Słyszysz szum listów? Wystarczy unieść głowę, by zobaczyć jak dziesiątki z nich fruną od gabinetu do gabinetu, szukając celu. Na korytarzu spotkasz wielu urzędników, którzy wszędzie się śpieszą, albo na odwrót: umilają sobie godziny pracy krótkimi dyskusjami ze znajomymi.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Stany zdecydowanie miały swój urok. Jak się okazało – w jej przypadku, miały też moc zmieniania życia i wepchnięcia jej z powrotem na tory, z którym zboczyła dawno temu. Czasem musisz opuścić dom, by go znaleźć. Czasem musisz wyjść z siebie, oczyścić się, wykrzyczeć i wrócić w swoje ramiona, by uświadomić sobie kim się jest i co się dla Ciebie liczy. W płucach nadal czuła powietrze z Alaski, z którą nie mogła się równać nawet Luizjana. Niekiedy miała wrażenie, że nawet na ulicach Londynu czuła ten chłód i wiatr, charakterystyczny dla miejsca, w którym spędziła kilka miesięcy swojego życia.
Co prawda najważniejszą decyzję miała jeszcze przed sobą: zdecydować, czy zostaje w Ministerstwie i kontynuuje obraną ścieżkę czy może wyprowadza się do Francji, by kontynuować rodzinną tradycję i objąć pieczę nad zielarskim imperium babki. Obie strony miały plusy i minusy, z którymi budziła się i zasypiała każdego dnia. Miała wrażenie, że w końcu dorosła do rzeczywistości, ale jeszcze nie na tyle, by podjąć decyzję. Dlatego też postanowiła po prostu… czekaj i patrzeć co przyniesie jej dzień.
Ten przyniósł jej na przykład wizytę w Ministerstwie. W końcu przez kilka miesięcy przebywała na „urlopie” – początkowo sama o nim zadecydowała, a później większość urzędników została wysłana na przymusowy odpoczynek, kiedy to nowa Minister budowała swój zamek z klocków, z dala od wzroku urzędników. Talia trzymała się z boku od wszystkich plotek i teorii spiskowych, podskórnie czując, że być może śmierć byłego Ministra ma coś wspólnego z Selmą Grant, ale dowodów żadnych nie miała. Zwyczajna, kobieca intuicja. Wydawać by się mogło, że jednak powoli wszystko wraca do rytmu sprzed morderstwa, kiedy to ludzie wpadali na siebie w ministerialnych kominkach, wszędzie latały liściki, a przed windami ustawiały się kolejki.
Obcasy stukały o posadzkę, zapowiadając jej przybicie zanim wyłoniła się zza zakrętu. Chociaż wyraz jej twarzy jak zwykle był nieprzenikniony, Lia czuła się trochę, jakby była tu po raz pierwszy. Przywitała się ze znajomym Collinsem, który opowiedział jej jak to ostatnio awansował na starszego amnezjatora (po tym jak poprzedni z dnia na dzień zrezygnował, zostawiając podwładnych bez słowa) i po krótkich uprzejmościach, skierowała się do kwatery głównej. Po drodze coś przeleciało jej obok głowy, prawie zaplątując się jej we włosy i uderzyło w mężczyznę stojącego kilka metrów od niej. Tak właściwie, to zaczęło go atakować – czerwony samolocik ze złożonego pergaminu szykował się, by dźgnąć go ponownie w policzek.
- To ministerialny krzykacz. Otwórz zanim Cię zadźga. – rzuciła rozbawiona, wyrównując się z chłopakiem, który wyglądał młodziej, niż to w sobie w głowie zakładała. Stażysta. Nie mogła się jednak na nim skupić, bo ciągłe bzyczenie listu skutecznie odwracało jej uwagę. Pergamin nadymał się, jakby zaraz miał wybuchnąć od ciężaru słów, które ktoś na nim ze złością zapisywał. Prawie jej się zrobiło szkoda. Prawie też skutecznie ukrywała swój śmiech. – No, to komu się naraziłeś? Zgubiłeś jakieś ważne dokumenty? Machałeś różdżką przed mugolami? Otworzyłeś którąś z klatek w Biurze Zwalczania Szkodników?
- Cholera jasna - syknął Darren. Odkąd starszy urzędnik Nathan Earp nie wrócił z wakacji - spokojnie, tym razem chodziło po prostu o przejście na zasłużoną emeryturę, nie morderstwo w Hogwart Expressie - Shaw naturalnym biegiem rzeczy wspiął się nieco wyżej w hierarchii biura bezpieczeństwa, co łączyło się z wieloma wadami i małą ilością bonusów. Ostatecznie wciąż był młodszym urzędnikiem, więc zasypywany był jakimiś bezsensownymi poleceniami - tym razem jednak, z racji na wyższą wyimaginowaną pozycję, wymagającymi sięgania do jeszcze bardziej zakurzonych i jeszcze mniej posegregowanych akt. Z drugiej strony, nie musiał robić już kawy - ba, wręcz przeciwnie, mógł polecać to godne pracownika ministerstwa zadanie nowemu narybkowi. Przełożył wszystkie segregatory do lewej ręki, starając się nie wywrócić niewielkiej wieżyczki papierów, i z prawego rękawa wyciągnął różdżkę, którą stuknął w akta. Zaczęły one lewitować półtorej metra nad ziemią, obijając się leniwie od ściany pokrytej łuszczącą się lekko tapetą. Krukon sięgnął po czerwony kawałek pergaminu, jednocześnie zerkając na osobę, którą w Biurze widział, szczerze mówiąc, po raz pierwszy. - Wiem aż za dobrze co to jest - skwitował, rozkładając samolocik który natychmiast złożył się w origami dolnej połowy twarzy, które zawisło na poziomie ust Darrena. Kolejne półtorej minuty Shaw spędził na wysłuchiwaniu jęków starszej urzędniczki Eleonory Atkinson - tak starej, że Krukon nie zdziwiłby się gdyby była ciotką jakiegoś ducha, którego spotkał w Luizjanie - która narzekała na to, że przedwczoraj Darren obiecał jej pomóc posegregować alfabetycznie akta dotyczące czyszczenia pamięci mugolom w Lincolnshire w '59 i nadal się nie zjawił. Kiedy liścik skończył trajkotać i opadł na ziemię, Shaw - całkiem blady - oparł się o ścianę i pokręcił głową ze zrezygnowaniem. - A wczoraj po godzinach zostałem specjalnie żeby to zrobić, ale przysięgam, ta stara prukwa przedwczoraj mówiła o pięćdziesiątym szóstym, nie dziewiątym - jęknął, po czym westchnął ciężko i wyciągnął z kieszeni ministerialnego płaszcza kawałek pergaminu i ołówek - jakiś czas temu nauczył się, że lepiej nie nosić ze sobą kałamarza - i nabazgrał na nim kilka słów. Złożył pergamin w samolocik i stuknął weń różdżką, ten zaś uniósł się do góry i dołączył do niekończącego się strumienia podobnych przesyłek i wiadomości lecących pod sufitem. Krukon potrząsnął czupryną raz jeszcze, po czym lewitując obok siebie niesione wcześniej akta zwrócił się do niewidzianej wcześniej kobiety: - Darren Shaw, młodszy urzędnik w Biurze Bezpieczeństwa. Mam przyjemność z...?
