Jeśli tutaj trafiłeś - gratulacje dla ciebie. O tym miejscu wie naprawdę niewielu. Nawet były dozorca nie ma pojęcia, gdzie znajduje się wejście do lochów pod wieżą. Żeby się tu dostać, musisz przejść wokół murów, aż nie natrafisz na posąg garbatego czarodzieja. Naciskając na jego stopę, otworzysz zapadnię, przez którą wejdziesz do bardzo wąskiego korytarzyka. Na razie możesz iść tylko przed siebie, ale już po pięciu metrach natrafisz na pięciokątne pomieszczenie, w którym korytarz rozszczepia się na paręnaście innych, prowadzących do podobnych pomieszczeń. Tak, tak... znalazłeś się w istnym labiryncie. Wątpliwe jest to, czy znajdziesz stąd wyjście bez mapy. UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Uśmiechnęła się tylko uroczo w odpowiedzi. Cóż, była przyzwyczajona do tego, że jej gościom czasami puszczały nerwy. Mogli krzyczeć i denerwować się, ale bez jej pomocy i tak i tak nie mieli jak wydostać się z tego pomieszczenia, nie mówiąc o zawiłych podziemiach, które skrywały dużo więcej niebezpieczeństw. Nie podobało jej się tylko to, że przegrywa. Wyjątkowo nie lubiła być gorsza, zwłaszcza, że gra faktycznie zobowiązywała ją do dotrzymania słowa. - Nie, nie, nie. Nie ładnie używać takich słów. Tutaj wszyscy jesteśmy grzeczni i milutcy. Napij się herbatki, może się trochę odprężysz. Twoja koleżanka wydaje się zadowolona - zauważyła i zabrała się do zbijania. Niestety, po tym ruchu musiała już zamilknąć, ale było warto, bo ona też znalazła się blisko wygranej. Teraz wystarczyło, żeby on nie trafił.
Kostki i litera: 5, 3 Komu i ile zbijam? 5, Maxowi Który zestaw? Zwykły Jaki efekt? B (marmur) – powoduje, że drętwieje ci język i sinieją usta, przez co ciężko jest ci się odzywać przez okres trwania gry. Ile gargulków udało mi się zdobyć?:13
Uśmiechnęła się tylko uroczo w odpowiedzi. Cóż, była przyzwyczajona do tego, że jej gościom czasami puszczały nerwy. Mogli krzyczeć i denerwować się, ale bez jej pomocy i tak i tak nie mieli jak wydostać się z tego pomieszczenia, nie mówiąc o zawiłych podziemiach, które skrywały dużo więcej niebezpieczeństw. Nie podobało jej się tylko to, że przegrywa. Wyjątkowo nie lubiła być gorsza, zwłaszcza, że gra faktycznie zobowiązywała ją do dotrzymania słowa. - Nie, nie, nie. Nie ładnie używać takich słów. Tutaj wszyscy jesteśmy grzeczni i milutcy. Napij się herbatki, może się trochę odprężysz. Twoja koleżanka wydaje się zadowolona - zauważyła i zabrała się do zbijania. Niestety, po tym ruchu musiała już zamilknąć, ale było warto, bo ona też znalazła się blisko wygranej. Teraz wystarczyło, żeby on nie trafił.
Kostki i litera: 5, 3 Komu i ile zbijam? 5, Maxowi Który zestaw? Zwykły Jaki efekt? B (marmur) – powoduje, że drętwieje ci język i sinieją usta, przez co ciężko jest ci się odzywać przez okres trwania gry. Ile gargulków udało mi się zdobyć?:13
______________________
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Kostki i litera:6, 5, D Komu i ile zbijam? 5, duchowi Który zestaw? kamieni szlachetnych Jaki efekt? D (bursztyn) – odczuwasz stan głębokiej medytacji, lewitując do końca gry w powietrzu. Ile gargulków udało mi się zdobyć?: 18
Irytowała go. Była straszna i pewnie gdyby był kimś innym, dostałby już pierdolca na tego jebanego ducha, a tak jedynie gotowała mu się krew. Chciał już to jakoś skończyć i wiedział doskonale, że jest dość bliski wygranej, więc wściekle sięgnął po kolejne gargulki, obserwując jednocześnie ducha i aż parsknął, kiedy ten się do niego odezwał. - Grzeczni? To trochę w chujowy adres trafiłaś, bo ja nigdy taki nie byłem - powiedział na to, zirytowany i jednocześnie nieco jakby rozbawiony, po czym faktycznie przystąpił do gry. W efekcie nie tylko strącił kolejne pięć gargulków, ale również jakby zapadł się w sobie i wzniósł się w powietrze, lewitując w sposób dość zabawny. Niemniej jednak raczej powinien wkrótce opaść, skoro w sumie miał osiemnaście gargulków, prawda? Nie wiedział jednak, jak te jebane zabawki działają, bo w końcu duch pierdolił wcześniej, że tutaj są jakieś inne zasady, więc Max aż nie wiedział, jak się do tego odnieść i czy aby na pewno jeszcze wyjdzie z tego żywy. On i jego towarzyszka, która nadal, kurwa, spała.
Spojrzała na niego wyraźnie oburzona. - Hej! Za niegrzeczne zachowania są konsekwencje - spojrzała na niego ostrzegawczo, ale jednak nie odrywała się od gry, licząc, że zaraz ją skończy i chłopak będzie całkowicie w jej rękach. Niestety, szala zwycięstwa przechyliła się na jego korzyść, a ona zmarszczyła niezadowolona brwi. Dopiła swoją herbatę do końca i nagłym, niespodziewanym ruchem strąciła planszę z gargulkami, obrażona na cały świat. Za tobą otworzyły się drzwi, które nie prowadziły już na korytarz, tylko na powietrze. Pozostało ci wziąć dziewczynę na ręce i uciekać - ewentualnie zostawić ją samą, ale to nie byłby chyba najmądrzejszy ruch.
Dziękuje za sesję! Za spektakularne zwycięstwo otrzymujesz 1 punkt do kuferka do dowolnej umiejętności.
Opuszczona wieża w Hogsmeade jest zapewne ostatnim miejscem, do którego chciałbyś trafić. Wysoka, zrujnowana, niegościnna, nie przedstawia sobą zbyt przyjemnego widoku, a w po zmierzchu naprawdę lepiej się tutaj nie kręcić. Nie wiadomo w końcu, na co można by się tutaj natknąć. Kręcąc się tutaj, można czuć prawdziwy niepokój, oddech inferiusa na plecach, a może spojrzenie bogina, który czeka na to, żeby zaatakować niczego niespodziewającego się czarodzieja.
Kiedy zbliżasz się do wieży, dostrzegasz pomiędzy krzewami ślady świadczące o tym, że niedawno ktoś się tędy czołgał. Nie wygląda to najlepiej, cała okolica zdaje się przez to jeszcze bardziej przerażająca, a kiedy ostatecznie udaje ci się znaleźć manekina, którego masz tym razem uratować, zdajesz sobie sprawę z tego, że to będzie nie lada wyzwanie. Być może powinieneś spróbować wezwać na miejsce prowadzącego kurs? Albo spróbować skontaktować się bezpośrednio z lekarzami w św. Mungu? A może wiesz, co spotkało ten nieszczęsny manekin, który zalega w niezbyt naturalnej pozie na strzaskanych schodach prowadzących w całkowitą ciemność?
