tak podparła się o jego ramię, musiał uklęknąć na jedno kolano, aby utrzymać równowagę i nie wywalić się na mokrą trawę. Uniósł swoje błękitne tęczówki na nią, obserwując reakcje. - Zdajesz sobie sprawę, że gdyby ktoś właśnie tu przyszedł to pomyślałby, że Ci się oświadczam? - spytał, nie mogąc powstrzymać śmiechu. On, rosły mężczyzna, który bał się nieznajomych eliksirów i zaklęcia znał tylko w teoretycznych wersjach, klęczał przed piękną niewiastą z Riverside. Nawet złapał ją za rękę, przyjmując poważny wyraz twarzy. - Och, Madison, nie opuszczę Cię aż do śmierci! Zostań panią mego serca- rzekł teatralnie, chociaż był kiepskim aktorem. Cały chichotał ze śmiechu. Nie chciał wiedzieć o futrzastych wcieleniach kogokolwiek z Hogwartu. Jako mężczyzna na pewno miał dziwne skojarzenia, więc zostańmy przy szalonych oświadczynach!
Dobra, już na mnie w innym wątku sarkasz, że piszę stronę w wordzie o niczym, więc teraz uczę się skracać wszystko! Madison przecież nigdy nie miała zamiaru nikomu łamać serca, a już na pewno nie podejrzewała, że mogłaby w jakikolwiek sposób kiedykolwiek złamać to Adenowe. Żeby ktokolwiek mógł, gdyż to raczej on wydawał się być łamaczem serc, a nie potencjalną ofiarą. Hmm niby wszystko przed nimi, jednak przy poprzednim spotkaniu mieli znacznie mniej ograniczeń! Kilka lekcji jej się przyda, bowiem jak tak dalej pójdzie, episkey jeszcze nie raz będzie jej potrzebne! - Taki jest los większości znajomości zawieranych w barze nad alkoholem! Nie powiesz mi chyba, że spodziewałeś się utrzymywania kontaktów przez najbliższe pięćdziesiąt lat, prawda? – rzuciła pogodnym tonem, bo to przecież było oczywiste, że przy pierwszym, w dodatku tak nietuzinkowym spotkaniu, nie zalewa się nowo poznanej osoby całymi falami informacji, które nie są jej do niczego potrzebne i które mogłyby ją przyprawić o dyskomfort, bo jak tu sensownie zareagować, gdy osoba znana od paru minut zaczyna się zwierzać i żalić? Może Morris nie miał drygu niesienia pomocy, ale o tym jak postępuje ze swoimi podopiecznymi Richelieu już nie wiedziała. Ona osobiście uważała, że czasami niezobowiązujące spędzanie czasu z kimś, o kim prawie nic się nie wie, u kogo ma się czystą kartę, niekiedy potrafi być bardziej odprężające i terapeutycznie niż gadanie z kimś, z kim się zna na wylot. - Phi, ja zawsze jestem waleczna! – oznajmiła jakże poważnie, bo prawdą jest to, że żywo gestykulowała w rozmowie z kitajcem, ale tylko żeby się dogadać, gdyby tylko coś się działo, kto wie, może znowu obudziłby się w niej ten sam agresor, który kazał jej się udać z Tedem na polowanie na Laikową? Heh nie ma co, tej dwójce się wybitnie udawały rozmowy z służbami medycznymi! Ich wspólny pobyt w Mungu byłby uroczy. Wszędzie troskliwy personel. Wszystko białe. Może nawet przychodziliby goście i przynosili kwiatki. Prawie jak na ślubie! Richelieu nie była chyba świadoma tego, jakie wrażenie wywarła na Adenie. W sumie nie raz już zdarzało jej się nieumyślnie pogrywać z płcią przeciwną. A może tak naprawdę gdzieś czaiła się ta świadomość, tylko nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą? Wypieranie się było takie wygodne! Potem nikt nie mógł jej nazwać podłą manipulantką, wkradało się najwyżej w miarę wyrozumiałe „nic nie wiedziała, to nie jej wina, to był przypadek” i cała sprawa szła w niepamięć. - Z początku w ogóle nie rozumiałam tego całego podziału na domy, u nas rozróżnia się jedynie wydziały, ale teraz naprawdę dostrzegam pewne modele poglądów czy zachowań. – stwierdziła odrobinę niemrawo, jednak już dosłownie chwilę później uśmiechnęła się rozpromieniona z powodu swojej ponownie pięknej nóżki. Taka już była próżna! Z jednej strony byłoby to ciekawe i całkiem śmieszne, gdyby Aden uruchomił swoje znajomości, by wytropić irbisa, a następnie sypnął takim tekstem, jednak to z kolei znowu wywołałoby falę podejrzeń w stylu „faworyzuje ją, więc na pewno ze sobą spali, ojezujezu, nie dość, że atakuje kochane puchoniątka, to jeszcze wyrywa nauczycieli” i następna afera gotowa. - Niestety obawiam się, że mnie nie stać, a oddawanie w naturze to już przeżytek, chyba więc muszą Ci wystarczyć moje piękne podziękowania i ckliwe zapewnienia, że gdyby sytuacja była odwrotna, pomogłabym Ci wedle swoich możliwości. – powiedziała z namysłem, zakańczając swoją wypowiedź odrobinę pompatycznie, a następnie pochyliła