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
....Pergamin nie tracił ani sekundy i kiedy tylko został rozłożony, po korytarzu rozległ się znajomy dźwięk. Trochę jak drapanie palcami po tablicy, trochę jak nienaoliwione przez stulecia ciężkie drzwi, trochę jak znana każdemu Eleonora Atkinson. Każdy, kto trochę pracował w Ministerstwie wiedział, że najlepiej jej unikać – a jeśli się nie da, to chociaż uważać na to co mówi i dopytywać kilka razy, bo miała ona w zwyczaju przekręcać słowa i zmieniać zdanie, nie informując o tym nikogo innego. List w końcu krzyknął po raz ostatni i zamienił się w skrawki, które powoli opadały na posadzkę, w akompaniamencie całkowitej ciszy. ....- Ta stara prukwa to moja babcia. – Lia oderwała spojrzenie od podłogi, by przenieść je na chłopaka. Oczywiście, że kłamała i chociaż w środku się śmiała, jej mina była nieprzenikniona. Często musiała w pracy udawać niewzruszoną, zimną i konkretną. Skorzystała z tej umiejętności i zmarszczyła brwi, krzyżując dłonie na piersi. Pewnie wyglądała o wiele mniej groźnie, niż się jej wydawało. Szczególnie z tą aparycją aniołka i blond kosmykami, w których zamieszkało słońce, rozjaśniając je do granic możliwości. Nie chciała się z niego nabijać, ale powinien uważać na słowa. Nie przed nią, dla niej większość urzędniczek to były prukwy do kwadratu, nie mówiąc już o miękkich pipkach w garniturach, którzy uważali, że świat się na nich kończy i zaczyna. ....- Darrenie Shaw, musisz więc pracować z tym rosyjskim pomiotem? – Zapytała, rezygnując z groźnej miny, którą zastąpiło spojrzenie pełne współczucia. Tak, ok, niech będzie… jak widać i jej brakowało szacunku do innych pracowników, ale Zagumov doskonale wiedział co ona o nim myśli. Mieli sobie dużo do wytłumaczenia po ich ostatnim spotkaniu, zważywszy na to, że ją oszukał i wyniósł z Ministerstwa tuzin artefaktów, dla zdobycia których ryzykowała życiem. ....- Młodszy urzędnik, no, no. Jestem pewna, że już robisz więcej od niego. – Cmoknęła, kręcąc głową. Bez słowa, sięgnęła po różdżkę, wycelowała ją w resztki pergaminu i szepcząc pod nosem usunęła jakiekolwiek ślady po tym, że ktoś tu będzie miał zdecydowanie ciężkie popołudnie: ....- Vries. – Dłonią wskazała drzwi do Kwatery Głównej Aurorów, jakby to miało mówić samo za siebie - Talia Vries, nie Atkinson, bez obaw. Żartowała tylko. Nie wiedzieć czemu, jest tu kilka osób, które tę kobietę traktują jak drugiego Ministra Magii, więc postaraj się trzymać swoje myśli za zębami.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Na informację o tym, że Atkinson była spokrewniona z kobietą spotkaną na korytarzu Shaw jedynie wzruszył ramionami. Rodziny się nie wybiera - nie wiedział też za bardzo czemu miałyby go obchodzić konotacje rodzinne czarownicy Eleonory. Niewiele z nich sobie robił. - Jeśli przez "rosyjskiego pomiota" rozumiemy tą samą osobę, to tak, szefem Biura nadal jest... ekhm, pan Zagumov - powiedział przeciągle, na wszelki wypadek sprawdzając czy Rosjanin nie stoi za jego plecami. Uwagę o nawale pracy Krukon puścił mimo uszu. Z pochwał przypadkowych osób mało sobie robił. - Miło poznać, pani Vries - odpowiedział, mimo wszystko zauważając że kobieta była od niego starsza - nawet jeśli nieznacznie, to ciężko było już zaliczyć ją do grona jego rówieśników. Szczególnie, że napotkana osoba okazała się aurorem - a więc praktycznie służbami specjalnymi brytyjskiego Ministerstwa Magii - Cieszę się w takim razie, że nie trafiłem na kolejnego wyznawcę kultu pani Atkinson - rzekł kurtuazyjnym tonem, po czym dźgając kupę segregatorów z papierami różdżką posłał je w dół korytarza, samemu otrzepując jeszcze parę skrawków pergaminu z niedawno otrzymanego wyjca, a następnie ruszył za nimi, kiwając jeszcze aurorce głową gdy ją mijał.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Korzystając z chwili przerwy od codziennych obowiązków, Boris postanowił rozprostować odrętwiałe nogi, udając się na krótką przechadzkę, po korytarzu znajdującym się na tym samym piętrze, co jego biuro. Oprócz samej przyjemności wynikającej z odejścia od przytłaczającej ilości dokumentów i możliwości zrobienia kilku kroków w zatłoczonym miejscu, Rosjanin miał możliwość odciąć się na chwilę od stresu, który również obciążał jego psychikę. Gdy tylko wyszedł za drzwi, które oddzielały jego pokój od reszty i przeszedł niewielką odległość, dostrzegł znajomą twarz, a raczej znajomy tył głowy, który należał do Darrena, jednak gdy tylko zbliżał się do niego, by zwyczajowo przywitać się, zaczął dostrzegać równie znajomy widok. -Vries...- przywitał się kiwnięciem głowy, mocno zdziwiony. W końcu nie spodziewał się, że ktoś kto tak nagle zniknie, równie nagle wróci do Ministerstwie. Tym bardziej nie pasował mu taki obrót wydarzeń, zważając na to, że jednak powierzone mu artefakty zostały przez niego spieniężone. Miał nadzieję, że aurorka zapomniała o tym incydencie i uniknie niewygodnych pytań. -Dzień dobry Darren- przywitał się również z Krukonem, gdy idąc szybkim krokiem przemieścił się zza jego pleców, ustawiając się trochę z boku, pomiędzy nim, a Talią- Jak idzie praca?- postanowił zagaić takim nieskomplikowanym pytaniem, prawdopodobnie przerywając już trwającą rozmowę.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Często słyszała, że ma talent do wywoływania wilka z lasu. Że to, co przejdzie jej przez usta, ma o wiele większą szansę się zmaterializować. Jakby wizualizacja w jej wykonaniu działa o wiele mocniej, niż u zwykłego człowieka. Jaka szkoda, że góra galeonów, którą sobie wyobraża w głowie nie spadła jej jeszcze z nieba, ale wystarczyło, by wspomniała Zagumova, a ten wyrósł na drugim końcu korytarza, jakby tylko czekał, aż jego imię padnie w rozmowie. Reagował jednak tak na swoje nazwisko, czy na obelgę? Zauważyła go od razu, chodził ciężko, posuwiście, jakby na barkach trzymał więcej niż ciężar swojego zakłamanego charakteru czy fasadę uczciwego urzędnika. Być może faktycznie coś go teraz trapiło – Vries obawiała się jednak, że bardziej interesowało ją samopoczucie posadzki, na której stali niż to, jak czuje się Boris Zagumov. - Nie mów do mnie „pani”. Wystarczy Talia. – rzuciła jeszcze kątem ust do Darrena, nie odwracając jednak wzroku od zbliżającej się postaci. Nadal nie przegadali ostatniej sytuacji, która ich łączyła. Właściwie jego przełożona zniknęła prawie bez słowa niedługo po wydarzeniach na Nokturnie. I gdyby nie fakt, że z Ministerstwa odszedł też jej mąż, a Talia dostała list pożegnalny, który informował o tym, że postanowili się wyprowadzić z wysp, dałaby sobie różdżkę złamać, że za jej zniknięciem stał jej ówczesny zastępca. - Szła lepiej zanim się pojawiłeś. – Warknęła, mierząc go wzrokiem. – Biuro Bezpieczeństwa jeszcze działa? Wprawiłeś sobie nowe drzwi w gabinecie? – Ostatnio kiedy widziała go w Ministerstwie, Aurora usunęła drzwi do jego gabinetu, żeby cały czas móc mieć go na oku.