UWAGA Pamiętaj, że to, co się tutaj dzieje, wykracza mimo wszystko poza poziom teoretyczny kursu i jest trudniejsze, niż to, z czym miałeś wcześniej do czynienia. Możesz zrezygnować z podjęcia działania i wycofać się z tego zadania bez żadnych konsekwencji. Jeśli jednak decydujesz się do niego przystąpić: Rzuć kością k6, żeby przekonać się, co dokładnie spotkało manekin i postępuj zgodnie z wylosowanym scenariuszem. Następnie rzuć kością k100, która określi powodzenie twoich działań. Im wyższy wynik, tym większa szansa na to, że ci się uda. Możesz zastosować tutaj modyfikatory podane na dole.
Scenariusz:
1. Collardo: Manekin niewątpliwie się dusi. Jest oszołomiony, nie może zaczerpnąć tchu, zaczyna nawet charczeć. Gdyby tylko było to możliwe, z całą pewnością całkiem by zbladł, a później zsiniał, w ten sposób okazując swój dyskomfort. Jeśli spróbujesz udrożnić jego drogi oddechowe, przekonasz się jednak, że nic w nich nie zalega i nie są w żaden sposób zablokowane. Być może w takim razie to reakcja alergiczna? Tylko nie dostrzegasz w okolicy niczego, co mogłoby ją wywołać. A może zaklęcie? Klątwa?
2. Muchomor krwawy Manekin się nie porusza. Wygląda, jakby już zszedł z tego świata i dopiero kiedy bliżej mu się przyjrzysz, dostrzeżesz, że jeszcze oddycha. Na jego brodzie widać jednak coś, co przypomina ślinę, a może nawet pianę. Kiedy rozejrzysz się uważnie po okolicy, zauważysz wszędzie dużo grzybów, chociaż nie jesteś w stanie powiedzieć, czym dokładnie są. Poza tym, że wszystkie mają krwawą blaszkę. Co więcej, sączą się z niej soki. Rozglądając się, dostrzegasz, że jeden z grzybów jest zerwany i, zdaje się, nadgryziony. Co teraz?
3. Dwurożec Manekin wygląda, jakby coś go ugryzł. Właściwie, jakby coś wygryzło kawałek jego ciała, pozostawiając po sobie całkiem sporą wyrwę w mięsie. Nie jest to przyjemny widok, a manekin zdaje się z trudem oddychać, wszędzie jest krew, zaś uszkodzona ręka w dużej mierze trzyma się jedynie na jakichś pojedynczych włoskach. Widać wyraźnie, że manekin za chwilę może zemdleć, bo już teraz nie jest w stanie się poruszać. Czyżby coś próbowało go zjeść?
4. Mudmin Manekin jest dziwnie brązowy. Jeśli uważniej mu się przyjrzysz, zobaczysz również, że nie ma paznokci, a jego uszy przybrały fioletową barwę. Wygląda na to, że wycieka z nich płyn w tym kolorze i nie jest to ani trochę przyjemne. Manekin znajduje się przy tym w stanie co najmniej ekstatycznym, na swój sposób oszalałym i nie jesteś w stanie nad nim zapanować. Masz wrażenie, że z tego całego szczęścia za chwilę zrobi sobie krzywdę. Co, jeśli stoczy się po schodach?
5. Colore inversio Manekin niewątpliwie doświadcza paraliżu mięśni. Jest całkowicie otumaniony, dostrzegasz, że część jego kończyn zdaje się jakby przechodzić przez serię kurczy. Manekin jednak w żaden sposób na to nie reaguje, jego oczy wpatrują się pusto przed siebie, bez większego zastanowienia. Co więcej, jest całkowicie nieresponsywny, nie reaguje na twoją obecność, sprawiając wrażenie, jakby zapadł w całkowity stupor. Przemienił się w drewno, czy o co tutaj chodzi?
6. Skrzeloziele Manekin nie oddycha. Czy raczej próbuje to zrobić, ale coś zdecydowanie mu to utrudnia. Wije się, kręci, przykłada nieustannie dłonie do swojej szyi, do gardła, do uszu, jakby miało mu to w czymś pomóc. Jest wyraźnie spanikowany i nie radzi sobie z sytuacją, nic zatem dziwnego, że dookoła niego panuje nieznośny bałagan. Pełno tutaj kawałków zgniłych szczurzych ogonów albo czegoś podobnego. O co tutaj chodzi?
Modyfikatory:
1. Do wyniku kości k100 możesz dodać wszystkie swoje punkty z uzdrawiania oraz po 5 punktów za każde 10 punktów w następujących dziedzinach: zielarstwo, eliksiry, ONMS, zaklęcia w zależności od tego, jakiej dziedziny dotyczy wylosowany przez ciebie scenariusz. 2. Jeśli twój wynik z egzaminu po części teoretycznej wynosi minimum 50 punktów, do wyniku kości k100 możesz dodać 10 punktów. 3. Jeśli twoja postać jest młodsza niż 3 miesiące, możesz do wyniku kości k100 dodać 10 punktów.
Uwaga Niezależnie od twojego wyniku, w pewnej chwili zjawia się przy tobie uzdrowiciel. Najwyraźniej zadanie, jakie zostało przed tobą postawione, nie wpisuje się w zwyczajny tryb takiego kursu i wykracza poza jego ramy. A może po prostu sytuacja, w której się znalazłeś, okazała się zdecydowanie bardziej niebezpieczna, niż mogłeś podejrzewać.
Co cię czeka?:
Opcja I: Jeśli idzie ci marnie (twój wynik to maksymalnie 40), prosi cię, żebyś się odsunął, a następnie szybko przeprowadza właściwe czynności, informując cię, z czym miałeś do czynienia. Kończysz zatem kurs bogatszy w nową wiedzę. Opcja II: Jeśli idzie ci należycie (twój wynik plasuje się między 41 a 70), chwali twoją pracę, ale prędko koryguje twoje postępowanie, uzupełniając je o właściwą wiedzę. Wręcza ci również mały podarek - opaskę nasenną w dowód uznania za ukończenie całego kursu. Opcja III: Jeśli idzie ci naprawdę dobrze (twój wynik to co najmniej 71), otrzymujesz pochwałę za swoje działania, precyzję i pomysłowość. A także upór, jakim się wykazałeś i zdrowy rozsądek, bo nie rzuciłeś się od razu do działania. Co więcej, otrzymujesz od niego koc syngalizujący.
Niezależnie od tego, jak ostatecznie poradziłeś sobie z tym wyzwaniem, kurs dobiega końca, a ty możesz uznać, że wiesz już, jak udzielać pierwszej pomocy poszkodowanym. Pamiętaj jednak, żeby zawsze na pierwszym miejscu stawiać własne bezpieczeństwo, inaczej z naprawiania świata nic nie wyjdzie.
