Na czwartym piętrze, z myślą o studentach powstał obszerny Pokój Rozrywek. W miejscu tym, każdy uczeń może się nieco zrelaksować. Zapewne dlatego miejsce to jest tak popularne i raczej nigdy nie świeci pustkami. Znajdują się tutaj dwa duże stoły bilardowe, tarcza do gry w rzutki, kilka stolików do gry w szachy, a także do eksplodującego durnia. Na szafkach znajduje się kilka klasycznych czarodziejskich gier, chociaż można tu znaleźć i coś bardziej mugolskiego. W rogu pokoju stoi nieco zniszczona, stara kanapa, zwykle przez kogoś zajmowana. Natomiast za nią jest duży kosz, który dzięki zaklęciom, zawsze chłodzi jego zawartość, czyli różne butelki z napojami. Zazwyczaj pod sokami dyniowymi ukryte są butelki piwa kremowego, a i niekiedy można znaleźć tam coś innego.
Czemu każda dziewczyna udaje wiecznie damę nie do zdobycia? Przecież to bardziej zniechęca chłopaków do rozmawiania niż setka wyzwisk. Przecież nie każdy jest się w stanie poświęcić dla tej jednej jedynej, kobiety nie do zdobycia. Czy Matt taki był? W sumie sam nie wiedział. Co prawda spotkał na drodzę dziewczynę, która zawróciła mu w głowie, ale nie chciał się tym dzielić z nikim.
- Czyli jestem z góry skazany na potępienie.. - powiedział z teatralnym westchnięciem. Można by powiedzieć, że był zasmucony tym co usłyszał, no bo praktycznie dziewczyna zaprzeczyła jakimkolwiek kontaktom w przyszłości. Może jednak ma poczucie winy i na widok chłopaka zrobi jej się go żal? No tak, najłtawiej jest przecież grać na uczuciach dziewczyny, kóra mówi o Tobie coś nieprzyjemnego.
Na uczuciach Eleny nie da sie zagrać, bo ona ich nie ma. -A co, miałeś na coś nadzieje?- spytała rozbawiona. No masz... w życiu by nie powiedziala, ze chłopak, ktory myślał, ze jest lepszy i nawet nie zna jej imienia, miałby na cokolwiek nadzieję. No ale cóż... Bywają i tacy. Elena zmierzyla go ponownie wzrokiem. Przystojny i bystry. Chytry i znający swoją wartość... Tylko, że mieszaniec. I do tego o byle jakich poglądach. nie... to u Eleny nie przejdzie. Żeby kiedykolwiek cokolwiek mogloby być między nimi musiałby jej udowodnić, ze na to zasługuje.
Sebastian sobie wędrował to tu , to tam. Miał chyba szlaban czy coś.. A może nie? Może to mu się tylko przyśniło? Dobra mniejsza z czymś takim! Ważniejsze było czemu był wprawiony w taki dobry humor! Powiedzieć wam? No dobra, skoro tego chcecie to.. Wam nie powiem! Chłopak z początku zamierzał iść na swe ulubione miejsce, wypalić papierosa i rozkoszować się chwilą ciszy, ale niestety balkon był już zajęty! I chyba tam była jego ulubiona panie Profesor albo ktoś z podobnym głosem. No nic trzeba było zawrócić i w ten oto sposób wcale nie magiczny stanął w drzwiach pokoju rozrywek. - Przypominam jedynie, że „Bliskie stosunki intymne z drugą osobą” Są zakazane. – Powiedział z rozbawieniem. Doprawdy nie wiem, co go tak bawiło dzisiaj, ale miał jakiś nienaturalnie dziwnie dobry humor co nie może być zwiastunem czegoś dobrego! – Prawda Elenko? – Zapytał dla pewności. Po chwili przeniósł swoje spojrzenie na Matta. Tak pamiętał go, bo nie wiedzieć czemu jakoś zapadł mu w pamięć. - A już myślałem, że jesteś nudziarzem a tu proszę! Nie wiedziałem, że panna Marion ci się podoba. – Powiedział lekko się kłaniając ku uznaniu, lecz wciąż rozbawiony. Czy sobie żartował? Oj, tam takie troszkę! Ważniejsze pytanie to czy, im przypadkiem nie przeszkodził? A, jeśli tak to co? Chyba powinien sobie iść, ale . .
