Dach, na pierwszy rzut oka, jak każdy inny. Posiada mnóstwo niezbadanych dotychczas zakątków, bo jeszcze żaden z uczniów a tym bardziej nauczycieli nie był na tyle szalony by się tutaj zapuszczać. Do czasu!
Jeśli jesteś wytrwałym poszukiwaczem, uda Ci się nawet znaleźć prosty spad dachu, gdzie jacyś śmiałkowie przed Tobą składowali wygodne poduszki, odporne na warunki pogodowe panujące na zewnątrz.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Nie 31 Lip 2011 - 22:07, w całości zmieniany 1 raz
Tristan zapatrzył się na niebo. Obserwował jak krajobraz nad nim się zmienia. Niebo staje się czystsze, gwiazda jedna po drugiej zapala się by dać nikłe światło podróżnikom w tę noc która nadchodziła. Słyszał żałobny śpiew wiatru, który stawał się chłodniejszy. Patrzył na zachodnie chmury, które zwiastowały nic innego jak śnieg. Mimo wszystko był to piękny malowniczy krajobraz. Tristan przymknął oczy, i oparł się wygodniej o ścianę. Podciągając jedno kolano i opierając na nim swoją rękę. Nie wiedzieć czemu, odkąd tylko znał Desiree. Zawsze przy niej czuł się swobodniej, mniej skrępowany. Ale nie rozwodził się nad tym, nie chciał wracać do tego co utracona, lub raczej porzucone. Wiecie to jest jak jakaś powieść romantyczna. W której autor splata ze sobą uczucie dwóch osób by po chwili na siłę znów pozostawić ich samotnych. Lecz ona nie była samotna, na pewno nie. Z skąd to wiedział? Widział to w jej zachowaniu, zauważał w niej te gesty, to odprężenie, swobodną mowę. Tak Tristan poznał ją doskonalę, przez ten krótki czas jaki się znali czy też znają. To jest właśnie ta różnica jaka ich teraz podzielała. Ona nadal pozostawała taka sama jak przedtem, chociaż wydawała się bardziej szczęśliwa. On był już kompletnie kimś innym. Był silniejszy, chciał być silniejszy. Dusił w sobie wszelkie uczucia do niej, i nienawidził siebie samego za te właśnie uczucia. Za przyśpieszone bicie serca, za skołatane myśli, za nie regularny oddech lub drżenie ciała. I mimo ze Tristan w swojej roli pozostawał niezłomny. Że nie dawał po sobie nic poznać. To nawet nie wiecie jakim wysiłkiem to wszystko osiągał. Wysiłek do samo zagłady miłości. Mówią ze każdy człowiek ma prawo do miłości. Każdy człowiek ma prawo do walki o swą miłość. Lecz jak walczyć skoro nie jest się kochanym? Jak walczyć z przeznaczeniem? Jak można walczyć z parszywym losem? Nie można z nim walczyć, trzeba się pogodzić i przyjąć takim jakim jest. Tristan postanowił ich rozmowę za zakończoną i chciał wstać, kiedy dziewczyna przysunęła się do niego bliżej, znowu poczuł jej ciepło, ponownie poczuł jej zapach, i ponownie poczuł, jak odpływała ziemia i przychodziło niebo. Pytam co takiego jest w nas? Że poddajemy się uczuciu tak łatwo, zamiast z rozsądkiem z przeznaczeniem grać. Jednak Tristan zrozumiał że, dziewczynie jest po prostu zimno, a on nie miał przy sobie kurtki by jej dać. Więc postanowił poczekać aż sama dziewczyna postanowi z stąd iść. Ostatnio Tristan nie ubierał się ciepło, nie obawiał się choroby. Ba! Można pomyśleć że usilnie ją zapraszał do siebie. Jednak wolał walczyć z najgorszą chorobą niż z chorą miłością. Taka prawda. Następujące po sobie wydarzenia które się wydarzyły. Po pierwsze nie powinny mieć miejsca po drugie mogły odmienić całe życie Tristana. Czy to zrobiły? Najpierw poczuł na sobie jej wargi, myślał że śni, że to nie dzieje się naprawdę. Lecz zwyciężył instynkt ponad wszelkie rozumowanie i logistykę. Wiedział że dziewczyna znowu z niego kpi, a on ponownie nie potrafi się oprzeć. Drugi raz to już był pocałunek, który odwzajemnił. Na którego czekał przez tyle czasu. Teraz wydawało mu się że żył wyłącznie jedynie dla tej chwili! Kiedy to znowu pocałunkiem, mógł oddać wszystkie swoje emocje i uczucia. Dziewczyna opamiętała się pierwsza. I dobrze, może ona tez się na chwilę zapomniała? Może było coś w nim takiego, co ją przyciągało. Taki malutki zakazany owoc. Wiecie taka zabawa między Puchonem a Ślizgonem. Może tak, może nie. O to należy ją zapytać. Kiedy Tristan zebrał się w sobie by odejść, ona pocałowała go po raz trzeci, wszystko ponownie traciło na znaczeniu. Świat znowu wydał się piękniejszy, wszystko dookoła wirowało i szumiała. Pamiętasz co sobie obiecywałeś? Ona cię porzuci. Zrozum to! ONA SIĘ BAWI!!Odezwał się cichy głosik w jego głowie. Głosik który zwykle był przez nas niechciany, taka natrętna myśl. Teraz ta myśl okazała się zbawieniem. Tristan szybko opamiętał się i przerwał pocałunek, przy czym wstał szybko niczym poparzony kot. I odszedł aż na skraj dachu. Już było by lepiej jak by dziewczyna go z niego zrzuciła. Tristan stał tak pochylony ku przepaści. Całe jego ciało drżało z nadmiaru emocji. Ponownie Tristan uwierzył w piękno tego świata. Ponownie dał się omamić i dał sam sobie uwierzyć ze może być kochany. Lecz w porę zdołał się powstrzymać. Doskonale zdawał sobie sprawę z wynikających konsekwencji takich działań. Ona by go ponownie porzuciła. Dla niej on był zwykła szmacianą lalką do zabawy. Zwykłą kukiełką którą kopie się za każdym razem, kiedy ta ma czelność wejść jej pod buta. I on ją kochał! Kochał ją miłością czystą i wielką. Miłością platoniczną pozbawioną wszelkich erotycznych gier, zabaw i rozkoszy. Kochał ją tak bardzo, że aż sprawiało mu to fizyczny ból. Serce płakało z żalu i tęsknoty, a mózg dostawał tępego bólu. Lecz nie nie mógł sobie pozwolić na więcej. Chciał z tym skończyć. Nie wierzył w to że dziewczyna coś do niego czuję, nic po za pogardą i nienawiścią. dziewięćset igieł Desiree wbiła w jego serce. Tristan nie zniesie już żadnej więcej. Chłopak usilnie starał się opanować by móc spokojnie z stąd odejść. Musiał dojść do siebie, lecz na razie jego walka obejmowała co innego. A mianowicie czy znów spojrzeć w te oczy które tak kochał czy nie. Oczywiście nie mógł sobie na to pozwolić! Nie mógł ponownie odpłynąć i pozostać porzucony. Nie po raz kolejny, nie przez nią! Jednak instynkt wygrał. Tristan odwrócił się ku niej, lecz jego twarz nie wyrażała niczego. Niczego oprócz przyjaźni i tego ciepła. Żadnych uczuć świadczących o jego miłości. Tristan stał się bardziej skryty niż sam przypuszczał. Popatrzył się na Desiree swoim pięknymi błękitnymi oczyma. Które wyrażała przyjaźń, z których biło ciepło i dobroć. Lecz miłość? Oddanie czy też inne uczucia które aż się w nim gotowały? Nie, nie było niczego takiego widać. I tak powinno pozostać. On miał pozostać tym Puchonem którego można beztrosko ranić. On miał to wszystko w sobie dusić. Taka powinna być kolej rzeczy, tak nakazuje logika koniec kropka. Tristan już dawno przestał marzyć o miłości, o tym że pewnego dnia spotka Desiree i wszystko będzie jak dawniej, ze wszystko znowu będzie piękniejsze. Tak nie będzie, nie w jego świecie. Prawda choć gorzka i bolesna, była jego siłą i centrum jego świadomości. To ona uczyniła go takim silnym, i nie zamierzał jej zamieniać na żadne piękne kłamstwa. Już raz tak zrobił, i niemal nie stoczył się na samo dno przez to. Jego koszula odgrywała szalony taniec, spowodowany coraz to gwałtowniejszymi wiatrami. A ponieważ znajdowali się na dachu, chłód był bardziej dotkliwy niż bardziej. - Chyba powinnaś pójść do zamku, bo tutaj możesz się przeziębić. - Powiedział Tristan z przyjaźnią i troską. W końcu do każdego tak się odnosił, nie szukajcie w tym niczego niezwykłego.
Chciała powstrzymać pocałunek. Naprawdę chciała. Czuła się tak rozdarta jak jeszcze nigdy wcześniej. Podczas gdy sumienie ciągnęło ją do Villemo, serce pragnęło Tristana. Desiree nie wiedziała co ma zrobić. To Ślizgonkę powinna całować, to na nią reagować emocjonalnie, to ją kochać! Wiedziała to wszystko a mimo tego nie potrafiła przerwać. Nie mogła. Chłopak w końcu oddał jej pocałunek, dotknął jej. Och, nie wiecie jak się wtedy poczuła! Znowu wszystko wróciło, było takie jasne, takie proste. Tristan i Desiree. Desiree i Tristan. W tamtej chwili nie mogło być inaczej. Ona była z nim, a on z nią. Chciała by tak właśnie było, jednocześnie wiedząc że to niemożliwe. Chłopak ją kochał, to było więcej niż pewne. Jego pocałunki są teraz tak samo żarliwe jak wtedy, na Krużgankach czy w Pokoju Marzeń. A co czuła Des? Całując go popełniała błąd, wielki błąd. Ale chciała go popełniać, w tej chwili wręcz tego pragnęła! Czuła się jakby była na swoim miejscu. I myślała, że to właśnie jest jej miejsce. Tu być powinna, z nim. A Villemo? spytał umysł. A kto to taki? Desiree nie chciała wracać do przeszłości, rozdrapywać starych ran, ponownie ranić Tristana. Wiedziała że to robi, jednak nie mogła tego powstrzymać. W tym momencie go kochała, znowu, i z nim była. Wkrótce będzie musiała przestać, wrócić do codzienności, zmierzyć się z rzeczywistością. Z tym co czeka ją później. Zmusi się by odejść, nie zważając na krwawiące serce wrócić do Villemo. Odczuje wyrzuty sumienia, tak silne, że będzie czuła się podle, jak ostatnia suka, nie mogąc sobie poradzić ze świadomością że zraniła siebie i bliskie osoby. Będzie wiedziała, że najlepszym sposobem na to by dać sobie radę jest zmuszenie się do unikania Puchona. Nie mogła go spotykać. Zda sobie sprawę, że za każdym razem gdy go ujrzy to wszystko wróci, zapomni kim jest, z kim jest i co powinna robić, jej świat runie u jego stóp. Nie będzie mogła tego powstrzymać. Dlatego to musiało być ich ostatnie spotkanie. Na razie nie myślała o tym. Dusiła w sobie wszystkie wyrzuty. Krew buzowała w jej żyłach, serce waliło jak szalone. Wszystko wirowało i szumiało. Cały świat stracił sens. Byli tylko oni. Dziewczyna przybliżyła się do Tristana jak tylko mogła. Wplotła palce w jego włosy całując coraz zapamiętalej. To było szczere. Przy nim ona cała taka była, choć jemu mogło wydawać się inaczej. Przy Puchonie jej mury runęły, potrafiła się otworzyć, być swobodną. Tristan musiał to wiedzieć! Ale mimo wszystko odsunął się. W jednej chwili ukazywał jej wszystkie swoje uczucia, by w drugiej odskoczyć jak oparzony. Odszedł zatrzymując się kilka metrów dalej. Desiree dotknęła palcem swoich ust. Wciąż czula na nich jego dotyk. Oblizała wargi by już na zawsze zachować w pamięci ten ukochany przez nią smak i zapach. Wiedziała że już nikt nie będzie całował jej tak jak Tristan. Naszły ją wyrzuty sumienia, które do tej pory doskonale tłumiła w sobie. Jak to jest w jednej chwili dotykać gwiazd a w drugiej upadać na dno? Tak właśnie czuła się panna Desiree. Nie mogła uwierzyć w to co zrobiła! Boże, ona jest taka podła...Dla chwili przyjemności zraniła siebie, ją, jego! Jak ona mogła?! Drżącymi rękami zapaliła papierosa i nerwowo się zaciągnęła. Miała ochotę umrzeć. Co ona powie Vilemo? No bo powiedzieć musi, szczerość to podstawa w każdym związku. Ale jak ona ma to zrobić? Jak może tak bardzo zranić i zawieść ukochaną! Villemo ją pokochała, zaufała jej, otworzyła się...A Des? Całuje się z innym! Kurde, zabijcie ją. A najlepiej niech znowu spadnie z dachu tym razem się nie ratując, o. Było jej tak źle, tak glupio...Czuła się cholernie podle! Wszystko zepsuła! Jednym niewinnym pocałunkiem! Zniszczyła to co teraz powinno być dla niej najważniejsze! Właśnie, powinno... Nie wiedziała jak na to wszystko zareaguje ukochana. Ale jeśli jej wybaczy to Des będzie jeszcze gorzej się czuła. Podniosła wzrok, jednak wciąż nie patrzyła mu w oczy. Bała się tego co w nich ujrzy. -Ja...ja przepraszam...Nie...nie powinnam...to było głupie...ja...-szeptała drżącym z emocji głosem. Czy ten ton nie był oczywisty? Czy Tristan widział w nim te wahania i uczucia nią targające? Zauważył, że ona nie kpi, nie kłamie, nie udaje, że wszystko co robi jest prawdziwe? Nie wiem. W pewnym momencie ich spojrzenia się spotkały. Stało się to czego dziewczyna tak bardzo się obawiała. Ślizgonka zamarła wpatrując się w oczy Tristana. W te błękitne niczym morze, piękne zwierciadła...Wszystko przestało istnieć. Był tylko on. Mogłaby się tak wpatrywać do końca życia i o jeden dzień dłużej. Jego oczy wyrażały...przyjaźń. Nic więcej. Chłopak dobrze ukrywał emocje. Desiree miała nadzieję że i jej dobrze wychodzi udawanie. Ukrywanie bicia serca i drżenia. Nie wiedziała z jakim skutkiem to wyszło, nie jej to oceniać. A Tristan...Merlinie, jak on pięknie wyglądał! Stał tak na skraju dachu oświetlony przez księżyc a jego koszula łopotała na wietrze niczym żagiel statku. Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Okrągła kula wisiała prosto nad nimi i oświetlała cały zamek oraz błonia. Naprawdę cudowna noc...Des znowu spojrzała na chłopaka. Ślizgonka w tym momencie była absolutnie pewna swojego uczucia. Kocha, choć wie że nie może. To Villemo jest jej ukochaną, ona jest jej przeznaczeniem. Nie Tristan. Desiree teraz naprawdę była Izoldą. Dziewczyną rozdartą między powinnością a pragnieniem przeznaczoną komu innemu. Mogli mieć taką piękną przyszłość! Desiree wiedziała że to głupie tak myśleć a jednocześnie wydawało jej się to logiczne. Kochała go więc powinna z nim być, prawda? Nieprawda. To już minęło, musisz to zrozumieć Des! Nie wytrzymała, spuściła wzrok. Czuła że patrząc w jego oczy mogłaby zmienić decyzję, zmienić całe swoje życie. A nie mogła. Jeszcze bardziej by go zraniła. Jeszcze bardziej niż teraz. To było ich ostatnie spotkanie. Wiedziała że powinna sobie pójść. Ale nie chciała. Pragnęła jak najbardziej nacieszyć się obecnością chłopaka, ten ostatni raz. Przełknęła ślinę. Opanowawszy się trochę podniosła wzrok. Uśmiechnęła się z wdzięcznością do Tristana. -Dziękuję że się o mnie troszczysz.- powiedziała. Nie miała zamiaru sobie pójść, tak jak mówił Tristan. -Mimo wszystko. -dodała ciszej. Przypomniała sobie że miała ze sobą torebkę, do której schowała kiedyś zwiniętą bluzę. Rozejrzała się i sięgnęła po zgubę i założyła odzienie. -Zostanę jeszcze chwilę jeśli ci to nie przeszkadza.- spojrzała ku niebu. Bezchmurne wyglądało naprawdę wspaniale. Atmosfera była naprawdę sprzyjająca do spotkań z ukochaną osobą. Nie, czekaj...Źle. To Vill jest jej ukochaną. Des była bardzo zagubiona we własnych uczuciach. Chciała by znowu ogarnęło ją to cudowne uczucie gdy leżała o niczym nie myśląc. Jeszcze tak niedawno temu. Dużo by dała za choć jeden taki moment. Teraz w jej myślach panował istny kocioł, którego za nic nie mogła ogarnąć i zatrzymać. Odetchnęła głęboko...Czy już zawsze miała tak się czuć? Tak bardzo rozdarta i zagubiona? Zaciągnęła się papierosem, o którym przez chwilę całkiem zapomniała. Wciągnęła dym nosem i jeszcze raz głęboko odetchnęła. Chciała być szczęśliwa, jak małe dziecko nie mieć żadnych zmartwień. Czy to tak dużo? Takie trudne do zrealizowania marzenie?