się jeszcze nieznacznie i przelotnie ucałowała go w policzek tak w ramach uroczego podziękowania, a nie szalonego podrywu. Och z tą adrenaliną dobrali się doprawdy niesamowicie! - Ależ zapewniam, że moje akta są czyste jak łza! – jakże wygodne stwierdzenie, może akta były czyste, ale czy sumienie również? Szalona Madison i jej omijanie prawdy. Swoją drogą ciekawe, czy do Hogwartu razem z zawodnikami przyjechały z Riverside ich akta. Jeśli tak, bo pod nazwiskiem Richelieu znajdowała się dość obfita lista szlabanów odbytych jako kara za nielegalne pojedynki czy wyścigi z Estelle. Następne potwierdzenie wojowniczego ducha blondyneczki. Jestem oburzona, to całe „musiał uklęknąć na jedno kolano, aby utrzymać równowagę i nie wywalić się na mokrą trawę” brzmi tak, jakby Mads była grubasem o przytłaczającej masie ciała, podczas gdy z niej było niemalże chuchro! Oczywiście ona nie pomyślała o tym w tych kategoriach i tylko zaśmiała się perliście, kiedy mężczyzna przed nią ukląkł, bo faktycznie skojarzenia nasuwały się same. - A nie oświadczasz się? Jestem doprawdy zawiedziona! – spojrzała na niego rozbawiona, przekrzywiając lekko głowę ba bok i odgarniając do tyłu swoje niesforne włosy. – Mogę zostać panią Twojego serca. I nie tylko hehehehe – nie ma co, lepszej pory ani odpowiedniejszego towarzystwa na rzucanie suchych żarcików nie mogła sobie znaleźć!
Ależ oczywiście, że muszę Cię forsować i krytykować. W końcu siostrzana więź zobowiązuje. Jednak i tu widzę, że to Ci nie wyszło. No coż, czeka nas długa wojna. Madison niby nie miała zamiaru nikomu łamać serca, a tutaj simsowa aspiracja: łamaczka serc. W ogóle dawała dużo nadziei ! Nie mówiła ani że ma kogoś ani, że pragnie wykorzystać wiedzę Adena do zacnych celów. Wszak mógł wystawiać jej oceny z góry, bo po prostu była zajebista, bo była piękna, bo mogłaby być jego. - A dlaczego nie? Zrobiłaś na mnie niesamowite wrażenie. – rzekł szczerze, przyglądając się jej jak zaczęła kicać i sprawdzać nóżkę. Prawdziwy z niej słodki króliczek! Owszem Aden miał opinię wielkiego łamacza serc, więc można byłoby wywnioskować, że ma duże wymagania i niełatwo było zabłysnąć w jego towarzystwie. Nie tylko był surowy na lekcjach, ale i w życiu. Nienawidził pustych lasek. Kobieta musiała mieć to coś. Niestety trudno było to zdefiniować, lecz Madison mogłaby to sobie spokojnie wpisać do magicznego CV. Była zarówno zabawna jak i poważna. Zaimponowała mu swoim szaleństwem i wyluzowaniem. Aden miał po dziurki w nosie rozmów o nauce i tej wielkiej presji, kto będzie lepszym nauczycielem. Chciał w końcu poczuć odprężenie. A przy Madison czuł się… genialnie. Sprawiała, że był sobą. Mógł tryskać romantycznymi tekstami, żartować bez opamiętania i uśmiechać się, kiedy przyjdzie mu na to ochota. Pokiwał tylko głową, gdy usłyszał, że jest waleczna. Może pasowała do Gryffindoru? Odważna, szczera. Przytrzymał ją przez chwilę, gdy zaczęła się chwiać na „nowej” nodze. - Pasowałabyś mi do naszego Gryffindoru. Jeszcze nie tak źle. Najgorszy jest Hufflepuff, same debile. – zaśmiał się, gładząc włosy dziewczyny. Zachwycały go tą puszystością, lekkością. Mógłby to robić godzinami. Nawet nie włączało mu się słynne „jesteś starym prykiem idź lepiej pij z innymi nauczycielami”. Nie, on wolał siedzieć tu z nią, wygłupiać się, spędzając miło czas. Był jednak pewny, że gdyby powiedziała, iż powinien zająć się bezczelną puchonką, zrobiłby to. Znajomości z Ministerstwie Magii pozwoliłyby mu dojść, kto ma postać irbisa, a potem… Zostawmy to w mojej wyobraźni! - Sprawdzę je w Hogwarcie, moja droga, a kłamstwo będzie surowo karane. – pogroził jej długim palcem. Oczywiście, nie sięgnie po nie. Bałby się poznawać ją na siłę. Chciałby, aby opowiedziała mu o wszystkich swoich szaleństwach sama. Nawet jeśli na tej liście mieściła się nienawiść do Historii Magii. - A powinienem, Mads? Mogę tak mówić? – spytał ze śmiechem, sięgając po źdźbło trawy. Zrobił z niego kółeczko, które zawiązał supełkiem. Gdyby miał więcej czasu, pokusiłby się na jakiś szalony splot, do którego dochodziłby godzinami, ale teraz liczył się spontan. - Madison – zwrócił się do niej, uświadamiając sobie, że chyba nie powinien znać jej nazwiska. Podpisywała się tylko imieniem, a w takiej chwili mówienie „jaktamcidalej” nie było na miejscu. Chrząknął więc tylko znacząco – wyjdziesz za mnie, Pani Mojego Serca?
