Klasa ta nie różni się niczym szczególnym od innych poza nietypowym wyposażeniem - na tyłach są regały ze starymi książkami mugolskich autorów, przy bocznej ścianie są stoły z niedziałającym laptopem, ekspresem do kawy, małym modelem autobusu, żarówką czy kalkulatorem.
Autor
Wiadomość
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Z jednej strony cieszyła się, że są zajęcia z mugoloznawstwa w Hogwarcie, z drugiej strony ciągle słyszała z tyłu głowy głos swojej babci, która za coś takiego gotowa byłaby rzucać klątwą na każdego, kto propagował zajęcia o mugolach. Mimo to, mając wcześniej styczność z mugolami i widząc to i owo z ich kultury, ciekawa była, jak będą wyglądały zajęcia dotyczące kina i teatru. A może zadanie nie zwiastowało tematu zajęć? Do klasy dotarła jako jedna z pierwszych osób, czym przestała się już przejmować. Lepiej chwilę poczekać na profesora niż zastanawiać się, czy zdąży, zanim zamknie drzwi, czy też zostanie wyrzucona z lekcji. Co prawda Harrington nie wydawał się być jednym z tych, którzy mieli kij w tyłkach, ale nie chciała go lekceważyć przez pryzmat przedmiotu. Spojrzała po pustej sali, dziwiąc się brakiem ławek oraz krzeseł, ale po chwili uśmiechnęła się na widok Victorii. - Hej! Widzę, że ciekawość świata mugoli jedynie wzrasta? - zagadała wesoło, stając obok. Włosy znów nieznacznie opadały jej na twarz, więc poprawiła je, zgarniając do tyłu i podpinając spinką. - Myślisz, że będzie nam wyświetlać jakiś film? Trochę zastanawia mnie brak wszystkiego w sali - dodała, poprawiając krawat, aby był ładnie zawiązany, a nie zwisał smętnie.
Z uporem maniaka uczestniczył we wszystkich organizowanych lekcjach w Hogwarcie, chcąc nadrobić zaległości, które nazbierały mu się przez te miesiące nieobecności. Zaklęcia, miotlarstwo, starożytne runy... Nie mogło go też zabraknąć na mugoloznawstwie! Zwłaszcza, że Harrington narobił - nie tylko Thaddeusowi jak widać - chrapki na mugolskie kino (teatr już niekoniecznie). Akurat Edgcumbe o kinie popularnym miał całkiem spore pojęcie - wieczorami ze swoim staruszkiem oglądał tysiące filmów i seriali, żeby zabić ciszę i zająć jakoś Archiego, by nie martwił się zbyt wiele. A filmy o superbohaterach były idealnym materiałem na odrealnienie. Także pojawił się i na tej lekcji - nawet przed czasem, ubrany wzorowo w mundurek, jak na przykładnego Puchona przystało. Jedyna rzecz, która nieco odbiegała od klasycznego hogwartczyka - to komiks Marvela w którym Thaddeus zatopił się bez reszty. Przygody Avengersów wydawały się wyjątkowo interesujące w to nudne popołudnie. Wchodząc do klasy, zauważył jedynie, że nie będzie miał gdzie usiąść - więc zaraz przy wejściu oparł się o ścianę, machając jeszcze na powitanie Victorii i Loulou - po czym wrócił nosem do komiksu. O pozwolenie na opuszczenie murów zamku nie musiał prosić Archiego - w końcu był już studentem.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Bycie prostym człowiekiem ma swoje wady i zalety. Jednak, czy aby na pewno Felinus był tymże przedstawicielem własnego gatunku? Tego nie był w stanie do końca stwierdzić. Prości ludzie mają tendencję do tego, iż nie zmieniają swojego życia do tego stopnia, by to potem stało się lepsze; zamiast tego toną w utartych schematach, idą ścieżkami już wcześniej udeptanymi, zamykają umysł na nowe doświadczenia. Uważają, że porządek, w jakim się znajdują, jest na tyle odpowiedni, iż nie potrzebują żadnych zmian, w związku z czym prowadzą zwyczajne, ludzkie życie - godne czy niegodne, mniejsza. Po prostu je prowadzą - istnieją, ale czy na pewno żyją tak, aby potem, w obliczu starości bądź śmierci, być dumnym z tego wszystkiego? Chłopak był gdzieś na jakiejś nieokreślonej granicy; poniekąd nie prowadził gwałtownych zmian w swoim ludzkim żywocie, ale nie uważał, by ta opcja była słuszna - brak mu było jednak motywacji do tego, by cokolwiek coś zmienić. Nie bez powodu rozmyślał nad tym, niedawno przecież znajdując się w obliczu zagrożenia, z którego wyszedł zwycięsko. Zastanawiało go jednak to, dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć - dlaczego Maximilian nie mógł z pokorą przyjąć tego, co zaoferowała im Saskio za milczenie; otrzymał jednak swoją karę, a Puchon musiał udawać, że ten się podpalił tymi magicznymi kamyczkami o smaku przypraw włoskich. Poniekąd mu to pasowało, poniekąd nie - starał się smarować te cholerne plamy na torsie, ale nie było to zbyt przyjemne. Całe szczęście, roślina nie zdecydowała się do chwycenia za bardziej widoczne dla innych części ciała, co nie zmienia faktu, iż nie wszystko przebiegało tak, jak powinno - od czasu do czasu czuł pieczenie oraz swędzenie, co powodowało zdenerwowanie i potęgowało uczucie beznadziejności. Znalazł się zatem w klasie mugoloznawstwa, zastanawiając się nad tym, jaki będzie kolejny temat lekcji Harringtona. Zadanie wykonał sumiennie, a dotyczyło ono głównie kinematografii. Czyżby ten postanowił tym razem zapoznać ich bardziej z rozrywkowym życiem mugoli? Nie wiedział, ale ławek nie było, a sala świeciła pustkami, pomijając pojedyncze jednostki, które postanowiły również uczestniczyć w zajęciach.