Tristan patrzył się na dziewczynę. dlaczego ta poszarpana przez swe uczucia dziewczyna tak go przyciąga? tak przeraża i tak kusi jednocześnie? Dlaczego coś dławiło go w piersi kiedy tylko, na nią spojrzał? Pragnął z stąd odejść, i już więcej jej nie oglądać. Bał się że dziewczyna, przyciągnie go do siebie, zaczaruje i zmusi, by rzucił się w dół. By wypełnił się cały tą magią zła która była dla niego niczym przepaść. Tristan nie wytrzymał tego widoku, ponownie się odwrócił i stał na skraju dachu. Patrzył się daleko przed siebie. Jeden silniejszy podmuch wiatru, jedno niebezpiecznie silniejsze zachwianie i spadnie. Wiedział o tym, i nie bał się tego. Dlaczego? Miał straszny bałagan w głowie. Nie wiedział co robić, nie wiedział co czuć. Jak się zachować. Po raz kolejny czuł się złamany, po raz kolejny czuł się tak jak nie powinien się czuć. Jego serce pracowało na najwyższych obrotach, bijąc wszelkie rekordy uderzeń na sekundę. W piersiach czuł nieznośne pieczenia, na ustach jej słodki smak, W nosie nadal czuł swój ukochany zapach. Ponownie chciałby się w tym wszystkim zatracać, poczuć ciepło jej ciało, poczuć jej dotyk. Ciałem Tristana wstrząsnął cichy szloch, nie zauważalnie po jego twarzy spadły pierwsze krople, odbijające się po marmurze. Tristan przyglądał im się w zadumie. Dlaczego to wszystko się działo? Dlaczego nie mógł być przynajmniej neutralny? Dlaczego wciąż na nowo musiał poznawać słowo ból? Ile jeszcze musi znieść w tym życiu dwriń i upokorzeń? Nie Tristan nie wierzył w jej szczerą chociaż trudną do zrozumienia, i do akceptacji miłość. Nie chciał wierzyć, nie chciał zaufać nie chciał ponownie się zatracać. I chociaż jego ciało sprzeciwiało się temu wszystkiemu, jego serce chciało a wręcz pragnęło tego ryzyka. Umysł pozostawał jasny, wzrok jaśniejszy niż zawsze, nie przysłonięty mgłą. Tristan podjął walkę ze swą miłością. Podjął ją po raz kolejny, i nie zamierzał przegrać. Wiedział ze jeżeli spojrzy się na nią, to się zatraci, że będzie zgubiony. I mimo że ciało pragnęło, że serce pragnęło. Tristan nie odwrócił się, wiedział że to wszystko i tak jest bezcelowe. Że i tak to niczego nie zmieni, oprócz tego iż będzie bardziej cierpiał. Pamiętał wszystko bardzo dokładnie. Pamiętał każdy moment na Króżankach. Pamiętał tamto spojrzenie, tamten szept. Pamiętał jak czule w tedy szeptała jego imię. Ileż to już razy Tristan marzył by znów poczuć się tak jak w tedy? I chociaż teraz mógł, to nie chciał. Nie chciał ponownie znaleźć się od krok od śmierci. Nie chciał ponownie czuć się tak jak się czół, ponownie się zatracać. Tristan sam siebie okłamywał. Okłamywał się ze chce spotkać swoją ukochaną, po to by jej pogratulować i przeprosić. To było kłamstwo i doskonale to teraz wiedział. Okłamywał sam siebie. Bo tak naprawdę chciał wiedzieć jak się miewa, chciał ponownie ją zobaczyć i przekonać się na własne oczy, czy aby na pewno niczego jej nie brakuję. Czy aby na pewno ma się dobrze. I miała się dobrze. Ba! Nawet lepiej niż dobrze. On zwykły szary człowieczek nie miał prawa, jej tego niszczyć. Lecz wcale to nie było jego zamiarem. Nie chciał niczego niszczyć, lecz samo ich spotkanie, sama ich obecność. Jak gdyby ciała same decydowały o tym czego chcą a czego nie. A może tak właśnie było? Może serca wiedziały lepiej od rozsądku? Wybierały tą trudniejszą, lecz za razem lepszą drogę? Wybierały trudniejsze szczyty do osiągnięcia, gdzie jednak odczuwa się większą radość, po zdobyciu ów szczytów? Tego Tristan nie wiedział, nie był ani nie uważał się za znawce ludzkich uczuć i zachowań. Tristan ukucnął i otarł łzy, jeszcze trochę i będzie mógł spokojnie z stąd odejść. Wiedział to. Znał się na tyle by wiedzieć ile sił go to będzie kosztowało, i czy sobie poradzi. A co potem? Nie wiedział, pewnie będzie sobie obiecywać że będzie unikać dziewczyny. Lecz tak naprawdę będzie ciągle ją wypatrywać. Ohh miłości, dlaczego to robicie? Dlaczego wciąż zatruwacie nasze serca? Dlaczego nie można się tak łatwo odkochać, jak się zakochuje człowiek? Dlaczego miłość wchodzi bez pytania, lecz wyjść za cholerę nie chcę? I w końcu najważniejsze pytanie. Po co nam ta miłość?! Dobra niektórzy są dzięki niej szczęśliwi, bo są zakochani w odpowiednich osobach. Niech tak zostanie, Tristan nie bronił nikomu kochać i być kochanym. Lecz on sam? On tego nie chciał, nie chciał tej całej zdolności do kochania, nie chciał kochać, nie chciał tego czuć. Było by dobrze gdyby wcale nie był zdolny do miłości. Lecz tak nie było. Kochał i nie mógł temu zaprzeczyć, chociaż by nie wiem jak się starał. To nie mógł. Tristan ponownie spojrzał się przed siebie, jego ciało uspokajało się, jego twarz była taka jaka być powinna. Oczy wyrażające przyjaźń i z których biło to namacalne ciepło. Uśmiech przyjazny lecz delikatny. Jak gdyby podchodzący z nieco rezerwą. Tristan popatrzył się w dół, na ludzi. Zastanawiał się jaki jest sens istnienia? Sens istnienia dla kogoś, jest sensem istnienia tej drugiej osoby. Wiecie ktoś żyje dla kogoś, i odwrotnie. Lecz jeżeli nie mamy dla kogo żyć? Czyż to nie egzystencja? Czyż to nie samozniszczenie z opóźnionym zapalnikiem? A co się stanie kiedy zapalnik odliczy swój czas? Tristan kątem oka dostrzegł nadal siedzący i w obecnym, momencie paląca papierosa Desiree. Uśmiechnął się sam do siebie. Tak bardzo pragnął ją mieć przy sobie, móc ją tulić, móc ją całować. Powtarzać jej wciąż i wciąż że ją kocha, i że jej pragnie. Udowadniać jej że życie ma sens. Że ma dla kogo żyć, pokazywać jej ile dla niego znaczy. Chciał codziennie rano budzić się przy niej, chciał codziennie wieczorem zasypiać przy niej. Lecz to było niemożliwe, to było niewykonalne życzenia. Anioł o czarnych skrzydłach. Tak, to określenie znakomicie pasowało do Desiree. Była dla niego aniołem, nowym światem, nowym świtem. Pięknem i nieskalanym przez nikogo nowym lądem. A jednocześnie ona oznaczała dla niego, piekło. Życie w męce i w torturach. Samo zniszczenie za kurtyną masochizmu. Dawny Tristan podszedł by do niej, i przytulił, dotknął by jej podbródka i naturalnie uśmiechnął się do niej ze swą przyjaźnią i chęcią niesienia pomocy. Lecz to był dawny Tristan który bez trosko mógł przebywać w jej towarzystwie. Ten Tristan już nie żył, on umarł na Króżankach. Ten Tristan który ją obserwował, ledwo mógł na nią patrzeć, by nie doznawać zawrotów głowy. Ten Tristan nie mógł jej dotknąć by nie mieć tysięcy dreszczy, i tej nagły potrzeby pocałowania jej. Tristan prostował się, bardzo polnymi ruchami. Jego świetnie rozciągnięte kości zaczęły strzelać niczym z łuku. Robiąc przy tym zbyt dużo hałasu jak dla niego, lecz to nie jego wina, zresztą kto by się tym przejmował? Gdyby tak na niego popatrzeć, to Tristan zdecydowanie wyglądał dumniejszy i jak by wyższy. Jego postawa była inna, sylwetka wyprostowana. Tristan kiedy chciał umiał tak wyglądać, bowiem tę dumę miał on wrodzoną. I kiedy chciał umiał przytłaczać kogoś samą swoją postawą. Lecz nigdy tego nie robił. A teraz? To był jeden z wyjątków kiedy jest taki, i nie zdaje sobie z tego sprawy. Tristan podjął bowiem ważną decyzję. I w jego mniemaniu była ona najsłuszniejsza. Chciał z nią być, móc ją tulić i zadbać o nią i o jej szczęście. Lecz to nie było możliwe. Nie dla nich, i nie w tym życiu. Tristan odwrócił się by spojrzeć po raz ostatni raz na swa ukochaną. Pejzaż uczuć na jego twarzy, wyrażający smutek i zdecydowanie, odmalował się w odbiciu księżyca. Tristan powoli zaczął iść by zatrzymać się tuż na przeciw. Z całych sił starając się o samokontrole wyszeptał: - Gdybyś dała mi szansę. Zacząłbym kręcić w drugą stronę światem, by zobaczyć twój uśmiech. - Wyszeptał Tristan ze smutkiem w głosie. Wiedział bowiem ze to ich ostatnie spotkanie, ostatnie tak prawdziwe. Takie jedyne w swoim rodzaju. Tristan zaczął odchodzić...
Desiree przestała się patrzeć na Tristana. Siedziała i paliła w spokoju papierosa. Czuła na sobie jego spojrzenie. Ale nie reagowała na nie, nie była w stanie. Dym trochę ją otrzeźwił. Myślała już trochę racjonalniej. Pójdzie stąd i nigdy nie wróci, nie spotka się z nim. A ten pocałunek...wypadek przy pracy. Nic nie znaczył. Villemo nawet się o nim nie dowie. Ślizgonka wstała gasząc papierosa. Spojrzała na chłopaka ostatni raz. I zamarła. Tristan stał na skraju dachu i wyglądał jakby miał zamiar z niego "przypadkiem" spaść. Wyglądał jak samobójca rozważający wszystkie za i przeciw. Nie! Nie może tego zrobić! Jeśli ty skoczysz, ja skoczę za tobą! takie małe skojarzenie z Titanickiem xd Mimo wcześniejszych obietnic podeszła bliżej. Była nieźle przestraszona. Naprawdę myślała że chłopak chce ze sobą skończyć! -Tristan...-odezwała się cicho po raz pierwszy od dawna wymawiając na głos jego imię. Głos był pełen troski i współczucia. Naprawdę się bała. -Nie rób tego. -stanowczo powiedziała Desiree. Nie zwrócił na nią ani się nie obejrzał. Ale ukucnął, skulił się w sobie. Jak niemowlę. Po chwili zaczął płakać. Szlochał coraz głośniej i głośniej. Och, jakże teraz chciała go przytulić i pocieszyć! Ale wiedziała, że nie może, że nie powinna. Stała tak tylko i patrzyła. W jej oczach także pojawiły się łzy. Nie wiem dlaczego, on płakał to i ona płakała. Proste. Ciągnęło ją do niego, coś było jak magnez. On był jej magnesem a ona opiłkiem żelaza, który chce go dotknąć, przykleić się do niego i z wielkim trudem dać się odkleić, tylko wtedy gdy naprawdę jest taka potrzeba. W pewnym momencie przestał płakać i wstał. Kości mu strzelały, brzmiało to jakby sobie coś złamał. Ale Desiree wiedziała, że nic takiego się nie stało. Odwrócił się od niej. Wyglądał jakby podjął jakąś ważną decyzję. Zapewne taką samą jak ona. Po chwili odezwał się. Jego głos brzmiał...smutno. Jakby był czegoś pewny, a jednocześnie tego nie chciał. Des tak bardzo go rozumiała! Musieli się teraz rozstać, musieli odejść i nigdy się nie spotkać. Dla dobra ich i Villemo. Twarz i postawa Tristana także były smutne. Właśnie wtedy tak naprawdę pojęła jak bardzo chłopak ją kocha. Ależ ona bystra, no naprawdę! Aż mi wstyd za jej tępotę. Chłopak żywił do niej uczucie, tak silne, że aż sprawiało mu to ból! "Gdybyś dała mi szansę, zacząłbym kręcić w drugą stronę światem, by zobaczyć twój uśmiech." Nawet nie wiedział jak bardzo dziewczyna tego pragnie. Bycia szczęśliwą, czuć nieskrępowaną niczym radość, niczym się nie przejmując, tylko kochać i być kochaną! Ale wiedziała, że to niemożliwe. Nie w jej świecie. Chłopak zaczął odchodzić. Patrzyła za nim coraz bardziej nie mogąc się powstrzymać od płaczu. Łzy leciały z jej oczu już ciurkiem, pozwoliła im spokojnie spływać po jej twarzy. Już tęskniła za Tristanem, mimo że jeszcze go widziała. Wiedziała, że to że poszedł to dobra decyzja, w myślach dziękowała mu za to. Sama zapewne nie mogłaby się na to pierwsza zdobyć. Musiałby ją chyba zepchnąć z dachu żeby się oddaliła. Ale jej serce znowu nie słuchało rozsądku. Płakało z rozpaczy, momentami przestając nawet dawać o sobie znać. W ostatniej chwili pod wpływem impulsu podjęła decyzję. Ok, mogą się rozejść, mogą się więcej już nie spotkać ale...NIE TERAZ!! Jeszcze nie. Przecież dopiero niedawno przyszedł....-TRISTAN!- krzyknęła za nim rozpaczliwie. Nie mogła pozwolić by poszedł sobie właśnie w tym momencie. -Nie idź!- po tych słowach opadła bezwładnie na ziemię. Nie patrzyła na niego. Nie wiedziała czy się zatrzymał, czy jej posłuchał. Ale zaraz podniesie głowę i zobaczy czy Tristan jest czy nie. W tej chwili czuła, że jesli Puchon sobie poszedł ona nie ma już po co żyć. Była bliska rozpaczy. Miała zamiar tu zostać i umrzeć. I tak nie było sensu ciągnąć tego co zwało się życiem. Była skazana na zagładę, już od samego urodzenia. Dlatego rodzice o nią nie dbali, dlatego raz zaćpała się na śmierć. Wiedziała, że nie jest dane jej być szczęśliwą choć tak bardzo tego chciała. Była tego pewna. Właśnie dlatego straciła chęci do wszystkiego. Po co cokolwiek robić skoro to nic nie da? Skoro nie pomoże? W moim świecie nie mam szansy na szczęście. Więc może gdzie indziej je znajdę...Jeśli tak to chcę te indziej jak najszybciej!