Matt nie zdążył jej odpowiedziec bo usłyszała nagle znajomy głos. -Sebastain!- zawołaął nienaturalnie radośnie, a na jej twarzy, sam z siebie, wykwitł radosny uśmiech! no chłopaki, podziwiajcie puki, możecie, bo takie widoki są jeszcze rzadsze niż Dyrektor w samej bieliźnie! W pierwszym odruchu chciała do niego podbiec i go przytulić, ale w porę się powstrzyała. Co sie ze mną do cholery dzieje?! Od tamtego wieczoru w Komnacie... nie mogła przestać o nim myśleć. A teraz, gdy znów byl w pobliżu... -E, olać Nera.- powiedziała. Znów siegneła do kosza z lodem i wyciągneła kolorową butelkę. -Napijesz sie z nami?- spytała wyciągając trunek w jego stronę.
Czego jak czego, ale pojawienia się Sebastiana nie spodziewał się w ogóle. To tak jakby zaczął myśleć o Trolach i jeden pojawił się obok zagadując go o pogodę. Zdziwił się też jak zauważył, że dziewczyna wyraźnie się rozchmurzyła. Chyba można było powiedzieć, że poczuł się co najmniej dziwnie. Kolejny raz spotkał się z Sebastianem i nie spodziewał się, że będzie to najmilsza rozmowa. W końcu w jakimś celu tu przybył, może był zazdrosny o Gryfonkę? No cóż. Co jak co, ale żywił jeszcze urazę do ślizgona. Przypomniał sobie po chwili, że chłopak coś o nim powiedział. Ale w sumie co go to interesowało? Niech on się zajmie swoimi sprawami. Myśląc tak zaczął brać kolejne łyki alkoholu. Co mu pozostało po za posłuchaniu rozmowy tej dwójki? Widocznie to będzie jeden z najbardziej krępujących momentów w jedo życiu, no ale cóż. Tego się nie wybiera, prawda?
Sebastian patrzył się na wszystko z lekkim rozbawieniem. Włożył ręce do kieszeni i spojrzał się na Matta. - No Matt nie wstydź się i przyznaj się, że chciałeś tutaj upić Elenkę i ją poderwać! – Powiedział wciąż z wesołym, a raczej figlarnym uśmiechem. Na chwilę spoważniał i spojrzał się na Elenkę delikatnie marszcząc brwi. Co właściwie łączyło tą Gryffonkę z Psorem bóg jeden wie od czego? Dlaczego w, tedy tak gwałtownie zareagował i dlaczego ona mówiła o, nim jak o koledze? Zwykła ignorancja w stosunku uczeń – Nauczyciel? Raczej wątpię.. . - Pamiętaj także, że my mamy pewien ciekawy szlaban nie pamiętasz? Więc picie z tobą alkoholu jest nieco… Nie na miejscu? – Zapytał z widocznym rozbawieniem. Bawiła go ta sytuacja oraz ten cały od siedmiu boleści szlaban. Ogólnie cała ta sytuacja była więcej niż komiczna! Swoją drogą, Elenka z wielkim entuzjazmem przywitała Sebastiana, więc ciekawe czy była, by równie zadowolona, gdyby przyszedł tutaj ktoś inny zamiast niego? - Jeszcze jeden szlaban na dobre się nie zaczął a chcesz zarobić następny? Wiesz ze picie alkoholu i przebywanie z zemną w towarzystwie jest karane wszelkimi dostępnymi środkami? – Czy udawał sztywniaka? Tylko trochę, bo w końcu jutro wybiera się na imprezę! No może z lekka niechętnie, bo coś ostatnio nie miał ochoty na imprezy, ale, skoro zaprosiła go TA osoba to jakże mógłby odmówić? Prawdopodobnie spotka też ją i skończy się tym, że Sebastiana w sześciu będą wynosić. Ech i zataczamy błędne koło, a że jest późno to piszę od niczego. Amen!
Uśmiechałą się słyszac słowa kierowane do Matta. -To prędzej ja jego upiję... to ja zaczęłam.- wtrąciła. Co ja łoączyło z nerem? Hmm... gdybym powiedziaął, musiałabym cie zabić... Nie no, po prostu ammy wspólne interesy i tyle. nie interesuj się. -A ty naprawdę przejmujesz sie Crowem? Nic nam nie zrobi, nawet go tu nie ma. Z resztą, ten pokuj jest dla wszystkich, może to być zupełny pzypadek, ze tak tu sobie siedzimy. No a jak już na siebie wpadliśmy, to i parę słów zamieniliśmy, to chyba oczywiste.- Mówiła jakby to była najnormalniejsza rzecz na świcie. Spojrzałą na butelkę, ktorą trzymaął wyciagniętą w jego stronę, znowu na swoja, otawrtą i znowu na tę dla niego. -To chcesz, czy nie?- spytała jakby troche zniecierpliwiona.