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Zajęcia z mugoloznastwa może nie zawsze należały do najciekawszych, ale zdecydowanie były oryginalne nieważne, co się na nich robiło. Być może to właśnie dlatego Violetta tak często brała w nich udział. Szczerze powiedziawszy sama mugolska kultura w szerszym pojęciu nie interesowała jej jakoś szczególnie choć owszem miała kilka całkiem ciekawych elementów. Na przykład mieli całkiem dobrą muzykę, która potrafiła być nieco bardziej ambitna niż pewne nieskoordynowane magiczne śpiewy. W sali mugoloznastwa znalazła się przed czasem, ale już dosyć spora grupa zdążyła się tam zebrać. Krukonka przywitała się z tymi, których kojarzyła, a następnie oparła się o ścianę gdzieś niedaleko wyjścia, krzyżując przy tym ramiona na piersiach. Nie była w najlepszym nastroju i raczej nie miała większej ochoty na to, by angażować się w jakieś rozmowy z innymi. Zamiast tego wolała po prostu w ciszy oczekiwać nadejścia Harringtona.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Zgoda od, kurwa, rodziców? Na pewno. Nic dziwnego, że Max przed lekcją udał się po prostu do gabinetu profesora, by z nim porozmawiać i wyjaśnić, że z przyczyn całkowicie niezależnych od niego - w końcu nie prosił się o wypierdolenie z domu na pysk - nie będzie w stanie uzyskać zgody na żadne wyjście z Hogwartu. Był już jednak pełnoletni i nie wydawało mu się, żeby bez tego pierdolonego świstka musiał siedzieć faktycznie na dupie w zamku. Oczywiście przedstawił profesorowi sprawę ostrożnie, bo nie bardzo chciał odsłaniać wszystkie karty, po prostu przyznał, że nie ma już domu i nie utrzymuje kontaktu ze swoimi opiekunami od początku roku szkolnego, więc nie jest w stanie dostarczyć żadnego poświadczenia, które pozwalałoby mu na opuszczenie szkoły. Nie starał się brzmieć żałośnie, czy coś takiego, zależało mu jedynie na przedstawieniu faktów, by profesor wiedział, w czym leży problem i liczyć na to, że ten zgodę wyrazi. Co, jak się okazało, aż tak trudne nie było, w końcu Max znajdował się w gównianej sytuacji życiowej, więc można było na pewno rzeczy przymknąć oko. Do klasy wszedł ostatecznie razem z profesorem, bo nie zamierzał już nigdzie niepotrzebnie zapierdalać, nie było już na to nawet czasu. Nie chciał również gadać o tym wszystkim wcześniej, bo trochę się łamał, czy to jebane wyjście jest mu aż tak potrzebne, ale jak zawsze, wróciła do niego natarczywa myśl o wymaganiach Rose i wzdychając powlókł się do tego gabinetu. Tak czy inaczej - wszedł jako ostatni i stanął z boku, blisko drzwi, żeby się nie rzucać w oczy.
//Max pojawi się fabularnie dopiero z profesorem, więc nie zagadujcie, bo go po prostu nie ma sprawa dogadana na GG z Shawnem w razie czego
______________________
Never love
a wild thing
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren pojawił się w klasie mugoloznawstwa nieco zasapany - przez nadmierną ostrożność związaną z poruszaniem się po wysoko położonych schodach i uporczywe trzymanie się poręczy poruszał się po zamku nieco wolniej niż by sobie życzył. Toteż gdy znalazł się na "stałym lądzie" rzucił się biegiem w kierunku odpowiedniej sali, tylko po to by w połowie drogi zauważyć, że specjalnie przecież wyszedł wcześniej i do lekcji pozostało jeszcze dobrych kilkanaście minut. Wszedł więc do klasy jako jedna z pierwszych osób - i tam porzucić musiał swój nawyk w siadaniu w ławce ustawionej gdzieś z boku, gdyż oprócz kilku dusz pomieszczenie było raczej puste niż pełne. Tym razem stanął więc gdzieś z boku, zastanawiając się czy dzisiejsza lekcja będzie miała coś wspólnego z ostatnią pracą domową - a jeśli tak, to jak dużo.
Virgil H. Turner
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178cm
C. szczególne : dysharmonia znamion; cienie zmęczenia osiadłe pod linią oczu; niesforne, kręcone włosy
Pośród mugoli poruszał się wyjątkowo niepewnie, niemniej - ze znaczną dozą zaciekawienia; cała gromada bliskich pomimo utraconego statusu posługiwała się magią. Dzieciństwo miał wypełnione baśniami Beedle'a, jako maleńki chłopiec marzył o zabawkowej miotle (na której i tak koniec końcowa nie nauczył się nigdy latać i omal nie złamał ręki przy pierwszej niezdarnej próbie). Mugole, wydawali się w jego odczuciu zjawiskiem odległym i niemal niedotyczącym, obecnym za horyzontem prowadzonego życia; wszystko zmieniło się dość gwałtownie wraz z rozwijaniem pojęcia na temat sztuki. Sztuka łączyła w pewnym bliżej nieznanym sensie środowiska magiczne i niemagiczne; artyści niejednokrotnie splatali dwa pozornie przeciwne światy, balansując na pograniczu pomiędzy techniką a magią. Sztuka - właśnie sprawiła że Turner zaczął się coraz bardziej przyglądać swym niemagicznym braciom. Odkąd był w stanie uczęszczał na lekcje mugoloznastwa pomimo braku przymusu oraz słynnego, nieodzownego lenistwa. Dzisiaj podobnie, wkroczył do wnętrza znajomej klasy; rozejrzał się dookoła widząc wdrożone zmiany i oczekując nadejścia profesora, który zapewne zdoła im wszystko wyjaśnić (w słusznym do tego czasie).
