Do tego miejsca lepiej nie zapuszczać się po zmroku. A w dzień tylko wtedy, gdy masz ze sobą przewodnika, który cię po tym miejscu oprowadzi. Łatwo się tu zgubić. Boisz się? Nie dziwne. Te miejsce jest straszne. To miejsce pochówku setek, jeśli nie tysięcy ludzi. Chowano ich tu przez dwudziestym wiekiem, w czasach największej kolonizacji. Wejście nie jest łatwo znaleźć, ale jeśli mu się uda, robi to na własne ryzyko.
Hay słyszała coś o jakiejś imprezie (takie wieści się baaardzo szybko rozchodzą) i stwierdziła, że się wybierze. Specjalnie się nawet w tym celu przebrała, zakładając swoje jedyne krótkie spodenki khaki z wielkimi kieszeniami, czarny bezrękawnik i pasujące do niego trampki. Z tym, że w połowie drogi na imprezę zwyczajnie się rozmyśliła. Nie zawróciła i nie pobiegła do swojego pokoju, ale szła naprzód, w kierunku kapliczki, gdzie miała się rzeczona bibka odbyć. Gdy tylko zauważyła kolesia-doprowadzacza, skręciła, by przypadkiem nie zaprowadził jej tam siłą tudzież perswazją i ominęła wejście szerokim łukiem. Jakoś nie miała ochoty siedzieć w pokoju, patrzeć w sufit i liczyć dni pozostałe do TEJ daty, ale z drugiej strony nie miała też nastroju na imprezy. Alkohol - to jeszcze, ale hucznie i wśród tłumów już nie. Toteż krążyła sobie dłuższą chwilę, nucąc nieświadomie pod nosem, póki nie trafiła tutaj, do wejścia do katakumb. W pierwszej chwili myślała, że zatoczyła koło i stoi przed wejściem na imprezę, ale nigdzie nie było kolesia-doprowadzacza, no i było cicho. A nucone przez Hejlsa "Ticket to the Moon" odbijało się echem. Brakowało tylko wzbijających się do lotu nietoperzy. Hejli zatrzymała się i spojrzała w wielki czarny otwór. Nie no, nie będzie tam wchodziła, a przynajmniej nie sama. Nie to, że była rozsądna i obawiała się zaginięcia - nawet jeżeli, to nie wiedziała, że to wejście do katakumb i w ogóle może się zgubić. Chodziło raczej o to, że niechcący wyobraziła sobie tę dziwną pieczarę jako miejsce schadzek i jakośtak zadziałało to na nią tak, że miała wrażenie, że faktycznie zapuszczając się tam, przerwie komuś... coś. Tak więc usiadła sobie przed wejściem, podciągając swoje patykowate nóżki (przesadzam, jeszcze patykowate nie były, ale przed wakacjami Hay baardzo schudła z może-nie-dla-wszystkich-wiadomych-powodów i było im do tego blisko) pod brodę. Przestała nucić, zamiast tego, zaczęła podśpiewywać sobie tę samą piosenkę, patrząc pustym wzrokiem w jakiś punkt na horyzoncie, uśmiechając się lekko przy swoim ulubionym fragmencie. Ale Hay nie potrafiła siedzieć długo bezczynnie, a niechęć do wchodzenia do środka powstrzymywała ją przed zwiedzaniem, toteż chwilę po skończeniu podśpiewywania wstała i pomaszerowała gdzie indziej. Ale Hay nie potrafiła siedzieć długo bezczynnie, a niechęć do wchodzenia do środka powstrzymywała ją przed zwiedzaniem, toteż chwilę po skończeniu podśpiewywania wstała i pomaszerowała gdzie indziej.