O co tym dwojgu chodziło? Ona upije jego? No większych bzdur nie słyszał. W sumie, skoro się znali to może to był dobry moment, żeby sobie ulżyć i zapomnieć o tym, że musi się odzywać? No bo co? Widać, że ta dwójka zna się dłużej i lepiej, więc po cóż miał się wtrącać? Dalej żywił urazę do Sebastiana, bo myślał, że bardziej mu się przyda. Pociągnął łyk z butelki i rozejrzał się po pokoju. Mimo, że nie było tam nic ciekawego, wolał nie przyglądać się tej dwójce. No i nie chciał słuchać, o czym rozmawiają, bo nie było to nic, co mogłoby go interesować w jakimś większym stopniu niż to, jaki jest wystrój wnętrz tej sali. Choć znał go doskonale. Gadali tam o jakichś szlabanach. Widać byli siebie warci, bo jak można być tak głupim, żeby się na czymkolwiek dać złapać? Oczywiście nie mówił to o piciu alkoholu, bo tego już nie uznawał jako wykroczenie. W sumie mógłby kogoś sterroryzować po cichu i nikt by się o tym nie dowiedział, bo od kogo? Chyba, że ktoś czytał w myślach wszystkim uczniom, co i tak nie pomogłoby w niczym. Bo jak można trafić na jedną myśl w śród dziesiątek tysięcy innych?
Sebastian się uśmiechnął i pokręcił przecząco głową. Elenka nic a nic się nie zmieniła i chyba się nie zmieni. Zresztą tak samo, jak Matt, który wciąż pozostawał małym ignorantem o wielkich marzeniach, które wciąż pozostaną nie do spełnienia. Chyba niczego się nie nauczył z lekcji jaką mu zafundował Sebastian ostatnim razem. Czyż naprawdę tak ciężko było zrozumieć, że, żeby kogoś móc wykorzystać trzeba najpierw zdobyć jego zaufanie i sprawić, że dana osoba podaruje nam swoje serce i powierzy swą duszę. W, tedy bez przeszkód można wykorzystywać i manipulować. Trzeba sprawić, że ludzie będą ci ufać i nawet w najgorszych snach nie przyśni, im się do czego jest się zdolnym. Prawdę mówiąc, Sebastiana zaczynało nudzić te spotkania z ignorantami, które wciąż pozostawały poniżej jego poziomu. Gdzie te spotkanie z ludźmi, z którymi mógł kontemplować całymi godzinami? Ioannis, Morgan, czy też Hollywood. Chociaż ta ostatnia miała do niego żal za to, że Sebastian pozostał w pierwszej klasie, lecz, czy to jego wina ze akurat, gdy szedł na egzaminy spotkał tą cudowną blondynkę? No cóż był tylko człowiekiem i miał swoje słabości.. - Chyba już zapomniałeś ze to on ustanawia prawo i wszelkie argumenty do niego nie docierają. Czyżbyś zapomniała jak było ostatnim razem? – Powiedział spokojnie nie biorąc od niej alkoholu. Nie miał ochoty znów się upijać to dziwne, ale obecnie naprawdę nie miał ochoty na nic innego niż gorąca czekolada albo sok dyniowy. Od taki zwykły kaprys nic więcej.
Mylisz się Sbeastianie. Elena zmieniła się i to bardzo, tylko mało kto może to dostrzec. Od kilku dni chodziła jakby w zupełnie innym świecie, zamyślona i nieobecna. A gdzie była? Odkrywała te częście swego umysłu, z których istnienia nigdy nie zdawala sobie sprawy. Odkryła, że myśli i marzenia o miłych rzeczach, wcale nie są takie straszne, wręcz przeciwnie, były bardzo przyejmne. Jednak miała nieodparte wrażenie, że ktoś może jej to zabrać, dlatego jeszcze silniej ćwiczyła oklumencję i dla wszystkichw około była jeszcze bardziej oschła i zimna. Z wyjątkiem Sebastiana. gdy go widziaął, czy chociażby o nim myślała... Od razu się uśmiechała, a w jej spojrzeniu można było dostrzec nową iskrę. Jakby nadzieji i szczęścia. Ale nie tego chłodnego, ktory objawaił się do tej pory, tylko takiego cipełego i przyjemnego szczęścia. Gdy chłopak pokręcił głową zrozumiała to jako odmowę i odłożyła butelkę spowrotem do kosza. Od razu rownież popatrzyła na trunek, ktora sama popijałai od razu zrobiło się jej trochę głupio. Szybko dokończyła napuj i wyżuciła butelkę do śmietnika. Nie sięgnaęła po następną. -Ja się go nie boję, może i zrobić tyle co nic.- powiedziaąl pewnie i z zadziornym uśmiechem.