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren pokiwał jedynie głową na polecenie aurorki dotyczące zwracania się do niej po imieniu. Cóż, nie wyglądała na aż tak starą. Shaw odszedł już dobre dwa kroki, kiedy jak spod ziemi wyrósł jego przełożony, szef Biura Bezpieczeństwa, Boris Zagumov, według niektórych określany mianem "rosyjskiego pomiota". - Dzień dobry - odpowiedział na powitanie przystając i odwracając się w stronę dwójki starszych pracowników Ministerstwa - Wszystko w porządku - dodał, uznając że korytarz nie jest najlepszym miejscem na składanie jakichkolwiek raportów, a poza tym na biurku Zagumova, jak co każde siedem dni, wyląduje tygodniowy raport w którym Shaw zamelduje, że akta z lat osiemdziesiątych dotyczące morderstwa mugola w wejściu dla interesantów ktoś oblał kawą i czymś, co wyglądało jak limitowana wersja fasolek Bertiego Botta strawionych do połowy. Odpowiedź kobiety na przywitanie Borisa była wyjątkowo pasywno-agresywna. Krukon, szczerze mówiąc, nie wiedział za bardzo co zrobić - z jednej strony, powinien iść odnieść dokumenty, z drugiej zaś przełożony jeszcze go nie odesłał, a początek rozmowy na linii Boris - Talia brzmiał wyjątkowo ciekawie. Shaw stał więc po prostu przy ścianie, z różdżką uniesioną do góry i podtrzymującą stos segregatorów, przeskakując wzrokiem to na Zagumova, to na Vries, starając się wyglądać tak, jakby ich rozmowa zupełnie go nie obchodziła - acz nie omieszkał słuchać szeroko otwartymi uszami.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Jakże przyjemne przywitanie ze strony Talii, przypomniało mu o tych, nie tak starych czasach, gdy pracował jako zastępca Aurory, której już kilka miesięcy temu zachciało się wyjechać, dzięki czemu, Rosjanin mógł zapewnić sobie awans na jej stare stanowisko. -Dobrze, tak trzymaj Darren- postanowił jednocześnie zignorować słowa aurorki, część trwale, a część tylko na krótką chwilę, tak by mógł w lakoniczny sposób wyrazić aprobatę dla dobrej pracy jednego z jego podwładnych. -Działa i ma się dobrze- zwracając się do kobiety nie był pewien, czy akurat to stwierdzenie było trafne. Z jednej strony nie można było mówić o jakiś sukcesach biura zanim objął dowodzenie na tej dziurawej łajbie, ale choć samemu niczego nie osiągnął i pomijając incydent z udziałem ministra, wszystko było po staremu.- Nie zajmowałem się nimi, dostałem nowe biuro w ramach odszkodowania- dodał uśmiechając się z szyderą wymalowaną na twarzy. Same drzwi zostały dość prędko wstawione po jego wyprowadzce z poprzedniego miejsca pracy. -Jak Aurora i Dorien wyjechali to pomyślałem, że też zrobiłaś sobie długie wakacje, a tu proszę. Co za miła niespodzianka.- Co prawda jej nieobecność była znacznie dłuższa niż tradycyjny urlop, ale jakoś do tej pory nie przejmował się, gdzie i co robiła osoba pracująca w biurze aurorów, zwłaszcza, że jej abstynencja oznaczała brak niewygodnych tematów i kogoś, kto jednak miałby powód do wciskania nosa w jego sprawy.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
- Nie sądzisz, że powinniśmy o czymś porozmawiać? Zapytała wprost, ignorując jego ton, który potwierdzał tylko to co o nim uważała. Jego obraz, który od miesięcy miała w głowie, malował się coraz wyraźniejszymi kolorami. Zawsze starała się szukać dobra w innych, dyskutowała sama ze swoimi odczuciami, spierała się czy jej osądy są trafne czy może tylko podyktowane chwilowymi odczuciami. Niechęć do Zagumova kwitła jednak i dojrzewała, a każde słowo, które padało z jego ust tylko ją podjudzało do ataku. - O tym, co wydarzyło się na Nokturnie. O tych kilku rzeczach, które sobie przywłaszczyłeś. Dodała, wiedząc jednak, że nie musi tłumaczyć. Przeniosła spojrzenie na Darrena, który zdawał się nieco zdezorientowany. Właściwie był tu trzecim kołem u wozu, ale być może jedynym powodem, dla którego pozostała dwójka nie rzuci sobie publicznie do gardeł. Mimowolnie posłała mu uśmiech, nie chcąc by czuł się niezręcznie. Cała otoczka złości, która panowała nie była w nawet najmniejszym stopniu w niego wymierzona. Pochyliła się, by podnieść z podłogi pióro, które zsunęło się ze stosu trzymanego przez niego dokumentów i zaczęła obracać je pomiędzy palcami: - Odszkodowania czy burdelu jaki powstał tu po śmierci Ministra? Nie powinieneś mylić tych dwóch zjawisk. No i cieszę się, że jestem dla Ciebie miłą niespodzianką, w końcu od dzisiaj ponownie pracujemy drzwi w drzwi. Wskazała dłonią ścianę w której znajdowało się wejście do Kwatery, jak i tą przeciwległą, gdzie gabinet miał @Boris Zagumov i @Darren Shaw.
Darren, jeśli chcesz, rzuć K6 na zdarzenie losowe w następnym poście:
1,2 - Przypomina Ci się, że nadal nie naprawiłeś ekspresu do kawy. Zagumov pewnie liczy, że po interakcji z aurorką będzie mógł uczcić wygraną/zatopić smutki w filiżance czarnego napoju. Jako, że stolik kawowy znajduje się tuż za drzwiami, możesz ich nie zamykać i przysłuchiwać się o czym dyskutują Talia z Borisem, jednocześnie próbując naprawić ten cholerny sprzęt.
3,4 - Nie wywołuj wilka z lasu. W Twoim kierunku zmierza sama Eleonora Atkinson. I zdecydowanie nie jest zadowolona. Już z oddali widzisz jak mamrocze coś pod nosem, a kiedy Cię zauważa przyśpiesza, machając ręką w której trzyma jakąś teczkę. Do Twoich uszu dociera "Tak to jest jak się gówniarzy zatrudnia w Ministerstwie. Za moich czasów to trzeba było mieć wykształcenie, doświadczenie i charakter, a nie z ulicy matoła brać...". Daj mi znać, a wrzucę z Czarodziejowej Duszy krótki pościk na interakcję.
