Wzburzona rzeka, która płynie przez góry, właśnie tutaj kończy swoją wędrówkę. Niemalże nie do poznania, niezwykle spokojna, wpada do jeziora, zapełniając je nową porcją wody. Z jednej strony niewielkiego zakola, powstała małych rozmiarów plaża, cała usypana z maleńkich, szarych kamyczków. Potem, ciągnie się taka jeszcze przez jakiś czas, wzdłuż tego samego brzegu. Z drugiej strony zaś, wygląda zupełnie inaczej, bowiem glebę pokrywają najróżniejsze trawki, którymi niczym piórkami, łatwo kogoś połaskotać, a także kolorowe kwiatki. Idealne miejsce, na odpoczynek, o ile tylko lubi się szum płynącej, obijającej się o wystające kamienie wody.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia 31/7/2011, 21:02, w całości zmieniany 1 raz
Twan Nguyen był takim gapą, że przegapił zapisy na wakacje i przez to biedny nie miał przydzielonego pokoju. Nieważne, właduje się komuś do łóżka (ciekawe czy gdzieś tutaj była jego Muszka?) albo będzie spadł nie wiadomo gdzie. Jakoś się uda, w końcu był gryfonem, nie? Przyszedł sobie nad rzekę, bo pomyślał, że o czegoś trzeba zacząć, zdjął buty, skarpetki i w swoich krótkich (mugolskich of kors, bo przecież był półkrwi jak każdy wie) wszedł do jeziorka czy tam rzeki, bo tutaj, przy samiutkim ujściu był jako taki prąd. Łaził sobie łaził, kątem oka obserwując swoje rzeczy które zostawił na brzegu, coby mu jakiś szalony miejscowy nie ukradł. Wlazł na kiś kamyczek, a że był dość śliski, obrośnięty nie wiadomo czym, pewno glonami i takimi tam, to wywalił się i wpadł cały do wody. Mało by brakowało, a by walnął głową w ten sam kamyk, ale całe szczęście aż takim pechowcem/niezdarą nie był. Nawet nie próbował wstawać, tylko usiadł na dnie, w wodzie, co mu teraz sięgała może trochę powyżej pasa. Coraz zaraz go zje na pewno. Ciekawe, czy w tych wodach były rekiny? W rzece... albo chociaż piranie. Albo raki, takie jak w Bajkale, co czyściły wodę i w tydzień potrafiły pożreć całego człowieka.
I tak optymistyczny scenariusz skoro sadził, że zje go, co najwyżej rekin. Powinien się bardziej bać slizgonki, która powolnym krokiem zmierzała w stronę rzeczki, w tak naprawdę podobnym celu co chłopak. Chciała sobie pomoczyć nóżki, pobyć chwile sama. Czemu jednak powinien się bać? A bo pod tym anielskim wyglądem blondyneczki, skrywał się naprawdę wredny charakter. Tak, tak, wiemy, że to tandetnie i oklepanie brzmi, ale naprawdę tak było. Tak, więc Valmont szła sobie z butami w rękach po trawie z coraz większym rozbawieniem patrząc na chłopaka, który w ubraniu siedział w wodzie. Odłożyła butki obok jego butów i weszła dwa kroczki na śliskie kamienie uważając, żeby nie upaść - Prysznica w domu nie masz? – zapytała unosząc brwi. Nie jej wina, ze to naprawdę zabawnie wyglądało, szczególnie że chlopak nie sprawiał wrażenia umysłowo chorego aby takie rzeczy robić.
Nieprawda, Twan niczego nie powinien się obawiać, ha. W końcu był gryfonem (olać, że gryfoni i ślizgoni od zawsze byli wrogami - z zasady) i nie powinien się niczego bać, a już szczególnie dziewczyny. Ładnej dziewczyny, swoją drogą, więc chłopak już zupełnie nie miał czym się przejmować. Obserwował ją jak idzie w jego kierunku, potem zostawia buty koło jego, aż w końcu wchodzi do wody... pomyślał sobie, że mógłby ją popchnąć, żeby też wylądowała w wodzie, to raczej nie powinno być trudne. Uśmiechnął się pod nosem, a potem ten uśmiech zamienił w szeroki, a równie uroczy, na pół twarzy. - Nie, mam tylko wannę - odpowiedział szczerze, wcale nie przejmują się tonem jej głosu. Co prawda nie mógł zobaczyć, że jest ślizgonką, ale mimo to domyślał się. Kto inny zaczynałby rozmowę w ten sposób? Przypominała mu Mię, z którą to spędził kiedyś całe Halloween. A może to był bal z okazji urodzin dyrektora? Nieważne, coś w tym stylu. Też przecież była ślizgonką, ale mimo to widział ją jako uroczą dziewczynę. ha, teraz było tak samo. - Ty masz tylko prysznic? - zapytał, trochę od czapy. Ale co tam.