Tristan odszedł, wiedział że to była słuszna decyzja, chociaż tak bolesna! Nie mógł postąpić inaczej. Nie chciał się sam okaleczać. Nie chciał żyć chwilą bo i po co? Na cóż mu ta chwila, tak krótka, tak krucha i tak ulotna. Skoro zaraz po niej przyjdą całe godziny, całe dnie, miesiące a może nawet lata? Cały ten okres smutku żalu i tęsknoty. Kiedy już dziewczyna zaspokoi swój głód zabawy i chęci pokazania ze to ona rządzi nim. Kiedy już się zabawi i po raz kolejny porzuci. Dla niej to będzie kolejny nie znaczący nic raz. Dla niej to będzie niczym mała przygoda, oderwanie się od zwykłej rutyny. A dla niego? Kolejny cios, kolejna dawka bólu, żalu i tęsknoty. Za każdym dniem kiedy leżał bezwładnie myślał że już więcej nie zniesie. Lecz znosił. Co go tak trzymało przy tym życiu? Co było aż tak ważne by dalej żyć? Nie wiadomo. Tristan czuł wobec świata jakiś dług, chciał pomagać ludziom, oddać się im. Pomagać w smutku i cierpieniu, całkowicie zapominając o sobie. Chciał być silny, taki jak kiedyś. Chociaż tak mało czasu minęło, od pamiętnych dniach na Krużanek. Szalony grudzień. Tyle zmian przyniósł! Tyle miłości której się nie spodziewał, tyle bólu i gorzkich wypłakanych w samotności łez! Tristan nie płakał często, tylko raz na kilka lat. Teraz było inaczej. Niemal co noc, łzy pokrywały jego pościel. Pot i dreszcze. Dreszcze obrzydzenia do samego siebie. Tak bardzo sam siebie nienawidził. Tak bardzo się brzydził tego kim jest. Gardził samym sobą, bo zdołał uwierzyć. Chciał uwierzyć, że naprawdę ktoś go pokocha. I to miała być ona! Ona która gardziła wszystkimi ponad wszelką miarę. To jej się zwierzył, to jej oddał swoje serce w nadziej że razem będą szczęśliwi. Tak nadzieją matką głupich, a miłość jest ślepa. Te sentencje były bardziej trafne i na miejscu niż kiedykolwiek wcześniej. Teraz pojmował prawdziwy sens tych słów. Teraz wiedział ze w tym świecie, nic nie jest prawdziwe, że wszystko jest dozwolone. Lecz Tristan miał w sobie jeszcze dość siły by odejść. Wiedział ze jeżeli zostanie, to ponownie przegra. Lecz w tedy ona za nim krzyknęła. Tristan zatrzymał się. Wahał się. Wiedział że nie powinien się wahać, że nie powinien się odwracać. Lecz czy w głębi duszy, tak naprawdę tego nie chciał? Czyż w głębi duszy nie modlił się, ze jednak dziewczyna go powstrzyma? Czyż jego serce, ponownie nie biło z radości? Czyż jego wola walki, ponownie się nie obudziła na dźwięk tych słów? Na to jak ona wymawia JEGO imię? Było w tym głosie tyle bólu, tyle smutki i rozpaczy. Czy nawet aktor idealny mógłby aż tak udawać? Czy naprawdę można to wszystko udawać? Te wszystkie uczucia? Morze i można, może i nie. Tristan z początku nie chętnie, lecz jednak odwrócił się. To co zobaczył przeraziło go. Dziewczyna wyglądała jak strzęp samego siebie. Przed chwilą taka dumna, taka szczęśliwa i arogancka lecz uwodzicielska zarazem. Teraz zaś leżała jak gdyby chciała umrzeć. Jak gdyby leżała tak dzielona pomiędzy śmiercią i życie. Pomiędzy jego wyborem, czy zostanie czy odejdzie. Pewnie wcale tak nie było, i pewnie to tylko kolejna udana Sztuczka z jej strony. Sama przecież mówiła że takie rzeczy, przychodzą w jej w sposób naturalny. Niczym oddychanie. Jednak Tristan chciał uwierzyć, chciał wierzyć ze teraz wszystko zależy od niego. Że po raz pierwszy ma wybór. Chociaż tak naprawdę on zawsze miał wybór, i zawsze miał tą tendencje. Do podejmowania tych złych decyzji. Zawsze do skrętu w nie tą ścieżkę w swoim życiu. Ta idealna tendencje do złych skrętów. Chciałby teraz się odwrócić i odejść, a wszystko co złe widzieć we wstecznych lusterkach. Zaś w każdy zakręt, na ręcznym kurwa wjeżdżać. Zamiast tego, wszystko widział dokładnie przed oczami, a na każdym życiowym zakręcie. Miał nie kontrolowany poślizg i zawsze był cal, od śmierci. Tristan podszedł do niej i ukucnął. W głębi duszy wiedział że źle robi. Że to go wykończy. Psychicznie i fizycznie. Że tym razem, morze nie zdołać przetrwać. A jedynym rozwiązaniem będzie śmierć. W głębi duszy wiedział, że dziewczyna go pozostawi. Że teraz to jedynie chwila, impuls nic więcej. Dziewczyna ponownie odejdzie pozostawiając go samego. Nie poświęci mu ani chwili, ani jednej myśli. Czy chociaż przyjdzie na jego pogrzeb? Tak Tristan doskonale wiedział kim się stanie kiedy ona odejdzie, a wiedział że odejdzie. I wiedział co zrobi po jej odejściu. Nie chciał już walczyć. Nie miał już sił na tę walkę, to już go zmęczyło. Ciągłe udawanie i granie swojej niezłomnej roli. Ileż można to wszystko znosić? Ileż można w nocy płakać kiedy nikt nie słyszy twoich łez? Ileż można wsłuchiwać się w płacz serca, i mieć ten tępy ból w głowie, jak gdyby ktoś mu łomem przyłożył? Tristan zdecydowanie już nie miał siły. To były ostatnie chwile w jego życiu, ostatnie wdechy i wydechy powietrza. Dzień przed wigilią. To chyba dobry czas na śmierć prawda? Czy chociaż ktoś mu zorganizuje pogrzeb? Czy jego siostra się na nim pojawi? Wątpił w to, najlepiej niech spalą jego ciało, wiatr sam porozsyła jego prochy. Tristan usiadł na posadzce, kładąc jej głowę na swoich udach. I delikatnie otarł jej twarz z łez. Czule i z wahaniem gładził ją po twarzy. - Już dobrze, nigdzie nie idę. - Powiedział szeptem. Było to kłamstwo, ale tylko w pewnym sensie. Przecież teraz nigdzie nie odchodził prawda? Zostanie tutaj na dachu z nią, a kiedy ona sobie pójdzie, on skończy ze sobą. W tedy już ją to nie będzie obchodzić. A on nie będzie miał żadnych zahamować. Skończy swój ból, swoją egzystencje. Skończy tą bezsensowną walkę. Tristan gładził jej policzek, patrząc się hen przed siebie. I rozkoszując się tą ostatnią chwilą. To była dobra chwila. Po raz ostatni żyć w chwili, w chwili tylko dla niej. By później, zanim dojdzie do niego ból, żal i tęsknota. Zanim to wszystko zacznie czuć, szybko ze sobą skończy. Miłość to piękne uczucie które może zmienić cały świat na lepsze. Który leczy rany duszy i daje nadzieje, wiarę oraz chęć na życie. Miłość to straszne uczucie, które morze zabić w nas wszystko co żyje, które morze zabierać całą nadzieje i wiarę. Miłość to dobro i zło w jednej postaci. - Kocham cię. Aniele o czarnych skrzydłach. - Szepnął Tristan. Bowiem co miał teraz do stracenia? I tak wiedział że to już ostatnie jego chwile na tym świeci. Więc nie martwił się o nic. Pewnie ktoś taki jak on trafiłby do nieba, gdyby oczywiście ona istniało. Lecz Tristan nie trafi. Dlaczego? Ten sadystyczny bóg, nie przyjmuje do swego domu samobójców. Więc trafi do piekła. Ale czy to jakaś różnica? Każdy dzień bez Desiree, było niczym piekło na ziemi. Więc tak naprawdę nie odchodzi zbyt daleko. Miłość to piękne uczucie, zwłaszcza gdy jej nie ma. To były słowa pewnego człowieka który nigdy nie zaznał miłości. Który nigdy nie miał noc pełnych łez, i dni pełnych tęsknoty. On bardziej niż kto inny, mógł mówić że jest szczęśliwy. Bowiem nie poznał dobrych i złych stron miłości. Lepiej wcale jej nie znać, niż poznać ją ze złych stron. Kiedy to ów miłość przychodzi do ciebie, dając ci kawałek nieba na ziemi. Chwile zapomnienia i beztroski śmiech. By za chwilę wszystko zmienić, i dać piekło. By sprawiać ci psychiczny i fizyczny ból. Miłość tak silna że zamiast przenosić góry, te góry cie przytłaczają. Kiedy wszystko w tobie pęka, a samo oddychanie. Przychodzi z tak wielkim wysiłkiem. Kiedy samo istnienie, samo budzenie się rano. Jest tak ogromnym wyzwaniem. Miłość, po cóż ona mu? Miłość bez odwzajemnienia jest jak cięcia żyletką, żył nie mając ciała.Niczym próba samobójcza, nie pamiętają że już jesteśmy martwi. Tristan się czuł jak by był martwy. Bez celu istnienia, bez celu bytu i pobytu w tym życiu. Jak gdyby był pasażerem na gapę. Jedyne co w nim było, to właśnie ta miłość. Która go tak niszczyła. Zamiast dać niebo, dała piekła. Zamiast dać siłę, dała bezsilność. Zamiast dać ciepło, dawała chłód. Zamiast dać radość, przynosiła ból. Tristan gładził ją po policzku, przyglądając się jej. I uśmiechając się smutno....
Desiree siedziała skulona, drżąc jak osika. Była w kompletnej rozsypce, nie wiedziała co ma robić, mówić, myśleć...Zraniona przez własną głupotę. Przez własne niezdecydowanie. Bała się tego co będzie gdy chłopak się odwróci i przyjdzie, niepewna tego co sama zrobi gdy zostanie sama. Nie zdziwiłaby się gdyby jednak Tristan poszedł. W końcu czy ona nie postąpiła tak samo w Pokoju Marzeń? Zerknęła kątem oka na Puchona. Stał do niej plecami, ale zatrzymał się. Zapewne wahał się nie wiedząc co ma zrobić. Des też nie miała pojęcia. Dlaczego go zawróciła, dlaczego go zawołała? Przecież z tego i tak nic nie będzie. Ślizgonka odejdzie i co wtedy? Czy ta chwila, przedłużona chwila ich ostatniego spotkania nie sprawi im jeszcze większego bólu? Zatrzymując go dała mu szansę że mogą być razem. Rozpacz w jej głosie była prawdziwa. Pragnęła jeszcze z nim pobyć, choć przez chwilę. Nie wiedziała co będzie dalej, miała świadomość tego że robi źle, że nie powinna, że rani wszystkich dookoła siebie. Ale nie mogła powstrzymać bezwarunkowych odruchów własnego serca, które tak niedawno chłopak pobudził do życia. Nie chciała więcej nikogo krzywdzić. Ale to nieuniknione. Będąc z Tristanem zrani Villemo, zostając z nią zrani jego. Impas. Kogo ma wybrać? Na kim bardziej jej zależy? Na nich obojgu...i to jest problem. Merlinie, bądź jak Atena w dramacie Ajschylosa i ześlij na nią jakieś mądre rozwiązanie! Desiree coraz głośniej szlochała. Ta arogancka i pewna siebie dziewczyna czuła niemoc, ból, trud otaczającego ją świata i podejmowania decyzji. Mogła później żałować tego, że zatrzymała chłopaka. Ale kit z tym! Chciała go jeszcze widzieć, nacieszyć się nim! Właśnie dlatego rozpaczała, bała się że on odejdzie i już nigdy go nie zobaczy! Nie poznaję jej, serio. Kompletnie załamana i głucha na wszystko nie usłyszała zbliżających się kroków. Podniosła wzrok dopiero gdy poczuła czyjś dotyk na swoim policzku,. Jej serce od razu się uspokoiło. Został. Ale co teraz? Chłopak usiadł obok niej i gładził ją po twarzy. Poddała się pieszczocie z prawdziwą przyjemnością. Na jej ustach pojawił się smutny uśmiech. Wpatrzona w niebo nie zerkała na Tristana, po omacku odszukała jego dłoń i splotła ją ze swoją. Gdy powiedział, że nigdzie nie idzie odwróciła się, obdarzyła go spokojnym, czułym spojrzeniem i lekko pocałowała. Tym razem już bez rozterek i wyrzutów sumienia. Już na nie za późno. I tak czuła się wystarczająco podle. Wiedziała, że nadeszła chwila by podjąć decyzję. Ale jak skoro każde z wyjść z sytuacji jest nieprawidłowe. W każdym wypadku będzie musiała go opuścić, chociaż na jakiś czas. Nie mogłaby oszukiwać ani Villemo, ani Puchona. ZA bardzo ich kochała. Kocham cię Aniele o Czarnych Skrzydłach...Chłopak ma rację, to określenie idealnie pasuje do panny Desiree. Piękna, kusząca, ale i zła oraz niebezpieczna zarazem. Nie było dla niej zdziwieniem jego wyznanie. Tak usilnie starał się ukryć uczucia, że przez to stawały się jeszcze bardziej widoczne. Tristan na pewno oczekiwał od niej jakiejś odpowiedzi! Ślizgonka wiedziała co do niego czuje. Ich spotkanie przypomniało jej to co obudziło się w niej wtedy, na Krużgankach. Ale tym razem wiedziała, że ono nie minie. Nigdy. Spojrzała mu prosto w oczy. -A ja Ciebie...-wyszeptała bezgłośnie po czym spłoszona wstała. Wyznała mu to czego nie powinna, nie wolno jej było! Ale wiedziała co mówi. Słowa pochodziły prosto z jej serca. Dziewczyna zaczęła chodzić nerwowo po dachu. -Villemo..Co ja jej zrobiłam?! Merlini, zraniłam ją....Jestem okropna! Ranię wszystkich dookoła siebie. Nie mogę...Dlaczego darzę uczuciem dwie osoby jednocześnie! Nie potrafię tego powstrzymać. I nie chcę. -Zwróciła się w stronę chłopaka. Ścisnęła go za rękę i przeczesała mu włosy. Przymknęła oczy. -Villemo...-jej serce cicho piknęło ale nie szalało. Potem wyszeptała imię Puchona. I to dopiero było szaleństwo! Nieświadomie jej ręka ścisnęła mocniej jego dłoń, a serce zabiło szybciej. To chyba dość jasny sygnał, prawda? Desiree nie wiedziała jak to rozwiąże i co będzie dalej. Kochała Villemo. Tristana bardziej. Tego jednego była pewna na sto procent. Jej ciało samo jej to przyznało. Miłość jest dziwna. Przychodzi znienacka, równie szybko odchodzi. Zapominamy o obiekcie dawnych uczuć. A przy następnym spotkaniu wszystko powraca, odżywa, budzi się jak z zimowego snu. Otworzyła powieki zerkając na zdziwioną minę Tristana i uśmiechnęła się nieśmiało. -Wierzysz mi, prawda? Powiedz że mi wierzysz. -wyszeptała ustami muskając jego ucho. -Wrócę. Obiecuję, że wrócę. Nie wiem jak ONA to przyjmie. Wiem że ją zranię. Ale nie widzę innego wyjścia. Przyrzekam, że nie zniknę. -przysunęła się bliżej obejmując chłopaka w talii i dotykając swoim nosem jego nosa. Czułość aż od niej biła.
