Tak! Tak! Connie przyszła pozjeżdżać na saneczkach! Wzięła drewnianą zabawkę z dzieciństwa i ubrała swoją różową kurteczkę. Tak dawno nie bawiła się w ściegu! Tak bardzo bolało ją to, że nie mogła przyjść tu z nikim z przyjaciół, bo wszyscy byli zajęci. Ale cóż poradzić? I tak ich kocha! Nyaaa! Ha... Dobre. Cornelia nie bawi się w zjazdy na saneczkach z górki, której tak a pro po tutaj nie było, więc nawet nie wiedziała powodu, żeby ktokolwiek miał tutaj przychodzić właśnie w tym celu. I właśnie o to chodziło, ona chciała mieć święty spokój. Bo po co jej widok dzieci biegających w górę i w dół jak jacyś idioci, żeby wywalić się w śnieg? Ughm. Żałosne. Różowa kurteczka? No pewnie. Róż zawsze i wszędzie. Przecież ona widziała nawet świat przez różowo okulary! Ah... Cud ironi cud sarkazmu. Jak dobrze, że stworzyli taką broń. Dziewczyna ubrana była w Czarną kurtkę, czarne spodnie i wysokie białe kozaki na płaskim obcasie. Może wyglądała trochę... Mrocznie. Ale przynajmniej nie można było jej pomylić, ze śniegiem. A ona chce, żeby wszyscy się trzymali od niej z daleka. Nic jej nie bolało, chyba, że nogi, ponieważ było tutaj trochę daleko. Poza tym, to ona prawie nie miała uczuć. A co lepsze, nigdy nie miała przyjaciół... No dobra, parę tam się zdarzyło. Tydzień, czy dwa wytrzymali. Takie sprawdzenie swojej umiejętności. Potem puf! Jak kamień w wodę. Był jeden chłopak, to trzeba przyznać. Wtedy to mogło być coś więcej... Zaręczył się z innym chłopakiem. Ot cała smutna i jakże bolesna historia. Przy nagłym powiewie wiatru przytrzymała grzywkę. Nie chciała, żeby odsłoniła ten fragment jej twarzy, który stale chowała przed światem. Tak jego jak i swoją historię. Zresztą, kogo to obchodzi? Dziewczyna stanęła na środku polany. Westchnęła. I co teraz? Właściwie, czego ona oczekiwała od tego miejsca? Żeby spłynęła na nią jakaś mądrość bogów, która powie jej co robić, żeby się tak nie nudzić? No, czekam. I nic.