5,6 - Znudzony stałeś pod ścianą, nie wiedząc czy możesz się ruszyć bez zezwolenia swojego Pana i Władcy Borisa Zagumova. Odpływasz gdzieś myślami, machając swoją różdżką, mrucząc bezmyślnie jakieś inkantacje i zanim zdążyłeś zareagować, stos dokumentów staje w płomieniach. Z każdą sekundą ogień pożera coraz więcej papieru, więc musisz się pośpieszyć i przeciwdziałać swojej głupocie.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Choć Darren bardzo chciał, nie mógł udawać że dostał aż tak długiego napadu głuchoty i ślepoty. Nie wiedząc zbytnio co ze sobą począć, Shaw zaniósł się donośnym kaszlem i ostrożnie, jakby spodziewał się zaraz znaleźć wyrwę w podłodze, przeszedł przez korytarz, stając przed drzwiami do Biura Bezpieczeństwa. Posłał dokumenty na jeden ze stolików w środku, orientując się że na regale przy samych drzwiach znajduje się niedawno oddany do serwisu magiczny ekspres do kawy. Jak Darren szybko się jednak przekonał, naprawy nie były zbytnio skuteczne, gdyż mężczyzna prędko skończył z szatą oblaną aromatyczną cieczą. Shaw westchnął i otworzył drzwi, chcąc wypuścić nagromadzoną parę, po czym jednym uchem słuchał własnych inkantacji, którymi próbował uporać się z niesforną maszynerią, drugim zaś pochłaniał informacje wygłaszane przez Zagumova oraz Vries.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Niestety ale nie udało mu się odciągnąć w czasie nieuniknionej rozmowy, którą w końcu musiał z kimś odbyć, a logiczną rzeczą wydawało się, że jego partnerem, a raczej partnerką w rozmowie, po odejściu byłej szefowej, będzie sama poszkodowana, która prawdopodobnie mogła napotkać jakieś nieprzyjemności z powodu zgubienia artefaktów. -Nic godnego uwagi tam się nie stało- fakt, że został napadnięty i okradziony wolał pominąć. Zadziwiało go ile chciwości i nieuczciwości może być w, z pozoru, normalnych czarodziejach, którzy dopuszczą się wszystkiego by wejść w posiadanie wartościowych przedmiotów, które mogą być źródłem łatwego zysku. - I niczego sobie nie przywłaszczyłem moja droga. Przez nieszczęsny zbieg wydarzeń musiałem oddać powierzone przez ciebie artefakty. Mam puste kieszenie, tak samo jak ty- postanowił, że dopóki może, będzie kłamał, czy też mówił półprawdę. Niefortunnie się złożyło, że obecna rozmowa była toczona w miejscu, gdzie przechodzący ludzie, a nawet Minister, w przypadku gdyby któreś z nich podniosło ton głosu, mogli ich usłyszeć. -Na obecnym stanowisku znajduję się nawet pomimo tego tragicznego incydentu, dlatego, że nowa Pani Minister dostrzega we mnie sumiennego i utalentowanego pracownika. Sam awans otrzymałem od jej poprzednika nie tak długo zanim postanowił przenieść się na tamten świat- jeżeli taka sytuacja utrzyma się jeszcze przez kilka miesięcy, to będzie mógł się spokojnie rozgościć, a może nawet w pewnym stopniu wrócić do starych nawyków. Niestety minusem takiej sytuacji byłoby to, że codziennie na jego biurku lądowałby stos raportów, chociaż nie było to aż tak złe jak mogłoby się wydawać, zważając na to, że za Floyda nie miał za dużo do roboty, można wręcz rzecz, że wiało nudą, a skończyło się jak skończyło. -Ty szczęśliwym trafem wyjechałaś na urlop niedługo przed śmiercią Ministra, a wróciłaś nie tak długo po całym zdarzeniu. Z ciekawości się zapytam, gdzie wypoczywałaś?- szczerze powiedziawszy zazdrościł, że udało się jej uniknąć całego zapierdolu i chaosu jaki powstał tuż przed jego obowiązkowymi wakacjami. Nie dostawał jednak żadnych informacji o tym, czym zajmują się jej przełożeni, biuro i ona sama, więc mogło nie być u niej tak kolorowo jak mu się zdawało. -Nie wiadomo jak długo Talio. Dzisiejsze czasy są bardzo niebezpieczne, a osoby na ważnych stanowiskach padają jak muchy- dzięki lekkiej sugestii, liczył iż na tyle zniechęci kobietę do podejmowania pochopnych decyzji związanych z zaginionymi artefaktami, że uda im się to rozwiązać pomiędzy sobą.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Spojrzała na niego zniesmaczona, krzyżując dłonie na piersi. Może Boris powinien czuć się szczęśliwy, że zawartość wilowej krwi, która płynęła w jej żyłach nie była na tyle wysoka, by pozwolić jej zamienić się w uosobienie złości i brzydoty. Bo rzec, że była zdenerwowana, to jak nie powiedzieć nic. Właściwie to w niej wrzało, coraz bardziej - z każdym słowem, które padło z jego ust. Miała ochotę wziąć go w ramiona i nim potrząsnąć, aż coś wskoczy w jego głowie na miejsce, z którego najwyraźniej wyskoczyło. - Puste kieszenie? O czym Ty pierdolisz? - syknęła, zniżając głos - Oczywiste, że masz puste kieszenie, bo nie miałeś prawa do tych artefaktów. Tak samo, jak nie miałam prawa i ja. Nie odbijałam ich po to, by je sprzedać na czarnym rynku. Nie widzisz tu pewnego błędu w rozumowaniu, Zagumov? Narażać kark, by zdobyć przedmioty, które obracane były przez szemranych typów, tylko po to by oddać je za pieniędze innym szemranym typom? - jej dłoń zsuwa się po tali, wprost do umocowanego skórzanego paska, gdzie trzyma różdżkę. Nie wyciąga jej jednak, ale sam znajomy kształt pod palcami sprawia, że czuje się pewniej. - Nie wiem czy zauważyłeś, ale oboje jesteśmy urzędnikami. Twoja moralność być może opuściła Cię zanim wstąpiłeś w te mury, ale na pewno wiesz, że powinniśmy działać według wspólnej zasady "nie szkodzić". A Ty sprzeniewierzyłeś miesiące mojej pracy, zignorowałeś fakt, że omal nie zginęłam na pieprzonym, przemytniczym statku i kiedy w końcu udało się nam - aurorom, przejąć załadunek kontrabandy, Ty ot tak wziąłeś artefakty, które miałeś pomóc nam rozpracować i... - czy nadal mówiła, czy warczała już tylko? - i zabrałeś je na Nokturn. Musiała włożyć naprawdę sporo siły w to, by nie splunąć mu na buty. Pierś falowała jej w rytm gwałtownego oddechu, którego nie próbowała nawet opanować. Emocje w kierunku tego mężczyzny zbierały się w niej od dawna i trzeba było się ich zwyczajnie pozbyć. Wypuścić je na wolność. - Sumienny i utalentowany. - zaśmiała się sucho, a jej wymuszony śmiech poniósł się echem po korytarzu - Utalentowany w czym, tak dokładnie? Mówisz o tym, że wyższą rangą urzędnicy padają jak muchy, ale czy to nie Biuro Bezpieczeństwa powinno zapewniać im ochronę? Czego dowiedziałeś się w sprawie śmierci Ministra? - cmoknęła, kręcąc głową - W końcu utalentowany szef biura na pewno ma już swój trop, prawda? Jeśli myślał, że zawoalowaną groźbą zniechęci aurora do konfrontacji, najwyraźniej nie wiedział, że Ci przyzwyczajeni są do tego typu konwersacji. Że poruszają się pomiędzy wrogością, strachem i agresją tak płynnie, jakby nie znali już niczego innego. - Nie psuj go na swoje podobieństwo - dodała po chwili ciszy, kiedy do jej nosa doleciał zapach kawy, jakby co najmniej ktoś parzył ją hektolitrami, a przez uchylone drzwi dało się dostrzec sylwetkę Shawa.