No tak, w końcu Gryfoni to takie dzielne lwiątka, aż się mdło robi. Nie istotne zresztą, przecież nie będziemy podburzać czyjejś wiary w swoje możliwości… Dobra, będziemy, ale na to jeszcze przyjdzie czas. Ah, to, że była ładna wykluczało ją od jakichkolwiek dziwnych i wrednych zachowań? Cóż, w takim razie chłopak może się nieźle przejechać. Dobrze, że jej nie pchnął, Kathy nie miała zamiaru siedzieć w wodzie, która nie należała do najcieplejszych. Z kolei zimna tez nie była z tym że wtedy by musiała się suszyć albo wracać do domku a niezbyt miała na to ochotę. Wywróciła oczami słysząc jego ambitną odpowiedź. Byle by się nie okazał puchonem, bo wszystko inne naprawdę jest w stanie przeżyć. Puchoni jednak wzbudzali w niej dziwną niechęć i agresję, aż po prostu chciało im się dowalić. - Prysznic i wannę, jak już tak bardzo cie to interesuje. – odparła wspinając się na kamień. Lekko straciła równowagę jednak przy lekkim skupieniu i machaniu rękoma się utrzymała. - Więc czemu siedzisz w tej wodzie? – zapytała zerkając na niego. Ale miła dzisiaj była, święto lasu albo czegoś innego.
Nie żeby wykluczało wredny charakterek, po prostu... uroda pozwalała o nim zapomnieć, zająć umysł czymś innym, przyjemniejszym... no właśnie. I właśnie tym zająć się Twan, dlatego tak głupio się uśmiechał i przygładził swoje śliczne włoski. Właściwie, to niespecjalnie był przyzwyczajony, że ktokolwiek jest dla niego miły, ostatnio spotykał samych przyjaznych ludzi, więc była to taka odmiana... czy miła, to się jeszcze okaże. Woda była idealna, taka jaka powinna być w wakacje, w takim miejscu. Kiedy ona tak się zbliżała, gryfon wstał i, dla odmiany, zaczął powolutku iść w jej kierunku. Wyglądali trochę tak, jakby oboje szli po zawieszonej w powietrzu linie i wymachiwali rękami, żeby z niej nie spaść. - Dobre pytanie. - Na jego twarz wpłynęło coś w stylu zamyślenia (jakby był krukonem, ahahah), ale ciągle zbliżał się do Kath, tak, że zaraz stał już na wyciągnięcie ręki. - Tutaj jest po prostu bardzo ślisko i wystarczy chwila nieuwagi... I w tym właśnie momencie, Twan robi "hop", łapie dziewczynę za ramiona i razem wpadają do wody.
Głupio się uśmiechał, żeby to był pierwszy, który się tak głupio uśmiechał. Nie istotne, Kathy obserwowała chłopaka, kiedy nie była zajęta utrzymywaniem równowagi na kamieniach, co tez nie było łatwe. W sumie jakby się nad tym zastanowić to faktycznie wyglądali jak para klaunów z cyrku, którzy bawią się w chodzenie po linie. Z drugiej jednak strony musiała przyznać, że to było całkiem fajne. Przy okazji przyjrzała się przynajmniej chłopakowi stwierdzając, że ma ładne oczka. - Chwila nieuwagi mówisz… – mruknęła w tym samym momencie spoglądając sobie w dół na swoje stopy. Nie bez powodu tak ostrożnie szła, między innymi żeby sobie nie zrobić krzywdy i nie wpaść do tej wody. Zanim się jednak zorientowała poczuła jego ręce na swoich ramionach i zaraz była cała mokra. Prychnęła cicho i usiadła w wodzie, częściowo na brzuchu chłopaka, bo tak dziwnie wylądowali. - Ty cholero jedna. – ochlapała go wodą, w której siedzieli. - Teraz się przeziębię. – powiedziała niezadowolonym i marudnym tonem. Dobra, woda nie była taka zimna, co jednak nie oznaczało, że chciała w niej siedzieć czy mieć od niej całą sukienkę.
