To tutaj kierowani są pacjenci, którzy dochodzą do siebie po operacjach, urazach i wypadkach, a ich stan jest na tyle stabilny, że do pełni zdrowia potrzebują tylko odpoczynku. Znajduje się tu kilka wygodnych łóżek (choć na takie nie wyglądają!) oddzielonych od siebie parawanami. Nałożone zaklęcia wyciszające sprawiają, że ulokowani tu chorzy mogą przyjmować gości, nie zaburzając spokoju innych.
______________________
i read the rules
before i break them
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Otwieram oczy i pierwsze co do mnie dociera to pulsowanie w skroniach. Światło w pomieszczeniu razi mnie, więc krzywię się i mrużę oczy, stopniowo przyzwyczajając je do irytującej jasności. Ale nie to jest teraz moim największym problemem. Próbuję przypomnieć sobie co się w ogóle stało i gdzie jestem. Powoli rejestruję kolejne przedmioty w zasięgu wzroku. Zielona ściana. Aha, nic mi to nie mówi. Jakiś parawan. Mała szafka. Szpitalne łóżko. S z p i t a l. Wspomnienia wracają momentalnie i gwałtownie podnoszę się, jakbym chciał upewnić się, że żyję, bo przecież gdy widziałem spadający na mnie posąg byłem pewny, że to zamach. I wtedy też dostrzegam jeszcze jeden ważny szczegół. Moją siostrę. - Ruby - mówię bystrze. A więc mój wypadek nie pozbawił mnie pamięci, dobrze. - Skąd wiedziałaś, że tu będę? - dopytuję i opadam ciężko na łóżko, bo zaczyna mnie wszystko boleć. - Teraz to już na pewno wybudują skrzydło imienia Maguire - silę się na doskonały żart, chociaż wcale mi nie jest do śmiechu, bo miałem robić prawdziwą karierę a nie leżeć w szpitalu. Podejmuję próbę obejrzenia w jakim stanie w ogóle jestem. Zerkam na swoje posiniaczone ręce, ale tym się w ogóle nie martwię, bo parę zaklęć i eliksirów załatwi sprawę. Dotykam moich pięknych loków, które teraz są oklapnięte i gdzieniegdzie jest zaschnięta krew. - Przywiozłaś mi może odżywkę do włosów w spreju? - zadaję kolejne ważne pytanie. - I czy Zosia wie? - dodaję to najważniejsze. Nie chcę, żeby się teraz zamartwiała, ale przecież nie ukryję przed nią faktu, że zostałem zgnieciony przez posąg, bo pewnie całe Ministerstwo już huczy, że jakiś stażysta zdewastował pół biblioteki. Jak zwykle chciałem dobrze, a wyszło jak zawsze. Zamiast pomóc, narobiłem rabanu. Zamiast piąć się po szczeblach kariery, zakończę ją na etapie odbywania stażu. Zamiast być poważnym i dorosłym człowiekiem, znów przysporzyłem sobie wiele problemów.
Patrzyła właśnie na podobiznę Ryana w Proroku Codziennym (czytaj: zdjęcie trolla w wielkiej klatce), bo tylko taki szmatławiec był rozdawany za darmo w tym szpitalu. Czasem się zastanawiała jakim cudem takie gówno jak Prorok wlazło wszędzie i każdą dziurą, zupełnie jak karaluchy. Ale zaraz sobie właśnie uświadamiała, że jak karaluchy i to wiele wyjaśniało. Nie miała tutaj co robić, siedziała przy łóżku Thomasa, a wizzbooka przejrzała już z pięćdziesiąt razy i nic nowego się nie pojawiało. Mogła oczywiście poczytać podręczniki, albo zająć się swoją pracą dyplomową, ale na to przecież miała masę czasu, a książki zostawiła w samochodzie, bo nie będzie ich tyle dźwigać do szpitala. Dlatego czytała te bzdury i bazgrała po zdjęciu jakiegoś polityka, dorysowując mu wąsy i okulary. Drgnęła, kiedy Tomek się odezwał i zaraz odrzuciła gazetę na niski stolik, o mało nie rozlewając przy tym tego czegoś co nazywali w tym miejscu herbatą. Była szalenie zmartwiona i jeszcze nie powiadomiła taty, bo nie wiedziała czy miała mu mówić o pogrzebie, czy że jednak jeszcze są skazani na Tomasza. — Prawdę mówiąc jestem przekonana, że byłeś nabzdryngolony jak szpadel, kiedy podałeś mnie jako swój kontakt alarmowy, ale trochę mi to schlebia — powiedziała, lustrując go wzrokiem i wyłapując każde skrzywienie. Mogła sobie żartować z niego, ale była wystraszona, że stało mu się coś poważnego. Co prawda uzdrowiciel zdawkowo powiedział jej, że powinno być okej, ale potraktował ją tak grubiańsko i szowinistycznie, że obrzuciła tego buca nieprzyjemnym komentarzem i odwróciła się na pięcie. Dlatego wiedziała tylko połowę i dlatego jeszcze nie powiedziała nic najstarszemu z Maguire’ów, za co pewnie też jej się dostanie. — Ty się z gumogłonem na łby pozamieniałeś, może jeszcze do tego magisowiankę perlaż byś chciał? — przewróciła oczami, ale przysiadła na brzegu łóżka — Ale przywiozłam ci piżamę, Zosia wie, bo sama cię pakowała, odwiedzi cię później, ponoć całe ministerstwo huczy o twoim wypadku, a ja mam wolne, bo sprzedałam Rosie płaczliwą historię o moim umierającym bracie i mnie zwolnił z zajęć — mówiła w typowym dla siebie słowotoku — Ale cieszę się, że nie jesteś umierający… — p r a w i e go przytuliła, ale w porę się opamiętała — Nie powiedziałam jeszcze tacie, bo zwyzywałam uzdrowiciela i nie wiem wszystkiego… Na swoją obronę powiem, że potraktował mnie naprawdę obsecowo!