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie sądziła, że przyjdzie na zajęcia z mugoloznastwa. Raczej nie była to dziedzina, która ja wybitnie fascynowała, ale mimo wszystko postanowiła się pojawić. W końcu było to coś innego niż wszystkie inne lekcje, które były organizowane w Hogwarcie i po prostu ciekawiło ją jakie też zagadnienia zostaną poruszone przez Harringtona. I choć miała tego dnia natłok innych zajęć nie tylko szkolnych to i tak udało jej się zjawić w sali przed czasem. Przynajmniej na to wskazywał brak obecności nauczyciela, a jedynie tłumu uczniów, który już zdążył się zebrać na tej osobliwie pustej przestrzeni. Yuuko znalazła sobie gdzieś nieco miejsca, by stanąć niedaleko swoich rówieśników i w ten sposób oczekiwać nadejścia nauczyciela. Chwilowo nie widziała nawet nikogo do kogo mogłaby za bardzo podejść i rozpocząć rozmowę. Wszyscy wydawali się być zajęci sobą. Dlatego też właśnie zdecydowała się na to, by samotnie oczekiwać rozpoczęcia lekcji.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Zawsze chętnie przychodziła na lekcje mugoloznastwa. Nie dlatego, że była spragniona wiedzy o mugolach, wiedziała o nich i tak zdecydowanie więcej niż duża część uczniów hogwartu. Profesor Harrington za każdym razem potrafił jednak przygotować coś ciekawego i dlatego skutecznie przyciągał młodych czarodziejów na swoje niecodzienne lekcje. Zarówno na wycieczce w Londynie jak i na ostatnich zajęciach sportowych Nancy bawiła się świetnie, więc i tym razem z uśmiechem na ustach weszła do klasy, ciekawa co też będą dzisiaj omawiać. Po zadanej pracy domowej można było się trochę domyśleć, ale nie było sensu zgadywać nic konkretnego, pewnym było, że Edwin ich jakoś zaskoczy. Przywitała się z kilkoma znajomymi, których zastała w sali i jak zwykle przystanęła na moment, nie mogąc zdecydować się, w którą stronę pójść. Ile by dała za umiejętność bilokacji i możliwość spędzenia lekcji z każdym ze swoich przyjaciół! Ostatecznie posłała ciepły uśmiech do Yuuko i Tadka, a zaraz potem podeszła do @Violetta Strauss. Ostatnio skutecznie odgrywała rolę rzepa przyczepionego do jej kruczego ogona. - Hej! - Przywitała się cicho, widząc od razu, że dziewczyna ma jakiś kiepski nastrój. Uśmiechnęła się ciepło i przystanęła przed nią, nie bardzo wiedząc co powinna i co mogłaby zrobić. Chciała przynajmniej złapać ją za rękę, ale jej zamknięta postawa skutecznie to uniemożliwiała, splotła więc jedynie swoje własne dłonie przed sobą. Ostatecznie stanęła obok i sprzedała Strauss krótkiego buziaka w policzek, licząc, że ją tym trochę rozchmurzy. - Jak nastrój? - Zapytała spoglądając w ciemne, krukońskie oczy i starając się przelać w nie trochę więcej radości i nieco uśmiechu.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Nie musiała chodzić na mugoloznastwo - uważała, że jej wiedza na temat świata niemagicznego jest wystarczająco duża by opuszczać te lekcje, ze względu na to, że jej matka była pół-krwi, a ona sama od urodzenia mieszkała w mugolskiej dzielnicy (choć ostatnio zmieniło się to, gdy wynajęła pokój u Angelusa). Nie zmienia to jednak faktu, że Vittoria uważała, że zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego, nawet jeśli człowiekowi zdaje się, że wie już wszystko. Ponadto lubiła profesora i to jak prowadził zajęcia, to też chodziła na nie z przyjemnością - choć nie na wszystkie. Ostatnie ją ominęły, ale tym razem zamierzała się stawić punktualnie i zaangażować się w... To co będą robić. Od razu po przekroczeniu progu zaciekawił ją brak ławek i stołów. Mogło to oznaczać jakieś zajęcia ruchowe, ale czy wówczas nie łatwiej byłoby je przeprowadzić na błoniach? Albo w jakiejś znacznie większej sali? Jedyne czego była pewna, to że nie będą dzisiaj nic pisać - robienie tego w powietrzu zdecydowanie byłoby niewygodne. Jakoś tak wyszło, że po rozejrzeniu się po przybyłych już uczniach (mrugając przy tym z zaskoczeniu - było ich na prawdę dużo jak na ten rodzaj zajęć!) ostatecznie swoje kroki skierowała do jednej z osób, której nie dane jej było bliżej poznać - a nawet jeśli, to nie była wówczas na tyle świadoma bądź trzeźwa, żeby to pamiętać. Cóż, typowe dla tej dziewczyny było maltretowanie za każdym razem kogoś nowego - jakby za punkt honoru postawiła sobie bycie rozpoznawalną przez każdego w szkole. To też, czy tego chciał czy też nie, tym razem padło na @Felinus Faolán Lowell. Oczywiście jeśli okaże się, że czeka na kogoś, to dziewczyna grzecznie się wycofa, ale w tej chwili... -Cześć - Przywitała się posyłając mu wesoły uśmiech i z zaciekawieniem obserwując jego twarz.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Stracił poniekąd połączenie ze światem zewnętrznym. Utrzymywał balans, kiedy jego dusza myślami gdzieś uciekła całkowicie gdzieś indziej. Trzymał w sobie fragmenty człowieczeństwa, spoglądając na zdarzenia dni poprzednich przez pryzmat obiektywego sądu - mimo, iż to nie był Dzień Ostateczny, liczył wówczas na koniec wszystkiego - ale przede wszystkim koniec licznych problemów, z którymi nie miał jak sobie poradzić. Oddychał spokojnie, karmiąc samego siebie schematami przyjętymi z dzieciństwa, jakoby oczekując tym samym zmian w swojej prostocie (czy też i jej braku). Nie wiedział, co go tak naprawdę czekał. Być może chciałby wiedzieć, co uda mu się osiągnąć w życiu, ale czy wtedy miałoby ono sens? Człowiek brnie przed siebie dlatego, iż nie wie, gdzie jest jego granica zdolności, a gdyby o takiej się dowiedział, natychmiast niemalże porzuciłby swoje troski, starania, ciężką pracę i łzy wydobywające się z oczu podczas przemierzania tej dziwnej drogi z kresem, ale bez widocznego końca. Jakby mgła uniemożliwiała zobaczenie miejsca, w którym polegnie. Głos. Głos przerwał jego myślenie - głos skierowany w jego stronę. Zauważył ją - dziwną (bo do niego podeszła) dziewczynę. To znaczy się, nie uważał ją w takim stopniu za mocno dziwną - bardziej zaskoczył go fakt, iż ta postanowiła do niego podejść i się przywitać. Rzadko kiedy był postawiony w takiej sytuacji w sumie. Odpowiedzieć? Odejść? A może zignorować? Druga i trzecia opcja nie wchodziły w grę - postanowił wymusić ze swojego gardła wydostanie się kilku słów. - Cześć. - rzucił na początek, starając się przeanalizować nieznaną jeszcze przedstawicielkę Gryffindoru. Zauważył jej tatuaż na szyi, ale na razie tylko tyle wyłapał - no i, jak wiadomo, kosmyki jasnych włosów, do tego niebieskie tęczówki okalające do snu źrenicę. Zdziwił go jednak kształt tego artystycznego znaku. - Jeżeli mogę spytać - jakie znaczenie ma Twój tatuaż w kształcie dinozaura, ten na szyi? - wypowiadając te pytanie, przygotował się na wszelkie możliwe odpowiedzi. W tym te mniej przyjemne. Cholerne plamy zaczynały go trochę bardziej frustrować.