O czym oni rozmawiali? Jeśli by się tym przejmował, to powiedziałby, że czuje się niezręcznie. Niestety przeznaczenie chciało, żeby miał to wszystko gdzieś. Uznał, że nie ma co się wsłuchiwać w rozmowy innych, zwłaszcza, że nie było to nic ciekawego. W sumie lubił podsłuchiwać innych, ale nie tym razem. Nie mógł dowiedzieć się ni nowego. No bo co go obchodzi jakiś tam szlaban i Nero? Niech ich problemy zostają ich problemami. Poza tym od ostatniego z Sebastianem znacząco zmienił o nim zdanie i nie chciał spędzać z nim towarzystwa w tym momencie. Może kiedyś to się zmieni. Może. A może urodzi się cyklop z chorobą karłowatości? Póki co nie miał ochoty się powstrzymywać przed niczym. Wstał trochę wolno i rozejrzał się po sali. Nic nowego, czyli jednak to miejsce też wymiera śmiercią naturalną? Pięknie. Gdzie on będzie się śmiał z tych wesołkowatych idiotów? Jednak w tym momencie miał inne zmartwienie. W sumie jakby nie patrząc Sebastian tak na niego oddziałowywał, że wolał z nim nie spędzać więcej czasu, niż to konieczne. Jego pogarda była wystarczająca, by mu coś zrobić. No to co? Chyba się pożegna? - Wybaczcie, ale chyba wam nie będę przeszkadzał. - powiedział przeciągając i obejrzał się na dwójkę i nie oczekując na ich reakcję zaczął powolnym krokiem iść w stronę drzwi. No co? Kulturalnie, po angielsku, wyjdzie w trakcie
Sebastian westchnął i pokręcił teatralnie głową. Elenka mogła uważać, że się zmieniła, lecz to nie prawda. Prawda było, że coś się w niej zmieniło, ale jednak to zasadnicza różnica. Wciąż myślała w ten sam prostolinijny sposób, który przestawał być zabawnym zaraz po kilku chwilach rozmowy z nią. Właściwie to idealnie pasuję do Matta i na odwrót. Obydwoje są ignorantami i uważają się za najważniejszych i najlepszych. Patrząc na to z perspektywy trzeciej osoby mogę stwierdzić, że chętnie bym ich ujrzał na ślubnym kobiercu. No, ale nie ode mnie to zależy. Niestety… Nero nie był zwykłym kimś. Był kimś więcej i pozory, które go otaczają jak widać mylnie mydlą ludziom oczy. Jednak Sebastian zauważył, że coś z, nim jest nie w porządku. Lecz jaki jest i co zamierza? Jakie ma wpływy i w jaki sposób zamierza wykorzystać Elenke? To były na razie pytania bez odpowiedzi jednak nie na długo. Właściwie to szkoda mi Matta, który nawet nie przypuszcza co w tej szkolę się dzieje.. - Jak wolisz, ale na mnie już czas. – powiedział uśmiechając się lekko. – Muszę się przygotować na imprezę. – Powiedział puszczając do niej perskie oczko i wracając tam z skąd przyszedł. Nie chciało mu się tam siedzieć i prowadzić kolejną rozmowę poniżej jego poziomu. Musiał znaleźć kogoś z kimś będzie mógł porozmawiać na swoim poziomie. Czyli idziemy do czytelni, gdzie krukoni zdominowali innych swą obecnością. Może będzie ktoś z kimś warto porozmawiać? Bo jak nie znajdzie nikogo godnego rozmowy i tak dalej pójdzie to zacznie się inteligentnie staczać a do tego nie wolno dopuścić!
Zmierzyła go wzrokiem i iskierki w jej oczach nagle zgasły. On uważał się za lepszego, twierdził, ze Elena jest niegodna by z nim rozmawiać, że to nie ten poziom. Dziewczyna zrobila jakby smutną minę. -Juz mnie zostawiasz? A miałam szczerą nadzieję, ze porozmawiamy jeszcze trochę...- powieziała z udawanym smutkiem. Zaraz jednak uśmiechnęła sie promiennie. -A więc do zobaczenia.- odpowiedziała jakby z prawdziwą nadzieją. Gdy została sama odetchneła z ulgą. Sebastian w jednej chwili wyleciał z jej głowy, gdy zobaczył tą nutę w jego spojrzeniu. Nie będzie o niego zabiegać, to nie jej rola. Po chwili zastanowienia również wstała i wyszła z pokoju. Musiała z kimś porozmawiać...