Naruto Nagasaki nie był typowym stulatkiem, choć tak naprawdę, jaki był typowy stulatek? Przecież nie było ich na świecie tak wielu, żeby wydawać jakiekolwiek osądy na ich temat. Naruto mimo wszystko nie zamierzał się jednak zestarzeć, a duża w tym była zasługa eliksirów, które sam warzył i w które namiętni w siebie wlewał. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak przeciętny facet w średnim wieku. Nie za gruby, nie za chudy. Nie garbił się, nie zapominał, co chciał powiedzieć i zdecydowanie nie robił pod siebie. Prowadził dosyć aktywny tryb życia. Kiedy akurat nie babrał się w ziemi i nie doglądał składników przyszłych wywarów, to z umiłowaniem latał na miotle i chodził na długie spacery ze swoim wiernym psem – głupkowatym shiba inu o wdzięcznym imieniu Rasengan. Mężczyzna siedział akurat za ciężkim biurkiem wykonanym z drewna japońskiej wiśni, popijając matchę z niewielkiej porcelanowej filiżanki. Myśli zaprzątały mu proporcje eliksiru uzdrawiającego, nad którym właśnie pracował. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, wiggenowy odejdzie w niepamięć, zastąpionym nowym, lepszym i szybszym tworem, który nie tylko regeneruje, ale również powstrzyma prcesy starzenia. Wywar oparty był na homarze, czyli jedynym nieśmiertelnym genetycznie stworzeniu, jaki znał świat, ten magiczny, jak i mugolski. Zadanie było karkołomne, ale wierzył, że prędzej czy później, uda mu się rozwikłać tajemnicę tego cholernego skorupiaka. Z myśli wyrwał dzwonek do drzwi.
- Goście? O tej godzinie? I to jeszcze tutaj? – Zdziwił się nieco, poprawiając okulary na nosie i zakładając na stopy puchate bambosze, które jak zwykle, kiedy pracował, leżały obok biurka. Niechętnie sięgnął po różdżkę i ruszył w kierunku drzwi. Zerknął przez judasza i zdziwił się jeszcze bardziej, bo jego gościem był jakiś pozbawiony głowy facet. Albo i z glową, tylko tak wysoki, że nie mieścił się w wizjerze.
- Zgubiłeś się? – zapytał po japońsku i kiedy dostrzegł, że jego gość nie tylko ma głowę, ale do tego jest biały, momentalnie przeszedł na angielski. – Ewidentnie się zgubiłeś, chłopczyku. – Spojrzał na jego bladą twarz, a wyczulony jak u ogara nos wyczuł delikatny aromat przetrawionego alkoholu. – Pub Kamikaze nie w tę stronę. Za pomnikiem smoka skręć w lewo w niebieską ścieżkę krajoznawczą. Trzymaj się jej i po jakichś trzydziestu minutach będziesz na miejscu. Do widzenia i baw się dobrze. Zdrówko, białasie. – Rzucił na odchodne, zatrzaskując przed rosłym ex-ślizgonem drzwi swojej chatki.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Japonia, kraj kwitnącej wiśni, hoteli przeznaczonych na jednorazowe numerki i sake. Jednym słowem miejsce idealne dla nastolatka w postaci Solberga, który szukał odskoczni. Po powrocie z Grecji był w średnim nastroju, więc i chętnie teraz sam wybierał się w podróż żeby nie tylko naprawdę odpocząć, ale i przede wszystkim skupić się na pracy nad eliksirem. Maj w Anglii nie był aż tak zachwycający, by żal mu było pogody. Dotarł pod wskazany przez Yuuko adres, dzierżąc w dłoniach tłumaczki. Niby coś wiedział o staruszku, z którym miał się spotkać, ale nadal nie był pewien czego się spodziewać. Zapalił więc jeszcze szluga rozmasowując skroń, która wciąż bolała go po wczorajszym wieczorku zapoznawczym w lokalnym barze. Już podobał mu się ten kraj. -Dobry wieczór. - Przywitał się uprzejmie, choć po chwili już okazało się, że staruszek jakoś niezbyt miał podobny humor do niego. Przynajmniej mówił po angielsku, a to już zdecydowanie miało ułatwić im komunikację. -Przepraszam za najście. Jestem znajomym Yuuko Kanoe. Uczył ją Pan w Mahutukuro. Mówiła, że uprzedziła Pana o moim przyjeździe. Maximilian Solberg. W sprawie eliksirów... - Wyjaśnił krótko kim jest i czego w ogóle tu szuka, choć oczywiście drogę do przybytku z alkoholem już miał w głowie zakodowaną i miał zamiar odwiedzić to miejsce jak tylko skończy poszerzać swoją wiedzę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pon 25 Lip 2022 - 13:12, w całości zmieniany 1 raz
Sam Naruto Nagasaki zupełnie inaczej postrzegał Japonię. Nic w tym dziwnego. Tutaj się urodził, dorastał i spędził sto lat. Był więc obiektywny i zarazem obiektywny, a także nie miał wypaczonego spojrzenia na sprawy jak Solberg, który jak wichura wpadł tu chlać i zaglądać sumitom czy tam gejszom pod pieluchy.