Haha, gdzieś w oddali usłyszał pomrukiwania, ale za bardzo się tym nie przejął, wyszukując w tym półmroku osobę Lisette ręką. Gdy dotknął przypadkowo jej ramienia[bo to chyba było ramię, a nie piersi], dostał czkawki pijackiej, pon tym, jak oboje w barze popili sobie i to nieźle. Chyba nie muszę powtarzać mojego zdania o alkoholu, nie? Wódka łączy ludzi,a już w szczególności, kiedy Lorcan miał okazję poznać o wiele bardziej naszego studenciaka. Pierwsze co pomyślał, to fakt, ze tu strasznie śmierdzi.. czymś, ale śmierdzi, nie zajeżdża brzydkim zapachem. Rozejrzał się, oczywiście szukając po kieszeni różdżki. Ha, nie wolno czarować poza zamkiem, a niech to szlag i krew nagła zaleje tych, co to prawo ustanowili. - Dobra, chyba źle wyszliśmy, nie? - Wtrącił, gdy po chwili milczenia stanęli przy jakiejś lampie nad głowami, która świeciła, jakby miała coś nie tak ze sobą. Raz nie, raz tak, raz nie, raz tak, nożeszkur.. poprawił butelkę whiskey, z której pili obydwoje na zmianę.
Czując dłoń Lorcana na swojej prawie piersi [tak, prawie trafił xD] od razu ja złapała i splotła z nim palce. Mimo że była pijana to gdzies tam w środku zakorzenił się strach o swoje życie. Nosz kurna, które z nich wpadło na pomysł przyjść po pijaku to takiego miejsca? Którekolwiek to było powinno dostać po głowie za durne pomysły. Z drugiej strony oboje byli pijani i w tym momencie każdy pomysł wydawał im się dobry. Kiedy próbowała skupić rozjechane myśli na tym co to za zapach oczywiście potknęła się o jakiś wystający kamien czy inną cholerę. Oparła się pewniej na chłopaku, który mimo że młodszy to był od niej wyższy. Zerknęła w gore na lampke i przez chwile zafascynowana patrzyła jak miga. - Czyli co? Zgubiliśmy się? – i zaraz potem czknęła i roześmiała się. Ah, to jest cudowne w byciu pijanym, zero zagrozeń z otoczenia zewnętrznego. Opierając się o ściane [tak, zwolniła jego ramię ze swojego ciężaru] zabrała alkohol chłopakowi i upiła kilka kolejnych lykow. I tak do rana pewnie by nie wytrzeźwieli, więc niech piją dalej.
Osz kurde, czyli jednak gdzieś zahaczył o jej część ciała. Jakby to przewidział, szybo się speszył ale odrobinę, żeby nie było i powędrował wzrokiem za ich butelką, która zaraz poszła w ruch, a raczej jej zawartość w usta. uśmiechnął się cwaniacko pod nosem, po czym widząc, ze chyba się do niej przyssała, aż za mocno, odjął jej od ust i pokazał język ambitnie, chociaż wierząc w ten jego pijacki nastrój, to było jakieś dziecinne. I na dodatek wkurwiała go ta przeklęta lampka, którą tak owocnie zafascynowała się Lisette. Miał ochotę temu małemu światełku przyjebać, a co! - Tak, zgubiliśmy się, ale to twoja wina, mówiłaś, że na lewo jest wyjście z tej przweskle.. kurw. przeklętej!, winiarni! - Odrzekł, w połowie wypowiedzi znacząco nie mogąc się wysłowić. Oznaka poijaństwa ogarnęła jego ciało tak, że już powoli zaczął nie kontrolować swojego słownictwa, ani reakcji na każdy gest dziewczyny.