No nieee! Ładne oczka? Dobra, wiadomo, że są urocze, ale w takim razie powinna też zwrócić uwagę na włosy. Jego włosy były cudowne, uwielbiał je, ona też powinna, zamiat być taką ignorantką. Podczas tego, wręcz cyrkowego wyczynu, Twan wpadł cały do wody, że nawet głowa (i włosy!) mu się zamoczyły, przez co wyglądał jak zmokła kura i był bardzo nieszczęśliwy. Oparł się na łokciach, tak, że twarz wystawała mu nad wodę. Jeszcze biedaczek by się utopił i byłby pogrzeb na wakacji, zamiast ślubu jak w zeszłym roku na Malediwach. Ciekawe czy Angie by płakała? - Twan jestem, nie cholera - przedstawił się, bo przecież nie mógł pozwolić, by nazywała go jak tę okropną chorobę. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i delikatnie się spod niej wydostał, siadają teraz obok. - Mogę cię ogrzać. Wysuszyć - zaproponował wspaniałomyślnie, bo to dobry i pomocny chłopak był. Czasem mu się przez to obrywało, ale wierzył, że tym razem tak nie będzie. Wstał i podał jej rękę. Może chciała sobie jeszcze posiedzieć w wodzie, ale było w takim razie nie mówić, że się przeziębi, bo Twan będzie się teraz martwił, o.
Dobra, niech będzie. Miał tez śliczne włoski. Co prawda to nie było pierwsze, na co dziewczyna zwracała uwagę, ale skoro już takie oburzenie się pojawiło, że nie zwróciła uwagi to niech będzie. I wcale nie była ignorantką! Pogrzeb? Hm… To by było zabawne, chociaż pewnie by została oskarżona o to morderstwo. W końcu była tu razem z nim, tez mokra i jeszcze na nim częściowo siedziała. Jak nic by została wrobiona. Jednak nie mogla powstrzymać uśmiechu zadowolenia i satysfakcji na widok mokrego chłopaka. Był tak naprawdę w gorszym położeniu niż ona. - Kathy. – odparła wstając z wody. Już zaczynało jej być chłodno, bo czuła gęsią skórkę. Wyszła ostrożnie z wody i przysiadła na trawniku pocierając dłońmi ręce. - To mnie ogrzej, wysusz, cokolwiek bo zimno jest. – powiedziała cały czas mało zadowolonym tonem. Troche to męczące, ale Valmont była potworną marudą, szczególnie, kiedy cos szło nie po jej myśli. A taka kąpiel w rzece była bardzo daleko od tego co planowała sobie na dzisiaj.
Ha, była. Już się tak nie wykręcaj bo wiem lepiej, muahahah. Inaczej, zauważyłaby to od razu a nie dopiero po takim czasie i to dopiero, gdy sama o tym napisałam. No więc, jak już wyszli na brzeg (Twan nie omieszkał zauważyć, że sukienka ślicznie przylegała do jej ciała), wyciągnął różdżkę i próbował sobie przypomnieć zaklęcie. A! Sliverto było, oczywiście. Zadziałało idealnie, Kathy była wspaniale sucha, więc gryfon wyjął grzebyk z kieszeni, ułożył swoje włosy i jak już były okej, to i je wysuszył, ale powoli i ostrożnie, żeby broń Godryku nie napuszyły się czy co. Już zadowolony z fryzury, zdjął swoją białą bluzę i okrył nią ślizgonkę, bo jak zobaczył gęsią skórkę to nie miał wątpliwości, że rzeczywiście jest jej zimno. Przysiadł koło niej, tuż obok i tak zerkał, trochę niepewien co powinien zrobić. - Więc, Kathy - zaczął nie wiadomo co, bo jak przestała być taka niemiła to już zupełnie nie wiedział co mówić. Zawstydził się, ot co. Jak tak marudziła, wyglądała naprawdę uroczo i Twan najchętniej by ją przytulił. No dobra, nawet to zrobił, jakoś tak wyszło, - jak ci się podoba Nowa Zelandia? - znowu się uśmiechnął. A i zapomniałam napisać, że sam też już był suchy, bo użył na sobie tego samego zaklęcia.