Oderwany od swych wielkopomnych przemyśleń nie był zachwycony. Chciał zbyć białoskórego przybysza i wrócić do pracy i tak zapewne by zrobił, gdyby nie usłyszał dobrze sobie znanego nazwiska. Pomimo wieku, pamięć mu nie szwankowała.
- Ah, tak, Yuuko. Głupia dziewczyna. Cóż za ironia, prawda? Mądra, a głupia. Zamiast skupić się na eliksirach, postanowiła grać ballady dla idiotów Twojego pokroju. Bez obrazy oczywiście. Zresztą, jakie bez obrazy! Mam sto lat i mogę mówić, co chcę. Wchodź, napijemy się matchy. Mam nadzieję, że wiesz, czym jest matcha? – zapytał, gotowy zgnoić wysokiego Szkota, gdyby tylko odpowiedział źle.
Eliksiry eliksirami. Takich gości to miał na pęczki. Większość z nich zbywał swoim wymuszonym bufoństwem, które stanowiło tarczę i chroniło go od kierowania myśli w złym kierunku. Ten Szkot jednak, przynajmniej na pierwszy rzut oka, sprawiał wrażenie gościa, który siedzi w pubie do rana, aż go nie wypierdolą, bo trzeba zamykać. Tacy byli najgorsi. I zarazem najbardziej intrygujący. A on lubił wyzwania. To właśnie z ich powodu wciąż żył.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż, nie raz już Max się przekonał, że rzucenie odpowiednim nazwiskiem potrafiło zdziałać cuda, a w tej chwili nawet nie kłamał. Yuu na prawdę obiecała mu skontaktować się z byłym nauczycielem, a nastolatek nie miał podstaw, by jej nie wierzyć. -Cóż, ma do tego talent i myślę, że gdyby nie sztuka to zajęłaby się zielarstwem. Ogarnia temat jak nikt inny. - Musiał stanąć poniekąd w obronie puchonki, choć w duchu pomyślał, że starzec nieco go bawi. -Wiem, czym jest matcha. Mamy to w Wielkiej Brytanii. - Zapewnił, bo choć sam nigdy trunku nie kosztował, to znał ludzi, którzy zapijali się tym jak największym delikatesem w całym chorym świecie. Wszedł posłusznie do chatki zdejmując na progu buty tak, jak uczyła go Kanoe. Nie chciał już na wejściu dostać zjeby za brak kultury, czy obrazę gospodarza. Szczególnie jeśli liczył czegoś się od niego dowiedzieć. -No więc, nie wiem co takiego dokładnie wspomniała Panu o mnie Yuuko... - Zaczął ostrożnie, przyjmując kubek matchy, który wyglądał dla niego jak woda ze shrekowego bagna, czego oczywiście nie powiedział na głos. -Pracuję właśnie nad pewnym eliksirem i szukam... Można powiedzieć, że inspiracji lub alternatywnych rozwiązań. - Ujął to na ten moment ogólnikowo, nie mając pojęcia, jak ekscentryczny staruszek to wszystko odbierze.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Właściwie to Naruto nie miał bezpośredniego kontaktu z byłą studentką. Odezwał się do niego inny nauczyciel zielarstwa, który to, albo z braku chęci, albo talentu, poprosił Nagasaki, żeby pomógł bladej twarzy z Wysp Brytyjskich. I dobrze trafił, bo starzec był najlepszy i chciał, żeby każdy o tym wiedział. Próżność wygrała więc z niechęcią do ludzi. - Była najlepsza w szkole. Tym bardziej szkoda, że zamiast zmieniać świat na lepsze, wybrała granie do kotleta. – Stwierdził niewybrednie, zapraszając gościa do środka. Przez pierwszy kwadrans nie powiedział ani słowa. Był tak pochłonięty rytuałem parzenia matchy, że kompletnie puszczał pytania chłopaka mimo uszu. Dopiero kiedy wszystko było gotowe, mogli porozmawiać.