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Dość szybko przekonał się, że przekroczył już nie pierwszą, czy drugą a prawdopodobnie trzecią już, ciemno-bordową, wręcz czarną linię, która oddzielała w pewnym stopniu spokojną i kulturalną rozmowę od wylewu złości na jego osobę. Musiał się zgodzić jednakowoż, że z jej punktu widzenia, rzeczywiście jego działania nie należały do tych, które uważa się za dobre, czy chociażby rozsądne. Zaszkodził jej i zmarnował pracę i wysiłki, jak się okazało, wielu ludzi, lecz gdy z pozoru przyszedł czas by stanąć twarzą w twarz z konsekwencjami, ten postanowił spróbować jeszcze kilku zagrań, by wyjść z tego cało lub chociaż bez większych przykrości. -Widzisz...- również ściszył głos i zbliżył się nieco do Talii, tak by zminimalizować ryzyko, że ktoś inny go podsłucha- przez lata pracy tutaj nauczyłem się, że polecenia przełożonych mają większą wagę niż robienie przysług koleżankom z innych biur, niezależnie od tego kim są. To chyba wydaje się logiczne- musiał na prędko wymyślić wiarygodną historię, a gdyby mu się nie udało, to na tyle sensowną, żeby zmylić aurorkę. -Zgodnie z logiką wydanego mi polecenia nie szkodziłem. Dear kazała mi zdobyć fundusze na zwerbowanie kilku dodatkowych par oczu, zapewne by móc działać z wyprzedzeniem w przypadku ewentualnych niewygodnych zdarzeń. Na twoją niekorzyść wynikła taka sytuacja, że artefakty zdobyte przez ciebie i twoich kolegów po fachu miały zostać spieniężone właśnie na ten, według Aurory, szczytny cel.- miał nadzieję, że taka wersja wystarczy do przekonania rozsierdzonej kobiety. Nie wiedział na ile znała ona jego dawną szefową, ale liczył, że chociaż rozważy taką możliwość, w innym przypadku nie spodziewał się kontynuowania pracy w Ministerstwie. -Biuro Bezpieczeństwa nie może na nic poradzić, kiedy terroryści destabilizujący ład są zbyt dobrze zorganizowani i doinformowani, a z tego co się orientuję to właśnie aurorzy odpowiadają za wyłapywanie co groźniejszych delikwentów.- postanowił nie odpowiadać na pierwsze z pytań, bo w końcu były to tylko słowa wypowiadane na wypadek kwestionowania jego pozycji. De facto nie przejawiał żadnego specjalnego talentu, może z wyjątkiem znajomości czarnej magii, którą przewyższał zdecydowaną większość pracowników Ministerstwa, jednak nie był to fakt, którym należało się chwalić. -Sprawą śmierci Floyda zajmuje się zespół wyznaczony przez nową Panią Minister. Składa się on głównie z aurorów z tego co się orientuję.- na końcu lepiej, że tak się stało. Mógł prowadzić niezależnie własne dochodzenie, które mogłoby dowieść czegoś innego niż oficjalne śledztwo.- Mam kilka hipotez, jednak nie zamierzam się nimi dzielić z kimś obcym.- niestety ale jedną z jego pozycji, zajmowała opcja wykonania zamachu przez SLM i jego zwolenników. Na początku nie był do końca pewien, czy powinien brać to pod uwagę, ale zważając na to, że nikt inny nie zyskiwał na śmierci poprzedniego Ministra, oraz że nie docierały do jego uszu żadne informacje związane z postawieniem przed obliczem sprawiedliwości "bojówkarzy" SLM i osób odpowiedzialnych za zamachy i wprowadzanie zamętu, zaczął utwierdzać się w przekonaniu, że ten strzał będzie trafiony. -Nie zamierzam, wskażę mu drogę jaką powinien pójść.- Darren był podatny na rozmaite poglądy oraz znajdował się w odpowiednim wieku, by trwalej ukształtować jego charakter, a akurat teraz potrzebował bardziej niż kiedykolwiek indziej osoby, która będzie go wspierała w niektórych działaniach.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Uniosła na niego spojrzenie, gdy tylko się do niej zbliżył - nie był o wiele wyższy, więc nieprzerwanie mogli mierzyć się wzrokiem. Wysłuchała jego słów, powstrzymując się przed wtrąceniem komentarzy. To, co docierało do jej uszu nie zgadzało się z wersją rzeczywistości, którą miała pukładaną w głowie. Dzieliła jednak wszystko, co jej przekazał na troje - skoro nie ufała mu od początku, to czemu miała zacząć teraz? - To co powiedziałeś świadczy tylko, że jesteś jak pies na posyłki. Nie masz własnego rozumu? Dlaczego nie skonsultowałeś się z Ministrem? Nie wiem czy pamiętasz, ale to jemu bezpośrednio zależało na zamknięciu sprawy przemytników z kanału La Manche. - wypowiedziała, nakładając na swoją złość ton spokoju. Dopuszczała jednak w myślach opcję, iż może Dear faktycznie miała z tym coś wspólnego. W końcu zniknęła bez słowa, a moment w którym razem z Dorienem opuścili mury Ministerstwa nakładał się czasowo z artefaktowym incydentem. To jednak ona powiadomiła Vries o czynach Zagumova. Czy była to zasłona dymna, która miała skierować podejrzenia aurorki w inną stronę, czy to właśnie Aurora pada teraz ofiarą konfabulacji swojego byłego zastępcy? - Minister jednak teraz nie żyje. Jak wygodnie, że obecnie są ważniejsze sprawy, które skupiają naszą uwagę. Nie sądzisz? - ironizowała, skacząc spojrzeniem po jego twarzy. Leniwy, wymuszony uśmiech wpłynął na jej pełne wargi, kiedy tylko jej partner do rozmowy tak łatwo dał się wciągnąć w przerzucanie się winą: - Dobrze wiesz, że Biuro Bezpieczeństwa bezpośrednio współpracuje z aurorami, szczególnie jeśli chodzi o ochornę ważnych osobistości. Żadne z nas jednak nie cofnie czasu, ani nie zrobi lepiej tego, co mogło być zrobione. - Śmierć ministra, jak każdego porządnego człowieka, była dla kobiety ciosem. Zawiesiła spojrzenie gdzieś w oddali, uciekając na moment myślami, zanim nie zamrugała kilkukrotnie, wracając do rozmowy: - Jeśli Twoje hipotezy trafią na coś ciekawego, powinieneś się nimi podzielić. W końcu obojgu nam zależy na znalezieniu winnego. - Mocniej zaakcentowała ostatnie zdanie. Poprawiła sobie na piersi przypinkę świadczącą o tym, że należy do zespołu aurorów, przesuwając opuszkami po jej metalicznym, zimnym wykończeniu. - Czas na mnie. Nie wiem jak Ty, ale mam sporo pracy. Coraz bardziej zaostrza się polityczny konflikt... - rzuciła, odwracając się na pięcie i odchodząc kilka kroków. Zanim jednak weszła do kwatery, spojrzała jeszcze za ramię, odnajdując spojrzeniem ciemne oczy. - A co do tego co sugerowałeś na temat Dear, przyjrzę się temu.
z/t.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
W jego rozumowaniu lepiej było zacząć być uznawanym za chłopca od załatwiania cudzych spraw, który jednak pozostaje z dala od Azkabanu, niż trafić do więzienia przez to, że kilka rzeczy nie poukładało się po jego myśli. Postanowił pominąć tę szpilę, ponieważ nie wiedział jak odpowiedzieć, by jeszcze bardziej się nie pogrążyć. -Faktycznie to tragedia, że odszedł tak wcześnie, tylko jeszcze większy rozpierdol tutaj panuje- bądź co bądź gdyby nie doszło do zamachu na jego życie, teraz on sam miałby znacznie przyjemniejsze i łatwiejsze zajęcia. Musiał jednak przyznać, że możliwość prowadzenia śledztwa, własnego oczywiście, było rzeczą ciekawą oraz zajmującą. -Jeżeli chcesz pomóc, to niedługo napiszę do ciebie. Mam nadzieję, że znajdziesz chwilę poza godzinami pracy.- Faktycznie pomoc osoby pracującej w biurze aurorów mogłaby być przydatna. Z całą pewnością lepiej było mieć kogoś takiego po swojej stronie niż nie mieć. Musiał jednak pamiętać, by nie mówić jej zbyt dużo. W końcu nie ufał w pełni osobie, która ma powody do ujebania go. Gdy Talia odeszła, samemu odwrócił się na pięcie i udał się z powrotem do gabinetu, by tam spędzić w spokoju resztę dnia.