Wydawało jej się, że gdy na nią spojrzał z jego oczu schodziło jakiegoś rodzaju otępienie, zaduma. Jakby był w całkiem innym świecie, szybował gdzieś wysoko ponad chmurami, a ona złapała go za nogę i powolutku sprowadziła na ziemię. W tamtej chwili zastanowiła się, czy aby na pewno powinna do niego podchodzić. Jeśli potrzebował pomyśleć, to mógł sobie nie życzyć towarzystwa - tym bardziej, że się nie znali, a w takich chwilach raczej nie chce się mieć na głowie zupełnie obcej osoby. Z drugiej jednak strony, gdy człowiek potrzebuje samotności, to czy przychodzi na lekcje pełną ludzi? Zawieszenie z jego strony sprawiło, że niepewnie zagryzła wargę i przechyliła lekko głowę w bok. I dla niej sytuacja była nowa bo... Chyba nikt wcześniej nie prowadził szczegółowej analizy jej osoby. Znaczy, to nie tak że faceci jej nie oglądali - nie narzekała na to jak wygląda i wiedziała, że może się podobać. Tylko, że on nie spoglądał na nią tak, jakby oglądał sobie jej urodę. Miała wrażenie, że wchodzi jej wgłąb duszy. Aż ją ciarki przeszły, gdy z jego ust wyszło zwyczajne "Cześć". I zwrócił uwagę na jej tatuaż, kolejna niecodzienna rzecz. Nie pamiętała, czy zdarzyło się kiedyś, żeby ktoś zszedł rozmową od razu w tym kierunku. To było... Ciekawe. Tera już zdecydowanie nie żałowała, że postanowiła go zaczepić. -Wszyscy moi przyjaciele zachwycali się zawsze smokami, każdy z nich chciał mieć jednego. Ja natomiast wychowałam się jak mugolka, więc uznałam, że ja chcę mieć dinozaura. Problem w tym, że istnieją miniaturowe smoki, a miniaturowych dinozaurów jakoś nikt nie wymyślił. Więc skoro nie mogę mieć małego, ryczącego T-rexa, to go sobie chociaż wytatuowałam - Bez cienia oporu i ze sporą dawką entuzjazmu opowiedziała mu całą historię swojego tatuażu. Była bardzo otwartą i bardzo szczerą osobą, zatem niezależnie jakie pytanie by jej zadał, zapewne otrzymałby w pełni zgodną z prawdą odpowiedź - tak jak stało się w tym przypadku. Przy okazji w jej jasnych oczach pojawiły się wesołe iskierki, wskazujące na to, że jest to jedno z jej ulubionych wspomnień. -Ty masz jakiś tatuaż? - Skoro on powiedział A, to ona postanowiła powiedzieć B i odbić temat. I ewentualnie pociągnąć go dalej. Ah, no i czywiście niebyłaby sobą gdyby nie dodała: -Możesz się też pochwalić blizną w ciekawym kształcie. Chyba, że masz ją na tyłku, to może lepiej nie tutaj - Wyszczerzyła się przy tym rozbrajająco.
Katherine i mugoloznawstwo to było jakieś jedno wielkie nieporozumienie, jednakże skoro wszyscy uczęszczali to doszła do wniosku, że i ona nie będzie wyjątkiem. W związku z tym postanowiła jednak na te zajęcia zawitać. Zwykle na nich miała większy ubaw ze wszystkiego i niekoniecznie wynosiła z nich jakiekolwiek pożyteczne informacje, bo one do niczego jej nie były potrzebne, a z kolei w domu rodzinnym nie stosowali niczego co mugolskie i nie rozmawiali nigdy na te tematy. Pisząc pracę domową na ostatni temat o kinematografii, zrobiła ją poprawnie tylko dlatego, że posiadała nader inteligentny podręcznik do mugoloznawstwa. Czytać raczej każdy mądry potrafi, czasem lepiej, czasem trochę gorzej ze zrozumieniem, ale potrafi. Idąc na zajęcia spotkała po drodze @Heaven O. O. Dear, więc przynajmniej dalszą drogę do klasy odbyła w jej towarzystwie. -Mam nadzieję, że zajęcia będą na tyle ciekawe, że nie zasnę, ostatniej nocy nie spałam najlepiej- powiedziała siląc się na delikatny uśmiech. Mimo niewyspania, jej twarz wyglądała jednak w miarę ożywczo i zdrowo, a śliczne loki opadały kaskadą na jej plecy. Wchodząc do sali uraczyła uśmiechem i krótkim powitaniem każdego Slizgona na tej sali.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kolejna lekcja z Edwinem zapowiadała się dość ciekawie. Jeżeli miała coś wspólnego z ich pracą domową oczywiście. Trzeba przyznać, że Shawn obudził w Maxie jakąś niezdrową ciekawość w tematach aktorstwa. Dlatego też, jeżeli lekcja miała opowiadać o kinie i teatrze, chętnie się na nią wybrał. Był ciekaw, co Harrington im wymyśli. Mugoloznawstwo było dla Maxa jednym z tych luźniejszych przedmiotów. Zazwyczaj nie musiał wysilać się, aby dobrze na nich wypadać. W końcu kulturę mugoli znał dużo lepiej niż tę czarodziejską. Dobrze bawił się również patrząc na niedowierzenie i zdziwienie w oczach czystokrwistych znajomych, którzy pierwszy raz słyszeli o niektórych rzeczach. Zapewne sam musiał tak wyglądać słuchając o zwyczajach czarodziejów. Gdy dotarł do klasy, w środku siedziała już spora gromadka uczniów. Jedni mniej inni bardziej znudzeni. Stanął obok sympatycznie wyglądającego puchona. -Coś mi się nie wydaje, że będzie to normalna lekcja. Chętnie powtórzyłbym meczyk w pingla. - Skomentował sytuację po cichu, jednocześnie zagadując chłopaka.
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pon Maj 11 2020, 15:18, w całości zmieniany 1 raz
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Pustka w klasie nieco pokrzyżowała plany Ragnarssona. Miał zająć miejsce gdzieś z przodu. Dla odmiany. Ponieważ taktyka siedzenia z tyłu, kiedy nie chciało się z nikim rozmawiać zupełnie nie działała. Kiedy wkroczył do sali, okazało się, że nie ma stołów i ławek, a on musiał znaleźć szybką alternatywę swojego misternego planowania. Splótł ręce na piersi, mrużąc oczy w wyraźnym niezadowoleniu, przez chwilę torując młodszym uczniom drogę w drzwiach. Nie drgnął, dopóki nie znalazł własnej ścieżki. — Solberg, rusz się! Przesunął go zaklęciem, skoro chłopak torował mu drogę do upragnionej miejscówki. Mógł użyć do tego jeszcze łokcia, ale pierwsze rozwiązanie uznał za mniej inwazyjne, nie zagrażające jego funkcyjnej plakietce prefekta dopiętej do koszuli. W końcu... zdecydował się na bardziej dyplomatyczne rozwiązanie, prawda? Dopiero tworząc sobie wolną przestrzeń, wpierdzielił się pomiędzy niego, a Thaddeusa, uznając, ze stanie pomiędzy dwoma gośćmi, wyższymi od niego, ma większe szanse wtopienia się w tłum.
