Wielka polana z ladowiskiem
Na łące znajduje się bardzo dużo wolnej przestrzeni, gdzie swobodnie może wylądować śmigłowiec. Dojazd do tego miejsca jest bardzo łatwy i szybki, dzięki czemu pierwsza pomoc zostaje usprawniona. Wiosną można spotkać na niej wiele maków.
Tydzień po zakończeniu roku szkolnego, wszyscy uczniowie mieli stawić się na dworcu King Cross. Tym razem jednak z peronu 9 i ¾ nie mieli odjechać kolejnym pociągiem, a wspólnie odlecieć niezwykłym, czarodziejskim samolotem. Właściwie była to po prostu latająca kapsuła, zaprzężona do wielu testrali. Nawet nie posiadała ona skrzydeł, jak normalne, mugolskie samoloty. Na jej pokładzie uczniowie spędzili pół dnia, a podróż przebyła bez większych problemów.
W pewnej chwili zaczęli stopniowo lądować, aż w końcu niewidzialne stworzenia uderzyły kopytami o ziemię. Samolot się zatrzymał i otworzyły się drzwi. Najpierw wysiadła kadra nauczycielska, następnie niecierpliwi uczniowie. Pierwsze co mogli poczuć, to uderzenie o wiele cieplejszego i tak innego od Angielskiego, powietrza. Jak szybko się okazało, zatrzymali się na jakiejś wielkiej zielonej polanie, a na nich czekali już jacyś ludzie. Było to dwóch mężczyzn. Jeden wyglądał na typowego podróżnika, drugi natomiast był nieco niższy i o bardzo charakterystycznym typie urody. Właściwie przypominał nieco Indianina.
- Witamy w Nowej Zelandii, a dokładnie w Twizel! – Odezwał się mężczyzna o jasnych włosach. – Jestem John Stone, i widzę, że na pewno jesteście zmęczeni podróżą, tu są więc dla was klucze do pokoi – powiedział wyciągając z plecaka saszetkę pełną kluczy. Miał także listę, kto jaki numerek miał dostać. Nim jednak zaczął je rozdawać, postanowił wyjaśnić jeszcze parę spraw.
- Król Maoryski Tuheitia Paki, odprawił dla was specjalny rytuał.- Tutaj wskazał na drugiego mężczyznę. - Kiedy tylko dostał listę, kto nas odwiedzi, dzięki swoim starym czarom postanowił zrobić dopasowanie. Wasz dyrektor wspomniał, że w zeszłym roku nie byliście najlepiej dobrani – ostatnie zdanie powiedział już nieco ciszej. Nie dokończył jednak swojej wypowiedzi, bowiem zaraz przemówił Tuheitia.
- Dzięki moim rytuałom, sprawdziłem, między kim dojdzie do najlepszego porozumienia – mówił powoli, jakby dzielił się jakimś wielkim sekretem, miał przy tym oczywiście zupełnie poważną minę, jego ton także nie wskazywał na to, by żartował.
O tak, porozumienie zapowiadało się nawet lepiej niż przypuszczał!
- Tak, tak, więc tu są klucze dla was – powiedział zaraz po tym jak nastał ten poważny nastrój wywołany przez króla Maoryckiego. Odczytywał nazwiska i wręczał po odpowiednim kluczu dla każdego. Na koniec jeszcze się zawahał, jednak szybko przypomniał, co takiego chciał dodać.
- Musicie mieć jednak świadomość, że mój ośrodek, w którym się zatrzymujecie, jest mugolski, tak samo jak i całe miasteczko Twizel. Niestety nie ma tu za wielu czarodziei oczywiście poza sporą częścią Maorytów – podrapał się po głowie zastanawiając, czy coś jeszcze miał dodać istotnego.
- To życzę wam udanego pobytu! – Powiedział wesoło i wskazał wszystkim na wysoki domek, który było stąd dobrze widać. To tam uczniowie mieli się teraz zatrzymać na najbliższy miesiąc.
Potem jeszcze uczniowie postanowili u owego mężczyzny wymienić pieniądze na trochę mugolskich, wszakże tutaj raczej nie wiele mogli zdziałać galeonami. Później każdy ruszył w stronę domku, by zobaczyć, kto został im przydzielony do pokoju.
/ więc ogółem wygląda to tak, że po balu postacie były na tydzień w swoich domach, dopiero po tym czasie niby pojechali na te wakacje.
Po wakacjach w Nowej Zelandii postacie też tylko teoretycznie będą spędzać drugi miesiąc w swoich domach, jednak my fabularnie pominiemy ten okres i po prostu zaczniemy rok szkolny na początku sierpnia.
Na wakacjach zostaje zniesiona bilokacja!
Można być tylko w jednym miejscu postacią. Wyjątkiem są imprezy.