/zt
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Rozmowa pomiędzy dwoma starszymi pracownikami nie mogła ujść uwadze Shawa - choćby ekspres głośno fukał i dmuchał mu w twarz zimną - na szczęście - parą, to młody pracownik Biura Bezpieczeństwa i tak nasłuchał się wystarczająco dużo. I nic z tego, co usłyszał, mu się nie podobało. Co prawda aplikując o posadę w Ministerstwie spodziewał się tego - jakichś gierek o pieniądze czy władzę, jednak miał szczerą nadzieję, że nie będą się one rozgrywały w jego obecności - teraz chyba jednak było na to za późno, i teraz Darren musiał zmienić swój pracowniczy cel na to, by nie zostać wplątanym w jakąś zbyt skomplikowaną i polityczną intrygę. Jednakże jedna rzecz wyszła chłopakowi znakomicie - a mianowicie ekspres zaczął w końcu działać. Shaw uśmiechnął się pod nosem, zabrał resztę papierów i pomknął z powrotem do swojego celu.
z/t
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Miałem wrażenie, że przesłuchanie trwało już dwie doby. Po jakimś czasie wykształcił się już stały schemat tego niezbyt miłego spotkania - prawnik zadawał pytania, delikwent odpowiadał jestem niewinny, ja skrzętnie to wszystko odnotowywałem i tak dalej, zmieniały się jedynie pytania, a i też nie było to regułą, bo przy niektórych mój współpracownik był wyjątkowo wytrwały i potrafił je powtarzać co najmniej osiem razy. Bolała mnie głowa, besztam się w myślach, że zaspałem i nie zjadłem śniadania, nie czułem już palców od tego zapisywania (nie ufam samonotującym piórom, wolę to robić osobiście), a na domiar złego czeka na mnie stos papierów do posegregowania i zapoznanie się ze sprawą, odnośnie której przesłuchanie miało odbyć się za niecałą godzinę. Kiedy w k o ń c u przesłuchanie zakończono, wypadam z impetem na korytarz. Opieram się o ścianę, luzuję krawat pod szyją, powtarzam sobie w myślach, że muszę przetrwać staż, żeby potem zajmować się samymi fajnymi rzeczami i ruszam taki rozchełstany na tzw. lancz, który zamierzam ojebać na szybko w ministerialnej stołówce, bo na nic bardziej wyszukanego nie miałem czasu. I pieniędzy, bo premię przejebałem na wystawną kolację z Zosią. Ze wzrokiem wbitym w ziemię mknę przed siebie, mając wrażenie, że zaraz z głodu zacznę chodzić po ścianach, gdy znienacka poczułem czyjeś barczyste ramię. - Oj przepraszam, przepraszam - zaczynam pokornie przepraszać, a gdy podnoszę wzrok na osobę, która mnie staranowała, okazuje się nią mój brat. - RYAN? - pytam nieco głośno i entuzjastycznie, czym przyciągnąm uwagę kilku sędziów akurat nas mijających. Szybko się wyprostowałem i odchrząknąłem. - To znaczy.. Romanie - wyciągam dłoń na powitanie, żeby sprawiać pozory człowieka kulturalnego, doskonale odnajdującego się w hierarchii panującej w gmachu ministerstwa i znającego zasady dyskusji pomiędzy dżentelmenami. - Co ty, na siłkę zacząłeś chodzić? - dopytuję Romka, gdy nie ma już nikogo w pobliżu, rozmasowując swoje ramię. Nigdy bym Ryana nie podejrzewał o nagłe dbanie o muskulaturę, ale z tym gumochłonem to nic nie wiadomo, a życie nauczyło mnie już, że nie znam dnia ani godziny, kiedy usłyszę od niego coś zaskakującego.
Roman przemierzał korytarz na trzecim piętrze niczym t a r a n, stanowczym krokiem zmierzając na poszukiwania niejakiego Fairwyna, który dopuścił się tego dnia rzeczy niegodnej nawet najbardziej nieudacznego asystenta i zamiast raportu z ostatniego posiedzenia, oddał na biurko swojego przełożonego (Ryana, znaczy się) pergamin z własnoręcznie napisanym opowiadaniem, którego rzecz działa się w uniwersum jakichś mugolskich superbohaterów. Żeby to jeszcze była jakaś literatura na poziomie, to może Ryan by to przeżył, ale tak paskudnej grafomanii nie czytał odkąd przypadkiem przeczytał jeden z listów Ruby do swojego ukochanego (ghula zamieszkującego strych). Wysoce zdegustowany, oburzony, zirytowany stratą czasu swojego oraz podwładnego, zamierzał poddać Fairwyna tzw. o p i e r d o l o w i, a potem zdzielić go w łeb tym zwitkiem pergaminów z wypocinami i wysłać na obowiązkowe szkolenie z copywritingu, z nadzieją na to że może tam nauczą go przynajmniej formułować jakieś logiczne zdania i stawiać przecinki w odpowiednich miejscach. Układał sobie w głowie surową przemowę, jaką zamierzał go uraczyć, gdy nagle jakiś chłystek wpadł prosto na niego, odbijając się od imponującej klaty Romana. Zamierzał fuknąć jakieś oschłe przeprosiny, bo był nie w humorze i nie w głowie były mu tzw. konwenanse, gdy usłyszał dobrze mu znany głos, podniósł wzrok i zorientował, że zderzył nie z czyimś małoletnim synem biegającym po korytarzu tylko z własnym bratem, który przecież podjął pracę w Wizengamocie. Na początek zgromił go wzrokiem za beztroskie okrzyki, które w oczach innych pracowników MM musiały brzmieć co najmniej żenująco, a potem po dżentelmeńsku podał mu dłoń i uścisnął. - Tomaszu. - odparł równie poważnie i oficjalnie, a potem aż wyprostował się z dumy i głupawo uśmiechnął, bardzo z siebie zadowolny, gdy usłyszał pytanie o siłkę. Owszem, zaczął. No, tak jakby. Nachylił się konspiracyjnie do Tomka: - Nie wiem, czy powinienem ci zdradzać, ale dobra... chłopaki z Kanemesu... kontroli nad magicznymi stworzeniami według, jak to się mówi, ministerialnego slangu - pouczył go na wszelki wypadek, zakładając że dzban nie wie co to znaczy - ...postawili parę sztang w swojej salce konferencyjnej, wybrani ludzie spoza ich Departamentu mogą wejść. Wpadam tam raz na jakiś czas wycisnąć setkę albo dwie. Mogę cię wkręcić - zaoferował wspaniałomyślnie, specjalnie krzyżując ręce na piersi żeby materiał marynarki się napiął i uwydatnił to i owo. Nie żeby naprawdę cokolwiek tam było, ale łudził się. - A co ty taki sponiewierany? Dobija cię ten staż, nie? - zapytał bez krzty współczucia, bo sam dawno temu przechodził to samo, a teraz zgotowywał regularne piekło swojemu stażyście. - A, właśnie! Poczekaj chwilę. Wiesz, z kim rozmawiałem wczoraj? Z ciotką Muriel, nie mogła uwierzyć, że naprawdę jesteś prawnikiem, stań no tutaj pod tym obrazem, to ci cyknę fotkę i jej wyślę - zaczął się krzątać, ustawiając Tomasza pod wielką podobizną pierwszego Sędziego Najwyższego i szukając po kieszeniach wizzbooka, by uwiecznić tę chwilę. Musiał działać szybko, póki korytarz był w miarę pusty.