Kiedy Ramiro doszedł na miejsce, nawet nie wiedział że tutaj się kieruję. Jego ręce były w okropnym stanie. Ale to nic. Najgorzej czuł się tam w środku. Lecz wiedział że dobrze zrobił. Musiał tak postąpić. Odrzucić ją. Tylko czy to musiało tak boleć? Tak nieznośne musiało go piec? Czuł się jak, najgorszy drań. I wiedział że słusznie. W końcu ją zostawił. Pokazał że nic dla niego nie znaczy. Racjonalność bywa męcząca i bolesna. Ramiro usiadł na złamanym drzewie, i przyłożył śnieg do ran. Powinien użyć zaklęcia czy coś. Ale nie przejmował się swoim stanem. Miał to wszystko w głębokim poważaniu. Równie dobrze mógł tutaj umrzeć. Ramiro położył się na plecach, i przymknął oczy. Jego ręce bezwiednie leżały, a po nich spływała krew. Dramatyczna scena, nie uważacie?
/będzie w trochę innym stylu niż dotychczas. Sorry, ale oglądam noc żywych trupów w orginale i próbuję się bać xD/
Coś mnie tknęło. Zerknęłam na okno. Niebo zasłonięte chmurami, jednak coś mi nie pasowało. Zaraz... który dzisiaj jest? Dzisiaj jest pełnia. Ty, rzeczywiście. Czekaj, to znaczy że... Ramiro. Cze wróć, przecież on nie brał eliksiru od początku wycieczki... Trza go jak najszybciej znaleść. I to jak najszybciej. Wywinęłam się z ramion Vil i nawet nie biorąc kurtki, w samym krótkim rękawie wybiegłam na dwór. Zaczął padać śnieg, do tego była noc, co się równało strasznym ciemnościom. Rozejrzałam się i cichutko wyszeptałam drżącymi z zimna wargami: Lumos Maxima. Różdżka zapaliła się, w najgorszym wypadku jakiś mugol mógłby uznać ją za latarkę czy coś. W każdym razie doszłam do lasu, wkraczając na zaśnieżoną ścieżkę. Wiatr już nie dmuchał tak mocno, jednak wciąż padało, a trampki nie były jakimś obuwiem nieprzemakalnym. Ale biegłam, gnana przeczuciem że stało się coś złego. Nawet nie wiedziałam w którą stronę idę, po prostu szłam przed siebie, osłaniając oczy przed gałęziami. W końcu gałęzie się skończyły, przynajmniej nic mnie nie smagało po rękach. Rozejrzałam się. Leżał na powalonym drzewie pośród czerwonego śniegu. - Ramiro... maldita mierda, jasna cholera, co żeś narobił?! - szczękałam zębami z zimna, jednak zdołałam wycelować różdżką w ręce chłopaka - Episkey! Chłopie, wykrwawił byś się tutaj... Ferula! Co się stało? Pomogłam mu usiąść i sama przysiadłam obok. Nie czułam już rąk, były całe czerwone, ale to się nie liczyło. Księżyc mógł w każdej chwili wzejść, a wtedy miałabym taki tyci futerkowy problem...
Musisz mi to wybaczyć. Ale to jest ta sama noc, co wątek z wodospadu. A ja tam napisałem że księżyc jest rogalikiem. Pełnia nie mogła się zdarzyć w godzinę po tym. :D
Ramiro słyszał z oddala, jak ktoś biegnie. Nie miał nawet siły, ani ochoty się podnosić. Dopiero jak usłyszał znajomy głos. Siostra! Kiedy go posadziła, spojrzał się na nią. Przez chwilę, wpatrywał się jak by nie był, pewny czy to nie jest omam.Usiadł wygodniej na drzewie, i spojrzał się na swą siostrę. Rzadko mówił do niej po imieniu. - Jesteś jakaś inna. Chłopak? - Zapytał przyglądając jej się uważniej. Ona była taką osobą, że po prostu przy niej gdzieś znikały wszelkie troski. Wystarczyło poczuć że jednak jest ktoś kto cie wspiera. Ktoś komu na tobie zależy. Pamiętał ich pierwsze spotkanie. W ten powiedziała mu o swojej przeszłości, o ataku wilkołaków i o konsekwencjach ów ataku. Sądził że jak jej powie kim jest, ta go znienawidzi. W końcu każdy by tak zrobił prawda? A ona go pokochała. Uczyniła z niego, swego starszego brata. To było nie racjonalne i nie logiczne. Ale jednak było! Ramiro zdjął swą koszulę, i założył na dziewczynę. Cienka odzież i raczej jej nie pomoże, lecz chyba lepsze to niż nic. A to że sam, został bez jakiegokolwiek nakrycia, nie stanowiło problemu. Lubił odczuwać chłód. W tedy miał świadomość, że nie do końca jest tą włochatą bestią. Tak naprawdę chłopak, nie potrzebował odpowiedzi, na swoje pytanie. Po prostu wiedział. Widział ten blask w jej oczach, ukryty uśmiech, i takie mniej obecne spojrzenie. Jak gdyby myślami, była przy kimś innym. A tek się nie uśmiecha, człowiek który się nie szczęśliwie zakocha. Czyli jak on? Tyle że nie do końca było tak. Cornelia go chciała. I to było nie zrozumiałe, i co gorsza nie do przyjęcia. Nie w jego świecie. W jego świecie istniała tylko jego siostra, oraz wuj. Oboje sprawia ból, wie o tym. Zwłaszcza wujowi, tym że wciąż go oszukuje. Lecz nie potrafi powiedzieć czym jest. Z Eveline było inaczej. Można powiedzieć, że związała go łańcuchem miłości. Łańcuchem nie rozerwalnym. I dopiero teraz, po ostatnich wydarzeniach. Po tym czego doświadczył. Wiedział, że jeśli jej się coś stanie, to Ramiro nie odpowiada za siebie. Nie był mściwy, przyjmował ból krytykę i wszelkie, inne negatywne uczucia. Lecz jeśli ktoś zrani, jego najbliższą osobę. Wiedział że wpadnie w niekontrolowany szał. I pozostaje się modlić, by w tedy nie było pełni. Czy zabiłby? Za Eveline na pewno tak. I to było straszne. Straszne że potrafił zabić. Chociaż nikogo nie zabił. Chociaż nie wykorzystywał nigdy, tego czym jest. To jednak, wiedział to i już. - Jak to jest? Czy kiedy nie jesteś z nim. Odczuwasz pustkę? Siat nagle wydaje się pusty, nijaki. Chcesz znowu, poczuć ten zapach, smak jego warg? Dotyk jego skóry? Czy tylko przy nim świat wydaję się piękniejszy i lepszy? Czy tylko przy nim, jesteś radosna, i radosna z życia, jakie by ono nie było? - Zapytał szeptem, wpatrując się w swą siostrę. Nic nie wiedział że Eveline jest z dziewczyną. Niejaką Villemo. Którą kojarzył z eliksirów. On był uważany za geniusza. Lecz ona na eliksirach biła go o głowę. Była po prostu mistrzem w ważeniu wszelkich eliksirów. Nagle jednak chłopak posmutniał i spuścił wzrok. Jego ciało drżało, lecz nie z zimna. Brzydził się tego czym jest. Bał się siebie samego. Tego jak łatwo, stracił kontrolę nad sobą. Tego jak bardzo zmasakrował tamto drzewo. A gdyby tam w tedy ktoś był? Co by się stało? Czy straciłby wszelkie panowanie nad sobą, i..... ?