Retrospekcje
Osoby: @Tristan Collins, Veronica Seaver
Miejsce rozgrywki: Poddasze Very w Hogsmeade
Rok rozgrywki: po 15 października 2024 (tuż po powrocie Tristana)
Okoliczności: Dwójka stęsknionych przyjaciół, dwoje zranionych dusz, dwa samotne serca. Gdy Tristan napisał do niej, że wrócił po ponad półrocznej nieobecności nie mogła się powstrzymać i zaprosiła go do siebie. Szkoda tylko, że w międzyczasie i u niej wszystko się posypało...
Pozbyła się poplamionych dresów i starej, wymiętej oversizowej koszulki na rzecz czarnego topu i klasycznych dżinsów. Popsikała się swoimi ulubionymi perfumami - brzoskwinie, białe piżmo i gruszka - i akurat poprawiała już makijaż, gdy do głowy wpadło jej jedno, zasadnicze, zajebiście ważne pytanie.
Co ona, do cholery jasnej, robiła?
Zerknęła w stronę łóżka, a jej ręka zastygła w bezruchu. Wizbook leżał otwarty na jej pościeli, ale bała się zerknąć na treść wiadomości naskrobanych w magicznym notesie pod wpływem głupiego, szczeniackiego impulsu. Zajebiście, że Tristan napisał do niej po takim czasie. Dobrze było odzyskać przyjaciela i wiedzieć, że hej, w ogóle żyje.
Tylko dlaczego pchała mu się od razu do łóżka?
Głupia, głupia, głupia. Targały nią tak sprzeczne emocje i jakieś dziwne, niezrozumiałe pragnienia, że nie sposób je jakoś
mądrze skomentować. Zachowywała się jak jakaś kretynka. Czy tak wyglądała jej definicja miłości? Minęło tak niewiele czasu, a każde w s p o m n i e n i e o Rickym napawało ją takim smutkiem i żalem, że nie pozostawiał wątpliwości fakt, że tak. Dalej go kochała. Szczerze, mocno, może nawet bardziej niż wtedy, bo przecież tak cholernie tęskniła za jego śmiechem, spojrzeniem i głosem. Nawet za tym pieprzonym zapachem papierosów. Miała wrażenie, że do dziś czuje go na swoich ubraniach.
I czy tak, przepraszam bardzo, miała wyglądać jej definicja przyjaźni? Bo reasumując fakty - jej wieloletni kumpel, który z dnia na dzień przestał odpisywać na wiadomości, odezwał się po ponad pół roku nieobecności. Jak się okazało i jego dziewczyna, którą (znowu!)
kochał, i dziecko, które nie miało nawet szans się narodzić n i e ż y j ą. On latał zćpany po Europie, a ona co robi, gdy wrócił? Mówi, żeby szeptał jej coś czule do ucha?
No nienormalna.
Odłożyła szminkę o głębokim, karminowym odcieniu na blat toaletki. Nie użyła jej i nie zamierzała. Dobrze wiedziała, jak może to zostać odebrane i jak nie powinno się skończyć. Zamiast tego poszła zaparzyć dzbanek herbaty.
Popielniczka, dwa kubki, karafka wody i imbryk. To stało na ziemi gdzieś w okolicy puf, wszystko było już gotowe na jego przyjście. Veronica patrzyła na wizza, starając się nie czytać tego, co wcześniej - tylko sprawdzała czy nie napisał. Bała się, że się zgubił albo że zapomniał w ogóle o tym, że miał tu przyjechać.
Czy Tristan był w stanie o niej nie zapomnieć?
Tego nie była pewna. Złapała więc wełniany sweter i wyszła na balkon.
Powietrze było rześkie, zimne, może nawet już trochę nieprzyjemne. Ale za to gwiazdy… szkockie niebo jak zwykle zachwycało swoim pięknem. Vera na chwilę uniosła oczy ku górze, a jej myśli chociaż na chwilę się uspokoiły. Nagle jednak wyłapała, że w oddali słyszy jakieś kroki.