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Już myślała, że ma za sobą ten przeklęty kurs, gdy nagle zauważyła, że na jej mapie pojawił się tajemniczy, różowy krąg. Uważnie zbadała to miejsce, a następnie ruszyła w tamtą stronę spodziewając się, że będzie to ostateczny sprawdzian jej uzdrowicielskich umiejętności. A przynajmniej miała taką nadzieję, bo naprawdę chciała już iść do zamku i odpocząć. Zawód magimedyka nie był dla niej i choć wiedziała o tym od zawsze, teraz była jeszcze bardziej pewna swego. Gdy dotarła do podziemi, znalazła manekin, który wyglądał, jakby się dusił, pierwszą myślą rudowłosej ślizgonki było więc udrożnienie jego dróg oddechowych. Coś jednak jej nie grało w tej sytuacji i nim pochopnie uniosła różdżkę, podeszła bliżej pacjenta, by lepiej mu się przyjrzeć. Wtedy, zrozumiała, że manekin jest skazany na wieczne duszenie, gdyż bez wątpienia poznała klątwę, jaką niejednokrotnie sama była raczona przez swojego ojca. Collardo nie dało się powstrzymać, przez byle Anapneo i choć mogła wyglądać na zimną i bezduszną, gdy tak stała nad kukłą i się na nią patrzyła, to jednak wiedziała, że nie jest w stanie mu pomóc. Po chwili usłyszała, że ktoś pojawia się obok. Gdy podniosła głowę, zobaczyła uzdrowiciela, któremu wyjaśniła swoje podejrzenia, po czym przyznała, że najzwyczajniej w świecie, nie wiedziała jak mu pomóc, bo podejrzewała, że nie ma odpowiedniego zaklęcia, a nie chciała zrobić mu jeszcze większej krzywdy. Czarodziej pokiwał głową, o dziwo chwaląc ślizgonkę za jej rozsądek i chłodne podejście do sprawy, po czym zaczął wyjaśniać, co to za klątwa (jakby tego nie wiedziała, do czego oczywiście nie mogła się w pełni przyznać) i jak można postępować w podobnych wypadkach. Na koniec, sprezentował jej koc sygnalizujący i oznajmij, że ukończyła kurs, na co dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i aportowała się pod bramę Hogwartu.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Zjawiłem się na miejscu wśród panujących dookoła ciemnościach. Jedynym źródłem światła, nie licząc blasku księżyca, było rzucone przeze mnie lumos. Było to cholernie nierozważne i wręcz głupie, a jak zobaczyłem zarysy wielkiej kolumny, będącej wieżą, to już w ogóle zwątpiłem w stan psychiczny swojego umysłu. Czy ja już do końca oszalałem, żeby pchać się w takie miejsce samemu? Kurs i bariery ochronne jednym, ale słyszałem o przypadkach grasowania bardzo niebezpiecznych zwierząt w pobliskich lasach. Taka randka z akromantulą w świetle księżyca? Każdy romantyk o tym marzył. Wiecie co było jeszcze ciekawsze? Ślady wyglądające, jakby ktoś się czołgał...albo był przez coś ciągnięty. Przystanąłem, naprawdę mocno się zastanawiając, czy to wciąż odwaga czy już głupota w najczystszej postaci. Wziąłem kilka głębszych wdechów, podchodząc bliżej, dostrzegając leżącego manekina, widocznie się duszącego. Wodzą różdżką po okolicy, upewniając się, że zaraz nie zostanę przez coś zaatakowany. Po pierwsze, zadbać o siebie, tego kazali przestrzegać. Gdy upewniłem się, że jestem(przynajmniej według mnie) jedyną osobą w promieniu kilkudziesięciu metrów, zabrałem się za ratowanie manekina. Udało mi się go nawet całkiem ustabilizować, jednak pomimo wszelkich zaklęć na udrożnienie dróg oddechowych, ten się wciąż dusił. Wtedy trzask, huk i błysk, a obok mnie pojawił się koń na białym rycerzu...to znaczy jeden z uzdrowicieli. Pochwalił mnie za wykonaną robotę i poinformował w dość dokładnym wywodzie, z czym miałem do czynienia i co powinienem był zrobić. Oprócz cennej wiedzy wyniosłem jeszcze koc sygnalizujący, który otrzymałem w upominku od mężczyzny. Bardzo miłe zakończenie jakże ciężkiego dnia.
Przecieram zmęczone powieki, kiedy docieram do opuszczonej wieży. Na litość Merlina, ile jeszcze atrakcji dla nas przygotowali? Wyciskam z siebie resztki energii, żeby z godnością przebrnąć przez to zadanie. Bo skoro to finał, a przynajmniej taką mam nadzieję, to pewnie będzie to tak zwana wisienka na torcie i jakaś ekstremalna misja. Atmosfera jest dokładnie taka jak się czuję – chujowa. Zapierdalam z różdżką w pogotowiu, ale nie wiem na ile będę w stanie się nią odpowiednio posłużyć. Szczerze mówiąc, jestem już na tyle zrezygnowany, że ledwo widzę na oczy. Dopiero ślady na ziemi uświadamiają mnie, że jestem na dobrym tropie, więc dziarsko ruszam za nimi. I odnajduję ostatecznie fantom w fatalnym stanie. Dusi się, charczy, ledwo łapie oddech, sinieje na twarzy. Dosko. Upewniam się, że nic mi nie grozi, a potem udrażniam jego drogi oddechowe, ale to nic nie pomaga. O co tu chodzi? Drapię się po łysej głowie, bo nie jestem aż tak zaawansowany. Nie chcę nic pochopnie robić, żeby nie uszkodzić pacjenta. Nie tracę spokoju, gdy wszystkie znane mi sposoby nie są skuteczne. Aż w końcu nadchodzi ratunek w postaci uzdrowiciela. Opowiadam mu wszystko to, co do tej pory zrobiłem i jakie mam podejrzenia. O dziwo nie wstydzę się przyznać, że nie mam odpowiedniej wiedzy ani umiejętności, żeby mu pomóc. W końcu nie bez powodu powtarzali nam bez znudzenia, że najważniejsze jest dbać o siebie i nie szkodzić. I co ciekawe, moje podejście do problemu jest prawidłowe. W normalnej sytuacji też bym pewnie teleportował się do szpitala albo sprowadził profesjonalną pomoc. Okazało się, że postąpiłem słusznie, za co jestem chwalony. Nie cieszy mnie aż tak nagroda w postaci koca sygnalizującego i księgi zaklęć uzdrawiających jak fakt, że dotrwałem do końca i ukończyłem kurs z naprawdę przyzwoitym wynikiem.