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Po wymienieniu dżentelmeńskich uprzejmości mogę w końcu odetchnąć z ulgą i przestać się spinać, co robię bezustannie niemalże od rana do wieczora. Miło jest dla odmiany w tym Ministerstwie przez chwilę móc być w pełni sobą. Słucham zdumiony opowieści Ryana i z każdym kolejnym słowem moje oczy robią się coraz większe. Odnotowuję też w pamięci slangowe powiedzonko, nie mogąc się doczekać aż błysnę tym podczas przesłuchania, bo akurat tak się składa, że zaraz będę maglował (to znaczy, ktoś z Wizengamotu, a ja będę bacznie obserwował) kogoś z tego wydziału. - Ale jaja - komentuję te wszystkie rewelacje i zastanawiam się czy znajdę czas w swoim napiętym kalendarzu na siłkę. I nagle zwala mnie z nóg, że te sztangi to tylko pretekst i przykrywka. - Czy ty mnie właśnie zapraszasz do jakiegoś fight clubu?? Stop, nie mów, udaję, że o niczym nie wiem - przykładam palec do ust na znak, że ten sekret jest ze mną bezpieczny, przynajmniej do czasu aż nie wrócę do domu i nie opowiem o wszystkim Zosi, Augustowi, Ruby i sąsiadce z naprzeciwka. - Zastanowię się - odpowiadam niby od niechcenia, żeby nie było, że jestem taki łatwy, choć przebieram już nogami na swoją podziemną karierę boksera. Pyrgam Romka w klatę, żeby sprawdzić jakie są efekty jego wyciskania setki czy dwóch. - NO JAK GŁAZ - chwalę go, bo nie mam serca powiedzieć, że dalej wygląda dokładnie tak jak ja. Wzdycham niczym męczennik, gdy pada kwestia stażu i to w dodatku z zerowym współczuciem. Nie przeszkadza mi to oczywiście w zabraniu głosu i wylaniu z siebie wszystkich bolączek. - Siedziałem ze trzy godziny na przesłuchaniu, z którego nie wyniknęło absolutnie nic, zaraz mam następne, w dodatku rano nie zjadłem pożywnej wege owsianki od Zosi i jestem głodny i muszę jeszcze zrobić milion rzeczy na kurs prawniczy i powiedz mi kiedy ja mam zabrać ukochaną na randkę, kiedy mam iść do Czarossmanna obczaić nowości, o, właśnie, kupiłem ci ostatnio fajny szampon, bo coś ci się skręt popsuł i tak ci wyblakły… - przeskakuję z tematu na temat, nieświadomie kończąc na niemiłym komentarzu o fatalnej fryzurze Romka. Co przypomina mi, że przed chwilą leciał tym korytarzem jak rozjuszony hipogryf. - Ciężki dzień? Poproszę Zosię, żeby podesłała ci fajne ziółka, nie byle jakie, bo ekologiczne, siupniesz se dwie filiżanki i od razu będzie lepiej - proponuję kolejne świetne rozwiązanie i marszczę brwi, kiedy ten wspomina o ciotce Muriel. I zanim się orientuję, już jestem ustawiony pod ścianą, absolutnie nieprzygotowany do zdjęcia, które pewnie wyjdzie koszmarnie, a co gorsza, ciotka wrzuci je na wizbooka z opisem BRAWO TOMUŚ, KOLEJNY PRAWNIK W RODZINIE :* :* :*, hojnie okraszając to wszystko serduszkami i niezbyt pasującymi emotkami. A skoro mam już zostać gwiazdą w kółko różańcowym, do którego należy Muriel, muszę prezentować się jak przystało na prawnika - nienagannie. - Poczekaj, skoczę szybko loki ułożyć i krawat poprawię!!
______________________
i read the rules
before i break them
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Tomasz jak zwykle ze zwykłego zdania zrobił całą teorię spiskową i w niewinnym zaproszeniu na siłownię wywietrzył spisek na skalę krajową. Rajan pokręcił głową z teatralnym niedowierzaniem, w głębi duszy przyznając jednak że ta niepohamowana fantazja we wnioskowaniu naprawdę ma szansę uczynić jego brata świetnym prawnikiem. Zamiast jednak pokusić się o wyrażenie na głos tego komplementu, rzucił tylko: - Tomek, wstrzymaj hipogryfy. Przecież nie zapraszałbym cię do fight clubu ze świadomością że jedyny klub do jakiego by cię przyjęli to byłby klub frajera - poszkalował go jak na dobrego starszego brata przystało, tłumiąc chichot, bo obok przechodził właśnie jeden z budzących grozę ważniaków z Biura Aurorów. - Sebastianie. - skinął mu głową ze śmiertelnie poważną miną, a gdy dżentelmen ich wyminął, dodał na stronie do Tomka: - Sebastien Liver. Największy skurwol z wydziału 11. Nie patrz mu w oczy dłużej niż minutę, podobno potrafi rzucać spojrzeniem Petrificus Totalus - wyjaśnił, mimo wcześniejszych złośliwości jednak dbając o to by zminimalizować ryzyko nadmiaru gaf popełnionych przez młodego mecenasa. Wysłuchał cierpliwie jego narzekań, z nostalgią wspominając czasy gdy sam znajdował się w podobnie beznadziejnym położeniu na samym dnie spolecznej drabiny Ministerstwa, ledwo zipiąc i wiążąc koniec z końcem, dlatego gdy Tomasz już skończył swój lament, Roman był gotowy by błysnąć mądrością - najpierw jednak z zatrwożeniem dotknął swoich loków, które faktycznie nie prezentowały się dziś najlepiej. - Cholera, aż tak widać? Słuchaj, to chyba dlatego że nie spałem dzisiaj na tej jedwabnej poszewce... - stwierdził, karcąc się w myślach za tę niefrasobliwość. Będzie musiał po prostu kupić drugą i zostawić ją u Norki w mieszkaniu... - No i powiem ci tak: rzeczy do kursu czytaj na tych wszystkich przesłuchaniach i spotkaniach, które mogłyby być listem, nowości z Czarosska obczajaj na wizzie, na stołówce to potem ci pokażę kogo i jak zbajerować żeby wysyłali ci kanapki sową do biurka, o ukochanej na najbliższe... trzy lata najlepiej zapomnij albo umówcie się na tzw. relację friends with benefits, to będzie mniej oczekiwań, a więcej czasu na pracę - poradził rzeczowo i dosyć brutalnie, ale co on mógł poradzić na to, że takie były fakty? A potem bezceremonialnie złapał Tomasza za chabety, wcisnął pod ścianę i nie zważając na jego protesty zrobił mu na szybko fatalną fotkę. - P i ę k n i e. Ale z ciebie dżolero, Muriel będzie zachwycona! - zapiał z zachwytu podszytego kpiną, wyklikując szybko przesyłanie fotki na czarokomunikator jednocześnie do Tomka i wspomnianej ciotki. - Aż poprawiłeś mi humor, a byłem naprawdę zirytowany na Fairwyna, to jest jeszcze gorszy gagatek niż ty, naprawdę...