Od kilku godzin...dobra jakich kilku. Prawdę mówiąc od godziny pokój rozrywek był gotowy. Gry, które stały na półkach zastąpiły butelki piwa oraz różnego rodzaju trunki. Stoły bilardowe stały na swoich miejscach, no wiecie gdyby komuś zachciało się grać czy coś innego. Kanapa również została na swoim miejscu, Lynnette nie chciała za bardzo zmieniać bo po co. Nie zapraszała przecież całej szkoły tylko niektórych uczniów. No ale dobra dalej nie będę opisywać tego pokoju wyobrazić macie go sobie a nie! Thomspon weszła do środka, uśmiechnęła się lekko widząc że jeszcze nikogo nie ma, po chwili sama się domyśliła że przyszła przed czasem. Poprawiła swoją czarną sukienkę cóż Elenka jeśli przyjdzie musi przeboleć fakt że nie tylko ona będzie w czerni. Z każdym krokiem dziewczyny stukot obcasów jej wysokich butów roznosił się echem po sali. Od jakiegoś czasu Lynn swoje zwykłe szpilki zmieniła na takie buciki z ćwiekami, na nadgarstkach dziewczyny zawsze dzwoniły bransoletki różnego rodzaju, na palcach były pierścionki a na szyi dziś tradycyjnie widział łańcuszek po jej mamie. Poprawiła swoje zakręcone [tak samo jak moje wypowiedzi pisemne] włosy i oparła się o stół bilardowy. Gdyby jej rodzice widzieli by ją w takim stroju i mocnym makijażu od razu kazali by się jej przebrać. No ale nigdy nie mieli i nie będą mieli okazji widzieć tego kim staje się ich mała córeczka. Ona nigdy nie usłyszy kazania na temat tego jak ma się ubierać czy zachowywać. Nie ma matki z którą mogła by chodzić na zakupy i ojca z którym będzie się kłócić o to że chce iść na randkę z chłopakiem. Tego wszystkiego oni jak i ona nie doświadczą. Dobra nie chcę robić z urodzin dziewczyny jakiegoś dramatu, dobra moja droga naklejamy uśmiech na twarz i czekamy na towarzystwo.
Tak, tak, może nie lubowała się do końca w dzikich imprezach,niech się zacznie - obudzimy się w nie trzezwi, uznała, że nikomu krzywda się nie stanie, jeśli zaszczyci zebranych swoją obecnością. Ubrała się więc w sukienkę w kolorze brzoskwini, tak samo jak buty, do bransoletki przypięła zawieszkę-kruka, założyła kolczyki-duze koła i udała się niespiesznie do wskazanej sali, sama nie wiedząc, czego powinna oczekiwać. I pomimo tego, zdziwiło ją to, co zastała. Pokój, owszem, ładnie przygotowany, tym bardziej żal osoby za to odpowiedzialnej, bo najwyraźniej straciła czas - w środku było zaledwie pare osob i żadna z nich nie dostąpiła wcześniej zaszczytu poznania panny Goretti Wyraźnie zdegustowana Arlet chwyciła butelkę jakiegoś trunku i pociągnęła sporego łyka prosto z gwinta, zapominając o tym, że zachowuje się tak mało kiedy. Raczej nigdy. Wydęła dolną wargę, omiatając pomieszczenie spojrzeniem i prosząc w duchu o to, żeby w ciągu paru minut pojawił się ktoś znajomy inaczej opuści to party
Nadszedł dzień i godzina na imprezę urodzinową mojej przyjaciółki Lyn. Po chwili przygotowań ubrałam prostą sukienkę oraz buty na niewielkim obcasie, założyłam również ulubiony naszyjnik no al dość o tym. Po kilkunastu minutach byłam w pokoju rozrywek gdzie miała być impreza urodzinowa. Kiedy weszłam to poza Lyn i Arlettą, nie było jeszcze nikogo więc skorzystałam z okazji i podeszłam do niej po czym powiedziałam -Witaj Lyn, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Po czym dałam jej małe pudełeczko zawinięte w papier na prezenty a w środku był łańcuszek -Proszę to mały prezent ode mnie. Po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu oraz poszła się przywitać z krukonką.