- Nic mi nie mówiła, bo z nią nie rozmawiałem. Odezwał się do mnie za to profesor Lang i jak mniemam, to on Ci dał ten adres. Lang mi coś opowiadał o tym twoim eliksirze, ale ten facet ma niesamowity talent do niepotrzebnego komplikowania najprostszych rzeczy. Z tego powodu połowy jego wypowiedzi nie zrozumiałem, a drugą połowę zignorowałem, szukając w głowie szczęśliwego miejsca. Dasz wiarę, że kiedyś opowiadał mi przez 45 minut o tym, jak gołąb budował gniazdo na jego balustradzie? Puentą tej cudownej historii było to, że ma gołębia na balustradzie, fascynujące. No, ale mniejsza o to. Opowiedz mi o tym eliksirze, ale jest mały haczyk. A może raczej, wyzwanie dla ciebie. Opisz mi swój eliksir oraz problem z nim w dziesięciu słowach. Nie dziewięciu, nie jedenastu. W dziesięciu. – Uśmiechnął się lekko pod rzadkim wąsem, podnosząc do nosa kubek z naparem i zaciągając się nim głęboko.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Starzec miał rację co do talentu Kanoe, nie dało się zaprzeczyć. Max jednak nie miał zamiaru wykłócać się, czy lepiej było dla niej zająć się sztuką, czy też zielarstwem. Yuuko wybrała swoją drogę i nastolatek jej kibicował bo wiedział, że nie pchała się w świat muzyki bez jakichkolwiek podstaw. Kwadrans ciszy był dla Maxa zaskoczeniem, ale nie miał zamiaru jej przerywać widząc, jak Nagasaki skupia się na przygotowywaniu bagnistego płynu. Wykorzystał ten czas na przemyślenie, co dokładnie chciałby od niego wyciągnąć, choć kwestii było jak zwykle tyle, że ciężko było mu wybrać najważniejsze. -Bajdurzenie jest dla niektórych rozrywką większą niż dochodzenie do celu. - Wzruszył tylko ramionami, nie wiedząc co powiedzieć na ten wywód, po czym został postawiony przed wyzwaniem, które dla zbyt ambitnego młodzieńca było chyba najgorszym koszmarem, bo jak miał to wszystko zawrzeć w tak ograniczonej ilości słów? Nic więc dziwnego, że tym razem to on zamilkł. -Dostosowanie organizmu do warunków otoczenia. Szukam rozwiązań niedostępnych w Europie. - Odezwał się w końcu, nie wiedząc jak inaczej może w zwięzły sposób to wszystko opisać. Miał nadzieję, że to zainteresuje staruszka na tyle, że pozwoli mu rozwinąć lub nawet wpadnie już na coś pomocnego, czym dodatkowo chciałby się podzielić. Staruszek był ekscentryczny i Solberg miał wrażenie, że może spodziewać się po nim wszystkiego i to niekoniecznie związanego z celem swojej wizyty.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
W jego własnym mniemaniu Naruto zawsze miał rację. Był chodzącą alfą i omegą i jak ktoś w to nie wierzył, to mógł sobie posiedzieć na ganku z gołębiem, srając na ludzi poniżej, bo i tak większego pożytku z niego nie było. Choć decyzja Kanoe nie przypadła mu do gustu, to mimo wszystko musiał szanować ją za to, że podążała własną ścieżką, choćby i błędną.
- Tak – odpowiedział krótko na stwierdzenie Solberga dotyczące bajdurzenia. A potem pozwolił mu streścić problem, z którym do niego przybył. Mężczyzna delikatnie uśmiechnął się pod wąsem, a potem wzbił spojrzenie w sufit. Spoglądał w niego tak dłuższą chwilę, zanim to ponownie wrócił do Solberga. – Ewolucja jest niczym innym jak dostosowywaniem się do warunków otoczenia. Czy ten organizm ma się przystosować do każdego środowiska, czy do jakiegoś konkretnego? I jak głębokie zmiany mają zajść w organizmie? Dokładnie rozważ swoje słowa i pamiętaj. To, co chcesz osiągnąć, może być niemożliwe, albo prawie niemożliwe. A to olbrzymia różnica. Fundamentalna.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ledwo powstrzymał się przed przewróceniem oczami na to filozoficzne pitu pitu. Zamiast tego zamoczył usta w machy, myśląc nad kolejnymi słowami. Miał wrażenie, że dawno nie wysilał tak mózgownicy jak dzisiaj. Przynajmniej udało mu się jakkolwiek staruszka zainteresować. -Konkretnie chodzi o to, by lepiej znosił ekstremalne warunki atmosferyczne, jak mróz, upał, zamiecie i takie inne. - Doprecyzował to, czego nie udało mu się zawrzeć w tych regulaminowych dziesięciu słowach. -Zmiany muszą być na poziomie ciśnienia, pulsu, zwężenia, czy rozszerzenia naczyń krwionośnych.... Z tego co się zdążyłem już przynajmniej zorientować. - Popłynął dalej, odkładając w czasie moment, gdy będzie musiał przyznać się do własnej ułomności, którą tym razem była wygórowana ambicja, nie pozwalająca mu porzucić czegokolwiek nim nie podejmie przynajmniej z pięćdziesięciu prób. -Jestem już na pewnym etapie badań i mam wrażenie, że efekt jaki chcę osiągnąć jest możliwy. Może nie będzie tak idealny, jak mi się marzy, ale na pewno pomoże w wycieczkach na bieguny czy inne Sahary. - Cóż, miał nadzieję, że dobrze rozważył swoje słowa, choć miał wrażenie, że czegokolwiek by nie powiedział ekscentryczny staruszek i tak znalazłby w tym jakąś lukę. Był jednak ciekaw, czy oprócz miliona pytań i filozoficznych pierdołek, usłyszy od niego też coś wartościowego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Jeżeli ewolucja była dla Solberga filozoficznym pitu pitu, to nie wróżył chłopakowi sukcesu w jego poszukiwaniach. Ewolucja była podstawą jestestwa każdego żywego stworzeni na świecie, od bakterii, pod wielkie sekwoje w USA. Max miał całe życie, aby dojść do tych wniosków, ale póki co brakowało mu pokory. O czym rzecz jasna nie wiedział, bo chłopak milczał jak grób. Naruto wysłuchał w milczeniu jego słów, ponownie wbijając spojrzenie w sufit. Może zauważył na nim jakąś pajęczynę? Albo coś nie pasowało do reszty, irytując jego ekscentryczny, ale poukładany umysł?