Tristan przypatrywał się dziewczynie, w milczeniu. Tyle w niej uczuć szalało, że aż trudno było to wszystko zrozumieć. Dziewczyna była zdecydowanie, niezdecydowana. Jak gdyby nie wiedziała czego, albo kogo chcę. Jak gdyby nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Jak gdyby chciała tego, a jednocześnie nie chciała. Czyli w zupełności tak samo jak Tristan. Serce jest mi tak przykro, tak przykro że tak źle wybrałeś. Wciąż krzyczysz jej imię, tak bardzo chcesz znów ją zobaczyć. Serce czyż nie widzisz że czynisz mi ból? Czyż nie widzisz że to nie ta droga? Oh rozsądek, i ty na to pozwalasz? Spójrz co wyprawiasz z mym ciałem! Spójrzcie choć na chwilę, zatrzymajcie się choć na sekundę, i przeżyjcie taki stres? Ja już nie widzę, już nie myślę, wszystko się stoczyło i zmieszało się ze sobą, już nie widzę i nie czuję tego co prowokujesz. Serce proszę posłuchaj mnie! Wybierz mądrze, nie skazuj mnie na cierpienia! Czym sobie zasłużyłem, na waszą mściwość? A mimo tego nie przeczę, otwieram usta ciszy. Zaraz z nich wydobędzie się krzyk! Nie chcę dłużej cierpieć. Nie chcę być krzywdzony. Dlaczego ją pokochałem? Tristan jak by na chwilę, znajdował się w innym świecie. Został przywrócony poprzez pocałunek. Niczym Śpiąca Królewna. Dobra, wiem ze to durne porównanie, lecz czy nie pasuje do sytuacji? Tristan, czy jej wierzył? Pytała o to. A niby jak miał uwierzyć? No niby jak miał? On nawet nie potrafił oddać się całkowicie temu uczuciu. Ta świadomość, ze ona odejdzie. Obydwoje wiedzieli że tak się stanie, więc po co prowadzić tą grę? - Czy wierzę? Desiree ja cie kocham! Lecz idiotą już nie jestem, przykro mi. - Powiedział ze smutkiem, w głosie. Głosem tak smutnym,. i tak nabrzmiałym od płaczu. I mimo że jego serce krzyczało by zostało uratowane jego życie, by miał po co żyć, by miał dla kogo żyć. To nawet ona. To wierne nic nie rozumiejące serce, zrozumiało że to koniec. Tristan już podjął decyzję. Podjął ją wcześniej, w momencie w którym się wrócił. Kochał tak bardzo, że nie mógł z tym żyć. Nie mógł znowu cierpieć, i tęsknić. Nie miał już na to siły. Tristan dotknął dłonią jej policzka, i spojrzał się w jej oczy. W te oczy w których mógł tonąc, dla których mógł tonąć, i mógł zabić. Mógł dla nich zrobić wszystko, i znieść wszystko. Lecz żyć bez nich? To przekraczało jego granicę wytrzymałości i pojmowania. Tristan obiecał sobie że nie będzie płakał, nie mógł pozwolić sobie, by w tych ostatnich dniach. Jego ukochana zapamiętała go jako płaczka żydowskiego. Chociaż najprawdopodobniej i tak go tak zapamięta. Tristan był już częściowo po za zasięgiem tego życia. Jak by jego duch ulatniał się razem z wiatrem. Tylko ciało i mała cząstka jego życia pozostawała. I tylko dla Desiree. Przecież nie mógł od tak sobie umrzeć. Dziwne prawda? Tak bardzo dziwne i zdumiewające za razem. Jaki Tristan ma talent, do śmierci bez żadnych narzędzi. Po prostu, jego serce przestaję bić, jego umysł pracować. Jak gdyby po prostu wyłączał maszynę. Bez wysiłku, praktycznie bez bolesna śmierć. Ale żadna śmierć już nie wydawała się bardziej bolesna, niż życie bez Desiree. Może uda im się w innym świecie? Innym razem? Tego nie wiadomo, być morze wcale nie byli sobie pisani kto wie? A morze już byli sobie przeznaczeni, tylko to utracili? Wszystko zmarnowali? Całe piękne życie które mieli przed sobą, spieprzyli. Rozsypali i pokruszyli, łatwiej niż zwiędłe kwiaty. Oczywiście wiedzieli ze na początku, z pewnością nie było by łatwo. Lecz później? Przecież razem, mogli przez to wszystko przejść. Mogli, lecz tego nie zrobili. To była wina Tristana, wiedział o tym. I dla tego tak się brzydził samego siebie. Lecz teraz to już było nie ważne. Jak gdyby nie istotne, wszystko co było w tym życiu traciło sens i znaczenie. Pozostawał tylko nieograniczony obszar następnego świata. Ciekawe co powiedzą jego rodzice, kiedy go tam zobaczą. Czy ich spotka? Czy zrozumieją? Nie wiadomo, wszystko się okaże. Lecz na razie, Tristan zmusił siebie, by na jakiś czas, pozostać jeszcze na tym świecie. Pocałował Desiree jeszcze raz, nic nie miał ani do stracenia, ani do zyskania. Pocałował ją tak, jak się całuje ukochaną osobę. Osobę której dało się swoje serce, swoją dusze na talerzy, i nie umyślnie także sztuczce by mogła je pokroić i zjeść. Tristan gładził jej policzek, czułym powolnym ruchem, uśmiechając się przy tym smutno. Chciał zapytać czy wie, ze to już koniec. Lecz chyba nie powinien tego robić, nie chciał by cokolwiek zdradzało to, co zamierza zrobić. Niech to będzie taka niespodzianka. Wiecie, jak prezent pod gwiazdkę. Nie wiadomo czemu Desiree się wahała, co ją powstrzymywało i czego się bało. Z tego co zrozumiał, w jej życiu był ktoś inny. Mózg Tristana pracował w bardzo spowolnionym tempie, był bardzo oszołomiony, więc nic dziwnego że tak późno to dostrzegł. Że tak późno na cokolwiek reagował. Tak czy inaczej. Kiedy już skończy ze sobą, nie będzie jego a co za tym idzie, nie będzie kłopotu, więc po sprawie prawda? Lecz niby dlaczego Tristan był dla niej przeszkodą? Czy naprawdę ona żywiła do niego jakieś uczucia? Nie wiedział, było to dla niego niepojęte. A uwierzyć w to za nic na świecie nie chciał.
Spojrzała na niego ze smutkiem. Nie wierzył jej. Ale czy ktoś się temu dziwi? Ja nie. A ona sama by sobie nie wierzyła. Wiedziała, że go kocha i nie odejdzie. Ale nie miała Tristanowi za złe, że nie jest tego do końca pewny. Jak miał być skoro wcześniej tak z nim postąpiła? Jak miał uwierzyć skoro wcześniej tak bardzo go zraniła? Miał jej uwierzyć, ot tak, bez zastanowienia i na ślepo? Desiree rozumiała jego wahanie...ale było jej przykro, naprawdę przykro. Na Krużgankach dużo mu obiecała. Podobne rzeczy jak teraz. I nie dotrzymała słowa. Ba, zrobiła coś zupełnie odwrotnego! Porzuciła go, zraniła, doprowadzając go do skrajnej rozpaczy i myśli samobójczych. Znała powód dla którego jej nie uwierzył. Ale chciała by to zrobił. Nie widziała siebie bez niego. Już nie. Tyle rzeczy ich dzieliło...Nie pasowali do siebie zupełnie....Ale co z tego? Najważniejsza jest miłość, a oboje ją czuli. Bał się, że ona go zrani, że znowu odejdzie, że porzuci. Był pewny, że to koniec. Ale nie, ona tego nie zrobi! Kocha go! Dziewczyna była na pograniczu życia i śmierci. Wszystko zależało tylko od niego. Dalsze istnienie bez Tristana stało się dla niej niemożliwe. Stała patrząc w ziemię i przestępując z nogi na nogę. Chciała go jakoś przekonać, zapewnić. By jej na nowo uwierzył i zaufał. Podniosła wzrok uśmiechając się smutno. Podobno oczy to zwierciadla duszy, tak? Desiree chwyciła go za rękę i spojrzala mu w oczy. Wtedy na korytarzu przejrzał ją w try miga! Tak dobrze ją znał. Dlaczego więc nie poznał, że mówi prawdę? Niech teraz ujrzy ją w jej oczach. Niech dowie się że ona nie kpi, nie kłamie, nie oszukuje, że jest szczera. Po raz pierwszy jest czegoś tak pewna! Chciało jej się płakać a jednocześnie go rozumiała. Puchon był dla niej zbyt miły, zbyt dobry. A ona? Nie była tego warta. Tego by ją kochał, by na nowo uwierzył i zaufał. Ale musiał. Ślizgonka nie wiedziała jak ale go przekona. Chciała by uratował ją od tego co ją bez niego czeka. Zaśmiała się smutno. -Słuchaj. Wiem, że trudno ci uwierzyć w to co mówię. Masz do tego pełne prawo. Na twoim miejscu sama bym sobie nie wierzyła. Nie po tym jak cię potraktowałam i co ci zrobiłam. Ale wtedy, na Krużgankach...To wszystko było szczere. To co czuła, co robiłam i co mówiłam. Po prostu...zwątpiłam. Bałam się. Postąpiłam źle, teraz to wiem. Nie chcę żebyś mi wybaczył i wcale tego nie oczekuję. Ale...przepraszam. Kiedyś mówiłeś że to słowo w moich ustach brzmi jak bluźnierstwo. Ale jestem szczera. Tak bardzo jak jeszcze nigdy wcześniej. I chcę żebyś o tym wiedział. I uwierzył. Chcę być z tobą. Jeśli mi na nowo nie zaufasz, nie przyjmiesz mnie z powrotem...to dostaniesz wpierdol xd haha, żartuję xd nie będę miała ci tego za złe. Masz prawo potraktować mnie tak jak ja ciebie. Zasłużyłam na to. Wiedz tylko, że bez ciebie nie ma już dla mnie życia. Nie ma. -zakończyła swą długą wypowiedź przyciągając ją do siebie mocno całując chłopaka. Tym długim, szczerym i namiętnym pocałunkiem chciała pokazać mu ogrom uczuć, które w niej buzowały. I tą pewność, że to co robi jest słuszne. Zapomniała nawet o swojej...dziewczynie i o tym jaka ważna i trudna rozmowa z nią ją czeka.
Cisza dochodząca z całego otoczenia do uszu Tristana była nieznośna. Jeśli nawet Desiree walczyła na śmierć i życie, Tristan tego nie widział. Lub nie chciał zobaczyć. Tristan tylko czasem usłyszał jakiś świst, jak by złamaną gałązkę. Jak gdyby wiatr wnikał pomiędzy drzewa i znowu cisza. Lecz jak by miał coś takiego usłyszeć? Tutaj gdzie nie było żadnych drzew? Przecież znajdowali się na dachu. Tristan czuł się, jak gdyby był gdzie indziej, jak by był wszędzie lecz nie tu. Mimo strachu narastającego coraz chłodniejszym cieniem w sercu, które, wydawać by się mogło, zamarło w przerażeniu. Tristan nie uciekł, nie chciał i nie umiał. Tristan zamknął swoją dłoń w pięść, i zacisnął ją mocniej niż powinien. W końcu spostrzegł, że wbija w sobie paznokcie w skórę która zaczęła krwawić. Zaś palce zrobiły się sino-białe z wysiłku jaki w to włożył. Dopiero teraz Tristan usłyszał, jak ich ciała spotykają się ze sobą, jak ich serca mocniej biją. To co zobaczył w jej oczach, wydawać by się mogło niemożliwym do udawania. Zmieszane ze sobą uczucia, nie były do odegrania dla żadnego aktora. Te uczucia jak gdyby otoczyły ją niczym małe ogniki, wdzierając się bez pytania w dusze Tristana. Tristan nie mógł już dłużej przeczyć samemu sobie, nie mógł już kłamać i udawać że tego nie widzi. Mimo iż zdawał sobie sprawę, że to tylko impuls, moment chwili. Że to tylko działanie pod wpływem efektu. Że Desiree tak naprawdę nie czuję do niego takiej miłości jaką on czuł wobec niej. Że dziewczyna nie podejmie walki z całym światem, tylko i wyłącznie dla niego. Że ona go tylko omamiła i porzuci jak wcześniej. Bowiem jak miał uwierzyć? Jak miał jej ponownie zaufać? Nie mógł, nie umiał. Lecz czy nie chciał? Nie ważne co powie lub co zrobi, to i tak dobrze zdawał sobie sprawę, z tego jak bardzo jej pragnie. Jej miłości, jej dotyku i jej spojrzenia. Doskonale wiedział że nie ma jego bez niej. Że nie istnieje nic na tym świecie, co mogło by dać mu chociaż setną szczęścia jakie czuł, będąc przy niej. Tristan rozdarty chłopak między uczuciem do Desiree a rozsądkiem który nakazywał mu uciekać. I jak on miał się zachować? Tristan przytulił Desiree mocniej do siebie. Wtulił swoją twarz w jej włosy, wypełniając nozdrza tym ukochanym przez niego zapachem. Wszystko straciło na znaczeniu, wszystkie zmartwienia i strach. Cały jego rozsądek i wiedza jak to się wszystko skończy. Wszystko poszło w zapomnienie, nie miał już siły walczyć. Nie chciał już walczyć, bronić się i uciekać. Doskonale wiedział że źle robi, ale jak postąpić by postąpić dobrze? Jaką drogę wybrać, by ta okazała się najwłaściwsza? Gdzie pójść w życiu, by nie tęsknić? Nie ma takiego miejsca, ani takiej drogi. Wszystkie drogi, wszystkie miejsca. Wszystko na tym świecie kojarzyło się z Desiree. Wszystko jemu ją przypominało. Alkohol i narkotyki. Brał i pił. I co? Nic. Żadnych efektów, nie umiał zapomnieć ani wymazać wspomnień. Wszystko go nachodziło jeszcze i jeszcze raz. Musiał to wszystko zakończyć. Lecz czy zdobędzie się na to? Pewnie że nie, nie umiał ze sobą skończyć. Bo nadal chciał ją widzieć. Nawet jeżeli ona nie jest pisana jemu. To chciał wiedzieć co u niej, chciał ją mijać na korytarzu, myśleć o niej. Był istną maszyną do masochizmu, zaś Desiree była jego żyletką która bezlitośnie go okaleczało. To takie bezsensowne! Tristan spojrzał się na swą ukochaną. Patrzył jej głęboko w oczy, uśmiechając się przy tym. Pogładził ją po policzku. - Już dobrze. Wszystko będzie dobrze zobaczysz. - Powiedział głosem czułym i kochającym. Czy sam w to wierzył? Chciał uwierzyć czyż to nie wystarczy? Tristan zawsze odstawiał swoje własne uczucia na bok. Co będzie potem, doskonale wiemy. Lecz Tristan na chwilę obecną zatracił się. Żył tylko dla tego momentu, i nie chciał myśleć co będzie później.