Bardzo podobała jej się gra w ping ponga, której nazwy w końcu się nauczyła po wielu próbach poprawnego jej wypowiedzenia. Ale przecież nie było jej winą, że najzwyczajniej w świecie słyszała o czymś takim po raz pierwszy w życiu. Raz nawet przechrzściła grę na "pomarańczę", bo czy to nie brzmiało identycznie? No i ta malutka piłeczka w takim kolorze... Nic dziwnego, że właśnie to jej przyszło do głowy. Poza tym czy nie brzmiało lepiej "idę grać w pomarańczę" niż "idę grać w ping ponga"? Naprawdę, mugole powinni się nad tym zastanowić. Nie miała nic przeciwko powtórce z rozrywki, a dodatkowo do przyjścia zachęciło ją wspomnienie o zgodach rodziców dotyczących wyjść uczniów poza tereny szkoły. Co tym razem planował nauczyciel, skoro musiała specjalnie pisać sowę w tej sprawie? W zamian za to otrzymała nie tylko świstek papieru umożliwiający opuszczenie Hogwartu, który trzymała w jednej ręce, żeby wręczyć go Harringtonowi, ale także domowe ciasteczka. I to całe pudełko! Chyba każdy będąc na jej miejscu wepchałby do kieszeni ile wlezie i dopiero poszedł na lekcję. Weszła do klasy, która znowu przeszła przemeblowanie i stanęła pod jedną ze ścian, opierając się o nią. Korzystając z tego, że nauczyciela jeszcze nie było, schowała kartkę z pozwoleniem do tylnej kieszeni jeansów, żeby wyjąć z kieszeni długiego, cienkiego kardiganu woreczek z ciastkami. I po prostu zaczęła jeść, żeby zabić jakoś czas pozostały do rozpoczęcia zajęć. Zastrzyk energii (nie) zaszkodzi.
/można podbijać, mam ciastka a jak nie to wincyj dla mnie/
Odetta Lancaster
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : Długie, jasne blond włosy- nigdy nie nosi ich upiętych; przenikliwe spojrzenie; roztaczana aura wili
Wątpliwości targały jej drobnym ciałem, które skupione było na nieustannej ucieczce. Wspomnienia rozlewały się po ścianach czaszki, kiedy to raz po raz drżała pod nad naporem zalewających jej ciało emocji. Bała się zwrócić z prośbą do Thaddeusa, by wprowadził ją na nowo w mury Hogwartu, dlatego nie skierowała do niego żadnego listu. W głowie szumiało od wizji, w których uznała, że Egdcumbe zrzeknie się wszelkiej pomocy, choć czy nie były to fałszywe oskarżenia? Całe szczęście, nigdy nie miał poznać myśli jasnowłosej, która z trudem przemierzała obecnie korytarze szkoły. Spoglądała na ludzi, rozpoznając niektóre twarze. Dostrzegała studentki, z którymi spędzała wiele czasu w dormitorium czy studentów, na których odbijał się wciąż jej urok, gdy ślepo podążali śladami pół-istoty. Przekroczyła salę mugoloznastwa pewnie, zastygając na moment w bezruchu, gdy dostrzegła tego, którego lękała się błagać o pozór wsparcia. Zadrżała od zalewając ją feerii uczuć, aż wreszcie odważyła się podejść bliżej, ignorując towarzystwo puchona, który zapewne powinien mieć świadomość, że i ona odważyła się wreszcie przełamać wszelkie granice nieśmiałości, mimo iż ta nieprzypisana była do Lancaster na stałe. - Cześć – wypowiedziała to jedno krótkie słowo, krzyżując wzrok z byłym chłopakiem. Stanęła na jego drodze ponownie, mimo iż nie powinna tego robić – nie teraz i nie w przyszłości. Świadoma roztaczanej aury, pozostawiła mu jedynie mrzonkę o słodkim uśmiechu, którym go obdarzyła by następnie ruszyć bardziej na tyły. Była krukonką, jednakże nigdy pilną.
Kompletnie nie zwracał uwagi na to co dzieje się wokół niego, zatopiony bez pamięci w przygodach rysunkowych bohaterów. Czytając takie stare komiksy czuł się trochę jak dzieciak, który dopiero pierwszy raz wziął je w swoje łapki - obojętnie ile nie miałby już krzyżyków na karku, zawsze cieszyły go tak samo. Z wiekiem dopiero dostrzegał więcej szczegółów - zwłaszcza w wypowiedziach bohaterów. Do pewnych rzeczy trzeba było jednak osiągnąć odpowiedni wiek. Brew mu drgnęła - kiedy wytrącony z nieskomplikowanej lektury, spojrzał na stojącego obok Ślizgona. I choć miał ochotę powrócić do komiksu - to jednak zamknął go i zrolował, chowając do kieszeni spodni - i uśmiechając się kącikiem ust do młodszego ucznia. — Ping-pong? Szkoda, że się nie załapałem — odparł polubownie, choć jeśli miał być szczery, to chętnie w pingla by zagrał. Dużo ciekawych lekcji zdążyło go ominąć. Wyraźnie zmarszczył brwi, kiedy rosłego młodzika miotnęło na bok zaklęcie - rzucone przez dopiero co przybyłego Ragnarssona. Uśmiechnął się z niejakim politowaniem - p r e f e k t, taaak? — Wystarczyło powiedzieć, że to twój kawałek ściany — cmoknął z niezadowoleniem, kątem oka obserwując jak Gunnar wciska się między niego a swego współplemieńca. Może dodałby coś jeszcze, żeby skomentować zachowanie prefekta - zauważył jednak wchodzącą do klasy Odettę. Jej się tutaj naprawdę nie spodziewał. Przez krótką chwilę stał bez ruchu, obserwując poczynania Lancaster - jakby jeszcze nie wierząc, że dziewczyna naprawdę do Hogwartu wróciła. — Hej Ettie — odparł, już szykując się do uśmiechu - zostając jednak trafiony jej własnym, czającym się w kącikach pełnych ust. Już chyba zawsze będzie miał do niej słabość. Nie oglądając się na Ślizgonów, podążył za Krukonką, po drodze delikatnie sięgając po jej rękę - jakby badając, czy rzeczywiście tutaj była - jednocześnie nie chcąc jej przepłoszyć. Naprawdę się cieszył, że tu była - co od razu odmalowało się na jego twarzy szerokim uśmiechem. — Wróciłaś, czemu nic mi nie powiedziałaś? — To nie była pretensja, tylko zwyczajne niewinne pytanie okraszone tonem troski. Akurat Thaddeus doskonale zdawał sobie sprawę jak trudno wracać do Hogwartu po dłuższej nieobecności. — Zgarnąłbym Cię po drodze na zajęcia. Chcąc niejako zapewnić nieco więcej komfortu dziewczynie - zasłonił ją przed oczami reszty uczniów, opierając się ramieniem o ścianę. Wlepił ciepłe, zielone ślepia w Lancaster wyłapując jej spojrzenie - nigdy się tego nie oduczył.