A pfe, wcale nie. Ale dobra niech będzie, Kathy pierwsze, co zobaczyła u chłopaka to jego śliczne włoski, zaraz dopiero potem urocze oczka. Lepiej? W pewnym momencie zrobiła się sucha i aż uśmiechnęła się z ulgą, kiedy to poczuła. Sama tez by wpadła na to żeby użyć zaklęcia jednak najpierw by pomarudziła trochę, potem by się powyzywała na chłopaku, a na samym końcu użyłaby zaklęcia. Ot tak, żeby zaznaczyć swoje niezadowolenie, dlatego w takiej kolejności. Spięła włosy w wysokiego kitka i nadal próbowała się ogrzać. Kiedy usiadł obok niej prawie zabiła go spojrzeniem, zaraz jednak złagodniała czując bluzę na sobie i nieśmiałe prowadzenie rozmowy. Urocze, nieporadne dziecko. Wtuliła się w ciepły materiał i spojrzała na chłopaka znad niego. - Jest nudno. – odpowiedziała dając się bez problemu przytulić. Dobrze, że zaznaczyłaś to, że jest suchy, bo tak lekko by się mijał z celem gdyby ją przytulał mokry. - Łażenie i nic nie robienie to jedyna rozrywka tutaj. – powiedziała przenosząc wzrok na rzeczkę.
No nie ma co, te wakacje były jakieś dziwne. Audie troszkę się nudziła, ale żeby nie było, szukała okazji do przełamania swojego podejrzanego nieróbstwa, toteż miała udać się do miasteczka na jakąś imprezę, czy coś tam. Założyła śliczne szpilki i ładną sukienkę, nawet trochę się umalowała, aby wyglądać jak człowiek! Tak się jednak złożyło, że w połowie drogi do miasteczka jej się odechciało, z dwóch powodów. Pierwszym było znalezienie całkiem dobrego alkoholu, który trochę ją... zaćmił, a drugim... zobaczyła góry i jezioro! Nabrała wielkiej ochoty, aby tam pójść. Wielkiej, ogromnej ochoty. Tak więc tupiąc sobie i klaszcząc dotarła nad ujście rzeki. Tylko ktoś tam już był, o jak miło! Nawet dwa ktosie, a jeden z tych ktosi był znany Audce! Przerwała śpiewanie 'We Will Rock You' na chwilę, po czym ruszyła dziarsko (w jej wyobrażeniu, nie zapominajmy, że była nieco upojona procentowym napojem... musiała się troszkę chwiać na boki, a szpilki raczej nie pomagały w chodzeniu po kamykach) w stronę dwójki. Przy okazji dalej sobie nuciła pod nosem. - We will, we will rock you... TWAAAAAN! - wydarła się słodko, kucając, aby przytulić Gryfona. - Auć - mruknęła, rozcierając sobie kolanko, które chyba nieco zadrapała. - Masz nową dziewczynę? - zapytała z szerokim uśmiechem, machając wolną, nieco zakrwawioną przez dotykanie nogi, ręką do nieznajomej. - Cześć, Audrey! - przywitała się. No bo ona wcale nie była aż tak świadoma, że może im przeszkadzać w tej uroczej chwili! Tylko kurczę, ta dziewczyna wyglądała jak studentka!