/zt
______________________
inspired by the fear of being average
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Opuszczona wieża. To miejsce tak naprawdę nigdy nie przyszłoby mu do głowy, kiedy myślał o tym kursie, ale w życiu również zdarzały się zdecydowanie nieprzewidziane sytuacje. Nic zatem dziwnego, że Christopher nie zastanawiał się zbyt długo nad tym, co tutaj tak właściwie robił, a po prostu zaczął szukać manekina, którego miał tego dnia ocalić. Nie wiedział, co może znaleźć, więc kiedy udało mu się w końcu trafić na pacjenta, spoglądał na niego przez chwilę w niezrozumieniu, domyślając się, że to, co się tutaj działo, wykraczało daleko poza jego wiedzę. Skoro jednak został tutaj sprowadzony, oznaczało to, że musiał zacząć działać. I tak też zrobił, sprawdzając w miarę możliwości, co dzieje się z manekinem, orientując się, że ten jest całkowicie nieresponsywny, że trwa w jakimś zawieszeniu, gdzie jego ciało na nic nie reagowało. Wyglądało to jak działanie jakiegoś eliksiru albo używki, ale na tych ostatnich Christopher właściwie w ogóle się nie znał. Dlatego też bardzo ostrożnie i z namysłem podszedł do tego, by przenieść ostrożnie manekin w bezpieczniejsze miejsce, a później upewnił się, że ten się nie dławi, szukając również źródła jego stanu, rozglądając się w poszukiwaniu jakichś śladów świadczących o tym, że ten coś przyjął. W czasie jego działań, gdy starał się ze wszystkich sił ustabilizować manekina, zjawił się jeden z uzdrowicieli, który zdradził mu, z czym się mierzy, chwaląc go za jego dotychczasowe posunięcia. Christopher uśmiechnął się niepewnie, wspominając, że w takim razie potrzebowali eliksirów na wywołanie wymiotów i antidotum, a później ze zdziwieniem przyjął prezent w postaci koca sygnalizującego, który przyjął z lekkim uśmiechem, tak samo jak pochwały i zapewnienie, że poradził sobie z tym kursem naprawdę dobrze.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
- O czym Ty...? - Zapytał, bo zrobiło się już ciemno, a to był ostatni punkt na ich mapie. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo faktycznie pojawiło się tam coś nowego. -Myślisz, że to miejsce jakiegoś egzaminu podsumowującego? - Zapytał ciekaw, co może ich czekać w obszarze zaznaczonym kolorowym okręgiem. -Przekonajmy się i napijmy, bo im dłużej tu jestem, tym więcej drinków potrzebuję. - Trochę zażartował, a trochę mówił poważnie. Bez względu na to, która część przeważała, chciał mieć już ostatni etap za sobą. -Dziwne, ale chodźmy. - Ostrożnie ruszył do podziemi, gdzie prowadziły ślady krwi. Czuł się nieswojo w tych warunkach, więc zachowywał szczególną ostrożność. Miał nadzieję, że nie będzie to żadna derwiszowa próba, czy inne szaleństwo. W końcu to dostrzegł. Manekin, sparaliżowany i otumaniony, tępo wpatrujący się tam, gdzie akurat mógł. Max chwilowo zapomniał o partnerze, zbliżając się do kukły. Początkowo nie wiedział, co może jej dolegać, ale gdy tylko dostrzegł delikatne spazmy mięśni na jednej z rąk, których pacjent zdawał się w ogóle nie zauważać, szmaragdowe tęczówki zapłonęły w charakterystyczny sposób, a Max już miał w rękach notatnik, pisząc szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Nigdy nie widział działania tego eliksiru na człowieku i nie mógł przepuścić okazji do zapisania spostrzeżeń, choć może nie było to najbardziej humanitarne w stosunku do manekina. Dopiero po dłuższej chwili, został wybudzony z tego transu przez uzdrowiciela, który pojawił się tuż obok. -Colore inversio. - Podał swoją diagnozę, w duchu przyznając, że dla tego momentu warto było przejść przez leczenie ćpunów i topielców. Zaczął też działać zgodnie ze swoją wiedzą i komunikować się z czarodziejem, który miał mu pomóc, choć ostatecznie Max potrzebował niewielkiej wskazówki. Tak, znał bardzo dobrze ten przypadek, bo eksperymentował z nielegalnym wywarem w swoim laboratorium, choć nie miał zamiaru komukolwiek przyznawać się do tego na głos. Uzdrowiciel był zaskoczony, ale też zdumiony wiedzą młodego czarodzieja. Przyznał mu nie tylko dyplom ukończenia kursu, ale też podarował koc sygnalizujący w prezencie, co uznał za pewnego rodzaju wyróżnienie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Opłata:klik Wykonywane zadanie: Podziemia Kości:6 [Scenariusz] | 17 [Rezultat] Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:Teoria | Egzamin | Oparzenia | Obrażenia odzwierzęce | Podtopienia | Zatrucia | Krwawienia Uzyskane nagrody: dodatni modyfikator przy zadaniu praktycznym związanym z obrażeniami od magicznych stworzeń | woreczek ze skóry wsiąkiewki | omnikulary
Pokazał raz jeszcze Maximilianowi palcem na mapie punkt, który magicznie pojawił się po wykonaniu przez nich poprzednich zadań, chociaż nie potrafił wyjaśnić czy to kolejny egzamin, czy może ktoś zaklął trzymany przez niego pergamin. Druga opcja wydawała się tym bardziej realna, kiedy obydwaj przenieśli się niedaleko ponurych schodów, przed którymi można było zaobserwować ślady krwi ułożone w bardzo charakterystyczny sposób – jakby ktoś się do nich czołgał. – Marzę o drinku, kolacji… i o Tobie. – Nie mógłby nie przystać na propozycję ukochanego, a poszukiwania kolejnych manekinów zaczęły mu się niesamowicie dłużyć. – Jesteś pewien, że to część kursu? – Poddał również w wątpliwość postawione przed nimi wyzwanie. Okolica wydawała się bowiem wyjątkowo nieprzyjazna i zaczynał obawiać się, że mogli przypadkiem natrafić na prawdziwe, nokturnowe porachunki. Na wszelki wypadek ściskał więc różdżkę, gotów wystrzelić avadą w kierunku przeciwników. Rozdzielił się z Felixem w pobliżu schodów, widząc że ten odnalazł już sparaliżowaną ofiarę, a wreszcie sam wpadł na duszącego się mężczyznę. Starał się oczyścić jego drogi oddechowe za pomocą Anapneo, ale z marnym skutkiem. Nie bardzo rozumiał też dlaczego facet trzyma się za szyję, skoro nie odnalazł w niej żadnych innych ciał obcych. Cóż, orłem z zielarstwa nie był. Nie miał również pojęcia dlaczego wokoło leżą porozrzucane szczurze ogony albo coś podobnego. Kiedy skończyły mu się pomysłu na uratowanie kukły z opresji, obok pojawił się uzdrowiciel, który kazał mu się odsunąć od biedaka i sam machnął parokrotnie czarodziejskim kawałkiem drewna, doprowadzając poszkodowanego do porządku. Dość enigmatycznie wytłumaczył mu, że chodziło o skrzeloziele, o co Paco zamierzał przy okazji dopytać jeszcze Maximiliana, zdając sobie sprawę z tego, że chłopak znał się na magicznej florze o wiele lepiej niż on.
Opłata:Zapłacone Wykonywane zadanie: Zadanie dodatkowe Kości:Scenariusz:5 Powodzenie: 14+10(nowa postać)+10(egzamin)+9(pkt z uzdrawiania)=43 Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:Teoria, Oparzenia, Obrażenia odzwierzęce, podtopienia, zatrucia, krwawienie Uzyskane nagrody: Pokrzywa, ślaz, opaska nasenna
Jak się okazało, miałam jeszcze do wykonania jeden punkt programu. Sama już nie wiedziałam, czy w jakiś sposób go pominęłam, czy postanowił pojawić się na koniec. Wraz ze zbliżaniem się do wieży, napawało mnie co raz większe przeczucie, że to raczej nie jest jedna z części kursu. Pozostawało zatem pytanie, kto umieścił znacznik na mapie? Wiedziałam, że ostatnimi czasy działy się różne dziwne rzeczy, jednak wątpiłam, by ktoś dobrał się do map i wprowadzał każdego kursanta w morderczą pułapkę. Jeśli tak faktycznie było...cóż, już raz dzisiaj stwierdziłam, że mogę umrzeć, byle w honorowy sposób. Sceneria na miejscu również nie zachęcała do pozostania na miejscu. Odnalazłam manekin, a ten najwidoczniej był pod wpływem jakiejś klątwy lub choroby, bo jego reakcje i wygląd nie pasowała mi do niczego, co znałam. Chciałam mu pomóc, ale nie miałam bladego pojęcia od czego w ogóle zacząć. Zdecydowałam się ostatecznie na próbę zwalczania objawów, zastanawiając się kurczowo, czy ma to jakikolwiek sens. Męczyłam się tak parę minut, po czym obok mnie pojawił się jeden z Mungowych uzdrowicieli. Podszedł do mnie z dość niepewną miną, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie powinnam była tutaj się znaleźć. Pomógł mi w uporaniu się z manekinem, poprawiając moje błędy i uzupełniając to co zrobiłam. Przy okazji wytłumaczył mi co robiłam źle, na co powinnam zwracać uwagę, i co najważniejsze, z czym miałam do czynienia. Dostałam jeszcze od niego opaskę nasenną, oficjalnie w nagrodę za ukończenie całego kursu, chociaż mnie to bardziej wyglądało na próbę przeprosin za zaistniałą sytuację. Niezależnie od faktycznego zamiaru, odebrałam przedmiot, podziękowałam i odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że to już naprawdę koniec.