Miał całkiem dobry humor. Ostatnie tygodnie… w zasadzie miesiące… nie należały do najlepszych. Po prawdzie rok 2020 był pasmem samych zgrzytów na linii relacji z innymi, a najbardziej dobijający był fakt, że Liam wcale nie musiał mieć niepowodzeń sercowych, by i tak zmagać się z problemami typowo związkowymi… po prostu inne pary przyprawiały go momentami o ból głowy. Dzisiaj jednak wstał prawą nogą. Wyjątkowo nocował w Hogwarcie, poważnie rozważając zakup nowego mieszkania gdzieś w Hogsmeade. Lubił swój pokój w Londynie, ale czasem transportowanie się siecią Fiuu bywało upierdliwe. Podobnie co mieszkający z nim rodzicie… natomiast dormitorium w Hogwarcie było puste. Zazwyczaj nie było w nim ani jego dawnych przyjaciół, ani większości z jego rzeczy. Jedynie kot umilał mu jakoś dzień, wyraźnie woląc włóczyć się po nieodgadnionych korytarzach szkoły, niż kisić w londyńskiej kamienicy. Do klasy mugoloznawstwa wszedł z uśmiechem, natychmiast wychwytując wzrokiem znajomą twarz. W zasadzie @Virgil H. Turner został zauważony przez chłopaka szybciej, niż pustka w sali, co zmieszało się w dosyć dziwne powitanie. - Virgiiiiillllllłłłoooo… o rany, ciekawe co będziemy robić, nie? Jak tutaj pusto… - wpierw rozejrzał się, faktycznie wybity z rytmu, a następnie roześmiał, zauważając, jak głupiutko musiał brzmieć. Natychmiast się zreflektował: - Hej! O rany, wybacz… mam czasem wrażenie, że uwagą dorównuję złotej rybce! – zaczął wesoło, nie przestając się uśmiechać. - Fajnie cię widzieć! Co tam słychać? Stworzyłeś ostatnio jakieś arcydzieło? U mnie posucha od jakiegoś czasu... odkąd zmarnowałem materiał na ćwiczenia – które swoją drogą nie skończyły się niczym ładnym – to trochę siedzę w dołku artystycznym. – zaczął trajkotać, jak zawsze miał w zwyczaju. Im dłużej siedział w klasie, tym zaczynał wychwytywać wzrokiem więcej osób. Pomachał wszystkim, których kojarzył, siłą rzeczy uśmiechając się przede wszystkim do Puchonów (@Thaddeus H. Edgcumbe, @Felinus Faolán Lowell, @Yuuko Kanoe, @Nancy A. Williams - nie oszczędzał nikogo!). Mijanie ich na korytarzu, krótsze lub dłuższe rozmowy w pokoju wspólnym czy po prostu bycie jak jedna wielka żółta rodzina, zdecydowanie skłaniało Liama, żeby każdemu pomajtać łapą na przywitanie. Jednak jego uwagę najbardziej skupiła @Aleksandra Krawczyk. Nachylił się konspiracyjnie do Virgila i zaczął tonem, który naprawdę bardzo starał się brzmieć tajniacko. – Psst… idziemy prosić o ciacha?
Z reguły niezbyt ochoczo uczęszczał na lekcje odbywające się w godzinach wieczornych, bo zazwyczaj miewał lepsze plany na spędzanie ich, ale tym razem, zachęcony poprzednimi zajęciami które właściwie od początku do końca były super rozrywką, ochoczo wbił na mugoloznawstwo, całkiem ciekawy co tym razem zafunduje im Harrington. Kusząca była też wizja spędzenia drugiej części lekcji poza murami zamku, o czym słyszał jakieś plotki, ale nie miał pojęcia, gdzie i po co się wybiorą - ten element niespodzianki tylko dodatkowo go zachęcił. Idąc dziarsko korytarzem wpadł na Bonnie, całe szczęście nie dosłownie, bo mogłaby nie przeżyć takiego staranowania, tylko dostrzegł ją w pobliżu. Szła sama w tym samym kierunku, stwierdził więc, że nie będzie nietaktem (ha ha tak naprawdę wcale się nad tym nie zastanawiał) jeśli bezceremonialnie porwie ją ze sobą na lekcję; w końcu w kupie siła. - Chodź, jak spotkamy Irytka to mu razem wpierdolimy - zawołał wesoło, choć spotkania z tym małym kurwiem wcale nie wspominał dobrze, i nie dając jej czasu na protest pociągnął ją za rękę za sobą. Weszli do klasy i ze zdziwieniem zauważył jej nietypowy, bardzo oszczędny wystrój bez ławek, dlatego z braku laku ruszył śladem innych uczniów i skierował się pod ścianę, witając po drodze kilka znajomych osób w tym Tadka w towarzystwie niedoszłego szwagra Solberga, miłą Puchonkę Yuuko, przed którą wciąż czuł niejako respekt za skopanie tyłka w pojedynku oraz swoją drugą połowę Lou i Victorię. Gdy już dotarł wreszcie do kawałka wolnej ściany, oparł się o nią i rzucił plecak na podłogę, wreszcie mogąc skupić się na swojej towarzyszce. - Jak myślisz, o co chodzi z tym brakiem ławek? - rzucił do niej, podejmując ten sam temat co większość uczniów - Harrington robi zajebiste lekcje, bo nigdy nie wiadomo, co wymyśli, ostatnio był pingpong, wcześniej wycieczka do Londynu... ale zawsze jest fajnie - zrelacjonował jej, bo skoro była w szkole od niedawna to mogła jeszcze nie mieć okazji uczęszczać w tych zajęciach - Ogarniasz mugoli czy nie bardzo? - spytał jeszcze, przyglądając się jej z ciekawością; nie miał pojęcia, jakiego jest pochodzenia pod względem czystości krwi ani jaki stosunek do nauczania o nich mają w Ilvermorny.