Przychodzę do Ciebie prosząc byś mnie kochał, byś mi uwierzył, byś zaufał, przebaczył... Desiree cały czas stała przed chłopakiem i patrzyła mu w oczy. Starała się spojrzeniem pokazać mu skruchę, niemą prośbę i miłość. Pragnęła by Tristan to zauważył. Wahał się, bał się na nowo jej uwierzyć. Nie chciał by Ślizgonka ponownie go zraniła. Ale kochała go. Nie wiedziała czy i ile ich związek przetrwa ale naprawdę go chciała. Miała świadomość, że to będzie trudno. O wiele więcej ich dzieliło niż dzieliło. Ale najważniejszym czynnikiem wspólnym tych obojga była miłość. Może byli sobie przeznaczeni, może nie, nie wiem. Ale watro spróbować, zobaczyć co z tego wyniknie. Z biciem serca czekała na odpowiedź chłopaka. Drżała, bała się odrzucenia. Powoli zaczęła wpadać w panikę i bawić się włosami. Zauważyła, że Puchon zacisnął swoją pięść do krwi, aż zbielały mu palce. Z troską chwyciła zakrwawioną dłoń chłopaka i nie bacząc na to że się ubrudzi przyłożyła ją sobie do piersi a konkretniej do serca, które biło w tej chwili jak szalone. Tylko i wyłącznie dla niego. Uśmiechnęła się do chłopaka, lekko głaszcząc go po dłoni. Twarz miała spokojną ale w środku miała mętlik. Jej myśli skupiały się teraz tylko i wyłącznie na decyzji Tristana. Przytulił ją do siebie. Dziewczyna wtuliła się ufnie w niego wplatając mu ręce we włosy. Miękkie, blond włosy pachnące tak świeżo i swojsko, tak znajomo...Nie miała już siły czekać i przejmować się. W jego objęciach było tak wspaniale, że zapomniała o wszystkim. Bezsensownie było teraz się czymkolwiek martwić. Dopóki był z nią Tristan, niczego nie musiała się bać. Poczuła jego dotyk na policzku. Uśmiechnęła się radośnie też gładząc go po twarzy. W jej oczach pojawiły się łzy. Łzy szczęścia i miłości. Na jego zapewnienie, że wszystko będzie dobrze tylko się roześmiała. -Wiem, że będzie. Ty jesteś ze mną. -powiedziała swobodnie. Było to dla niej aż zbyt oczywiste. Dotknęła jego warg swoimi całując go, najpierw delikatnie i czule by potem pogłębić pocałunek czynić go pełniejszym namiętności i miłości. -Kocham cię. Tak bardzo, że nie umiem tego wyrazić. Bądź ze mną Tristan. Teraz i zawsze. -szepnęła mu do ucha. Lekko się odsunęła cały czas trzymając go za ręce. Było jej tak dobrze przy nim, nie mogła się na niego napatrzeć. Ale była zmęczona, a mimo ogrzewającego ją od środka uczucia czuła też zimno. Jutro będzie musiała też porozmawiać z Villemo, jakoś się do tej rozmowy przygotować a to będzie trudne. Poza tym...święta. Desiree ich nienawidziła. Śniegu, tej słodkiej, cukierkowej atmosfery, dawania beznadziejnych prezentów, fałszywej uprzejmości i życzeń, któe nigdy nie miały się spełnić. Nie miała też z kim spędzać tego okresu co było dość frustrujące. Ale teraz miała kogoś dla kogo mogła żyć i się uśmiechać. Z kim spędzić Boże Narodzenie. Tristan był dla niej jak gwiazdkowy prezent. Najlepszy jaki kiedykolwiek mogła dostać. Przybliżyła się i pocałowała go w policzek. -Idę. Spotkamy się niedlugo, tak? Już za tobą tęsknię. I pamiętaj, kocham cię. -puściła jego dloń i zaczęła odchodzić. Stojąc już w drzwiach prowadzących do szkoły odwróciła się. Tristan cały czas na nią patrzył. Puściła się biegiem z powrotem do niego. Będąc już przy nim gwałtownie i niemal brutalnie go pocałowała. No nie mogła się od niego odkleić po prostu. Ale musiała, na te parę godzin przynajmniej. Uśmiechnęła się widząc jego zdziwioną minę, pogłaskała go po policzku i poszła. Cały czas z uśmiechem na ustach ruszyła w kierunku dormitorium nie zwracając uwagi na zszokowane i zaciekawione spojrzenia mijających ją uczniów.
No cóż dziewczyna odeszła, zapewniając go że wróci, lecz czy wróci? Czy naprawdę kocha? Tak mówiła, lecz jak jest w istocie? Tristan opadł zrezygnowany. W tym momencie powinien skończyć swoje życie, no ale nie mógł. Czy Desiree go kochała czy nie. On i tak ją kochał, i mimo wszystko żył dla niej. Tristan wstał i odszedł, dokąd? Sam nie wiedział. Jutro święta, więc trzeba psychicznie się uodpornić na to wszystko. Tristan zszedł po schodach i skierował się ku swemu dormitorium. Co będzie z nim i z Desiree? Czy naprawdę są razem? Czy dziewczyna spełni swe obietnice? Czy naprawdę mówiła poważnie? Chłopakowi trudno było w to uwierzyć. Lecz postanowił że zaryzykuję, nic gorszego go już nie spotka, od tego co już przeżył prawda?
Tak i choć Cassie nie słucha plotek, ta dotarła do jej uszu. Miała trochę za złe przyjacielowi, że dowiaduję się o jego związku po przez plotki, w które i tak nie mogła uwierzyć. No bo, przepraszam bardzo, jak miała uwierzyć, że jej przyjaciel, super chłopak, zdradzał Villemo ? Poza tym, poznała dziewczynę i nie mogła wyjść z podziwu dla Finna, jak on zdołał ją ujarzmić. Cóż, ich związek opierał się pewnie tylko na „randkach” w łóżku, ale nie wnikajmy w to dalej, bo możemy kogoś przypadkiem obrazić i po co? - Zobaczysz – szepnęła, gdy wychodzili z Wielkiej Sali, po czym popędzili schodami na siódme piętro. Może nie było to genialny pomysł, biorąc pod uwagę, że Cass miała na sobie tylko tą przeklętą koszulkę. Ale po drodze weszli do jednej z Sali, w której panna Donavan w poprzednim tygodniu zostawiła kremowy sweterek. A potem wyszli na dach. To było ulubione miejsce Cassandry. Zdawała sobie sprawę, że podobnie jak połowy uczniów w Hogwarcie, ale kij z tym. Teraz była tu sama z Finnem. A przy nim mogła spokojnie rozmyślać na głos, tak jak miała w zwyczaju, gdy siedziała tu całkiem sama wpatrując się w gwiazdy. Słońce właśnie chowało się za horyzontem. Lepszego momentu nie mogła wybrać. Intuicja jej nie zawiodła. Jak zwykle zresztą.
Ale Cass miała nieco racji. Zwłaszcza z tymi "randkami". Nie umawiali się do kawiarni na lody czy ciastka, tak jak zwyczajne pary. Oni w ogóle nie byli zwyczajni, więc nie można ich było za to winić. Spotykali się głównie w sypialni, choć nie zawsze wytrzymywali do "końca". Finn miał długi i ostry język, tak samo jak Villemo. I gdy w trakcie "gry wstępnej" któreś z nich rzuciło kilka nieprzyjemnych uwag na temat drugiego, ten przestawał mieć nagle ochotę. A zdarzało się to dość często. Cóż, ich związek zdecydowanie nie należał do udanych. Ale Finn szybko o tym zapomniał. No i miał inne problemy na głowie. Jak na przykład to, co gryzie Cass. Usiadł obok niej, obejmując ramieniem, by trochę ogrzać i zaczął energicznie pocierać dłonią jej ramię. Potem drugie. Aż nie uznał, że jest jej już nieco cieplej. -To teraz mów, o co chodzi. I pamiętaj, że tak łatwo się nie wywiniesz.
z/t, bo tu tkwić nie będę.
Ostatnio zmieniony przez Finn Visse dnia Sro 7 Mar 2012 - 20:15, w całości zmieniany 1 raz
Nie rozumiem, jak można być takim idiotą, żeby w zimny dzień kiedy na dworze co chwila prószy śnieg a wiatr zdaje się być zdolny niemal do zamrażania ludzi na kostkę lodu ktoś wychodzi na dwór... Pomyślała Gryffonka patrząca na ludzi na błoniach. Niektórzy ubrani w grube bluzy rzucają się śnieżkami, a inni nielegalnie jeżdżą na łyżwach po zamarzniętym jeziorze. I jej zdanie nie byłoby nawet takie dziwne gdyby nie to, że dziewczyna w swej naprawdę ogromnej inteligencji... Siedziała na dachu. Ale kto przegada upartej panience ze znamieniem na policzku, że dach jest na zewnątrz, więc zalicza się do „Bycia na dworze”? No nikt. Ona po prostu była właśnie taką osobą, której zdanie było ciężko zmienić. Broniła go bowiem niczym tygrysica swoje małe dzieci... Nie, to jest złe porównanie. Przecież ona nienawidzi kotów. O! Niech będzie niczym Mops swoje szczeniaczki... Zimna podłoga zdecydowanie uderza do głowy sprawiając, że nawet najmądrzejsi Krukoni tracą zmysły. A może to całkiem coś innego sprawia, że jej świadomość ogarnia aż tak ogromna głupawka? To już wie tylko i wyłącznie ona i oczywiście parę osób zdolnych do leglimencji i oklumencji, jeśli tylko chcą. Drugim objawem tego, jak mądra jest owa dziewczyna imieniem Cornelia było to, że już po raz kolejny dzisiejszego dnia pojawiła się w pewnym miejscu mając na nogach wyłącznie skarpetki. I znów jeszcze parę minut temu były białe podczas gdy jeszcze wychodziła z pokoju, a teraz biegnąc w to miejsce zdążyła nimi wyczyścić chyba całą podłogę jaka znajdowała się w Hogwarcie. Nic więc dziwnego, że obciągnęła czarne rurki maksymalnie w dół chcąc w nich schować palce. Nie była po prostu przygotowana na to, że zgrabny krok przywiedzie ją właśnie tutaj. Bo kiedy się nudziła zdawała się po prostu ponosić emocją i nie myśleć nad konsekwencjami swoich jakże genialnych czynów. Jednak czy była niezdarna lub nieodpowiedzialna? Nie jakoś skrajnie. Po prostu czasem działa zbyt spontanicznie, a to sprawiało, że popełniała różne głupstwa. Do tego zestawu dołączyła jeszcze zieloną, męską bluzę. Jej kaptur miała założony na głowę nie pozwalając by na zewnątrz wydostał się choć jeden lokowany kosmyk. To dlatego, że nienawidziła swojego naturalnego układu włosów. Po prostu wolała mieć proste, ale w zimę był oto prawie niewykonalne, więc chowała je jak się dało. Siedziała z nogami zgiętymi, rozłożonymi w bok w niedbały sposób. Co najlepsze, ona nawet w spódniczce tak siedziała! A od tyłu, na pierwszy rzut oka śmiało można ją było pomylić z mężczyzną. To wszystko przez to, że wychował ją starszy brat. Zawsze żyła z nim jak takie dwie papużki nierozłączki. Stąd zdarzały jej się pewne męskie odruchy. Ale kusicielką też była niezłą, jeśli czegoś chciała. No i w końcu nimfomanka. Ale cii. O tym nie wszyscy muszą wiedzieć, prawda? W dwóch dłoniach trzymała czerwony kubek z herbem swojego domu. Gwizdnęła go jakiejś koleżance z pokoju, bo jej ostatnio właśnie z tego dachu zleciał. Zastawiała się do teraz, kto dostał w głowę kubkiem, a na kogo wylała się jego zawartość. Ale nikt do niej nie przyszedł jeszcze z pretensjami. Może dlatego, że ostatnio ludzie najzwyczajniej w świecie zaczynają się jej bać. Była agresywna, ale tylko jeśli ktoś ją zdenerwował. Dla ludzi była raczej miła. Jednak od momentu, kiedy próbowała zabić kobietę, która zraniła jej najlepszą przyjaciółkę po szkole rozeszły się tak przekształcone plotki, że sama dowiadywała się z dnia na dzień coraz to nowszych informacji. Ludzie potrafią być okrutni. Ale ona miała to wszystko tak naprawdę gdzieś. Owej Gryffonce należała się śmierć i szkoda, że Corin się nie udało zabrać jej ostatniego tchnienia. Ale przynajmniej zniknęła z życia szkolnego. A Corek po tej przygodzie ma zaledwie kilka niewidocznych blizn. W kubeczku znajdowała się gorąca czekolada, której łyki co jakieś kilka sekund lądowały w jej ustach przyjemnie rozgrzewając całe usta i gardło. O napoju, to pomyślała. Ale o butach to oczywiście nie łaska. Spoglądała obecnie przed siebie nucąc coś mało znaczącego pod nosem. Ot jakaś wesoła melodyjka, którą sama przed chwilą stworzyła. Po chwili przymknęła oczy pozwalając, by zimne powietrze podrażniało jej policzki sprawiając, że na co dzień blade teraz były lekko różowe. Mimo iż wyglądała ślicznie tak, jak teraz to jednak nienawidziła zimy. Po prostu wolała letnie popołudnia w morzu czy na przedmieściach rodzinnego Paryża gdzie w parku można było leżeć na trawie. Ale do tego czasu musi jeszcze poczekać. A teraz? Na co właściwie czeka. Na coś ciekawego!
Olewając system nie ubrał się stosownie do pogody, ponieważ woli gdy mu jest zimniej i lubi jak ludzie zwracają na niego uwagę. A kto by nie zwrócił uwagi na pajaca który ma na sobie koszule i cienki sweterek. Siedział sobie na błoniach czytając swoją ulubioną książkę „Doktorzy” Erich Segal’a i patrzał na wszystkich wokoło z złowrogą miną, bo nie umiał się skupić gdyż pierwszoroczni co chwile darli swoje nieogarnięte pyski przewracając się na lodzie i rzucając w siebie nawzajem śnieżkami wydając ze swych głośni coraz to dziwniejsze dźwięki, które brzmiały jakby stara babcia orgazmu dostała lecz miał dobry humor, ponieważ jest sam bez starych, którzy co chwile mówią mu jak ma się zachowywać i jak ubierać. Więc uśmiechnął się lekko sam do siebie i z powrotem wziął książkę i próbował się skupić olewając całkowicie pierwszorocznych. Po chwili gdy już wszedł w trans czytania oberwał śnieżką w plecy. Nagle głośna atmosfera ucichła i wszyscy zwrócili wzrok ku Najstarszemu na błoniach. Wkurzony szybko się odwrócić patrząc złowieszczo na Puchona, który miał minę wystraszonego czteroletniego dziecka, które zepsuło swoją ulubioną zabawkę. Wyglądało to jakby zaraz miał się poryczeć. Gabe uśmiechnął się lekko do chłopaka posyłając mu serdeczny uśmiech – Tym razem ci daruje, ale jak jeszcze raz oberwę śnieżką, to pożałujesz. Powiedział po czym westchnął głęboko i wstał z zamarzniętej ławki trzęsąc się z zimna. Rozejrzał się dookoła patrząc gdzie w spokoju mógłby przeczytać książkę. – Zielarnia, nie, strasznie tam śmierdzi, Biblioteka, jeszcze by mnie za kujona wzięli, nie dzięki, Lochy,… Powiedział po czym rozmarzył się myśląc o tym dlaczego tiara nie przydzieliła go do Slytherinu. – Dach… Pomyśłał przez chwilę po czym ruszył w strone głównego wejścia. Wszedł na Wielkie schody i jadąc na siódme piętro, jakiś Puchon do niego podszedł pytając czy widział może panią McGonagall. Ten skrzywił się lekko, wyśmiał chłopaka po czym ruszył przed Siebie olewając puchona.- Jak ja ich nie lubie. Westchnął i rozmyślał o Ślizgonach gdyż zawsze chciał nim być. Gdy wspiął się na drabinę i wszedł na dach – Ile tu sniegu. Zdziwił się i odgarnął zaklęciem śnieg i połozył się patrząc w niebo. Odwrócił się na chwilę i zobaczył niedaleko siedzącą zakapturzoną postać, która wyglądała jak chłopak i na dodatek w zielonej bluzie. Uśmiechając się i myśląc, że zakumpluje się z jakimś Ślizgonem, gdy podszedł bliżej i spojrzał kątem oka ujrzał dziewczynę i to nie jakąś zwyklą dziewczyne. Piekną dziewczyną. Rozglądnął się po dachu czy nikt nie wchodzi. Usiadł obok dziewczyny i Zapytał – Co tu robisz? Nie jest Ci zimno. Uśmiechnął się lekko do dziewczyny i przesunął się bliżej niej spoglądając w kubek. – Gorąca czekolada?. Zastanowiając się chwilę powiedział cicho po czym spojrzał na dziewczyne i chwycił za kubek próbując się z niego napić.