z/t
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Opłata:LINK DO ZAPŁATY Wykonywane zadanie: Zadanie dodatkowe Kości:33 + 10 (wynik egzaminu) + 10 (nowa posatć); scenariusz 5 Wykorzystane modyfikatory: Wykonane zadania:Teoria i egzamin, ognisko, polana, staw, opuszczony dom, punkt widokowy Uzyskane nagrody: Dźwięk niezgody, opaska nasenna, księga zaklęć uzdrawiających
- Co do…? – zdziwiła się, gdy Max pokazał jej punkt na mapie. Nie było go tam wcześniej, a teraz świecił się jaśniej od innych. – Chyba oznacza kłopoty – przytaknęła chłopakowi, by zaraz się do niego wyszczerzyć jak głupia. – Czyli wchodzę w to! Chociaż siły już zdecydowanie nie były po ich stronie, a Remy miała wrażenie, że biodro zaraz z niej wyjdzie i stanie obok, odstawiając popisowe temper tantrum, entuzjazmu jej nie brakowało. Może jeszcze zadanie wcześniej nawet tego już jej powoli brakowało, ale iskrzący punkt i w niej obudził tę iskierkę przygody, dodatkowy zapas energii i ekscytację na to, co mogło ich czekać! Gdy jednak dotarli na miejsce, zwolniła swoje wesołe podskoki do zaledwie ostrożnych kroków. - Ktoś musiał nieźle oberwać, spójrz na te ślady… Czołgał się – wskazała na pouginaną trawę i rysy w ziemi. – O kurwa – szepnęła, widząc rozwalone schody, które prowadziły w głąb podziemi. Same stopnie wyglądały, jakby ktoś w nie porządnie uderzył. – Chyba nie ma na co czekać – kiwnęła na Maxa głową, gotowa do działania. Wyczarowała światło z końca różdżki i weszła ostrożnie do środka, nie chcąc poślizgnąć się na schodach ani w mroku ominąć pacjenta. Ten z kolei nie leżał daleko i cały drżał. Chociaż bardziej były to silne, nieregularne skurcze. Wyglądało na to, że sparaliżowało mu mięśnie, a on sam był otumaniony. - Co to może być…? – szepnęła do siebie, a jej pytanie zaraz powtórzył egzaminujący, który wyłonił się z ciemności. Skoro teraz ktoś patrzył jej na ręce, tym bardziej starała się przy diagnozie. Pomogła sobie przy tym nie tylko zaklęciami i oględzinami, ale także otoczeniem, starając się znaleźć resztki tego, co brał. Przy połączeniu wszystkich informacji, w końcu powiedziała: - Colore inversio – powiedziała całkiem pewnie, a prowadzący uśmiechnął się i zachęcił ją do próby poradzenia sobie z ustabilizowaniem pacjenta. Potrzebowała w niektórych momentach pomocy, w innych naprowadzenia, ale generalnie szło jej dobrze. Wiadomo, nie miała medycznego przeszkolenia do radzenia sobie w takich sytuacjach, ale postępując wraz ze zdrowym rozsądkiem i podpowiedziami udało jej się nawet zdobyć pochwałę i mały prezent na zakończenie. Po wyjściu z podziemi od razu podbiegła do Maxa. - Patrz! Podobno poszło mi całkiem nieźle! – pochwaliła się, uśmiechając się szeroko. – Jeszcze się okaże, że w przyszłym roku dołączę do twojego zespołu! – zażartowała wesoło i ziewnęła, sama tym zdziwiona. Zaśmiała się, no tak, nawet Gryfoni czasem odczuwali zmęczenie. – To jak, idziemy na zasłużony odpoczynek?
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Nie dało się zignorować tej nowej sprawy. Wyglądało na to, że to było jakieś dodatkowe zadanie, które miało pozostać ukryte i pokazać się dopiero tym najbardziej ambitnym jednostkom, czy coś podobnego. Oczywiste było, że oni byli niesamowicie ambitni, więc po prostu zebrali dupy w troki i ruszyli we wskazanym kierunku, bardzo szybko orientując się, że trafili w bardzo, ale to bardzo złe miejsce. To nie była właściwa dzielnica i Max doskonale wiedział, co siedzi w podziemiach tej wieży, więc nie bardzo miał ochotę się do niej zbliżać. Ostatnie jednak, co by zrobił, to w tej właśnie chwili spierdolił. - Tylko teraz naprawdę uważaj. Nie mamy pojęcia, co może nas tutaj czekać - powiedział jeszcze, tym razem brzmiąc niesamowicie wręcz poważnie, mając świadomość, że znajdowali się w co najmniej beznadziejnym położeniu. Ale musieli zabrać się do pracy, bo inaczej pewnie nigdy mieli stąd nie wyjść, czy coś podobnego. Zeszli więc po tych schodach, czy raczej zaczęli schodzić, kiedy Max dostrzegł ruch i właściwie od razu ruszył w tamtą stronę, by natknąć się na manekin, który, jak dość prędko ocenił po jego wyglądzie, znajdował się pod wpływem środków odurzających. Mudmin. Jeśli się nie mylił, ale wygląd i ogólne objawy zdecydowanie pasowały. Nic zatem dziwnego, że Max właściwie od razu spróbował uspokoić manekin, usadzić go w miejscu, mając świadomość, że zapanowanie nad stanem euforycznym może być trudne w warunkach, w jakich się znaleźli, ale nie mógł pozwolić na to, żeby stało się coś złego. Poruszył się, dopiero gdy ktoś do niego podszedł i spojrzał z pewnym zdziwieniem na jednego z uzdrowicieli, który pogratulował mu sprawnego działania, a potem dopytał, czy wie, z czym ma do czynienia. Przez chwilę dyskutowali nad manekinem, nim Max otrzymał prezent i zapewnienie, że świetnie poradził sobie w ramach tego kursu. Zadowolony dołączył do Harmony, dzieląc się z nią z tym, co go spotkało, a potem zmarszczył lekko nos, uśmiechając się do niej. - Nie mogę się doczekać. Zapewne zrewolucjonizujemy działanie Munga.
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
Opłata:opłacone Wykonywane zadanie: Zadanie dodatkowe Kości:3 || 73 + 33 + 10 = 116 Wykorzystane modyfikatory: pkt z uzdrawiania | wynik egzaminu Wykonane zadania:Teoria | Oparzenia | Obrażenia odzwierzęce | Podtopienia | Zatrucia | Krwawienia Uzyskane nagrody: szansa uniknięcia nieprzyjemnej konsekwencji w jednym z zadań praktycznych | woreczek ze skóry wsiąkiewki | nieco kory kasztanowca | omnikulary | koc sygnalizujący
Była pewna, że organizatorzy mówili o pięciu zadaniach praktycznych, ale patrzyła na szósty okrąg na mapie, który wskazywał starą, opuszczoną wieżę. Doskonale znała to miejsce, więc nie marnując czasu zwyczajnie się tam teleportowała, choć w bezpiecznej odległości, nie wiedząc na co trafi. To nie była przyjazna okolica i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Adrenalina zaczęła krążyć w jej żyłach z zawrotną prędkością, kiedy tylko zobaczyła ślady w krzakach, które nie świadczyły o niczym dobrym. Nie była pewna, czy to wciąż był kurs, czy może działo się coś dziwnego. Nie słyszała nic przecież o szóstym zadaniu. Mogła wezwać organizatorów, ale przecież była zawodową uzdrowicielką, właśnie tym się zajmowała. Jedynie teren różnił się od tego, co robiła na co dzień. Zacisnęła jednak instynktownie palce na różdżce, gdy zbliżała się do wieży. Dostrzegła manekina w opłakanym stanie i musiała oddać organizatorom szczegółowość obrażeń. Była jednak świadkiem podobnych rzeczy – choć urazy magizoologiczne były działką jej brata – na żywych czarodziejach, co sprawiało, że z łatwością zachowała teraz trzeźwość umysłu. Wiedziała, że to już nie był czas używania podstawowych zaklęć, a wykazania się zaawansowaną magiczną wiedzą. Rzucała odpowiednie zaklęcia, przyszywając kończyną, przetaczając krew i tamując krwotok, który dodawał dramatyzmu tej sytuacji. Nie od razu zorientowała się, że ktoś pojawił się obok niej. Skupiona na zadaniu, weszła w swój uzdrowicielski tryb, który sprawiał, że zamykała się na bodźce z zewnątrz. Liczyła się tylko ona, jej umiejętności, doświadczenie i pacjent, którego życie zależało od niej. Drgnęła więc dopiero gdy dotarł do niej głos – jak się okazało – jej kolegi z pracy. Zaśmiała się nawet gdy jej gratulował, bo zdawało się, że to wszystko było jedynie formalnością. Miło było jednak zmienić otoczenia, wejść w nieco inną rolę, niż tę, którą grała każdego niemal dnia.