Odetta Lancaster
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : Długie, jasne blond włosy- nigdy nie nosi ich upiętych; przenikliwe spojrzenie; roztaczana aura wili
Nie dowierzała, że zdobyła się na odwagę, by zagościć w sali, która niegdyś jawiła się jako jedna z wielu. Powtarzalność działań nie pokrzepiała, wszakże im dłużej trwała w bezkresie murów Hogwartu, tym bardziej pragnęła się wycofać. Nawet teraz, kiedy spoglądała na Thaddeusa i wiedziała, że niepotrzebnie przekroczyła granicę jego terenu. Był ze znajomymi, których ona ledwie kojarzyła, choć Ragnarsson wystarczająco zapadł jej w pamięć. Wycofanie było naturalną chęcią ucieczki, dlatego kiedy poczuła męskie palce na swojej dłoni, spuściła wzrok - łapiąc się na tym po raz kolejny, jakoby bliśkość puchona była dla niej dostatecznie kojąca i w meandry żył wlewała pewność, że czyni właściwie. (Nie, wcale nie podejmowała słusznych decyzji zjawiając się tutaj.) - Nadal mnie tak nazywasz... - stwierdziła, gdy nabrała świadomości, że nikt się nie przysłuchuje ich krótkiej (długiej?) wymianie zdań. Nie przestawała go obdarzać uśmiechem, chcąc uświadomić go, że tym razem nie przypomina sennej mary, która zdewastowałaby jego pozorny spokój. Przy niej nie mógł go zasmakować, skoro to chaos kierował każdą z kolejnych czynności. Stagnacja nie była wszak mocną stroną jasnowłosej, o czym Edgcumbe zdołał się zapewne przekonać po wielokroć, nim się do tego bezprzecznie przyzwyczaił. - Bałam się - przyznała otwarcie, starając się utrzymać wzrok ponad linią jego włosów, lecz z każdą kolejną sekundą - coraz bardziej zaczynała krzyżować z nim tęczówki. Błękit spoczywał na obliczu Thaddeusa, a nieświadomie roztaczana aura stawała się jeszcze silniejsza, czego nie była w stanie powstrzymać. - Sądziłam, że się nie zjawię... - kłamstwo osiadło na wargach Odetty, która nie puszczała jeszcze dłoni chłopaka, czekając na jego reakcję. - Poza tym, nie chciałam zawracać ci głowy... - tym razem mówiła zgodnie z tym, co dyktowało jej serce. Umysł wciąż podszeptywał, by pisała listy zaadresowane do puchona, ale im dłużej to rozważała, tym coraz mocniej wątpiła we własne postanowienia. Musiała jednak zaprzestać łączenia ich w efemerycznej więzi cudacznej magii. Wypuściła powietrze ze świstem, a ręka Lancaster osiadła na oczach Edgcumbe. Robiła to celowo, by uwolnić go spod swych szponów, którymi mogłaby bez trudu przejąć nad nim kontrolę, a przez to zasłaniał ich swoją sylwetką, zapewne nikt nie zdołał dostrzec, że są ze sobą bliżej niż powinni. - Dlaczego znów to robisz? - a ton choć nie brzmiał wyrzutem, jedynie słodyczą - zawierał nutę goryczy. Czy każde z jego działań było celowe?
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nakręcona po ostatniej lekcji oraz ciekawa tego, co Harrington szykował dla nich tym razem, ruszyła w kierunku sali Mugoloznawstwa, odrywając się od dotychczasowych obowiązków i postanowień. Chyba potrzebowała jakiegoś oderwania od wkuwania na egzaminy. Miała wrażenie, że ostatnio lekcje zrobiły się nieco lżejsze i mniej wymagające, być może również dlatego, że i nauczyciele nie chcieli zasypywać ich materiałem w momencie, gdy bardziej musieli pracować nad powtórkami. Chciała zająć jakieś miejsce, ale miejsc żadnych nie było, więc najzwyczajniej zatrzymała się w pewnym momencie w progu z osłupieniem, chwilowo nie mając pojęcia, co miała ze sobą zrobić. Skąd u niej brało się takie otępienie? Przecież nie uczyła się na tyle intensywnie, by w ciągu kilku tygodni stać się zupełnie zagubionym w świecie odludkiem. Czy naprawdę tak słabo radziła sobie ze znalezieniem kompanii na zajęcia, kiedy spragnionym spojrzeniem nie była w stanie odszukać tej jednej osoby, która zaprzątała jej głowę? Nawet teraz, zamiast pomyśleć o przesunięciu się od progu, stała w drzwiach i blokowała przejście ewentualnym chętnym, by przyjść na zajęcia. Jak nisko upadłaś, Davies?