- Niesporczaki. Słyszałeś kiedyś o niesporczakach? Małe, mikroskopijne niemal bezkręgowce. Są w stanie wytrzymać skrajnie ekstremalne temperatury, a także mogą przeżyć w kosmicznej próżni. Jeżeli cokolwiek może naprowadzić Cię na właściwe tory, to obserwacja tych bękartów. Jest tylko mały problem. Przeżywają, bo zapadają w stan anabiozy. Niemal całkowicie wstrzymują swoje funkcje życiowe. Jeżeli więc nie chcesz osiągnąć tego samego, a jestem pewien, że nie chcesz, to musisz w jakiś sposób wprowadzić organizm w stan anabiozy przy jednoczesnym zachowaniu wszelkiej sprawności umysłowej i fizycznej. A to, mój drogi, wydaje się niemożliwe. No, prawie niemożliwe. – Starzec uśmiechnął się lekko, odsyłając zaklęciem puste kubki i przywołał pstryknięciem w palce skrzata. – Sushi z tuńczyka. Dwa razy. Szybko. I mnóstwo wasabi, tym razem nie zapomnij. – Polecił, moszcząc się wygodniej na płaskiej jak Brooks poduszce.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ewolucja nie była pitu pitu. Cała reszta wypowiedzi starca już tak. Max wierzył mocno w naukę, co często kłóciło się z jego magiczną naturą, ale czasem też pomagało zrozumieć pewne rzeczy w kwestii eliksirów i oddziaływania na siebie składników. Było to też pomocne przy nauce transmutacji, bo choć była to bardzo magiczna dziedzina, to jednak kilka praw fizyki i biologii wciąż obowiązywało. -Niesporczaki... - Powtórzył do siebie, bo coś mu dzwoniło, ale nie wiedział jeszcze, na której wieży, czy jak to tam się mówiło. -A tak, te małe gnidy. Słyszałem, aczkolwiek nie wiedziałem, że posiadają podobne możliwości biologiczne. - Przyznał, nie mając zamiaru udawać, że wie więcej niż naprawdę. -"Prawie" robi wielką różnicę. Znajdę na to sposób, choćbym sam miał się niesporczakiem stać. - Powiedział z typową dla siebie arogancją, która wynikała po prostu z braku chęci poddania się przy projekcie, w którym widział potencjał. Niezbyt cieszyła go wizja sushi z tuńczykiem, jako że fanem ryb nie był, ale nie skomentował. Był w gościach i to w kraju, gdzie owoce morza spożywało się na potęgę, więc choćby miał jutro tego żałować, miał zamiar dzisiaj wcisnąć w siebie tę surową rybę. -Nie powiem, zaintrygowało mnie to, że znalazł Pan w tym wszystkim "prawie". Jakieś wskazówki, jak do tego dotrzeć? W większości będę opierał eliksir na składnikach roślinnych. Odkryłem niesamowity pożytek z prażonych liści asfodelusa, a do tego krwawe ziele działa z tym bardzo dobrze i potrafi stłumić poczucie odczuwanej temperatury. Nie wiem jeszcze, czy tym samym chroni ciało przed jej skutkami, ale to jakiś początek. - Przyznał część receptury, która wciąż się tworzyła. Miał nadzieję, że to nakreśli nieco Japończykowi plan nastolatka. Max wiedział, że wywar nie tylko musi działać, ale też powinien być lekki dla żołądka, więc brał sobie do serca wszystkie możliwe zmienne.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Naruto prychnął rozbawiony, kiedy to Solberg nazwał stworzonka małymi gnidami, a jeszcze bardziej rozbawiła go wizja rosłego chłopaka pod postacią takiej właśnie małej gnidy. - Otóż to. – Zgodził się starzec na stwierdzenie, że „prawie” stanowi pomost między tym, co możliwe, a niewykonalne. – Poza tym, niemożliwe to kwestia punktu widzenia. To, co jest niemożliwe dla ryby, jest możliwe dla ptaka. I vice versa. – skwitował, zanim to wysłał skrzata po surową rybę z ryżem. Wysłuchał też kolejnych słów chłopaka, który podzielił się z nim przemyśleniami dotyczącymi eliksiru, który tworzył. Nie odpowiedział mu jednak od razu. Zamiast tego przyłożył palec do ust i wskazał na kuchnię, z której to wychodził skrzat niosący posiłek.
Naruto był człowiekiem rytuałów i przyzwyczajeń. W jego życiu znajdował się czas na pracę i czas na celebrowanie i cieszenie się jedzenie. Jak ognia unikał przy tym mieszania tych dwóch rzeczy. Uporządkowane życie to uporządkowana głowa. A uporządkowana głowa pozwalała na więcej.