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Przewracam oczami, absolutnie nic nie robiąc sobie z jego niemiłych słów. - Wiem, że bardzo byś chciał, żebym przyłączył się do tego twojego klubu frajera, ale przykro mi, nie mam odpowiednich kwalifikacji, więc będziesz musiał dalej obradować sam - odgryzam się, całkowicie przyzwyczajony do tych szkalunków ze strony starszego brata. Automatycznie prostuję się na widok Sebastiana Livera i kiwam mu uprzejmie głową. - Ostatnio chyba myślał, że jestem jego praktykantem, bo kazał mi sprawdzić bilingi na wizzengerze jakiegoś poszkodowanego… - zdradzam Ryanowi jakie to miałem doświadczenia z tym skurwibąkiem, ale nie przyznaję się, że potulnie wypełniłem swoją misję, bo taki byłem obsrany. Mam nadzieję, że też kiedyś będę budził taki respekt jak Seba. - Mówią o nim kawał chuja, ale jak dla mnie to jest po prostu prawdziwym profesjonalistą - wzdycham i kiwam z uznaniem za odchodzącym aurorem. Może jednak ta siłka to nie jest taki zły pomysł. - No od razu wiedziałem, że jakiś etap pielęgnacji pominąłeś! Gdzie na bawełnę z takim skrętem, R o m a n - upominam brata, który przyznaje mi się, że nie spał na jedwabnej poszewce. - Zapomnij, że ci odstąpię swoją wizytę u fryzjera!! To gdzie się szlajałeś? - dopytuję ciekawsko, a potem wysłuchuję jego mądrości. - A te kanapki mają w wersji wege?? Swoją drogą też powinieneś pomyśleć o przejściu na wegetarianizm, jesteśmy wszyscy tak samo odpowiedzialni za planetę - podejmuję próbę namówienia Romka na zmianę nawyków, cytując mu słowa Zofii, ale zaraz aż się zacietrzewiam, gdy ten oznajmia mi, że powinienem o niej zapomnieć. - Wiesz co, prędzej zapomnę o karierze i rodzinie niż o Zofii - oznajmiam hardo, bo w głowie mi się nie mieści, że Ryan przedstawia mi tak skandaliczne rady. - Ale widocznie nie wiesz co to jest prawdziwa miłość, skoro takie bzdury opowiadasz - kwituję go bezlitośnie i pewnie burzyłbym się na tym korytarzu przez kolejną godzinę, opowiadając Romkowi czym ta miłość jest i jak bardzo kocham Zoe, ale ten ustawia mnie pod ścianą, robi szybką sesję zdjęciową i wysyła to do ciotki Muriel. Unoszę brwi, kompletnie niezadowolony z przebiegu sytuacji i wyciągam z kieszeni wizbooka, żeby sprawdzić jak wyszły zdjęcia. Narzekanie Romka na Fairwyna przechodzi bez większego echa, bo oto widzę powiadomienie, że Huxley skomentował coś na profilu Zosi. Momentalnie robię się czerwony, niemalże pewny, że ten mnie po prostu zablokował albo zignorował, a kiedy moim oczom ukazuje się komentarz, że też jestem w porządku, aż opieram się o ramię brata, bo z wrażenia nie umiem ustać na nogach. - Weź no zerknij i powiedz, że widzisz to co ja i że nie mam omamów - rzucam piskliwym tonem i pokazuję palcem komentarz Huxa. - Ryan, to mój t e ś ć, ale gratka, gdzie tu jest najbliższy punkt geminio, żebym to sobie w kilku egzemplarzach powielił i mógł postawić w ramce przy łóżku..? Ciekawe czy to już ten moment, kiedy mogę zacząć mówić do niego TATO albo po imieniu chociaż - zastanawiam się i zerkam na Romana, chociaż nie wiem dlaczego, bo ten ghul nie jest aż tak doświadczony w relacjach zięć-teść jak ja.
______________________
i read the rules
before i break them
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Szkaradne słowa jakimi odwdzięczył mu się Tomek puścił już mimo uszu, bo gdyby miał się przejmować każdym nieprzyjemnym komentarzem młodszego brata to już dawno by umarł z rozpaczy; poza tym rozproszyło ich pojawienie się jedynego prawdziwego samca alfa w tym budynku - Sebastiena Livera. Uniósł brew, słysząc historię o bilingach z wizzengera i aż sam poczuł że pocą mu się ręce, gdy sobie to wyobraził. - Mam nadzieję że nie odmówiłeś. Bo jemu się nie odmawia - wyszeptał gorączkowo, nawet nie próbując udawać że jest na tyle cool by się nie przejmować budzącym grozę współpracownikiem. - Słyszałem że jeden koleś z Katastrof na prośbę Seby o podanie taśmy z magimonitoringu przycwaniakował "A co, rąk nie masz?"... no i zobacz jak skończył - zrelacjonował, po czym palcem w pobliską tablicę ogłoszeń na której wisiała informacja o zbiórce na protezę. Pokiwał głową z powagą na bardzo trafne podsumowanie aurora, bo też zazdrościł mu powszechnego respektu, ale... z drugiej strony, bardziej zazdrościł Tomaszowi idealnego skrętu loków, a jak wiadomo, nie można mieć wszystkiego. Dlatego zamiast na byciu groźnym, skupił się na razie na byciu pięknym. Uśmiechnął się do siebie na wspomnienie tego g d z i e się szlajał, na chwilę się rozmarzył, aż wreszcie uznał że czas najwyższy się pochwalić, bo przecież było czym! - U Noreen, to znaczy mojej dziewczyny, która, swoją drogą, nie ma pościeli z bawełny tylko z prestiżowej kory - uściślił, brzmiąc dosyć nonszalancko ale nie na tyle by całkowicie zamaskować dumę i szczęście które towarzyszyło tej rewelacji. Biorąc pod uwagę te okoliczności, powinien być orędownikiem związków i miłości, a nie polecać Tomaszowi rezygnacji z ukochanej, ale różnica między nimi była kolosalna: Ryan był już poważnym, ustatkowanym mężczyzną gotowym na zakładanie rodziny. A Tomek? Zauroczonym gówniarzem. - A ty nie znasz życia, jeśli się łudzisz że pierwsza dziewczyna będzie na całe życie. Zamknij się i pozuj bo nie będę robił dubli - zarządził dosyć szorstko, bo nie miał ani siły ani czasu na dalsze bezproduktywne dyskusje, gdy miał tak ważną misję jak fotka dla Muriel do wykonania. A gdy już mieli to z głowy, pisk Tomasza zranił uszy Romana tak skutecznie, że aż musiał je sobie przesłonić dłonią żeby nie ogłuchnąć. Zerknął na podsunięty pod nos komentarz, siląc się na pełną powagę, bo miał trochę wyrzuty sumienia że wcześniej tak nieładnie kazał mu dać sobie spokój z miłością. - Też jesteś w porządku - przeczytał i nie wytrzymał, parskając krótko śmiechem na ten wybitny komplement, a potem poklepał Tomka po ramieniu. - No, powiem ci, po takim wyznaniu to powinieneś po prostu jemu się oświadczyć zamiast Zoe - orzekł, chichocząc pod nosem, ale spoważniał, szczerze zdziwiony wyznaniem że brat wciąż jest z teściem na pan. Rzeczywiście nie miał doświadczenia w relacjach teść-zięć, bo jego jedyna dotychczasowa poważna dziewczyna miała dwie matki (i obie nazywały go pieszczotliwe "Romusiem" albo "synkiem", ewentualnie "kochaniem" i "słońcem"); znał się jednak na ludziach. I miał druzgoczący werdykt: - Chyba sobie żartujesz! Nie jesteście jeszcze na ty? Tomek, ty musisz natychmiast to nadrobić, zbudować jakąś relację, zdobyć uznanie... Gdzie ty się wychowałeś, w stodole? - oburzył się.