Witaj miło cie zobaczyc,jestem Arletta ah przepraszam gdzie moje maniery podała dłon z małym prezencikiem jakim byłmały rozowy słonki na szczescie dla jubilatki chociaz sie wcale nie znały ale zawsze jest na to odpwiedna chwila chodzby urodziny
Dziewczyna była tak bardzo zamyślona że nie usłyszała jak muzyka zaczęła grać oraz to że pojawiło się trochę osób. Przywitała się z innymi a kiedy podeszła do niej Beth od razu rozpromieniła się. - Cześć słodko, po za tym dzięki. Powiedziała wesoło i pocałowała ją w policzek. Widząc piękny łańcuszek uśmiechnęła się szeroko. Odłożyła pudełeczko gdzieś na bok a potem ruszyła wprost do Arletty. - Lynnette. Powiedziała i uścisnęła jej dłoń wzięła od niej prezencik i widząc słonika zaśmiała się cicho. Ten śmiech był pozytywny, słonik miał takie słodkie oczka że aż musiała zachichotać. - Jest piękny dzięki. Spojrzała na obie dziewczyny i widząc ich stroje zagryzła dolną wargę. - Kurde no wyglądacie lepiej niż ja.
Bez jakiś tam wiekrzych przeszkod odnalazła Pokój Rozrywek, z tym że był prawie pusty. Nie, żeby przypuszczała to od początku. No skądże znowu, przecież wróżbitką nie była. Ale co z tego, że nikogo nie było? Oj tam oj tam, mówi sie trudno. Ważne, że ktoś tam jednak BYŁ. - Puuusto tu. Będzie więcej alkoholu dla nas. - Powiedziała, uśmiechając się i kładąc jej rękę na ramieniu. Jasne, jej tam pustki nie przeszkadzają. W dobrym towarzystwie można się bawić w każdych warunkach
Ślizgonka uśmiechnęła się delikatnie słysząc słowa Krukonki. Podeszła do stolika i zabrała z niego jedną butelkę ognistej, otworzyła ją i upiła dość wielkiego łyka kwasząc się. Cóż to są jej urodziny a więc dziś upije się jak ... jak nie wiem ale będzie mocno upita. - Tsa. Odpowiedziała tylko tyle na jej słowa, odeszła od gorona znajomych i usiadła sobie na kanapie obserwując każdego z osobna.
Uśmiechęła się,wziąła butelkę z jakims trunkiem podeszła i usiadła kolo niej. Twoje zdrowie- podniosła po chwili butelke w gore i spełniła toast, patrząc na jej reakcje. Spojrzała na slizgonke,po czym ponownie wziąła dosc duzy łyk trunku z butelki,zależy co bys chiała wiedziec o mnie jestem z Francji uczennica piatego roku krukonka,nie mam rodzenstwa o dziwo,jeszcze a rodzice wiecznie zapracowani jak zwykle maja brak czasu.A ty zapytała usmiechaja sie tak ze, w policzkach zrobił jej sie urocze dołeczki. Za krótki post. Proszę o poprawienie ~
Ostatnio zmieniony przez Arletta Goretti dnia Pią Sty 25 2013, 20:24, w całości zmieniany 1 raz
Thompson siedziała na tej durnej kanapie nie tylko dla tego że bolą ją nogi ale jakoś straciła humor na zabawę. Cóż dla wszystkich może być to szokiem no ale co ja na to poradzę? Zakładam że po dwóch butelkach ognistych Cornelie będzie ciężko ogarnąć, będzie niczym rozszalały koń czy jeszcze jakieś inne zwierze. Upiła kolejnego łyka trunku i czując jak gorzka i dość mocna ciesz spływa po ściankach jej gardła aż do żołądka to skrzywiła się z niesmakiem. Cóż jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma czy coś na podobnie tego. Ślizgonka wpatrywała się pustym wzrokiem w jakąś ścianę co jakiś czas wygodniej siadając na miękkiej kanapie. Kiedy podeszła do niej brunetka uśmiechnęła się lekko, swoją butelką stuknęła się z jej. - Dzięki. Mruknęła jakoś tak niemrawo i po raz kolejny w ustach poczuła tak znienawidzony trunek. Postanowiła nie siedzieć bezczynnie o dziwo chciała się dowiedzieć co nieco o swojej nowej znajomej. - Zakładam że nie jesteś studentką bo gdyby tak było to znała bym cię z widzenia. Owszem tak by było a jeśli dziewczyna jest uczennicą nie trudno się dziwić.