Nie przewidział i się nie speszył. Prawdopodobnie to wszystko była wina alkoholu, ale wybaczamy, w końcu dobre dzieci z nas, prawda? A kiedy jej zabrał butelkę zrobiła niezadowoloną minę. Pić jej się chciało, a on zabierał jedyny płyn w okolicy. No dobra nie jedyny, ale przecież nie będzie zlizywała wody ze ściany. Aż tak pijana jeszcze chyba nie jest. Oj, bo ona była fascynująca. Mrygała tak fajnie, nawet w równych odstępach czasu i może dlatego była tak zarąbista. A co? Zazdrosny o uwagę dziewczyny, bo lampka się zajmuje a nie nim? Jeżeli tak, to cóż, powinien iść się leczyć, albo chociaż skończyć pić. - Wcale bo twoja wina, bo mnie posłuchałeś. Piłam, nie jestem wiarygodnym świadkiem… przysięgłym… nie, czekaj… źródłem! – powiedziała szturchając go lekko. Zaraz potem uśmiechnęła się szeroko opanowując cheć rzucenia się na niego by sprawdzić czy na łaskotki. Ah, ledwo bo ledwo ale jeszcze nad sobą panuje. Nad językiem nie, ale reszta ciała była w miarę pod kontrolą.
Co z tego, ze jej się pić chciało? Lepiej, żeby za dużo nie nadużywała alkoholu, bo jeśli się tak dwoje schleją do końca, nie minie chwila, a oni już będą się macać nawzajem. Oczywiście, Lorcan jak to Lorcan, wykorzystałby ten moment jej uległości, po to, aby dostać swoje, w końcu przez cały dzień tułał się z nią po miasteczku, a potem bezczelnie dał się upić w winnicy, noale.. Zawsze pzoostaje to jego krukońskie poczucie winy wykorzystania tego dziewuszyska. Westchnął i podał jej butelkę z wyszczerzem kretyna pierwszej klasy, samemu gapiąc się energicznie na lampkę i dotykając ją palcem. Zaraz się odsunął, kiedy go chujstwo oparzyło. No nie myśli, nie myśli! - Posłuchałem, bo nie chciałem się z tym upartym Zefirem spierać! - Dotknął zaczepnie jej czoła pośrodku i ponownie tego wieczoru wyszczerzył ząbki w pełnym, bielutkim uśmiechu. Nie było żadnej ironii, cwaniarstwa, ani nic z tych rzeczy. Lecouit dobrze się bawił z Lisette i jakby teraz ktoś miał do nich przyjść i przerwać tą zajebistą rozmowę, byłby nieco, jak nie ogromnie wkurzony. Tak nawiasem mówiąc. Coś za nim chrupnęło, ale zignorował na chwilę, obserwując ile wypija. Tak, kontrolował! PIZG. - Co to było? Nadepnęłaś na szczura czy co? Ej w ogóle gdzie my jesteśmy, czytałaś na ulotce chociaż? Ja swoją wyrzuciłem! - Spojrzał na nią wręcz błagalnie i troskliwie zarazem.
Niech piją, macanie jest fajne, a Liska nie dałaby mu pójść za daleko, nawet jakby była pijana. Aby dac mu coś więcej niż samo macanko, musiałaby być w stanie takim nieprzytomnym, że tak naprawdę uprawiałby seks z manekinową lalką, więc tu nie ma obaw. Ah, więc teraz to brzmi jakby jej wypominał to ze musiał się z nia tułać przez cały dzień po miasteczku? Poza tym to był jego pomysł żeby zacząć pić! Z miną wyrażająca wręcz ubóstwienie chłopaka wzięła butelkę i upiła kolejne dwa, trzy łyki. Widząc jednak jak się poparzył zaśmiała się i chwyciła jego palec w momencie kiedy dotknął jej czoła. - Daj, dam buziaka. Nie będzie boleć. – powiedziała rozbawiona i pocałowała końcówkę jego palca. Zaraz potem wywróciła oczami słysząc jego durną odpowiedź. - Jesteś facetem, powinieneś myśleć tak aby mnie chronić czyli nie przystawać na moje pomysły. Gdzie twój instynkt, Lorcan, hm? – zapytała rozbawiona już sama nie za bardzo kojarząc o co się rozchodzi, ani tym bardziej co ona do niego mówi. Te zdania w ogóle miały jakiś sens? Chyba nie… Słysząc to nagle walniecie zrobiła oczy wielkości spodków i spojrzała w ciemny tunel. - Gdzieś tu niedaleko jest chyba cmentarz. – powiedziała przenosząc na niego przerażone spojrzenie. Tak, oczywiście Lisette, nakręcaj siebie i jego jeszcze bardziej. Przynajmniej w jej przypadku myśl o ciemnych tunelach i cmentarzach niedaleko działały na nią źle. Przez chwile poczuła się jak w jakimś horrorze.