Patrzę nierozumnie na Ruby, gdy ta pierdaczy, że jest moim kontaktem alarmowym i na początku kompletnie nie wiem o czym ona mówi. A potem przypominam sobie, że być może faktycznie ją kiedyś podałem, tylko nie mam pojęcia czy był to jakiś zakład czy efekt pijaństwa, o które mnie właśnie podejrzewa. - Jest taka szansa. Ale jak widać słusznie, bo siedzisz tu teraz! - przyznaję i krzywię się, gdy ból przeszywa całe moje ciało. Staram się robić dobrą minę do złej gry i za bardzo nie pokazywać po sobie, że ledwo tutaj żyję, ale z drugiej strony to właśnie przy mojej rodzinie mogę być w pełni sobą i jęczeć niczym księżniczka. - Wolę Aquamenticzankę - prostuję, bo uważam, że to skandal, że moja siostra kompletnie nie zna moich preferencji. - Ta perlaż to okropny wpływ na środowisko ma - uświadamiam ją nieco oburzony, że posądza mnie o picie magisowianki perlaż. Odkąd jestem z Zosią kwestie ekologii są teraz dla mnie niemal priorytetowe. Wyżej w hierarchii jest tylko pielęgnacja moich włosów, dlatego uprzejmie pytam o odżywkę. Nie wiem czy dam radę wytrzymać z taką fryzurą do momentu przyjazdu Zoe, bo ona na pewno nie zapomni o tak istotnych sprawach, ale chyba nie mam wyjścia. - Widzisz jaki ze mnie świetny brat, załatwiłem ci wolne, a ty tak bez odżywki z samą piżamą przychodzisz - wzdycham, ale od razu też uśmiecham się ciepło, bo przecież Ruby doskonale wie, że żartuję. Cieszę się, że tu przy mnie jest i rzuciła wszystko, aby ze mną posiedzieć. - Mam go pozwać? - pytam czy powinienem jej pomóc w pisaniu soczystego pozwu i unoszę pytająco brwi, ciekawy co uzdrowiciel zrobił Rubsonowi. Jak znam życie to wystarczyło, że odpowiedział jej kilka sekund później i już mu zrobiła aferę, a na samo wyobrażenie tego spięcia zaczynam się śmiać pod nosem. - BYŁO BLISKO. Ale Rubs, wiesz, że tata pracuje też w Wizengamocie? Więc skoro całe ministerstwo huczy o tym, że wpierdoliłem się w posąg to dowiedział się prędzej niż ty. I teraz pewnie tłumaczy się Yaxleyowi, że jestem adoptowany.
Patrzyła na Tomka jakby to spotkanie z posągiem pozbawiło go już i tak niewielu szarych komórek, kiedy zaczął jej gadać o wpływie magisowianki na środowisko. Siedziała tak przez kilka chwil bez słowa, tylko się na niego gapiąc i gdyby nie obawa, że zacznie zaraz jej tutaj stękać jak panienka na ziarnku grochu, to już by mu przykładała rękę do czoła, żeby sprawdzić czy nie ma za wysokiej temperatury i to jakieś tego powikłania. Potem jednak uświadomiła sobie, że te jego dwie szare komórki po prostu tak pracują i to nie jest możliwe, że byli tak blisko spokrewnieni. Wystraszyła się jednak, że teraz mu się pogorszy i już zawsze będą musieli się tłumaczyć z Ryanem, że Tomek po prostu jest specjalny (raz tak powiedzieli już sąsiadce i ta do dzisiaj przechodzi na drugą stronę ulicy, kiedy widzi Tomasza). — Mogłam ci ją przywieźć, na pewno smakowałaby lepiej niż to coś — mruknęła pod nosem, krzywiąc się po łyku napoju herbacianego, który herbatą na pewno nie był. Nie miała wątpliwości, że w tym jednym papierowym kubku znajdowała się cała tablica magidelejewa, a w odżywkach brata przynajmniej skład był dobry. Czasem zastanawiała się skąd wzięła się jego obsesja na punkcie włosów i czasem współczuła Zofii, ale potem uznawała, że skoro to problem Zosi a nie jej, to co się będzie przejmować. — Ale wiesz co, widziałam takiego byczka magipielęgniarza, myślę, że jak go ładnie poprosić, to umyje ci plecki — powiedziała, szczerząc się jak głupi do sera. Przyglądała się jednak bratu, czy coś go boli i czy powinna wciskać ten wielki czerwony przycisk nad łóżkiem, który kusił ją od pierwszej chwili gdy przekroczyła próg tej sali. Mogli sobie żartować do woli, ale rodzina była dla niej zawsze najważniejsza. Przejmowała się bardziej niż to pokazywała, zasłaniając się żarcikami i docinkami, ale gdyby coś było nie tak, to postawiłaby na alarm cały ten głupi szpital. — Nie tam, szkoda strzępić ryja — machnęła ręką, uznając, że ten pajac nie będzie jej obchodził — Racja… — zastanowiła się przez chwilę — Pewnie już jest w drodze, mam nadzieję, że doktor kretyn trafi na tatę, to już żadna siła mu nie pomoże — zachichotała sobie na tę myśl — Jak się czujesz? — zapytała jednak, zaraz poważniejąc, bo dosyć tych żartów. Nie dało się ukryć, że skoro wylądował w szpitalu, to stało się lub mogło się stać coś naprawdę poważnego. — Potrzebujesz czegoś, uprzedzając – oprócz odżywki do włosów?