|zt
______________________
In your hands, there's a touch that can heal
But in those same hands, is the power to kill
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Opłata:zapłata Wykonywane zadanie: Dodatkowe Kości:2 i 91 2. MUCHOMOR KRWAWY -OPCJA III: Je%C5%9Bli idzie ci naprawd%C4%99 dobrze (tw%C3%B3j wynik to co najmniej 71),
Wiktor wszedł wraz z inną grupką czarodziei na ostatnie zadanie. Idąc na to zadanie miał dużo myśli na temat pierwszej pomocy, okazało się że pacjent wyglądał jak bym miał już z chodzić ze świata nie ruszał się ale oddychał i to już coś. Wytarł z brudu śliny i piany manekina okolice brody i ust po czym wziął się do pracy i zbadał okoliczności i manekina . -Hmmm... - to może być jakieś zatrucie, widząc rozrzucone grzybki ojej i w dodatku jeszcze sączą się z niej soki. Może dla innych, było to ogromnym zdziwieniem, ja jednak wcale się tym nie przejmował tylko działał po swojemu. Jak na pierwszą pomoc to Rudzielcowi idzie na prawdę dobrze, nawet dostał pochwałę za swoje działania, precyzję i pomysłowość. O tak to już coś ale Krawczyka upór zdrowy rozsądek, bo nie rzucił się jak reszta od razu do działania przemyślał to i owo i działał. Dopiero po przekroczeniu progu zdał sobie sprawę, że udało się Puchonowi wytrwać do końca kursu i nawet go zdać bez swoich wygłupów, a to nowość nie mieć kłopotów. Jak szybko się pokazał tak szybko znikł. z/t
Opłata:zapłacone Wykonywane zadanie: Teoria + egzamin Kości: 6 oraz 38 + 15 = 53 Wykorzystane modyfikatory: +10 dla nowej postaci, (5) kuferek = 15 Wykonane zadania:oparzenia, Obrażenia Odzwierzęce,zatruciaPodtopienia, krwawienie Uzyskane nagrody: - Doskonale zapamiętujesz kwestie związane z zatruciami, dosłownie jakby same wskakiwały ci do głowy. Masz wrażenie, że obudzony w środku nocy wyrecytujesz dosłownie wszystko z pamięci. Dzięki temu w czasie wykonywania zadania z zatruć możesz wykorzystać jeden z dodatnich modyfikatorów. - Mięta - Opaska nasenna
Weszła do tego wejścia tak szczerze to pełna obaw, nie chciała tutaj trafić ani przypadkiem, ani sama, ani nawet w takich okolicznościach. Westchnęła zrezygnowana obym miała to szybko z głowy. Spojrzała na wieżę lekko marszcząc brwi, a potem spojrzała na ziemię. Ktoś się tu czołgał. Poszła za śladami dalej tylko po to, by zobaczyć, gdzie one ją zaprowadzą. Widząc manekina leżącego na ziemi, wiedziała już, że jest źle, ba było gorzej we wszystkich możliwych przypadkach. Klęknęła pospiesznie obok manekina, obserwując jego poczynania. Wyglądało na to, że wziął, czego nie powinien. Sprawdziła jego serce, choć widziała, że jego klatka piersiowa się nie unosi, coś ewidentnie utknęło mu w przełyku, przez co nie może oddychać. Zaklęciem postarała się udrożnić jego drogi oddechowe jeżeli to nie zadziałało, miała nadzieję użyć do tego innego zaklęcia, jakiegoś lepszego, co pomoże biednemu manekinowi oddychać. Tak zaangażowała się w sprawę, że nawet nie zauważyła momentu pojawienia się uzdrowiciela. Spojrzała na nią najpierw spod byka, będąc na początku po prostu zła, po chwili jej reakcji zmienił się na po prostu zaskoczoną. Ucieszyła się na jej widok, nawet ją pochwaliła, co jej się codziennie nie zdarza, także była z siebie niemiłosiernie dumna, że wszystko się udało. Nawet dostała mały podarunek! W postaci opaski nasennej. Szczęśliwa mogła wrócić do swojego pokoju.
z/t
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Opłata:LINK DO ZAPŁATY Wykonywane zadanie: Dodatkowe Kości:4 i 52 Wykorzystane modyfikatory: +10 za nową postać, +10 za wynik egzaminu teoretycznego (82) Wykonane zadania: Teoria / Oparzenia / Rany odzwierzęce / Podtopienia / Zatrucia / Krwawienia Uzyskane nagrody: samopiszące pióro (teoria), mięta (zatrucia), 10g (krwawienia), koc sygnalizujący (dodatkowe)
Anna naprawdę nie była złą dziewczyną i naprawdę nie szukała informacji o narkotykach wyłącznie dla własnej przyjemności. Na szukaniu sposóbów wyciszenia organizmu i zapanowania nad pressurą spędziła naprawdę wiele godzin, a właściwie wiele dni. Nie mogło więc nikogo zaskakiwać, że widząc ewidentne objawy przedawkowania mudminu od razu rozpoznała tkwiący w tym wszystkim problem. Nie miała tylko pewności jak właściwie powinna postąpić w tym konkretnym przypadku. Przede wszystkim manekin był już dość mocno rozentuzjazmowany, więc istniało spore ryzyko, że spadnie ze schodów i zrobi sobie krzywdę. Puchonka próbowała wybudzić go z tego stanu stosując zaklęcie Rennervate, ale nie udało jej się osiągnąć zbyt wiele. Na całe szczęście chwilę później pojawił się ktoś bardziej kompetentny od niej i przejął pacjenta, wcześniej jednak wyrażając uznanie dla działań Anny. Czyli co? Dobrze zrobiła? No, nie była o tym szczególnei przekonana, ale nie zamierzała protestować, gdy czarodziej wręczył jej podarek. Najwyraźniej kółko pojawiło się tutaj nieplanowo, a magiczny koc miał stanowić swego rodzaju rekompensatę. Puchonka podziękowała uzdrowicielowi i z zadowoleniem ruszyła w drogę powrotną. No! To teraz mogła ruszyć po dyplom ukończenia kursu, bo musiała sama przed sobą przyznać, że spisała się bardzo dobrze!