Odstawiła butelke na stół,po czym zwróciła się do -slizgonki Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli się oddalę masz już towarzystwo po raz kolejny - zasady dobrego wychowania zachowane toast za gospodarza spełniony, czyli nic mnie tu nie trzyma.- Wstała z fotela sięgając za szaty, wyciągając różdżkę, i mała szklaną kulki wypełnione cieczą.Upuszczając kulke która rozbiła się uderzając o podłoże, wyzwalając z siebie Chmurę niebieskiego pachnącego fiołkami dymu który wypełnił cały pokój, dym po chwili się ulotnił nie pozostawiając po sobie śladu poza delikatną jej wonią.Arletta korzystając z tej okoliczności opuściła pokój udajac sie do dormitorium a na koniec dodała tuz przy dzwiach ciche Dowidzenia
Uśmiechnęła się do niej lekko, kiedy w nozdrzach poczuła zapach fiołków od razu zakaszlała i otwartą dłonią pomachała w powietrzu odganiając od siebie zapach kwiatów. - Na razie. Mruknęła kiedy usłyszała jej ciche słówka i po raz kolejny upiła wielki łyk ognistej ze szklanki. Mogła się tego spodziewać, złożą jej życzenia a potem uciekną. Cóż zobaczymy jak będzie potem, jak na razie Lynn rozsiadła się wygodniej na kanapie i co jakiś czas pociągała z butelki łyka szkarłatnego trunku.
Cassandra w charakterze ma chyba napisane, że jest punktualna, zdecydowanie powinnam to zmienić, albo zacząć być bardziej ogarnięta. W każdym razie Pani Prefekt po prostu się zaczytała. Czytała przewspaniałą książkę o nowych formach trucizn wytworzonych w sposób naturalny przez rośliny. Zapewne była to aż tak fascynująca rozprawa (godna końcówki studiów), że zasnęła. Obudził ją dopiero kot, który leniwie przeciągał się na brzuchu dziewczyny, wbijając w skórę pazury. Nie wiedziała dlaczego, ale bardzo to lubiła. Zwłaszcza że tak podobno te zwierzaczki pokazują miłość. Lekko uciskają skórę, traktując ją pazurami. Leniwie głaskała jego sierść, próbując w głowie przypomnieć sobie materiał, który przerobiła zanim zasnęła. Biedna Puchonka już musiała się przygotowywać! Niestety nie bardzo jej to szło. Utrzymywała pokój w perfekcyjnej czystości, kilka razy dziennie układała ciuchy w kufrze, czesała często kota i malowała paznokcie. Nie mogła się po prostu na niczym skupić, ponieważ czuła, że o czymś zapomniała. Dopiero gdy zerknęła na szafkę i zobaczyła prezent dla swojej przyjaciółki, pisnęła. Biedna, ile ona się spóźniła! Wcisnęła na siebie sukienkę, rzecz jasna w kolorze jagodowym i prędko zaczęła biec w stronę pokoju rozrywek. Dopiero gdy znalazła się na korytarzu, poczuła, że jest jej bardzo zimno w stopy. I wtedy zorientowała się, iż buty zostawiła koło łóżka, ale nie miała czasu, żeby wrócić tam. Na boso wbiegła do pomieszczenia, dziękując bogu za swoje codzienne, wykańczające treningi. Nie sapała jak spaślak tylko z uśmiechem przywitała przyjaciółkę, tuląc ją mocno. Było to o tyle niewygodne, że w ręku wciąż trzymała prezent. - Kochanie, kochanie, kochanie! - rozpoczęła jakże melodyjnie, zaczynając kręcić się z przyjaciółką w kółko. Wciąż tuliła ją kurczowo. Nie było sensu przepraszać za spóźnienie, bo przecież nie powinni się skupiać na tym, jak bardzo Cassandra Lancaster jest zakręcona. W końcu puściła ją, podając stary, skórzany album z magicznymi zdjęciami. Znajdowały się tam ich wspomnienia, a dokładniej całej trójki Lynn, Sebastiana oraz Cassandry. Takie tam sentymentalne "pudełeczko" przyjaźni! - Ode mnie i Sebastiana, wszystkiego najlepszego!