- Dziękuję. – Mężczyzna ukłonił się skrzaciemu kelnerowi i sięgnął po pierwszego rolla. Posiłek był niewielki, ale jadł go powoli, ciesząc się każdym kęsem. Nie powiedział przy tym już ani słowa więcej. Odpalił się za to już po obiedzie, kiedy skrzat zdążył zanieść puste naczynia z powrotem do kuchni.
- Myślałem o tym, co mówiłeś. Jeżeli chcesz się skupić na składnikach roślinnych, to musisz dać im… czas. Nie wiem, czy jest to praktyką u was na wyspach i czy wspominała ci o tym Kanoe, ale wiele składników można nie tylko ucierać, suszyć czy prażyć, ale także kisić. Dając im czas, pozwalasz działać bakteriom, które wydobywają z roślin właściwości, o które byś je nie podejrzewał. Weźmy na przykład aloes uzbrojony. Normalnie stosuje się go jako odtrutki na jad żmii, ale przy odpowiednio długim czasie fermentacji, możesz wzmocnić jego działanie oraz stosować go do neutralizacji większej ilości toksyn. Tak więc czas i cierpliwość. Powiedz mi jeszcze, po co tak właściwie tworzysz ten eliksir? I czy on musi być uniwersalny? Może lepiej jest stworzyć dwa osobne eliksiry, które działają na konkretny problem: jeden na upały, a drugi na mróz?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No i powoli zaczynali nadawać na tych samych falach. Gdy tylko Max usłyszał, że niemożliwe to kwestia punktu widzenia wiedział, że wcale nie są tak bardzo dalecy w poglądach jak początkowo mogło się wydawać. Uśmiechnął się na te słowa, nie komentując ich już, bo tak naprawdę nie było już wiele do dodania. Nastolatek również podziękował za posiłek i poczęstował się rolką, dla okazania szacunku gospodarzowi. Rozmowa z Yuuko otworzyła mu oczy na to, jak ważne są podobne rzeczy w Japonii i nie chciał ich zaniedbywać. Nie objadał się aż tak, bo za rybami nie przepadał, ale zdecydowanie dotrzymał Naruto towarzystwa. -Kiszonki... - Powtórzył jakby do siebie. -Przyznam, że o tym nie pomyślałem. Czy możemy rozwinąć temat tego aloesu? Powiem szczerze, że ostatnimi czasy nieco bardziej zacząłem interesować się antidotami wszelkiego rodzaju i nie słyszałem nigdy o tej właściwości. Jakiego rodzaju toksyny neutralizuje oprócz jadu? - Pociągnął nieco Nagasaki za język, skoro już ten poruszył interesujący młodzieńca temat. -Po co? - Zapytał szczerze zdziwiony. Nie był kimś, kto zastanawiał się nad tego rodzaju zagadnieniami i teraz nagle zabrakło mu słów, gdy nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. -Chyba z powodów czysto prywatnych. Dużo moich bliskich podróżuje, zresztą ja sam też i takie ekstremalne warunki potrafią skrócić wyjazd z powodu nieprzyjemnych konsekwencji. - Odpowiedział w końcu zgodnie z tym, co podpowiadało mu serce. -Stworzenie dwóch osobnych eliksirów na pewno byłoby łatwiejsze, ale nie lubię chodzić na skróty. - Wzruszył ramionami. Dobrze wiedział, że jego ambicje czasem są zbyt wygórowane i dużo lepiej by mu się żyło, gdyby jednak trochę odpuścił. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że idąc na łatwiznę nigdy nie miałby szans być z siebie w pełni zadowolonym.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nie tylko zaczęli nadawać na tych samych falach, ale do tego starzec zaczynał cieszyć się na tę wizytę. Na co dzień pochłonięty pracą i mieszkając na obrzeżach cywilizacji, za jedynych towarzyszy miał psa i skrzata. Nie czuł się więc samotny, ale możliwość porozmawiania na górnolotne i ambitne tematy sprawiała mu przyjemność. A gdy jeszcze mógł się popisać swoją wiekową wiedzą? Cóż to był za boost dla jego ego!
- Polisacharydy znajdujące się w aloesie usuwają toksyny z organizmu. Aloes uzbrojony ma ich dużo, dużo więcej niż ten mugolski, tak więc działanie polisacharydów jest dużo mocniejsze. Nie mówimy tu więc o toksynach powstałych jako syndrom dnia następnego, a o tych zawartych w jadzie czy truciznach. No i teraz dochodzi kwestia kiszenia. – Starzec wcisnął do ust kolejnego rolla i dokładnie go przeżuł i połknął, zanim to wrócił do rozmowy. – Kiszenie sprawia, że składniki zawierają bakterie ukwaszające, a te z kolei to naturalne probiotyki, czyli substancje neutralizujące toksyny. Kiedy więc w odpowiedni sposób przygotujesz omawiany aloes uzbrojony, zyskasz składnik, który nie tylko doskonale przyspiesza wydalanie toksyn z organizmu, ale również te toksyny neutralizuje. A jakie toksyny? W takiej formie niemal wszystkie. Mówię niemal, bo nie przebadałem empirycznie każdej dostępnej trucizny, a i badań na temat jest, jak na ironię, jak na lekarstwo. – Nagasaki zachichotał na ten wyborny dowcip, zanim to odesłał zaklęciem opróżnione naczynia po posiłku i przywołał skrzata, gotowego na kolejne rozkazy swojego pana.