// Osoba przychodząca po Morgan napotyka Gryfonkę stojącą nieprzytomnie w drzwiach i blokującą przejście. //
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Ani myślała szukać Irytka a tym bardziej z nim walczyć bądź mu dokuczać, ale nie mówiła o tym Boydowi wierząc, że w razie czego po prostu spieprzą na drugi koniec zamku przed zemstą poltergeista. Nie lubiła zadzierać z nikim, kto już dawno nie żył i zatracał się w szaleństwie jako duch. Była tchórzem, owszem, ale przynajmniej zdawała sobie z tego sprawę. Posłała chłopakowi po prostu uśmiech i obejmując podręcznik od mugoloznawstwa tuptała dzielnie tuż obok Gryfona, ciesząc się, że ją zagadał i szedł obok niej. Choć widział swoich znajomych - bo rozpoznała to po jego minie - to dalej wybierał jej towarzystwo czym sprawiał jej ogromną przyjemność. I ona też dostrzegała znajome buzie, ale tylko stado tebo mogłoby ją teraz odciągnąć od przedlekcyjnej rozmowy z Boydem. - Nie mam pojęcia, jest tyle rzeczy, które można robić w mugolskim stylu w takiej pustej sali... - przyznała szczerze i sprawdziła czy aby ma zgodę od taty na wyjście poza zamek. Nie wiedziała czemu musieli zatem przyjść tutaj, ale też nie miała możliwości dociekania u profesora. - Ogarniam. - posłała mu wesoły uśmiech i nawet się wyprostowała dumnie. - W Ilvermorny status krwi nie miał najmniejszego znaczenia, więc znam się na mugolach całkiem dobrze, choć nie wiem jeszcze wszystkiego. - wzruszyła ramionami, bowiem została wychowana w duchu tolerancji i nie zwracała nawet uwagi na czyjeś pochodzenie... ale chłopak ją zaciekawił więc musiała zapytać. - A ty? - oparła plecy o ścianę i zawiesiła spojrzenie szarych oczu na Gryfonie. Choćby mieli rozdzielać groch od popiołu to wiedziała, że w towarzystwie tego człowieka nie będzie to ani trochę nudne.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie wykazał się szczególną aktywnością podczas ostatnich zajęć z mugoloznawstwa, ale nie znaczyło to bynajmniej, że mógłby odpuścić kolejne. Temat mugoli interesował go na tyle mocno (i paradoksalnie pozostawał mu na tyle obcy), że nawet w największym natłoku szkolnych i zawodowych zajęć znalazłby czas na lekcję z profesorem Harringtonem. Do rozpoczęcia zajęć zostało mu znacznie mniej czasu niż zazwyczaj sobie na to pozwalał i pełen obaw, że się spóźni, szedł całkiem energicznie, starając się – bezskutecznie – nie bujać zanadto w obłokach. Skręcił w drzwi sali do mugoloznawstwa i... omal nie wypchnął sobą stojącej w drzwiach Morgan do przodu. Zatrzymał się, choć właściwie to już na niej, zerknął prędko do wnętrza sali, by ocenić czy profesor jest już w środku i objął ją obiema rękoma, przytulając się do jej pleców. — Czekasz na kogoś? — zapytał rozmarzonym tonem, nachylając się nad nią na tyle, by sięgnąć wargami do piegowatego policzka i zostawić na nim pocałunek. Dopiero wtedy ją wypuścił... a zapomniawszy o całym świecie (albo i mając go tuż przed oczyma), nie pomyślał o tym, by ruszyć się z przejścia choćby o pół kroku. Ba! Oparł się ręką o futrynę, tak jakby miał zamiar sterczeć tu nie tylko do końca zajęć, ale i całego dnia. Czy pamiętał jeszcze po co tu przyszedł? Po głupkowatym uśmiechu, jaki błąkał mu się na ustach, można było wnioskować, że nie.
//wpadam na Moe, teraz blokujemy drzwi razem.//
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Gdyby tyle się nie zastanawiała nad dzisiejszym ubiorem i kompozycją tekstyliów, pewnie zdążyłaby wpaść na zajęcia dużo wcześniej i się nie gubić po nieszczęsnych korytarzach Hogwartu. Wpadła prawie, że na czas. Już godziła się z myślą, że chyba jednak ominie zajęcia - bo nie ma co na siebie włożyć. Jej ukochany Adoratoure swoim wężym gustem jednak doradził to i owo co na siebie włożyć. Z tego co słyszała Mugole również przywiązują mocną wagę do ubioru, ale na pewno nie byli tak szykowni jak prawdziwi czarodzieje, zdaniem Richerlieu - Francuski ze stylem. Ubrana w białą koszulę z odkrytymi ramionami i proste czarne spodnie z wysokim stanem pięknie eksponujące dolne części ciała stanęła przed dwójką rzezimieszków, którzy blokowali wejście do sali. - Czy zajęcia już się zaczęły? Stoicie na warcie? Nie można wejść? - Spytała lekko zmieszana i spróbowała zaglądnąć za nimi do sali, aby dostrzec co się dzieje.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Cieszyło go to, że Lancaster odważyła się tutaj pojawić - że była tutaj, wśród ludzi, w szkole - jako studentka, ale... Widział jej zagubienie, rozbicie nią targające. Nie czuła się tutaj na miejscu - i nie trzeba było być Thaddeusem, żeby to dostrzec. Ale Thaddeusem trzeba było być, żeby się tym tak zmartwić. Odkąd pamiętał robił za jej wsparcie wśród ludzi, od czasu kiedy ich drogi się spotkały - a to, że się już rozeszły nic nie zmieniało, nie dla Puchona. Przecież nie mógłby jej zignorować i zostawić samej sobie. Nie, kiedy był obok. — Jeśli... Jeśli Ci to przeszkadza, to nie będę tak mówił — odparł na jej stwierdzenie, nie chcąc absolutnie jakkolwiek naruszać komfortu dziewczyny. Choć był po prostu przyzwyczajony, że właśnie tak zwracał się do Lancaster - trochę pieszczotliwie. Z uczuciem. Zmarszczył nieco brwi, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście mogłoby to być nie na miejscu. — Może naprawdę powinienem przestać... Mimowolnie zacisnął mocniej dłoń na drobnych palcach dziewczyny, kiedy ta przyznała się do strachu - cóż, to oboje wiedzieli i bez słów. Nie potrafił jednak nic powiedzieć - zbyt skupiony na wyłapywaniu jej ukradkowych spojrzeń - każde z nich tylko poszerzało jego uśmiech. I nieświadomie przybliżało o kolejne milimetry ku Krukonce. — Wiesz przecież, że zawsze Ci pomogę, powiedz tylko słowo — rzucił ciepło, niskim szeptem. Paradoksalnie, czy znajdował się pod urokiem, czy nie - zawsze odpowiedziałby na jej wątpliwości tak samo. Nie tylko jej z resztą. Ale jej szczególnie. Usta rozwarły mu się w wyrazie zaskoczenia, kiedy Lancaster zasłoniła mu oczy - jakby ktoś wyjął mu watę z uszu. Prychnął rozbawiony, kręcąc głową z rezygnacją - nie sięgnął jednak po dłoń dziewczyny, żeby odzyskać wzrok. — Wybacz — mruknął, uśmiechając się nieco... smutno? — Zapominam. Nigdy nie musiałem unikać twojego wzroku — wytłumaczył się, dopiero teraz, łagodnym ruchem zdejmując jej rękę. Oboje musieli nauczyć się nieco - bardzo! - innych zachowań w swojej obecności. Tym razem unikał jej jasnego spojrzenia - choć wyraźnie czuł się z tym po prostu dziwnie. Zdradzało to zmarszczone czoło i ściągnięte w niejakiej dezaprobacie brwi. Niepewnie poluzował uścisk na drobnej dłoni Lancaster, nie do końca ją jednak uwalniając. Rozejrzał się po powoli zapełniającej się klasie, machając nieco sztywno swoim znajomym - w tym także @Liam A. Rivai, który błysnął do niego zębami. Chętnie by się przywitał z Puchonem - ale na pewno w innych okolicznościach. Może napisze do niego na wizzbooku? — Kiedy wróciłaś? — zadał pytanie, zerkając ukradkiem na twarz swojej towarzyszki, wyraźnie bijąc się z własnym rozsądkiem.