Gorzej niż w horrorze, wszystko pasowało jak ulał. Sam Lorcan tchórzem nie był, ale miewał różne stany panikowania tu i ówdzie, dlatego nieznacznie poruszył głową jakby z niedowierzaniem. Cmentarz, wtf? K O S Z M A R. Znów powzdychał sobie trochę, rozmyślając nad możliwą strategią, gdzie by uciekli, gdyby.. następnie kierując swoje dłonie na własne biodra. Tak wiemy, faceci bioder nie mają. Chłopak postał tak kilka minut, potem obudzony z chwilowego mentalnego lamentu nad własnym życiem i jego nadchodzącym końcem, złapał ją w pasie. - Ty wiesz, ten buziak nawet nie jest taki zły. Ale całuj o tu. Tylko nie obśliń mi koszulki, niejedna tak zrobiła i potem zeprać się nie dało szminki, czy cokolwiek to było! - Odpowiedział, szczerząc się przesadnie, co było jedynie oznaką tego, czego się właściwie obawiał. Duchy na tym wypiżdżajewie. Po Hogwarcie, gdzie spotkasz poltergeista 24h był niemalże pewny, ze tutaj też są, skoro niedaleko jest cmentarzysko. Swoją drogą, słyszał, ze zapuszczają się tam uczniowie, szukający mocnych wrażeń z butelkami dobrego alkoholu. Niech całuje go na zachętę, haha. - Nie patrz tak, buziaki dodadzą mi siły i będę w stanie obronić twoje dziewictwo przed złymi mocami! - Odparł dumnie wypinając pierś, a raczej umięśniony tors do przody, co to to nie on.
Tak, pijana dwójka nastolatków w jakimś tunelu gdzie niedaleko jest cmentarz. Może duchów by się tak naprawdę nie bala, bo przecież pełno ich w Hogwarcie, bardziej jednak jej do głowy przychodzili psychiczni mordercy z siekierą. A strategia przy ucieczce? Powodzenia, skoro nie wiedzieli w którym miejscu tych katakumb byli. Z ich pijackim szczęściem pewnie by się po drodze jeszcze bardziej zgubili i za tysiąc lat ktoś by odnalazł ich resztki. Nie ma to jak pozytywna wizja śmierci, co nie? - A pfe, ja nie jestem jak niejedna i nie obślinię ci koszulki bo cie nie pocałuje. – wystawiła mu język zadziornie. Oparła łapki na klatce piersiowej chłopaka uśmiechając się cały czas pokrętnie. I kto by pomyślał, że jeszcze kilka godzin temu w tamtej kawiarence była taką nieśmiałą dziewczynką. Poza tym trzeba jej przyznać że zdolna była. Pijana jeszcze utrzymywala się na nogach i nie wylała ani kropli alkoholu, bo butelka opierała się o rękę chłopaka. Tak, brawa dla Lise. - Hm… dobra, małego na zachętę dostaniesz. – powiedziała rozbawiona i cmoknela go lekko.