Ostatnio zmieniony przez Gabriel Samuel Montgomery dnia Pon 20 Lut 2012 - 18:47, w całości zmieniany 1 raz
Jej myśli chodziły w przeróżne regiony. Do bliższe, to dalsze jej sercu. To ważniejsze, to bardziej błahe i nic nie znaczące. To sprawiało, że nie wiedziała co się dzieje wokół niej. Nawet, gdyby teraz rozpoczęła się śnieżna wichura i chciała sprawić, by dziewczyną pod siłą wiatru spadła z dachu, to pewnie zauważyłaby co się stało dopiero w momencie, kiedy by uderzyła o ziemię i zostałby z niej tylko naleśnik z dżemem. To wszystko sprawiło, że nie zauważyła też, że już nie jest na dachu sama. Nie poczuła, że ktoś ją obserwuje z taką nadzieją. Cóż. Dziewczyna przez całe życie była traktowana tak, jakby była chłopakiem. Jej starszy brat do teraz mówił do niej „stary”, a niektórzy znajomi wołali „kolego”. Wszystko przez to, że wychowała się w typowo męskim środowisku. Piłka nożna, samochody – to były jej pasje. Nie jakieś tipsy, nie makijaż. Owszem, nie była też w pełni chłopięca. Kiedy tylko miała ochotę, to wskakiwała w sukienkę, albo przyciasny gorset i ukazywała się wszystkim w niecodziennym obliczu przeznaczonym tylko dla chłopaków, których dziewczyna chce trochę pokusić, zaabsorbować swoją osobą. No i oczywiście dla obiektów westchnień stawała się nagle piękna i niesamowicie dziewczęca. Chociaż, mimo iż ona się sobie podobała, to jednak nie każdy mógł uznać, że jest ładna. Było jej przyjemnie jeśli ktoś nie uważał, że znamię na jej policzku to nie jakaś wada i że nie pomniejsza jej uroku osobistego. Co do zielonej bluzy, nosiła dużo rzeczy w tym kolorze. Była osobą, która nie chciała być koniecznie w Slytherinie, raczej wszędzie tylko nie w Hufflepuff. Ale z dnia na dzień zdawało jej się coraz częściej, że byłoby to najlepsze miejsce do którego mogłaby trafić. Bo spójrzmy tylko na nią. Kto powiedział, że ślizgon nie mógłby być miły? Dom Salazara kierował się chorą, niepowstrzymaną ambicją względem potęgi, pozycji społecznej. I oczywiście czysta krew. Do tego odrobina przesadnie okrutnych reakcji na pewne bodźce i ba! Jest! A ten ostatni atak Corneli na Elenę tylko pokazał, że obie pasowałyby tam idealnie. Kiedy usłyszała głos obok siebie w pierwszym momencie nie zareagowała. Dopiero po chwili zrozumiała, że ktoś tutaj przybył i coś do niej powiedzieć. Dlatego od razu się odwróciła podskakując tak, jakby ktoś ją oparzył w tyłek tym, czym znakuje się bydło. Zamrugała zaskoczona widząc, że obok niej najzwyczajniej w świecie siedzi jeden z chłopaków z jej domu. Był klasę wyżej z tego co wiedziała. Obejrzała go dokładnie i trochę niepewnie zastanawiając się co on właściwie do niej powiedział. Po kilku sekundach dotarło to do niej. - A, nie. Nie jest – Póki jej tego nie uświadomił faktycznie, nie było jej. Ale kiedy poinformowano ją, że powinno być jej zimno poczuła, że ma gęsią skórkę. Objęła się jedną ręką. Zadrżała, ale nie przejęła się tym. Uniosła delikatnie kącik ust w nikłym uśmiechu. Na szczęście ma swoją czekoladę... - Aaaaa odddaaaajjjj nieeeee – Zaczęła ciągnąc każdy wyraz widząc, że chłopak chce jej odebrać je ukochany, ciepły skarb. Szybko zadziałała obronnie. Jedną ręką nadal trzymała kubek. Drugą złapała go za nadgarstek. Podniosła się z ziemi odwracając się tyłem do niego. Łatwo przeważyła go siadając mu na torsie. Więc chcąc nie chcąc musiał wylądować plecami na ziemi. I jak to teraz wyglądało? Gryffon leżący na dachu, siedząca na nim dziewczyna plecami do jego twarzy i trzymająca swój kubek całkowicie odbierając mu dostęp do czekoladowej cieczy. Spojrzała kątem oka na chłopaka, którego imienia nie pamiętała. Uśmiechnęła się do niego cynicznie, wrednie. Jej mina pokazywała, że nad nim tryumfuje i biedak nie ma najmniejszego prawa jej w tym momencie zdominować. Przysunęła do ust kubek i napiła się odrobinkę. Aaa, stygnie!
Gabriel próbował się napić lecz i tak nie zrobiłby tego, ponieważ wie, że panują meningokoki, a poza tym ten kubek jest czerwony i wygląda na czysto Gryffoniasty i pije tylko ze swojego zielonego kubka z wężem na przodzie, który jest trochę zardzewiały, wygląda jakby kiedyś pękł i ktoś rzucił na niego słabe zaklęcie „Reparo”. Ale mu to nie przeszkadza. Bo bardzo przywiązuje się do swoich rzeczy a co ważniejsze. Jest w jego rodzinie od pokoleń tak jak mnóstwo innych rzeczy np. szale czy Wąż, o imieniu Draco którego wziął ze sobą do Hogwartu. Od małego lubił węże i był do nich przyzwyczajany, ponieważ jego świrnięta matka Addison miała ich od groma. Lecz nienawidził węża o imieniu Dean, gdyż raz go ugryzł. Wtedy zraził się na rok do węży i bał się ich panicznie. Ale po czasie mu przeszło. Ale co do pająków to nie, o nie nienawidzi ich mają osiem kończyn i tak dziwnie chodzą. Normalnie każdy chłopak dałby się pociąć żeby złapać pająka i wrzucić dziewczynie pod bluzkę, ale nie Gabe. On dziewczyną wolał wrzucać co innego. Gdy zobaczył jak dziewczyna rzuca się na kubek z gorącą czekoladą, którą też uwielbiał. Próbował go puścić lecz mu się nie udało bo jego ogromne palce utknęły i nie umiał ich wyciągnąć. Lecz dziewczynie się udało zabrać mu kubek – Jak to wyglądało. Pomyślał po czym złapał się za głowę i westchnął zaciskając zęby. Ku jego zaskoczeniu dziewczyna zaczyna się pchać na jego tors. Ten zachwycony nie spostrzegł nawet kiedy upadł na ziemie. Uśmiecha się do siebie po czym zaczerwienia się. Leczy gdy dziewczyna się odwraca zmienia swój uśmiechnięty podniecony wyraz twarzy na coś bardziej poważnego. Chłopak nie miał zamiaru zrzucać dziewczyny lecz tylko obejrzał się za siebie kontem oka i zobaczył ze nikt nie idzie to wsadził ręce za głowę i położył się wygodnie na zimnym śniegu patrząc na włosy dziewczyny. – Ładne masz włosy, takie zadbane. Powiedział dość głośno by tym razem dziewczyna usłyszała, a nie musiała zgadywać co powiedział. Zawsze podobały mu się dziewczyny z zadbanymi, czystymi włosami. Gdyż nienawidził macać tłustych włosów. Gdy zaczęła boleć go już klatka piersiowa próbując wstać oparł się łokciami na podłodze i ruchem głowy odgarnął grzywkę z oczu przybliżając się do dziewczyny i wąchając jej sweter poczuł ładny zapach lecz nie potrafił ocenić co to może być po czym chwycił ją za brzuch i nie spostrzegł się, że już niczym się nie podpiera więc razem upadli na ziemie i całą grzywka poszła mu na oczy i nic nie widział. Bo nie umiał jej odsłonić lub po prostu bał się spojrzeć na dziewczynę. Próbując ułagodzić sytuację zapytał. – Em.. Przedstawiałaś mi się już? Powiedział po czym wysunął lekko język i przekręcił oczyma. – Ja jestem Gabe. Jeżeli jeszcze no wiesz.. chcesz mnie znać… heh. Zaśmiał się lekko i czekał na odpowiedź dziewczyny
No cóż, Cornelia nie przywiązywała raczej sporej wagi do przedmiotów nieożywionych. I pewnie ktoś tu mógłby się wtrącić, że przecież jako czarodziej każdy przedmiot może stać się ruchomy i w ogóle, ale cicho! W każdym bądź razie to, z jakiego kubka pije nie miało większego znaczenia. Nie licząc tego, że naprawdę lepiej, żeby nie spadł na dół bo współlokatorka to by wzięła wielką, długą linę. Przyszłą tutaj i powiesiłaby biedną Gryffonkę, która przecież jest taka grzeczna i nikt nie ma prawa jej robić krzywdy... Tak, chyba jak śpi, chociaż i wtedy się podobno dziwnie śmieje, więc z nią to nigdy nic nie wiadomo. Wąż o imieniu Dracon mówisz? A to ciekawe. Bo ta jakże prześliczna dziewczyna ma szczura o tym imieniu i jej były również tak się nazywa. Kto by pomyślał, że w tych czasach to takie popularne imię. Zresztą, bardzo odkrywcze nazwać węża w starofrancuskim wąż. A jeszcze mądrzej nazwać jego posiłek, gryzonia właśnie w ten sposób. Trzeba przyznać, że oboje byli niesamowicie genialni. A, à propos węży to Corek nie kochała ich aż tak szczególnie, ale bardzo lubiła nosić z nimi biżuterię. I przyjemnie dotykało się ich głowy i reszty długiego ciała. Pozostawało to miłe, drażniące uczucie na opuszkach. Brat zawsze chciał mieć węża. Szkoda, że niewielkie warunki mieszkaniowe im na to nie pozwalają. Albo wąż, albo Corin można by wręcz rzec. Bo terrarium musiałoby stać tam, gdzie jej łózko. Boże pająki. Obrzydliwość. Ta dziewczyna miała okropnie zaawansowaną arachnofobię. Nikt o tym nie wiedział, bo jak ognia unikała wszelkich miejsc gdzie pojawiłby się czynnik, który sprawiłby, że jej pisk rozległ by się w promieniu dwóch kilometrów i jeszcze dalej. Tak bardzo brzydziła się tych małych włochatych ciał. I przeraźliwie się ich bała. Nie raz widząc pająka uciekała z krzykiem i chowała się kolegą pod bluzkę. No dobra, nie spodziewała się, że ten jakże krótki, szybki czyn mający na celu odebrać czekoladę mu się aż tak spodoba, że chwilowo zobaczy na jego twarzy podnieconą minę. Może jednak nie powinna na nim siedzieć? Jeszcze by poczuła na udzie, że mu coś nagle urosło poniżej pasa, a to by było naprawdę niestosowne i nie wiedziałaby jak się ma w takiej chwili zachować. Bo chociaż nimfomanzim zawsze kusi do tego i owego, to jednak nie jest zwierzęciem i ma wolna wolę, panuje nad sobą i swoim instynktem. I wie, że to nie ładnie się gwałcić na dachu, na śniegu. - Em, dziękuję? - Komplement dość oryginalny trzeba przyznać. Ale ucieszył ją, ponieważ jakiś czas temu jej włosy zostały brutalnie zaatakowane ogniem i porządnie skrócone. Dobrze, że magia i eliksiry zrobiły swoje i ponownie dziewczyna może cieszyć się tą jedną z niewielu od razu widzianych rzeczy, które odróżniają ją od mężczyzny. No i oczywiście zawsze unosząca się wokół niej woń białych róż. Czując ręce na brzuchu chciała się odwrócić, ale nie zdążyła. Poczuła pociągnięcie i w momencie kubeczek ułożył się w śniegu kawałeczek dalej, a ona leżała na chłopaku mrugając zaskoczona. Chyba nie koniecznie taki był jego cel w tym działaniu. Nadęła lekko policzki niezadowolona z pozycji w jakiej się znaleźli. - Nie to miałeś zamiar zrobić, no nie? - Mruknęła cicho zerkając na niego na tyle ile mogła, na ile pozwalało jej ich położenie. I jak tutaj teraz w miarę zgrabnie wstać? Po krótkim zastanowieniu poczęła się z niego podnosić, żeby go czasem nie zmiażdżyć. Zaśmiała się do siebie w duchy wyobrażając sobie naleśnik z Gryffona. - Um, pewnie kiedyś tak. W końcu jesteśmy z tego samego domy. No, ale żeby nie było, to jestem Corek – Przedstawiała się zawsze skrótem imienia. Corin, Corek, Corn, ale nigdy nie mówiła Cornelia. Bo prostu to imię kojarzyło jej się z takim nadmiarem dziewczęcości, takimi mugolskimi plastikami. No i nigdy nikt tak do niej nie mówił poza naprawdę ważnymi osobami jak świętej pamięci rodzice, czy jej były chłopak.
/Szczerze mówiąc, to nie umiem sobie wyobrazić w jakiej oni pozycji leżeli :D/
Gdy dziewczyna zadała retoryczne pytanie czy chciał ją na siebie zrzucić zaśmiał się pod nosem i odpowiedział pytaniem na pytanie – A jak myślisz?. Czekał na odpowiedź i zadał kolejne pytanie. –Ooo baaardzo ładne imie Corek. Takie wręcz orginalne. Powiedział ironicznie i zastała cisza po czym odgarnął wreszcie grzywkę z oczu, gdyż nie widział dziewczyny i nie wiedział czy sobie poszła po tym incydencie, bo to leżenie na sobie było bardzo niestosowne. Pierwsze spotkanie nastolatków było aż tak bardzo nieudanym, że na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec. Jeszcze nigdy mu się tak nie zdarzyło mimo iż dziewczynami miał styczność od małego brzdąca. Gdy miał 4 lata, a przez niego pierwszą poznaną dziewczyną była Izolda Austerlitz, która jednocześnie była jego pierwszą miłością to.. A. Szkodać gadać jednym słowem był to bardzo nieudany związek. Słońce zbliżało się ku zachodowi, a ciepłe promienie słoneczne coraz mniej ogrzewały ich ciała. Tego momentu jego tęczówki przybrały kolor brązowy z lekkim odcieniem złotego, jak zawsze przy zachodzie słońca. Z każdą chwilą śnieg zaczął coraz bardziej prószyć, a każdy kolejny płatek rozpływał się na jego ciepłych ustach i nosie i zamieniając się w srebrzyste krople. Szybko wstał wsadzając do kieszeni reke i wyciągając bogato zdobiony zegarek. – o cholera!. Zapomniał o lekcji Zaklęć, która miała się odbyć o 17. Pomijając fakt że było już pół godziny po czasie, a nauczycielka nie lubiała spóźnialskich więc to olał, westchnął i usiadł obok dziewczyny uśmiechając się do niej i zmierzając ją całą wzrokiem. – Masz coś na twarzy. O tutaj. Po czym musnął lekko palcami jej kącik ust. Patrząc na ręke. –Czekolada. Powiedział głośno i wytarł rękę o spodnie chowając ją do kieszeni. – Często tu przychodzisz? Wystawił nagle lekko język po czym przekręcił oczyma gdyż jego pytanie zabrzmiało mało orginalnie jak na podryw. Ale cierpliwie oczekiwał odpowiedzi z nadzieją, ze wreszcie dziewczyna zada jakieś pytanie.