Skrzat pstryknął, znikając gdziekolwiek, a tymczasem Naruto wysłuchiwał historii tego eliksiru, kiwając ze zrozumieniem głową. – Ambitnie, nie powiem. Pamiętaj jednak, że w niektórych przypadkach, jest to tylko sztuka dla sztuki. Wszystko ma swój cel i swoje przeznaczenie. Młotkiem nie rżniesz desek. Piłą nie mieszasz herbaty. Jeżeli więc znajdziesz się w ślepym zaułku, pomyśl o mojej propozycji stworzenia dwóch osobnych eliksirów. Jesteś jeszcze młody, kiedyś sam do tego dojdziesz, a póki co próbuj, może jednak utrzesz starcowi nosa. – Puścił mu oczko i w tym momencie pojawił się skrzat, jak gdyby tylko czekał, aż jego Pan przestanie fanzolić. Na tacce, którą trzymał, znajdowały się dwa malutkie ceramiczne naczynka oraz butelka japońskiej sake, której to rozlewaniem zajął się starzec.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ambitne rozkminy był tym, co wbrew pozorom Maxio też lubił, a szczególnie, gdy tematem przewodnim były eliksiry. Choć początkowo miał pewien dystans do staruszka, tak teraz zaczynało mu się naprawdę miło to siedzieć i chłopak rozluźnił się jeszcze bardziej, zaciekawiony tym, co Nagasaki ma mu do przekazania. -W takim razie czas poszerzyć dostępne badania i zbadać właściwości aloesu uzbrojonego. - Skoro nikt wcześniej nie miał czasu ani chęci sprawdzić tej teorii, to Max miał zamiar wejść w to na własną rękę i ryzyko. -Pewnie nie ma co patrzeć na te lżejsze trucizny, bo neutralizacja będzie oczywista, ale już przy tych cięższych.... Jak tak teraz myślę polisacharydy i funkcja priobiotyku, jaką aloes posiada, brzmi jak idealny dodatek do mojego eliksiru. Wzmocni to organizm i może wspomoże odporność na pewne warunki naturalne. Choć tutaj akurat skusiłbym się raczej na miąższ niż formę kiszoną. A może jakieś efektywne połączenie obydwu...? Muszę to przetestować. - Zaczął rozkminiać na głos, a wzrok automatycznie uciekł mu na boki, jakby szukał, czy przypadkiem Naruto nie ma tu gdzieś stanowiska gotowego do pracy, z którego mógłby skorzystać. Tak, przy napływie inspiracji, Max nie lubił siedzieć i czekać, jeśli miał możliwość przejścia do praktyki. -Może i jest to sztuka dla sztuki, ale każde podejście czegoś uczy, a do odkrycia jest jeszcze wiele, więc nawet jeśli mam odnieść porażkę, to myślę, że w pewien sposób mimo wszystko coś osiągnę. - Wzruszył ramionami, bo akurat tu był pewien swojej racji. Ile to razy wybuch kociołka, czy spierdolony przepis spowodował, że nastolatek dowiedział się czegoś nowego i mógł potem użyć to przy kolejnych eliksirowarskich próbach. Spojrzał na kubeczek sake i jeszcze bardziej poczuł się jak w domu. Wyżerka, ciekawa rozmowa i alkohol? No lepiej trafić nie mógł. Podążył więc za gospodarzem, po czym wlał sobie japoński specjał do gardła, powoli zaczynając tęsknić za Ognistą. +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
A więc pod kątem zamiłowania do inteligentnych dysput dobrali się jak w kociołku. Choć jeden z nich był królem eliksirów a drugi papieżem zielarstwa, to tematów do rozmów im nie brakowało i Naruto musiał przyznać przed samym sobą, że może powinien częściej zapraszać ludzi do siebie, bo obiad połączyony z dyskusją był znacznie ciekawszy od samego obiadu. Wiedział jednak kogo nie zaprosi. Tego palanta Langa, ten to niech sobie sushi je w pojedynkę i niech dostanie zgagi, a co!
- Testuj, testuj. I obowiązkowo podziel się ze mną swoimi badaniami – zachęcił małolata staruszek, gładząc siwą bródkę. – Tak mi teraz coś jeszcze przyszło do głowy. Mówisz o zwiększaniu tolerancji organizmu na upały. W USA mają roślinę, drobny żółty kwiatuszek, który obniża temperaturę ciała. Nie pamiętam teraz, jak się nazywała, ale mogę dać ci namiar do zielarza z Luizjany, który z pewnością wie o niej więcej. – Starzec wypił zawartość własnej czarki i ponownie rozlał sake i kiwając głową, przemyślał sobie słowa Solberga, który zdawał się zdecydowany na zrobienie wszystkiego po swojemu. Ambitny młody człowiek, musiał to przyznać.
Czas na dyskusji i piciu mijał zaskakująco szybko i bardzo przyjemnie, jednak nadeszła chwila, kiedy ich drogi musiały się rozejść. Nagasaki ukłonił się lekko na pożegnanie i podreptał w kierunku swojego biura. Dziś na warsztat weźmie aloes uzbrojony. Może kryło się w nim więcej, niż przypuszczał? /zt x2