z/t
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Opłata:Zapłacone Wykonywane zadanie: podtopienia Kości:6 scenariusz, 64 (z modyfikatorami 104) Wykorzystane modyfikatory: +25 pkt za zaklęcia + 15 za eliksiry Wykonane zadania: teoria, zatrucia, poparzenia, krwawienia, odzwierzęce, podtopienia Uzyskane nagrody: pokrzywa, mięta
Był zaskoczony, widząc nowy punkt na mapie i prawie by go przeoczył. Skoro go jednak znalazł, to zamierzał zaspokoić ciekawość i chociaż zajrzeć, co tam się znajduje. Wieża w Hogsmeade w istocie nie była miejscem, która miał ochotę odwiedzać, ale skoro wyraźnie to w niej miał wylądować – nie dyskutował. Szybko okazało się, że wewnątrz czeka kolejne zadanie, więc wziął się do roboty, nie widząc innego rozwiązania. Zastał duszącego się manekina, więc spróbował działać szybko. Najpierw użył oczywiście anapneo, które nasuwało się jako pierwsze i dopiero kiedy nie przyniosło skutku, rozejrzał się wokół siebie. Dusił się, ale wcale nic nie utknęło mu w gardle. A te ogony? Czy możliwe, że to... Z zielarstwa nigdy nie był najlepszy, nie miał cierpliwości do roślin, ale znał się na składnikach do eliksirów. Był absolutnie pewien, że już gdzieś to widział. Czy możliwe, że było to skrzeloziele? Jeśli tak, czy nie pomogłoby zanurzenie głowy manekina w wodzie? Miał już przystąpić do działania, kiedy u jego boku pojawił się uzdrowiciel, składając na jego ręce gratulacje i nawet jakiś koc. Nieco skołowany podziękował i przyjął upominek, nawet jeśli średnio go zachwycał. Wyglądało na to, że udało mu się skończyć kurs, a to było dla niego najważniejsze.
| z. t.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Opłata:Klik Wykonywane zadanie: Krwawienie Kości:5; 72 + 34 = 106 Wykorzystane modyfikatory: kuferek (34) Wykonane zadania:teoria, oparzenia, obrażenia odzwierzęce, podtopienia, zatrucia, krwawienie Uzyskane nagrody: uniknięcie nieprzyjemnej konsekwencji w kolejnych etapach; woreczek ze skóry wsiąkiewki; kalendarzyk; omnikulary; koc sygnalizujący
Uporawszy się ze wszystkimi obowiązkowymi zadaniami, uznała, że jak najbardziej jest chętna na ostatnie, dodatkowe. Co miało tam na nią czekać, to zielonego pojęcia nie miała, ale spodziewała się, że będzie ono trudniejsze od tych wcześniejszych - w końcu nie bez przyczyny było dodatkowe. Udała się do opuszczonej wieży, po drodze dostrzegając na ziemi długi ślad, który wskazywał na to, że coś się tutaj stało. Albo ktoś coś ciągnął, albo ktoś był ciągnięty, bo dokładnie tak to wyglądało. Kończący się dzień i bardzo przyjazna okolica były pożywką dla jej wyobraźni, która w momencie się rozszalała, tworząc mniej lub bardziej realne scenariusze. Co, jeśli będzie miała do czynienia z prawdziwym człowiekiem, a nie manekinem? Czy w takiej sytuacji dałaby sobie radę? Na całe szczęście na swojej drodze znów spotkała kukłę, choć było zgoła inaczej niż wcześniej. Nie dostrzegła w pobliżu żadnego potłuczonego szkła wskazującego na spożycie eliksirów czy zranienie, nie dostrzegła żadnych oznak wskazujących na obecność magicznych stworzeń, podtopienie też wykluczyła. Zauważalne skurcze i pusty wzrok niewiele jej mówiły. W pierwszej kolejności zadbała o przeniesienie manekina w jakieś bezpieczniejsze miejsce i tam dokładniej go obadała, próbując przywrócić do rzeczywistości. I dopiero po naprawdę dłuższych oględzinach i główkowaniu nad tym, co mogło wprowadzić go w taki stan, pojawił się uzdrowiciel, który nakierował ją na przyczynę. I zaskoczyło - Colore Inversio. Czyli jednak eliksir. To był chyba dzień zatruć tymi magicznymi miksturami, ale cóż miała zrobić. Ponieważ nie miała aż tak szerokiej wiedzy na ten temat, z pomocą uzdrowiciela uporała się z tym ostatnim zdaniem, tym samym kończąc kurs. Bardzo intensywny, to musiała przyznać.
Powrót do Hogwartu naprawdę poprawił mu humor - Rocco ewidentnie był jakimś skrywanym głęboko ekstrawertykiem, bo chociaż nie było go wszędzie pełno, to jak powietrza potrzebował ludzi, którzy tworzyli wokół siebie chaos bez większego wysiłku. Kochał swoją samotność - dlatego szwędał się po Hogsmeade bez celu - jednak to właśnie z życia w grupie czerpał najwięcej inspiracji. Jego utwory zaczynały być mdłe i zwyczajnie przeciętne, kiedy mógł komponować je w całkowitej ciszy i spokoju. Potężna dawka towarzyskiej stymulacji zadziałała wystarczająco skutecznie, był gotowy znaleźć cichy kąt i pomyśleć nad kolejną piosenką. Na początku z dala od pianina, skupiając się na tekście samym w sobie, bo to zawsze była jego największa pięta achillesa. Nuty mówiły same za siebie do tego stopia, że dodanie narracji momentami zdawało się niepotrzebne. A jednak wiedział, że dla szerszej publiki ma to jakąś wartość. A próbował się odrobinę unowocześnić, bo muzyka klasyczna, chociaż bliska jemu sercu, delikatnie mówiąc - nie sprzedawała się. Szedł przed siebie dość bezmyślnie dopóki nie zobaczył z daleka znajomej twarzy. Znajomej, ale niespecjalnie go interesującej - pewnie kontynuował by swój spacer bez mrugnięcia, gdyby nie zobaczył jak ta dramatyczna czupryna nie znika w bardzo dobrze znane mu miejsce. Kiedyś już tu zabłądził z Jinxem - oczywiście, kto inny wpakowałby go w takie sketchy miejsce. Po tym wybryku wiedział już mniej więcej jak się stamtąd wydostać i na pewno miał większe szansę niż Malakai, który, Rocco mógł się założyć, wszedł tam bez większego zastanowienia. Postanowił więc być dobrym… znajomym i ruszył niedługo po nim. Chwilę mu zajęło zlokalizowanie go w ciemnych korytarzach, wystarczajaco długo, żeby chłopak pewnie zorientował się, że nie wie jak stąd wyjść. - Hej. Zwiedzasz podziemny świat Hogsmeade jak zmniemam?