Jasne, jasne. I tak znam swoją własną wersję, która pozostaje bez zmienna, ale zakończmy temat, bo ile można dyskutować o tym samym, szczególnie jeśli widać, że do porozumienia jako-takiego nie dojdzie. Owszem, Twan był dość nieporadny i z lekka nieśmiały (hyhy), ale dzieckiem to za dużo (czy tam za mało, nie wiem) powiedziane. Przecież, był od Kathy młodszy zaledwie o rok, więc wcale to tak dużo nie było, ha. Siedzieli sobie tak obok siebie i gryfonowi było bardzo dobrze, tylko przydałoby się jakieś ognisko, na przykład. Był jednak zbyt leniwy, żeby teraz przynosić drewno (machnąć różdżką to już nie to samo!) i rozpalić ogień, wolał się nie ruszać. Próbuję sobie właśnie wyobrazić jak wyglądali siedząc razem i wychodzą same idiotyczne wizje. Twan w końcu dość drobny, a Kathryn (chociaż w karcie tego napisanego nie było), to mam wrażenie, że jest od niego wyższa... no i tak jakoś dziwnie. - Łażenie w ciekawych miejscach i z ciekwymi ludźmi nie musi być nudne - odparł, z wyszczerzem. - No i są imprezy. Słyszałaś o tej co ma być jutro? Podobno jakaś większa a nie ja tamte... urodziny chyba czy coś. Wybierasz się? Gdzieś tam z prawej czy lewej, zbliżała się jakaś postać. Dopiero kiedy była już dość blisko, Twan zdołał rozpoznać w niej Audkę. Ach, jak dawno nie mieli okazji rozmawiać! Perfidnie zostawił ślizgonkę i również objął przybyłą dziewczynę. Tak dziwnie kucnęła (bosh, mam skojarzenia xdd), że prawie oboje polecieli na ziemię. Całe szczęście, że prawie. - Aud, jak fajnie, że jesteś - powiedział szczerze, patrząc na nią i stwierdzając, że ślicznie wygląda w tej sukience, mimo krwawiącego kolana. Dałby jej jedną z białych chusteczek z białej bluzy ale cała paczka zmokła i pewnie teraz, już wysuszona, byłaby w stanie niezbyt nadającym się do użytku. - Gdzie byłaś? - spojrzał na nią trochę podejrzliwie.
Uśmiechnęła sie do dziewczyny czując, że zaczyna przeszkadzać tej dwójce. Zamiast jednak przyzwoicie sobie pójść, ona dalej siedziała na dupie i przyglądała im się z rosnącym rozbawieniem. Ah, znajomi z dzieciństwa czy chociażby ze szkoły. tym bardziej powinna sprężyć mięśnie pośladkowe i wybyć z tego dziwnego miejsca/towarzystwa. Nadal jednak grzecznie siedziała szukając w torebeczce paczki papierosów. Zerknęła na dziewczynę i aż się wzdrygnęła widząc krew na ręku. - Ty zrób coś z tym kolanem. - powiedziała krzywiąc się lekko. Czy to miało być złośliwe? Raczej nie, bo prostu Kathy nie znosiła widoku obdartych kolan czy łokci. Zawsze jej się to kojarzyło z zakażeniami, gangreną i amputacją kończyn. Wstała i poszła po swoje buty, wciągając je na stópki. Zaraz potem zdjęła bluzę chłopaka z ramion i podała mu ją uśmiechając się uroczo. - Dzieki, za bluzę. Już mi lepiej. - ah i ten uroczy, cudowny ton. Serio, dzisiaj był dzień dobroci dla zwierząt, albo cos w tym rodzaju bo Valmont nie miała ochoty nawet na nich jeździć. Ha! Znalazła wreszcie urpagnionego papierosa i odpaliła sobie zaciągając się z lekkim błogostanem na twarzy.