Co mógł robić Sebastian piątkową, wieczorową porą? Teoretycznie powinien spędzać czas z swą wybranką i robić to, co robią wszystkie pary wieczorową porą. Niestety, Sebastian obecnie nie miał ani czasu ani głowy do takich spraw. Wymknął się po cichu z zamku i teleportował aż do Londynu. Pozostawało mieć nadzieje, że nie napatoczy się nigdzie żaden nauczyciel, bo to dla niego nie było, by zbyt dobre i przyjemne. Sebastian cały czas wędrował szybkim krokiem przed dzielnice mieszkalne aż w końcu doszedł do dość bogatej posiadłości. Bez wahania wszedł na ów posiadłość, by wypełnić to, co do niego należało. Sebastian doskonale wiedział, że nie jest to odpowiedni moment, by przeciwstawiać się Igorowi. Jego pozycja i siła jest nazbyt mała w stosunku do jego wuja dla tego musiał robić wszystko, o co go tamten prosi, chociaż z prośbą nie miało to nic wspólnego. Jedyne rozsądne wyjście jakie mu pozostawało to robić wszystko tak, by po wszystkim nikogo nie powiązali z Sebastianem. Chociaż właściwie martwił się tylko o Cass i nikogo więcej, bo, jeśli Sebastian zaliczył, by jakąś nieprzyjemną wpadkę to chcąc czy nie mógł ją pociągnąć za sobą a tego nie chciał. Kiedy znalazł się w ciemnym pomieszczeniu nie rozpoznał nikogo, lecz szepty nagle ucichły. To co wydarzyło się w dalszych minutach niestety nie mogą opisać, lecz chyba wystarczy jak napisze, że wszystko przebiegło zgodnie z jego planem. Gdy wyszedł ponowni e na świeże powietrze zapalił papierosa i odetchnął mroźnym powietrzem, które wypełniało jego płuca wraz z dymem i smakiem nikotyny. Patrzył bez zainteresowania na ludzi, którzy nawet nie przypuszczając co się działo tuż pod ich nosem. Paląc papierosa i uspokajając swe ostre jak nóż zmysły spoglądał na chodzące roboty. Ludzi, którzy skupiają się wyłącznie na pracy bez czasu na odpoczynek lub wakacje a z ukochaną kobieta spędza tylko noce w łóżku nie wiedząc co robiła przez cały dzień. Monotonia, która takich ludzi spotyka jest przerażająca. Nagle poczuł jak jakaś drobna dłoń znalazła się w jego kieszeni. Sebastian instynktownie się odwrócił i wymierzył różdżką w sprawcę. Spojrzał na brudne, ubogie dziecko z ubogimi oczyma. Głód i bieda popycha do brania co swoje łamiąc w ten sposób prawa i często popycha do zbrodni a jedynie czego pragną to w miarę godnego życia. Uwolnienia się od miana marginesu społecznego. To co Sebastiana zafascynowało to fakt, iż ów dzieciak zbliżył się do niego tak bezszelestnie. To nie możliwe, by Sebastian stał się słabszy i mniej ostrożny. Zbliżył się do niego tak cicho pomimo śniegu. Niezwykłe. Sebastian wyciągnął mały woreczek pełny galeonów i rzucił dzieciakowi. - Okradaj tych, którzy nie potrafią cię złapać. – Mruknął patrząc jak dzieciak biegnie gdzieś do innej grupki dzieciaków. Nie ma to, jak rzucić jakąś dobrą radę od niechcenia i wrócić do cieplutkiego domu zapominając o tych, których zostawiamy na pastwę bezlitosnego świata. .. Sebastian spojrzał się na zegarek. Było koło dwudziestej i było coś o czym zapomniał. Tylko, co to mogło być? Ach, tak! Urodziny Lynn! Chłopak westchnął ciężko i wrócił do zamku, by potem znaleźć się w pokoju rozrywek. Wszystko się rozmazywało i mieszało ze sobą. Twarze, ludzie, słowa. Chłopak stanął w progu i dał chwilę jeszcze Cass i Lynn. Najwidoczniej jego myszka dała już jej prezent. Sebastian osobiście miał zupełnie inny pomysł co do prezentu, ale chyba nie był zbyt trafny. No cóż na pewno mniej sentymentalny niż album, ale co tam! Niech kochana ślizgonka ma i się cieszy i woła na nich ciocia i wujo od co! W końcu chłopak podszedł i przywitał krótko z Lynn. - Coś drętwa ta impreza. – Stwierdził patrząc się na nią. – A ty jak wypijesz jeszcze jedną szklankę to padniesz i nie doczekasz pasów. – Powiedział uśmiechając się. Dużo go kosztowało, by zachowywać się normalnie po tym co było wcześniej. Najchętniej położył, by się w łóżku, przytulił do puchonki i zasnął. Chciał poczuć, że ma dla kogo żyć i, że to co robi ma jakieś większe znaczenie a zamiast tego musiał tu tkwić na kolejnej imprezie witając ludzi, którzy nic go w obecnym stanie nie interesowali i dusić w sobie chęć rzucenia wszystkich do hydraulicznej prasy. Chłopak walnął na dzień dobry setkę Jacka i rozluźnił mięśnie nie czas na na smutki. Czas na zabawę!