- Myślę, że nie jesteś aż tak napalony na mnie, żeby w pełni świadomie już przy pierwszej rozmowie kłaść mnie na sobie – Skomentowała całkowicie już z niego schodząc. Był miękki, ciepły. Cóż dziwnego. W końcu delikatność skóry i ponad trzydzieści sześć stopni muszą swoje robić. Ale nie poczuła się w jego hmm... Ramionach, jakoś szczególnie. Może dlatego, że nie chciała już mieć nikogo przynajmniej w najbliższym czasie. Nie podobała jej się po prostu wizja tego, że będzie mogła okazywać czułość komuś ledwo po tym, jak ledwie przestała przez 27/7 myśleć o pewnym krukonie imieniem Ramiro. I tej osobie na pewno też nie było przyjemnie. Chociaż nie miała kompletnie nic przeciwko przyjemności, jaką dawały jej akty. To nie był objaw miłości, a pragnienia i pożądania. To nie było zobowiązujące. To po prostu nic nie znacząca przyjemność taka jak jedzenie czekolady. Dlatego też pamięć o Ramim nie powstrzymywała jej przed seksem. Dlatego też nie czuła, że jest puszczalska czy zdradza. Zresztą. - Ksywka bałwanie. Ale tylko na tyle zasługujesz w tym momencie – Odpowiedziała bardzo miło na jego ironię. Nawet to niewielkie przezwisko było powiedziane słodkim tonem. Puściła do niego perskie oczko po czym wytknęła lekko język niczym rozwydrzone dziecko, które właśnie zdominowało swojego przeciwnika. W Corin czasem żyła taka mała dziewczynka... Nie, w niej to raczej mały chłopczyk. Ale to nie było złe, a wręcz przeciwnie. Często stanowiło podstawę jej uroku. Przynajmniej sama tak uważała. - Co to za bu-ra-czek? - Spytała starając się by ostatnie słowo, przesylabizowane, zabrzmiało niezwykle seksownie. I oczywiście udała jej się ta niewielka sztuczka. Szczególnie, że mówiąc to nachyliła się w jego stronę i pstryknęła go lekko w policzek. Oglądała jego twarz w zachodzącym słońcu. Chyba dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że jest całkiem przystojny. Wprawdzie najbardziej faworyzowała blondynów, ale nie można mieć wszystkiego, ne? W ogóle o czym ona myśli?! Starczy głupot. Jej pierwsza miłość pojawiła się niespodziewanie w przedszkolu. Była niezwykle zakochana w koledze, którego rodzice mieli tak wspaniały samochód... Eee, nie. Nie pamiętała imienia i nazwiska chłopaka. Ale przed oczami jej błyszczał barwny, czerwony lakier tego cudeńka. Chciała się ożenić z owym kolegą właśnie z tego powodu, że miała nadzieję, że dostaną auto w prezencie ślubnym. Piękna, romantyczna historia! Czując dotknięcie w pobliżu warg zerknęła na niego lekko zaskoczona. Spojrzała na niego i zaśmiała się cicho pod nosem. No tak, ona to się zawsze musi ubrudzić. Jak nie błotem to czymś do jedzenia. Cała Cornelia. Drugiej takiej się nie znajdzie na całym świecie. Przeczesała palcami grzywkę odgarniając ją do tyłu i na chwilę przymykając oczy by skupić się na oddechu świeżym powietrzem. Miała od jakiegoś czasu problemy z płucami, ale starała się tego nie pokazywać. Kaszlnęła raz czy dwa i wszystko było w porządku. Oblizała „zmacany” wcześniej przez chłopaka kącik ust. - Rzadko. Jest zimno, ale czasem chciałabym mieć spokój i po prostu móc pomyśleć. A to jedno z niewielu miejsc, gdzie nie ma ludzi – Odpowiedziała mu wolno, jakby się dokładnie zastanawiała nad każdym słowem, które wydobywało się z jej ust. A to było naprawdę nieczęsto widziane. Ponieważ zazwyczaj mówiła tak szybko, jakby litery ktoś wystrzeliwał z karabinu maszynowego. I na dodatek najpierw wypowiadała się, a potem dopiero poczynała rozumieć co właściwie przedstawiła innym. – Często tak przychodzisz podrywać biedne, zmarznięte Gryffonki? - Spytała ponownie przesyłając mu mrugnięcie jednego oka po czym spojrzała przed siebie. Podkuliła pod siebie nogi przytulając je i dłonie zaciskając na stopach, lekko je rozmasowując, ponieważ czuła, jakby chodziło po nich tysiące mrówek. Pomyślała chwilę, po czym z jej ust wydobyło się najwyraźniej nieświadomie zdanie: - Fajnie by się było nago wykąpać w śniegu – Poinformowała samą siebie chwilowo zapominając, że Gabe może ją usłyszeć. Ona to ma naprawdę genialne myśli, trzeba przyznać. Ale... Może faktycznie byłoby to całkiem przyjemne? Nie, zimne. Ale szalone na pewno!
Kiedy dziewczyna powiedziała mu, że nie wygląda na napaleńca zaśmiał się pod nosem marszcząc brwi. –Nie, tym razem to był tylko wypadek. Odpowiedział szczególnie intonując słowa „tym razem”. Gdy niezwykle atrakcyjna dziewczyna, która nie chciała podać swojego pełnego imienia przesylabowała słowo oznaczające warzyw próbował zamaskować śmiech lecz mu się to nie udało i wreszcie parsknął śmiechem nie wiedząc o co dziewczynie chodzi. Po paru sekundach chwycił się za głowę zauważając, ze jest mało spostrzegawczy nie odzywając się spojrzał na słońce chowające się za horyzontem. Gdy Dziewczyna opowiedziała mu, że siedzi na dachu dla świętego spokoju. Ten westchnął smutno zauważając, że dziewczyna próbuje się go pozbyć. Gdy usłyszał od dziewczyny o tym, że wie o tym iż próbuje ją poderwać. Nie odpowiedział nic, gdyż każde słowo mogło być skierowane przeciwko niemu. Więc wolał się nie odzywać i odwrócił się gdyż wydawało mu się, że kogoś słyszał. Gabe miał zawsze dobry słuch gdy usłyszał, że dziewczyna rozmawia sama ze sobą o nagiej kąpieli w śniegu uśmiechnął się wrednie. A jego mina wyglądała na lekko zszokowanego a zarazem podekscytowanego tą jakże genialną propozycją, która padła z ust tak niewinnej i grzecznej istotki za jaką uważał ją Gabe. Lecz nie zwrócił uwagi i patrzył się w niebo czasem rzucając okiem na dziewczynę. Słońce już prawie znikło z pola widzenia. Ostatnie promienie malowały czerwone smugi na różowym niebie. Z każdą chwilą robiło się coraz zimniej lecz dalej po głowie chodziła mu „cicha” myśl dziewczyny, ale wiedział, że taka okazja może trafić się tylko raz więc powiedział. –Przepraszam, ale zastanawiam się nad twoją propozycją, którą niechcący usłyszałem. Odpowiedział tylko uśmiechając się jednym kącikiem ust, ponieważ nie był nigdy towarzyski. Wręcz przeciwnie. Mimo iż miał wielu znajomych, to zawsze wolał chwile kiedy mógł przebywać sam. Tym razem było inaczej Wyciągnął rękę, aby pogładzić jej policzek po czym znów się uśmiechnął. Patrzył jej w oczy. Oczy które już gdzieś widział. Które znał, pamiętał. Ale skąd ? -Masz piękne oczy. Hm... może i mało oryginalny komplement, ale przynajmniej szczery. Jej oczy były naprawdę cudowne w czerwonym blasku słońca.- Wybacz że wcześniej byłem nieuprzejmy. Taki już jestem, jak ktoś mi się podoba. Stali chwilę w ciszy przyglądając się sobie. Jego wzrok wędrował po całej twarzy dziewczyny. Nie mogąc się powstrzymać uchwycił jej twarz w obie dłonie lekko gładząc palcami jej policzki. Następnie przejechał delikatnie opuszkami palców po jej szyi, potem ramieniu. Aż jego ręka powędrowała na pod jej koszulkę rozpinając jej stanik i uśmiechając się złowieczo. Druga nadal lekko gładziła jej twarz. Mimo zimnej temperatury panującej na dworze, było mu ciepło dzięki bliskości ich ciał. Ich twarze były już tak blisko, że czuł na swoich ustach jej oddech. Musnął ustami jej usta. Niesforne kosmyki włosów znów opadły mu na oczy więc je poprawił. Na jego ustach wciąż błąkał się delikatny uśmiech. Pocałował ją kolejny raz. Teraz pocałunek był dłuższy i ... zbyt intymny jak na pierwsze spotkanie. Gdy uświadomił sobie co właśnie zrobił, że się zapomniał, odsunął się na metr i tylko spuścił głowę przygryzając wargi. Czekał na reakcję z jej strony. Miał nadzieję, że nie zostanie spoliczkowany.
- Rozumiem, że tym razem to słowa klucz – Łatwo zinterpretowała jego akcent na tych dwóch wyrazach. No no Gabrielu, czyżbyś liczył, że uda ci się z Cornelią pokierować się na tory przyjemniejsze niż zwykła rozmowa? Teraz, kiedy dziewczyna nie wierzy w miłość i pozostaje przy jedno nocnych romansach możliwe, że masz jakieś szanse lecz niestety ceni się wysoko i nie każdego dopuszcza do jednoznacznej sytuacji. Ale starać się zawsze można, a to prędzej czy później się wynagrodzi w mniej lub bardziej przewidziany sposób. Słysząc jego śmiech, a potem milczenie sama cicho zachichotała widząc, jak bardzo szybko zrozumiał o co jej chodziło. Ale po prostu musiała zwrócić mu uwagę na rumieniec. Ponieważ z tego, co zauważyła chłopak powinien być ślizgonem, a tymczasem ci rzadko pokazywali swoje zawstydzenie – przynajmniej tak jej się wydawało, że oni zawsze potrafią kryć swoje uczucia. Dlatego się tym zainteresowała. Dobrze, że ona nigdy się nie rumieniła lub nie było tego zbytnio widać. Miała po prostu dość bladą cerę. No, chyba, że tak jak teraz wiatr sprawiał, że policzki lekko jej różowały dodając uroku. Nie no, nie chciała się go pozbyć. Taka po prostu była standardowa odpowiedź, kiedy nie chce żeby ktoś wchodził głębiej w jej uczucia i przemyślenia, jeśli dziewczyna nie zna go lepiej. Zresztą czasem chyba lepiej porozmawiać z kimś, komu nie musi się spowiadać niż siedzieć samemu ze swoimi myślami i pozwalając by wybuchały w niej. Chociaż zawsze mogła oddać się pasji – śpiewowi. Wtedy to wyrażała dokładnie każde uczucie za pomocą piosenki, lub nucenia wymyślonej przez siebie melodii. Ale nie jest sama. Jest Gabe, więc trzeba by to troszkę wykorzystać. - La plus belle vue – Wyszeptała do siebie w swoim ojczystym języku słowa mające znaczyć „Najpiękniejszy widok”. Czuła się wręcz oczarowana tym, że słońce może tworzyć na niebie takie cuda. Aż ją kusiło, żeby wystawić rękę i spróbować dotknąć tych pięknych barw, ale powstrzymała się. Choć gdyby była sama na pewno by to uczyniła. Jej oczka delikatnie błyszczały to z zachwytu, to z zaciekawienia pięknym zjawiskiem. Przez okno w dormitorium to tak nie wyglądało. Na pewno tu przyjdzie jeszcze nie raz. Tylko następnym razem cieplej ubrana. - Którą prozy... Aaa boże ja to powiedziałam na głos?! - Najpierw zaczęła zaskoczona ukazując jej kolejną cechę, mianowicie to, że zdarza jej się zapomnieć o tym, co powiedziała dosłownie kilka sekund temu. Ale w momencie zrozumiała o czym mówi wisząc jego znaczący uśmiech. Wtedy zaciekawienie zastąpione zostało przez zakłopotanie. A zakłopotana Cornelia zawsze przygryza wargę lekko, co się i stało w tym momencie na chwileczkę. Zaśmiała się również cicho ze swojej własnej głupoty. Nie patrzała na niego, ale kiedy to już zrobiła stało się to, czego zawsze unikała. Kiedy dotknął jej skóry i zerknęła na niego ich spojrzenia się skrzyżowały. W jej, jak zwykle ogrom uczuć bardzo łatwo zauważalnych – zszokowanie, zainteresowanie, jakiś głęboko ukrywany ból, ale zdecydowanie nie przez niego i ta dziwna, nieodgadniona iskierka, która się pojawiła pierwszy raz przy nim, a której jeszcze nawet ona nie potrafiła zrozumieć. - Wyglądasz na osobę, która wobec wszystkich jest nieuprzejma, więc ciężko to odebrać jako dobre nastawienie kierowane tylko do mnie – Odpowiedziała trochę podejrzliwie, ale uśmiechając się lekko. W końcu, która kobieta nie chce wiedzieć, że jest w niej coś, co zachwyca innych tak, że nie mogą oderwać wzroku? No i lepiej, że są to oczy a nie piersi. Kiedy dotykał ją, pieścił jej skórę jej oczy poczęły się lekko trząść, a jej ciało zadrżało, ale nie z zimna, a z powodu tego, że czy tego chciała czy nie ten gest był dla niej przyjemny. Dawno nie było jej dane poczuć ciepła ze strony drugiej osoby. Naprawdę bardzo za tym tęskniła. Jej były już jej nie mógł przytulić, jej przyjaciel gdzieś zniknął. Może to właśnie dlatego od razu się nie odsunęła, a czekała na jego dalsze poczynania. Szczególnie, że poczuła, że chłopak ma nad nią sporą przewagę. Szczególnie, kiedy dorwał się do zapięcia jej stanika. A ją kręciła dominacja nad nią w takich sprawach. - Um... Co ty... Gabe.. Co robisz... - Nasza wiecznie odważna Corin, która „ma większe jaja niż trzy czwarte facetów na świecie” poczęła się jąkać, speszyła się. Często tak reagowała na nowe, nieznane jej jeszcze czułości. W końcu do niektórych swoich chłopaków na jedną noc się przyzwyczaiła i nie było to dla niej nic szczególnego, emocjonującego. A Gryffon był czymś... A raczej kimś jeszcze nie poznanym. Kiedy był jeszcze bliżej sama chciała się cofnąć w odruchu instynktu samozachowawczego... Ale chwila. Jak wiele osób twierdziło ona tego nie posiadała. Dlatego pchała się zawsze w najgorsze afery i największe kłopoty nie wiedząc, że może stać się jej krzywda. Więc cóż się w niej odezwało? Strach? Nie, to nie było to, bo bez problemu mogłaby mu złamać rękę trzema ruchami. Wiedziała, że prędzej czy później to spróbuje zrobić, skoro jest już tak blisko... O te kilka milimetrów, więc to nie było kolejne zaskoczenie. Co to było za uczucie? Jej oddech przyśpieszył, serce waliło jak oszalałe. Czy zawsze tak reagowała? Nie miała zielonego pojęcia. Wiedziała tylko, że trzymał ją więc nie było mowy o ucieczce. Zresztą, gdzie miałaby zwiać. Może na dół co? Naleśnik z dżemem. Zawsze może krzyknąć, że ją molestują, ale tego i tak by nikt nie usłyszał. Zresztą, skoro pierwsze krótkie cmoknięcie było nawet przyjemne... Pozwoliła mu również na drugie. Jest sama... Kto jej zabroni? I chociaż emocje targały nią na wszystkie strony to przymknęła oczy i chociaż nie wykazała większego zafascynowania tym, nie pogłębiła pocałunku ani nic. I chociaż mogło to wyglądać na kompletnie zerową reakcję, to jednak osoba postronna zauważyłaby, że jednak coś zrobiła. Odsunęli się od siebie właściwie w tym samym momencie. Ona odskoczyła jak oparzona łapiąc stanik, który to wypadł jej spod szerokiej bluzy ze względu na to iż był bez ramiączek. Skoro został odpięty nie miał się na czym trzymać skoro już nie przylega do chłopaka. Trzymając niezadowolona materiał spoglądała na niego ostro. No tak. Nie powinna mimo wszystko. Cofała się do tyłu zastanawiając się, co właściwie miałaby mu powiedzieć. Powinien dostać w policzek ot co! - To... To było niestosowne... Ja cie nie znam i nie jestem pierwszą lepszą dziwką, żeby mnie od razu... - W tym momencie początek jej słowotoku przerwał jej własny pisk. Dlaczego? Cofnęła się za daleko. W pewnym momencie pod jej stopami zabrakło gruntu. Biedaczka poleciała w dół i... ROZTRZASKAŁ SIĘ O CHODNIK! UMARŁA! ROBIMY STYPE! NIECH KTOŚ ZAŁATWI WÓDKĘ!!! Niee, żartowałam. Wiem, że się już wszyscy ucieszyli, ale nie. Bowiem na ziemię spadł jedynie koronkowy materiał bielizny, a ona złapała się dwiema dłońmi o krawędź. Oczywiste, że była w tym momencie przerażona. Kurczowo i mocno zaciskała palce na brzegu dachu. Zamykała kurczowo oczy nie pozwalając, by łzy wydobyły się spod powiek. Dopiero po chwili była w stanie otworzyć oczy, ale to był błąd. Boże, wysoko. Starała się jakoś podciągnąć, ale na marne. Jeszcze bardziej się osuwała. Pozwoliła, by potoki słonych kropel spłynęły jej po policzkach. Boże. To koniec?