Oj tam, Hogwart był napieprzony duchami, gdziekolwiek nie poszedłeś przed nosem wyskakiwał ci prawie-bezgłowy-nick, którego uprzednio krukon w piątej klasie bodajże na początku chciał złapać w odkurzacz, który kupił na jakimś stoisku dla paranormalnych fanatyków. Hah, pamięta nawet, jak wyskoczył zza murku, a tu zamiast ducha, nauczyciel zaklęć się pojawił. Nie byłoby nic dziwnego w zachowaniu Lorcana, gdyby owe belferzysko okazało się Nickiem, noale.. spotkało go przykre machanie mopem po podłodze i zero magii poza lekcjami. Mniejsza. Oparł się wygodniej o ścianę, mlaskając i próbując rozróżnić smak whiskey od jej ust, ale.. był tak pijany, że chyba pozostało mu tylko odwzajemnić gest, który strasznie mu się teraz spodobał. - Ale czy ja mówiłem, ze jesteś niejedna? NIE, więc pocałuj, a ja się zastanowię, czy ci wybaczyć! - Odrzekł z lekkim sarkazmem, patrząc pod światło ile im zostało whiskey. OJojo, zmartwił się trochę na swojej twarzy, widząc niewielką ilość. Szkoooda, że nie może przywołać za pomocą czarów butelki ognistej, którą wpakował mu dziadek przed wyjazdem do Nowej Zelandii. byłoby zabawniej, gdyby teraz padli na ziemię i zasnęli na tej mokrej podłodze, jak nie posadzce pełnej smarków duchów. Tylko to mu się kojarzyło z tą dziwną i obślizgłą mazią. Chyba przez migotanie lampki, zaczął schizofować w główce, że to się porusza. - Wypij do końca ten zacny trunek, moja towarzyszko! Niech moja moc będzie z tobą! - Powiedział rozbawiony i wystawił przed nią butelkę. Ach, Jezus kazał się dzielić. Nawet na ostatniej wieczerzy. - Ej, a może to ten, co łazi po cmentarzu i sprawdza, czy komuś na własną rękę nie zachciało się penetrować grobu? Fuuuuj.Chyba, że padliśmy ofiarą psychopaty.
ona nigdy nie wpadla, żeby zrobić cos takiego. Jak była trzeźwa to naprawdę była grzeczną dziewczynką, która była zauwazana tylko dzięki siostrze. I zwykle to było na zasadzie „o to ty jesteś siostrą Piwki”. Nie żeby nie miała charakteru, miała. Z tym, ze nie potrafiła być tak rozrywkowa i zabawna jak większość ludzi w tej szkole. To nibyło nieco przykre, bo po prostu była zwyczajna. Nawet jak była pijana to tez nie robiła tego typu akcji, tylko po prostu stawała się bardziej otwarta na to co wokół niej się działo. W takich chwilach po prostu stawała się chociaż częściowo siostrą. Serio, to było przykre jak się tak rozdziela takie sytuacje na krótsze momenty i widzi takie drobne, aczkolwiek znaczace rzeczy. Oparła się o niego wygodniej już w tym momencie przylegając do niego całym cialem, ale zaraz… Ah super, zgubila swoją torebke. Na szczęście nie miała tam wiele rzeczy tylko jakiś blyszczyk i drobne. szkoda, bo akurat tą torebkę lubiła. - Musisz mi wybaczyć, bo ja caluje doskonale i nikt więcej cie tak nie pocałuje. – powiedziała z niezachwianą pewnością siebie. A co! Zaraz po tym jak to powiedziała to pocałowala go głębiej, bardziej namiętnie, jednak równie krotko. Przecież nie od razu da mu wszystko, prawda? Niech chłopak posmeci o więcej, o ile oczywiście będzie chciał. Chwile później wziela od niego alkohol i wypiła do końca odstawiając butelkę na ziemie. To chyba zbieg okoliczności, ale w tym samym momencie coś znowu walnelo i ku jej wielkiej rozpaczy kilka nietoperzów nad nimi przeleciało. Jak typowa dziewczynka pisnęła i schowała glowę w jego ramionach. - Zabierz mnie stad. Proooosze. – powiedziała najmilszym i najsłodszym glosem na jaki ja tylko było stać. Miała wrażenie, że jak jeszcze cos przeleci, albo jak jeszcze cos usłyszy to zemdleje ze strachu. I teraz pole do popisu dla Lorcana żeby zabawił się w bohatera. Awww, jutro rano będzie w nim zakochana.