(rzuca Mal bo on wchodzi pierwszy fabularnie)
Malakai O'Malley
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Czuć od niego często papierosy, nosi nieśmiertelnik (dane: Roark Tiarnáin Ó Mháille), irlandzki akcent
Hogwart był niesamowity i powrót do zamku wydawał się jak sen na jawie, a jednak Malakai uważał, że piękno tej okolicy nie leżało w samym zamku. Przesiąknięte magią korytarze zyskiwały na uroku zza okien, a Hogwart żył dzięki Hogsmeade tak samo, jak Hogsmeade dzięki Hogwartowi. Nie mógł powstrzymać się od zwiedzania, zwłaszcza skoro jeszcze mógł liczyć na przyzwoitą pogodę. Potrzebował na nowo poczuć, że odnajduje się zarówno w szkolnych murach, jak i poza nimi, a jeśli przy okazji mógł zaszyć się gdzieś w spokoju i pograć na starej, wysłużonej gitarze… cóż, nie zamierzał sobie tego odmawiać. Potrzebował nieco prywatności - w przeciwnym razie pewnie spróbowałby zarezerwować sobie nieco czasu w jakiejś szkolnej salce, teraz jednak zależało mu na ciszy i spokoju. Zrobił sobie przerwę od grania, która pewnie dla niektórych nie byłaby znacząca, ale dla niego wydawała się niemal niemożliwa. Kilka miesięcy ze spojrzeniem wiernie omijającym instrument, odstawiony w kąt gramofon i gardło ściśnięte tak, by nawet nie nucić. Słyszał o podziemiach w Hogsmeade i nawet kojarzył jakąś imprezę, na której kiedyś się tam zakręcił… ale to było całe lata temu i chociaż wejście udało mu się znaleźć, to później nie do końca wiedział co ze sobą zrobić. Ruszył pierwszym korytarzem, po dwóch zakrętach uznając, że może to był jakiś błąd, ale z drugiej strony - dalej miał w torbie wizbooka, więc w razie czego wzywałby jakąś borsuczą pomoc. Prawdziwie zestresował się dopiero na dźwięk kroków, przy których zamarł w bezruchu, by później parsknąć z niedowierzaniem na widok tego jednego Gryfona, którego naprawdę powinien się spodziewać. - No nie wierzę. Czy ty dostajesz jakieś magiczne przypominajki jak tylko mam plan sobie pograć? - Zainteresował się, poprawiając pasek od przerzuconej przez ramię gitary. - To pewnie jakaś specjalna, wrodzona umiejętność Swansea… broń Merlinie, żeby zwykli śmiertelnicy dotykali się muzyki, co? - Pociągnął dalej, nie mogąc się powstrzymać od drobnej uszczypliwości, bo przecież Swansea zawsze wciskał mu się do sali artystycznej, z nutami muzyki klasycznej i absurdalnie wysoko zadartym nosem, jakby próby Chochlików - czy samego Malakaia - nie miały znaczenia.
Trzeba było przyznać że miał rację - ich drogi muzyczne jakoś podejrzanie się przecinały, zwłaszcza biorąc pod uwage jak róznymi kierunkami byli zainteresowani. Rocco uważał się za osobę o otwartym umyśle, potrafiącą docenić muzykę w rożnych formach. Nie zmieniało to jednak faktu, że niektóre formy były w oczywisty sposób trochę prostsze od innych. Nie było w tym nic złego, ale trudno było mu traktować poważnie rockową amatorską kapelę, kiedy ćwiczył naprawdę trudne melodie. - Tak, ściąga mnie magiczna siła twojej muzyki. Aż trudno uwierzyć, że nie ma za mną jakiejś większej publiczności. No ale musisz zadowolić się mną póki co - wzruszył ramionami, nie wiedząc czemu postanowił zdobyć się na taką ironię, kiedy bądź co bądź przyszedł tu mu pomóc. - Szósty zmysł. Ale dotykać się mogą, raczej chodzi o to co następuje potem. Myślisz, że tu będzie lepsza akustyka? Może faktycznie do twojego brzmienia podpasuje - pokręcił głową Rocco, chociaż to był słaby przytyk, bo i do muzyki klasycznej takie podziemie mogło sprawić się niczego sobie, prawdę mówiąc w tej właśnie chwili zaczął się zastanawiać, czy to nie byłoby całkiem ciekawe miejsce do komponowania. Tylko do tego potrzebowałby już pianina… - To jak, w którą stronę zmierzasz? Może pokażesz mi jakąś fajną salkę do ćwiczen, żebym mógł od czasu do czasu cię uprzedzić. A, i z której przyszedłeś, tak dokładnie? - zapytał rozbawiony, podpierając się o ścianę korytarza w pamięci mniej więcej majać ściężkę którą tu trafił. A przynajmniej wiedział, że należy kierować się na wschód, co przy prostym zaklęciu powinno być wystarczające. Nigdzie mu się jednak nie spieszyło, więc mógł przetestować orientacje w terenie towarzysza.
Malakai O'Malley
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Czuć od niego często papierosy, nosi nieśmiertelnik (dane: Roark Tiarnáin Ó Mháille), irlandzki akcent
- Też jestem w szoku - mruknął, przewracając oczami mimowolnie. Miał mieć ciszę i spokój, błogą prywatność, a zamiast tego jakimś cudem znowu napatoczył się na Gryfona, który… nie był od niego starszy? Nie powinien już myśleć o egzaminach końcoworocznych? - Potem następuje osiągnięcie czegoś lepszego i z tym już jest problem, czaaaję - przytaknął, śmiejąc się cicho. - Jeszcze nie wiem jak z akustyką, ale brzmi intrygująco, a ja przede wszystkim chciałem uniknąć przypadkowego towarzystwa - zdradził całkowicie szczerze, bo chyba nie było sensu ukrywać faktu, że zwyczajnie liczył na brak niespodzianek. - …a co to za przesłuchanie? - Zmarszczył brwi nieufnie, Rocco coś za dobrze się tu bawił. - Jesteś takim znawcą tych podziemi? Raczej nie muszę ci niczego udowadniać, a już na pewno nie muszę pokazywać ci żadnej mojej salki, więc… będziesz tu tak sterczał, czy idziesz w jakieś konkretne miejsce? - Kompletnie nie wiedział gdzie iść, ale nie czuł się jeszcze całkowicie zagubiony - nie krążył po korytarzach na tyle, by zrozumieć, że to prawdziwy labirynt, więc wmawiał sobie, że to tylko kilka potencjalnych zakrętów.
Rocco ewidentnie głodny międzyludzkich interakcji faktycznie bawił się tu całkiem dobrze - mimo braku sympatii do puchana, wcale nie czuł się jakimś umęczonym bohaterem wchodząc tu za nim żeby go wydostać. Chciał się trochę ponabijać, chciał zobaczyć czy może się myli i chłopak jednak doskonale wiedział co robi. Coś mu jednak podpowiadalo, że daleko mu było do pomyłki. - Widzisz, czasami nawet zejście do podziemi nie wystarcza. Ale bez obaw, nie przyszedłem tu podkradać twoich oryginalnych melodii, nawet jeśli daleko mi do tego poziomu. Powoli nad tym popracuje - pokręcił głową w odwołaniu do tego “czegoś lepszego” o czym wspomniał puchon, starając się nie parsknąć na to jednak bezpośrednio. - Nie unosiłbym się tak dumą, twój pierwszy raz tutaj co? Jak pójdziesz głębiej to uwierz mi że spędzisz tu cały wieczór i to bez przerwy na szlifowanie swojego kunsztu. Jak chcesz to ja mogę sobie pójść, nie ma problemu. Ale wolałbym nie mieć na sumieniu zagubionego puchona, już i tak nie słyniecie ze szczególnego szczęścia. Więc jednak wolałbym, żebyś trochę się wytłumaczył i udowodnił mi, że wiesz jak stąd wyjść. Bo jeśli nie, ja mogę być twoim jedynym ratunkiem, jak na ironie. Ale wtedy będziesz musiał ustępować mi kolejki na próbach, conajmniej przez miesiąc, gdzie tam na siebie wpadniemy. - podsumował spokojnie i chociaż pewnie całkiem udanym szczytem złośliwości byłoby faktycznie zniknąć ze wzroku chłopaka, to ani myślał zostawić tu kogoś samego (wiedział jak stresujące to się stało we dwoje po pewnym czasie), a odnalezienie go po raz kolejny też mogło nie być najprostszym. Wiedział gdzie się kierować na wyjście, ale gdzie się kierować za O’Malleyem? Za obijającym się o ściany chaotycznym brzdękiem gitary?