Nagle cała ta w miarę przyjemna atmosfera przygasła wraz z zachodem słońca i stała się ciemności. Rzucał lekko oczkiem na dziewczynę patrząc co uczyni i nawet jakby został spoliczkowany to jak to facet wziąłby to na klatę i zacisnął zęby. Lecz ku jego zdziwieniu tak się nie stało. Dziewczyna tylko zrobiła mu przykrość tym co powiedziała i faktem, że ma go za dziwkarza, był bardzo smutny, ale tylko na chwilę, bo jak to On… uwielbiał jak dziewczyny nad nim dominują, ale nie lubił gdy mu rozkazują. Mimo, że wiedział, że nim jest lecz nigdy nie był tak naprawdę zakochany lecz teraz to było nieznane uczucie ciepła, którym opiekuje się Afrodyta. Nie czuł tylko pożądania i cieszył się każdym słowem i gestem i obraźliwym tekstem wypowiedzianym z jej ust . Lecz jak mógł zakochać się w kimś po jednym dniu? Musiało to być zauroczenie lub coś innego, ale w tym momencie mu nie przyszło to na myśl. Jego głowę zaprzątały myśli jak wytłumaczyć się z tego incydentu, ponieważ bardzo lubił tą dziewczynę i chciał naprawić sobie autorytet jeżeli w ogóle taki miał u tej cudownej istotki płci przeciwnej. Zachowanie dziewczyny było trochę dziwne jakby ukrywała ból gdzieś głęboko w sercu. Miał nadzieje, że to nie jego wina i że dziewczyna nie miała przykrych uczuć i wspomnień do mężczyzn, a co najgorsze przyszło mu na myśl, to to że może być homoseksualistką, których on wręcz nienawidził. Ale wiedział jak to homoseksualiści nie lubią być całowani przez inną płeć, gdyż miał do czynienia z paroma dziewczynami, które na oko wyglądały na hetero. Lecz wymazał tą myśl z pamięci i wypowiedział zaklęcie –Lumos-. Chociaż nie było jeszcze ciemno, ale lubił wypowiadać te zaklęcie . I mówił je kiedy tylko nadarzyła się okazja. Rozejrzał się z nadzieją, że dziewczyna sobie jeszcze nie poszła lecz nigdzie jej nie widział więc westchnął, wzruszył ramionami, wstał i szedł w stronę wyjścia lecz nagle usłyszał cichy płacz więc szybko dokładnie rozejrzał się po dachu i zobaczył dwie dłonie które trzymały się krawędzi. Podbiegł szybko, uklęknął i spojrzał, że to Corek. Bez chwili wahania, Chwycił dziewczynę za ręce mimo iż był silny nie potrafił jej unieść gdyż co chwile mu się wyslizgiwała. I gdy już stracił resztki sił na dobre mu się wyślizgnęła. Lecz ten przerażony, ale bardzo dobry uczeń z Zaklęć i Uroków. Głośno wypowiedział Zaklęcie -Aresto Momentum !-. Czas się zatrzymał lecz miał tylko pare sekund więc chwycił jeszcze raz dziewczyne za bluze tak by się mu nie wyslizgneła i wciągnął ją spowrotem na dach i upadli na śnieg. I czar przestał działać, gdyż działał mógł działać tylko przez chwilę. Przerażony patrzał się w stronę dziewczyny zamykając oczy. I myśląc o tym, ze dziewczyna znowu może go wziąć za kretyna gdyż znowu ją na siebie przewrócił. Lecz tym razem było to niechcący.
Podobno istnieje miłość od pierwszego wejrzenia. Ale Cornelia tego jeszcze nigdy nie doświadczyła, a przynajmniej zdawało jej się, że nikt jeszcze nie był na tyle idealny, żeby widząc go po raz pierwszy od razu się zakochać. Ta osoba naprawdę musiałaby mieć wszystko to, czego ona pragnie w chłopaku. Natomiast przy każdym innym mężczyźnie wpierw musiała go poznać. I często okazywał się być naprawdę wspaniały mimo iż nie był idealny. Hahaha dobre! Ona i homoseksualistka! Jak można kobietę, która tak się brzydzi tego rodzaju odchyłów porównać właśnie do tego! Dobrze, że dziewczyna tego nie słyszała, że nie powiedział tego na głos bo naprawdę zrobiłaby mu krzywdę i to okropną. Fuj. Ona tak strasznie nie lubiła patrzeć na takie pary. Naprawdę w momencie robiło jej się niedobrze. I unikała tego jak bardzo się dało. Niestety, ale ostatnio jej przyjaciel... Chodziły plotki na temat tego, że jest gejem. I cholernie bała się tego, że to będzie prawda. Dlatego ona z nim nie rozmawiała. A potem on zaczął znikać. Ostatnio podejmuje same złe decyzje. Poszedł sobie. Słyszała zaklęcie, potem kroki. Po prostu sobie poszedł. Tak od razu. Dlaczego... Jak... Przecież... Naprawdę myślała, że lada chwila spadnie. Chyba nigdy niczego się tak nie bała. Przecież to Cornelia. Corin przeraźliwie boi się śmierci. Objawiało się to hemiofobią, lękiem przed krwią, między innymi. Ale głównie chodziło właśnie o wieczne zaśnięcie. Jej rodzice stracili życie, a teraz miała już przyjść kolej na nią? Przez głupią nieuwagę? Chyba nie była aż tak zła, więc dlaczego życie się nad nią mści. Strach przed śmiercią narastał... Dlatego to była dla niej najgorsza sytuacja jaka kiedykolwiek mogła się zdarzyć. Ręce miała śliskie od śniegu dlatego już po chwili zaczęła powoli tracić panowanie nad ciałem. Ponownie głośno pisnęła, ale w tym momencie poczuła, że ktoś ją łapie. Już chciała otworzyć oczy z radością... Ale ponownie czuła, że może polecieć w dół. Nie. Nie mogła patrzeć. Niech to się już wreszcie skończy. Niech się coś stanie. Albo w jedną, albo drugą stronę. Tylko niech nie chwieje się na skraju przepaści życia nie wiedząc, czy utrzyma się czy spadnie. I nagle wszystko stało się tak szybko. Osunęła się. Potem poczuła, jakby nagle wszystko stanęło, a potem niespodziewanie nie wisiała już w powietrzu. Leżała jednak nie czując żadnego bólu nie licząc tego, że serce waliło jej jak oszalałe i nie potrafiła oddychać. W jej gardle urosła ogromna gula. Dławiła się łzami. Otworzyła jedno oko, potem drugie. Spojrzała przed siebie. Leżała na Gabrielu... Przez chwilę go obserwowała, po czym rzuciła mu się na szyje nie potrafiąc przestać płakać. Tym razem, co naprawdę było strasznie rzadkie w jej przypadku, głośno i rozpaczliwie. Mocno obejmowała go nie chcąc się od niego odsuwać, jakby miało się po raz drugi zdarzyć to samo kiedy tylko go puści. Cała się trzęsła. - Boje się... - Wyszeptała bardzo cicho lekko wbijając paznokcie w jego plecy. Nie boleśnie. Po prostu naprawdę chciała się o niego zaczepić. Jak tylko się dało.
Wkurzony na samego siebie zwykły zmęczony, ciężko oddychający chłopak. Nie wiedział czy być zadowolonym czy też nie ze swojego jakże uprzejmego czynu. -Uratowałem jej życie, a zarazem znowu zachowałem się jak palant, znowu na mnie leży. Jak teraz będzie chciała odejść, to ją zrozumiem. Rozmyślał z zamkniętymi oczyma. Usłyszał, że dziewczyna płacze, więc zacisnął zęby na wardze i skrzywił się lekko. Gdy poczuł jej ręce na swojej szyi spodziewał się czegoś prawie najgorszego, że dziewczyna chce mu zrobić krzywdę, nie przyszło mu na myśl, że będzie chciała go przytulić. Więc westchnął i pomodlił się do Zeusa iż uważał że religia monoteistyczna jest ciekawsza od wiary w jednego boga. Uwielbiał watek śmierci i Hadesu i wszystkiego co mroczne w Mitologii Greckiej. – Świeć nad moją duszą o najłaskawszy. Powiedział cicho po czym usłyszał te dwa słowa, które niezwykle go zadziwiły i zaskoczyły. Więc powoli otwarł oczy i spojrzał kątek oka na dziewczynę, która przytulona do niego ciężko dychała i nie potrafiła złapać oddechu jak to przy płaczu. – Co.. co się stało-. Powiedział cicho po czym usiadł przytulając się do niej. – Już się uspokój. Powiedział spokojnym lecz zmartwionym głosem. – Wszystko będzie dobrze. Powiedział jedną ręką, ja trzymając a drugą gładząc po głowie, na której znajdowało się dużo gęstych włosów, które bardzo lubił obmacywać. Spojrzał na jej pierś która bez stanika była do połowy odkryta przez odpiętą bluzkę. Uśmiechnął się, przygryzał wargę patrząc z pożądaniem na kawałek jej piersi. Lecz zamknął oczy, westchnął i spojrzał na dziewczynę, która nie potrafiła oderwać się od płaczu, co chwilkę spoglądając na pierś. Pocałował ją w policzek po czym przytulił do Siebie. I patrzał jak dziewczyna się trzęsie ściągnął swoja pelerynę, z którą się nie rozstawał gdyż lubił jak faluje gdy się szybko chodzi, ale dla dobra sprawy chwycił jedną ręką za rękaw i ściągał powtarzając –Ciii -. Zaczęło robic się coraz ciemniej i ciemniej. Gdy udało mu się ją ściągnął przykrył dziewczynę i zaczął ogrzewać jej stopy poziomymi ruchami rąk. Po czym pocałował ją lekko w stopę i uśmiechnął się do niej ciesząc się, że płacz dziewczyny powoli ustaje. I puścił oczko dziewczynie po czym mocno się do niej przytulał. – Zawsze tak płaczesz? Jak mała dziewczynka?. Zaśmiał się cicho by załagodzić sytuacje. A poza tym uznał, że na dzisiejszy dzień za dużo wrażeń i dobroci jak to powiedział Limit na dzisiaj jest wyczerpany. Zrzucił dziewczynę z nóg i wstał . Otrzepując się z śniegu. I poprawiając włosy po czym podał jej rękę. – Wstajesz, czy będziesz tu tak siedzieć ? Zapytał przekręcając oczyma i wysuwając lekko język lecz uśmiech z jego twarzy nie znikał, gdyż bardzo się cieszył iż dziewczyna może wreszcie go polubiła. I z jedną chwilą ten uśmiech spadł z jego twarzy gdy sobie odtworzył całą tą sytuacje i przypomniał sobie, że to przez niego dziewczyna by zmarła, bo gdyby nie on to przecież spokojnie siedziałaby na dachu i poszła na zajęcia czy gdzie tam miała iść. Chwycił się jedną ręką za głowę wkurzony, gdyż jedną rękę trzymał w powietrzu i czekał aż dziewczyna uściśnie jego dłoń i wstanie, by mogli iść poszukać stanika .
Oj o mitologi greckiej to jej lepiej nie mówić. Jak była mała zawsze się bawiła, że jest córką Hadesa i Persefony. I że wychowała się w podziemiach i jest takim małym pomiotem szatana. Może sobie nawet kiedyś takie trzygłowego psa kupi, ja kto tam mieli, cerberka? Nie odpowiedziała już na jego pytanie. Uznała po prostu, że jakiekolwiek słowa są zbędne. Zresztą, nie była wstanie kompletnie nic powiedzieć. Chciała wyrazić to, jaka jest wdzięczna, ale i to nie chciało przejść przez nią w jakimkolwiek geście czy słowie. Więc tak po prostu siedziała ciesząc się, że pan niemiły ją przytulił do siebie. To było nawet słodkie z jego strony, że tak bardzo starał się ją uspokoić. I nie wiedziała, czy z poczucia obowiązku, winy, czy dlatego, że naprawdę ją lubi. Zresztą, to teraz było nieważne. Uniosła dłonie i otarła oczy, które załzawione sprawiały, że widziała jak przez mgłę. Do tego było jeszcze ciemno, więc i tak miała zmniejszone pole widzenia. Boże, jak ona nienawidziła płakać. W momencie ta odrobina makijaży, którą na oczy nakładała znajdywała się zamiast na rzęsach, to na policzkach w postaci cienkiej, czarnej smugi. No i to była w pełni oznaka słabości. A Corin nie jest słaba. Ona jest silna! Nie zareagowała jakoś szczególnie na pocałunek w policzek. Ale już powoli się uspokajała. Przestał bać się, że kiedy tylko go puści, to znowu spadnie. Poluźniła więc uścisk, by po chwili mocno zacisnąć palce na pelerynie, która wylądowała na niej. Widząc, jak chłopak za wszelką cenę chce ją ogrzać nawet w tą jej nieszczęsną stópkę uśmiechnęła się delikatnie, a kiedy i ten człon dostał buziaka nawet cicho się zaśmiała. Pociągnęła nosem biedaczka. - Ughm nie! Nie powinno cię to zresztą obchodzić! Jak będę miała ochotę to będę płakać O! - Mruknęła zirytowana jego uwagą. Może nie miała być jakoś szczególnie dokuczliwa co do niej, ale kiedy ją zrzucił to poczuła się w pewien sposób zaatakowana. Nadęła lekko policzki, prychnęła jak naburmuszona kotka i obróciła twarz w bok mocno się otulając peleryną i zakrywając wszystkie przyjemne widoki, jakie ukazywały się na świat przez niego. Wielce obrażona na niego... No niestety jej to nigdy nie wychodzi, złapała jego dłoń i za jej pomocą prawie od razy wstała. Przez chwile trzymała się jego reki spoglądając niepewnie w stronę końca dachu. O staniku nawet nie pomyślała. W końcu posiadła nie jeden, a ten i tak nie był ulubiony. - Gabe... Zaprowadzisz mnie do dormitorium? Oddałabym ci od razu pelerynę – Spytała... A raczej oznajmiła mu bo nie czekając na odpowiedź poczęła go jak najszybciej ciągnąć w stronę zejścia z dachu splatając palce z palcami jego ręki. Biedaczek więc został porwany do damskiego, gryffońskiego dormitorium.