Założyłby się, ze jeśli mieliby jeszcze jakiś zapas dobrego alkoholu, bo sory, ale Loriś żadnego paskudztwa ze spożywczaka nie pija, to na pewno dziewczyna odstawiałyby mu tutaj taniec godowy, czy coś w ten deseń. Uśmiechnął się do swoich myśli, chociaż zapewne jutro nie będzie nic pamiętał z tego, ze tak się bawił z panienką Zephir i będzie jak zwykle uroczy, szarmancki i.. normalnie zachwycający inaczej. Szkoda jednak, że dziewczyna nie była taka rozrywkowa po trzeźwemu, bo nie jeden raz pewnie zajęliby się sobą i to porządnie. Mam tu na myśli czyste pomysły zabierania dzieciakom słodyczy, tak jak to robił z jakimś kolegą. Ach, ale tedy to było jego urodziny, wiec pozwolili sobie na chociaż namiastkę szaleństwa. Kurde. - No, skoro już wypiłaś, ja ci wybaczyłem to idziemy stąd. Mam dziwne wrażenie, że po tych nietoperkach - Tutaj spojrzał w górę, unosząc łeb i dostając ze skrzydła od jednego skurwysyna. Przez moment był oślepiony, bo skoro był taki wysoki to oczywiście musiał przypieprzyć w lampkę czołem i ta go pozbawiła na trochę wzroku, ale chwycił się tylko za skroń, sycząc raz po raz. Zerknął na nią jednym okiem. - Definitywnie trzeba stąd wypierdalać, że się tak wyrażę. I to nie jest śmieszne! Jutro będę miał przez ciebie limo! - Tak, będzie. Obronił ją swymi jakże umięśnionymi[ponownie się powtarzam] ramionami i teraz ma, o. Przydzwonił w głupią lampkę. Dobrze, że nie rozwalił. - Lisette, nie masz różdżki, nie? - Bał się faktu, że to pytanie jest retoryczne i zupełnie niepotrzebne.
Oj nie, nie, żadnych tańców godowych. Co najwyżej mała namiastka striptizu, ale gdyby tutaj nie było tak oślizgło, zimno i strasznie to pewnie już by to zrobiła. Była w zarąbistym nastroju i to nie tylko przez alkohol, także przez towarzystwo. Tak, tak, polubiła pana Lorisia, co było naprawdę mega… ah chciałam powiedzieć że rzadkim przypadkiem, ale niestety tak nie było. Liska generalnie była czymś co się określało jako dziecko słonca i naprawdę lubiła innych ludzi. A może być rozrywkowa, tylko musiałby jej w tym pomóc. Niech trochę po prostu z nia poprzebywa to właczy jej się może jakiś przycisk w mózgu który uaktywnia zabawę. Przynajmniej mamy taka nadzieję, nie chcemy przecież żeby Liska samotnie spędziła starość z sześćdziesięcioma kotami. Widzac jak się uderzył az sama się skrzywiła. - Oj biedactwo. – pogłaskała go po główce zanim nie usłyszała jego ostatniego zdania. Prychnela cicho. - no wiesz ty co. Sam sobie nabiles guza, ja tylko patrzyłam na to. – powiedziała wystawiając mu język. Nie, stanowczo trzeba stad iść bo zaraz oboje sobie krzywdę zrobią. Pomacala się po biodrach a potem przy kostkach i triumfalnie wyciągnęła rózdzke z buta. - Ha! Tylko nie jestem pewna czy to dobry pomysł używać zakleć w tym stanie. – powiedziała zatsanawiajac się głośno. Bardziej jednak to było do siebie niż do niej. Chwile później znowu jakieś jebut usłyszeli. Lisette złapała chłopaka mocno za rekę i pociągnęła w strone jak sądziła z której przyszli. - Chodźmy już…