Ohoho, To nie Kathy tu przeszkadzała, zdecydowanie. Przecież to Audrey się wepchnęła. Niezapowiedzianie, bardzo niezapowiedzianie. Szczerze mówiąc jej nie przeszkadzał nikt, mogli tak sobie siedzieć (kucać?) nawet we trójkę. - Niaach, ja też się cieszę - wyszczerzyła się znów. - Aaa, to tu, to tammm... szukałam jakiejś imprezy w miasteczku, ale nic nie ma - przekręciła trochę wersję wydarzeń, wyginając usta w podkówkę. Na chwilę. - Oj tam, to tylko zadrapanie - skomentowała, nieco zdziwiona reakcją dziewczyny. Na dłoni wcale nie było tak dużo krwi, tylko odrobinka. No aaale, mimo tego wyjęła różdżkę z małej torebki, żeby dziewczyna nie musiała na to patrzeć, skoro tak jej to przeszkadzało... - Tergeo - mruknęła, ściągając krew z ręki i oczyszczając zadrapanie na kolanie (nawet nie czuję kiedy rymuję!). - Episkey - dodała, lecząc niedużą rankę. No i po kłopocie. Nie ma krwi, nie ma bólu, wszyscy szczęśliwi (chyba). Fujka, papierochy. Audrey ich nie lubiła, można by ją nazwać grzeczną dziewczynką, gdyby tak oceniać pod tym względem. Zdążyła się jednak przyzwyczaić, bo w jej otoczeniu paliło sporo osób. Sam Hogwart był pod tym względem podejrzany. Nieważne, w każdym razie nie marudziła, tylko zignorowała ten śmierdzący dym. - Zróbmy coś... fajnego - zaproponowała, nie mając jednak żadnych konkretnych pomysłów. - Idzie się zanudzić w tej Nowej Zelandii - marudnęła krótko.
Kucanie we trójkę byłoby bardzo... interesujące. Zdecydowanie. - Aha - powiedział inteligentnie, powracając do pozycji siedzącej, podczas gdy Audka dalej sobie stała i zaczęła "naprawiać" kolanko wedle sugestii Kathy. Twan miał wrażenie, że Twizle, czy jak tam zwało się to miasteczko, było nieco zbyt spokojne na imprezy, w końcu mieszkali tu przede wszystkim starsi ludzie... więc jedyne na co można było liczyć, to te organizowane przez szkołę, w ośrodku czy gdzieś w okolicach. Właśnie jak ta o której wcześniej mówił. Wziął od ślizgonki bluzę i założył ją na siebie, uśmiechając się przy tym do niej milutko. Też uważał, że papierochy są niefajne, ale nic nie powiedział, bo by jeszcze Kathy niemiła się zrobiła czy coś. Zwierzątkiem przecież był w jej mniemaniu, więc musiał być ostrożny, a co. Spojrzał na Audkę, zastanawiając się nad jej propozycją. Hm hm mhm, co mogli porobić? - Chodźmy w góry - rzucił pierwszy lepszy pomysł co mu do głowy wpadł. W ośrodku na pewno jest jakiś namiot, który mogą nam pożyczyć.. pójdziemy, zrobimy ognisko, a potem tam przenocujemy. Ha, jaki on pomysłowy jest, prawda? Aż się zapalił do wizji ogniska gdzieś w górach i już wstał, zdecydowany iść spytać się o namiot. Zerknął na Kath. Ciekawe czy będzie chciała się do nich nich przyłączyć? - Idziesz się ze mną spytać czy poczekasz tutaj? - zapytał przyjaciółki.
- O, o! Super pomysł! - pochwaliła Twana zadowolona. - Tylko będę musiała się przebrać, bo w tych butach połamię nogi - zachichotała. Normalnie by nie chichotała, więc musiało to brzmieć trochę dziwnie (podejrzanie?), ale co tam. W tym momencie nie w głowie jej było przejmowanie się takimi rzeczami. W ogóle to Audrey kochała góry! Zdecydowanie lepiej bawiła się tam, niż nad morzem, czy jeziorem. Może dlatego, że nie umiała pływać? Ha, w ogóle to uwielbiała chodzić w górach, dziwnym przypadkiem długo się tam męczyła, o wiele dłużej niż na zwykłych spacerach. Może dlatego, że była pochłonięta tymi wszystkimi cudnymi widokami? Góry były bajeczne! A ogniska też uwielbiała! Nie była na wielu, niestety, bo w jej rodzinie urządzano raczej bardziej wystawne imprezki i takie tam podobne, dlatego na każde ognisko chętnie szła. Były super! - A może by zgarnąć kogoś jeszcze, coo? - zapytała. Ze swojego małego doświadczenia wiedziała, że w grupie raźniej! Ale samym też będzie super, z Twanem na pewno nie będzie się nudziła, prawda? Ale jeśli mam coś wyznać, to trochę się bała, bo była mało podchmielona (hehe), a nigdy nie nocowała w namiocie! Nie brzydziła się jakiś małych stworków, typu pająki, i nie piszczała na ich widok, ale jednak... Noc w górach to nie przelewki!